Tag

media

Durczok, Durczok, co z Ciebie wyrosło?

By | Blog, Szoty | No Comments

Sylwester z Dudą się przeciągnął. Kamil ocknął się bez witaminek i z drapiącym gardłem. No to cyk syropek. I tak z 78 buteleczek. W końcu w reklamie mówili, że łagodzi chrypę i suchość w gardle, a suszyło Kamila, oj suszyło. Syropek dodatkowo nawilża gardło, tak mówili w reklamie, ale witaminek brak. No to poszedł Kamil do sadu sąsiada.

– Kierowniku, poratuje kierownik jabłuszkiem?
-Panie sąsiedzie, ale to jeszcze niedojrzałe. Papierówki już się skończyły, a…
-Sąsiedzie, nie bądź chujem. Antonówek kierownik żałuje? Ja mam znajomości! Załatwię kierownika córce występ w śniadaniówce. Dej. 
-A masz Kamil. Tylko ostrożnie, bo to może w brzuchu na alko się sfermentować.
-A to biere cały worek. Jutro zadzwonią do córki z telewizji. Pędzę, bo muszę jeszcze do Piotrkowa zajechać na poprawiny po Sylwestrze!
-Ale Panie Kamilu! Jest lipiec!
-Szczęśliwi czasu nie liczą kierownikuuu!

Kilka godzin później, gdzieś na głupim słupku, który wyrósł na złość Kamilowi Drinkersowi.

-Ale Panie władzo, to wszystko wina Tuska!
-Mnie nie obchodzi z kim Pan wina pił!
-Ale ja nie piłem od Sylwestra z Dudą!
-Polityki Pan w to nie mieszaj. Pan jest pijany jak świnia! A od Sylwestra minęło 7 miesięcy!
-To wszystko wina reklamy Vocaleru i sąsiada, tego chuja…
-Panie Durczok, proszę się nie pogrążać. Pan po pijaku auto prowadził!
-Ale ja nie prowadziłem auta!
-Nie, a kto prowadził?
-Auto mnie prowadziło…

Daj żyć! Nie hejtuj!

By | Blog, Szoty | No Comments
źródło: IG @viva_magazyn

Natknęłam się na fotkę 14-letniej piosenkarki na profilu znanego magazynu. W opisie – „14-letnia Roksana Węgiel szczerze o swoim związku z ukochanym <3 „Sprawił, że zrozumiałam, co to znaczy mieć motyle w brzuchu””. Moja pierwsza myśl – ale materiał na podśmiechujki! Potem zajrzałam w komentarze, poczytałam jak ludzie jadą po tej młodziutkiej dziewczynie i zrobiło mi się wstyd, że tak pomyślałam.

Szambo takie jakby kanaliza w całym mieście wystrzeliła w kosmos. Dorośli ludzie jadą po młodej dziewczynce, dziecku jak po burej suce. Owszem, Roksana wygląda bardzo dorośle. Może trochę jest traktowana jak produkt, na którym można zrobić kasę, ale jeśli tak jest, to jest to wina dorosłych, a nie jej. Dorosłe kobiety hejtowały ją, że co ona wie o związkach, że do książek, że one w tym wiek to… bla, bla, bla. Kto napisał o „związkach”? Viva! To magazyn określił nastoletnie „chodzenie” związkiem, nie ona sama. Gazeta odpowiednio dobrała słowa, żeby wzbudzić zainteresowanie swoim zdjęciem i w konsekwencji artykułem. Roksana ma „dorosłe” zdjęcia, a magazyn zrobił z niej produkt. Przykre.

Że wygląda dojrzale? Cóż, dzieciaki dojrzewają w swoim tempie. Każdy inaczej. Jedni wcześniej, drudzy później. Tutaj doszła jeszcze odpowiednia stylizacja, makijaż. Że dziewczyna ma chłopaka w tym wieku? Też miałam! I niemal wszystkie moje koleżanki miały! Żadna nie zaszła w ciąże (no dobra może z jedna zaszła 😀 ), żadna się nie stoczyła, wszystkie wyrosłyśmy na normalnych ludzi. Były pierwsze randki, trzymanie za rączkę, pierwsze pocałunki, szeptanie między sobą, który chłopak nam się podoba. Było super! Po prostu o nas nie pisały gazety, nie byłyśmy utalentowanymi, młodymi piosenkarkami. Może to i lepiej? Nikt nas nie hejtował za byle co.

Mało? Chciałabym przypomnieć, że królowa Jadwiga biorąc ślub z Jagiełłą miała 12 lat. Więc argument, że kiedyś to było, jest mocno nietrafiony. Czemu jeszcze kilkadziesiąt lat temu za mąż masowo wychodziły szesnastolatki? Bo kiedyś to było! I nie było gumek 😉 Seks, to nie jest magiczne coś, o którym ludzie dowiadują się grubo po dwudziestym roku życia! Seksualność towarzyszy nam od dzieciństwa i te pierwsze pocałunki nastolatek są normalne!

Pamiętam jak Prababcia opowiadała mi o czasach, kiedy „kiedyś to było”. Miałam wtedy nie więcej niż piętnaście lat i z zaciekawieniem słuchałam opowieści o tym jak przed wojną nastolatki mogły chodzić na zabawę w Domu Ludowym tylko do dwudziestej, bo inaczej ojciec dawał karę. W Domu Ludowym chłopcy grali na akordeonach, a na pobliskich łąkach, jak określiła moja prababcia, „kupice z sianem, podskakiwały w rytm”. Ale na dwudziestą wszyscy w domu byli! A za miesiąc, dwa, w kościele były zapowiedzi.

Czy mamy prawo hejtować młodą osobę, która właśnie teraz kształtuje swoje życie, za to że ma chłopaka? Za to, że cieszy się życiem? NIE. Pamiętajmy, że osoby publiczne są ciągle narażone na życie w blasku fleszy. Nie jest łatwo dojrzewać pod okiem dziennikarzy i zawistnych ludzi. Dajcie tej dziewczynie żyć!

Ot bierdolta się od Boruca i jego bombelka! I ot maleństwa też!

By | Blog, Szoty | No Comments

Jest inba. Była żona Boruca, która jest aktualnie aktualną żoną byłego męża Marty Kaczyńskiej wyznała, że wspólny syn jej i Boruca zjada mango za 900 złotych miesięcznie. W związku z tym i z dojazdami do szkoły, które kosztują bombelka 2000 złotych żąda podwyższenia alimentów z 15 koła na 20 tysięcy. No szare życie, codzienność. Boruc woli obniżyć alimenty z 15 klocków na 5. No, ale jak żyć za 5000 złotych, kiedy szofer, czy tam lektyka, do szkoły kosztuje? Bombelek potrzebuje też 4 tysie na komputera i inne zainteresowania, normalka. Madka bombelka swego czasu miała nawet hajsy, pewnie dlatego, że wyłudziła 13 milionów z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. No, ale ktoś strzelił z ucha, stara odsiedziała, a z milionów mało co zostało. Trzeba sobie więc radzić inaczej. Mango przecież takie drogie…

Boruc jak przeczytał o tym, że młody zamiast naładować lapka, kupuje co miesiąc nowy, gorzko zapłakał i wyrzygał żal na Instagramie. Generalnie bombelek, to cud niepokalanego poczęcia – „ Po pierwsze nie zostawiłem żony w ciąży, już rok przed ciążą byliśmy w separacji”. A tu ciąża bach! Te separacje są niebezpieczne jak mango za 30 złotych sztuka. Bo to nie jest takie zwykłe mango, to mango z pietruszki, a pietruszka się ceni, Wy sobie nie myślcie! Po pierwsze, niepokalanie poczęta latorośl nie je byle gówna. Po drugie, mango to rośnie wysoko w Pirenejach, jest zrywane przez kastratów, którzy dotykają owoce tylko lewą ręką przyodzianą w jedwabną rękawiczkę. Do willi Boruczątka mango podróżuje na smokach z Gry o Tron. Podawane jest na złotej zastawie przez dziewice o śnieżnobiałej cerze, które wyśpiewują podczas posiłku staroceltyckie pieśni na lepsze trawienie. Na pokój młody potrzebuje drobne tysiąc złotych miesięcznie. To zrozumiałe! Wstyd zaprosić znajomych do jakiejś nory z biurkiem z Ikei dla plebsu! Też bym się wstydziła, dlatego nie mam przyjaciół, bo wstyd mi ludzi zapraszać na chatę. Mam dwa stoliczki z Ikei jak patologia.

Z jednej strony niech stary płaci, w końcu separacyjne, niepokalane poczęcie i cud. Poza tym zarabia jakieś 5 baniek za sezon w AFC Bournemouth. Mój stary nigdy nie zapłacił mi nawet złotówki, a gdzie tam mowa o mango z pietruszki! Z drugiej strony wygląda to na alimenty w stylu „dej mam horom curke”. Taka wyższa szkoła wyłudzania hajsów na tipsy i ciepłą Tatrę pod blokiem. Tutaj madka przywykła do luksusów gardzi Tatrą, żąda łiski. Schemat ten sam.

Inba trwa. Towarzystwo obrzuca się gównem w social media. Były mąż Kaczyńskiej wyzywa byłego męża swojej obecnej żony od patologii i każe mu uciszyć obecną żonę. Boruc jedzie im od złodziei. Ciekawe co na to niepokalanie poczęty i główny zainteresowany. Nie dość, że ma przejebane na chacie, w necie, to i w szkole pewnie częstują go zwykłym mango po 3 złote sztuka. Co tam jeszcze się może odmangolić, to ja nawet nie…

Jak zostać gwiazdą Instagrama, szybko zyskać obserwatorów i dobrze na tym zarabiać

By | Blog, Przemyślnik | One Comment
Dać Ci prostą receptę na fejm na Instagramie? Nie ma sprawy! Praktykują to znane twarze, a te nie znane szybko stają się znane. Wystarczy trochę kasy i trochę czasu. Raz, dwa trzy i już masz pierwsze przesyłki od firm. Zarabiasz. Biznes się kręci. Jest tylko lepiej i lepiej. Żyć nie umierać. Wystarczy bot, który odwali za Ciebie robotę w kilka chwil, potem już tylko liczysz kasę. Nic prostszego! Bot to nic złego, do tego został stworzony! Wrzucasz kilka fot, a bot robi resztę za Ciebie. Mam kilka trików na to jak zostać gwiazdą Instagrama i zarabiać online. Kto jest zainteresowany?
Wstęp zdziwił? Słusznie. Ale takie rzeczy usłyszałam od znanej blogerki. Blogerki, którą pewnie znacie. Blogerki, która brała udział w akcji typu “uczciwy bloger”. Blogerki wydawałoby się sympatycznej i szczerej. Ostatnio coraz więcej szczerych i znanych blogerek rozczarowuje mnie czy to w realu czy w sieci. Wiecie co? Już prawie nie czytam blogów przez to jaki kontrast widzę pomiędzy tym co blogerki piszą, a tym co robią i jak się zachowują. Przykre to, wiecie? Ale wróćmy do Instagrama.
Jak mnie wkurwiają boty! Jest sobie taka blogerka, nazwijmy ją Kasia. Znasz Kasię. Kasia pięćdziesiąty raz obserwuje Cię na IG i cofa to polubienie, a potem tłumaczy się, że ona tylko trzy dni chciała bota przetestować. Pokazujesz Kasi skriny. Piszesz jej, że robi to od co najmniej pół roku. Kasia zmienia front i próbuje Ci wmówić, że przecież boty są spoko! Ty mówisz, że to oszustwo, Kasia mówi, że się nie znasz, bo wszyscy tak robią. Nie wszyscy. Ja tak nie robię i wiele innych osób też nie praktykuje. Ale Kasia ma rację i koniec. Nie chcesz się kłócić. Jak mawia moja Babcia “z gównem nie ma co się bić”. Kasia z trzech tysięcy obserwatorów w szybkim tempie dobija do prawie 60k na Instagramie. Kasa leci, współprace się zgadzają. Wiecie co? W dupie mam takie fałszywe cipy. W dupie mam takie sztuczne współprace i sztuczny fejm. Wiecie co mnie smuci? Smuci mnie robienie ludzi w chuja. Dziwi mnie, że JESZCZE nie wszystkie firmy sprawdzają z kim podejmują współprace, na szczęście powoli to się zmienia. “Ti ti ti jestem taką milutką dziewczyną, dzięki za pudełko czekolad i nowiutką lokóweczkę, a i za zegarek też dzięki, to nic, że moi odbiorcy to kupione dzieciaki z podstawówki i reklama u mnie nie zwiększy wam sprzedaży, ale obsików mam dużo, staty fajne”. I tak to się kręci.
Nie piszę tego, bo zazdroszczę. Nie jest tak. Źle nie zarabiam, lokówek mogę kupić sobie pięćset, czekolady nie jem, a zegarek mam dobry i nikt mi go za martwych obserwatorów nie musi wysyłać. Ale wiecie co? Szacunku i zaufania nie da się kupić. Spaliłabym się ze wstydu gdybym używała bota, albo po prostu kupiła obserwatorów na Instagramie. Przykład Kasi nie jest odosobniony. Kolejna “znana” blogerka też napierdala botem ino świst, a na ostatnich warsztatach, na których miałam okazję być, kradła hybrydy twierdząc, że “będą na rozdanie”. KRADŁA! Może to wielkie słowa, ale korzystanie z bota to też dla mnie rodzaj kradzieży i oszustwa. Oszustwo wobec firm i odbiorców. Bot to poniekąd okradanie firm z produktów i okradanie samego siebie z szacunku jakim darzą nas odbiorcy.
Jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Hajs się musi zgadzać. I nie ma niczego złego w zarabianiu na blogu czy Instagramie. Sama od czasu do czasu zgadzam się na jakąś współpracę, która mi pasuje. Mało tego! Docelowo chciałabym się utrzymywać z mojej pisaniny i wcale tego nie ukrywam, ale dążę do tego w sposób maksymalnie uczciwy. Może idzie mi to powoli, ale jeśli chcę żyć tak jak lubię, muszę dużo pracować i przez to mam mniej czasu na blogowe sprawy, a ja się w sztuczne nabijanie tłumów nie będę bawić. Powolutku sobie doczłapię do tych 60k na  moim Instagramie, z tą różnicą, że będą to realni odbiorcy.
Raz złapałam się na Instagramową grupę wzajemnych komentarzy. Przyznaję się do tego oficjalnie. Właściwie to nie wiedziałam na co się piszę, szybko uznałam, że to słaba zagrywka takie komentowanie na siłę. Na grupie poznałam fajne dziewczyny i przez chwilę tkwiłam tam tylko dla ich towarzystwa, w końcu sama się wypisałam. Wiecie jakie mam wnioski? Takie grupy kompletnie nic nie dają jeśli chodzi o zasięgi. NIC. Jedyny plus mojej obecności tam był taki, że poznałam kilka fajnych koleżanek, które chyba też już dawno odpuściły sobie sztuczne komcie i z grupy uciekły. Wiecie kto założył grupę? Kasia. Ta Kasia, która twierdzi, że boty są super. Wybaczcie mi chwilowe zaćmienie umysłu i dołączenie do takiego gówna. Dzięki mojej obecności tam jeszcze bardziej przekonałam się, że gówno to gówno i pamiętajcie- jeśli coś wygląda jak gówno, śmierdzi jak gówno i smakuje jak gówno- to jest to gówno. Czasami trzeba gówna dotknąć żeby się przekonać, że to nie jest marmolada. 
Ostatnimi czasy zawodzę się na znanych blogerkach. Jedna po drugiej okazuje się fałszywym tworem. Przykre to. Nie chcę być taka. Jeśli kiedyś zacznę gwiazdorzyć- kopnijcie mnie proszę w dupę na opamiętanie. Myślę, że jednak tak się nie stanie. Wasze zaufanie jest dla mnie najważniejsze. Lubię rozczarowywać, ale tylko w tę pozytywną stronę. Wiecie, ostatnio usłyszałam, że zaskakuję pozytywnie, bo na żywo jestem życzliwą i uśmiechniętą osobą i takich słów Wam życzę! Życzę Wam zaufania, uśmiechu, uczciwości, szczerości i dobrych ludzi wokół siebie. Może nie jest to najszybsza droga do fejmu, ale jest to droga uczciwa i dająca satysfakcję, a nie debet na koncie, bo boty też kosztują?

Czym się różni hejt od krytyki?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kiedyś już pisałam o tym jak poradzić sobie z hejtem, ale co to właściwie jest ten cały hejt? Jak odróżnić hejt od zwykłej krytyki? Wystarczy napisać byle gówno, byle żart, czasami zwrócić na coś uwagę i już chcą Cię spalić na stosie. Ludzie przestali odróżniać wyrażanie własnego zdania od hejtu. To, że ktoś Ci napisze, że żółty pasuje Ci bardziej niż zielony nie znaczy, że ma coś złego na myśli. To, że ktoś Ci mówi, że w życiu nie kupiłby takich butów jak Twoje, nie znaczy, że musisz częstować go banem. To, że…Można wymieniać. Jak nie byłeś na Pudelku to chuja wesz o hejcie ?

Byłam na Pudelku, więc wiem co to ludzki upadek. Nie, że byłam poczytać. Byłam tam obsmarowana. Pudelek tylko podsycił, ludzie zjechali jak burą sukę. Zacznijmy od tego, że miałam niezłą polewkę z tego jak ludzie mnie świetnie znają widząc po raz pierwszy w życiu. Ciekawe doświadczenie, przejąć się nie przejęłam, bo niby czym? Zastanowiło mnie tylko to skąd oni maja tyle czasu, że chce im się jakąś wsiurę komentować. Chciałabym żeby dali mi każdy po minutce z ich dnia, odpoczęłabym sobie. I tam właśnie widać prawdziwy hejt. Wypisywanie tekstów typu “wypierdalaj na wieś”, “ty głupia suko”, “pojebana kretynka”, “lansuje się za kasę faceta”, “pewnie dużo zapłaciła za artykuł na Pudlu” bardziej mnie rozśmieszyło niż sprawiło przykrość, bo na zjebanych ludzi mam wyjebane. Ale to jest moi drodzy prawdziwy hejt. Hejt to pisanie z dupy wziętych tekstów mających na celu… a chuj wie co hejterzy maja na celu, chyba chcą wkurwić i wylać swoje smutki. Biedni. Ze mną im się nie uda, nawet mnie to cieszy, że piszą, bo źle czy dobrze- ważne, żeby nazwiska nie przekręcali. Ale trafi się jakaś spłoszona sarenka, której ktoś napisze, że jest pojebaną suką z patologicznej rodziny i różnie może się to skończyć. Świata nie zmienię. Niestety…
Jest też druga strona medalu. Nadinterpretacja. Kto mnie zna ten wie, że jak coś komentuję, to z jajem. I Ci którzy mnie znają oraz Ci, którzy chwytają dowcip rozumieją co mam na myśli. Zdarza się jednak, że pisze coś z przymrużeniem oka i  trafi się ktoś, nazwijmy go mniej lotnym, który interpretuje moją myśl według tylko sobie znanych wytycznych. W skrócie- nie każdy rozumie mój ciężki humor. Czasami wyjaśniam oburzonemu, czasami szkoda mi nerwów i olewam. Nie biorę odpowiedzialności za to co ktoś sobie wymyśla i dodaje.
Jest jeszcze trzecia strona medalu. Wiem, że medal ma dwie strony. Dobra. To jest jeszcze kant. Kant medalu. Twórcy internetowi. Wrzucam tu wszystkich, nie tylko blogerów, bo narobiło się i instagramerów i innej zarazy ? Kiedy na różnych grupach poruszany jest temat hejtu, większość krzyczy, że jak jest hejt, to od razu ban. I zgoda. W swojej karierze akurat nikomu bana nie dałam na blogu, ale ze 3 komentarze usunęłam. Były to komentarze w stylu “ty suko”, “ty wieśniaro bez gustu, chodzisz w szmatach i tak wyglądasz” oraz “zamknij tego chujowego bloga, twoje koleżanki (i tutaj nazwiska) to takie same idiotki jak ty”. Przytaczam komcie z pamięci, ale sens pozostaje ten sam. Sami rozumiecie dlaczego usunęłam. Najobrzydliwszy był komentarz z nazwiskami, bo ja- pal licho, ale jak można obrażać moje koleżanki z reala, które z blogiem nawet nie mają nic wspólnego? Podejrzewam, że był to ktoś z okolic, bo raczej nikt z drugiego końca kraju nie zna danych moich znajomych. I ok. I to jest hejt. I tu można kasować, usuwać, zgoda.
Ale co powiecie na to, że niedawno dodałam komentarz na blogu znanej dosyć osoby gdzie napisałam, że kosmetyki są okej, ale u mnie niestety się nie sprawdziły i raczej do nich nie wrócę. Komentarz się nie ukazał. Nie ma. Kosmetyki mają TYLKO pozytywne recenzje. Śmierdzi mi to na kilometr. Nie napisałam, że kosmetyki są chujowe jak siedem nieszczęść. Nie. Napisałam, że u mnie się nie sprawdziły. Blogerka sama pytała o wrażenia. Napisałam prawdę i zostałam potraktowana jak hejter obrzucający kogoś gównem. Twórcy internetowi tez zaczynają jakąś wielką nadinterpretację. Kiedy mi ktoś pisze, że się ze mną zupełnie nie zgadza chętnie podejmuję temat. Lubię poznać czyjś punkt widzenia, być może zmienię zdanie, a może dowiem się czegoś nowego. Trzeba być istotą otwartą na różnice, bo różnice są piękne! Wyobrażacie sobie gdyby wszyscy ze wszystkimi się zgadzali i potakiwali? Trochę takie kurwa chore.
A jak mam dobry humor, to lubię się poznęcać nad tymi, którym wydaje się, że mogą się poznęcać nade mną. Celowo nie zamazuję nazwisk, no bo po co? W końcu chyba są odważni i pewni swoich racji, więc mogę.
Trzeba nauczyć się odróżniania krytyki od hejtu. Granica jest płynna, ale jednak widoczna. Kiedy przyjaciółka mówi mi, że w życiu nie kupiłaby kolorowej sukienki, wiem, że tak jest i nie pije do mnie, że taką właśnie kupiłam, bo doskonale wiemy, że mi będzie pasować. To, że komuś się coś nie podoba, nie zgadza się z nami, to nic złego. Różnice są piękne, prowokują do ciekawych dyskusji. A jak ktoś Wam pisze, że jesteście głupią suką, to niech wypierdala. Po prostu.  

O tym jak Vogue obnażył kompleksy Polaków

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kraj poruszony zdjęciami w pierwszym polskim wydaniu Vogue. Kupiłam i ja. Przejrzałam, wcale mnie te zdjęcia nie dotknęły, ale dotknięci poczuli się Polacy, może tysiące, może miliony, chuj wie. Fala oburzenia przetoczyła się przez internety. O Vogue mówią wszyscy. Internet, telewizja, radio, plotki z koleżankami, temat Vogue ciągle żywy. Śmieszy mnie to. Śmieszy mnie jak bardzo ludzie są przewrażliwieni, zakompleksieni i jak bardzo wstydzą się własnego kraju. Nie będę dzisiaj recenzować gazety. Nie napiszę o milionach reklam, bo wiadomo było od początku, że reklam w takim magazynie jest dużo. Napiszę dzisiaj o tym jak bardzo zwykła gazetka obnażyła kompleksy naszych rodaków.

Pałać Kultury i Nauki w smogu? Czarna Wołga? PRL-owski klimat? No tak. Nie ma co się oburzać. PKiN to dar od narodu radzieckiego dla narodu polskiego. Tak było. Po co się buntować? Po co zamazywać historię? Była historia dobra i zła, była i obojętna. Tacy wszyscy wkurwieni na ten dar narodu radzieckiego, burzyć go chcą. Po co? Idąc tym tropem- wyburzmy piramidy, w końcu to dar od kosmitów. Wyburzmy Wawel, Stocznię Gdańską wyburzmy. Zapomnijmy o naszej historii, udawajmy, że żyjemy w bogatym kraju, bez żadnych kontrastów, jest pięknie, nie ma tu łez, nie ma cierpienia, nie ma biedy i nie ma historii. Nie ma korzeni, nie ma kraju. Nie ma nas. Niczego nie ma jak w idealnym świecie u Kononowicza.
Tu jest smog. Jest syf i jest też pięknie. Jest czasem krzywo, jak na fotografii Tellera. Czasami jest prosto. Czasami fajnie, czasami źle, a czasami tak zwyczajnie. Po prostu. Jak na tym zdjęciu. A ta nieszczęsna Wołga? Vogue – Wołga. Gra słów. Przypadek, czy nie, pasuje.
Z czym kojarzy się Polska obcokrajowcom? Z Warszawą. Z czym kojarzy się Warszawa? Z Pałacem Kultury i Nauki. Proste.
Z czym kojarzy się obcokrajowcom nasz kraj? Z polami, łąkami, lasem, przyrodą. Z kapustą, grzybami, schabowym, pierogami, cebulą, ogórkami kiszonymi, wódką…z dobrym jedzeniem i mocnym alkoholem. Zapytajcie Francuza o Polaków. Ja pytałam. Pierwsze skojarzenie dla Francuza to popularne w ich kraju powiedzenie “pijany jak Polak”, co oznacza mniej więcej tyle, że nawet jeśli ktoś jest urżnięty na maksa, to i tak zachowuje trzeźwość umysłu. Zapytajcie Amerykanina o Polskę. Pytałam. Jeden upewniał się czy Polska to oby na pewno nie część Rosji, drugi powiedział “wódka, ładne dziewczyny i gołąbki”. Możecie pytać innych. Proszę bardzo. Polacy tak bardzo wstydzą się wsi, że zapominają, że całą Polska na świecie jest postrzegana jak wieś. I nie ma w tym nic złego! Wieś to przecież swojskość, beztroska, radość, oczywiście także ciężka praca, ale wieś jest na świecie nacechowana pozytywnie. W Polsce wieś kojarzy się nadal negatywnie. Kto negatywnie odbiera wieś? Osoby zakompleksione, chcący na siłę odciąć się od własnych korzeni, bo wieś to dla nich wiocha. Tymczasem wiochą jest wybujałe ego. Bo czy ja, pochodząca ze wsi nie mogę wpierdalać chleba ze smalcem i używać perfum Chanel? Czy nie mogę wylegiwać się na tarasie obserwując sarny, a potem polecieć na wczasy pod palmę? Owszem mogę i to robię. Nie mam kompleksów. Nie ciąży mi wieś. Wieś ciąży osobom niepewnym. Osoby takie czują się gorsze, niestabilne, na siłę próbują odciąć się od swojego pochodzenia. Boją się, że ktoś im powie, że są gorsi i to właśnie oni oburzają się na zdjęcia w Vogue.
No bo jak to tak żeby pierwszy numer tak światowego magazynu pokazywał światowej klasy polską modelkę na kartoflach albo na kapuście? A co w tym złego? Z tym jesteśmy kojarzeni i to wcale nie negatywnie. To w naszych głowach mamy negatywne obrazy ziemniaków, sami to sobie ubzduraliśmy. Sami! Jesteśmy jednym z liderów w eksporcie tej cholernej kapuchy i kartofli. Amerykanin nie oburza się na stwierdzenie, że w jego kraju połowa pól to kukurydza. Nie, on się z tego cieszy, chwali się tym, jest dumny ze swojej ojczyzny i wpierdala tę jebaną kukurydzę przy każdej okazji. Polak woli bezglutenową cieciorkę, która przeleciała przez dupę słonia, bo takie żarcie jest modne. Sfrustrowany Polak wrzuca na Insta szpinakowe ciasteczka z olejem z liści bananowca, bo to jest ładne, bo to wygląda, a po cichu wpierdala pierogi od babci, ale tak żeby nikt nie widział, bo przecież wiocha. 
Często jestem pytana czym różni się miasto od wsi. No drodzy państwo, liczbą mieszkańców! Wyłącznie! Mam wrażenie, że mam większe poczucie pewności niż “te miastowe” i “te z telewizji”, i “te z gazet”. Dużo czytam, dużo się uczę, dużo pracuję, zdobywam swoje cele jeden po drugim, kupuję drogie sukienki i kupuję tanie jabłka. Czasami jadę na drogie wczasy, a czasami idę do Biedronki na zakupy. Nie mam z tym żadnego problemu. Nie czuję wiochy w tym, że mogę to co chcę. Mogę wrzucić na Insta chleb ze smalcem, lubię przecież, nie wstydzę się tego. Mogę wrzucić na Insta fotę z dobrej restauracji, też przecież lubię czasem pójść w dobre miejsce.
Zdjęcia w Vogue tak bardzo pokazują, kto ma kompleksy i oburza się na główkę kapusty. Olaboga! Rubik ma skarpetki do szpilek! A jeszcze rok temu jak mówiłam w wywiadzie dla WO, że lubię czasami założyć skarpetki do szpilek to wywołało to ogromne zdziwienie. No proszę, nawet Rubik tak robi i to rok po mnie.
Zdjęcia w Vogue, to lekkie nawiązanie do turpizmu, do niedoskonałości, naturalności i pewnych niedociągnięć. I to jest właśnie piękne! Taki jest nasz kraj! Ciężko jest wytłumaczyć niewidomemu jak wyglądają kolory i ciężko jest pokazać Polakom jaki jest ich kraj. Ciężko jest wytłumaczyć, że Polska kojarzy się na całym świecie z wsią, z kapustą i drogimi szpilkami w błocie. Kurwa! Tak jest! Mało razy w drogich szpilkach w błoto wlazłam?! Polacy obudźcie się, słowo wieś nie jest nacechowane negatywnie, to Wy stworzyliście sobie ten obraz w ograniczonych głowach! Polska to jedna wielka wieś i powinniśmy być z tego dumni. Powinniśmy być dumni tak samo z Anji Rubik jak i z tego, że eksportujemy dużo kapusty. Jak pokazało Vogue, nie jesteśmy na to gotowi w ogóle…

Jak działa internet? Stop making stupid people famous!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Głupie pytanie w tytule? Chyba nie. Mam wrażenie, że większość internautów nie wie jak ten internet działa. Dlaczego promowane są osoby kontrowersyjne i niekoniecznie takie, które mają coś ciekawego do powiedzenia? Dlaczego clickbaitowe nagłówki wodzą na pokuszenie i dlaczego reklamy Lisa nie zbawiły go ode złego amen? Dlaczego w kółko widzicie te same śpiewające karpie albo lalki Barbie, a ja ich nie widzę? Skąd się dowiedziałam kto to jest Deynn i dlaczego nadal nie wiem kto to kurwa jest? Na te i inne pytania postaram Wam się dziś odpowiedzieć, albo i nie. Ale spróbuję.

Stop making stupid people famous!

Napierdalasz po tym Fejsie ino świst i gwizd i pieruny siarczyste. O! Jest jakaś Barbie! Obejrzysz filmik. Skomciasz, że omajgad jaki to glonojad przebrzydły i co to tera w tych telewizorach pokazujo. Jedziesz dalej. Jakieś siostry śpiewają. Klikasz dźwięk. Słuchasz. Komciasz, że omajgad kto ich kurwa z zoło wypuścił, że masakracja taka, że rzyg i tak w ogóle kto to ogląda, że po co to wstawiać. Jedziesz dalej. Znowu Ci się Barbie pokazuje? Ot kurwa surprise! A skomciasz, że wszędzie to gówno pokazujo, że świat się kończy, omajgad, omajgad. 
Po pierwsze- chuj Cię obchodzi czy ktoś ma naturalne usta, czy też napompowane tak, ze mu się od silikonowych cycków z echem odbijają. Krzywdzi Cię to? No chyba nie. Jeśli to nie Twoja estetyka, to sobie takich nie rób. Jeśli to nie Twoja estetyka, to weź nie klikaj, nie komentuj i przestań się zastanawiać dlaczego ktoś to promuje. Ty to promujesz. Klikając, lajkując (nawet buźką typu brrr), komentując sam to promujesz. Kiedy udostępniasz coś choćby dla beki tworzysz nowego celebrytę. Nabijasz mu kabzę realną kasą. Klikasz, serwisy widzą, że coś staje się popularne i doją hajs dalej, wrzucają tego więcej i więcej, a Ty klikasz i wciąż piszesz jakie to okropne. Chuj ich obchodzi czy to dla Ciebie be czy cacy- hajs się zgadza.
Czaisz już jak to działa? Wiecie, że lokalne media zainteresowały się mną dopiero kiedy zaprosił mnie TVN? Czary. Chwilę po mnie w DDTVN zasiadła Barbie i słuch po mnie zaginął, bo przecież mówiłam z sensem, a kto by tam klikał coś sensownego. Pod postami z Barbie pojawiały się komentarze “a dlaczego nie pokazujecie fajnych, normalnych kobiet?”, pokazali, ale Ty tępy chuju wolałeś komciać tej lasce, to będą pokazywać ją na Twoje życzenie. Nie żebym ja się tu jakoś wywyższała czy coś, nie mam nic do tej dziewczyny, ale tak sobie myślę, że trzeba było sobie do tej telewizji kutasa na czole wytatuować, to by gadali o mnie do wiosny. Nawet gdzieś mignął mi się komentarz, że odjebałam kitę, bo nie przeklinałam w ŚNIADANIÓWCE (eee programie śniadaniowym??), że niby taka jestem sklęta, a tam taka grzeczna byłam. Dlaczego? Dlatego, że potrafię się zachować tępe dzidy. Przy dzieciach znajomych też nie przeklinam, ani w urzędach, ani w sklepach. To co miałam zapierdalać do telewizji żeby z ukrycia rzucić kurwą? Ot thug life! Taka jestem krejzolka. Błagam…dzieci to oglądają…
Wiecie co robić, żeby Wam się shit nie pokazywał? Nie klikać w shit. Klikać i promować to co dla Was fajne i wartościowe. Ja tak robię i pokazują mi się fajne rzeczy. Nie łażę po Pudelkach (chyba, że o mnie chuje napiszą), nie klikam byle gówna i zawsze wspieram znajomych blogerów, bo wiem, że komcie i lajki mogą dać im powera do działania, a wartościowe osoby trzeba wspierać, żeby nie zaginęły między tym całym szambem.

Jak działa internet?

Ludzie klikają co popadnie, a potem zdziwieni, że na maila przychodzą oferty kremu na powiększenie penisa. Swoją drogą to chyba te kremy działają, bo czasami spotykam osoby, które są ogromnymi kutasami. No takie jest życie, że jeden będzie chujem, a drugi będzie w porzo. Ostatnio dowiedziałam się, że Deynn to kawał chuja. Szkoda, że nie wiedziałam kto to. Jako nieprzecięty człowiek nie zapytałam jak większość ludzi na FB- “A kto to kurwa jest?”- tylko sobie wygooglowałam. I dalej nie wiem. Właściwie nie wiem kto ją wypromował i w jakiej dziedzinie, bo osoba ta niczym konkretnym nie błyszczy. Ale nie moja sprawa. Afera też mnie nie interesuje. Trzymam się z daleka od wszelkich afer i bagienek. Poruszam ten temat dlatego, bo gdyby nie jakaś afera w życiu bym o lasce nie usłyszała. Widzicie? Gówno zawsze głośno krzyczy. Być może laska ma coś ciekawego do powiedzenia, ale jeśli tak nawet jest, to o niej nie słyszałam, ale jak coś jest zaferzone, to wieści moment się rozchodzą. Nie widziałam żeby znajomi klikali jej posty, ale zaczęli klikać jak jej się noga powinęła. To świadczy nie o niej, a o zawiści ludzi. Coś komuś nie wyszło? “Zajebiście! Niech się za robotę weźmie, a nie tylko foteczki, niech zapierdala jak ja za 1500 złotych, hołota”. Bo jak ja nie mam, to czemu ktoś ma mieć? Zamiast – jak ktoś ma, to może i ja spróbuję? Jprdl…
Jak działa internet? Podstępnie! Clickbaitowe nagłówki przyciągają uwagę. Zosia z Krysią klikają, a potem oburzają się, że przecież to oszustwo. Nie, to nie jest oszustwo, to manipulacja. Manipulacja, która działa. Ludzie klikają, wchodzą, a kasa leci. Potem Ci ludzie są oburzeni, ale klikają kolejne podchwytliwe tytuły typu “Ludzie jej nienawidzą! Zarobiła 5 tysięcy nie wychodząc z domu, a wszystko dzięki…”. Wszystko dzięki takim frajerom, którzy klikają w te bzdurne nagłówki. To zupełnie jak z kołczami. Ale o kołczach innym razem? Sama lubię bawić się słowem, lubię kiedy mój tytuł przyciąga, ale robię to (mam nadzieję!) taktownie.
Niektórzy napierdalają tymi paluchami gdzie popadnie, a potem dziwią się jak im dziwne rzeczy wyskakują. Samo się nie robi. Przekonał się o tym kiedyś Tomasz Lis. Tomuś wrzucił skrina na Twittera, a na skrineczku reklama ukraińskich singielek, iukwim? Biedak podniósł lament, że co to za reklamy wyświetlają się na PISowskich stronach. Biedak nie wiedział co to reklama kontekstowa. Więc jeśli po nocach zamawiasz wibratory na AliExpress, to uważaj potem jak z mamusią Pudelka przeglądasz, bo wielce prawdopodobne jest, że wyskoczy Ci reklama półmetrowych dildosów? To się samo nie robi.
W internecie nic się samo nie robi. Generalnie nic nigdzie się samo nie robi. Nawet żeby się wysrać trzeba najpierw zjeść. Chcecie mieć ładny internet? Klikajcie, to co lubicie, a nie dissujcie to co Was wkurwia. Pamiętajcie, że ładne kwiatki bardzo szybko znikają pod stertą gówna. Gówno ma intensywniejszy zapach niż stokrotka, a chyba wolicie dzielić się z innymi bukietem kwiatów, a nie obrzucać gównem? Tak czy siak- wybór należy do Was. Ja o ładne kwiatki dbam.

Dzień z życia perfekcyjnej Instagirl, Blogerki, Fakebookerki czy tam innego tworu

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Jest tak. Masz bloga/ vloga/ insta/ fanpage – niepotrzebne skreślić, albo dorzucić snapy, twittery i co tylko pod światem. Generalnie jest fejm, sława, hajs. Na ulicy faceci rzucają w Ciebie stanikami, a laski strzelają piorunami ze ślepiów. Audi dało Ci samochód, sprzęty tylko od Apple, apartament spadł z nieba po akcji z siecią banków, a Kler urządziło Ci Twoje skromne 300 metrów kwadratowych. Wszystko co masz na sobie jest logowane, bo nie wiadomo kiedy Pudel strzeli Ci fotę, a przecież za każdą metkę na Twoje konto spłynie kasa. Jak wygląda Twój dzień? Dzień perfekcyjnego wyjadacza internetowego? Tak.

 

Wstajesz rano. Zawsze o 9 rano, niezależnie od tego która akurat jest godzina. Wypoczęta. Full make up. Poduszka nigdy nie odciśnięta na ryju, bo w ryju tyle botoksu i złotych nici, że nawet rozgrzane żelazko się nie odciśnie. Jesteś już po porannym treningu o 5 rano, crossfity, hujahopy, pole dance, szpagaty, piruety, co tam jeszcze? W każdym razie wstałaś o 9, a trening już za Tobą. Tak. W jakieś pięć minut przygotowałaś smoothie i croissanty, do tego jakieś liście znad Amazonki na redukcję wagi, która już jest niedowagą. Czas na sesję. Sesję śniadania. Po godzinie można zjeść. Jeszcze tylko powitanie z fanami na snapach i stories. “Hejka kochani, dużo słoneczka, miłego dnia, chuj Wam w dupę”. Odbębnione. W międzyczasie pięćdziesięciu kurierów na zmianę donosi fanty. Znowu foteczki. Wpisik na blogaska. A nie, na blogaska to się zapłaci frajerowi i napisze za nas. Sztab ludzi ogarnie montaż vloga o dupie Maryny. Jeszcze tylko maile. A nie, na maile odpisze inny frajer na śmieciówce. To właściwie można nagrać jakiś krótki filmik. I zdjęcie zrobić. To czas na obiad. Najlepiej w dobrej restauracji z dziesięcioma gwiazdkami Michelin i w towarzystwie innych gwiazdek z neta. W knajpie foty, filmiki, a potem prosto na event tej znanej baby, no wiecie tej co dziergała w tym programie, no tym Miami Ink, czy coś. Nieważne. Pokazać się trzeba. Dadzą jakieś biedne gifty i przekąski z rukolą. Oczywiście wszystko jest fit, eko, vege, glutenfree, czary mary ja pierdolę. Zdjęcia, filmy. Standard. Eko drinki z eko łiski, vege wódka, bezglutenowe piwo, kjjjfjkdkdijfhfnvjfk….O ja pierdolę. 3 rano. Makijaż cały, bo permanentny. Włosy bez szwanku, bo doczepiane. Rajstopy podarte. Trzeba zerwać umowę z Gattą. Kiecka za 20 koła zarzygana. Przetrze się gąbką i zwróci do wypożyczalni, może się nie skapną. Kurwa. Jeść. Kebab u Turka. Jebać glutenfree i vege. Jeść! Kurwa! Snapy! Usunąć. Kurwa! Osiem tysi ludzi widziało. Dlaczego oni nie śpią o 3 nad ranem? Taxa. Na chatę.  Spać. Wstajesz rano. Zawsze o 9 rano. Niezależnie od tego która…kurwa…południe. Kurierzy się dobijają….
Wstaję rano. Zawsze o 9 rano, niezależnie od tego która akurat jest godzina. Zwlekam się, ale jeszcze bym poleżała. Zrzucam z siebie koty. Siku. Zawsze najpierw robię siku. To bardzo ważne, bo mogłabym się zsikać na przykład przy śniadaniu. To idę lać. Idę się umyć. W sumie nie muszę się malować jakoś specjalnie, bo rzęsy sztuczne, brwi permanentne, ryj jeszcze nie wisi, tylko poduszka się odgniotła. Umyję włosy. Wyschną zanim zdążę je wysuszyć. Dobrze, że znowu zrobiłam keratynowe prostowanie całkiem niezłą chińszczyzną, to nie sterczą. Dobra, nie jest źle. Zrobię śniadanie. Jajka, czy kanapki? Kanapki czy jajka? Co szybciej? Wczoraj były jajka, to dziś kanapki. Na insta nie wrzucę, bo sucha krakowska ujebana majonezem wygląda jak gówno, ale co z tego skoro to najlepsze kanapki świata? Dobra, to jednak przypudruję ten ryj, bo koty się boją. Kurwa! Koty! Nakarmić koty! Nakarmione. Ktoś dzwoni do drzwi. Kurier! O kurwa, a co to za święto! A nie, to nie gifty, to listonosz z fantami z Ali. Bluzeczka za 4$, czepki do włosów, klapki za grosze. Git malina. Praca. Przyklejam się do lapka. Kot siedzi na głowie, drugi go trzyma. Nie spadną. Kurwa szesnasta. Obiad. Na tym Zadupiu nie ma knajp do wyboru. Trzeba gotować. Zresztą kiedy wyjść? Stopą mieszam zupę, drugą karmię koty, ręka dalej pisze, głowa w chmurach, wszystko w dupie. Zupa wykipiała. Kiedyś to posprzątam. Nie dziś, bo jeszcze maile. Jeszcze blog, jeszcze praca, znowu praca. W międzyczasie zabrakło śmietany. Niemąż pojedzie. Jeszcze chleb niech kupi. I może wodę jeszcze, bo tylko piję i sikam, bo kiedy jeść? Dwudziesta. Może zjem w końcu obiad? Zjem. Zjadłam. Praca. Zmywarka. Pralka. Jeszcze coś na insta wrzucę. Praca. Prawie północ. Ojebię kanapki ze smalcem i cebulą. Dobrze, że nie wychodzę do ludzi to mogę śmierdzieć jak Cebulowa Królowa. Ale to dobre. Może odpocznę? Okej, jakiś film. W połowie dogorywam. Do wanny. Miło i ciepło, za trzy minuty jak nie wyjdę, to się utopię. Zasnę i znajdą moje odmoknięte zwłoki za pół roku. Do łóżka. Doczołgałam się. Spać. Wstaję rano. Zawsze o 9 rano. Niezależnie od tego która…kurwa…południe.

 

Niezależnie od tego jak wygląda Twój dzień, wszyscy jesteśmy tacy sami. Nieważne czy masz sztuczne cycki, czy dopiero tylko brwi jak ja? Nieważne, czy masz podpisaną umowę z siecią banków, czy piszesz za barter o szminkach za 20 zeta. Każdy jest tylko i aż człowiekiem. Nikt nie jest idealny, ale nasi odbiorcy widzą tylko ten piękny wycinek życia. Nikogo nie potępiam, bo każdy ma prawo do podążania drogą, którą sam sobie wybrał. Czasami ta droga jest dobra, czasami zła, ale przecież zawsze można zmienić trasę. Czasami trzeba zapierdalać, czasami wszystko spada z nieba. Czasami jest fajnie, a czasami zupa wykipi. Życie. Fajnie jest sprzedawać coś w ładnym opakowaniu, ale warto, żeby zawartość była równie interesująca. Można się piąć w górę i korzystać z eventów, bo po to są. I nieważne czy sukienka za 5 zeta, czy za 5 klocków. Nieważne czy zaczynasz pisać bloga, czy może masz od groma obserwatorów na insta. To wszystko nie jest ważne. W social media chodzi oto, żeby się piąć- najważniejsze żeby nie skończyć z zarzyganą sukienką.

 

POKA SOWE, czyli najbardziej chwytliwe jest to, co plebs klika

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Myślisz nad postem kilka dni, zmieniasz szyk w zdaniach, zbierasz informacje, robisz risercz i co? I gówno. Pokazujesz cycki, piszesz o sraniu, ruchaniu i tłumy pchają się drzwiami i oknami, a jak dobrze pójdzie, to podajesz Dudzie tort ubrana w same majtki. Nie ma nic w tych majtkach złego, nawet w ich braku nie widzę tragedii. Wszystko jest na sprzedaż. Kwestia ceny.

 

Się uczepili ludzie Sexmasterki ostatnio. Bo sowa, bo cycki, bo idiotka. Widziałam w sumie może trzy minuty jej twórczości. Drętwota. Nie ma tam nic co sprawiłoby, że chce mi się jej słuchać. Z wyglądu, też nie jest to mój typ. Nie ruchałabym. Ale nie powiem, żeby była idiotką. Filmy ma idiotyczne, owszem, ale…to się sprzedaje. To właśnie to plebs klika. Dziewucha poszła w kontrowersyjny temat i tutaj wygrała. W Poka sowę, też kliknęłam, bo żeby coś ocenić, trzeba to poznać. Piosenka tak debilna, że aż śmieszna, ryje łeb i…się klika. Dorzuciłam moje pisiont groszy w skarbonkę Sexmasterki. Ludzie, którzy ją krytykują i o niej piszą strzelają sobie w kolano. Wiecie gdzie kliknęłam w sowę? W poście kogoś kto po niej jechał. Z ciekawości. I tym sposobem jej antyfan przyczynił się do jej promocji.
Podobnym zjawiskiem był (jest?) Popek. Głosu anielskiego nie ma, ale to nic nie szkodzi. Postać prowokacyjna. Swego czasu podniósł się larum, że Popek źle wpływa na młode pokolenie, bo przecież dzieci na szkolnej dyskotece śpiewały o piździe nad głową. A kto im kurwa pozwolił tego słuchać? Owszem rodzice wszystkiego nie upilnują. Owszem powinni. Owszem teoretycznie Popek nie kierował swoich słów do dzieci. Nie Popka sprawa kto i czego słucha, on tylko tworzy. W praktyce Popek ma w dupie kto tego słucha, podobnie jak w przypadku Sexmasterki. Oni mają w dupie do kogo trafia ich twórczość, oni cieszą się, że to co robią się sprzedaje. Jest popyt, jest podaż. Założę się, że mają zbitę z tych, którzy biorą ich dosłownie. Liczą hajs i mają gdzieś kto coś o nich myśli, mówi, pisze. Nawet hejty to dla nich promocja. Mój post też. I wiecie co? Może robią z siebie pośmiewisko w niektórych kręgach, ale taktyka biznesowa dobra. Doceniam. I nikt mi nie powie, że oni to by tego czy tamtego nie zrobili. Zrobiliby. Kwestia ceny.

 

 

W wyobraźni już widzę ten hejt za słowo plebs w tytule. Specjalnie tak napisałam, kilku ciekawskich kliknie. Może kilkudziesięciu. Może kilkuset. Od początku przyciągam na bloga kontrowersją. Może nie jak Sexmasterka, ale jednak. I wiecie co? Gdyby jakiś CKM zaproponował pokazanie cycków, pokazałabym. Kwestia ceny. Poza tym nie wiszą. Poza tym nie widzę niczego złego w nagości. Poza tym dlaczego nie? Dlaczego mamy się w czymś ograniczać, bo co ludzie powiedzą? I tak powiedzą. A niech gadają, nie liczy się jak, byle gadali. Niedawno koleżanka blogerka nazwała ludzi na promocji w Rossmannie bydłem. I miała rację. Znalazła się oburzona grupa osób, no bo jak tak można napisać, jak to ludzi do bydła porównywać. Na moim blogu pewnie nikt by mi nawet uwagi za bydło nie zwrócił, bo co chwilę pocisnę mocnym słowem. U niej był szok, bo jak to tak. Srak. Tak myśli, tak napisała i chuj. Nie podoba się, to tam są drzwi, albo przewińcie FB w dół. Najpierw ludzie oczekują od blogera szczerości, potem się dziwią, że ktoś był szczery. Jedyny plus sytuacji? Statystyki skoczyły? Źle, dobrze, byle gadali.


Ciekawym zjawiskiem jest to, że im debilniejszy post, tym więcej wejść. Siedzisz nad czymś długo, analizujesz, dopieszczasz i chujnia. Piszesz posta na kolanie, o dupie Maryni, na blogu siedzi tysiące osób, a komki lecą jak gołębie gówno z nieba. Plebs klika to co głupie. To masa nas karmi, piszemy dla mas, tworzymy dla mas. Nie nazywam moich odbiorców głupcami, ale wśród moich odbiorców są zapewne i głupcy, są i ciekawscy, tak jak i ja z ciekawości kliknęłam na sowę. Wśród odbiorców są hejterzy, którzy klikają żeby znurać mnie w komentarzu. Są złośliwe koleżanki, które czytają, żeby potem pomiędzy sobą mówić, jaka ta Wiolka jest pierdolnięta (pozdrawiam tipsiary z mojego miasta?). Są ludzie których wkurwia to, że gdzieś tam jakoś zaistniałam. I oczywiście są wspaniali czytelnicy, którzy w moich wpisach widzą coś więcej niż tylko rzucanie kurwami. Ale wszystko to, cały ten blog kręci się nie tylko dzięki wspaniałym czytelnikom, ale też dzięki temu całemu plebsowi. Klikają z nienawiści i podnoszą mi staty. Ten właśnie plebs daje też zarobić Popkowi i Sexmasterce. Ten plebs nakręca programy typu Dlaczego ja?, Warsaw Shore, Szkoła i tak dalej. Popyt, podaż i hajs moi drodzy. Jeśli ktoś coś umie dobrze sprzedać, to sprzeda nawet gówno w papierku. Kupujący będzie Cię po rękach całował, mimo, że przepłacił, gówno zje, podziękuje i powie, że było pyszne. Drugi kupi gówno, powie, że gówno i wyrzuci, ale mimo to kupi. Tak czy siusiak, jesteśmy z hajsem do przodu. I tak się powoli żyje na tej wsi…

 

*Dziękuję za inspirację Elicie?

Niebieski Wieloryb już niemodny, nowa gra w sieci – Żółty Łańcuch

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Zatroskani rodzice nie tak dawno poszukiwali informacji na temat niebezpiecznej gry o nazwie Niebieski Wieloryb. Blue Whale Challenge, to jednak nie koniec. To dopiero początek. Od kilku dni krąży nowe wyzwanie. Tym razem młodzi ludzie są atakowani przez Yellow Chain. Żółty łańcuch również powstał w Rosji. Zabawa szokuje. Co prawda w tym przypadku challenge nie kończy się śmiercią, ale finał jest równie szokujący. Ostatnie zadanie, to gwałt! Czy jeszcze coś jest nas w stanie zaskoczyć? Gdzie są granice i na czym polega Żółty Łańcuch, o tym dziś.

Yellow Chain święci triumfy na rosyjskim Vkontakte, czyli odpowiedniku Facebooka, oraz na innych portalach społecznościowych. Początkowo lista zadań była dostępna na jednej z zamkniętych grup, jednak po czasie przedostała się do sieci. Zadania bulwersują. Gra ma podtekst seksualny. Prawdopodobnie tysiące młodych osób w wieku 9-15 lat miało z nią styczność. Z dostępnych informacji wynika, że gra dotarła do Polski. Wszystko zaczyna się niewinnie. Na liście zadań znajdziemy między innymi wzajemną masturbację, przesyłanie roznegliżowanych zdjęć do opiekuna gry, czy inne równie gorszące polecenia. Ostatni punkt, to gwałt. Gwałt musi być udokumentowany zdjęciami, filmikiem lub nagraniem live. Po co to wszystko? Po spełnieniu wyzwania młoda osoba trafia do zamkniętej i elitarnej grupy w sieci TOR. TOR to sieć, która istnieje równolegle do naszego internetu, anonimowa, szyfrowana, nie ma mowy o wykryciu IP. TOR to siedlisko hakerów, miejsce gdzie znajdziemy sposoby na kradzież, produkcję narkotyków, pedofilskie zdjęcia i wszystko to, czego nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. #zoltylancuch- kolejny niebezpieczny hasztag. Czy polscy rodzice są na to gotowi? Czy młode pokolenie kolejny raz podąży ślepo za niebezpieczną zabawą i co Wy o tym myślicie?
Brzmi jak prawda, prawda? A to wszystko, to gówno prawda.  Napisałam tę historię na kolanie. Tak samo jak ktoś na kolanie napisał artykuł o Niebieskim Wielorybie, który nigdy nie istniał. Ostrzeżenie o zabawie rozeszło się wiralowo. Ktoś gdzieś coś wspomniał, ktoś inny udostępnił. Historię podłapało radio, potem telewizja, w międzyczasie portale zaczęły się na ten temat rozpisywać, ale nikt nie sprawdził źródła. Nikt. Tej gry nigdy nie było. Media rozdmuchały sprawę i dzieci faktycznie zaczęły nacinać rybki na skórze.  To my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za młode pokolenie. My! Tymczasem bezkrytycznie podchodzimy do tego co jest w sieci. Nie sprawdzamy czy informacje są prawdziwe, sami popychamy dzieciaki w ten obłęd. Udostępniamy miliony bzdur, rozsiewamy fałszywe informacje, plotki. Dzieci to nasze lustrzane odbicia, to my mamy być dla nich wzorem. Nie bądźmy bezmyślnym bydłem, które samo pędzi się na rzeź. Nie dajmy stracić młodego pokolenia. No kurwa, nie bądźmy naiwnymi debilami! Gdybym nie dopisała tej części postu, to być może pierwsza część poszłaby w świat i jakieś dzieciaki faktycznie dla fanu zaczęłyby się obmacywać. Bo skoro rosyjskie dzieci się bawią, to dlaczego nie my? Dzieciaki są ciekawe. Nagłaśnianie takich akcji, to tylko zachęta. Wiecie dlaczego wzięłam do gęby trawę? Bo całą szkołę powtarzali na lekcjach jakie to po niej odloty. Co z tego, że próbowano zrobić antyreklamę, skoro dzieciak i tak będzie ciekawy? Sama wygrywałam konkursy na plakaty antynarkotykowe i śmiałam się pod nosem, bo nie było w klasie osoby, która by zioła w gębie nie miała. Serio. Na wsi. 15 lat temu. Taka sytuacja. (Nie martwcie się, mimo, że się zaciągałam w przeciwieństwie do Billa Clintona, to szybko mi przeszło, ale spróbowałam).
Nie chciałam pisać tego tekstu od razu kiedy do sieci wypłynęły te całe wieloryby, bo nie lubię kłapać dziobem dla samych lajków, byle szybciej o czymś naskrobać, bo temat gorący. Jednakże nie mogę patrzeć na to jak bardzo ludzie są naiwni. Nie mogę patrzeć na to jak ludzie dają sobą sterować. (Kiedyś o tym już pisałam w tekście Media. Jesteś tylko marionetką i błyszczącą monetą). Nie mogę patrzeć na to jak bardzo największe media w kraju nie potrafią odróżnić prawdziwych informacji, od plot. Wstyd i dramat!
Bierzcie odpowiedzialność za swoje słowa. Za to co i do kogo mówicie i piszecie. Mnie nigdy nie traktujcie dosłownie, nikogo i niczego nie traktujcie dosłownie. Słowa, to tylko słowa, mimo wszystko…