Tag

rzęsy

Przedłużanie rzęs

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Ok, lato się skończyło. Ale wróci. Kiedyś. A jak jest lato to wkurwiają mnie tylko dwie rzeczy- komary i spływający mejkap. Na komary nie mam rady, ale na mejkap owszem. Nie malować się. Phiii…odkrycie Ameryki. Tylko co jeśli Wasze rzęsy i brwi są jak kasa z komunii? Niby są, a jakby nie było. Długie, piękne, ale w kolorze bez koloru, czyli amba fatima… Sztuczne se zrób. Zrobiłam se. O brwiach to ja jeszcze napiszę, ale o rzęsach przeczytacie poniżej.

Do przedłużanych rzęs podchodziłam kilka razy. Pierwszy raz kilka lat temu, przedłużyłam, poszłam na imprezę i potem już nie uzupełniałam. Sytuacja powtórzyła się jeszcze ze dwa razy. Rzęsy robiłam zazwyczaj kiedy jechałam na wakacje. Wiecie, morze, plaża, a człowiek jako tako chce wyglądać. Co z tego, że moje rzęsy są piękne i długie skoro bez tuszu ani rusz, bo koloru to one nie mają wcale. W ubiegłym roku się przemogłam i przechodziłam połowę lata z przedłużonymi rzęsami. Przedłużone, to może za duże słowo, bo były tej samej długości co moje, ale jednak sztuczne rzęsy miałam. W tym roku pobiłam rekordy i rzęsy noszę już prawie pół roku! No i co w związku z tym? Jestem mega zadowolona. Właściwie przestałam się malować. Na większe wyjście przypudruję ryj, pociągnę tuszem dolne rzęsy, ewentualnie odrobinę cienia do powiek na dolną powiekę i już. Wstaję rano i wyglądam jak dziunie z amerykańskich filmów, no może poza fryzurą i odciśniętą poduszką na mordzie?Wakacje? Wzięłam na wakacje jakiś tusz i puder, tak profilaktycznie. Nawet nie otworzyłam kosmetyczki. Umyłam gębę, nałożyłam krem i poszłam w długą jak Grażyna po świeżaki. Takie rzęsy to oszczędność czasu i wcale nie kosztem czegoś tam. 

 

Ponieważ moje naturalne rzęsy mają długość linki holowniczej do ciężarówki, to doklejam sztuczne rzęsy w rozmiarze 12, kąciki to 8. Wydaje się, że to dużo, ale gdyby doczepić krótsze, to naturalki wystawałyby powyżej, no ni w chuj ni w oko. Poza tym różne długości różnie będą wyglądać na każdym oku. Jedni mają patrzałki jakby ich lekarz przy porodzie za nie wyciągał, a drudzy takie jakby im ten lekarz na głowę stanął. Dobra stylistka rzęs dobierze odpowiedni rozmiar, długość, grubość, gęstość. Stylistkę rzęs wybierajcie rozważnie, bo potem będziecie chodzić z całą norką przyklejoną do oka zamiast z odrobiną norkowego futerka na powiekach. No i zabawy z klejem w okolicach oczu to jednak ryzyko, lepiej nie pozwolić patałachowi manewrować przy tak delikatnym narządzie. Mam to szczęście, że moje dwie przyjaciółki są genialnymi stylistkami rzęs, Madzia pozwoliła polecać się tylko w komentarzach, ale do Ewelinki możecie kliknąć sobie tutaj. Moje rzęsy to jedwab. “Tak, tylko ona, jak jedwab”- jaka to melodia?? Jaka to metoda? To metoda “Magda dopierdol tak żeby ładnie było”, ale według Magdy to 5-8D. Jestem lepsza niż kino, bo tam to chyba max 5D. Na moim zadupiu takie piękności to jakieś 170 zeta, uzupełnienie oczywiście trochę mniej.
Warto, czy nie? Warto! Wyglądacie zawsze świetnie, nie musicie się malować i szykować do wyjścia chuj wie ile. Co jakieś 3-4 tygodnie latam na poprawkę, bo jak wiadomo rzęsy naturalne odrastają, wypadają i wraz z nimi pozbywamy się doczepianych rzęs. Na zimę wrócę na moment do moich rzęs żeby troszkę się zregenerowały. Doczepki nie niszczą rzęs naturalnych, ale jednak jest to pewne obciążenie i fajnie dać im trochę oddechu. Poza tym to będę miała pretekst żeby poużywać nowych cieni do powiek, bo przez doczepianą firankę nawet nie chce mi się tymi cieniami bawić. Przedłużanych rzęs nie malujemy tuszem, regularnie czeszemy i uwaga- myjemy! Tak myjemy, bo takie rzęsy o które nie będziemy dbać zamienią się w siedlisko bakterii, a potem głupie pretensje, że źle zrobione. Nie, nie są źle zrobione, tylko ludzie to brudasy, a więc delikatny szampon dla dzieci albo żel do buzi i leciutko przemywamy, delikatnie odciskamy w ręcznik i czeszemy. Mit, że sztucznych rzęs nie wolno myć wziął się pewnie stąd, że po aplikacji nie wolno ich moczyć, ale na litość- 24 godziny, a nie 24 dni. A fe. Na zabieg idziemy BEZ makijażu żeby nie utrudniać pracy stylistce. I jeszcze jedno- jeśli nie możecie przyjść na umówioną wizytę- informujcie wcześniej, bo ktoś inny czeka na Wasze miejsce. Prawidłowo pielęgnowane rzęsy będą zachwycać swoim wyglądem tygodniami. Minusów nie widzę. Prawidłowo założone rzęsy nie są wyczuwalne. W skrajnych przypadkach może pojawić się uczulenie na klej, a wtedy szybko zgłaszamy się do swojej stylistki i ona wie co zrobić.
Lubicie, nie lubicie? Zajęło mi trochę czasu żeby przekonać się do przedłużania rzęs, ale teraz jest to mój must have, szczególnie na lato ?

 

Złote tusze Eveline, czy zasługują na złoto?

By | Bjuti Pudi, Blog | 29 komentarzy
“Ale Ty masz rzęsy!”- no wiem 😉 Od razu mówię, to po Mamie, a tuning dzięki Long 4 Lashes. Nie mam na nią żadnych uczuleń, zero skutków ubocznych, więc jadę na ostro chyba drugi rok z przerwami. Podczas przerw też nic złego się nie dzieje, ot wracają do siebie. To tak gwoli wyjaśnienia, bo wiem, że w komentarzach padną pytania o moje wachlarze. Zaginam czasoprzestrzeń. W gołych rzęsach nie chodzę, bo się wstydzą jak Janusz sandałów bez skarpet. Moje ulubione tusze, to tusze z Eveline. Miałam droższe, tańsze maskary, ale do Eveline zawsze wracam z radością. Takie pewniaki. Dziś pogadamy o dwóch złotych Evelinkach.
Tusze do rzęs Eveline Big Volume Explosion i Volume Celebrity
Big Volume Explosion (grubas) i Volume Celebrity (chudas), to mazidła za około 15 złotych. Jeden wygrałam, drugi dostałam na Meet Beauty. Gdyby nie ta niespodzianka i tak bym je kupiła, bo jak wspomniałam, jeszcze żaden tusz od Eveline mnie nie zawiódł, a byłam ich ciekawa. Obecnie stosuję oba tusze zamiennie, zależy który mi się złapie i różnią się od siebie tylko delikatnie. Oba są intensywnie czarne, nie kruszą się, nie rozmazują, ładnie się trzymają. Gruby ma 11 ml, a chudy 7 ml pojemności. Celebryta podobno jest wypakowany odżywką do rzęs, ale czy moim rzęsom jeszcze coś trzeba? No właśnie…tusz to tusz i oba traktuję jak zwyczajne tusze.  Czym się różnią, który okazał się lepszy?
Big Volume ma grubą szczoteczkę, ale nie da się nią zrobić krzywdy, wygodnie się nią manewruje, chociaż idealna nie jest. Tuszowi zdarza się lekko skleić rzęsy, ale nie jest to jakaś tragedyja. Równo omiata kłaki, pogrubia. Na zdjęciu lekkie posklejanie, ale celowo nic nie czesałam, bo chcę pokazać prawdziwy efekt, a nie jakieś szopki.Tusz oceniam jako dobry. Nie wiem czy przy krótkich rzęsach szczoteczka nie okaże się za duża, domyślam się, że może nie wyzbierać kurdupli.
 Volume Celebrity lepiej rozdziela rzęsy, ale mniej je pogrubia. Efekt jest bardziej naturalny. Świetnie wydłuża. Zdecydowanie uwielbiam ten tusz. Szczoteczka doskonale wyprofilowana. Dłuższe grzebyczki wyłapują boczne rzęsy, krótsze ładnie podkreślają te środkowe. Malowanie tą maskarą jest łatwe i przyjemne. Nic się nie skleja, nie maże. Mój nowy ulubieniec.
Jak widzicie oba tusze są godne polecenia. Celebryta to mój ulubieniec i póki co przy nim zostanę. Oczywiście grubasek też się zużyje. Jeśli szukacie niedrogich i dobrych tuszy, polecam szafę Eveline. Ja często tam zaglądam.

Różowo mi- wiosno przybywaj :)

By | Bjuti Pudi | 38 komentarzy

Niektórzy blogerzy to sobie planują co danego dnia zapodać czytelnikom. Ja nie mam takiego zwyczaju, lecimy na żywca. Rano postanowiłam przetestować rzęsy od Neicha. Ostatnio wpadł mi w oczy makijaż Gosi i postanowiłam poszaleć z różem i niebieskim- kontrowersyjne kolorki. Kojarzą mi się z Barbie, ale dlaczego mamy sobie od czasu do czasu nie poszaleć ? W końcu mam dziś urodziny i już nigdy więcej nie będę taka młoda jak dziś. A co mi tam.

Zacznijmy od rzęsów. Jakościowo świetne, troszkę je przycięłam na potrzeby długości moich oczu 🙂 Klej też fajny, nie maże się, ładnie łapie i nie brudzi i co najważniejsze dobrze trzyma. Przyznaję bez bicia- nigdy w życiu nie przyklejałam sama sobie rzęs. Owszem przyklejałam kiedyś tam dawno temu klientkom, ale nigdy sobie. Zawsze lubiłam moje rzęsiory, a po Long4Lashes to już całkowicie nie mam zastrzeżeń. Dziś przykleiłam. Głupio się czuję szczerze mówiąc. Cały czas czuję, że je mam. Jednak nie lubię doklejek na oczach, to nie jest dla mnie. Wkurwia mnie świadomość, że coś tam mam przyczepione. Rzęsy są komfortowe w noszeniu- nic nie uwiera, nie ciągnie, tylko ja mam w głowie zakodowane, że tam siedzą i mnie wkurzają 😀 Aplikacja prosta, choć przyznam, że mam swoje długie rzęsy, które utrudniały zadanie, bo nie mogłam się przez nie przedostać, żeby nakleić te sztuczne.

A teraz makijaż jaki pod rzęsami się skrywa.

Rzęsy dają fajny efekt, ale ja je czuję 😀 Cienie to moje ukochane (KLIK ) kolorzaki z palety nie do zajechania 😉 Ja nie wiem jak długo już mam tę paletę, ale Silki, Srylki mam gdzieś, bo te są genialnie napigmentowane, trwałe i niedrogie, a wybór kolorów przeogromny. Muszę zacząć myśleć o nowej wersji, bo w tej najlepsze kolory sięgają dna.

Taka ze mnie durna koza. Ja chyba nawet makijażu nie umiem normalnie, po ludzku pokazać, tylko muszę się trochę pokrzywić do ludzi 😉 I róż mam nawet, bo mnie przekonaliście, że nie wygląda na mnie źle. I pomadkę, która trąci zabawą w remizie, ale ja i tak ją lubię. Chyba mi pasuje, nie? Może dlatego, że ze wsi jestem to mi pasi haha 😉

Dobra, jakaś normalna fotka na koniec, żebyście nie pomyśleli, że mój defekt w mózgu to jakieś poważne zaburzenie. Jest git malina i majonez, czy chujnia spod remizy? Przyjdzie wiosna jak zobaczy taki słitaśny mejkapik?

Cudowne rzęsy i cudowna odżywka

By | Bjuti Pudi | 48 komentarzy

Ostatnio zaczęły mnie atakować zewsząd pytania co zrobiłam z rzęsami, że są takie fajne. Otóż odpowiadam- zajebiste rzęsy mam po Mamie 😀
Ależ oczywiście możemy też swoje rzęsy trochę stuningować, bo czemu by nie?! I ja swoje poddałam procesowi obróbki. Ale nie w fotoszopach i nie w gabinecie kosmicznym. Nie, nie, nie 🙂
Historia zaczyna się na wieczorze panieńskim… Pomińmy tu alkoholowe harce… Pewna dziewuszka, którą miałam przyjemność poznać podczas tego wieczoru, zachwyciła mnie swoimi wachlarzami nadocznymi. No, to zapytałam, po czym to tak rzęsy jej wyjebało w kosmos. Odpowiedź była krótka. Po tym…

Long 4 lashes. Serum przyspieszające wzrost rzęs.
Na drugi dzień zaczęłam gmerać w necie. No dobra, dwa dni później, bo drugiego dnia kontynuowaliśmy imprezę 🙂 Jedni straszyli, że bimatoprost w składzie wypali oczy, ześle ślepotę i bolące wrzody. Inni mówili, że dobra odżywka. Sądząc po rzęsach koleżanki- nic nie wskazywało na to, żebym oślepła, jeśli będę stosować zgodnie z instrukcją. Już mnie wkurzają te nagonki, że chemia, że syf, że bleee. Słuchajcie- jeśli coś jest dopuszczone do użytku, to Wam macicy nie przekręci na drugą stronę i nie wypłyną Wam oczy, serio 😀
Cena. No, cena nie jest jakaś najmniejsza. W Esesmanie około 80 złotych. Bywają promocje. Ja, jako znana w folwarku sknera, poszukałam w necie i na Allegro znalazłam odżywkę za 52 złote z darmową dostawą. Była to Apteka Rosa (albo coś takiego). Koleżanka znalazła tę odżywkę w osiedlowej aptece, również za około 50 złotych. Myślę, że warto poszperać, bo przepłacać nie ma co.
Odżywka to spore pudełko ze wszelkimi instrukcjami. Nie będę kserować, jeśli kupicie to poczytacie więcej, albo możecie pogmerać w internetach. 3 ml to niby nie dużo. Ale ja stosuję regularnie od 3 miesięcy i mam wrażenie, że niewiele jej ubyło. Serio. Wydajne licho.
Aplikację mamy na rysunku. Odżywka wygląda jak eyeliner i tak też ją stosujemy. Wystarczy jedno machnięcie na górnej powiece, w okolicach linii rzęs i już. Idziemy spać. Stosujemy na noc, codziennie.  Opakowanie wystarcza na 6 miesięcy i jestem skłonna w to uwierzyć. Aplikujemy przez pół roku, a potem dla utrzymania efektu 3-4 razy w tygodniu.
A jak odżywka wpływa na rzęsy, mieliście okazję zobaczyć już w moich poprzednich postach. Dziś pokażę Wam wielkie podsumowanie z ostatnich trzech miesięcy. Dwa dni fotki porządkowałam 😀

Wrzesień

Najpierw zdjęcia z września. Przed rozpoczęciem kuracji moje wachlarze wyglądały tak:.
Tutaj w mejkapie, bo rzęsy widać wyraźniej 😉
A tutaj wrześniowe nago. Jak można zauważyć, wcale nie żartowałam, że rzęsy mam zajebiste po Mamie. Ale potem było tylko lepiej…

Październik

Po miesiącu stosowania zauważyłam, że rzęsy zaczęły się ładniej podkręcać, stały się grubsze, ładnie rozdzielone. Takie zdrowsze.
Nawet gołe wyglądają lepiej. Zostały wzmocnione i drgnęły ponad normę.

Grudzień

Dokładnie dwa dni temu porobiłam fotki efektów po 3 miesiącach stosowania odżywki. No i jest dobrze. Bardzooo dobrze. Tylko spójrzcie.
Sorry za kwiatka, ale co mi będziecie kozy liczyć 😉 W nagich rzęsach kolory ciulowate, to też sorry, no 😉
Najważniejsze to efekty. Rzęsy grubsze! I to jak! Do tego zagęściły się fenomenalnie. Ciężko może uchwycić to na zdjęciach- robienie fotek oku małą cyfróweczką to balansowanie nad przepaścią, wierzcie mi 😀 Rzęs mam więcej. Wszystkie fenomenalnie wzmocnione, pogrubione i ciemniejsze.
Jestem zachwycona!
Podsumowując-
Po trzech miesiącach moje rzęsy zachwycają. Są zajebistrze niż były. Odżywkę polecam wszystkim i oceniam ją na szóstkę z plusem. Jest to najwyższa ocena w historii mojego bloga.
Ja już chyba nic więcej nie muszę dodawać, prawda? Zasuwać do sklepów! 😀

 

Evelinka wpadła mi w oko mrrr…

By | Bjuti Pudi | 18 komentarzy
Wiecie, albo i nie, ale ze wszystkich kolorowych kosmetyków najbardziej cenię tusz. Może za kolorowych to nie używam, bo tylko czarnych, ale dobra 😉 Dwa razy w życiu miałam przedłużane rzęsy to wtedy tuszu nie potrzebowałam, ale to były okazjonalne wyskoki. Jeśli będę jeszcze przedłużać moje i tak nie najgorsze włosy przyoczne to będzie to przed jakimś wyjazdem wakacyjnym. Innych powodów nie widzę.
Ale przejdźmy do meritum. Jakiś czas temu na blogu Czarnulki znalazłam recenzję turbo ekstra hiperwykurwistego tuszu do rzęs.
Big Volume Lash od Eveline.
Firmę bardzo cenię, więc pod wpływem notki i przecen postanowiłam nabyć gałgana. Zapłaciłam coś koło dyszki, może troszkę mniej na Esesmańskich wyprzach. Prawie darmo, to jak tu nie brać. Wzięłam. Używałam niemal do dziś, więc wydajny i nie wysycha mimo ostatnich upałów. Plusik.
Szczotka jak wycior kominiarza hehe. Byłam przyzwyczajona do małej szczotuni z zielepacha od Wibo, a tu taka murzyńska maczuga. Ale to tylko kwestia przyzwyczajenia, ze trzy dni i opanowałam strach. Szczoteczka wygodna i dość dobrze radzi sobie z krótszymi kłaczkami, choć do perfekcji troszkę jej brakuje, ale podsumowując jest całkiem okej.
Loto łoko. Rzęsy ładnie pokryte, rozdzielone, a te które gdzieś tam się skleiły to z mojej winy, a właściwie to wina Tuska, a wódki Palikota. Tusz trzyma się jak niedoszły samobójca, który jednak chce żyć, barierki. Nie sypie się jak tirówki na trasie do Warszawy i nie maże się jak pipa w wojsku. Mazidło spełnia moje najśmielsze zachcianki i wytrzymuje w stanie nienaruszonym cały dzień i noc, czy to upał, czy dzień powszedni, czy niedziela, czy nawet dwie niedziele w kupie.
No dobra tu się troszkę posklejały, ale co ja zrobię, że napierdzieliłam warstw jak gimnazjalistka przed szkolną dyskoteką. Po przeczesaniu wszystko było by dobrze, tylko, że nie przeczesałam i dopiero na fotkach widzę, że to był błąd 😉
W każdym razie tusz godny polecenia. Choć ja aktualnie wróciłam do mojego ulubieńca czyli Zielepacha od Wibo. Uwielbiam skurrr…czybyka, ale Evelinka też jest wyśmienita i myślę, że jeszcze kiedyś ją kupię. Swoją drogą w Drogerii (Z)jawa Evelinki są w lepszej cenie niż w Esesmanie 🙂
Buziaczki- gówniaczki :*

Starcie tytanów- Tytanowy Janusz vs Molibdenowy Mateusz!

By | Bjuti Pudi | 13 komentarzy
Tusz do rzęs to podstawa. Chyba, że ktoś rzęsy ma sztuczne. W moim życiu miałam styczność z wieloma maskarami. Tanimi, drogimi, rozreklamowanymi i tymi o których nikt nie słyszał. Ogólnie wychodzę z założenia, że najlepsze są produkty niedrogie i dobre. Najgorsze są te drogie i do dupy. A średniaki pomijam. Na ścieżce swojego kosmetycznego życia większą uwagę zwracam na pewien niepozorny zielony tusz za grosze. Chciałabym go dzisiaj porównać z innym groszowym cackiem, które zakupiłam po tym jak na różnych blogach Panie piały jaki to on jest boski.
Oba są produktami taniej i miłej w obejściu firmy Wibo. Zielony to mój absolutely fav! Żółty kupiłam pod wpływem blogerek 😉
Zielony czyli Groving Lashes stimulator mascara. Żółty- Pump Up curling mascara. (Tak przepisałam z opakowań, normalnie w życiu nie zapamiętałabym tych wszystkich grow.. stimm…up..blah blah blah 🙂 ). W każdym razie pierwszy pogrubia i poprawia kondycję rzęs, drugi wywija w precel.
Wszystko to gówno prawda. Nie zauważyłam ani pogrubienia, ani wywinięcia. Jeśli chodzi o odżywianie zielonego- coś w tym jest, bo po tym jak miałam przedłużane rzęsy bardzo szybko kłaczki wróciły do formy kiedy nim się malowałam. Za drugim podejściem do sztucznych rzęs nie miałam tego tuszu i rzeczywiście regenerowały się dużo dłużej. Oczywiście nie malowałam rzęs podczas gdy miałam je przedłużone, tylko po tym jak już wyleniały.
Zielepacha odkryłam jakieś dwa lata temu. Akurat tusz miałam na wykończeniu i wrzuciłam go do koszyka, bo powaliła mnie cena- ok. 9 polskich nowych złotych. (Cena Żółtego jest podobna). Oba do kupienia w Esesmanie.
Szczoteczki mają silikonowe, nie do zajebania, że tak to ujmę.
Właściwie to szczoteczki są takie same, z tym, że Żółtek jest wywinięty. Że niby to rzęsy podkręca. I tak uważam, że jak ktoś ma małe, krótkie, sztywne kłaczki to żaden cud nie pomoże, chyba, że zalotka. Zalotki nigdy nie używałam, bo nie miałam potrzeby, więc też nie jestem pewna, czy rzeczywiście pomaga. ( Ej, zalotka nie kojarzy Wam się z jakimś urządzeniem do aborcji czy coś? ). W sumie można dać datek na Radio Bezryja i może modlitwy pomogą na chujowe rzęsy.
Kiedy zrobiłam ślepiom fotkę zauważyłam, że jakieś super rozdzielone te moje rzęsy nie były. Ale nie były to jakieś super malunki tylko dzinniaki na szybko.
To efekt po Zielepachu. Wszystkie rzęsy wyzbierane, ładnie pokryte jak Sasha Grey w filmie przyrodniczym. Gdzieś tam trochę się pozczepiały, ale z winy mojego pośpiechu, a nie tuszu.
A fota powyżej to Żółtek. Ten upiernicza tuszem bardziej na grubo. Bardziej się maże, ciężej się rozprowadza. Chociaż też jest ok.
Jeśli miałabym stosować któryś z tuszy do końca życia, a planuję żyć długo, to wybrałabym zielony. Żółty jest ok, ale zupełnie nie rozumiem tych ochów i achów, że jest taki zajebisty. Zajebisty to jest zielony i kropka.