Tag

podkład

Dermacol, Caviar Long Stay- podkład idealny, uniwersalny i do zadań specjalnych

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments

Ile szukałyście podkładu idealnego? Ja 29 lat. Od roku katuje jeden, ten wymarzony, ten idealny, ten uniwersalny i jednocześnie nadający się do zadań specjalnych. Zanim znalazłam spełnienie moich podkładowych marzeń przeszłam wyboistą drogę. A to podkład ciemniał na skórze, a to się ścierał, a to brudził ciuchy, a to ryj się świecił po chwili. Pełna gama wpadek. I oto on! Ideał!

Dermacol, Caviar Long Stay, Make-up & Corrector

Rok temu dostałam Caviar na spotkaniu blogerek i przepadłam. Właściwie od tamtej pory kupuję tylko ten podkład. (Btw. to nie jest wpis sponsorowany, ot odkryłam go dzięki spotkaniu). Przetestowałam go we wszystkich możliwych warunkach– zimą, latem (chociaż latem rzadko się maluję to czasem mi się zdarza), w deszczu, śniegu i w słońcu, na imprezie, na co dzień i od święta. No używam go non stop. Wydajność taka standardowa, wystarcza na kilka miesięcy (4-5 przy codziennym katowaniu) ale mega drogi nie jest więc zapasy uzupełniam (przykładowo na eZebra kosztuje 40 złotych). Cena przy jego magii jest magicznie niska, bo używałam dużo droższych szpachli, które do pięt mu nie dorastają.

Kolor, którego używam to 2, Fair. Odcień dla mnie idealny, wpadający w żółte tony. Dodatkowo kolor świetnie stapia się z gębą więc efektu maski nie ma nawet jak jestem trochę bardziej blada lub opalona. Nie wiem jak on to robi ale robi, dostosowuje się do mojego ryja jak kameleon. Nie odznacza się. Jest przyjemnie aksamitny, nie robi się z niego ciastolina na twarzy, nie ściera się, nie brudzi, nie wałkuje, nadaje równomierny kolor, przykrywa niedoskonałości (chociaż hello!!!11one Ja jestem doskonała, no ale coś tam czasem wyskoczy). Twarz jest gładziutka, świeżutka i wszystkie inne utka! Trzyma się do zmycia, czoło się nie świeci, policzki nie błyszczą (osobiście każdy podkład przypudrowuje jakby co). Nie obciąża gęby, nie spływa, nie kapie, nie zatyka porów ani spódnic. Ideał! A jakby tego było mało to…

…to pod nakrętką ukrywa się korektor do zadań specjalnych! Jakimś tam wielkim fanem korektorów nie jestem. Używam jak mi się przypomni i zechce ale odkąd korektor mam razem z podkładem częściej po niego sięgam. Korektor jest dopasowany kolorystycznie do podkładu, nie podkreśla zmarszczek ani nie wchodzi w żadne załamania skóry, lekko rozjaśnia i rozświetla okolicę oczu, nie obciąża. Dla mnie bomba.

Za 4 dyszki mamy 30 ml podkładu i korektor (chuj wie ile go tam jest, ale po skończeniu podkładu korektor jeszcze mi zostaje). Opakowanie poręczne, praktyczne. W jednym egzemplarzu kiedyś wyłamałam zawias z zatyczki od korektora ale to chyba z mojej winy, bo szurnęłam energicznie słoiczkiem. Z wad to…no nie ma wad dlatego Wam o nim piszę. Można przywalić się do szpatułki, którą pod koniec używania ciężko zaczerpnąć resztki ale tutaj radzę sobie patyczkiem kosmetycznym czy czymś co mam pod ręką (łom, młotek, łapa kota, kopyto sarny). Może jedynie z dostępnością może być kłopot ale skoro to czytacie to znaczy, że macie neta, a jak macie neta to kupicie online. W razie czego, to na stronie Dermacolu macie miejsca gdzie jest dostępny, zawsze możecie też zapytać na ich FB gdzie dorwiecie go stacjonarnie.

Mój ryj posiada skórę mieszaną z odchyłami do suchej. Na tym moim ryju testowałam i ten mój ryj poleca. Używam od roku, zużyłam już kilka opakowań i zużyję więcej.

A Czytelniki mają jakieś podkłady idealne czy są na etapie poszukiwań?

Szpachla Lirene No Mask – kupić, nie kupić?

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Jeśli facet mówi Ci, że lepiej wyglądasz bez makijażu, to oznacza jedno- chujowo się pomalowałaś. Nie oszukujmy się, umiejętny makijaż podkreśla walory i maskuje niedoskonałości. Lubię się malować, chociaż bez makijażu nie straszę. Każdy miał w swoim życiu jakieś makijażowe wpadki, ja również i nie wstydzę się tego, raczej wspominam z nostalgią i uśmiechem. Nawet teraz zdarzy mi się za gruba krecha eyelinerem, czy źle roztarty podkład. Małe wpadki to nie koniec świata. To tylko mejkap, zabawa. Nie jestem jakimś mistrzem makijażu, ale jako takie pojęcie mam. Nie wydaję kroci na kosmetyki, bo nie lubię przepłacać, jednak jeśli coś jest dobre- nie sępię. Moje wymagania nie są jakieś wybujałe. Taki podkład ma u mnie matować, lekko kryć, nie obłazić płatami, nie tworzyć łat. Poza tym nie lubię nadmiernego obciążenia, mocnej tapety. Podobno ten podkład taki jest, podobno…
lirene no mask podkład

Lirene, No Mask, płynny fluid + serum.
Swój egzemplarz przywiozłam z Meet Beauty. Do kupienia na przykład w Rossmannie za około 37 złotych, cena nie jest jakaś strasznie wybujała. Teraz pytanie, czy podkład jest wart tej ceny.
30 mililitrów rzadkiego fluidu siedzi sobie we flaszce. Flaszka nie ma pompki i to mnie w nim wkurwia najbardziej. Nie raz i nie dwa chlupnęło mi się nim zbyt srogo na rękę. Jakoś po miesiącu opanowałam technikę chlupnięć, ale czasami jeszcze mi się machnie od serca. Obsmaruję ten otworek, siebie…nie lubię marnotrawstwa. Lirene- zróbcie mi pompkę. Kolejnym minusem jest uboga gama kolorystyczna. Posiadam jedynkę. Numer jeden jest dla mnie idealny przy lekkiej opaleniźnie, a ja do bladych nie należę. Problem będą miały bladziugi. Na Meet Beauty Pani wspominała, że numer dwa jest idealny dla większości Polek…nie powiedziałabym. Ja czarnuch zadowalam się jedynką, a przy większej opaleniźnie pewnie max dwójeczka była by dla mnie dobra. Jest jeszcze odcień trzeci. Nie widziałam go na żywo, ale obawiam się, że to odcień kenijski.
Dalej będę marudzić. Podkład zmienia kolor jak kameleon, mimo iż producent obiecuje, że produkt się nie utlenia. Na zdjęciu widać, że kilka sekund i podkład ciemnieje.
Dobra koniec smutków. Poza tymi wadami podkład ma też zalety. I uważam, że zalety biorą górę. Przede wszystkim kosmetyk jest niesamowicie lekki, nie czuć go na ryju. Szybko stapia się ze skórą i lekko zakrywa niedoskonałości. Dokładając drugą warstwę, mamy już super krycie, bez efektu maski. Produkt daje satynowe, zmatowione wykończenie, a efekt utrzymuje się przez cały dzień. Nawet jeśli nie przypudrujemy podkładu jest ok. Osobiście lubię wszystko przyprószyć pudrem, ale w tym wypadku nie jest to koniecznością. Podkład nie wałkuje się, nie robi łat ani smug, wytrzymuje na gębie nawet w upał.
Podsumowując – podkład trafia do moich ulubieńców. Mimo swoich wad, na twarzy prezentuje się genialnie i jest tak lekki, że niewyczuwalny. Wygrywa z podkładem Eveline, który dotychczas u mnie królował. Co prawda Eveline daje lepszy mat, ale Lirene podbił moje serce lekkością. Myślę, że będę kupowała te dwa produkty zamiennie.
No i tyle. Idę sobie.

Szach-mat błyszcząca mordo!

By | Bjuti Pudi, Blog | 31 komentarzy
Jak psu jajca. Jak gwiazdy na niebie. Jak oczy Żydowi, na widok 5 złotych. Jak szosa po przymrozku. Jak olej we frytkownicy. Jak jeszcze Wam się morda świeci? Bo mi się czasem świeci jak cholera i nie wiadomo czemu. Niby skóra ok, niby żadnych problemów z ryjem nie mam, ale się świeci. Taka karma. Nie jest to może jakiś mega błysk, ale i tak mnie wkurza. Ile to już pudrów i podkładów przetrząsnęłam, to głowa mała. I mam! Bingo, trafiłam ideały!
Do tej pory najlepszym podkładem był Kobo- KLIK, ale zlikwidowali mi Naturę i cały misterny plan też w pizdu. Puder też mieli spoko. Dobry puder to też Manhattan, albo nawet poczciwy Wibo, ale ciągle czegoś im brak. A tutaj proszę, przywiozłam moje ideały ze spotkania blogerek! Jestem zachwycona. Ale hola, hola, już piszę co i jak 😉

Jak przystało na Pudernicę, zacznę od pudru. Ecocera, Matujący puder ryżowy Fixer.Tanizna. 20 zeta. I już się gęba cieszy. Mój egzemplarz z  eKobieca. Biały, ale nie bielący, no chyba, że ktoś go szpachlą nałoży, to może jakaś córka młynarza by wyszła. Leciutki pyłek, leciuchno pachnie czymś ładnym. Taki aromat typu- “tyle o ile”, nie drażniący. Opakowanie kartonowe, w środku zgrabny słoiczek, dziurki zaklejone folią- standard. Gąbeczka chujowa, ale i tak jej nie używam, chyba, że do przytkania tych dziur. Polecam nakładać pędzlem, byle nie malarskim, bo znowu- córka młynarza 😉

Produkt hipo, eko i co tylko pod światem i w modzie. Żadnego syfu w składzie nie ma. Świetnie się z nim pracuje i przede wszystkim jest obiecany mat. Mat długotrwały i taki jaki być powinien. Bużka przyjemnie gładka i zadowolona. Rzeczywiście nie zapycha, chyba, że ktoś kupi 10 kilo i wpieprzy do kibla, to raczej kibel się zatka. Możecie testować. Cały dzień gęba jak trza, od nałożenia do demakijażu, więc czasem i dłużej niż 16 godzin. Mega!
15 gramów wystarczy mi na długo, w końcu to nie marycha 😀 Podobno puder bywa na promo w necie i można go wyrwać nawet za 15 złotych. Polecam z całego serca. 10 na 10. Kupię ponownie, bo działa niesamowicie, jest tani i wydajny. Jeden z lepszych kosmetyków, które miałam.
Czas na podkład. Kolejny hit. Eveline, Ideal Cover Full HD SPF 10, Matujący podkład kryjący.
W Rossmannie kosztuje w okolicach 20 złotych. Dla mnie bomba. Butelka z pompką zawsze spoko, lubię to rozwiązanie, chociaż przy wykańczaniu produktu zazwyczaj bluzgam, ale ciii… 😀 Koreczek troszkę się fafroli, ale jak ktoś jest wrażliwy, to może sobie go wycierać. Wersja Natural 203 pasuje mi jak w mordę strzelił. Na lato obstawiam, że Beige 206, lub coś w okolicach, będzie ok. Jest spory wybór kolorów, więc każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Genialne rozwiązanie- opis, czy tam wykres, na koreczku. Od razu widzimy w jakim stopniu podkład matuje, kryje i jak długo się utrzymuje.  A utrzymuje się od pomalowania, do demakijażu, czyli u mnie nawet kilkanaście godzin. Nie zapycha, nie włazi w dołki, nie waży się. Świetnie kryje niedoskonałości- możecie nim wysmarować teściową i już będzie doskonała. Albo zniknie. Tak czy siak- będzie na waszą korzyść 😉 Wydajny, wcale nie ubywa. No dobra, ubywa, ale wolno. Nie tworzy efektu maski, więc na karnawał w Wenecji, to tak niekoniecznie hehe 😀 No co? Nic, ino brać! Na pewno go kupię po zdenkowaniu tej flaszki.
Zarówno pudru, jak i podkładu używałam w różnych konfiguracjach. Raz puder z różnymi podkładami, raz podkład z różnymi pudrami i tak przez miesiąc. Najlepiej wypadają w duecie. Nie mogę złego słowa powiedzieć o tych kosmetykach. Dla mnie idealne.

Czym maluje się Doda i Natalia Siwiec?

By | Bjuti Pudi | 9 komentarzy
Tuż po tuszu lubię mieć pod ręką podkład i puder. No chyba, że jest lato na bogato i temperatury mordercze, to wtedy się obędę. Wtedy to wystawiam łeb do słońca i chłonę szkodliwe promieniowanie 😉
Przez długi czas używałam podkładu rozświetlająco- antystresowego z Avonu. Był naprawdę w porządku, a i cena w promocji była dobra. Ale jakoś w pewnym momencie mi zbrzydł. Ot tak zamaiło mi się coś innego. Przerobiłam jakieś tam Loreale i inne Lireny ale nic mi nie podchodziło. I oczywiście ponownie zdecydował przypadek. Szukałam czegoś tam w Naturze i akurat trafiłam na promocję podkładów matujących Kobo.
Moje skrupulatnie zaplanowane zakupy zawsze kończą się tak samo- nakupuję sto milionów innych rzeczy i tłumaczę sobie, że się przydadzą 😀 Przeważnie się przydają 😉  Ten podkład zaskoczył mnie bardzo miło.
W promocji zapłaciłam około 12-15 zł. Nie spodziewałam się cudu, a jednak. Właśnie kończę pierwsze opakowanie i czeka na mnie już kolejne (również z promocji ofc- nie lubię przepłacać, jeśli mogę coś kupić za połowę ceny;).
Po lewej stronie matujący Kobuś w starej flaszcze. Po prawej nowe opakowanie.
Ta buteleczka starej wersji była jedynym minusem tego podkładu. O ile na początku- bardzo poręczna, o tyle teraz przy końcówce podkładu katorgą jest wydostanie go z opakowania. Buteleczka jest z twardego plastiku. Co rano telepię jak pojebana żeby resztki spłynęły ku dziurze. Szkoda mi wywalić, bo w środku jest jeszcze sporo mazidła, a ja nie wywalam niczego dopóki się nie skończy totalnie. No więc duszę tę kiszkę, telepię, stawiam na korku i walczę.
Nowa wersja ma lepsze opakowanie, normalne takie tradycyjne bez żadnych fifraków i zagadek. Ale co ciekawe podkład jest ten sam wszystko cacy, nawet cena ta sama, ale… Oczywiście chcą nas zrobić w chuja, bo stara wersja ma  40 ml, a nowa 30! Nie ładnie…Ale co mam zrobić? Przecież boku se nie wyrwę. Jest dobry to kupiłam.
Stary miałam w odcieniu Light Beige i zimą dawał radę, no może ciut za jasny, ale nieznacznie- nie wyglądałam jak gejsza z białym ryjem. Nowy kupiłam w odcieniu Medium Beige, jest trochę ciemniejszy i na wiosenno- letnią porę doskonały.
Na łapie jeden jest za ciemny, a drugi za jasny- urok robienia fotek telefonem, bo mam go zawsze pod ręką i nie czołgam się po aparat 😉 W rzeczywistości nie są tak bardzo kontrastowe. Ale nie ważne kto zechce to sobie pójdzie i przetestuje w drogerii. Tak tylko dałam fotkę, żeby pusto nie było 😉
W każdym razie jak sobie tym mordę wytynkuję to ryj jest całkiem do ludzi. Nakładam paluchami, bo ja lubię paluchami. Dziury po wyduszonym obleśnym pryszczu ni chu chu nie widać, a i jakieś inne drobnostki ładnie kitra, a jednocześnie nie maskuje gęby jak amerykańcowi w Wietnamie. Wiecie nie wygląda to sztucznie a skórka jak ta lala.
Podkład matuje, a i owszem- nie mam zarzutów. Nie wysusza, nie zapycha, łatwo się rozprowadza, nie maże się po twarzy jak gówno po szybie tylko kryje równo :). Trzyma się fajnie, długo, nie trzeba poprawiać, czymś nawet pachnie, ale nie jest to jakiś mocny zapach- ot taki podkładowy, delikatny.
Lubię go uwielbiam, ale jeszcze ze sobą nie sypiamy. Nową jego wersję miałam na buziaczku moim szanownym kurwa jego mać kilka razy, ale nie widzę różnicy- zachowuje się tak samo jak jego poprzednik. Jest miły, szarmancki, przynosi kwiaty i śniadania do łóżka, więc jest to dobra inwestycja.
Żeby dopełnić efektu łał mojego lica, omiatam go także pudrem sypkim matującym, a jakże również z Kobo. Również z promocji (z dychę dałam), bo ja jestem miszcz promocji, wyprzedaży i zniżek wszelkiej maści, ciuchy, buty, kosmetyki, wycieczki, książki- co się da albo wygrywam, albo kupuję za taniejszą tańszość 😀 (Chłopczak jest ze mnie dumny hehe ).
A oto i mój pyłek…
…oczywiście literki już trochę styrane, ale jebać literki! Puder jest świetny! Utrwala podkład, jest leciutki. Wystarczy omieść nim buzię i jesteś kurwa jak królewna! Wydłuża efekt matu podkładowego, bo i sam jest matujący. Co tu o nim więcej pisać, jeden z lepszych jaki miałam i do tego cena przyjemna. Trochę z tych dziur się sypie, ale jak się nie jest łamagą to nie jest to jakiś wielki problem. Nakładam pędzelem ciach ciach i gotowe.
A co do Dody i Siwiec to chuj wie czym się malują 🙂 Jedno wiem seksowne są, ale ojciec ten sam- skalpel 😉
Jak to dobrze, że ja urodziłam się taka zajebista i nie muszę się niczym nacinać dla urody 😉 Zobaczymy za 20 lat 😀