Tag

Sycylia

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Modica i Ragusa.

By | Blog, Wywczas | No Comments

Byliśmy już na Etnie i w Taormine, w Marzamemi, w Ispice i Pozzallo, a także opowiedziałam Wam o ciekawostkach związanych z Sycylią. Dzisiaj nadszedł czas na ostatni odcinek włoskich wakacji- przespacerujemy się barokowymi uliczkami  Modiki i Ragusy.

Wycieczkę rozpoczynamy od Modiki. Modica wita nas tetrisem. Miasto wygląda jak klocki rozsypane po wzgórzu. Co lepsze klocki te trzymają się mniej więcej od 1693 roku kiedy to ten region nawiedziło ogromne trzęsienie ziemi. Moja łazienka dwa lata po remoncie potrzebuje poprawek, a to miasteczko od kilkuset lat stoi i ani drgnie, niesamowite!

Na samym środku możecie zobaczyć Katedrę Świętego Jerzego, do której prowadzi jakieś 300 stromych schodów. Oczywiście, że tam doleźliśmy! A nie było to łatwe przy ponad 40-stopniowym upale. Do środka nie weszłam, bo uważałam, że mój strój jest niestosowny (widzicie go na pierwszym zdjęciu, krótkie spodenki i odkryte ramiona). Ku memu zdziwieniu laski wchodziły tam w przezroczystych ciuchach z bielizną na wierzchu, a panowie w rozpiętych koszulach z klatą na wierzchu. Wiecie co? Mogę nie wierzyć ale mam szacunek do tych, którzy wierzą. Trochę szacunku ludzie! Ale to temat na inny wpis…

Modica położona jest między dwoma wąwozami, którymi płyną rzeki. Ciekawostką jest to, że rzeki zostały…zabudowane! Po wielkiej powodzi w 1902 roku rzeki zamknięto w cholerę i płyną sobie ukryte pod chodnikami. Prawda, że ciekawe rozwiązanie?

Jak już wspomniałam religia nie jest mi szczególnie bliska natomiast bardzo doceniam architekturę także tę sakralną. Barakowa (jak całe miasto) Katedra Świętego Piotra otoczona rzeźbami dwunastu apostołów robi wrażenie. Misterne zdobienia niemal wszystkich budynków zapiera dech. Gdzie nie spojrzysz tam efekt wow. Nie trzeba być wybitnym znawcą architektury żeby się zauroczyć. Ja nie jestem znawcą ale popatrzeć lubię i myślę, że każdy w miarę rozgarnięty człowiek doceni piękno pracy ludzkich rąk.

Modica to miasto czekolady! Ponieważ na Sycylii korzystaliśmy z wycieczek fakultatywnych z Itaki mieliśmy okazję wejść do fabryki tradycyjnej czekolady. Sama z siebie pewnie bym tam nie polazła 😉 A tu miłe zaskoczenie! Mogliśmy poznać proces powstawania słynnej czekolady, która w sumie nawet mi posmakowała! Ja i czekolada, bitch pls…A jednak! Jadłam czekoladę z…mięsem! Punkt dla mnie! Mięsna czekolada jest dobra i mówię to serio serio. Czekolada z Modiki nie jest zwykłą czekoladą, jej receptury wywodzą się z czasów hiszpańskich i tradycji Azteków, nie zawiera mleka (fujka!), a jej skład to kakao i cukier. I tyle! Powstaje w niskich temperaturach więc podczas jedzenia cukier trzeszczy w zębach. Do takiej czekolady dodawane są różne dodatki i tym sposobem możemy kupić sobie czekoladę z chili (pyszna!), orzechami, nasionami konopi (miała najlepsze wzięcie, bo marihujajen, bardzo smaczna), mięsem (ta tyko na miejscu, bo wiadomo), cytryną, makiem, imbirem, solą i chyba wszystkim co można sobie wyobrazić albo i nie. Mi osobiście czekolada z Modiki smakuje na tyle, że nie wykrzywia mi mordy przy jedzeniu co dzieje się przy zwykłej czekoladzie 😀 Zakupy zrobiłam przy tych wielkich schodach do katedry, trzy fotki wyżej. Polecam!

A teraz przeskakujemy do kolejnego barokowego miasteczka- Ragusy. Ragusa w swojej architekturze i położeniu jest podobna do Modiki choć dla mnie mniej atrakcyjna wizualnie. Ragusa ma za to świetny park z piękną aleją palmową. Idealne miejsce na spacer i zbijanie bąków pod drzewem!

Ragusa dzieli się na dwie części- Ragusa Superiore  (na wyższym wzgórzu, została odbudowana po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, o którym już wspominałam) oraz Ragusa Ibla (spokojniejsza, niższa dzielnica z tym pięknym parczychem). Nad miastem króluje Katedra Świętego Jerzego (chyba lubia tam tego Jerzego). Po prawej stronie od katedry (powyższe zdjęcie) zjecie lody o ciekawych smakach na przykład z cebulą! (Sycylia mnie kocha!). Po lewej natomiast mogę polecić knajpkę z dobrym i tanim żarciem, nazwy nie pamiętam ale chyba na filmie jest urywek z naszego obiadu to sobie obczajcie. Jak ktoś ma za dużo hajsów to po prawej za katedrą jest restauracja z pierdyliardem gwiazdek miszlenów czy czegoś tam.

W Ragusie obeszliśmy sobie tylko główne ścieżki, bo ileż można łazić w upale, potem ojebaliśmy obiad i byczyliśmy się pod palmą w Ibli, także tego. Tyle 😉

W rocznicę naszego pobytu na Sycylii napisałam właśnie ostatni post stamtąd. Może kiedyś tam nawet wrócę. Tak w kilku słowach Sycylia to bieda, piękna architektura, dużo miejsc do zwiedzania, mili ludzie, którzy nie znają angielskiego, dużo śmieci, dużo uśmiechu, piekielne temperatury, pyszne makarony, mafia, cytryny i dużo słońca. Polecam!

A kolejne wycieczki na blogu to kierunek Grecja! Zapraszam 🙂

 

 

 

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Ispica i Pozzallo.

By | Blog, Wywczas | No Comments

Poznaliście już ciekawostki i wskazówki sycylijskie. Zwiedziliście już ze mną Etnę i Taorminę oraz Marzamemi. Dzisiaj pora na kolejne szwędanie po wyspie pełnej zbirów, imigrantów, mafiozów i gorącej lawy. Wdepniemy do portowego Pozzallo gdzie dopływają pontony z uchodźcami. Zajrzymy tez do Ispica gdzie ludzie do niedawna mieszkali w jaskiniach. Żeby przekonać się co jest prawdą, a co fałszem- musicie czytać dalej 😉

Santa Maria del Focallo

Startujemy z plaży w Santa Maria del Focallo. Plaża była sobie blisko hotelu Borgio Rio Favara, w którym stacjonowaliśmy. Właściwie wszelkie opisy na stronie Itaki zaliczają to miejsce do Ispica, chociaż do miasteczka jest jakieś 10 kilometrów. Plaża czysta, spokojna. Sporo tu Włochów i Francuzów. Sporadycznie trafia się Polak. Leżaki mieliśmy w cenie hotelu, ale można sobie wykupić prywatnie miejscówkę, za ile nie wiem, bo nie było mi to do szczęścia potrzebne. Jest bar, muzyka, jakiś aerobik wodny, sprzęt do wypożyczenia. Miejsc nie brakuje, tłumów nie ma, a plaża ciągnie się i ciągnie. Woda przejrzysta jak w kranie. Rekinów nie stwierdziłam. Żaden uchodźca nie dryfował. Osiemnaście na piętnaście. 

W moim tle widzicie Pozzallo, ale tam skoczymy na koniec. Z Plaży zabieram Was do Ispica.

Ispica

Urocze miasteczko w południowo- wschodniej części Sycylii. Nieznane albo zapomniane przez turystów. Chyba na żadnym blogu nie spotkałam się z opisem tego miejsca. Jest cicho, spokojnie i mega klimatycznie. Widać podział społeczeństwa na tych zwykłych i tych w mafii. Wszyscy tak samo mili i pomocni. Nie ma się czego i kogo obawiać.Angielskiego nie zna nikt, ale na migi każdy stara Ci się pomóc. Gdybyście tam byli i szukali kibla, to jest w tej uliczce po prawej od budynku z drugiej fotki powyżej. Możecie nie potrzebować pamiątek, jedzenia, ale kibla każdy potrzebuje, więc sobie zapamiętajcie. Klop jest darmowy i czysty jakby co.

Piękna architektura. Nie będę się wymądrzać, bo znawcą nie jestem ale miło popatrzeć. W dzień, podczas popołudniowej siesty, plac jest niemal pusty. Wieczorem każdy kąt roi się od uśmiechniętych Sycylijczyków. Jedni głośno rozmawiają gestykulując, drudzy leniwie sączą winko, wokół roznosi się gwar rozmów przeplatany głośnym śmiechem. Jeśli ktoś zna angielski oznacza to, że jest tym strasznym i złym uchodźcą. Los tak chciał, że uchodźcy, którzy stanęli na mojej drodze byli kulturalni i pomocni. Jeden wskazał drogę do apteki, drugi zagaił skąd jesteśmy. Płynny angielski i nienaganna kultura. Najczęściej można tutaj spotkać Kameruńczyków i Nigeryjczyków, którzy pracują na pobliskich polach. A teraz historia prawdziwa- to oni podzielili się wodą z Polakiem, również tam pracującym, podczas gdy inny Polak odwrócił się na pięcie. Ludzie, którym niejednokrotnie wymordowano całą rodzinę i przyjechali tu boso są bardzo skłonni do pomocy, ciężko pracują i nie wyciągają rąk po social. Uchodźców złych i niedobrych nie spotkałam. Moja Nieteściowa od jakichś 15 lat mieszka w Ispica i nigdy nie spotkały ją żadne nieprzyjemności. Także bajki o niebezpiecznej Sycylii traktujcie z przymrużeniem oka. Owszem mogą Cię napaść, pobić i okraść podobnie jak mogą Cię napaść, pobić i okraść w Warszawie, Krasnymstawie albo w Opolu. Wszędzie się zdarza natomiast nie demonizowałabym Sycylii. Od głównego placu ciągną się poplątane uliczki. Cała Ispica leży na skalnym wzgórzu i widoki stąd są zachwycające. Kiedy wejdziemy w kręte uliczki możemy dodatkowo zachwycić się architekturą. W Ispica widać kto jest prostym człowiekiem, a kto ma chody u Ojca Chrzestnego. Jedne budynki są zaniedbane, inne wręcz ociekają złotem. Niezależnie od tego jak domy wyglądają zewnątrz, wewnątrz wszystkie są skromnie urządzone. Nie ma zbędnego badziewia, bibelotów, serwetek, dywanów, gównoballsów pod sufitem i figurek flamingów na stolikach z Ikea. Totalna prostota i zero kiczu.Ponieważ byłam w kilku Sycylijskich mieszkaniach, mam porównanie. Byłam w domu bardzo bogatej rodziny, w domu przeciętnej i w domu mało majętnej. Wszędzie było czysto, przestrzennie, w całym mieszkaniu płytki, żadnych zbędnych pierdół. Przyznam, że taki minimalizm sobie cenię. Nie znoszę firanek, dywanów, serwetek, kurzołapów więc czułam się w takich wnętrzach wyśmienicie. Zauważyłam, że Sycylijczycy nie lubią tandety. Jeśli meble, to solidne, takie na lata, żadna tam Ikea za 300 złotych. Na ulicach można spotkać fury za miliony euro od Ojca Chrzestnego ale większość to zwykłe autka dla szarych ludzi. Można zobaczyć też sporo takich perełek jak Fiacik ze zdjęcia. Sycylia jest biednym miejscem. Ludzie żyją tu głównie z rolnictwa. Albo z mafii 😀 Ale mafię zostawmy w spokoju. Mafiozi to też ludzie w dodatku lepiej dbają o swoich i o turystów niż nasi zasrani politycy. Ispica to raj dla archeologów. Niegdyś ludność zamieszkiwała zbocza góry, na której teraz znajduje się miasteczko. Ispiczanie (nie wiem czy dobrze ich nazywam) początkowo zamieszkiwali w jaskiniach. Nawet teraz gdzieniegdzie jaskinie wciąż są użytkowane. Możemy natknąć się na kapliczki czy “domki” wydrążone w skałach. Na obrzeżach Ispica możemy zwiedzić kamieniołomy, park archeologiczny, grobowce jaskiniowe. Jeśli ktoś lubi pogrzebać w ziemi i nie jest nekrofilem, to Ispica na niego czeka. Lody! Kto przybędzie na Sycylię i nie poje ich lodów ten debil. Jedne z pyszniejszych lodów jakie jadłam! A jak ja mówię, że pycha, to musi być pycha, bo ja w słodyczach nie gustuję. W Ispica polecam Wam American Bar di Bruno Armenia. Na moje oko jest to cukiernia, ja ze słodyczy to ewentualnie serniczek albo lody. Lody w American Bar rozjebały mnie na łopatki i grabeczki. Rewelacja! Traficie tam bardzo łatwo, bar znajduje się w uliczce równoległej do głównego placu na Duca Degli Abruzzi 19. Ulica zaraz za tym kiblem, o którym już pisałam 😀 A lody najbardziej smakują właśnie na Palazzo Bruno di Belmonte. Siadasz i wdychasz ten klimat. Turystów tu jak na lekarstwo, można do woli rozkoszować się świętym spokojem.

Pozzallo

Kolejne malutkie miasto. Tym razem miasto portowe. W Pozzalo są aż cztery plaże odznaczone błękitną flagą. Przyznam, że to miasteczko zwiedziłam przelotem. Idealne miejsce na spacer wzdłuż morza.Mam wrażenie, że nadmorski deptak ciągnie się przez całe miasteczko. Pozzallo leży rzut beretem od Ispica i od  Santa Maria del Focallo. Można stąd udać się na Maltę. Zrezygnowaliśmy jednak z tej atrakcji, bo rejsik to około 100 euro od osoby, jakieś 2 godziny na morzu w jedną stronę. Kilka godzin na Malcie to za mało żeby sobie pozwiedzać, więc doszliśmy do wniosku, że lepiej tam kiedyś po prostu polecieć 😉 Niestety nie wiem gdzie w Pozzallo jest kibel. Musiałam sikać na partyzanta- przyczajona za murkiem.

Dzisiaj wyszedł mi wybitny tasiemiec. Został mi jeszcze jeden post sycylijski do napisania, a potem trzeba polecieć w kolejne miejsce 😉

 

 

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Marzamemi.

By | Blog, Wywczas | No Comments
Wyobraźcie sobie najpiękniejszą wioskę. Wioskę gdzieś daleko na południu Europy. Wyobraźcie sobie tę wioskę na Sycylii. Szum fal, kolorowe domki, mało turystów, zero pośpiechu i piekielne upały. Szum fal, kolorowe krzesła i zapach morza. Barwne uliczki i cisza. Spokój, ukojenie. Żar z nieba i aromat drzew oliwnych gdzieś obok. Zimne piwo, słodkie wino i świeży tuńczyk. Raj. I kiedy otwierasz oczy, kiedy uświadamiasz sobie, że właśnie siedzisz w tym edenie, nie wiesz czy się uszczypnąć, czy lepiej bez pośpiechu dokończyć nadpite wino…

Marzememi. Wioska w południowo-wschodniej części Sycylii. Wioska mało znana i pomijana w przewodnikach. O istnieniu tego raju dowiedziałam się z bloga Aleksandry i już wiedziałam, że muszę tam być. Walić przewodnikowe must have, tam musiałam pojechać. Udało nam się ogarnąć auto i wyruszyliśmy na podbój świata. Z hotelu w okolicach Ispica mieliśmy około 20 kilometrów. Wybraliśmy malowniczą, nadmorską trasę. Krajobrazy typowo rolnicze, ale jednak to błękitne morze po prawej rozjebuje system, nawet rolnikiem mogłabym być w tych okolicznościach przyrody?
Auto najlepiej zaparkować przed główną częścią miasteczka. O tutaj po lewej stronie murku. Parking jest płatny ale bez obaw- wyszły nam dosłownie jakieś grosze. Możemy poczłapać murkiem aż do rynku, albo jak normalni ludzie- udać się tam jedną z licznych uliczek. Poszliśmy oczywiście po murku. Od czasu do czasu skręcaliśmy na skałki i piaskowe mini plaże.
Wchodzisz na rynek i… czujesz się jak na jakimś Dzikim Zachodzie. Cisza i jakieś tutejsze świerszcze w tle. Właściwie to czekałam tylko na moment kiedy pod nogami przetoczy mi się ten zwitek siana z westernu. Trafiliśmy akurat na siestę. Z jednej strony to dobrze, bo miasteczko miało jeszcze lepszy i niespieszny klimat, z drugiej- na tym rynku dotarło do mnie po co Sycylijczykom ta cała siesta. Temperatura na tej patelni przekraczała spokojnie z 50 stopni. W takich warunkach człowiek się nie poci. Człowiek odparowuje jak kostka lodu na patelni.
Jedna pierzeja zadbana, druga ledwie się kupy trzyma, trzecia to restauracje, czwarta pomieszanie z poplątaniem. I to wszystko w kupie ma taki urok, że na żywo rozdziawiacie dziób i…w tym momencie odparowuje Wam ślina razem z kwasem z żołądka tak jest cieplutko.
Uliczką obok kościółka w ruinie dochodzimy do pięknego portu. Nowoczesne jachty i łódki, które ledwo kupy się trzymają. I właśnie te zdezelowane łąjby najbardziej chwytają za serce. I tak! Za plecami słyszysz muzyczkę z westernu “Dobry, zły i brzydki”, a sycylijskie dziadki sącząc kawę śledzą każdy Twój krok. To lecimy pozaglądać w uliczki zanim ustrzelą mnie kulką z opuncji.
Wszędzie knajpki. Nie najtańsze mimo, że wiocha i turystów niewielu. Kolorowe krzesła, girlandy, donice z kwiatami, bezpańskie koty i spokojni tubylcy. Uśmiechnięci ludzie, stare mury, żar lejący się z nieba. KLIMAT! Można obiec to miejsce w 30 minut i powiedzieć, że nic tam nie ma. Jest klimat. Jest taki klimat, że mogłabym tam mieszkać. Słono oliwny zapach powietrza, plecy oparte o zimny mur dają namiastkę chłodu. Dźwięki szczękających o siebie kieliszków wina i filiżanek z mocną sycylijską kawą. Można ćpać ten klimat na zdrowie.
Marzamemi. Miejsce tak zwyczajne, że powala. Charakterystyczna sycylijska ceramika na każdym kroku. Brak pośpiechu, brak stresu, reset totalny. Przewróciło się? Niech leży, a i ja się położę. I sąsiad położy się obok, a drugi przyniesie wino i też znajdzie miejsce. Taka jest Sycylia. Takie jest Marzamemi. Polecam to miejsce serdecznie. Polecam wypić tam wino, poleżeć, pospacerować, a może nie robić nic. Tam nawet nic smakuje inaczej. 

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Etna i Taormina.

By | Blog, Wywczas | One Comment
Pierwszy post z serii sycylijskiej cieszył się ogromną popularnością. Mam nadzieję, że moje wskazówki i ciekawostki komuś się przydadzą. Czas wyruszyć na nieoczywistą wycieczkę po wyspie. Dzisiaj zabiorę Was do najpiękniejszego miasta jakie w życiu widziałam (pewnie gówno widziałam), zajrzymy także do wulkanu sprawdzając czy diabeł smołę równo miesza. To co mieszamy? Czy tylko wstrząśniemy?
Oto i 2w1. Widok na Etnę z Taorminy. Pierwszy raz puściłam się z wycieczką z biura podróży i…nie bolało! Młoda, świetna przewodniczka z niesamowitymi opowieściami przełamała mój wstręt do zbiorowego zwiedzania. Z wypożyczeniem auta nie było łatwo, a cena była dobra, więc wykupiliśmy januszową wyprawę i jestem zadowolona z tej decyzji. W sumie za Etnę i Taorminę zapłaciliśmy 60 euro za osobę, więc całkiem spoko. Wyruszyliśmy skoro świt. Janusz już kończył czwarte piwo (to opowieść na inny post) i naszym oczom ukazały się wrota do piekieł- Etna. 

Wrażenie zrobiły na mnie chałupy zalane lawą po dach. Po drodze można spotkać ich sporo i kurde…fajnie to wygląda. Wjazd na wulkan jest wyasfaltowany choć te zakręty jak zwykle mnie wkurwiały, bo nie lubię kręcenia w kółko. 

Dojechać można na około 2000 m.n.p.m. Na miejscu mamy parkingi, knajpy, tandetę i co tylko sobie szanowny turysta życzy. Jeśli chcemy wjechać jeszcze wyżej do wyboru są dwie możliwości. Terenówka za 63 euro od osoby, która wywiezie nas na około 3000 m.n.p.m lub kolejka dojeżadzająca na 2500 m.n.p.m za około 30 euro. No heloł! Zdzierają jak górale. Dutki, srtki. Chyba ich pojebało. Darowaliśmy sobie wjazd wyżej. Wyżej jest to samo, tylko więcej popiołu. Ci którzy wjechali byli średnio zadowoleni. Stosunek ceny do wrażeń nie adekwatny. Pod sam główny krater i tak nikt nikogo nie wpuści, bo tam diabeł konia wali, ogniem strzela i nie chcą turystów narażać. Zostaliśmy więc na poziomie tych dwóch tysi i już. Nie wolno zapominać, że Etna to nie jeden krater, choć to z któregoś głównego wydalały się kłęby dymu. Etna ma 4 główne, aktywne kratery i około 270 kraterów bocznych, takich niby nieaktywnych ale chuj wie. Poleźliśmy na Krater Sylwestra, bo była ładny, blisko i w miarę nisko. Łażenie po popiele do łatwych nie należy, można zaliczyć zjazd na dupie, ale chociaż buty się nie brudzą, a tego się bałam wkładając bielutkie jak śnieg zapierdalacze. Śniegu nie było, ale upału tez nie. Nie zapominajmy, że jesteśmy na mniej więcej wysokości Kasprowego, a nawet i trochę wyżej. Ciepła bluza to must have, ale piździć nie piżdzi, za wiatrem nawet grzeje w plecy. 

 

Widoki z Sylwestra pierwsza klasa. Widać kawał Sycylii o ile trafi się na pogodę. Chmurki ocierają się o ryj i jest prawie romantycznie gdyby nie miliardy turystów za plecami. Musiałam iść na skraj krateru, żeby mi się japońce w kadr nie wcinały. Szanujcie. Mogłam spaść.

 

A wulkan? No wulkan jak wulkan. Kupa popiołu i kamieni, nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, chociaż uważam, że będąc na Sycylii trzeba tam być. Wrażenie zrobiły na mnie widoki. Niesamowite, zapierające dech w piersiach krajobrazy widziane spod chałupy diabła, Hefajstosa i tych wszystkich co tam sobie w ogniu siedzą. Dla widoków warto tam się udać.

 

Oczywiście w okolicznych budach można się zaopatrzyć w lokalną tandetę. Ja łapaczy kurzu nie kupuję. Świetne rzeźby ze skał wulkanicznych robił sobie pewien dziadzio ale ni chuj nie szło się dogadać z nim po angielsku, więc nie wiem co i po ile, ale było to ładne?Na Etnie warto kupić Ogień Etny, czyli ten 70% trunek od samego szatana. Polecam też zaopatrzyć się w świetne miody i herbatki z ziół zebranych na wulkanie. Mistrzostwo!

 

Chwila odpoczynku “na kozaka”, niech turysty wiedzo, że gwiazda wsi zajechała. A po odpoczynku brykamy do Taorminy.

 

Pojazd warto zostawić na parkingu podziemnym, a do miasta wjechać…windą! I tak oto po jeździe windą do nieba naszym oczom ukazują się turyści, turyści i kurwa jeszcze raz turyści. Co zrobić… Można strzelać, ale chyba się nie powinno. Tłum poniesie Was pięknymi uliczkami.

 

Piazza IX Aprile, czyli Plac 9 Kwietnia, to miejsce w którym warto się zatrzymać i chłonąć klimat. Rozkoszować się muzyką ulicznych grajków albo kupić se kurwa małą wodę za 7 euro jak ja. Najlepsza woda jaką w życiu piłam, taka cena no to raczej musi być doskonała! A skoro w tej restauracji drinkowała Liz Taylor i reszta Holiłudu to dlaczego nie ja? No co? Ja się tam nie napiję? Ja?! Potrzymaj mi piwo!

 

Turystów tu nie unikniemy. Niestety. Starałam się ignorować tłumy i paczeć sercem. Paczałam i paczałam i zakochałam się w tym mieście! Muzyka na żywo gdzieś w tle i to tutaj poczułam prawdziwą Sycylię. Ja wiem, że komercha, ja wiem, że tłumy, ale kiedy to olejemy- jest cudnie. A ja się tym ludziom wcale nie dziwię, że tak tu ciągną. Tu jest pięknie!

 

Sycylia słynie z pięknej ceramiki. O ile zbieraczy kurzu nie znoszę, to taką donicę chętnie bym przygarnęła. No ale jak ją cichaczem do samolotu wnieść? No nie da się, się nie da się.

 

Najpiękniejsze uliczki Taorminy to te boczne. Możemy tam kupić świetne przyprawy i rozgrzane sycylijskim słońcem owoce. Wszędzie towarzyszy nam przepiękna ceramika, obrazy i ogródki restauracyjne. Udało mi się nawet wcisnąć w podobno jedną z najwęższych ulic świat- Vicolo Stretto, a turyści zaczęli robić mi foty. Oni już wiedzą, że za chwilę fotka ze mną będzie dużo warta. Ciekawe w czyich albumach wylądowałam? Może u jakiegoś francuskiego napaleńca, a może u jakiejś rodziny z Japonii? A może jutro odbiorę telefon od Indyjskiej telewizji? Chuj wi, ale strasznie się cieszyli, że mogą mnie obfocić. Na zdrowie.

 

Ponieważ największe tłumy lazły do Teatro Greco (Teatru Greckiego) darowaliśmy sobie wyprawę tam i zdecydowaliśmy się udać do ogrodu Giardini della Villa Comunale. Świetna odmiana po przedzieraniu się przez turystów na Corso Umberto I (główna ulica Taorminy). Ogród Publiczny został zaprojektowany przez arystokratkę- Lady Florence Trevelyan w 1899 roku. Pannica puściła się z księciem Walii i musiała zdezerterować z Anglii w podskokach. Osiadła w Taorminie i posadziła se ogródek, który lata po jej śmierci przeszedł w ręce miasta. I tak powstał czokapik.

 

Nie chcę Was zanudzać fotkami kwiatków i pszczółek, ale ogród jest przepiękny. Przyjemnie usiąść w cieniu i podziwiać widoki. Tak btw- pierwsza fota z posta, to widok z ogrodów na Etnę i morze. Imponujące miejsca z dala od tłumów, choć przecież niemal w centrum Taorminy. Zdecydowanie warto zrobić sobie spacer po ścieżkach w tym rajskim miejscu. 

 

A jak już nabijesz przyzwoite 15 kilometrów, to z ogrodu wychodzisz tak jak ja. Znaczy się dogorywasz.

Podsumowując. Etna– fajna, ale nad głównym kraterem się nie pochylisz. Warto pojechać dla widoków. Taormina natomiast skradła moje serce i sobie tam kiedyś chcę wrócić i kupić drugą wodę za 7 euro. W takim miejscu nawet woda w tej cenie nie wkurwia.

 

Filmik z Sycylii dla przypomnienia, bo same zdjęcia to za mało.

 

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Ciekawostki i wskazówki.

By | Blog, Wywczas | One Comment
Moja niepisana, najważniejsza zasada urlopowania- jedziesz na tydzień, miej w zanadrzu dwa tygodnie wolnego. Albo chociaż te 3 dodatkowe dni. Wiecie, na wypadek szoku po powrocie. Kilka godzin wcześniej smażysz się w słońcu, wysiadasz z samolotu, a tu jeb! Leje, wieje, piździ i generalnie szara rzeczywistość. W połowie września w Polandii tylko się wieszać. O ile wieje. Bo jak wieje, to zawsze ktoś się powiesi, więc dlaczego nie ja, nie Ty? Tym optymistycznym wstępem zapraszam Was na pierwszą część wspomnień ze słonecznej Sycylii. W pierwszym odcinku mam dla Was garść tipów i ciekawostek. Nie wieszajcie się przed końcem serii!

Oczywiście poleciałam januszczyzną i wycieczka była ol wszystko inkluziw i jeszcze do tego w last minete de la szybcioch. No matter. Nikogo to nie obchodzi, grunt, że kiedy tu ktoś marzł, ja się na Sycylii roztapiałam. I tu macie pierwszą ciekawostkę- nigdzie kurwa nie było takiego ukropu jak na Sycylii, serio. Niby 35 stopni,, ale jakby 50. Tydzień wcześniej było tam 45, to ja nie wiem ile oni odczuwali, 150*C kurwa? Byłam w kilku miejscach, ale to tam czuć wrota piekieł (Etna?). Dobra, kończę to pierdolenie. Nie będzie tu suchej przewodnikowej wiedzy tylko garść info, których ja się nigdzie nie doszukałam. No to sama napiszę.  Lecimy z tematem. No to lecimy. Fruuuu….
Zacznijmy od hotelu. Słów kilka. Zatrzymaliśmy się w Borgo Rio Favara.. Jak Wam ktoś powie, że wakacje na własną rękę są zawsze tańsze, to łże. Sam Borgo na tydzień kosztuje prawie tyle co nasza wycieczka. A gdzie żarcie, samolot, transfer i reszta tego wszystkiego? No właśnie. Dobry last jest dobry. Hotel nie był właściwie hotelem, a wioską turystyczną, dostaliśmy własny apartament w domku. Domków było tyle, że właściwie lepiej nie pić, bo można zasnąć u sąsiada (wszystkie chałupy identyczne!). Żarcie nieziemskie, apartamenty kozackie, czysto, pięknie, własny parking pod domem, taras, balkon, sypialnia, aneks kuchenny w salonie, łazienka, ludzie mega mili, ale...Ciekawostka druga- jedziesz na Sycylię i super znasz angielski? To wsadź go sobie w dupę. Przez cały pobyt w raju po angielsku udało się porozmawiać z dwiema osobami w hotelu. Jeden chłopak przy barze próbował coś tam się porozumieć, ale musiałam mówić wolno i wyraźnie. Czwartą osobą był gostek z wypożyczalni samochodów, coś tam nawet trybił i próbował mówić. Good job dear! To by było na tyle. Nikt kurwa nie zna angielskiego, bo czy te 4 osoby przez tydzień to dużo? No nie. Ale lepszy rydz niż nic, zresztą dogadacie się na migi i takie siakie. Sycylijczycy to ludzie prości, leniwi i otwarci. Chętnie pomogą o ile znacie włoski, albo macie gumowe ręce i namachacie w powietrzu co od nich chcecie ?
Skoro jesteśmy przy hotelu, przejdźmy do żarcia. Żarcie to podstawa. Kiedy gdzieś jadę, to ludzie mają być mili, jedzenie dobre, a morze ciepłe i z ładną plażą. Jedliśmy zarówno w miejscu pobytu jak i poza. Właściwie każdego dnia zwiedzaliśmy więc obiady w różnych miejscach też były. Żarcie pyszne, choć skromne. Lata biedy nauczyły Sycylijczyków robić coś z niczego. Makarony. Ja pierdolę. Dupę urywa. W hotelu jak i poza możecie wpierdalać makaron jak świnia kartofle. Makarony są wszędzie i z sosami we wszystkich wariantach! Włoska oliwa, zajebiste pomidory, świeże zioła. Już mi ślinka cieknie! Najlepsza pasta jaką w życiu jadłam. Jadłam jak wieprz, czyli normalnie. Owoce morza. Nie jestem wielką fanką, zdecydowanie wolę dżem ze świni, ale jak mam okazję, to i morskie robaki opierdolę na deser. I tutaj się nie zawiodłam. Ba! Najpyszniejsze ośmiorniczki, krewetki i te takie w muszelkach jakie w życiu jadłam. Szkoda, że to takie małe bubki mięsa i więcej z tym zabawy niż jedzenia, ale niebo w gębie, aż sama jestem w szoku. Sycylijczycy szczycą się takim swoim przysmakiem- arancini (w okolicach Palermo zwane też arancino- kolejna ciekawostka, Ci z Katanii nie lubią się z tymi z Palermo. Coś jak u nas Warszawa i Kraków. Nawet o kawałek ryżu się kłócą tzn o to całe arancini/o). Szczerze? Można zjeść, ale dla mnie nie ma wow. Taki kotlet z resztek jak nam ryżu z obiadu zostanie. Stożek ryżowy smażony na głębokim tłuszczu i wypchany tym co mają pod ręką, jakieś leczo z ryżem ?Można zjeść w ramach ciekawostki, ale wolę makaron. Polecam za to Focaccia Ragusana jeśli będziecie kiedyś w okolicach miasta Modica lub Ragusa, bo z tego co wiem, to ta odmiana focaccia to żarcie wybitnie regionalne. Wygląda jak wielka buła, wypchana czymś co jest dobre, obstawiam bakłażany, pomidory, mięso i inne warzywa. Wydaje mi się, że całość tego pieroga smażą na głębokim tłuszczu. Nie wiem dokładnie co było w środku i jak to robią, ale jak zapytać o to kogoś kto nie zna angielskiego? Podawane na ciepło. Smakuje trochę jak pizza, tylko lepiej. Niebo w gębie! Jeśli mowa o pizzy, to najlepszą jadłam…na lotnisku w Katanii. Serio. 5,50 euro za kawałek. To było najlepiej wydane 100 złotych na pizzę w historii?
Sycylia to także pyszne wina, całkiem niezłe piwo i Lawa Etny, czyli 70% alko spod wulkanu. Bez obaw- nie wali bimbrem. Osobiście nie lubię bimbru, bo mi flaki przewraca. Lawa to coś zupełnie innego. Wcale nie czuć alkoholu. Czuć jakby się ogień połykało. Serdecznie polecam. Pycha. Jeśli ktoś lubi słodkie alkohole polecam Limoncello, likier cytrynowy, dla mnie za słodki ale smaczny. Polecam też orzeźwiające piwo z granitą. Nie sposób pominąć czekolady z Modica. Czekolada tylko z kakao i cukru. Nie lubię czekolady, ale skusiłam się na zakup kilku z nasionami konopi. Wybór jest przeogromny! Do tych czekoladek dodają wszystko- dziwaczne orzechy, ryż, nasiona konopi, chili (pali prawie jak po lawie), sól morską, cytrynę, bazylię i…mięso mielone! Czekolada z mięsem mielonym, to pierwsza czekolada jaka mi posmakowała. Ciekawe dlaczego…?
Pojedliśmy, popiliśmy, to czas na mafię sycylijską. Jeśli ktoś jest turystą mafia ma Was w dupie. Mafia na Was zarabia, czujcie się bezpieczni. Jeśli chcecie na Sycylii otworzyć choćby budę z bananami przy ulicy, szykujcie odsiew dla wujciów. Mafia jest wszędzie i wszyscy są jej podporządkowani. Wszyscy. Nigdy nie pytajcie o mafię sycylijską Sycylijczyków, to temat tabu, ewentualnie utną Ci palca albo nos za wścibianie go w nie swoje sprawy. Jeśli chcesz żyć i pracować na Sycylii musisz mieć swojego “opiekuna” z góry. Żeby mieć “opiekuna”, trzeba mieć znajomości. Jeśli masz męża/żonę z Sycylii- jest ok. Jeśli będziesz na przykład opiekować się starszym Sycylijczykiem- jest ok (mafia szanuje starszyznę i ich opiekunów oraz osoby pracujące na nich). Jeśli chcesz jutro zamieszkać na wyspie i otworzyć pole namiotowe, albo stragan z pierogami- nie jest ok, potrzebujesz “opiekuna” i szykujesz kasę dla mafii. Coś jak nasz rząd, tylko tam mafia o swoich ludzi dba. Tracisz “opiekuna”, musisz ogarnąć kogoś na zastępstwo, bo mafia wpada w środku nocy, wyciąga całą rodzinę z łóżka i prowadzi pokojową rozmowę z bronią za paskiem (historia prawdziwa.). Skąd to wiem? Powiedzmy, że mam tam “swoich ludzi” ?Nikt Wam tego nie powie głośno, ani nie podpisze się własnym nazwiskiem. Turystom nic nie grozi. Jest mega bezpiecznie. 
Imigranci? Widziałam, ale są to głównie pracownicy okolicznych plantacji. Kamerun, Nigeria, Tunezja, Czad, Maroko… jest kolorowo ale nadal bezpiecznie i w dodatku znają biegle angielski! Nie ma się czego bać. Taki Nigeryjczyk pierwszy poda Ci wodę i pomoże w przeciwieństwie do Polaka (również historia prawdziwa). Ludzie na wyspie żyją głównie z rolnictwa i turystyki, choć ta dopiero się rozwija. Albo są w mafii. Nie jeden szczyl bujał się najnowszym mercem czy lambo. Byłam, widziałam, dwudziestolatek na oliwkach się nie dorobił?
Sycylia to piękny, choć biedny region. Bezrobocie jest tam monstrualne. Ludzie rzadko wyjeżdżają do pracy za granicę, a jak wyjadą, to szybko wracają, bo północ to dla nich deszcz, zimno i popadają w deprechę. Jakoś im się kurwa nie dziwię. Co chwilę napotykamy jakieś śmieci przy ulicy. Skoro jest takie bezrobocie, to dlaczego nie wezmą się za sprzątanie? Sycylijczyk myśli inaczej. Myśli sobie- kurde jak dziś posprzątam wszystkie butelki z przydrożnych rowów, to jutro nie będę mieć pracy. Więc zbierają co dziesiąta butelkę i maja robotę i na drugi dzień. W sumie logiczne?
Mimo tych śmieci plaże są piękne i zadbane. Byliśmy na południowym wschodzie, plaże między Ispica, a Pazzallo to kilometry piasku i błękitnej wody. Raj dla oczu i duszy. Na wyspie chyba większość plaż to plaże skaliste i kamieniste, więc jeśli chcecie się polenić w miękkim piasku, polecam okolice w której byłam. Kilka plaż odznaczonych błękitną flagą i morze dosłownie wylewające się na ulicę niech będą najlepszą rekomendacją.

 

 

Wyspiarze to bardzo serdeczni ludzie. Mieliśmy okazję odwiedzić kilka sycylijskich domów (mówiłam, że mamy tam wtyki?). Na wejściu częstują Cię wszystkim co mają. Domy niezależnie od majętności właścicieli, a byliśmy u kilku różnych rodzin, są urządzone skromnie i surowo. Wszędzie płytki, niewiele dodatków, duże przestrzenie. Podoba mi się, nigdzie nie kurzą im się badziewne cotton ballsy, ani jakieś pojebane świeczki czy wieśniackie napisy typu “home, sweet home” wycięte z dykty. Mniej sprzątania. Nie wiem czy wynika to z tego, że są leniwi, czy po prostu nie lubią zbędnych bibelotów, ale wszystko wygląda prosto i smacznie. Zero dywanów, serwetek, firanek, zasłonek. Czysto, przestrzennie, pięknie. Sycylijczycy są trochę zapatrzeni w siebie, myślą, że Polska to trzeci świat, myślą, że nie mamy coca-coli i kolorowych telewizorów. Serio. Na wieść w jakim hotelu się zatrzymaliśmy robili wielkie oczy, że nas stać. No cóż… Polska jednak jest cywilizowana i nie leży w Rosji?
Jeśli jesteśmy przy pieniądzach. Ogólnie w sklepach nie jest drogo. Woda to około 30 centów, piwo niewiele droższe. Ceny porównywalne do naszych. Ale na turystach żenią jak Górale. Wynajem auta, takiego najgorszego dziada, to koszt około 70-90 euro za dzień. Lepiej nie dawać im karty kredytowej, bo za byle ryskę owalą Was na kilkaset euro. Kiedy próbowałam wynająć auto za hajs, krzyczeli mi pełne ubezpieczenie, czyli jakieś dodatkowe 50 euro. Nosz kurwa. W końcu udało nam się ogarnąć punciaka w stanie oesu za 50 euro bez żadnych pierdół, ale to była długaaa i wyboista droga. Jeśli ktoś ma ochotę na namiary i będzie w okolicach Pazzallo, to numer telefonu posiadam. Gostek był bardzo w porządku, choć nie ukrywam, że wynajmując mieliśmy trochę stracha, bo wszystko było na słowo honoru?
Co ma Sycylia czego nie ma Polska? Oczywiście na Sycylii nie brakuje słońca, pogoda jest stabilna, upalna, piękna. Ciepłe morze, to coś co mają oni, a my nie. Ale najważniejsze- ludzie tam żyją. Nie łażą i nie ględzą, spotykają się wieczorami, piją winko na ryneczku. Jest wesoło, chce się żyć. Zycie toczy się wolno i ospale. Siesta od 13 do 16 to czas kiedy ludność śpi i ma wszystko w dupie. Wszystko. Nawet jak powiecie, że chcecie kupić coś za 10 tysięcy euro, to powiedzą Ci, że ok, ale po sieście. Właściwie, to o 17 też jeszcze większość miejsc jest zamknięta. Właściwie, to otwierają sklepiki czy restauracje jak im pasuje. Czasami robią sobie wolne w środku tygodnia, bo tak. No i fajnie. Takie życie na wyjebce widać czyni ich szczęśliwymi ludźmi. A gdyby tak rzucić to wszystko i….ahhh?
Wszędzie spacerują jaszczurki. Przesympatyczne stworki. Czasem może trafić się jakaś meduza, wtedy lepiej wyjść z morza. Ale najbardziej spodobały mi się czarne pszczoły, które pasły się na lawendzie na Etnie. Czy jest tu jakiś pszczologog? Co to jest? Bo ta czarna pszczołą, to moja prywatna nazwa, a jestem ciekawa czy to rzeczywiście pszczoła i jeśli tak, to dlaczego do kurwy nędzy jest czarna? Śpi w wulkanie, czy ki chuj?
Pamiątki. Nie kupuję kurzołapów, magnesów, ani innego badziewia. Kupuję jedzenie i picie. Polecam to co na zdjęciu czyli- Lawę Etny, to ten ognisty alko. Dobre piwo. Czekolady z Modica. Herbatka z ziół, które wyrosły na zboczach Etny. Przywiozłam jeszcze pyszne miody- eukaliptusowy, pomarańczowy i z kwiatów z wulkanu oraz tamtejsze ciasteczka i oliwki. Polecam także makarony, oliwę i wszystko co jadalne. Takie gabaryty dostarcza mi “mój człowiek” z Sycylii, więc nie muszę się martwić. Nie mogę doczekać się dostawy świeżych pomarańczy, ale to aż pod koniec listopada kiedy ruszy na nie sezon. Niby większość spożywki można kupić u nas, ale uwierzcie mi- to nie jest ten sam smak. 
Wyszło chyba długo. A to przecież dopiero pierwsza część! No sorry, nie dało się ścieśnić, a i tak wydaje mi się, że o czymś zapomniałam. Jakby co- pytajcie w komentarzach. W kolejnych częściach zabiorę Was na kilka wycieczek.A dla tych, którzy wolą popatrzeć, zapraszam na YT

 

Arrivederci!