Tag

zakupy

Saga o ludziach łowcach, czyli ostatni tydzień wyprzedaży w Rossmannie

By | Bjuti Pudi | 28 komentarzy
Ostatnia część sagi o łupach w Essesmanie.
Tak, wiem, miałam nie iść. Rzekomo nic nie było mi potrzebne. Taaaa jasneee 😀
Poszłam po płatki kosmetyczne i bezbarwny lakier w promocji. Dwie rzeczy i co ? I jajco 😀
No cóż, nie powinnam posiadać więcej niż piątaka przy sobie, bo tak to się kończy…
Wszystko potrzebne, wszystko za mniej niż normalnie, tylko brać…
Wzięłam.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że poszłam we wtorek, bo liczyłam, że drogeria będzie już ograbiona ze wszystkiego, a tu dupa. To co mi się podobało akurat było.
No to wzięłam te nieszczęsne płatki. Przy okazji Radical coby futro nacierać. Wcześniejsza flaszka akurat dobiła dna, a tu taka niespodziewajka- kilka złotych taniej. Wzięłam. I Facelle było w promocji. Wzięłam, bo moje włosy ( na głowie dziady borowe! )  są fantastyczne kiedy je myję tą prytą.  I kremik do stóp za grosze. Wzięłam, bo lubię mieć zadbane przeszczepy. Na moje wielkie (nie)szczęście wisienka z Tutti Frutti też akurat staniała. WZIĘŁAM. A to czarne coś po lewej stronie to nie czarna wdowa, tylko spinka do włosów. Tak, przeceniona, tak wzięłam…
A wracając do promocji właściwej:  lakierowo-wargowej, też nawrzucałam do turbo koszyka co nieco 🙂
Mazaki na warę, po ekstra cenie. Kolory jakieś kiepskie na tej fotce. W rzeczywistości to delikatne róże- takie lubię najbardziej i z różowym ustem jestem taka dżaga, że aż się kury niosą na sam mój widok 😀
Okrągła pomadka to Lovely błyszczykowa pomadka do ust numer 4. Miałam już czerwień i byłam zadowolona. Tym razem pewnie też będę szczęśliwa jak Polak na wakacjach w Egipcie!
Kanciasta szminka to Wibowa nawilżająca pomadka do ust numer 1. Eliksir. Też miałam już inne odcienie, tym razem postawiłam na fajny róż. Nie wiem czemu na zdjęciu wygląda na ciemną, ale nie jest. Z resztą, kto wierzy blogerkom? 😀
Lakiery. Lakiery, których miałam nie kupować, bo rzadko używam. A jednak. (Co za durny czerep ze mnie).
Biały kanciak to jakaś nowa seria z Wibo. Biały zwykły lakier. Kupiłam, bo stary białas się wykończył, a do ombre, wzorków czy innych pierdół jest mi niezbędny. ( Boszzz jak ja się tłumaczę 😀 ).
Różowy Lovely z serii I love summer. No, bo kto nie lubi lata? Mam niemal identyczny kolorek z Avonu, super lakier tylko straszne smugi robi i dlatego wzięłam ten. Ten nie robi. Właśnie mam go na paździorach.
I bezbarwny “lakier”, a właściwie top, czyli pokrywacz. Fluo top od Wibo.  Mój ulubieniec od lat. Aż się dziwię, że jeszcze go nie zrecenzowałam, zajmę się tym aj promiz 🙂
I tak to rozhulałam kasiorę. Nawet ludzi za dużo nie było, dużo pierdół na półkach… Bez potu i łez kupiłam, aż za dużo. Ale wszystko się przyda.
Dobrze, że wyprzedaż się kończy. Mam nadzieję, że przez maj już nie zajrzę do jaskini zuuuuaaa po inne (nie)zbędne kosmetyki.
A jak Wasze zmagania w tym tygodniu ?

Walki drogeryjne, part 2.

By | Bjuti Pudi | 15 komentarzy
Dziś wystartowały Essesmańskie walki drogeryjne, part 2 – czyli kosmetyki naoczne ze zniżką 49%.
Miało być kulturalnie, bez szału. Miałam tam pójść na lajcie i kupić zielony tusz i liner, no może po dwa- na zapas. A wyszło jak wyszło.
Wpuścić babę do  drogerii, niech Ci ona ma jeszcze parę złotych i chwilę czasu i amen. Wylezie rozczochrana i szczęśliwa z paragonami wyłażącymi z każdego zakamarka.
Tak to wygląda w praktyce, pełen tobół i szczęśliwa gęba.
Najpierw mój dzielny i niesamowity szofer zawiózł moją podjaraną osobę do Essesmana w centrum. Błąd. Wlazłam tam rozochocona, a tam baby poprzyklejane do szaf. Siedzą tam uczepione jak mała małpa pleców starej i syczą. Wybierają co lepsze kąski i syczą. Syczą, a ja rozumiem przekaz- “nie podchodź jak Ci życie miłe”. Złapałam tusz z Evelinki i…i dupa. Półki puste. Zielonych tuszy brak. Linerów brak. Na szczęście znajoma ekspedientka wydłubała mi jeden liner z szuflady. Podeszłam z niedosytem do kasy, zapłaciłam kilka złotych i już.
Jedziemy do drugiego Essesmana. Ja nie zasnę bez zielonego tuszu za kilka złotych! I poszłooo…
Drogeria na zadupiu miasta powitała mnie pustkami. Jak ja uwielbiam to miejsce! Zamiast tuszu i linera dorzuciłam coś na pocieszenie. I tak z pełnym tobołem powróciłam do posiadłości.
Tusz z Eveline wpadł mi w oko u Czarnulki . No i co ? Ja nie wezmę? Ja?! Wzięłam, kupiłam, bo podoba mi się efekt wielgachnych rzęs. Będziemy testować i się jarać jak ksiądz nowym ministrantem!
Mój zielony ulubieniec z Wibo, musiał trafić do koszyka, no musiał i już. Opisałam go TU O TU – no celuj myszką 😉
I niebieskie coś z Wibo, co to ponoć jest wodoodporne i mam nadzieję, że sprawdzi się latem, oby tylko nie w deszczu, bo ja latem deszczu nie chcę 🙂
Cienie bez ściemy. Jak Buzię kocham, że to cienie.
Wibo paletka Make Up Box. Kupiłam, bo jak tu nie kupić jak kosztowała około pięciu złotych. Prawie darmo to co miałam nie brać? Błyszczy się, ma ładne kolory. No wzięłam, wzięłam, co zrobić- boku se nie wyrwę.
Color tattoo też musiałam wziąć. Siedział na półce, łypał do mnie złotym oczkiem. Raz łyp. Myślę sobie, na wuj mi on? Drugi raz łyp-niby zawsze chciałam go kupić, ale sępiłam na niego dwadzieścia parę złotych. Trzeci raz łyp- a pies mu mordę lizał, wezmę. Wzięłam.
No i mój matowy kreślak, niezawodny- TUTAJ historia naszej znajomości. Najpierw kupiłam jeden. W drugim Essesmanie pomyślałam, że trzy złote z groszami to takie pieniądze jak nie pieniądze i dokupiłam drugi. Będę miała zapas do końca roku.
Z walk wyszłam bez obrażeń, bo w porę uciekłam do bezpiecznej drogerii na peryferiach miasta. Ale Was ostrzegam! Baby strasznie syczą, kiedy próbujecie zbliżyć rękę do przecenionych skarbów. Wybierajcie miejsca zakupów z rozwagą, żeby nie stała Wam się krzywda.
Ostatnia część przygód- w przyszłym tygodniu. Do Nutrii na 40% zniżki być może doczłapię po długim łikędzie, ale nie wiem czy coś tam jeszcze zostanie- może to i lepiej 😉
A Wy co upolowałyście lub zamierzacie wyrwać z gardzieli przecenowej ?

Rossmann i Natura- promocje, wyprzedaże, atak zombie

By | Bjuti Pudi | 8 komentarzy
Przebrnęliśmy przez święta- zapychanie kichy i polewanie wodą. Całuski od ciotki, której szczaw z barszczu wisi z brody i inne radosne przeżycia za nami.
Ledwie się ocknęliśmy, a tu nowe święto. Święto Buszujących w Zbożu. Drogerie prześcigają się w tym jak wydoić z nas resztki poświątecznych pieniędzy.

No i co, powiedz- nic se nie kupisz ? Kupisz, kupisz- choćby potem miały kury to jeść to i tak kupisz 😉
Ja też kupiłam 😀
Taka jestem cwaniara. Wstałam rano, na termometrze ponad 25 stopni, słońce świeci jak opętane no to pomyślałam- pierdolę, nie robię. Człowiek musi do siebie wrócić po świętach. Poszłam w miasto. Pokopytkowałam do Essesmana, żeby co lepsze rzeczy wyzbierać nim się hołota ogarnie i zrobi nalot.
Hołota już była, ale w ilości do przebolenia. Polazłam do tych szaf z brejami na twarz i szukam jakiejś szpachli. Sobie przycupnęłam i gmeram paluchami po testerach. Jakaś dziewuszka wybierała kolor podkładu, którym również byłam zainteresowana no to ucięłyśmy sobie pogawędkę. Chyba za głośno padło stwierdzenie, że szpachla jest dobra…
Kątem oka widzę w zwolnionym tempie zbliżający się tabun dziczy, który do momentu usłyszenia magicznej formułki “dobry podkład” podstępnie czaił się rozproszony przy innych pierdołach. Lekko odwracam głowę- tłum napiera. Wchodzą mi na plecy i pchają łapska do mojej gładzi na pysk. Było jak w filmie – wymieniłyśmy z dziewuszką porozumiewawcze spojrzenia i capnęłyśmy dwie ostatnie tubki z pasującym nam odcieniem. Tłum zwolnił. Tłum falował nad naszymi głowami roznosząc zapach potu i aromat resztek trawiących się sałatek świątecznych. Tłum zauważył, że zostały już tylko odcienie bardzo jasne i bardzo ciemne. Zwycięstwo! Tłum posmutniał.
Idę dalej. Jakiś bronzer by się przydał. Wzięłam po cichu i czmychnęłam po puder. Puder od Evelinki też wygrzebałam z resztek, ale się udało.
Przy kasie wygrzebałam jeszcze trzy maseczki po 99 groszy. Dwie peeloffowe i jedną oliwkową. Tłum gęstniał podczas mojego wyszukiwania. Sapali mi nad uchem. Chcieli gryźć, chcieli krwi…
Na osłodę kupiłam jeszcze masło wiśniowo- porzeczkowe, ale to już w Nutrii. Masło- orgazm. Zapach powalił mnie na kolana. Tyle co dolazłam do domu, wlazłam w wannę i natarłam się paskudą. Właśnie jaram się tym jak mi skóra pachnie. Jaram się jak Rzym za Nerona.
A niedługo zaatakuję Esesmana ponownie (dziadek byłby dumny). Tusze i eyelinery kupię na zapas, bo i tak zużyję. Lakierów i szminek chyba nie potrzebuję, ale nie obiecuję, że się po nie nie wybiorę.
A Nutria? Może jakieś cienie wyhaczę.
Jeśli przeżyję atak rozwścieczonych samic podczas promocji- opiszę jak poszło.
Wrzucę Wam jeszcze fotę moich dzisiejszych kosmetycznych zakupów.

Jakość zdjęcia jest powalająca jak litr wódki na głowę. Ale taka byłam podjarana słońcem, zakupami i atakiem zombi w drogerii, że walnęłam na szybkiego telefonem.

Pussytour po pewexach :)

By | Świat Szmat | 18 komentarzy
Nie samymi smarowidłami człowiek żyje. Czasem coś na dupkę trzeba naciągnąć, a że lubię wygrzebywać różne perełki w Skamach/ Secound Handach/  Ciuchlandach i jak tam sobie to nazwiecie to zrobię tu osobny dział z moimi zdobyczami 🙂
Po ostatnich łowach ustrzeliłam kilka ciekawostek.
Czarny, całkiem elegancki szmaciak z atmosfery za całe dziesięć złotych. Lekko przezroczysty, mięciutki i miły w dotyku. Z ładnymi bajerami na ramionach.
Jakieś pierdołki i trochę koronki i jestem modna jak cholera. Teraz mogę szpanować po mieście lekko pobłyskując cyckami 😀
Czarna bluza z radosnym uśmiechem, żeby tak czarno- stypowo nie było. Cieplutka, nowiutka i także 10 peelenów. W niej cycków nikt nie zobaczy 😀
Kalisony wersja letnia. Wbrew pozorom elegancko zakrywa poślady. Tylko cztery złote. Przy kieszonkach suwaki w kształcie krzyżyków- do kościoła w sam raz. Polecam na niedzielne spacery 😀 Kieszenie, a właściwie podszewki kieszeni, które niechlujnie wyłażą z nogawic wyglądają jak brudne. Ale nie są brudne. Są łaciate jakieś- takie to dizajny teraz projektanci wymyślają. Bardzo pomysłowy sposób- nie trzeba prać haha 😀
Koszulka za trzy złote. Nijaka, ale nowiuśka z jakichś tam haendemów ( to akurat jest dla mnie mało istotne i tak wszystkie rzeczy małe chińczyki małymi rączkami za małą miseczkę ryżu dziergają ). Urzekł mnie napis- taki poetycki to se wzięłam.
O tu, na piersi lśni napis. Liryczny- śliczny.
A na pleckach piękny pussikowy herb się jawi. Jest flaszka, jest kielonek i są szpilki i napis dumnie brzmiący. Oczywiście do kościoła ciuch się nie nada, bo czarny to przecie kolor szatana, a szatan z buzio (nie, nie, nie z bozią) się nie lubią. Planuję chodzić w tym tylko w domu, profilaktycznie 😀
Sukmana kwiecista, wiosenna za całe osiemnaście złotych! Ale za to nówka nie śmigana bez żadnych defektów. Z zipem- jak to się teraz mówi po blogach. Dla mnie to zwykły suwak, ale co ja tam wiem 😉 Będzie można się w wojnę z ruskimi w niej bawić, bo mnie na łące nie dostrzegą. To będzie mój ciuch bojowy jakby co, tylko ciiii, bo się dowiedzą 😀
I coś w marynarskim stylu. Ma nawet słitaśne guziczki z kotwicami sik, sik 😀 Chyba z piętnaście złotych na to cudo poszło. Teraz muszę nad morze pojechać, bo gdzie ja w tym będę spacerować? Na Monciak mi trza jechać, bo przecież nie będę w tym gnoju z pod mojego kota wyrzucać 😀
Sukienczyna ma fajny bajer. Kieszonka na butelczynę. Akurat miałam flaszkę koli koki pod ręką, ale to rzecz gustu kto co by se tu umieścił. Do wyboru do koloru może być wino, piwo, sok, zdechły kot.
Takie to moje szmaciane zakupy. Właściwie to nie ZaKupy tylko za pieniądze, ale za to nie wielkie 😉

Pudernica i jej miesięcznica :D

By | Śmietnik | 18 komentarzy
Fanfary poczęły wygrywać radosną melodię obwieszczając moją pierwszą miesięcznicę w świecie blogowania o kosmożyciu.
Bloga o kosmetykach miałam w głowie od dawna. Ale jakoś nie mogłam zebrać się w sobie. Pisałam o czym innym i gdzie indziej. Teraz to gdzie indziej również jest na bloggerze. Więc jeśli ktoś chce poczytać o czymś głębszym niż dno butelki po balsamie zapraszam —> tu se naciśnij . W każdym razie pisałam głupoty o kosmetykach gdzie indziej i Baby, takie fajne Baby kazały pisać bloga 😉 To piszę.

O kosmetykach coś tam wiem, prawie dwa lata pracowałam jako kosmetyczka w salonie, ale to inna historia. Coś tam wiedzę rozwijałam i wbrew pozorom jestem w pełni rozwinięta, choć prawdopodobnie jakieś defekty w mózgu mam 😉
Nie lubię pisać o sobie, z resztą to nie istotne.
Zakładając tego bloga liczyłam na jakieś max 600 wyświetleń w pierwszym miesiącu, a tu kurka wodna w tym momencie patrzę i nie dowierzam- 16,007 wejść! Jaja jak berety, tyle to ja miałam w planach w rok osiągnąć, ale jest mi niezmiernie miło, że jednak stało to się szybciej. Już nie wspomnę, że ktoś wyświetlał kilkukrotnie mojego bloga w Wietnamie czy Kongo 😀 (Btw. Pozdro dla Was 😉 ).
Większość odbiorców jest w wieku 25-34 lata, również jest mi miło, bo także znajduję się w tym przedziale. Oczywiście czytają też gorące osiemnastki i ryczące sześćdziesiątki ( bez obrazy 😉 ).
Na pierwszym miejscu plasuje się województwo mazowieckie, później lubelskie (moje) oraz śląskie.
Najwięcej osób, bo aż 2492 przeczytały post o oszukańczym tytule 7 cm przyrostu w miesiąc! czyli, że media i manipulacja to dobry pomysł 😀
Cóż więcej mogę rzec… Dziękuję, że chcecie mnie czytać i wiedzcie, że nigdy się nie zmienię 🙂 Dziękuję serdecznie za miłe komentarze! A propos niemiłych i tych zupełnie z dupy wyjętych informuję, że nie odpisuję na nie od dziś 🙂 Jak stwierdziła pewna Weronika, która ma niesamowitą  córkę i równie wspaniałego syna- liczba hejterów jest miarą popularności 😉 Kochani hejterzy- nie będę kasować czy blokować Waszych komentarzy- niech naród się pośmieje z Waszych ułomności 😀 A w rozmowy już z Wami nie wchodzę, bo szkoda mojego cennego czasu na bezowocne dyskusje- z głupszym się nie dyskutuje, jak mawia moja Babcia.
Tyle mojego bezsensownego podsumowania czas się pochwalić 😀
Wylazłam proszę ja Was dzisiaj na miasto, bo słońce sikało złotym deszczem promieni na moje zadupie. Dzieciaki na wagarach to i ja olałam robotę i obskoczyłam kilka punktów w mieście. Straciłam trochę kasy, nakupowałam ciuchów, ale tu ich chyba nie będę wstawiać, chyba, że kiedyś poszerzę bloga o stylóweczki jak Tuskówna haha 😉
Kupiłam kilka kosmicznych kosmetyków, które mam zamiar katować.

Lakier do paznokci i żurawinowy balsam do ciała. A także maska na kłaczory (te na głowie ofc). Akurat maskę kupiła mi niezwykle miła Patrycja, która zaliczyła Hebe w Lublinie, a ja dałam jej cynk, że Kallos po 7,99 😉

I coś na włosy oczywiście 😉 W mieście pojawiła się nowa drogeria Jawa, którą zwę Zjawą i znalazłam tam jakieś Marionowe bajery. Ampułki 7 efektów, laminowanie i coś co ma grzać w łeb i wspomóc włosy 😉
Jak tylko upapram się wszystkim dam znać co działa, co nie działa i czy nie oblazłam ze skóry lub nie wyłysiałam.
Tyle ze mnie na dziś.
Pozdro 😉

Dżingubels

By | Przemyślnik | No Comments
Jak co roku o tej porze
Rusza zakupowe morze
Pełne wózki i koszyki
W rytm nieziemskiej wręcz muzyki
Czy to Tesco czy Carrefoury
Każdy wlecze żarcia fury
Dziesięć kilo mandarynek
I bananów ze sześć skrzynek
Jest promocja-to trza brać
I nie ważne czy Cię stać
Taka już tradycja nasza
Żaden kryzys nie odstrasza
Bóg się rodzi ,moc truchleje
Tłum w Biedronce już gęstnieje
Święta,święta już za rogiem
Czas gdy wróg już nie jest wrogiem
Ale tylko w bajkach głupich
Teraz ważne co kto kupi
Ile  wózków kto wytoczy
By sąsiadów gryzło w oczy
Ważne ile będziesz mieć
By przez całe święta żreć
Żreć jak świnia przez dni cztery
Choć kupione od cholery
Całe szczęście,że w tym roku
Wreszcie będzie święty spokój
Krótką chwilę przed świętami
Koniec świata przewidziany
Jak to wszystko zmiecie z ziemi
Z zapasami przeżyjemy
Ale tylko przez dwie chwilki
Bo jak żreć wciąż mandarynki
Przeczyszczenie i wymioty
Dokonają swej roboty
Morał z bajki bardzo krótki-
Za*ierdalaj na zakupki
To tradycja  trala la la
Ten świętuje – kto wpie*dala!
Wchodzę do Żabki po jakąś pierdołę.Już nie głupkowaty dzwonek informuje, że przybyłam-teraz napie*rza po uszach Dżingubels czy inne badziewie. Dobra jest-kupię co mam kupić i sobie idę. Hola,hola ale jak to! Święta tuż tuż!Kolejka wije się zuchwale przez połowę sklepu przebierając niecierpliwie swoimi diabelskimi kopytami ukrytymi skrzętnie w ludzkich butach.Rezygnuję, nie będę stała pół godziny żeby kupić kilka drobiazgów.Może market?Więcej kas do mojej dyspozycji.Nie będzie tak źle.Jest.Jest jeszcze gorzej-parking ocieka wściekłą klientelą,która zasuwa z gracją Grycanek między innymi wściekłymi driftując swoimi wózkami wyładowanymi pod same niebo.No tak są dzięki temu bliżej Boga…Zakupy po niebo,jakże to piękne i wzniosłe,jakże to niesamowite…Otarłam niezauważalnie łzę wzruszenia i prześlizgnęłam się do środka gorącego kotła ze skwierczącą smołą.Piekło na ziemi,przedsmak końca świata,zapach gryzącej siarki i pospiesznie chowane w nogawki niby zwykłych ludzi  czarcie ogony.Po prawej -dziecko wyje i tupie,bo chce samochód policyjny,sterowany koniecznie taki jak na półce.Zanosi się płaczem który po chwili zamienia się w wycie syreny. Dźwięk modułowy trwający jedną minutę-ocho alarm powietrzny,po chwili wycie zmieniło się  w sekwencję długich sygnałów-trzy sekundy wycia,sekunda przerwy-teraz byłam już pewna zaraz spadną bomby.Idę dalej,po lewej ledwo człapiąca staruszka dostaje skrzydeł.Cud!Świąteczny cud!A gdzie tam,mandarynki w promocji…Starowinka ładuje kilka kilogramów pomarańczowych kuleczek-a co jest promocja-trza brać.Czy się zje, czy wyrzuci- nie ważne jest okazja, kto nie skorzysta ten baran.Przeciskam się po sok,biorę z półki i pełznę jak ślimak pomiędzy watahą.Finał.Kilka kas jest.Funkcjonują dwie.Do każdej podczepiony łańcuch zapienionych.Staję grzecznie i czekam.Oczywiście czuję się jak ufok z kilkoma drobiazgami w koszyku.Ale co tam,przetrwałam tyle to i jeszcze chwila mnie nie zbawi.Nie chciało mi się poczekać w Żabie,to poczekam tu,jestem twarda.Udało się wyszłam wyssana z energii, ale żywa.Mam nadzieję,że te tony jedzenia kupowane z dwutygodniowym wyprzedzeniem to na koniec świata, bo chyba nie na 3 czy 4 dni świąt…