Tag

AliExpress

Słynne Błyszczyki z AliExpress, kolorowy set

By | Bjuti Pudi, Blog | 33 komentarze
Jak to jest, że to przeklęte AliExpress tak wciąga? A powiem Wam Szanowni Państwo- chuj wie. Lubię Ali za to, że znajduję tam perełki, które u nas są niedostępne, albo dużo droższe. Kiedyś tam, przed wojną, pokazałam Wam słynne błyszczyki (KLIK). No i co? I nadal uważam, że są rewelacyjne i oczywiście dokupiłam więcej. Na co mi tyle ustnych mazideł, tego nie wiem ani ja, ani Ty, ani nikt tego nie wie, nawet mój rudy kot nie wie. A jak Rudas nie wie, to nie wie nikt.

 

Oto słynne błyszczyki z AliExpress, które nazywam Słynnymi Błyszczykami z AliEcpress. Ogólnie to już wiecie, że są zajebiste i przypominają bardziej matowe pomadki w płynie, niż błyszczyki, bo się nie błyszczą. Po więcej detali odsyłam ponownie tutaj —> TU SE KLIKNIJ. No, to jak mamy jasność, to ja może przejdę do nowych kolorów i nowych spostrzeżeń. Jadym!

Tę trójkę kupiłam na tej aukcji- KLIK, sklep- KLIK. Aktualna cena- 1,48$.
13. Piękna! Nie mam do niej większych zastrzeżeń. Nie jest typowym matem, lekko pobłyskuje, ale tak minimalnie. Przy dużej ilości lekko się klei, dlatego polecam cienką warstwę i jest ok. Kryje genialnie więc nie ma co z ilością szarżować.
12. Metaliczny róż. Nie do końca mój kolor, ale pomazam się od czasu do czasu. Ta się troszkę klei, ale generalnie i tak jest nie do zdarcia.
34. A zajebista czerwień fchuj. Intensywna, kryjąca i z jakimś drobinkami. Też przy dużej ilości może się kleić, ale jak znamy umiar to jest git malina.
Te trzy gałgany są z tej aukcji- KLIK, sklep- KLIK. Cena- 0,86$. Aktualnie pusto w sklepie, ale pewnie wróci.
17. Trochę lepiąca i średnio kryjąca. Czasem używam, ale jakoś taka ona ni halo.
25. Mój hit! Rewelacja po prostu, że idzie się posrać z radości. Absolutny mat, zajebisty głęboki kolor i nie lepi się nawet jak by jej tonę nałożyć. Efekt kredy normalnie. Mój ulubiony kolor ever, używam kiedy się da.
31. A tu bubel roku dla odmiany. Nie kryje i lepi się niemiłosiernie. No użyję czasem, ale bieda.
Podsumowując to kocham te błyszczyko-pomadki tak czy siak. Trafił mi się mega ulubieniec, 25 wymiata jak Dżesika na zabawie w remizie! Trafiła się też porażka, czyli 31. W tej chwili mam 10 tych mazideł i wszystkie mi się podobają mniej lub bardziej, nie licząc jednego bubla. Trzymają się rewelacyjnie, w większości nie lepią się wcale lub kleją minimalnie. Polecam, bo uważam, że warto wydać kilka złotych na takie fajne błyszczyki. Jak widać, może nam się trafić zonk, ale jeden na dziesięć idzie wybaczyć. Nie ma innej rady jak próbować, bo Ali to loteria, ale jakie przy tym emocje, wie ten, kto choć raz otwierał chińską paczkę 😉

Purc Pure Keratin z AliExpres, czyli jak uratować włosy :)

By | Bjuti Pudi, Blog | 35 komentarzy
Najbardziej na świecie lubię testować to, co nieodkryte. Dzisiejsza włosiana niedziela odbyła się właściwie tydzień temu, ale postanowiłam się wstrzymać z ochami. Chciałam zobaczyć czy efekt utrzyma się choć troszkę i czy przypadkiem nie wyłysieję 😉 Nie wyłysiałam i jest lepiej niż myślałam. Dziś przedstawię Wam atak keratyny za grosze 🙂
Zestaw Purc Pure Keratin do prostowania włosów z AliExpress. Taaa znowu żółte zakupy. Nikogo nie namawiam, żeby potem na mnie nie było. Nie, nie boję się eksperymentów i nie zamierzam się tłumaczyć, jak ktoś chce niech kupi, a jak nie, to niech mnie nie straszy, że umrę, wyłysieję, a wątroba zrobi się niebieska. No, to koniec tematu 😉
Zestaw kupiłam tutaj- KLIK, jeśli link się zestarzeje to macie jeszcze link do sklepu- KLIK. Sklep sprawdzony, przesyłka szła niecałe 3 tygodnie, więc szybko. Śledzenie paczki działało, więc polecam. Zestaw przyszedł zapakowany szczelnie mocną folią. Do szamponu i keratyny dostałam tez rękawiczki, krótką instrukcję i ręczniczek, miło. Ale co tam opakowanie. Lecimy dalej.
Proszę opisy, składy, powiększcie sobie fotkę. Konsystencje obu produktów lejące, pachną słodką czekoladą. Przy prostowaniu i suszeniu powstają trochę szczypiące opary i łezka mi poszła, ale nic nie śmierdzi, ani mocno nie przeszkadza. Nie jest źle. Przy nakładaniu też lepiej nie cachać, ale jeśli choć ktoś raz czyścił kibel Domestosem, to keratynka to pikuś. Owszem ma drażniące opary, ale takie do zniesienia.
A teraz czas na moje włosy.
Przepraszam za łaciate kolory, ale światło nie chciało współgrać, a ja już od czerwca nie farbuję moich szczypiorów. Także olejcie kolor, patrzcie na strukturę. Generalnie nie mogę narzekać na moje włosy, ale końcówki jednak odczuły dekoloryzację oraz kąpiel rozjaśniającą. Poza tym moje końce zawsze były miotłowate, taki ich (kurwa!) urok. I właśnie te końce chciałam ujarzmić, żeby nie były takie roztrzepane.
Podaję przepis na chińską keratynę:
  1. Umyłam włosy szamponem oczyszczającym z zestawu ( 3 razy).
  2. Wysuszyłam włosy do maksymalnej suchości.
  3. Nałożyłam keratynę z zestawu.
  4. Założyłam czepek i siedziałam tak 30 minut.
  5. Wysuszyłam włosy ciepłym nawiewem do suchości.
  6. Wyprostowałam włosy dokładnie.
  7. Nie myłam włosów 3 dni.

I już 🙂

Tak moje włosy wyglądały zaraz po zabiegu. Oczywiście mega proste, po dokładnym prostowaniu. Producent zaleca nagrzać prostownicę do 220-230 stopni. Moja da się rozbujać do około 200, ale też dała radę. Włosy tuż po zabiegu były troszkę sztywne i obciążone, kreatynę aż czułam pod palcami. Produktu nie kładłam przy skórze, nie chciałam przyklapu, więc machałam tak od ucha. Jednak najgorsze było przede mną- 72 godziny bez mycia, a tu na łbie taka sztywność. Jakoś dałam radę, ale aż mnie korciło, żeby umyć te kluski. Męczyło mnie też spanie w rozpuszczonych włosach. Nie wolno przez te 3 dni kłaków związywać, zakładać za ucho, no nic nie wolno robić, co mogłoby je odkształcić. Wytrwałam.
Włosy myjemy tylko delikatnymi szamponami, żeby nie wypłukiwać keratyny. Nie jest to dla mnie problem. Moje włosy nabrały blasku, a końce są ujarzmione. Nie zależało mi na efekcie wyprostowania, bo moje włosy z natury są proste jak druty. Ale wiem, że ten zestaw daje radę i kędziorkom oraz włosom falowanym. Stężenie magicznego środka to 5%, więc całkiem nieźle.
Zdjęcie porównawcze. Jak widać szczotkowate końce nareszcie w ryzach. Po tygodniu nic się nie wypłukało i mam nadzieję, że efekt utrzyma się chociaż 3 miesiące. Dam Wam znać. Ale z tego co czytałam- dziewczyny twierdzą, że ten zestaw daje radę nawet przez 6 miesięcy. Wspomnę jeszcze, że zestaw wystarczy mi na 3 razy. Dla mnie bomba! Za ten cud zapłaciłam uwaga…6,67$! Szok. Co prawda miałam kupony i trafiłam na promo, ale teraz widzę, że zestaw kosztuje 11,70$ co też jest dobrą ceną. A jak lubicie, możecie polować na kupony w tym sklepie, zawsze to kilka groszy w kieszeni.
No i co? Polecam! Nic więcej nie dodam, ja jestem zachwycona ceną, efektem, wydajnością, wszystkim.

Markowe rzeczy za pół ceny, okazja, kup teraz, już! Promocja!

By | Blog, Przemyślnik | 52 komentarze
Kupiła żem se ja buty. Ja dużo butów kupuję. Nie nowość. Widzę dziewczyna szuka podobnych, to mówię- na DeeZee są. Bier babo, bo jest promo i wysyłka za darmo. Jaką odpowiedź otrzymałam? “Ale one nie są takie jak Stuart Weitzman”. Aha. Słowo klucz- “jak”. Akcja dzieje się na jednej z grup na FB, gdzie to osoby kupujące na Aliexpress dzielą się swoją wiedzą. Nie od dziś wiadomo, że Ali to miejsce gdzie znajduje się zatrzęsienie podjebek. Podróbki zaczynają wyłazić z każdej mysiej dziury. I gryzą w oczy gorzej niż smog w Krakowie. Dolcze, Gabana, Wersacze!
źródło-Pixabay
Nie przywiązuję wagi do marki. Kupuję to co wpadnie mi w oko. Czasem jest to ciuch markowy, czasem no name. Czasem kupię buty z metką, czasem popierdalacze za 20 złotych. Czasem zwracam uwagę na jakość, a czasem coś mnie zauroczy swoim niepowtarzalnym wyglądem. I wtedy właśnie kupuję. Uwielbiam Ali, bo można wykopać perełki- bluzeczkę za grosze, której nikt nie ma, albo jakieś ciekawe gadżety. Okulary przeciwsłoneczne, które kupiłam za 5$, zrobiły furorę nawet w Hiszpanii, choć być może nie każdy miałby odwagę w nich chodzić. Zawsze lubiłam się wyróżniać. Taka moja natura i koniec. Oczywiście gdybym zarabiała ze 30 tys miesięcznie, kupowałabym pewnie droższe rzeczy gdy będę zarabiać ze 30 tys miesięcznie, będę kupować pewnie droższe rzeczy 😉 Póki co zarabiam tyle ile zarabiam ( dżentelmen zarobkami poniżej 10 tys się nie chwali) i nie szaleję z Luji Witonami. Ale szczerze? Nie szaleję za Lujiami, bo nie kręci mnie to. Nie czuję wewnętrznej potrzeby posiadania markowej torby za kilka tysięcy. Chociaż jeśli ktoś lubi- nie mam nic przeciwko. Jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki. I to nie jest tak, że kogoś nie stać, bo stać. Bo można sobie odkładać rok, czy dwa i kupić. Można nawet i 10 lat, ale jak się chce- to proszę bardzo. Byle ten Luji nam do czegokolwiek pasował, choćby do humoru 😉
Wiecie, ja nawet mam pewną markową torbę. Kupiłam ją ze względu na jakość, nie metkę i…od pewnego czasu leży w szafie. Wiecie dlaczego? Bo mi wstyd z nią wyjść, żeby ktoś nie pomyślał, że to podjebka. Wiecie z czym wracają polskie turystki z wczasów? Z podrabianym torbami i w Conversach za 10 euro. Wstyd! I jeszcze potrafię zrozumieć jakąś koszulkę z Adidasa za 2 euro, bo nie oszukujmy się- Adidas to żadna marka. Te wszystkie sportowe mareczki, lecą na tej samej chińskiej taśmie, co ich podróbki. Kiedyś owszem- była jakość, w tej chwili mareczki spowszechniały, więc ludzie próbują wgryźć się w marki luksusowe. I mamy obrazek- licealistka w legginsach i kusej kurteczce z targu, dzierży w dłoni Marca Jacobsa. Serio? Nie razi Was to? Przecież na kilometr widać, że to podjebka i gdzie ten luksus? W dupie.
źródło-Pixabay
“Ale one nie są takie jak Stuart Weitzman”- no nie są JAK, bo to nie one do chuja wafla. Jakbym chciała kupić SW, to kupiłabym SW i miałabym SW, a nie “SW” jak SW. Czujecie tę różnicę? Jeśli nie byłoby mnie stać na SW, to albo bym nie kupiła, albo na niego odłożyła i kupiła. Miałabym SW. Ale kupiłam buty na DeeZee, bo mi się podobały i tyle. Nie kupiłabym podróbek, bo po co tak właściwie? Lans? Wśród kogo? Gimnazjalistek? Niby taki wyznacznik klasy? No taaaak, bo małolata w podjebkach, plująca na chodnik, czekając na autobus to styl i klasa. Brawo! Taki lans nie znajdzie poklasku, a raczej wystawi na pośmiewisko.
W dalszej dyskusji na FB, dowiedziałam się, że te tańsze podróbki są do dupy, ale te za 400 złotych to PRAWIE jak oryginał. Prawie robi różnicę. Za 400 złotych? Seriously? Za 400 złotych kupiłam kiedyś piękne, skórzane, oryginalne kozaczki polskiej firmy, które mam do dziś. Co prawda dorwałam je na jakimś promo, ale nie były to żadne PRAWIE. Ja nie chcę prawie luksusu, prawie butów i prawie życia. Chcę żeby to wszystko było prawdziwe.
A te wszystkie “butiki” na Fejsie to co? A te super okazje na Allegro? Zwąchały pipy źródełko mamony i wypisują, że oryginał, że końcówka kolekcji. Kup już, teraz, natychmiast- okazja! Buticzanki od siedmiu boleści. Airmaxy za 100 złotych i 100% oryginał. Ha, ha,  HA KURWA! One też kupują na Ali…I mają przebitkę razy milion. Za 5$ od Yellow Friendsa, a na Fejsie za 300 złotych. Nie mam nic do tych, którzy handlują zwykłymi ciuchami, bez metek, którzy mają zarejestrowaną działalność gospodarczą, albo chociaż ich przebitka nie razi. Ale okłamywanie ludzi, że koszulka prosto z luksusowej fabryki i narzucanie ceny z kosmosu? A ludzie kupują…Już się może w język ugryzę, żeby tych ludzi nie obrazić, powiedzmy, że są naiwni.
To samo kosmetyki. Są na Ali Szanele i inne duperele, ale po co to kupować? Żeby błysnąć tanim plastikiem z logo przed koleżanką, która wie, że Cię nie stać? Być może składy nie są szkodliwe, być może…Marc Jacobs też produkuje w Chinach- tam też mają dobre półprodukty. Kupuję czasem jakieś chińskie kosmetyki- na próbę, z ciekawości. Czemu nie? Można trafić perełki. Staram się zagłębiać w składy, dyskutować z chińczykiem, czy oby tam niczego nie dosypał. Ale do kurwy nędzy- po co Ci ten znaczek na szmince? Chcesz jakości? Chcesz zaszpanwać- kup oryginał! Uwierz mi- nawet mało wprawne oko, wyłapie różnice między podjebką i oryginałem.
A wiecie co mnie z tych moich trzewików z DeeZee wyrywa? Niech no któraś gwiazdka, gwiazdeczka błyśnie jakimś ciuchem i już wszystkie głupiutkie panny lecą za trendem. Po taniości oczywiście. Jeszcze nie tak dawno  Kurtka z Bershki popularnym okryciem wierzchnim zrobiła furorę. W tym roku szał robi “limonkowa kurtka Lewandowskiej”. Se wpiszcie w google to szkaradztwo. Nawet nie wiecie co się dzieje na Ali-grupach. Która taniej kupi, która szybciej, która podobniejszaaaa. Kurwa! O gustach się nie dyskutuje, no ale…kolor ok, ale ten krój? Worek. Zniekształci nawet najzgrabniejszą dziewczynę. Nic ładnego. I wszystkie dziunie musza ją mieć, najlepiej za 20$, oczywiście kaptur obszyty futrem z jesiotra, czy innego jenota musi być. Ponoć w sklepikach i targach też tego zatrzęsienie. Jaka to frajda chodzić jak klon? Wytłumaczy mi to ktoś? Ostatnio Siwiec założyła czapeczkę z daszkiem i uszkami. Zgadnijcie co teraz wszystkie laski kupują? Oczywiście żadna z nich nie kupuje oryginału, ale PRAWIE oryginał.
Gratulacje! Jesteście PRAWIE mądre modne!

 

Black Mask z Aliexpress i każdy zaskórnik is zdechł!

By | Bjuti Pudi, Blog | 77 komentarzy
Żeby nie było, że ja taki kurwa kanon piękna, to Wam powiem, że czasem mi jakiś syf wyskoczy. A najgorsze są zaskórniki, które lubię dręczyć. Nie są może jakieś mocno natarczywe, ale jednak nerwa ruszyć potrafią. Oj, bez wstępu dzisiaj, ale chuj tam, na co to komu? Katuje te zaskórniki czym tylko mogę i co mi w łapy wpadnie. Kawitacja, sracja, maseczki, peelingi, mocz kota. No dobra moczu nie próbowałam, tak mi się pierdolnęło 😀 A jakiś czas temu kupiłam turbo wyjadacza. Kupiłam na Aliexpress. Do żółtych kosmetyków podchodzę ostrożnie, ale co mi skóry nie wypali- to mnie wzmocni haha 😀 W każdym razie czytałam, że maska jest całkiem git majonez madafaka, to wzięłam. A chyba każdy lubi mieć gębę bez syfilisów, no nie? Jak już ktoś zobaczy naszą twarz, to niech mu brakuje słów w pozytywnym znaczeniu hehe 😀
AFY Black Mask peel-off, kupiona tutaj- KLIK, a jakby link wygasł, to macie jeszcze link do sklepu gościa, od którego brałam- KLIK. Zapłaciłam 2,72$ czyli śmiech na sali. Teraz widzę, że Friend ma je po 3 dolce, niewielka różnica. Pojedyncze saszetki ma po 44 centy. Przyszła szybko, bo w niecałe 2 tygodnie, co uważam nie jest długim czekaniem, jak na zakupy na innym kontynencie. Był jeszcze kartonik, ale się w transporcie pogiął, maska doszła cała. Co śmieszne miałam ją w domu, zanim gostek potwierdził jej nadanie.
A tu sobie poczytajcie na co ta maseczka działa haha 🙂 Dobra powiem Wam- zaskórniki i syfilis wszelaki. Wkleję Wam też skład w mniej krzaczastym języku, który zeskrinowałam na stronie gdzie dokonałam zakupu.
Jeśli wierzyć w to co oni tam pchają, to oto skład. Ktoś tu pisał, że maska wali benzyną. Moja tak nie capi. Taki ma swój zapaszek nijaki, ani pachnie ani nic. Trochę alko czuć. Nic nadzwyczajnego. Produkt jest lepisty, czarny jak dupa murzyna afroamerykanina. Taki tam lepik, smoła. Maskę nakładamy na ryj po parówce, której mi się nigdy robić nie chce. Ja robię peeling, a potem się smaruję. Ostrzegam- radzę dać grubą warstwę, bo jak popaciacie małą ilością, to potem tego za Chiny Ludowe nie wyskubiecie. No fucking way. Smarujcie tam gdzie nie ma włosów, bo depilacja gwarantowana. Jak chcecie wyregulować brwi, to śmiało możecie tą maską wosk zastąpić- wyrwie co do kłaka.
Nie smarujcie chujstwem pod oczami, bo jak będziecie maskę odrywać, to wyrwiecie sobie oko, taka jest harda. Pod nosem też już nie smaruję, bo o mały włos wyrwałabym wargę wraz ze szczęką górną, a bez tego fragmentu ciała kiepsko się wygląda. Trzymam dziadygę aż mi wyschnie, a że walę na grubo jak niemowlę po pierwszym jabłku i marchewce, to schodzi ze 30 minut, albo i lepiej. No do wyschnięcia, z zegarkiem na ręku nie czuwam. Jak już wyschnie zdzieramy oszołoma.
I proszę ja Was szanowne moje Czytelniki, cały syf na płachcie zostaje. Zaskórniki, syfki, skórki, a nawet  jakieś kłaczki, można wypieprzyć w kosmos na serwecie z maski. Zedrzeć nie jest łatwo, maska trzyma się jak głupia, trzeba ją odrywać z wyczuciem, żeby nos nie odpadł jak Majkelowi Dżeksonowi. Ale za to jaki efekt! Po niczym takiej gęby czystej nie miałam! Peeling kawitacyjny chowa się jak owsik w psiej pupie przy tym wynalazku! Nasze peeloffowe maski to przy Czarnej Masce popierdółki. To jest taki wyrywacz, że nic Wam się nie schowa na gębie. Używam raz w tygodniu, tyle mi wystarcza. Wydajność normalna, nic nadzwyczajnego.
Radziłabym tylko podchodzić do maski ostrożnie osobom o delikatnej skórze, bo z racji tego, że przykleja się jak super glue do ryja, może podrażnić delikatne buźki. Myślę, że przy wrażliwej cerze maskę można by używać w strategicznych miejscach, na przykład tylko na nosie. U mnie podrażnień nie było. Po pierwszym użyciu wyskoczyły mi jakieś trzy zaskoczone syfy, ale u mnie to norma przy pierwszym użyciu czegokolwiek.  Potem już wszystko spoko. Czarnuch wyciąga każdą mendę do trzeciego pokolenia wstecz. Przez ponad 27 lat mojego życia nie spotkałam niczego lepszego w walce z zaskórnikami. Twarz jest czysta jak Wódka Czysta. Gładka, delikatna, absolutnie fenomenalna maseczka. Mój hit. Polecam z całego serca, nerek i wątroby 🙂

Słynny błyszczyk z Aliexpress- mój hit roku!

By | Bjuti Pudi, Blog | 54 komentarze
Jestem:) I to jestem z takim postem, że szok nad szoki. Moje odkrycie roku. Coś trwałego, niesamowitego i w cenie idealnej dla każdego sępa. Nie będę ukrywać do końca postu mojego zdania- to coś to najlepsza rzecz jaką mogłam kupić.
Już wspominałam, że lubię robić zakupy na Aliexpress. Do kosmetyków podchodzę z dystansem, ale przecież Chinki też się czymś malują, no nie? Nie wszystko na Ali to podróbka i nie wszystko jest nafaszerowane ołowiem i kadmem. Śmiem twierdzić, że sałata z Biedry ma więcej tablicy Mendelejewa, niż większość chińskich kosmetyków. Zresztą “nasze” kosmetyki też przeważnie produkowane są w Chinach, a my nie zagłębiamy się w skład każdego błyszczyka, czy lakieru do paznokci. Wyjdźmy już z tego wstępu. Kupiłam na Ali błyszczyki.
M.n me now generation II long lasting lip gloss- przepisałam to co jest napisane na błyszczyku, bo tak naprawdę to cholera wie, które napisy to nazwa, a które nie 😉 Cena uwaga- 95 centów! Niecały dolec za sztukę! Jakieś 3,50 zł. Trzy pieprzone złote i trochę groszy za niebłyszczący błyszczyk idealny! Powiedziałabym, że mazidło to raczej matowa pomadka w płynie, do tego trwała i wodoodporna. Tak, to chyba najlepsze określenie.
Kolory piękne, choć jak to z kolorami bywa- ciężko je uchwycić na zdjęciu, żeby nie odbiegały od rzeczywistości. Na górze pomadka “świeża”, na dole zaschnięta. Zasycha w max 5 minut. Nakłada się łatwo, jest dość gęsta i ładnie się rozprowadza. Pachnie ładnie- jakieś słodkie winogrona. 1,4,15 są typowo matowe, a 6 lekko połyskuje, ale nie jakoś tandetnie, nazwałabym ją satynową. Pomadkę należy używać oszczędnie- jedna warstwa daje piękny kolor bez prześwitów. Jeśli nawalimy jej zbyt dużo będzie odchodzić płatkami jak jakaś farba. I teraz kurwa szok- trzyma się 6 godzin bez żadnego uszczerbku. Po 6 godzinach leciutko wyciera się w okolicach otworu gębowego, ale to jest serio minimalne wycieranie. Mówię o 6 godzinach podczas których jemy, pijemy i się całujemy. Nic nie jest w stanie zabić tego cuda. Najdłużej miałam ja na ustach jakieś 12-14 godzin i nadal wyglądała całkiem ok. Potem szłam spać więc musiałam ją zmyć. Podczas używania nie jedzcie smażonych pierogów! A serio to po pierogach schodzi, a właściwie po oleju 😉 Olejem najlepiej ją zmyć. Micel też daje radę, ale trochę się trzeba namachać. Czymś tłustym schodzi bez problemu. Co ciekawe- nie wysusza ust! Powiem więcej, chyba nawet nawilża, bo po zmyciu usta są mega hiper super miękkie. No ja pierdole- hit!
Prezentacja naustna. Wszystkie kolory są genialne! Wiecie co? Kupię sobie więcej! Właśnie jestem na etapie wyboru nowych kolorów. Już chyba nigdy więcej nie kupię nic innego na usta. Jestem zachwycona! Moje perełki kupowałam KLIK TUTAJ. Pomadki przyszły w jakieś 2 tygodnie, a sprzedawca ma chyba najtańsze cudeńka. Gdyby link wygasł, tu macie link do jego sklepu- KLIK. Co więcej mogę powiedzieć? Jeśli ich jeszcze nie znacie- to koniecznie poznajcie. Aliexpress jest łatwe w obsłudze, a na necie znajdziecie mnóstwo poradników jak kupować. W sumie to te poradniki nie są potrzebne, wszelkie info jest na Ali, każdy sobie poradzi. POLECAM!

Lew, czarownica i moda ze starej szafy

By | Świat Szmat | 20 komentarzy
Będzie modnie i modowo. Kto wie, może buduję sobie na blogu fundamenty pod jakieś stylóweczki kiedyś tam 😉 Ale nie lubię zaczynać od dupy strony, a pokazywanie ciuchów za 2 dolary, wyklikane przez czytelników to dla mnie ( nie obrażając nikogo) poniżenie. Róbcie sobie co chcecie, ale ja nie lubię sępić. Wstęp mi wyszedł zupełnie z dupy. A miało być o modzie. Miało być o trendach. Będzie.
Wyczytałam w mądrej prasie, że na topie mamy teraz vintage i slow fashion. W skrócie- szukamy ciuchów na strychu i dostosowujemy je do dzisiejszych czasów, albo to my dostosowujemy się do mody, która została już zapomniana. A te slowy to modny minimalizm- kupuj mniej, ale bardziej jakościowe ciuchy. Nie kupuj azjatyckiego badziewia.  Problem w tym, że niemal wszystko leci do nas z Chin. Nawet Marc Jacobs część swoich projektów realizuje właśnie w Chinach. Tańsza siła robocza. Cropy i Reportery też są dziergane w Bangladeszach i innych Azjatyckich miejscach. Najlepiej byłoby nauczyć się szyć samemu. Chodzi mi to po głowie, ale obawiam się, że może być ciężko 😉
Jeśli chodzi o modę, o której wspomniałam, to zdziwiłam się troszkę, że dopiero to odkryto. Ale jak to? Przecież jakieś 6-7 lat temu byłam pierwsza 😉 W szafie znalazłam sukienkę mojej Mamy sprzed 20 lat, teraz to sprzed jakichś 27 😉 Materiał absolutnie genialny! Mama bawiła się w kiecce na Sylwestrze w latach osiemdziesiątych. Materiał został wystany w Pewexie, za grube dolary i zdobyty podstępem. Ale jaki to materiał! Intensywny róż, w brokatowe kwiaty, w PRLu absolutnie nie do zdobycia! Sam materiał doskonałej jakości, a brokat do dziś jest na swoim miejscu! Niesamowite! Teraz szmatka z brokatem, po pierwszym praniu, staje się szmatą bez brokatu. Sukienkę uszyła Mama i podbijała w niej parkiety budząc zazdrość. Ja sukienkę odgrzebałam, lekko przeprojektowałam, Mama dokonała poprawek i tym razem ja brylowałam na Sylwestrze kilka lat temu. Każdy pytał gdzie kupiłam kieckę 🙂
Różowa sukienka nadal jest w nienagannym stanie! Zielony pasek heh… sama się teraz z niego śmieję, ale taka była moda 😀 Czy ktoś powiedziałby, że mam na sobie sukienkę, która jest starsza ode mnie? Vintage i slow fashion pełną gębą. Przy okazji możecie podziwiać mnie sprzed kilku lat 😉 Zdjęcia szukałam przez dwa dni, szkoda, że nie mam takiego, gdzie sukienka byłaby widoczna w całej okazałości, ale materiał widać.
Kurcze, tak sobie myślę, że jak ogarnę wszechświat, to może jednak kupię sobie jakąś maszynę do szycia na urodziny? Nie mam serca wykorzystywać Mamę, którą zresztą nazywam moją prywatną Dolcze Bożenną 🙂 Kiedyś w ogóle nie kupowałam sukienek, tylko je wymyślałam, a moja Dolcze szyła moje projekty. Pamiętam jak w szkole średniej wychowawczyni żartem powiedziała, że na półmetek ubierajcie się jak chcecie, byle by nie było dekoltów do pępka. Zgadnijcie jaką miałam sukienkę? Tak, tak- z dekoltem do pępka i to dosłownie. Mina wychowawczyni bezcenna 😀 Lubiłam się wyróżniać i może troszeczkę grać innym na nosie.
Jeśli już o szkolnych imprezach… Jako królik doświadczalny Ministerstwa Edukacji, udało mi się załapać na gimnazjum. Jako trzeci rocznik. Był bal. Królowały wielkie, ciężkie, bordowe suknie na kole, z obrzydliwego materiału. Ja uparłam się na normalną sukienkę, co wywołało nie lada zdziwienie. Co ciekawe, sukienka służy mi do dziś. Została skrócona na mini i co jakiś czas wyciągam ją z szafy, a potem słyszę- gdzie kupiłaś? W Zamościu…ale sklep już dawno zrównany z ziemią 🙂
Taka byłam dżaga 😉 Nawet trwałą miałam na głowie. Sukienka jak najbardziej ok, zarówno kilkanaście lat temu, jak i teraz. Choć teraz jest do połowy uda. Dobrze, że fasony butów się zmieniły 😉
Jak widzicie nowe trendy znam od dawna. Ha! Modę na “starą” modę znała moja Mama i Babcia i Prababcia pewnie też. Moda co chwilę zatacza koło. Najważniejsze to umieć wybrać z przeszłości to co i aktualnie będzie wyglądało fajnie. Ostatnio trafiłam na jakiś vintage-profil na Insta, albo na FB- mokasyny z frędzelkami i taka sytuacja, no kurwa bez przesadyzmu nooo 😀 Ale co kto lubi, ok, ok, ja bym tego nie założyła.
Jak z modą u mnie? Niekoniecznie za nią ślepo podążam, ale lubię traktować ją wybiórczo. Jeśli jakiś element mi się podoba- przenoszę go na swój grunt, mieszając z moim poczuciem estetyki. Lubię intensywne kolory, nieoczywiste zestawienia i efektowne buty. Nie lubię przepłacać za ciuchy, ale przyznaję- jeśli coś mi wpadnie w oko, wydaję grubszą kasę. Owszem, mogłabym się obwiesić metkami, pytanie tylko po co? Nie mam parcia na to żeby nosić na sobie kilka tysięcy złotych. Równie dobrze czuję się w pełnym ałtficie za stówkę. Szmata to szmata, nie ważne za jakie pieniądze. Grunt to tak spasować ciuchy, żeby wyglądać i czuć się dobrze. Kupuję zarówno w markowych sklepach jak i w ciuszkach i to w ciuszkach trafiam najlepsze perełki. Czasem zaglądam do sieciówek, ale jak widzę niską jakość i wysoką cenę- wolę zamówić taką samą bluzkę na Aliexpress, gdzie będzie kosztować 10 złotych, a nie sto. I tutaj ktoś może powiedzieć, że nie powinno kupować się rzeczy z Chin, bo ludzie pracują tam w koszmarnych warunkach. Owszem, warunki są skandaliczne, Chińczyk za godzinę pracy dostaje, uwaga, 12 centów! Niecałe 40 groszy! Tak, to jest skandal. Ale wyobraźcie sobie, że on za te centy nakarmi rodzinę. Jeśli jego fabryka padłaby przez taki bojkot, już nikogo by nie nakarmił. Na jego miejsce jest stu innych, którzy pracowaliby i za 10 centów. To co lepiej pozbawić ich nawet tak małego dochodu? Chyba nie. Ci wszyscy obrońcy praw człowieka, powinni zacząć od pomyślenia jak mogą pomóc pracującym tam ludziom, by warunki ich pracy uległy poprawie. Pusty tekst “nie kupuj z Chin” można sobie w dupę wsadzić, bo gdyby wszyscy przestali kupować chińskie produkty, to bylibyśmy odpowiedzialni za jeszcze  gorszą biedę.
Jak Wy zapatrujecie się na temat aktualnej mody, kupowania z Chin i mieszania trendów? Macie jakiś swój ulubiony ciuch, stylizację? A może chcecie poczytać coś o większej modzie i przy okazji o modelingu? Jeśli tak, to zapraszam Was na bloga Ilony Jankowskiej KLIK, która jest profesjonalną choreografką wybiegową i producentką pokazów mody. Ja, to wiecie, tak sobie tylko pierdolę pod nosem o trendach, z własnej wyczesanej perspektywy 🙂

 

Galerianki na wymarciu :D

By | Przemyślnik | 49 komentarzy

Dzisiejszy post powstaje, bo mnie wczoraj krew nagła zalała, szlak jasny trafił i sama jasna Anielka kurwami rzucała jak diabłów sto.
Musiałam udać się w celach znanych tylko mojej własnej osobie do miasta wojewódzkiego. Czasu miałam trochę, to myślę sobie stracę stówkę, dwie tudzież cztery. Pójdę do galerii jak miastowa, nakupię niepotrzebnych, niezbędnych rzeczy i będę zadowolona.
Poszłam do pierwszej galerii. Kurwa, kto nazwał zlepek sklepów galerią?! Galeria to może być sztuki, a te bazary z metkami to najwyżej domy handlowe, po staropolskopeerelowsku.

Poszłam, myślę se obkupię się, poszpanuję na wiosce. Kiedyś w czasach, kiedy byłam grzeczną uczennicą strasznie lubiłam River Island, a było mnie stać na Tally Weijl. Pamiętam śliczny pastelowo różowy sweterek z River…no nie kupiłam, bo za co. Od Mamy nie lubiłam sępić, z ulotek czy innych kombinacji na sweterek w tej cenie ciężko było uskładać. Teraz mogę sobie pozwolić, ale co z tego, skoro mojego różowego sweterka już nie ma. Tak jak nie ma już prawdziwych Cyganów i kolorowych jarmarków.
Łażę, łażę po tej galerii, a tam same szmaty. Szmaty w cenie powyżej dwustu złotych. Ale nie cena jest przeszkodą, a jakość, a raczej jej brak. Już nie wspomnę o tym, że wszystko wielkie i workowate, nawet w xs pływam jak żaba słomką napompowana, po jeziorze.
Nic, nic, nic, kompletnie nic!
Butów mam ze sto par, ale w tym sezonie ciężko o cokolwiek ładnego, zgrabnego. Wszystko jak jakieś żelazka, buty do jazdy na słoniu czy innym koniu.
Wszystko brzydkie, drogie i chujowe.
Owszem nie lubię przepłacać za kosmetyki czy ciuchy, wolę kasę stracić na dobrych wakacjach niż na kawałek szmaty czy genialnego mleczka z borsuczych sutków w postaci maseczki. Kosmetyki i szmaty to nie wszystko. W zasadzie to nic. w zasadzie to bullshit i naciąganie ludzi na metkę. Czasem kupię sobie buty za pięć stówek, czy ciuch za ileś tam, ale nie dla metki, a dla wygody i urody. Jestem w stanie zapłacić więcej za kosmetyk, jeśli jest tego wart. Mimo to stawiam na niewysokie ceny i dobrą jakość, co jest czasochłonne, ale się opłaca.
W drugiej galerii to samo. Zjadłam obiad i kupiłam płatki kosmetyczne. Taka ze mnie galerianka.
Nic, nic, nic nie ma w sklepach.
Zirytowałam się strasznie o czym spieszę Wam donieść.
Wróciłam do wsi mojej powiatowej z miasta wojewódzkiego zawiedziona.

I wiecie co Wam powiem?
Że sram na galerie i ten cały chłam, który tam sprzedają. I tak większość tych szmatek pochodzi z Chin.Albo nauczę się szyć i będę znanym projektantę, albo pozostanę przy moich sposobach na zakupy.
Jakieś tam sukienki projektowałam już w swoim życiu, więc pomysł nie jest spalony. Tylko szyć nie umiem. Najwyżej się naumiem. Do tej pory moje projekty szyła moja Matka Boska, Dolcze Bożena, ale może by tak samemu?
Ale póki nie zacznę szyć, mogę Wam zdradzić moje sposoby na zakupy, na pewno kurwa lepsze niż w tych galeriach całych.

AliExpress

Chińszczyzna prosto spod małych chińskich rączek, zakupy śmiesznie proste i przyjemne, do tego ceny tak niskie, że dziwię się, że się to komuś opłaca. Fakt, paczka idzie nawet miesiąc, ale za to za darmo. Część z rzeczy można kupić na naszym Alledrogo. Tylko uwaga! Na przykład kurtka, za którą zapłaciłam na AliExpressie niewiele ponad 30 złotych, na Allegro kosztuje około stu złotych plus przesyłka 20-30 złotych, bo rzekomo przesyłka z Chin taka droga. Ładnie nas walą na kasę! Przebitka około stu złotowa! Masakra! Dlatego polecam zamawiać bezpośrednio u producentów. Żadne tam dziwne stronki w dolarach, co to je blogerki polecają, bo te stronki też narzucają sobie kilka dolców. Na Ali jest wszystko, wystarczy poszukać. Owszem możemy trafić bubel- jak wszędzie, dlatego polecam czytać opinie o produkcie i sprzedawcy, ja się jeszcze nigdy nie nacięłam. A raz kiedy czekałam długo na paczkę, zwróciłam się do małych żółtych przyjaciół z zapytaniem i otrzymałam wyczerpującą odpowiedź, a w paczce od nich kupę gratisów (pełnowartościowych! ). Polecam!

Allegro

No do Allegro, chyba nie muszę linkować :)? Tutaj szukam perełek, często nietrafionych prezentów. Tylko radzę uważnie czytać opisy aukcji, bo niektórzy sprzedają rzeczy z ciuchlandu, które niby to pochodzą z szafy i takie tam, a ceny jak za zboże 😉 Kosmetyki można upolować w lepszych cenach niż stacjonarnie, kupiłam np odżywkę do rzęs, za którą Rossmann życzy prawie 80 złotych, a apteka na Alledrogo życzyła 52 z przesyłką.

Ciuch

Oczywiście second handy, skamy, ciuchlandy. sweter za 15 złotych? Czemu nie! Nauczyłam się nie kupować tego co się nawinie, tylko to co mi faktycznie się podoba i przyda. Nie ma sensu robić w domu składowiska ciuchów, które może kiedyś założę. Nie założysz i chuj. Nie kupuj.
Tak sobie radzę, a Wy jak sobie radzicie z chujowizną, jaką w ostatnim czasie przyszło nam podziwiać w sklepach?