Tag

ludzie

Koronawirus. Jak przetrwać paranoję?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Źródło: Pixabay

Wokół trąbią żeby unikać skupisk ludzi – wszyscy poszli tłumnie na zakupy. Ja rozumiem, że zapas srajtaśmy jest niezbędny, bo jak jeden kichnie, to 10 się zesra, ale wiosna za rogiem, liśćmi też można się podcierać.

Jedna mądra pani napisała, że jebać biedę i zostańcie wszyscy w domu. Zapomniała tylko, że nie każdy może pracować zdalnie i taka pani pielęgniarka, to raczej zdalnie niewiele zdziała, piekarz chleba też nie upiecze online. Oczywiście zgadzam się, że jeśli ktoś nie ma potrzeby wyłazić, niech siedzi. Jeśli ma możliwość pracy zdalnej, niech pracuje. Problem w tym, że ta pani pisała ludziom, żeby zdechli skoro nie są milionerami i muszą pracować stacjonarnie. Milusio <3

Druga pani zachęca żeby dziś iść do kina, bo jutro zamknięte. Bardzo rozważnie. Taki wirus zaczai się za kinem i pomyśli „a chuj, dziś robię wolne, niech se oglądają, nie zarażam”. Rozważnie.

Jedno duże, międzynarodowe korpo postanowiło, że może jednak ludzie u nich mogliby pracować zdalnie, bo i tak wszystko tłuką na kompach i wiszą na telefonach. Ale nie pykło, bo to międzynarodowe korpo nie wie jak to zrobić. Ach ta technika!

Szkoły, kina, teatry, wszystko zamknięte. Kościoły zwiększają liczbę mszy. Bo przecież w kościele wcale nie przebywają głównie osoby starsze, najbardziej narażone na zachorowanie. Rączka w wodę święconą, potem opłatek brudną ręką i jakoś to leci. A potem taka Pani Halinka cyk do Biedry, cyk do Grażynki na plotki, cyk już jest w Stokrotce i do domu. I pół miasta kaszle. Rozsądnie.

Odkąd pamiętam byłam prawie preppersem. Nie, że mam bunkier w ogródku i 200 kilogramów makaronu, ale robię zapasy od lat, co jakieś 3 tygodnie, żeby za często nie musieć ludzi oglądać. Poza tym od 8 lat pracuję zdalnie, więc lubię sięgnąć do szafki i zrobić obiad podczas przerwy w pracy. Kiedy te 8 lat temu mówiłam komuś, że pracuję z domu, to słyszałam, że taka praca, to nie praca. Za taką NiePracę zwiedziłam kilka państw, wyremontowałam dom i niczego mi nie brakuje (nawet makaronu).

Widzę co się dzieje w moim mieście. Kolejki przed aptekami, puste półki w sklepach, w bankomatach zaczyna brakować gotówki. Rychło w czas. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że swoim zachowaniem przyspieszają uderzenie kryzysu. Przypomnę tu sytuację z Cypru, 2013 rok, ludzie ewakuowali pieniądze z kont bankowych na ogromną skalę. Gotówki zabrakło. Zadłużenie banków, plus panika i klops. Przypomnę bankructwo Grecji. Rozmawiałam z Grekami osobiście, dalej wspominają czasy świetności państwa i narzekają na swoją obecną sytuację, mimo, że największy kryzys przechodzili lata temu. Polskie banki również są w kiepskiej kondycji, ale o tym nie mówi się głośno, choć jak zacznie się googlować, to włosy stają dęba. O kryzysie mówiło się od dawna, obecna sytuacja, a przede wszystkim panika ludzi może to znacznie przyspieszyć. A wtedy co? Zęby w ścianę. Nie bądźmy zależni od banków w miarę możliwości. Nie tak dawno upadł spory bank spółdzielczy na Podkarpaciu i zgodnie z literą prawa zabrali sobie kasę z kont klientów. Który bank będzie kolejny? Może właśnie Twój.

Człowiek rozsądny, lub świadomy (bo czasem i rozsądni nie są świadomi) jest dziś w miarę zabezpieczony. Ma jakieś żarcie na czarną godzinę, więc w tym momencie nie stoi w kolejce w Lidlu. Ma jakieś zasoby gotówki w domu, więc w tym momencie nie stoi w kolejce do bankomatu. Co sprytniejsi zabezpieczyli się jeszcze lepiej. Sama mam zabezpieczenie w kryptowalutach, kupiłam tokeny SelfMaker, które są niezależne od tradycyjnych giełd, które w tym momencie lecą na ryj. Dla zobrazowania sytuacji napiszę, że Solorz, tylko w ubiegłym tygodniu, stracił ponad 800 milionów złotych na giełdzie. Kumacie tę skalę? Sporo. Oczywiście rozumiem, że nie każdy odnajdzie się w inwestycjach, kryptowalutach, ale… może warto spróbować? Niektórzy w związku z zamknięciem szkół, czy przymusową pracą zdalną, mają teraz dodatkowy czas (choćby nie marnując go na dojazd do pracy), można usiąść i poczytać. A nuż zdobędziecie dodatkową wiedzę, a być może dodatkowe lub inne źródło dochodu. Jestem żywym przykładem, że się da.

Nie nakręcajmy tej paranoi, to nie prowadzi do niczego dobrego. Niemniej dobrze wiedzieć na czym stoimy. Warto przestrzegać higieny, unikać tłumów, wstrzymać się przed podróżami w miejsca zagrożone. Warto być człowiekiem świadomym, odpowiedzialnym i nie narażać siebie i innych na niepotrzebny stres. Serio nie jest teraz najważniejsze żeby zrobić sweet fotki w Tajlandii, czy ładować się w tłum w Biedrze, to głupota. Dziś wykupimy mąkę i ryż, jutro puste półki, żarcie kupowane na szybcika, niektórym się zmarnuje i wyrzucą. Za tydzień towar uzupełnią, zrobicie zakupy na spokojnie. Gorzej, jeśli przez kolejne dni, sklepy pozostaną bez klientów, towar zacznie się psuć, poleci popyt, poleci podaż, polecą zwolnienia. Jak nie będzie ich stać na ludzi, to „zatrudnią” maszyny, bo jaki sens dokładać do pracownika, kiedy automat wraz z serwisem to koszt 1500 złotych miesięcznie i ani grosza więcej? Czas pomyśleć o przebranżowieniu. To się dzieje teraz. Transport już ledwo kwiczy, biura podróży są na skraju, traci sektor rozrywkowy i tak dalej. System naczyń połączonych. Oczywiście są sektory, które zyskają. Pytanie, czy Wy jesteście z tym sektorem związani i nie straszne będą Wam podwyżki? Czy nie będą Wam straszne zwolnienia? Czy jesteście odpowiednio zabezpieczeni? Czy wiecie, czym jest dywersyfikacja? Ja ogarniam kilka prac, kilka inwestycji, jednocześnie zabezpieczam się od dawna na wielu frontach, inwestuję w polską technologię, automatyzację, bo wiem, że nie muszę być zależna od Chin, koronawirusa. Wiem, że z automatyzacji mogę czerpać zysk, a nie tracić jak większość społeczeństwa. I nie robię spontanicznych zakupów ryżu w dzikim tłumie 😉

Just chill i pomyślcie.

Konkurs świadectw

By | Blog, Szoty | No Comments

Dziś na Facebooku konkurs świadectw. Rodzice chwalą się czerwonymi paskami swoich purchlaczków. No i w sumie spoko, są dumni, idzie zrozumieć.

Całą podstawówkę miałam czerwone paski na świadectwach. Rekord padł chyba w 5 klasie, kiedy to moja średnia wyniosła 5,6, albo 5,7. Teraz nawet nie pamiętam. Nie pamiętam, więc to oznacza, że to nie istotne. Pojęłam to w okolicach gimnazjum. Nie, że przestałam się uczyć, ot zlałam to co było nieistotne i marnowało mój cenny czas. Czas, który zaoszczedziłam, poświęciłam na rozwijanie swoich zainteresowań i na robienie głupot. Głupoty w tym wieku też są ważne! Przedryfowałam tak aż do matury. Oceny na poziomie, ale bez wyciskania siódmych potów. Zachwanie zawsze na przypale, ale liczne konkursy wygrywałam. I powiem wprost – nie chodziło tu o jakiś prestiż, a o nagrody. Jak wygrałam discmana w gimnazjum, to był szpan i szacun na dzielni.

“Twoje miejsce na Ziemi tłumaczy zaliczona matura na pięć. Są tacy – to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż zero”. Przekładając to na język współczesny, bo nie chodzi mi tu o kontekst komuny, maturę można sobie w dupę wsadzić😂 Owszem, maturę zaliczyłam z imponującymi wynikami w okolicach 90%, polski pisemny napisałam najlepiej w szkole i co? No i mogę się tym najwyżej tu pochwalić, bo ten wyczyn nigdy w życiu mi się nie przydał i nie przyda😂 W ostatniej klasie nawet popracowałam nad ocenami, tylko po to, żeby ładnie wyglądały. Pracowałam wytrwale… ze 2 tygodnie przed wystawieniem ocen😂 Tyle to warte. Nie przeczytałam żadnej lektury, poza tymi, które mnie interesowały. W szkole średniej nawet nie kupilam książek i mialam ze dwa zeszyty “do wszystkiego”, a mimo to matura jak ta lala, oceny ładne i nawet jakaś nagrodę za to odebralam. Ba! Zdałam technika z palcem w dupie.

No i tyle. Na studia nie poszłam z premedytacją, bo nie wiedziałam jaki kierunek wybrać, a na byle gówno dla papierka iść nie chciałam. Na chuj mi ten papierek byle czego? No właśnie. Na odchodne w technikum usłyszałam, że jestem największą porażką wychowawczą w długoletniej karierze mojej wychowawczyni, bo nie poszłam na studia. Jakże mi było wtedy (i teraz) strasznie wszystko jedno😂

Do czego zmierzam? W sumie to chuj wie😂 Rodzice, chwalcie się paskami Waszych bombelków, bo tyle to warte, a one za chwilę zmądrzeją i oleją wyścig szczurów od małego. No chyba, że wkręcą się w ten system i do końca swoich dni będą za czymś gonić. Co kto lubi. Nie neguję. Mi jest dobrze tak jak mam. Kurwa! Jakim ja jestem szczęśliwym człowiekiem!

Życzę wszystkim dzieciom żeby były po prostu szczęśliwe w swoim życiu! To największa duma!

Pan z panem, pani z panią, czyli nie zaglądaj w cudze łóżko!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Geje, lesbijki, czy też osoby z zaburzeniami tożsamości seksualnej, żyją wśród nas. Są tacy sami jak my. Maja takie samo prawo do normalnego życia. Czerwiec to miesiąc równości, choć cały rok powinna być przecież równość. W Warszawie odbyła się Parada Równości. Osoby biorące udział w paradzie nie szły żeby bronić praw mniejszości, szły żeby podstawowe prawa człowieka i godność w końcu były egzekwowane.

„Małżeństwo tej samej płci nie jest przywilejem homoseksualistów, to równe prawo. Przywilej dla homoseksualistów byłby wtedy, gdyby nie musieli płacić podatków. Tak jak kościół ” – Ricky Gervais.

Nie rozumiem tej wojny o małżeństwa dla osób homoseksualnych. Dlaczego mieliby nie zawierać małżeństw? Co zmienia świstek papieru? Łatwiej byłoby takiemu małżeństwu np. rozliczać się z podatków, albo od ręki otrzymywaliby spadek po zmarłym małżonku, bez konieczności sporządzenia testamentu. Co jeszcze? Na wypadek gdyby jedno z pary trafiło do szpitala – drugie nie miałoby problemów z dowiedzeniem się o stanie zdrowia pierwszego. O co tyle krzyku? O ludzkie szczęście i normalność? Dlaczego pan nie może z panem, a pani z panią? Przecież, do cholery, Ci ludzie niczym nie różnią się, od tych, których przeciwnicy nazywają „normalnymi”.

Zaraz usłyszę krzyki, że “jak to! Żeby oni tak razem tego, fujjj…”. A co to za różnica kto z kim sypia? Sypiasz z nimi, że tak Ci to przeszkadza? Uważam, że to, co się dzieje w cudzym łóżku to tylko i wyłącznie jego sprawa. Możesz sobie pieprzyć paprotki, może Cię podniecać widok małego palca u stopy. Możesz kręcić sobie domowe porno, być swingersem, okładać się pejczem. Póki nie robisz nikomu krzywdy, innym chuj do Twoich preferencji. Jeśli ktoś ma do Ciebie jakieś ale, niech lepiej zajmie się swoją dupą. To po pierwsze. Po drugie… hmmm w mitologii doszukamy się setek przykładów, że homoseksualizm był tolerowany, ba niekiedy bycie homoseksualistą było wręcz czymś prestiżowym. A pamiętacie gladiatorów? Faceci z krwi i kości, umięśnieni, męscy, wspaniali! Niemal każdy z nich miał… kochanka. Nawet, jeśli któryś z nich nie był gejem, to w dobrym tonie było mieć swojego faceta. Czyżby świat się cofał? Stajemy się coraz mniej tolerancyjni mimo obecnych wszędzie informacji, dostępności do mediów? Skąd ta nienawiść?

Tak, tak – jeśli małżeństwa homoseksualne stałyby się legalne, zaraz podniosłyby się lament, że „będą chcieli dzieci adoptować”. Może i będą chcieli. Wbrew pozorom to, że pary gejowskie i lesbijskie posiadają dzieci nie jest niczym nowym. Oooo! Zaskoczeni? Otóż panowie „wynajmują” brzuszek, a panie robią purchlaczka na boku z wyselekcjonowanym lub losowym panem, korzystają też z zapłodnienia in vitro.  Dzieciak zostaje z mamą, czy tatą i nikt nikogo o preferencje nie pyta. Prawda, że proste?

A ja mam tylko takie pytanie do Was. Które dziecko będzie szczęśliwsze? To, które ma rodziców pijaków, które jest bite, poniżane, chodzi brudne, głodne i zmarznięte. Czy to, które ma dwie mamy lub dwóch ojców, którzy rewelacyjnie się dzieckiem opiekują, dbają o nie, wychowują na DOBREGO człowieka? No, którym dzieckiem wolelibyście być?

Zaraz ktoś powie, że dziecko żyjące w takiej rodzinie nie miałoby życia w przedszkolu, czy szkole. Ok, a czyja to byłaby wina? Przecież nie dzieciaków. Dzieciom koło dupy lata, kto jak żyje i kto kogo wychowuje. Jeśli jakieś dziecko obrażałoby dziecko pary homoseksualnej to nie byłaby wina tego dziecka, że obraża kolegę. Byłaby to wina rodziców dzieciaka, którzy wmówili dziecku inność kolegi. To heteroseksualni rodzice plują na homoseksualnych rodziców i ich dzieci, plują jadem, wyśmiewają się, czują się lepsi, bo przecież to oni są „normalni”, reszta jest „gorsza”. To dorośli kreują świat dzieci, które są chłonne jak gąbki i zachowania wynoszą z domu. Dzieci tolerują i kochają cały świat. Trochę nieświadomie, ale jakże pięknie…

„A bo jak gej to na pewno pedofil”. Jaaasneee, a jak blondynka to na pewno głupia, a jak samochód czerwony to szybszy od zielonego, a bo jak wypije jedno piwo na dwa tygodnie to alkoholik, a bo jak ktoś rudy to wredny, a bo jak ktoś… naprawdę w to wierzycie?

Kiedyś zwróciłam uwagę znajomej (tfu), która udostępniła na Facebooku jakąś gównostronkę, na której to znalazł się artykuł o tym, że para gejów gwałciła adoptowaną dziewczynkę. Geje i dziewczynka, to bardzo ciekawe. Ręce mi opadły. Usunęłam ją z mojego Fejsa. Niby laska jakieś szkoły pokończyła, niby taka mądra i światła według siebie, niby… Nie chce mieć nic wspólnego z takimi głupimi ludźmi, którzy wierzą w to, co jakiś debil wymyślił i napisał na tandetnej stronce stworzonej dla trzepania hajsu. Nie chcę mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy gardzą innymi ludźmi. Nie chcę mieć nic wspólnego z ludźmi chorymi z nienawiści.

Myślicie, że geje to tylko w telewizji, a lesbijki na pornolach? A może myślicie, że transseksualiści to tylko na paradach, a transwestyci w nocnych klubach? NIE! Oni są obok nas, oni boją się o tym głośno mówić, bo taki Janusz, pijak i melepeta zacznie wyzywać od pedałów i śmiać się pod sklepem, jaki to on męski, bo po 10 piwach jeszcze prosto chodzi, a taki pedał, to pedał i nie ma prawa żyć. Mam sporo homoseksualistów wśród znajomych. Wszyscy to wspaniali ludzie! Oczywiście, także wśród homoseksualistów trafiają się idioci, ale to nic nadzwyczajnego, w końcu wśród hetero też się trafiają 😉 Akurat nikt z moich homoseksualnych znajomych nie marzy o dzieciach, ale nawet gdyby, to nie mam nic przeciwko, tylko czy w tym kraju byłoby im łatwo żyć? W tym kraju o wszystko jest trudno, a najtrudniej o NORMALNOŚĆ i RÓWNOŚĆ.  Byłam kiedyś na Fuerteventurze. Mekka dla LGBT. Bary i kluby dla nich na każdym kroku! W hotelu, w pokoju po sąsiedzku mieliśmy dwie wesołe Włoszki – lesbijki. Imprezowały na grubo 😀 W pokoju z drugiej strony – dwóch gejów z córeczką. O Matko Bosko, straszne rzeczy, prawda? To jak tych dwóch facetów zajmowało się dziewczynką, to przykład wzorowej rodziny i uwierzcie mi, gdybyście to zobaczyli, to momentalnie zmienilibyście zdanie o adopcji dzieci przez pary tej samej płci (jeśli jesteście przeciw). Oczywiście adopcje, to temat kontrowersyjny, ale i tak jestem za. W końcu wychowałam się bez ojca, wychowała mnie Mama i Babcia, więc? Dziadkowie też odegrali dużą rolę w moim życiu. Taki dzieciak może mieć dwóch ojców i ciotkę z babcią obok. Serio, nie widzę różnicy. A jeśli ktoś tu miesza seks, to oznacza, że jest chorym pojebem.

Mama kolegi ponad 20 lat żyła w pozornie szczęśliwym małżeństwie. Kilka lat temu wzięła cichy rozwód i wyjechała za granicę. Tam poznała miłość swojego życia – kobietę. Podziwiam ją za to, że tyle wytrwała z mężem, że wychowała dzieci i jednocześnie jest mi cholernie przykro, że przez tyle lat skazywała się na cierpienie. Ponad dwadzieścia lat ukrywała to, kim jest. Ponad dwadzieścia lat żyła z facetem, uprawiała z nim seks, żyła i jednocześnie jakby nie miała życia. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak musiało być jej ciężko. Cieszę się, że znalazła w sobie siłę na to żeby w końcu ŻYĆ! Ta kobieta skazała się na lata męki. Nie wiem dlaczego, ale domyślam się, że bała się plotek, wytykania palcami, bała się ludzi. Bała się nas.

Wbrew pozorom wieś jest chyba bardziej tolerancyjna niż miasto. Znam mężczyznę uwięzionego w ciele kobiety. Pan, nazwijmy go Tadek, urodził się w ciele dziewczynki, ale zawsze czuł, że jest chłopcem. Ubierał się jak chłopiec, zachowywał po chłopakowemu. Jest po prostu facetem. Nigdy nie usłyszałam złego słowa w stosunku do pana Tadka, nigdy! Pan Tadek kumpluje się chyba ze wszystkimi w gminie! Kumplował się z moim pradziadkiem. Mówię Wam, jaki to jest cudowny gość! Zdawałoby się, że wieś to zacofanie i ludzie anty wszystko. Otóż nie. Pan Tadek jest już starszym gościem i nawet lata temu ludzie nie dziwili się, że jest panem Tadkiem, mimo, że urodził się panią Tadzią.

Kiedyś kobieta szła metr za osłem, potem szedł osioł i na przedzie facet. Kobiety były mniej więcej na poziomie kur, bo nawet krowa była ważniejsza w hierarchii, w końcu dawała mleko, a baba co?! Teraz kobieta jest równa z mężczyzną. Kiedyś czarnoskórzy byli niewolnikami, zbierali bawełnę i spali w stajni. Teraz nie ważne, kto ma jaki kolor skóry. Dlaczego więc ludzie nadal rzucają kamieniami i bluzgami w stronę ludzi LGBT? Dlaczego nie możemy żyć zgodnie na jednej planecie? Nie potrafię zrozumieć tej niechęci. Nie chcę zrozumieć, bo tu nie ma czego rozumieć. Chorzy są Ci, którzy mają w głowie jakieś bezpodstawne uprzedzenia.

Drodzy znajomi i nie znajomi. Mam gdzieś z kim śpicie, mam gdzieś co robicie. Mam też gdzieś ludzi, którzy Was wyzywają, pokazują palcem, bo nie interesują mnie głupi ludzie! Jestem z Wami całym sercem i zawsze znajdziecie we mnie wsparcie, jeśli będziecie mieli taką potrzebę! Wszyscy jesteśmy równi, wszyscy jesteśmy tacy sami! Inni, to są Ci, którzy tego nie rozumieją.

Plotka.

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Plotkujesz czasami? Plotkują o Tobie? Jak się czujesz kiedy taka plotka na Twój temat trafi do Ciebie? Czasami jest śmiesznie, czasami niemiło, czasami…

Niedawno w moich okolicach powiesiła się młoda dziewczyna. 17 lat, całe życie przed nią. Prawdopodobnie powiesiła się z powodu plotek. Nie chcę się niczego więcej domyślać i tworzyć kolejnych plotek. Ludzie na wsi mówili, że dziewczyna miała romans z proboszczem. Rodzice potwierdzili, że nastolatka przyjaźniła się z księdzem, miała swój pokój na plebanii, pomagała schorowanemu mężczyźnie. Odsuńmy na bok to, co sunie się na język. Załóżmy, że dziewczyna z księdzem się przyjaźniła, tak jak twierdzą jej rodzice. Na wsi zaczęło huczeć od plotek o romansie, o rzekomej ciąży i o milionach innych rzeczy. Kiedy zmarł ksiądz, nastolatka straciła przyjaciela. Wzięła taksówkę, pojechała do Castoramy, kupiła sznur, potem pojechała do lasu pod Chełmem i… Tutaj kończy się historia siedemnastolatki, ale nie kończą się plotki. Kiedy redaktor Uwagi dotarł na wieś gdzie mieszkała Weronika i zaczął pytać ludzi skąd wiedzą tak dużo o życiu zmarłej, każdy powoływał się na… plotki. Do redakcji spłynęły liczne wiadomości od mieszkańców wsi o tym “jakie rzeczy robiła dziewczyna z księdzem”. Nastolatek, jeden z autorów “donosu” zapytany o źródło swojej wiedzy odparł – “Wiem o tym wszystkim z plotek i od znajomych. Nie mam na to żadnych dowodów”.

Plotka może zabić. Niestety nie jest to jedyny przypadek kiedy plotki kogoś zabiły. Dosłownie. Oczywiście nie zawsze jest to główny lub jedyny powód szarpnięcia się na swoje życie, ale często jest to solidna cegiełka dołożona na plecy osoby, która ma problemy.

Każdemu z nas zdarza się plotkować. Najczęściej plotkujemy o jakichś głupotach. Ta zmieniła fryzurę, tamta przytyła, ten kupił nowe auto. Czasami niepozorne słowa trafiają na żyzny grunt, rozsiewają się po okolicy, każda kolejna osoba dodaje coś od siebie i kuli śniegowej już nie da się zatrzymać. Obecnie ziarna plotek szybują jeszcze szybciej i dalej za sprawą internetu. Ze zmiany fryzury robi się peruka po chemioterapii. Koleżanka, która przytyła z pewnością jest w ciąży, a znajomy z nowym autem kręci nielegalne biznesy i dlatego stać go na nówkę z salonu. To nic że kupił dziesięcioletnią Renówkę na kredyt.

Plotka poniekąd leży w ludzkiej naturze. Cały ambaras o to, żeby w odpowiednim momencie ugryźć się w język i pomyśleć jak to Ty czułbyś się jako osoba obmawiana za plecami. Byłoby przykro, prawda? Może niekomfortowo, może tragicznie…

Podobno plotki zawierają jakieś ziarno prawdy. W niektórych przypadkach tak, jednak zazwyczaj jakiś drobny fakt jest otoczony grubą warstwą nadinterpretacji i wymysłów. Plotka, w dobie portali plotkarskich i sieci społecznościowych, dodatkowo stała się narzędziem marketingowym. Mimo, że każdy powie, że plotka to coś złego, to każdy kiedyś jakąś plotkę puścił.

Plotki to zazwyczaj skandaliczne, wstydliwe, sensacyjne “informacje”, które do niczego nie są nam potrzebne, a jednak tworzymy je jak popierdoleni nie myśląc o konsekwencjach. Fake news świetnie się klikają, plotki umilają niejeden wieczór przy winie i czas w kolejce w sklepie. Ja też plotkuję, Ty też to robisz. Od pewnego czasu jednak staram się mówić stop. Co da mi takie plotkowanie o kimś, co wniesie do mojego życia? NIC. Nic, zero, null. Strata czasu. Kilka minut śmiechu, może kilka dni łączenia wątków, może czyjeś zniszczone życie, może czyjaś śmierć…

Nie ważne czy plotkujesz o sąsiadce, znajomej, czy o pani z warzywniaka. Ugryź się w język. Zrób w tym czasie coś pożytecznego, coś lepszego. Zrób coś ze swoim życiem, żeby nie zniszczyć życia komuś.

Majowy grilling po polsku

By | Blog, Szoty | No Comments

Po długiej zimie, po długim miesiącu, po wlekącym się tygodniu – czas na reset. Na co dzień zapięci przez konwenanse po ostatni guzik, niemal dusząc się od pozorów zrzucamy nasze pancerzyki i zasiadamy do biesiady. A Polacy wbrew pozorom to radosny i zabawowy naród (nasze zadowolenie wzrasta proporcjonalnie do ilości wypitych trunków). W dni powszednie naburmuszeni do granic możliwość, narzekający i burczący pod nosem, a im bliżej wolnych i ciepłych dni – coraz bardziej pożądamy dobrej zabawy.
W Juesej ludzie organizują bbq, radosne spotkania w gronie bananowych ludzi, albo dla odmiany projekty X, Y czy tam inne rozpierduszki. W Brazylii tańczą, śpiewają, dupczą, jest wesoło i uciesznie, a świat patrzy z zachwytem. Jak wiadomo my lubimy po swojemu. Po swojemu czyli jak?

Naszym narodowym sportem nie są ani skoki narciarskie, ani piłka nożna, chociaż każdy prawdziwy Polak wie o tym wszystko i do tego lepiej niż zawodowcy. Naszym narodowym sportem jest grilowanie. Koniecznie przez jedno „L”, bo ma być po polsku, a nie jakieś zachodnie bylecochujwico. Pewna znana kreatorka smaku, jak każe o sobie mówić, twierdzi, że „Polacy na ogół grillują w barbarzyński sposób. Wrzucamy na grill kiełbasę i otwieramy piwo, tak mniej więcej to wygląda. Grillujemy byle co. Rzadko grillujemy ryby, nie dbamy o to.” Owszem grillujemy po barbarzyńsku, bo grillowanie to taki troszeczkę nawyk pierwotny. Brodate przodki leźli do ognia i piekli jakieś dinozaury wcześniej ubite kamieniami. Całą zimę rzucali tymi kamieniami, tygodniami, miesiącami aż dinozaur padł i hop na ruszt. No to te przodki se piekli te reksy i dupczyli, jedli mięcho brudnymi łapami, zagryzali narkotycznymi jagodami i balaaanga. Tak, wrzucamy na grill kiełbachę, bo czymś trzeba zagryźć hektolitry piwa, a po piwie obojętnie czym zagryzamy. Ale że ryb nie grillujemy? Pffff… wiadomo, że rybka lubi pływać, a grill na sucho to nie grill, a w Biedrze mają fajne pstrągi, które po nadzianiu zielskiem fajnie skwierczą. Można narobić sałatek i cholera wie czego jeszcze, ale grillowanie to tylko pretekst do towarzyskiego spotkania, a nie do objadania. Bo my jesteśmy towarzyscy tylko skrzętnie to ukrywamy. Może dlatego, że mamy dużo trosk, może dlatego, że sami stwarzamy te troski…

Alkohol nie rozwiązuje problemów. Podobnie tak, jak i mleko. Nienawidzę mleka. Do alkoholu nic nie mam o ile ktoś pić umi. Za małolata – tanie wino po cichaczu, żeby było po kosztach. Kiedyś nikomu nie przeszkadzało, że wino jest z rocznika zaszłotygodniowego. Im bardziej lata postępują i ilość zer na koncie, tym można bawić się z większą kulturą. Można. Bywa różnie, bo ani zera, ani lata nie mają wpływu na działanie alkoholu. Zaletą alkoholu niezależnie od jego ceny jest to, że działa w sposób demokratyczny. Nie dlatego, że po nim zdarzają się dramaty, tylko dlatego, że nie ważne co pijesz i czy jesteś pan czy plebs tak samo możesz skończyć w rowie.

Grillujmy więc narodzie, pijmy piwo, jedzmy kiełbasę, ryby albo i kartofle z ogniska, do wyboru do koloru. Co kto lubi, a nie co Gessler powie. Mierzmy tylko siły na zamiary, żeby nie skończyć jak pokrzywiony łuk Eiffla w Pizie. Po każdej imprezie trzeba stać prosto i dostojnie jak dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego, nawet jak nas ktoś chce zburzyć. Bo po takim grillu trzeba być jak ptak, jak paw dumny ale bez puszczania pawia i wywijania orłów z gilem pod nosem. Czuj, czuj, czuwaj!

Kylie Jenner give me just a chance. Let’s go out and dance!

By | Blog, Szoty | No Comments

Czytałam sobie dzisiaj raport z Instagrama i było tam napisane, że Kylie Jenner bierze milion dolarów za foteczkę na IG. Kylie Elejson! Kto to jest Kajli?! Z Kajli kojarzę tą od piosenki „Kylie give me just a chance. Let’s go out and dance. We can get into the groove. I can watch you move” od Akcentu. Nie od tego Akcentu od Zenka, bo Zenka to znam i Akcenty dwa znam, ten nasz i ten, przy którym lata temu się dęsiło. Kiedy to było? J

No to ta Kajli Elejson Dżęder mnie zafascynowała i poczęłam szukać w internetach who the fuck is she? Jej siostra została gwiazdą po tym jak wypłynęła jej sex-taśma (już myślę nad swoją). Kajli ma z tą siostrą wspólną matkę, której to drugi mąż i ojciec tej siostry Kajli już nie jest jej ojcem, bo teraz jest jej matką. Drzewo genealogiczne mają jak baobab z Czarnobyla. No i ta Kajli ma swoje kosmetyki, za którymi połowa Instagramerek sika po nogach. Dobry Jeżu Anaszpanie. Nigdy nie sikałam na widok kosmetyków. Raz to mi się mocno chciało siku jak nad Morskim Okiem wypiłam browara i w drodze powrotnej okazało się, że po prawej przepaść, po lewej skała, wokół tłum, a Toi Toie 3 kilometry dalej. Wtedy walnęłam taką życiówkę, że jakby tam był Usain Bolt to z podziwu by mi drzwi do kibla otwierał i papier trzymał. Zdążyłam. No i w takich sytuacjach to ja rozumiem emocje ale żeby paletka cieni była traktowana jak inwestycja życia no to kurwa nie. No nie.

Narobiło się tych wszystkich Kajli, Anastezjów, Ex Majami Inków jakichś, że nawet mi się tego nie chce śledzić. Ostatni raz z kosmetyków kupiłam rozświetlacz z Lovely jesienią. Zakupoholizm na całego. Owszem dostaję kosmetyki. Ze współprac zawsze testuję, nie oddaję. Aktualnie mam jedną współpracę długoterminową i tyle. Nie biorę jak leci. Czasem bywam na różnych konfach, spotkaniach. Przywożę tonę kosmetyków. 70% oddaję od razu. Nie robię konkursów, bo nie chcę tu konkursowiczów tylko Czytelników. Kosmetyki rozdaję wśród najbliższych, co mi się przyda – zostawiam, testuję, czasem o czymś napiszę jak jest fajne i nie kupuję kolejnego tuszu skoro tusz jakiś już dostałam. Marnotrawstwem pieniędzy jest dla mnie gromadzenie kosmetyków, bo nowość, bo moda, bo coś tam. Inna sprawa, że taki konsumpcjonizm to nic dobrego, do tego produkujemy zbędne śmieci. Nie żebym była jakimś eko świrem i minimalistką ale jak patrzę na blogerki, które biorą kredyty (!) żeby kupić najnowszą kolekcję kosmetyków od jakiejś Kylie give me just a chance, to zastanawiam się gdzie jest ten ich minimalizm i po chuj piją z tych papierowych słomek? Słomki! Kurła! Nie wypiją z plastikowej, bo delfin zdechnie ale już 5 paletek cieni w plastikowych opakowaniach na tydzień to kupią. Skoro słomka zabija rybę, to Wy zabijacie słonie! Nie żeby mi się jakoś gówno w dupie gotowało na te słonie. Nic mi nie bulgocze jak czekoladowa fontanna na weselu ale mam fejspalma po całości. Najśmieszniejsze, że ludzie lubią takie akcje ze słomkami, zupełnie jak z bananami. Nie wiedzą o co chodzi ale fotkę wrzucą, bo jakaś Kylie idolka wrzuciła.

No i już wiem kto to ta Jenner. Cieszę się, że dobrze zarabia, i że jej ojczym to jej macocha. Fascynuje mnie, że blogerki, instagramerki popadają w długi kupując kolejne, zbędne gadżety i walczą o ekologię papierową słomką. Nasz świat jest fascynujący. Nie nadążam za trendami, bo mój trend to zdrowy rozsądek.

“A masz Ty jakiegoś kawalera?”, czyli typowe polskie święta

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

“Nie jedz! To na święta!”. Kto słyszał ten tekst przed świętami? “Jedz, jedz, bo się zmarnuje!”. “Może jeszcze serniczka?”. “Dołóż sobie kiełbaski!”. A może ktoś spotkał się z takimi zachętami do zjedzenia piętnastego kilograma pierogów czy jajek, w zależności od tego jakie święta akurat wypadały? Do tego dochodzą bardziej osobiste nagabywanki, niezliczone teksty przewijające się w niemal każdym domu podczas każdych zlotów rodzinnych.

No i siedzimy już przy tym stole. Wujek Tadek wierci się na krześle, bo chlapnąłby kielicha ale ciotka Alina pilnuje go jak pies. Z braku laku pada pytanie – “A masz Ty tam jakiego kawalera?”. Unosisz głowę znad sałatki warzywnej, która chwilowo właśnie zastygła Ci w połowie przełyku i nie wiesz czy powiedzieć, że jesteś lesbijką albo może przyznać się, że masz tylko kolegę z którym się bzykasz. A właściwie to co to ich obchodzi? Przełykasz w końcu tę cholerną sałatkę i z uśmiechem na ustach wyjaśniasz, że na facetów masz jeszcze czas. I tak przy okazji każdego spotkania z rodziną. Masz faceta? Nie szkodzi! Wujek Tadzio zapyta kiedy zaręczyny. Zaręczyny były? Nie szkodzi! Zapyta kiedy ślub! Już po ślubie? Odpowiednim pytaniem będzie pytanie o to kiedy na świecie pojawi się dziecko. Bo pytanie o to kiedy będzie owoc Waszego bzykanka to takie naturalne pytanie jak o to jak tam wujka hemoroidy. Sama natura! Jest dziecko? Najlepiej zróbcie sobie parkę, wujcio postoi nad łóżkiem podczas kopulacji i będzie instruował jak i gdzie celować żeby wyszła dana płeć. A kiedy drugie? Uuu dwie dziewczynki, to teraz przydałby się chłopiec. Olaboga, macie trójkę dzieci?! To już patologia!

A gdzie na studia? Ile zarabiacie i dlaczego tak dużo/ tak mało? A szwagier w Anglii to nic nie robi i dziesięć tysięcy na nasze ma. Ale teraz ten Brexit, a u nas strajk nauczycieli. Eurowybory. PIS czy PO? A czemu Ty do kościoła nie chodzisz? A może jeszcze na drugą nóżkę? A może doleję barszczyku? Dokroję wędliny. A ciotka Joanna to w futrze wyskoczyła jakby mróz miał chwycić. Ćwikły? Po co te sklepy w niedzielę zamknięte? Cudują w tym kraju! A Marzena dalej dzieci nie ma, po świecie jeździ, w dupie się przewraca, tylko te botoksy, kroksy, wielka pani. Jedz, jedz, bo się narobiłam. Stefana wnuczka Niemca przyprowadziła ale była afera, to już polskich chłopów nie ma? Kiedyś to dopiero było, do kościoła we czterech, a z powrotem na czterech hłe hłe. CPN jakiś otwarty, bo jedna flaszeczka to mało? Pamiętam jak w 83 jechaliśmy po ćwiartkę świni do gospodarza i nas milicja zatrzymała hłe hłe. Oj dawaj Alinka to winko, lepszy rydz niż nic hłe hłe hłe…

Znacie to?

Ja nie.

Zawsze myślałam, że takie teksty to urban legend. Owszem gdzieś tam na jakichś weselach coś tam słyszałam ale nigdy nie w swojej rodzinie. Nigdy nie podczas świąt. Jak wyglądają u mnie święta? Telefony na bok. Każdy robi coś do jedzenia, nikt się nie narobi. Czasami zbieramy się wcześniej i przygotowujemy razem trochę szamki. Stół nie ugina się od żarcia, które potem się marnuje. Nie myję okien dla Jezuska, bo Jezusek ma w dupie moje okna i jeśli coś go interesuje to to czy jestem dobrym człowiekiem. Nikt nie pyta mnie o ślub, bo każdy wie, że wesela nie będzie, a ślub cywilny jeśli akurat nam się zechce. Nikt nas nie pyta o dzieci, bo jak sobie zrobimy to będą, jak nie zrobimy to nie będzie. Nikt nie pierdoli głupot z okazji świąt, bo mamy ze sobą kontakt na co dzień czy to osobisty czy telefoniczny. Rozmawiamy. Śmiejemy się. Smucimy. Cieszymy z osiągnięć. Podjadamy sobie z talerzy. Cieszymy się sobą.

Święta to dla mnie czas relaksu, odpoczynku, wspólnie spędzonego czasu. Współczuję wszystkim, dla których durne teksty to symbol każdego rodzinnego spotkania. Współczuję tym, którzy po świętach są zmęczeni bezsensownymi przygotowaniami i ciężką atmosferą.

Życzę Wam takiej rodziny jak moja. Dbajcie o swoje relację, odcinajcie się od toksycznych osób i pielęgnujcie to co pielęgnowania warte.

Popieram protest nauczycieli!

By | Blog, Szoty | No Comments

Jakim byłam uczniem? Krnąbrnym ale dobrym. Świadectwo z nagrodą, zachowanie hmmm… różnie. Matura zdana świetnie, technik prawie na 100%. Nauczyciele mnie lubili i ja lubiłam moich nauczycieli, choć trafił się i taki, który stwierdził, że jestem jego największą porażką wychowawczą w ponad 20 letniej karierze, bo zdecydowałam, że nie idę na studia. Myślałam nawet o tym żeby może zostać przedszkolanką. Lubię dzieci, dzieci lubią mnie ale dzieci są różne i „obyś cudze dzieci uczył”, nie to nie dla mnie. Jak na porażkę wychowawczą przystało, porobiłam milion kursów kosmetycznych i na start zarabiałam więcej niż ten zawiedziony nauczyciel. Kariera kosmetyczki znudziła mi się gdzieś po dwóch latach, chciałam więcej. Więcej zarabiać, rozwijać się, próbować nowych rzeczy. Rzuciłam z dnia na dzień i zaczęłam pisać. Proste precle, drobne opisy, potem artykuły, więcej i więcej, dochodziły kolejne zlecenia. Wyremontowałam dom bez kredytu, jeżdżę na wakacje pod palmę, mogę pozwolić sobie na ekstra zakupy. Kiedy siedziałam w studiu DDTVN myślałam o tym nauczycielu. Myślałam sobie “patrz! a jednak osiągam więcej, zarabiam lepiej, idę do przodu, w przeciwieństwie do Ciebie”. I cholera, to jest prawda. Nauczyciele stoją w miejscu. Tylko, że taki zgrzybiały nauczyciel był w moim życiu jeden. Jeden sfrustrowany belfer, który mimo wszystko nie zniszczył mojego życia, a zmobilizował do działania. Ja nie osiągnę sukcesu? Potrzymaj mi piwo i patrz! Kiedy ktoś próbuje podciąć mi skrzydła, odrastają mi nowe, mocniejsze.

A reszta nauczycieli? Ale jacyż to byli świetni ludzie! Polonistki od podstawówki niemal wybitne i zaangażowane. Jeździłam po wszelkich konkursach. Wygrywałam konkursy recytatorskie, olimpiady, moje wiersze zdobywały nagrody, moja proza została doceniona w Niemczech, moje plakaty filmowe co roku zajmowały wysokie miejsca i tak dalej. Polonistka z gimnazjum zorganizowała wystawę moich wierszy i obrazów. Polonistka z technikum zabierała za darmo do teatru mimo, że nie była moją wychowawczynią. Fizykę miałam w jednym palcu. Nie dlatego, że byłam drugim Einsteinem, tylko dlatego, że miałam cudownych nauczycieli. Z matmy nigdy orłem nie byłam ale nauczycieli wspominam z ogromnym sentymentem, boszzz jaką oni mieli do nas cierpliwość! Śp. Pani od rosyjskiego, cudowna, ciepła, kochana i czwóreczka z ruskiego była mimo, że przez 4 lata nie wiedziałam co oznacza słówko “pażałsta” i przyznałam się do tego z koleżanką dopiero po wystawieniu ocen. Jak ona nas wtedy klęła haha  Klęła dla żartu sama się przy tym śmiejąc.

Ścigali nas Ci nauczyciele za popalanie za szkołą i za piwko na wycieczce. Niby na nas narzekali, niby my narzekaliśmy na nich, a po latach jakoś tak to narzekanie uleciało. Jakoś tak miło spotkać tego nauczyciela po latach. Miło usłyszeć za plecami w Lidlu “Wiolku, Wiolku! Czy już zostałaś Panią z telewizji? Bo Ty będziesz pogodynką, zawsze to wiedziałam”. Tak, Pani od matmy zawsze we mnie wierzyła i wróżyła karierę. Robiliśmy jej trochę na złość, była specyficzna ale po tylu latach pamięta, że postawiła mi 2 z trzema minusami z kartkówki, bo szkoda jej było trzasnąć mi jedynkę.
I tak mija czas, a nauczyciele dalej zarabiają jakieś śmieszne pieniądze. Tyle użerania z uczniami, odpowiedzialność, pilnowanie na każdym kroku i co? I gówno. Nie bójmy się tego słowa, bo jest tu ono niezbędne. Praca za dwa tysiące w porywach do trzech? Odpowiedzialna praca, dodam. To nauczyciele w pewnym stopniu kształtują naszą przyszłość. To dzięki nim łapiemy zajawki, odkrywamy talenty. To oni próbują wbić w puste głowy trochę wiedzy. I gówno. Gówno z tego mają. Tak nie może być. Oczywiście, że #popieramprotestnauczycieli tak samo jak popieram protesty innych grup zawodowych. Podwyżki tak, a najlepiej obniżenie podatków, opodatkowanie kościoła. Chcę żeby ludzie mogli żyć godnie w tym kraju. Żyć, a nie tylko przeżyć.

Nie wiem czy jacyś moi nauczyciele mnie czytają ale uczyliście nas walczyć o swoje, walczcie i Wy!

*Zdjęcie mojego Pradziadka, Krasnystaw 1938 rok. Ukończyliśmy tę samą szkołę średnią.

Ja nie zrobię?! Potrzymaj mi piwo!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Właśnie sobie wymyśliłam, że zostanę wilkiem z Wall Street. Wszak mam parę stów w portfelu. Jak mi się znudzi, zostanę księżną Yorku. Krasnego Yorku. Wszak mam plastikową koronę i w Yorku mieszkam. Myślicie, że to absurd? No proszę Was! Jeden z polityków, zgadnijcie z jakiej partii, właśnie został dyrektorem szpitala. Zapytany przez dziennikarza jakie ma doświadczenie w pracy w sektorze zdrowia, odparł, że dość długo chorował. To się dzieje naprawdę! Oczywiście mogłabym wybrać jakąś państwową posadę jak na przykład pewien ksiądz z Chełma, który został kapelanem tamtejszego Urzędu Skarbowego i zarobi sobie pięć tysięcy. Ale powiedzmy sobie wprost, 5 klocków? Co ja sobie za to kupię? Waciki?!

Żyjemy w państwie absurdów. Nie oszukujmy się. Ten kraj jest pojebany jak lato z radiem. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Idę o zakład, że w takiej Danii też pełno absurdów, albo w Malezji na przykład. Spójrzmy na Wenezuelę, tam to dopiero jest się o co przyjebać, właściwie to o wszystko można, no może poza jednym, mają darmowe paliwo. Ale to my Polacy wiedziemy prym w narzekaniu. Przez państwo czegoś nie możemy, przez system mamy utrudnienia, przez rząd mamy pod górkę. Masło za drogie, akcyza za wysoka. Jak ktoś coś osiągnął to ciekawe skąd wziął na to pieniążki? Pewnie miał szczęście, ukradł i ma sponsora! Jesteśmy marionetkami w państwie absurdu i generalnie nic się tu nie da osiągnąć, a już na pewno nie uczciwie.

A gdyby tak spojrzeć na to z innej strony? Gdyby tak nie patrzeć na to co nas otacza? Gdyby tak spojrzeć na siebie i powiedzieć sobie “ja nie zrobię?! Potrzymaj mi piwo!” i zrobić? Nie da się? Jeśli ktoś nie wie, że się nie da to to robi i udowadnia, że się da. Jeśli ktoś jest uparty i pracowity to to robi i udowadnia, że się da. Wszystko się da się. Brzmię jak jakiś niezrównoważony kołcz z Popreczyna w gminie Kozia Wólka. Tylko, że ja wiem, że się da. Niejednokrotnie ktoś trzymał mi piwo z niedowierzaniem patrząc jak robię coś czego przecież się nie da. I wiecie co? Dało się, a temu komuś zostawało tylko dopić po mnie to odgazowanego browara. 

Większość ludzi nie szuka możliwości tylko wymówek. Mi też się czasem nie chce, ja też mam czasami chujowy dzień, tydzień, miesiąc. Ale zagryzam zęby i cisnę, bo to co robię dziś, zbierze swoje owoce może za rok, a może za pięć lat. Czasami też odpuszczam to co mniej ważne. Prosty przykład, jakiś czas temu cisnęłam z robotą do przesady. Hajs się zgadzał bardziej niż bardzo tylko nie miałam kiedy go wydać. Kiedyś nie było za co, potem nie było kiedy. Przystopowałam. Jest mi lepiej. Trzeba cisnąć ale trzeba też znaleźć priorytety. Hajs? Oczywiście, jest zajebisty ale tylko wtedy kiedy możemy wydać go na przyjemności czy potrzeby. Kiedy nie mamy siły nawet odpalić Netflixa, ta cała kasa przestaje cieszyć, a zaczyna frustrować.

Zdrową odskocznią jest dla mnie ten blog. Ja tu nic nie muszę i mogę wszystko. Mogę tu pisać albo i nie. Mogę pierdolić głupoty i mogę bazgrać poważnie. Czasami komuś pomogę, czasem kogoś rozśmieszę. I patrzcie! Nic mi w tym nie przeszkadza! Państwo nie ma na to wpływu, ani rząd, ani nawet ten ksiądz kapelan z Chełma, który może mi skoczyć. Nawet pogoda mi nie przeszkadza, bo najważniejsza pogoda to pogoda ducha.

Więc jeśli ktoś Ci powie, że czegoś się nie da, nie możesz na przykład zostać dyrektorem szpitala, to niech potrzyma Ci piwo. Wszystko się da. Określ swoje priorytety i ciśnij ale zadbaj też o swój komfort psychiczny, daj sobie czas na hobby, odskocznię, bliskich. Znajdź czas dla siebie. Nie popadaj w przesadę ani rutynę, znajdź złoty środek i zapierdalaj. Ale zapierdalaj mądrze, nie koniecznie ciężko, choć i tak czasem trzeba.

A co dla Ciebie jest ważne?

Bo ja to lubię jeść.

 

Generalizowanie to domena ludzi głupich

By | Blog, Szoty | No Comments

Se nie myślcie, że ja tu na Dzikim Wschodzie to tylko smalec, kiełbasa i kluski😂 Dziś była pierś z kaczki w sosie malinowym z karmelizowaną gruszką. Wyobraźcie sobie, że mieszkając na zadupiu mam szybki internet, dostęp do tych samych atrakcji co we Warszołach czy Krajkowach i nawet cywilizację. I nic mnie tak nie śmieszy jak generalizowanie, że “oooo wschód, pewnie biednie się żyje, a po ulicach biegają wilki”. Źle mi się nie żyje, śpię do południa, podróżuję, gotują za mnie, nie brakuje mi do pierwszego i tak dalej. Po prostu człowiek bez kompleksów nie ma powodów żeby się z tym obnosić, nie ma też potrzeby kupowania wszystkiego co najdroższe żeby się pokazać innym, bo ma wyjebane na to co inni sobie myślą🤣 Nie jestem niewolnikiem drogiej metki, nie muszę się przechwalać dobrami materialnymi, bo pieniądze i status społeczny nie świadczy o człowieku. Jeśli ktoś ocenia kogoś po tym co posiada, skąd jest, w co wierzy, jak wygląda, a nie jaki jest to współczuję mu braku myślenia i kompleksów. Generalizowanie i ocenianie przez pryzmat stereotypów to domena ludzi głupich.
Kurwa, a miało być tylko o tym, że kaczka była wyśmienita 😆