Tag

tonik

Poczuj się jak Czarodziejka z Księżyca z Cossi Fuleren

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments

Kolejny wstęp z tekstem, że lubię jak coś ładnie pachnie. Oprócz tego lubię wspierać małe, polskie marki. Lubię też dobre kosmetyki, najlepiej jeśli cena też jest dobra. Jeśli połączymy te wszystkie czynniki, które sprawiają, że staję się uśmiechniętą Pudi, otrzymujemy Cossi Fuleren. A w ich kosmetykach znajdziemy jeszcze jeden ciekawy wyróżnik- kamień księżycowy! Kto nigdy nie chciał być Czarodziejką z Księżyca niech pierwszy rzuci kamień! Najlepiej ten z księżyca 😉

Na wstępie zaznaczę, że zestaw dostałam za darmo ale recenzję robię z własnej inicjatywy, nie jest to współpraca, a chęć promowania fajnych kosmetyków od małej, rodzinnej firmy, za którą trzymam kciuki 🙂

Dodam jeszcze jedno. Paczka jaką dostałam w maju od Cossi była najlepszą paczką PR jaką w życiu dostałam! W jednej części znalazłam kosmetyki, a w drugiej- swojską kiełbasę i smalec. No proszę Państwa, pokażcie mi taką drugą markę, która tak bardzo zna potrzeby i fantazje blogerek 😀

Jeszcze jedno, jedno. Cossi to siostrzana marka Rapan Beauty, których maseczkę ze smoczą krwią namiętnie katuję od dawna. Mają moje pełne zaufanie, więc od razu wzięłam się do testów i dziś kilka słów na temat toniku, olejku i peelingu.

Na pierwszy ogień jedziemy z tonikiem. Przyznam, że tonik kojąco-nawilżający przypadł mi najbardziej z całego stadka. Kliknijcie sobie w to co się świeci i tam macie pełne info o nim, bo ja nie lubię treści przepisywać, potem i tak nikt tego nie czyta. W skrócie to za 25 złotych mamy delikatnie pachnący tonik z ekstraktem z aloesu, grzybów shiitake i kamieniem księżycowym w środku. Kamień księżycowy brzmi magicznie tymczasem jest to minerał będący pozostałością meteorytu. Ma właściwości antyoksydacyjne, ochronne, kojące, nawilżające i…serio poczytajcie więcej na ich stronie 😉 Zaprawdę powiadam Wam- jest to dobre.

Tonik praktycznie z miejsca trafił do moich ulubieńców. Pierwszy raz miałam okazję naocznie zaobserwować działanie toniku. Kilka razy zapomniałam nałożyć po nim krem, bo skóra była nawilżona i zdawało mi się, że krem już mam, a nie miałam. Kolejny plus za to, że wystarczyło przetrzeć buzię i wszelkie zaczerwienienia, zadrapania, syfki bladły na moich oczach. O tak po prostu, jeb i ni ma czerwonych plamek. Magia z księżyca. Przy nakładaniu twarz lekko mrowiła ale w taki przyjemny sposób. Czasami tonik rozpylałam prosto z dozownika, czasami nakładałam na wacik, jak mi się akurat zachciało. Wydajność dosyć dobra, bo psiukacz dozuje niewielką ale odpowiednią ilość. Polecam!

Drugim produktem był olejek upiększający. W składzie znajdziemy między innymi olejek z orzecha włoskiego, olejek ubuntu mongongo, olejek andiroba i oczywiście kamień księżycowy latający po flaszce. Że nie jestem fanką olejków to każdy wie 😉 Ten olejek używałam z przyjemnością, bo pachniał nieziemsko, trochę owocowo, trochę słodko ale świeżo jednocześnie. Zapach ciężki do określenia ale piękny. Najważniejsze, że genialnie się wchłania i  to dość szybko, nie brudzi ciuchów i nie jest upierdliwy w obsłudze. Wydajny. Jako nie-fanka olejków raczej do niego nie wrócę ale osoby, które olejki lubią na bank go pokochają 🙂

Trzeci kosmetyk to peeling egzotyczny. Najbardziej na świecie uwielbiam trzeć skórę do krwi haha 😀 W każdym razie lubię ostre peelingi. Latem, na opaloną skórę takie ostre peelingi to średni pomysł dlatego też latem najlepiej sprawdzał mi się ten peeling od Cossie. Drobno zmielone pestki oliwek i sól himalajska delikatnie złuszczają martwy naskórek. Ponieważ zdzierak ukręcony jest na bazie masła shea i masła kakaowego, oleju kokosowego i oleju babassu skóra po użyciu jest nawilżona. Polecam szczególnie leniwcom, którzy nie lubią lub nie pamiętają o nałożeniu balsamu po kąpieli, peeling robi robotę za nas i skóra jest przyjemnie dojebana mocą. Wrócę do niego latem kiedy moja skóra woli delikatniejsze traktowanie.

W żołnierskich słowach- najbardziej do gustu przypadł mi tonik ale wszystkie kosmetyki są godne pochwały. Do wyboru macie też inne wersje kosmetyków, które pokazałam, inne zapachy, różne zastosowania ale to sami sprawdźcie na ich stronie. Kamień księżycowy może i nie jest kosmiczny ale kosmetyki oparte na nim mają trochę kosmiczne działanie. Znikające zaczerwienienia po toniku to dla mnie kosmos, nigdy po żadnym kosmetyku moja skóra tak szybko nie była ukojona. I polecam wspierać małe, polskie marki 🙂

Chodź, wysmaruj mi twarz- na żółto i na niebiesko

By | Bjuti Pudi, Blog | 12 komentarzy
Lubię i wiem, że Ty też lubisz. Ciepła dłoń przesuwa się delikatnie po skórze, a za moment zaczyna swój niepowtarzalny taniec. Piruety, ostre zakręty, łagodne kółeczka. Nagle mocne tarcie, krew bryzga po ścianach, skrawki skóry odrywają się i z plaskiem spadają na podłogę. Krew, znój i niepohamowana chęć zadania bólu. Ostro i klawo jak cholera. Lubisz, no nie? Po wszystkim jesteś odprężona, Twoja skóra gładka, a Ty spełniona.
Jak zwykle poleciałam z fantazją. Ale Wy przecież wiecie jak bardzo lubię ostry…peeling. Jeśli do ostrego peelingu dodamy jeszcze kojącą maseczkę- jest świetnie. A jeśli możemy mieć wszystko w jednym. Bajka! Da się? Się da. Ostatnio nawet nie kupuję korundu, który nadal uwielbiam, ale mam coś lepszego niż on.
Pamiętacie jak wspominałam Wam o współpracy z Cobest? Ich proste produkty powalają mnie na kolana. Pan Witold podczas pierwszej rozmowy powiedział, że jest spokojny o moje recenzje, bo nie zna osoby, która by się na kosmetykach od nich zawiodła. Przyłączam się do grona zadowolonych osób, które miały okazję poznać glinki Rapan. I nie mówię tego ze względu na współpracę, mówię to, bo tak jest. Dzisiaj biorę na tapetę glinki, które stosowałam na moim ryju. Lubię dobry peeling i glinki- o tym już wiecie, bo na moim blogu temat glinek i ostrej jazdy po naskórku, powraca jak bumerang.

Zacznijmy od żółtej glinki Rapan. Informacje macie powyżej, więc pozwolę sobie przejść do mojej opinii, bo wiem, że to najbardziej wszystkich interesuje. Żółtka kładłam raz w tygodniu, ponieważ chyba wszystkie glinki w tym kolorze należą do najsilniejszych. Więcej niż ten jeden raz- nie radzę, bo można przesuszyć sobie nadmiernie skórę. Ta kolorowa koleżanka jest niezastąpiona szczególnie u osób, które maja skłonności do trądziku, wyprysków, zaskórników, maja cerę tłustą. Moja cera nie jest jakoś mocno kapryśna, ale zaskórniki, zarówno otwarte, jak i zamknięte, to moja zmora. O ile otwarte dziady wypleniam na bieżąco czarną maską AFY, tak te zamknięte są bardziej uparte. Żólta glinka wyeliminowała u mnie jakieś 70-80 procent zamkniętych nikczemników! Świetnie oczyszcza twarz, ściąga pory, skóra jest dłużej matowa i generalnie gęba po niej jest taka, że można iść do ludzi. Wiem co mówię, bo zaczęłam ja stosować w połowie sierpnia. Tak, tak, u mnie testy to nie w kij dmuchał- serio muszę z kosmetykiem pobyć, żeby o nim coś napisać. Regularne stosowanie glinki żółtej zabiło zaskórniki zamknięte i ogólnie poprawiło wygląd buzi. Wyskakuje mi coraz mniej niespodzianek. Podczas urlopu nie kładłam żadnych pudrów, podkładów, róży- no dajcie spokój, wakacje nie są od malowania, a gęba wyglądała świetnie. Mimo regularnego stosowania, mam jeszcze pół słoiczka! 120 gramów, to koszt 24 złotych KLIK, jak dla mnie cena świetna, działanie jeszcze lepsze.
Niebieska glinka Rapan. Czym się różni? Przede wszystkim jest delikatniejsza. Polecana osobom o skórze wrażliwej, delikatnej, skłonnej do podrażnień. W swoim składzie ma mniej tlenku żelaza, który to nadaje kolor i moc glinkom żółtym. To, że glinka jest delikatniejsza, nie znaczy, że gorsza- przeciwnie. Najfajniejsze co zaobserwowałam, to niebieska siostra genialnie łagodzi podrażnienia. Jak to baba, lubię czasem wsadzić paluchy tam gdzie nie trzeba- wyduszę jakiegoś syfka, a potem jęk, bo czerwona plama. Na wszelkie czerwone placki mam rozwiązanie- ta oto zacna glinka. 15 minut na twarzy i zaczerwienienia brak. No dobra mały ślad jest, ale nie naleśnik na pół gęby. Bardzo zacnie ukołysze gębę do snu, złagodzi zaczerwienienia, wypryski. Buzia jest ukojona i wyraźnie w lepszej kondycji. Mam wrażenie, że gęba jest lepiej odżywiona i nawilżona. Bardzo przyjemny efekt ukojenia. Cena taka sama jak glinki żółtej, wydajność tak samo w dechę.
Obie maseczki sporządzam przy pomocy toniku z soli jeziorowej Rapan KLIK. Glinki maja postać gęstej papki. Do miseczki wrzucam małą łyżeczkę glinki i dodaję odrobinę soli jeziorowej, mieszam i na twarz hopla. Masuję i pocieram twarz i już mam peeling, bo glinki maja w sobie mnóstwo kryształków krzemu, który genialnie złuszcza martwy naskórek. Przy lekkim masażu mamy lekki peeling, a ja, wiadomo- jadę z tym koksem na ostro. Lubię czuć tą moc! I czuję. Po wytarmoszeniu ryja, rozprowadzam maskę i trzymam ją te 15 minut, czasem dłużej, jak mi się zapomni. Mycie to poezja- pierwsze glinki w historii, które nie mażą się jak psia kupa, tylko łatwo się zmywają. Na koniec oblecę jeszcze ryj solnym tonikiem i już.
Tutaj macie jeszcze więcej informacji o glinkach Rapan- KLIK. Uważam, że nie ma sensu przepisywać tego, co już zostało napisane. W skrócie napiszę, że są zajebiste 🙂 Oczywiście nasze błotka można dowolnie mieszać, dorzucać składników i tak tez uczynię. W pierwszej kolejności chciałam przetestować je solo, żeby nic nie zachwiało moich obserwacji. Próbowałam jedynie mieszać żółtka z niebieszczyzną i tonikiem oczywiście. Bardzo dobre połączenie, łagodność niebieskiej i siła żółtej świetnie się uzupełniają. Taka mieszanka łagodzi, oczyszcza, a jednocześnie nie wysusza buzi. Oczywiście to nie koniec moich eksperymentów, glinek mam jeszcze dużo, a ja eksperymenty lubię 🙂
No i tak to kolejne glinki mnie zachwyciły. Powtórzę- kocham glinki, a te w szczególności. A jak u was z glebowymi maseczkami? Który kolor jest Waszym ulubionym glinkowym kolorem? A może mieliście już przyjemność z Rapanowymi specjałami?