Category

Niewyparzona

Lenistwo jest cnotą!

By | Przemyślnik | 29 komentarzy

Jestem leniem. Może nie śmierdzącym, ale leniem. Właśnie przyznaję się do tego publicznie. Nie mam z tym problemu. Ba! Ja jestem z tego dumna! Pomyślicie- jak można być dumnym z tego, że jest się pieprzonym obibokiem? Można. Ja jestem dumna. Zaraz Wam wyjaśnię dlaczego…

źródło-https://zatrzymaniwkadrze.zsp3.eu/sandra/tymbark/

Lenistwo to mój motor napędowy do życia. Brzmi niedorzecznie. Ale zacznijmy od początku. Jako mała Pudernica, taka co to jeszcze do szkoły chodziła, już przejawiałam zdolności do opierdalingu. Zgłaszałam się do odpowiedzi już we wrześniu, na każdej lekcji. Dlaczego? Bo wiedziałam, że jak nałapię dobrych ocen na początku roku szkolnego, to potem mogę siedzieć i nic nie robić. W pierwszym miesiącu nauki, tematy były najłatwiejsze, a głowa jeszcze chłonna wiedzy po wakacjach.  Zbierałam piątki z odpowiedzi i do końca półrocza miałam wyjebane. Po feriach robiłam to samo i do końca roku szkolnego mogłam sobie dyndać. Z roku na rok lenistwo było coraz większe. W szkole średniej nawet nie miałam weny by kupować książki. Ze dwie najważniejsze skserowałam i tyle. Zeszyty prowadziłam tylko z tych przedmiotów, z których nauczyciele brali pod uwagę ich posiadanie. Resztę notatek robiłam w zeszycie “ogólnym”. Z tego lenistwa miałam wszystkie notatki. W domu nie chciało mi się uczyć, wolałam poświęcić czas na to co mnie interesuje. Dlatego też na lekcjach notowałam wszystko, co mi wpadło w ucho. A notując zapamiętywałam. Małe, genialne dziecko. W międzyczasie gadałam jak najęta, na jedno słowo nauczyciela, czy kogoś z kolegów miałam piętnaście ripost. Gęba wiecznie otwarta, ręka ciągle pisząca, uszy nastawione. Nauczyciel brał mnie do odpowiedzi sugerując, że nie uważam, co nie było prawdą. Zawsze uważałam, miałam podzielną uwagę, albo mój chlapiący na prawo i lewo jęzor żył własnym życiem, niezależnie od wykonywanych czynności. Siadałam z piątką lub czwórką. Koledzy z klasy z jedynką. No sorry, trzeba było słuchać 😉 Jakoś nikt nie miał mi tego za złe, albo nikt się nie przyznał, a może wybaczano mi to, bo podpowiadałam, dawałam ściągnąć na sprawdzianach? Nie wiem, ale zawsze czułam się lubiana w klasach, w których byłam. Byłam wzorową uczennicą (pomińmy zachowanie ehmmm), ale nikt mnie nie nazwał nigdy kujonem, bo kujonem nie byłam. Lubiłam się uczyć tego co mnie interesowało. Przedmioty, które miałam w dupie, brałam sposobem i jakoś zawsze świadectwo odbierałam na forum całej szkoły. Lenistwo uszlachetnia.
żródło-Pixabay
Kiedy podrosłam, mój leń urósł jeszcze bardziej. No, bo jak tu się realizować pracując u kogoś za 800 złotych? Jebnęłam tym cholerę, ja się nie nadaję do zasuwania za grosze. Po pierwsze nie lubię rano wstawać, po drugie- 800 złotych?! W porywach do tysiąca?! Śmiechu warte. To za co ja sobie kupię kilka par butów miesięcznie? Za co pojadę na wakacje, żeby lenić się jeszcze bardziej? Tak być nie będzie. Lubię mieć swoje pieniądze, nie lubię kogoś prosić o pożyczkę, ale i sama przyznaję, że pożyczać komuś nie lubię, bo zazwyczaj nie kończy się to dobrze. Jak już jebnęłam wszystkim do stu diabłów, zebrałam się do kręcenia kasy. Wiecie- nielegalne wyścigi na osłach, stawianie tarota nadzianym Australijkom, interesy z Japończykami hehehe 😉 Nie martwcie się, ZUS swoje doi co miesiąc 😉 Z tego lenistwa musiałam tak zrobić, żeby się nie narobić i zarobić, po prostu przeszłam na swoje. Z tego lenistwa staram się wstawać nie później niż o 10 żeby odjebać swoje i móc dalej nic nie robić. Z tego lenistwa pracuję ile wlezie, bo lubię wygrzewać dupę na plaży, więc zarabiam na tą pieprzoną plażę. Z tego lenistwa wzięłam się za remont całego domu, bo lubię ładne przestrzenie, w których się opierdalam. Z tego lenistwa, jeśli mam coś do zrobienia to robię to od razu, żeby potem spokojnie wyciągnąć nogi przed lapkiem i dla Was pisać i się relaksować. Z tego jebanego lenistwa planuję zakupy na tydzień, żeby wiedzieć co zrobię na obiad każdego dnia, bo nie lubię codziennie marnować czasu, podczas którego mogę mieć wyjebane na robotę, na łażenie po debilnych sklepach. Z tego lenistwa ostatnie zdanie jest za długie, ale nie chce mi się kliknąć i go poprawić. Jestem leniwa i wygodna, ale lubię na coś sama zapracować, lubię mieć świadomość, że mogę pozwolić sobie na lenistwo. Nie lubię jak mi ktoś coś narzuca, każe, daje na coś termin. Jestem panią własnego losu i lubię się opierdalać, dlatego zapierdalam.
źródło-Pixabay
Zmywarka, pilot do telewizora, mikrofalówka, samochód, koło, nawet chińskie zupki to wynalazki leniuchów takich jak ja. Leniuszki to geniusze. Nie mają ochoty marnować swojej energii na bezowocne rozmyślania i analizy, więc szukają prostych rozwiązań, które przy okazji uszczęśliwiają innych. Ludzkość zawdzięcza postęp leniom, a nie jakimś kurwa kujonom podporządkowanym społeczeństwu. Geniuszem może zostać tylko ten, kto potrafi odpoczywać. Już Wam kiedyś pisałam o tym, że czas na lenistwo jest potrzebny i zawsze ten czas da się znaleźć (KLIK). A w ogóle to Archimedes odkrył zasadę siły wyporu jak leżał w wannie i nic nie robił. Einstein mieszał herbatę i patrzył na dryfujące fafrocle i do głowy przyszła mu ta cała teoria względności. A Newton- gostek od grawitacji? Siedział jebany pod drzewem i jak jabłko przerwało mu opieprzanie uderzając w łeb, wpadł na pomysł, że coś w tym jest, że to ta cała grawitacja i te sprawy.
I jak tak sobie czasem siedzę i nic nie robię, to jestem taka szczęśliwa. Któregoś dnia też coś wymyślę, odkryję, albo po prostu będę sobie szczęśliwie żyć w zgodzie z moim leniem. Lenistwo uszczęśliwia, napędza i uszlachetnia. Przynajmniej mnie. Jestem taka leniwa, że chyba coś w życiu osiągnę, jeszcze i jeszcze więcej, bo wiecie co? Robić mi się nie chce, ale robię z tego lenistwa, kasę lubię, luksusy są fajne, no to chyba po to wszystko sięgnę, jak tylko uda mi się podnieść z kanapy. Ale skoro już coś tam mam, coś tam osiągnęłam, to jestem na dobrej drodze. Idę poleżeć.

Irytujące pytania o…pierdoły

By | Przemyślnik | 44 komentarze

Miałam coś o Walentynkach pisać, ale w sumie jakoś średnio mnie one interesują. W sumie dwa dni później i tak mam urodziny, to zawsze jakiś prezent wpadnie, więc na Walentynki mam wyjebane hehe 😉 Ostatnie irytujące pytania przypadły Wam do gustu, to se pomyślałam, że trzeba iść za ciosem, bo głupich pytań jest więcej. Zaczynamy 🙂

źródło-https://pixabay.com/pl/kot-koci%C4%99ta-zwierz%C4%99ta-zwierz%C4%99-602944/

Ile zarabiasz?

Generalnie uważam, że jak się zarabia poniżej 10 tysięcy złotych miesięcznie, to się nie ma czym chwalić. No to się nie pochwalę (jeszcze…) 😀 Powiedzcie mi po co komuś potrzebne są wyciągi z naszego konta? Pamiętam kiedyś, kiedyś, kiedy pracowałam jeszcze w salonie, miałam taką wścibską babę, która ciągle mnie o to wypytywała. Kiedyś o tym pisałam tu KLIK. W tym wypadku żadna odpowiedź nie jest dobra, bo jeśli zarabiasz ochłapy to zaraz posypie się biadolenie. Jeśli zarabiasz dobrze- zawiść gwarantowana. Czekają Cię komentarze i plotki, że albo jesteś złodziejem, cwaniakiem, albo masz plecy. Bo jeśli ktoś ma kasę to niemożliwe by sam się dorobił. Nie, nie, nie wykluczone. Pisałam o tym tu KLIK i tu KLIK. Czy wiedza o naszych zarobkach zmieni czyjeś życie na lepsze? No chyba kurwa nie. To zamknąć japy i pilnować swoich portfeli, bo nie ręczę hehe 😉

A czemu Ty taka chuda?

Sprostujmy- nie jestem chuda, mam wszystko gdzie trza, a waga nie zmienia mi się od stu lat. Czasem złapię kilo przed zimą, czasem zgubię to kilo przed latem. To dzieje się samo. Nie mam boczków, mam cycki, mam dupę. Nie stosuję diet. Lubię jeść. Tak już mam i koniec. Mam dobre geny. Ale nieeee…zaraz słyszę- i tak kiedyś przytyjesz. “A zobaczysz, urodzisz kiedyś dziecko to już nie będziesz mieć figury jak teraz”. Jeśli nie będę mieć takiej figury jak teraz, to chyba tylko w przypadku, jak pójdę w ślady niektórych zapuszczonych mamuś. Bo jak ktoś żre i się zapuszcza, to nie będzie wyglądał rewelacyjnie. Jak ktoś jest ochlaptusem to będzie ochlaptusem. Pomijam tutaj aspekty zdrowotne, żeby nie było, że jak ktoś ma kilka kilogramów więcej to jest ochlaptusem- nie. Ale Chryste Świebodziński, skoro mam fajne ciało, dbam o nie, w mojej rodzinie nie ma grubasów, no to niby skąd ma mi się pojawić brzuch wieloryba i dupa hipopotama? No skąd? Z kosmosu? Spieprzać, ja po prostu dobrze wyglądam, a Ty ochlaptusie weź się lepiej za siebie, a nie jakieś parszywe zazdro i pojazd z dupy.
źródło- (https://unka.blog.pl/2012/11/11/teraz-juz-wiecie-2/

A jak ten Twój tatuaż będzie wyglądał na starość?

Jak? Srak. No, bo jak. Będę miała skórę jak zmarszczona dupa orangutana, bo planuję żyć 105 lat (wiecie bony do Biedry od burmistrza na setkę, te sprawy ). Tatuaż też się pomarszczy. Wszystko będzie wyglądać nie tak jak dziś. Z tatuażem czy bez- będę wyglądać ciulato, to co za chuj? Mam dobre 50 lat żeby nacieszyć się dziarkami, a potem niech się marszczą. Pal licho. Myślicie, że jakbym nie miała obrazka na połowę placów, to w wieku 105 lat dwudziestolatkowie by mnie wyrywali na Sunrise w Kołobrzegu? No chyba nie. A poza tym, co za zbok chciałby oglądać plecy starej baby? Dziary znikną pod barchanami i pewnie tak czy siak potem pójdę do nieba, albo do piekła, albo w jakieś inne wyimaginowane miejsce gdzie skóra mi się wyprostuje, a ja będę pisać bloga nie z tego świata 😉

Co słychać?

Będąc rezolutną gimnazjalistką wymyślałam sobie taką odpowiedź na co słychać- “Stare kurwy nie chcą zdychać, młode nie chcą dawać, co tu kurwa opowiadać?”. Oczywiście wiązankę puszczałam w stronę osób zbliżonych do mnie wiekiem. Jako prymus na całą szkołę utrzymywałam pozory, no prymus…pomińmy zachowanie ehm 😀 Osoby, które utrzymują ze mną kontakt wiedzą co słychać. Osoby, z którymi nie jestem w bliższych relacjach rzucają ten niepozorny, a mnie drażniący tekst. Bo skoro rok, dwa, pięć gówno Cię obchodziło co u mnie się dzieje i nie wiesz o co zapytać, to rzucisz “co słychać”, ale po co? Skoro wcześniej miałeś to w dupie, to ja mam teraz w dupie Ci odpowiedzieć. Co ma na myśli pytający? Wszystko i nic. Nie będę opowiadać mojej rocznej historii, ten ktoś i tak ma na to wyjebane. Pyta na odczepnego, bo nie wie co powiedzieć. Mówię, że wszystko jest zajebiście, wszystko mi się układa, bo w gruncie rzeczy tak jest. I wtedy widzę ogniki wkurwienia w oczach. Jak to jest mi dobrze? W tym kraju? Jak!!! Albo kłamię, albo robię jakieś szemrane interesy z chińskimi murzynami o żydowskich korzeniach, albo coś ze mną nie tak. W tym kraju nie masz prawa być szczęśliwym człowiekiem, bo nie możesz mieć lepiej niż większość, która narzeka. Masz narzekać, że coś Cię boli, że nie starcza do pierwszego, że Ci się nie układa. Wtedy jest ok, bo nie masz lepiej niż ktoś tam.
No, to wykrzyczałam kolejną część Trudnych Spraw 😀 Chcecie więcej? Może jakieś propozycje? O czym piszemy teraz? Irytujące pytania o……….. dopiszcie, co bierzemy na tapetę 🙂

Irytujące pytania o…związek.

By | Przemyślnik | 81 komentarzy

Ostatnio opuściłam się z moimi celebryckimi przemyśleniami, tymczasem dostaję sygnały, że gawiedź czeka na więcej pisaniny. Nie martwcie się, pomysłów mi nie brak. Dziś przyjrzyjmy się naszym związkom, otoczeniu oraz wkurwiającym pytaniom o nasze prywatne sprawy. Z góry zaznaczam, że przedstawiam mój punkt widzenia, więc jeśli jesteś osiemnastoletnią mamą i jest Ci z tym dobrze, to nie mam nic przeciwko. Każdy ma swoje zdanie na każdy temat, nie rozumiem tylko dlaczego innym czyjeś postrzeganie świata nie leży.

Fotka z darmowego stocka.

Masz chłopaka…to kiedy zaręczyny?

Nigdy. Za 20 lat. Pojutrze. Co Cię to obchodzi? Ludziom się w dupach przewraca i dopytują, jakby ten szczegół z Twojego życia miał zasadniczy wpływ na ich egzystencję. Jeszcze lepsze są laski, które na forach i innych internetach dopytują jak zmusić faceta do zaręczyn. Szukają jakichś durnych porad, bo przecież są z facetem od roku, dwóch, pięciu, a on nie kupił pierścionka. Brawo, gratuluję- pierścionek podstawą udanego związku. Faceci szukają z kolei porad jak zamknąć gębę lasce, która ciągle niby od niechcenia domaga się kawałka złota, najlepiej z brylantem wielkości zaciśniętej pięści niedźwiedzia. Faceci dopytują kiedy jest odpowiedni czas na zaręczyny. Jeśli nie wiesz kiedy, to nie jest ten czas. Zdecydowanie. Jeśli będziesz miał pewność, że to ten czas, to nie będziesz szukał porad online. Jeśli facet ulegnie naciskom to jest cipą, jeśli kobieta naciska to jest chujem.
Nie ogarniam ludzi, którzy ciągle dopytują kiedy te wasze zaręczyny. Już tyle czasu jesteście razem, musicie się zaręczyć. Mus to się wysrać, drodzy państwo. Zaręczynowe złotko noszę od kilku lat, po dobrych kilku latach związku założyłam je na palec. Bez nacisków, bez szału, bez głupiego bukietu kwiatków, bez wieśniackiego klękania, bez sztucznych teatrzyków, bez rodzinnego spędu. Ja i on i deklaracja bycia razem. Nikomu nie mówiłam, nie chwaliłam się, nie wpierdoliłam miliona zdjęć na fb. Dopiero niedawno zmieniłam status związku na fejsie i to tylko dlatego, żeby Mohamedzi, którzy natrętnie do mnie piszą spierdalali 😀

Zaręczeni…to kiedy ślub?

Oooo na tym etapie jestem od kilku lat, ciągle tego słucham. I będę jeszcze trochę słuchać, bo mi się nie pali. Papierek. Jeśli sami przed sobą zadeklarowaliśmy, że się kochamy, to żadna instytucja tego nie zmieni, ani na lepsze, ani na gorsze. Przyjdzie czas to się pójdzie do USC i podpisze się papier. Albo wyskoczymy sobie na wycieczkę i wrócimy z aktem ślubu. Albo odbije nam jeszcze coś. Albo dalej będziemy sobie żyć tak jak żyjemy bez papierków.
“Ale przecież każda dziewczynka marzy o pięknej, białej sukni. Ten dzień jest taki wyjątkowy…” Nie każda. Nigdy nie chciałam mieć białej sukni za kilka tysięcy, która pałęta się między nogami, błyszczy jak psu jajca i waży sto kilogramów, podczas gdy w dniu imprezy słupki rtęci pokazują 30 stopni. No, bo ślub bierzemy w miesiącu z literką “r” w nazwie, żeby się w małżeństwie powodziło, buty wystawiamy na parapet i inne brednie. Potem jest wielkie wesele. Zastaw się, a postaw się. Zaproś wujka, którego nigdy nie widziałaś na oczy. Wujek się napierdoli i będzie wynosił flaszki za pazuchą. Ciotka będzie lazła na szwagra chrześniaka kuzyna ojca. Sąsiad zaśnie z kluskami z rosołu na wąsach.  Ten dzień jest taki wyjątkowy. To tylko jakieś 30-40-50 tysięcy za całonocną imprezę z ludźmi, z którymi normalnie nie gadasz. Super. Nie moja bajka. Wolałabym te 40 tysięcy przepierdolić na fajnych wojażach, niż dać pić i źryć szwagra wujka ciotki syna kochanki sąsiada ojcu.

Po ślubie (albo już tyle jesteście razem)…kiedy dziecko?

Kiedy, kiedy? Zazwyczaj 9 miesięcy od poczęcia. Niby ślubu nie brałam, ale jestem już taka stara, że niektórzy atakują mnie w kwestii rozmnażania. Wiecie co usłyszałam niedawno od osoby hmm bez perspektyw, bez pracy, domu, wsparcia w mężu za to z kilkuletnim dzieckiem na czterech metrach kwadratowych? Że powinnam się pospieszyć, bo już mało czasu zostało mi na dziecko. Ryli? Ja pierdolę, ja nie dobijam do pięćdziesiątki, tylko do trzydziestki. Powoli ogarniam sytuację materialną, remontuję dom, żyję. Chcę nacieszyć się związkiem, łażeniem z gołą dupą po domu, wstawaniem w południe, chcę wyskoczyć w kilka fajnych miejsc. Mam ochotę na bycie sobą. Uwielbiam dzieci, ale cudze. Swoje będę kochać, ale wtedy kiedy ja ich  zapragnę, a nie zapragnie ich osoba, której małżeństwo wisi na włosku. Ta osoba miała wystawne wesele, drogą suknię, wymuszony pierścionek i ślub w miesiącu z literką “r” w nazwie. Ma dziecko, które nie szanuje ani rodziców, ani nikogo w swoim otoczeniu, a ma dopiero kilka lat! Ma męża, który jej unika i kredyt za wesele do spłaty.
https://www.quickmeme.com/meme/3sbecp
Jakże irytują mnie dociekliwi ludzie. Jakże miałabym ochotę powiedzieć im wprost “zamknij gębę, spójrz na siebie”. Stety, niestety staram się taktownie wymigiwać od odpowiedzi. Albo mówię wprost- to moja sprawa. Obawiam się, że głupie pytania nigdy się nie kończą, a im głupszy jest pytający tym więcej chciałby wiedzieć.
Jak wezmę ślub to wezmę, jak nie to nie. Jak zapragnę dziecka to urodzę dziecko. Bez szopek, bez ceregieli, bez wklejania fotek z usg na fejsie.
Jeśli te wszystkie etapy macie za sobą i myślicie, że macie z głowy głupie pytania, to się mylicie. Potem zacznie się to…
Kiedy ktoś znowu zapyta mnie o moje życiowe plany, to dam mu link do tego posta. Najwyżej się obrazi. Mówi się trudno, nie będę się otaczać idiotami 😀 Jeśli macie ten sam problem- też możecie dać link nachalnemu pytaczowi, chyba, że wolicie dać w mordę 😀

Blog Roku 2014, czar prysł, smród się ciągnie…

By | Przemyślnik | 62 komentarze

Atakują Was z każdego kąta prośby o głosy w konkursie na Blog Roku? Mnie też…Sama się zgłosiłam, bo pomyślałam, że to taki prestiżowy konkurs. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy rzeczywiście…

Nie czytałam za dużo o tym konkursie. Wiedziałam, że taki istnieje, wiedziałam, że jest “ważny”, popularny i prawdopodobnie najbardziej znany w naszej Cebulandii. O konkursie słyszałam zanim wessałam się w blogowanie. Skoro jako osoba nie w temacie wiedziałam, że istnieje to znaczy, że konkurs jest na topie. W tym roku postanowiłam, że się zgłoszę, a co mi tam. Nie liczę na wygraną, w sumie nie mam parcia, bo lubię swoich fanów, lubię swoich hejterów, bo są moi- na co mi obcy z doskoku 😉 Ale pomyślałam, że dzięki zgłoszeniu może ktoś nowy do mnie zajrzy i zostanie na dłużej. Zgłosiłam się zarówno w kategorii Blog Roku, jak i Tekst Roku. Poinformowałam czytelników, napisałam, że jak mają ochotę mogą wysłać smsa. Tyle. Potem zaczęłam czytać…

 

Ale, że jak? Przekupstwo? Jak za komuny. Biere 5 kilo cybuli i ide do lykarza- lepi zdjagnozuji. Nosz kurwa mać, albo ktoś zagłosuje, albo nie. Jest gifcik- jest głosik. W życiu nie posunęłabym się do łapówek dla czytelników. Nigdy nie skomlałam o cokolwiek.

Wiecie ile grup na fb się urodziło w momencie rozpoczęcia głosowania? Fchuj. Jeszcze grupy, na których ktoś grzecznie informuje, że bierze udział jestem w stanie zrozumieć (powiedzmy), ale do urrrwy nędzy sms za upominek? Gdzie tu uczciwość, gdzie zasady fair play?

I oczywiście hit- głosy do kupienia na Allegro. W momencie kiedy robiłam screena, aukcja była już zakończona. Ponoć sama kapituła konkursu zgładziła aukcję, ale jestem pewna, że ktoś z niej skorzystał. Mało tego- podobne aukcje będą się zapewne pojawiały czy to na Allegro, czy w innych miejscach.

Napisałam do Bloga Roku na fb. Jak widzicie, Blog Roku twierdzi, że blogerzy są kreatywni, a najlepsze blogi wybierze komisja. Tylko po takich przekupstwach w pierwszej dziesiątce zostaną blogi, które kupiły głosy za czekoladę, próbki kremu na hemoroidy i inne badziewie. Spośród tej dziesiątki komisja wybierze ten najlepszy. Super.

Wiem, że sporo osób “wycofuje” się z rywalizacji. W cudzysłowie, bo teoretycznie nie da się wycofać, ale blogerzy piszą, że nie będą brali udziału w wyścigu szczurów. Ja też nie mam zamiaru kupować sobie głosów, czy to za upominki czy za forsę. Dla mnie wygrana za gifty to przegrana. Wiem, że jakieś smsy poszły na mnie i jest mi miło, że mimo, że nie robię nagonki ktoś wysłał sam z siebie głos na moją pisaninę.

Straciłam zaufanie do formy konkursu, prestiż prysł, a konkurs stracił w moich oczach. Wkurwiają mnie te wszystkie Prosiaki, które piszą- “proszę, proszę głosik na mnie, jestem taka biedna, tak by mi było miło, proszę…” i tak dzień w dzień. Jeszcze bardziej wkurzają mnie Sępy, Żebracy, ale najbardziej drażnią mnie Przekupy, które za upominki kupują sobie głosy.

Jedynym pocieszeniem jest fakt, że kasa z smsów idzie na dzieciaki, ale smród i tak ciągnie się za konkursem. Startując nie miałam w planach wielkich wygranych, chciałam tylko wziąć udział i zobaczyć jak to jest. No to teraz wiem jak jest. A teraz cóż…i tak kupię sobie wycieczkę od Itaki. Kupię za własne pieniądze, a nie za wyżebrane głosy.

Pamiętajcie- jeśli sami na coś zapracujecie, będzie to sto razy więcej warte, niż coś co zdobędziecie nieuczciwie. Tyczy się to konkursu, wycieczki, życia…

Bałwan, ksiądz, Grey- o kim śnisz po nocach?

By | Przemyślnik | 38 komentarzy

Dobry Panie i Panowie.
Zima jest. Podobno. W kalendarzu jest. Za oknem- jakaś taka dupna, jak na moje koślawe oko. Panieee kiedyś to byli zimy. Pamiętam jak w trzydziestym szóstym, no może chwilę potem, chodziłam do szkoły. Wiecie, ja o 5:15 miałam autobus. Tak, kurwa, rano! Ale wiecie  jaki to był autobus? Autosan stuletni. Czasem coś odpadło, czasem jechał, czasem stał, często dojeżdżał do celu, częściej się spóźniał. Nie wiem jak ja mogłam tak w nocy wstawać. Jak piekarz jakiś. Przeważnie wstawałam 15 minut przed odjazdem i z kanapką w zębach biegłam na przystanek, przystanek był na szczęście koło domu. Zęby zawsze zdążyłam umyć 😉 Ale co ma do tego zima? A no ma. Bo pamiętam, że pewnego roku zima była w pytkę. Jak wsiadłam do tej puszki to mi oczy zamarzały, ale to jest nic! Raz mi dupa do siedzenia przymarzła. No okej, spodnie tylko, przecież z gołą dupą w 30 stopni mrozu nie chodziłam. Ale to się pamięta. Te emocje, kiedy próbowałam się odczepić, ach! A teraz co? No co będziemy wspominać, jak nic nie przymarza? Panie, jak jest zima, to musi być zimno! W tym roku naliczyłam z 5 dni ze śniegiem. Bałwana zbudowałam wieczorem, a rano już go nie było. Lipa.

Tak, sama lepiłam. We mnie jest coś z dziecka. Wynaturzone to moje wewnętrzne dziecko, ale dziecko. A dziecko się kocha, nie ważne jakie jest. Happy Meala w Maku nie kupuję, ale co tam. Zresztą w Maku, to wolą innych gości. Ja to tylko 4 hamburgery z sałatką upierdolę, a są lepsi celebryci niż ja. Taki ksiunc na przykład.

źródło- nie znam, trzymam to na kompie od zawsze.

Z czym kojarzy Wam się Żywiec? Ze świnią, no ok, świniaki to żywiec przecież. Z czym jeszcze? Z piwem. Zgadza się. Ostatnio Żywiec kojarzy mi się z Wąchockiem. W Wąchocku zawsze jakieś jaja, ostatnio w Żywcu jaja wielkości jaj dinozaurów. Ksiądz poświęcił Maka. Kiedy to usłyszałam myślałam, że śnię, a potem myślałam, że jebnę ze śmiechu. Ale, że jak? Ksiądz wbija do Maka i macha sobie tą swoją śmieszną palemką, kropidłem, czy jak tam tej szczotce? Mak to jakieś dobro katolickie? Może ja swój biznes też powinnam poświęcić, to mi jehowi przestaną ulotki podrzucać. Swoją drogą ciekawe ile szatan zgarnął za takie święconko, bo że się napasł na jadle to nie wątpię 🙂

Księża ostatnio w ogóle mają przerąbane. Pigułka po strasznie wstrząsnęła wielebnymi. No tak, bo oni o swoje dzieci dbają. A co ma powiedzieć jakaś parka, której gumka trzasnęła znienacka? Ja rozumiem, że lekarzom, którzy nielegalnie wykonują aborcje to nie na rękę, ale nie można zakazywać czegoś, co jest nie na rękę jednej, czy dwóm grupom społecznym. A poza tym konstytucja jest dla wszystkich taka sama. Nie wiem dlaczego księża mieszają się do polityki. Polska to nie tylko chrześcijanie- wszyscy mają równe prawa. Dlaczego muzułmanie, albo ateiści nie wtrącają się do polityki, a katoliccy księża lecą na łeb na szyję do wszystkiego jakby ich diabeł poganiał?

Żródło-Foto: www.aceshowbiz.com
 “Będziesz cierpieć i cieszyć się każdą chwilą”- zakazana reklama Domino inspirowana 50 twarzami wiadomo kogo 😉

W lutym Oskary. I moje urodziny. Dwa międzynarodowe święta. Ida ja i ida do kina i dalej “Idy” nie widziałam. Chyba w końcu obejrzę, bo ponoć ma szansę na Oskara. A wszystkie pannice czekają na “50 twarzy Greya” . Czytałam pierwszą część tych twarzy. Do przeczytania, gdyby nie te kurwa fikołki, święty Barnaba, wewnętrzna bogini i inne bzdety. Kto to kurwa pisał? To znaczy wiem kto, ale co ta baba w głowie miała? Druga część zabiła mnie po kilkunastu stronach- gniot. Trzeciej części nawet nie chciałam na oczy widzieć. Takie nieudolne porno dla niedowartościowanych szarych myszy, które marzą o pierdołach i bogatym księciu. Film chętnie obejrzę, bo jestem ciekawa jak przerzucili pisaninę na duży ekran. Na pewno nie pójdę do kina w lutym, bo te niedowartościowane szare myszy pójdą na to tabunami i będą się jarać jak pochodnia, że aktor, że to, że tamto, że ach. Odpuszczam sobie, zobaczę kiedyś tam.

No i co? Czekamy na zimę. Mogłoby nawalić śniegu w pas, oby nie w marcu, a teraz 😉 Strasznie lubię odśnieżać i budować bałwany z problemami psychicznymi 🙂

Dobre Myśli Małej Celebrytki Puderniczki ;)

By | Przemyślnik | 32 komentarze

Wiecie, jest taki jeden Zajęc we wszechświecie, który prowadzi mojego ulubionego bloga. I ten Zajęc drodzy państwo jest mi mentalnie bliski. I właśnie ten sam Zajęc zaprosił mnie do Nominacji Dobrych Myśli. Mowa oczywiście o  Króliczku Doświadczalnym.

Bardzo mnie ta nominacja ucieszyła. Niektóre tagi są durne i niechętnie biorę w nich udział. Inne są wciągające i ten tag do takich należy. Będzie sentymentalnie, emocjonalnie…

Na czym to polega? Na przywołaniu dobrych wspomnień. Zaczynajmy 🙂

Tak to ja. Historii tych dresów i tak nie zrozumiecie… Moja Mama kupiła je w sklepie należącym do rodziców mojego Niemęża. Chyba nas połączyły. Do dziś Niemąż nie chce przyjąć tych dresów na gwarancję, chociaż tłumaczę mu, że są na mnie za małe…

Dawno, dawno temu…

Moje pierwsze wspomnienie. Po naradach z Mamą- miałam wtedy jakieś dwa latka, niezłą mam pamięć cholerrra 😀 Wielka zielona łąka, Chmielaki. Nie wszyscy wiedzą co to są Chmielaki- to taka doroczna impreza chmielu, piwa i piwowarów KLIK. W każdym razie stoję na tej wielkiej łące, zadzieram mój niewielkich rozmiarów łepek do góry. Patrzę na wielkie żółto- czerwono- zielone balony z koszami. W koszach latają ludzie. I ja taka malutka, stoję tu na dole i ściskam rękę Mamy. Takie wielkie wow w mojej głowie mówi mi, że chcę latać. Została mi do dziś ta chęć latania, podobnie jak w głowie mam to wspomnienie- w ogóle nie zatarte czasem. Wielki zachwyt, kolorowe balony, ogromna przestrzeń i Mama, której ściskałam rękę z przejęcia.

Trochę później…

Gorące lato, miałam może trzy, może cztery lata. Pradziadek poszedł do sklepu, a zawsze jak stamtąd wracał przynosił mi Kinder Niespodziankę. Wyszłam mu więc na spotkanie. Do mojego rodzinnego domu prowadziła ścieżka (nadal tam jest;) ). Ścieżka prowadziła z górki, na której stał dom, potem  wiła się przez łączkę, rzeczkę i jeszcze jedną łączkę. Na dole między górką, a łąką- rósł taki mały lasek, a ogromne topole otaczały łąkę. Biegnę więc z tej górki ile sił w nogach. Za mną biegnie kot, właściwie kocica- Kinga. Wszystkie koty nazywałam Kingami 🙂  Dobiegamy do łąki, siadamy pod wielgachną topolą. Patrzymy w stronę dziadka, który jest już za mostkiem, na rzeczce i idzie w naszą stronę machając. Kot jest ogromny! Sięga mi do pasa. Potem przez wieleee lat zastanawiałam się, dlaczego inne koty są takie małe, a to ja urosłam. Siedzę z tą ogromną Kingą, głaszczę ją po futerku, wokół grają świerszcze, trawa trzeszczy od słońca. Spiekota ogromna i zapach lata wokół. Czuję zapach siana, zapach dzikich kwiatów… Taki błogi obrazek, taki bardzo swój i taki niezapomniany. Do dziś czuję te zapachy, słyszę te świerszcze

Jeszcze trochę później…

Początek jesieni. Godzina może siódma wieczorem. Zmierzch. Tylko bez wampirów 😉 Mój młodszy Brat już człapał, więc mogłam mieć z 5 lat? Siedzimy w kuchni przy stole- ja, Mama, Siostra Mamy ( nie napiszę, że ciocia, bo do dziś jest dla mnie bardziej jak siostra 😉 ), Brat . Mamy ogromną ochotę na sos grzybowy. Szybka decyzja- idziemy do lasu. Co z tego, że mało co widać, bo już późno? Idziemy wszyscy! W lesie tylko żółte liście świecą się w mroku, człapiemy na czworaka i zbieramy grzyby po omacku. Odgarniamy liście, wygłupiamy się, tarzamy we mchu. Banda dzieci 🙂 Jest fajnie, beztrosko. Liście szepurczą pod kolanami, a wokół cisza i pohukiwanie sów. Jakieś pojedyncze ptaki, śpiewają sobie przed snem, a my babramy się w liściach i wydłubujemy grzyby z ziemi. Do domu wracamy z pełnymi siatami.Udało się nazbierać grzybów po ciemku. A potem gorący, pyszny sos…mmm cóż więcej chcieć?

Jeszcze bardziej później…

Wczesna jesień. Pierwsze liście spadają z drzew. Idziemy z Bratem pobawić się w sadzie. Ja mam jakieś 6 lat, więc Urwis jakieś 3. Robimy ogromną stertę liści. Bawimy się w jeże. Jak wygląda zabawa w jeże? Wchodzimy na giętką gałąź leszczyny, rękoma trzymamy się gałęzi, która jest wyżej, bujamy się, aż do momentu kiedy dolna gałąź wybije nas w górę i wpadamy w kupę liści pod krzakiem. Czemu nazywaliśmy to zabawą w jeże? Bo gra polegała na tym, żeby na grzbiet naczepiało się jak najwięcej liści, a jeże jak wiadomo na plecach zawsze mają liście i jabłka 😀 Pamiętam mój sweter, w którym wtedy byłam- dłuższy, malinowy, z kapturem, cieplutki i mój ulubiony. Na całym swetrze były takie “malinki”, wystające kuleczki. Za którymś razem nie wycelowałam w liście i ostro rąbnęłam o glebę. Tchu mi zabrakło, ale Brat mną zatelepał i jakoś się ocknęłam. Mimo “reanimacji” i tak miło to wspominam 😉 Z resztą nasze zabawy często kończyły się “reanimacją”, ale o tym może napiszę inny post 😉
To tylko garstka wspomnień, mam ich ogromną ilość. I…chyba wszystkie moje wspomnienia są pozytywne 🙂  Wyciągnęłam z szafy te pierwsze, najstarsze. Dzieciństwo miałam błogie, w ogóle całe życie jest jakieś takie fajne 😉
Ktoś się pewnie skrzywi, że jako dziecko bywałam na piwnych imprezach. Heh…prócz piwa było (i jest ) dużo innych atrakcji- także dla dzieci. Może ktoś będzie wytrzeszczał oczy, że jako dziecko jadłam grzyby- dla mnie to było normalne, szczególnie jak w koło same lasy. Jestem trochę leśnym człowiekiem 😉 Ktoś rozłoży ręce, że zabawy były niebezpieczne- były świetne! Moje dzieciństwo to nieprzerwane pasmo radości. Jadłam grzyby, bawiłam się jak mały drań, jeździłam bez fotelika i robiłam mnóstwo “złych” rzeczy hehehe. Chyba zostało mi to do dziś 😀 Jednak jakoś żyję, mam się dobrze i moich wspomnień nie zamieniłabym na żadne inne. Ahh jak fajnie było się urodzić za komuny 😉
Tag jest tak błogi, że chciałabym zaprosić kilka osób do zabawy. Miło rozluźnić się wspominając 🙂
Zapraszam- WeronikęMonikę i Klaudię.
Moich wspaniałych komentatorów też zachęcam do opisania swoich wspomnień na blogach i podesłania mi linku. Możecie też powspominać w komentarzach 🙂

Śmieszno i straszno, czyli moje przygody w salonie kosmetycznym

By | Przemyślnik | 54 komentarze

Czy ktoś oglądał kiedyś taki program…chyba nazywał się “Zawody”? Ludzie opowiadali o różnych przygodach, które ich spotykały w pracy… W swoim życiu byłam już wielozawodowcem, ale dziś chciałabym się z Wami podzielić przygodami z salonu kosmetycznego, w którym spędziłam prawie dwa lat i…chyba już nie chciałabym tak pracować, chyba, że mi się kiedyś odmieni ;).

Z mojej strony starałam się wywiązywać z obowiązków na jak najwyższym poziomie i większość klientów to doceniała. większość 🙂 Bywali dziwacy…Posłuchajcie 🙂

Przypadek 1.

Pani numer 1. Nazwijmy ją Kunegunda. Kunegunda przychodziła regularnie. Na brwi i rzęsy. Henna, regulacja te sprawy. Przy okazji Kundzia wypytywała o wszystko! “A ile to pani zarabia”- “wystarczająco”- odpowiadałam, ale w głębi duszy miałam ochotę powiedzieć “gówno Cię to obchodzi stara ruro”. Oczywiście z uśmiechem na twarzy aktorzyłam jak stary wyjadacz, nawet mi powieka nie drgnęła, ale miałam ochotę wydłubać starej oko starym pilniczkiem. “Wystarczająco to ile?”, “Tyle, że mi wystarcza” (a w myślach “ty stara małpo”). “A nie lepiej by było na swoim? A szefowa to miła, oj chyba jednak pani nie wiele zarabia, jak nie mówi”. “Chuj cię to obchodzi parszywcu’- miałam w myślach, a na ustach słodki uśmiech. Pytań było cały wór- ile pracuję, po ile godzin, a czemu to kosztuje tyle, a nie tyle, a czemu to tamto, dlaczego śnieg jest bały. Rura zawsze zostawiała fajne napiwki, jakby miała wyrzuty sumienia za swój długi jęzor. Dzięki napiwkom jakoś się trzymałam, ale zawsze miałam ochotę jebnąć jej wiązankę.

Przypadek 2 i 3.

Smrody i niereformowalni. Oj było ich trochę. Ale najbardziej zapadła mi w pamięci kobita, nazwijmy ją Tereska, która przychodziła regularnie na brewki i malowanie paznokci z brudem pod spodem. Żadne tam mani, miało być same malowanie, a bród pod pazurem miał zostać, miło moich delikatnych sugestii. Oprócz brudnych paznokci zawsze śmierdziała. I to capiła dobitnie tak, że po jej wyjściu trzeba było robić przeciąg w salonie. Słuchajcie jak ona waliła capem to ludzkie pojęcie przechodzi! Pot co najmniej dwutygodniowy! Bleee! Ale zrobiona zawsze- perfumy na tym szambie dawały dodatkową moc. Wyobraźcie sobie, że musiałam się do niej nachylać i mieć ją blisko, za blisko… Do tego była niereformowalna jeśli chodzi o brwi. Blondynka z trwałą i zawsze, ale to zawsze, życzyła sobie czarne, wąskie brwi- nitki. Kurwa. Jak tu ją tak zrobić? Jak wylizie ode mnie z taką nogą pająka nad okiem, to ludzie powiedzą, że ją oszpeciłam i cała moja renoma też w pizdu i wyląduje. Ale ona tak chce! I nie ma zmiłuj! Smród i klasa w jednym…jezusicku! Babka była fifa- rafa, dama na salonach, szkoda, że nie wiedziała co to woda i mydło i ciut gustu…

Przypadek 4.

Wesołe żule. Wbija mi pacjent, powiedzmy Józek, znany okoliczny pijaczek. Ten chociaż nie śmierdział, choć zawsze był cyknięty. On chce brwi jebnąć. Woskiem! Koniecznie! No spoko Józek siadaj na rydwan, będziemy drzeć. A brwi miał krzaczaste, że ho ho. Rach- ciach i po kłopocie- serio wyglądał o niebo lepiej. Bał się jak diabli, ale rzucił okiem w lustro i był zadowolony. Zapłacił i wyciąga dwie dychy napiwku. A ja karpik. Pytam się czy wie ile mi daje. Wie- tyle co flaszka. Pytam się czy to na pewno dla mnie. “Tak pani kochana nie dość, żem flaszkę wygrał to i lepiej wyglądam tera”. Ja znowu karpik. “A bo na napiwek myśmy się z chłopakami zrzucili, bo mi nie wierzyli, że se woskiem kłaki wydre. Jeszcze żem flaszkę wygrał za to, jestem do przodu hehe”. Ja znowu karpik. Patrzę w okno, a za oknem “chłopaki” już się cieszą i flaszką machają. Zonk. Józek tego samego dnia zasnął pod moim oknem jak długi.

Przypadek 5.

Ekshibicjoniści. Akurat byłam sama w salonie. Przychodzi facet koło czterdziestki. Elegancki, na oko sympatyczny, widać, że czuje się zajebisty, prosi o zrobienie brwi. Okej nie ma sprawy, zapraszam go do gabinetu, proszę żeby usiadł, a ja w tym czasie założę fartuszek. Wracam po krótkiej chwili, a elegancki pan siedzi w samym tiszercie i macha pindolem. Pytam się elegancko ukrywając zmieszanie dlaczego zdjął spodnie i bieliznę. Palimy głupa, palimy głupa…jestem tu sama! A, bo on sobie pomyślał, że zaczniemy od dołu depilację i mruga oczkiem. Bez grymasu na twarzy odpowiadam, że przykro mi, ale na to się nie umawialiśmy i jestem zmuszona odmówić. Pełna profeska, kamienna twarz, chociaż nie wiem czy mam się śmiać, płakać czy spierdalać w podskokach. Facet poruszony moim zdecydowanym sprzeciwem nie wie co powiedzieć, więc proponuję, że wyjdę, a on się ubierze. Ubrał się, wyszedł z gabinetu, zmieszany powiedział do widzenia (oby kurwa nie! ) i spierdolił, a ja siadłam i złapałam oddech. Dobrze jest mieć zdolności aktorskie.
To tylko część moich przygód, te są najbarwniejsze, ale działo się więcej- śmieszno i straszno, różnie bywało 🙂
A Wy macie jakieś zawodowe przygody ? Podzielicie się nimi ze mną? Chętnie poczytam 🙂

Ćpaj życie

By | Przemyślnik | 20 komentarzy

W taki dzień jak ten dochodzę do wniosku, że i tak wszyscy umrą 😀
Miły jesienny zimowy letni dzień. Z nieba pada kapuśniaczek. Taki na żeberkach. Na wędzonych. Śnieg miał być. Ni ma śniegu. Pewnie jeszcze będzie, zapierdoli mnie wyżej futryny i będę jeść makaron.

Tak sobie myślę, że byłoby nudno gdybym nie miała czułek. Wiedzieliście, że mam czułki? Niestety tylko jedną parę. Mam nadzieję, że urosną mi z wiekiem i że będę miała chociaż dwie pary. Mój ogon też ma się dobrze. Zimą łatwo go ukryć, gorzej latem. Latem lata na boki. Trzeba go zwijać. W trąbkę. Jaka trąbka? Jaki bilet?

Poszłabym do spa. Ale u mnie nie ma spa. Wyświnię się błotem w ogródku i będę udawać, że to błoto z morza czarnego. Albo martwego. I tak wszyscy umrą. Ja będę żyła 105 lat. Na setne urodziny burmistrz daje talony do Biedry. Na setne urodziny dają wyższą emeryturę. Jaka emerytura? Jaka trąbka? Jaki bilet?

Ostatnio chciałam wygrać masło. Ale nigdzie nie było masła do wygrania. Ale ja nie odpuszczam. Ja walczę. Może kiedyś wygram masło. Wiecie jak ciężko jest wygrać masło?

List do Mikołaja trzeba napisać. Zawsze pisałam. Wkładałam list za doniczkę na oknie i rano listu nie było. Mikołaj zawsze zabierał po cichaczu kartkę. Czasami Mama brała list i przekazywała Świętemu. Prezenty zawsze się zgadzały. Raz tylko staruchowi się pojebało i wsadził paczki w szafkę z ręcznikami, zaraz nad dużą szafą. Durny- zrobił to z tydzień przed świętami. Udawałam, że nie wiem. Potem zaniósł pod choinkę. Dobry, stary, poczciwy dziad.

Dziadów jest dużo. Jest Dziad Borowy, jest Leśny Dziadek i Dziadek Piaskowy. Wszystkie dziady są fajne. Te Mickiewicza były dziadowskie. Długie i pieprzyły smuty. Dziady to takie Halloween po polsku, ale i tak mówią, że Halloween nie jest polskie. A co jest polskie? Ziemniak? Nawet słowo ziemniak nie jest typowo polskie. Kartofel jest polski. Ja jem kartofle. I chrupki jem, a nie chipsy. W getrach chodzę, a nie w legginsach.

Tak czasami jak chodzę to mnie najdzie. Myśl mnie najdzie czasami, a czasami sama sobie najdę stopą na stopę na przykład. Albo na kota czasami najdę. Nie jest to dobre dla kota. Dla nas też nie jest dobre gdy ktoś na nas nastąpi. Nieprzyjemne to jest. Nie rozumiem pijaków, którzy leżą po rowach jak pierwszy śnieg, który już stopniał. Ktoś może na nich najść przecież.

Naszło mnie ostatnio na Maka. Ale tu nie ma Maka. Ale można pojechać. Pojechałam. Tak sobie myślę, że mogli by dostarczać te bułki na telefon. Telefon to fajna sprawa. Zwłaszcza jeśli nie dzwonią z banku by wziąć kredyt. Albo gdy nie dzwonią z zaproszeniem na prezentację kołder z mysich psitek. Albo jak nie wciskają Ci etui na okulary z torby mamuta. Wtedy telefon jest super.  Jak zaczynają nam coś wciskać zaczynam mówić po angielsku. Też jest super, bo nie wiedzą co powiedzieć i się rozłączają. Fajnie jest też jak mówię, że nie zgadzam się na nagrywanie, bo mnie teraz wszyscy wszędzie podsłuchują. Wujek Macierewicz mi powiedział.

Byliście na wyborach? Ja zawsze chodzę, ale tym razem nie doszłam. Zatoki mi wyjebało, pogoda była niesprzyjająca. Nie poszłam. Głupio mi, bo ja zawsze chodzę. Może jeszcze zdążę zagłosować, w końcu nadal liczą głosy? Kiedyś siedziałam w komisji wyborczej. Dobę kurwa. Spać mi się chciało, ale cały powiat trzeba było przeliczyć. Dodać głosów tym, którym trzeba, zabrać tym co trzeba. Żartuje. Uczciwie było. Nie tylko w komisji bywałam. Kiedyś lałam piwo. Na imprezach plenerowych. Dojebali mi mandat. Prawie poselski. Paragonu nie wydałam. Chuje. Jedyny mandat w życiu. Za malwersacje finansowe, za okradanie państwa. Kurwa, a mogłam jak normalni ludzie dostać pierwszy mandat, za picie w miejscu publicznym. Zmarnowałam swoją szansę okradając państwo na kwotę 23 groszy.

Będę smażyć się w piekle. W sumie to będę w piekle robić co będę chciała. Każdy ma takie piekło jakie sobie wymyślił. Katolik wymyślił sobie siedzenie w smole. To Ci bardziej wierzący niech siedzą w smole. Ja nie będę. Ja pójdę nie wiem gdzie. Czy to będzie niebo, czy piekło. Nie wiem. Może to będzie jakiś fajny domek na plaży i będę sobie tam drinki piła. Świetny pomysł. Pójdę do domku na plaży, ale to dopiero po stu piątych urodzinach.
A może pojechać do domku na plaży teraz? W sumie mogę. Ale zimno jest. Chyba, że na Karaiby. Ale mam mało czasu. Pojadę bliżej wiosny. Tak, wiosna już puka do naszych drzwi. Prawie. To zaraz pojadę. Przecież to chwila.

Za chwilę to ja będę głodna. W sumie już jestem. Kapuśniak bym zjadła. Bo niebo tak mnie nastraja. Ten kapuśniak z nieba. Zrobię kapuśniak. Potem zjem. Ja lubię jeść. Ludzie jedzą różne dziwne rzeczy. W sumie to i ja zjem wszystko. Mleka nie wypiję. Bo to mleko to siedzi w krowich cyckach, wiecie. Obok cycków, spod ogona leci kał. Czasem spadnie w trawę, czasem zahaczy o strzyki. Strzyki to cycki. I tak to. Ale psa bym zjadła. Kota pewnie też, tylko nie własnego. W Indiach nie jedzą krów, a ktoś inny je. Psy też gdzieś jedzą. To i ja bym skosztowała. Najlepiej smakowałby taki biały pies z różową mordą. I tak wygląda jak świnia. Mógłby smakować.

Ludziom dziwne rzeczy smakują. Dziwi mnie tylko, że ludzie są tacy podatni na nałogi. Dziwne to dla mnie. Jak może smakować komuś wódka? Albo ćpanie? Jak widać, nie trzeba brać, żeby pisać dziwne historie. Więc po co? No ale nie każdy jest mną. Mi Mama od małego mówiła, że jestem ładna i mądra. No, to chyba rodzona Matka by mnie nie okłamała, nie? No, raczej. I wyrosłam nie wiadomo kiedy. Już stara kobyła jestem. W sumie to chciałabym rybki, nie konia. Ale jeszcze nie wiem jakie. Karpie są praktyczne, bo można je hodować do świąt i potem ojebać. Ale to straszne brudasy. Przecież se nie kupię złotej rybki w kuli, bo to męczarnia dla takiej ryby. To już lepiej tym karpiom łeb upierdolić. I smaczne są. Sama nie wiem.

Pójdę lepiej, zrobię ten kapuśniak.

Galerianki na wymarciu :D

By | Przemyślnik | 49 komentarzy

Dzisiejszy post powstaje, bo mnie wczoraj krew nagła zalała, szlak jasny trafił i sama jasna Anielka kurwami rzucała jak diabłów sto.
Musiałam udać się w celach znanych tylko mojej własnej osobie do miasta wojewódzkiego. Czasu miałam trochę, to myślę sobie stracę stówkę, dwie tudzież cztery. Pójdę do galerii jak miastowa, nakupię niepotrzebnych, niezbędnych rzeczy i będę zadowolona.
Poszłam do pierwszej galerii. Kurwa, kto nazwał zlepek sklepów galerią?! Galeria to może być sztuki, a te bazary z metkami to najwyżej domy handlowe, po staropolskopeerelowsku.

Poszłam, myślę se obkupię się, poszpanuję na wiosce. Kiedyś w czasach, kiedy byłam grzeczną uczennicą strasznie lubiłam River Island, a było mnie stać na Tally Weijl. Pamiętam śliczny pastelowo różowy sweterek z River…no nie kupiłam, bo za co. Od Mamy nie lubiłam sępić, z ulotek czy innych kombinacji na sweterek w tej cenie ciężko było uskładać. Teraz mogę sobie pozwolić, ale co z tego, skoro mojego różowego sweterka już nie ma. Tak jak nie ma już prawdziwych Cyganów i kolorowych jarmarków.
Łażę, łażę po tej galerii, a tam same szmaty. Szmaty w cenie powyżej dwustu złotych. Ale nie cena jest przeszkodą, a jakość, a raczej jej brak. Już nie wspomnę o tym, że wszystko wielkie i workowate, nawet w xs pływam jak żaba słomką napompowana, po jeziorze.
Nic, nic, nic, kompletnie nic!
Butów mam ze sto par, ale w tym sezonie ciężko o cokolwiek ładnego, zgrabnego. Wszystko jak jakieś żelazka, buty do jazdy na słoniu czy innym koniu.
Wszystko brzydkie, drogie i chujowe.
Owszem nie lubię przepłacać za kosmetyki czy ciuchy, wolę kasę stracić na dobrych wakacjach niż na kawałek szmaty czy genialnego mleczka z borsuczych sutków w postaci maseczki. Kosmetyki i szmaty to nie wszystko. W zasadzie to nic. w zasadzie to bullshit i naciąganie ludzi na metkę. Czasem kupię sobie buty za pięć stówek, czy ciuch za ileś tam, ale nie dla metki, a dla wygody i urody. Jestem w stanie zapłacić więcej za kosmetyk, jeśli jest tego wart. Mimo to stawiam na niewysokie ceny i dobrą jakość, co jest czasochłonne, ale się opłaca.
W drugiej galerii to samo. Zjadłam obiad i kupiłam płatki kosmetyczne. Taka ze mnie galerianka.
Nic, nic, nic nie ma w sklepach.
Zirytowałam się strasznie o czym spieszę Wam donieść.
Wróciłam do wsi mojej powiatowej z miasta wojewódzkiego zawiedziona.

I wiecie co Wam powiem?
Że sram na galerie i ten cały chłam, który tam sprzedają. I tak większość tych szmatek pochodzi z Chin.Albo nauczę się szyć i będę znanym projektantę, albo pozostanę przy moich sposobach na zakupy.
Jakieś tam sukienki projektowałam już w swoim życiu, więc pomysł nie jest spalony. Tylko szyć nie umiem. Najwyżej się naumiem. Do tej pory moje projekty szyła moja Matka Boska, Dolcze Bożena, ale może by tak samemu?
Ale póki nie zacznę szyć, mogę Wam zdradzić moje sposoby na zakupy, na pewno kurwa lepsze niż w tych galeriach całych.

AliExpress

Chińszczyzna prosto spod małych chińskich rączek, zakupy śmiesznie proste i przyjemne, do tego ceny tak niskie, że dziwię się, że się to komuś opłaca. Fakt, paczka idzie nawet miesiąc, ale za to za darmo. Część z rzeczy można kupić na naszym Alledrogo. Tylko uwaga! Na przykład kurtka, za którą zapłaciłam na AliExpressie niewiele ponad 30 złotych, na Allegro kosztuje około stu złotych plus przesyłka 20-30 złotych, bo rzekomo przesyłka z Chin taka droga. Ładnie nas walą na kasę! Przebitka około stu złotowa! Masakra! Dlatego polecam zamawiać bezpośrednio u producentów. Żadne tam dziwne stronki w dolarach, co to je blogerki polecają, bo te stronki też narzucają sobie kilka dolców. Na Ali jest wszystko, wystarczy poszukać. Owszem możemy trafić bubel- jak wszędzie, dlatego polecam czytać opinie o produkcie i sprzedawcy, ja się jeszcze nigdy nie nacięłam. A raz kiedy czekałam długo na paczkę, zwróciłam się do małych żółtych przyjaciół z zapytaniem i otrzymałam wyczerpującą odpowiedź, a w paczce od nich kupę gratisów (pełnowartościowych! ). Polecam!

Allegro

No do Allegro, chyba nie muszę linkować :)? Tutaj szukam perełek, często nietrafionych prezentów. Tylko radzę uważnie czytać opisy aukcji, bo niektórzy sprzedają rzeczy z ciuchlandu, które niby to pochodzą z szafy i takie tam, a ceny jak za zboże 😉 Kosmetyki można upolować w lepszych cenach niż stacjonarnie, kupiłam np odżywkę do rzęs, za którą Rossmann życzy prawie 80 złotych, a apteka na Alledrogo życzyła 52 z przesyłką.

Ciuch

Oczywiście second handy, skamy, ciuchlandy. sweter za 15 złotych? Czemu nie! Nauczyłam się nie kupować tego co się nawinie, tylko to co mi faktycznie się podoba i przyda. Nie ma sensu robić w domu składowiska ciuchów, które może kiedyś założę. Nie założysz i chuj. Nie kupuj.
Tak sobie radzę, a Wy jak sobie radzicie z chujowizną, jaką w ostatnim czasie przyszło nam podziwiać w sklepach?

Kasztanami jesień się zaczyna

By | Przemyślnik | 30 komentarzy

Jesień, jesień…
Uwielbiam jesień kiedy jest słoneczna, kiedy ledwie dyszące po lecie promienie słońca, potrafią jeszcze dodać kilka piegów na moim nosie. Kiedy w powietrzu czuć dym z liści i kartoflisk. Kiedy babie lato niespiesznie wędruje po twarzy drażniąc nas i śmiesząc jednocześnie. Kiedy biedne dzieci wloką ciężkie plecaki, a ja mogę sobie siedzieć na ławce i nie martwić się pierwszą klasówką w nowym roku szkolnym. Tyle lat powtarzali, że zatęsknimy za szkołą. Wcale nie tęsknię. Jest mi dobrze z tym kim i gdzie jestem. Jest mi dobrze z tym, że nikt nie każe siedzieć kilku godzin w ławce. Tylko czasami chciałoby się wrócić na godzinkę polskiego, czy historii, czasami na fizykę. Ale i tak wolę siedzenie czy spacerowanie bez celu kiedy ostatnie podrygi lata wędrują mi nad głową.
Nie lubię jesieni kiedy pada. Nie lubię gdy jest zimno, wieje i zacina deszczem tak, że nawet kotu nie chce się wytknąć nosa do ogródka. Kocham mgliste poranki. Kocham kiedy mgła puka mi w okno i wszystko co chce mi pokazać to ona sama.
Najbardziej jesienią lubię kasztany.
W ogóle lubię kasztany.
Kasztany są fajne.

Lubię to zdjęcie. To nic, że z zeszłego roku i to nic, że bez obróbki, i to nic, że zrobione telefonem, i to nic, że wsadziłam palucha w kadr. To wszystko nic, bo jest kasztan.
Każdy ma jakieś dziwactwa. Ja na przykład zbieram kasztany. W tym roku już miałam jednego. Pierwszego. Nawet się nie błyszczał, był słabo wybarwiony i taki nijaki. Ale pierwszy. Biegłam za nim przez park, wywołując uśmiech na twarzach przechodniów i koleżanki. Potem niosłam go w garści i miętoliłam jakby był ze złota. Potem powędrował do torebki i do domu. Następnie trafił w ręce koleżanki, z którą sobie spał. Później poszedł z nią na spacer. A potem znowu trafił do mnie. Wyschnięty i z odpadającą skorupką. Rozłupałam go i wyrzuciłam. Zrobił swoje. Zebrał negatywne emocje, dodał nadziei i energii. Przestał mieć dusze. Wyrzuciłam.
Muszę znaleźć nowego. Następny będzie błyszczący, trafi w garść, a potem do torebki. Może spędzi ze mną całą zimę.
Kasztany to złoto jesieni.
Kasztany to energia, czysta i pozytywna.
Kasztany to beztroskie dzieciństwo, ale i nadzieja na beztroską dorosłość. Bo po co nam troski? Sami je tworzymy i pielęgnujemy. Sami ich sobie przysparzamy. Każdy ma jakieś problemy. Ale czym są problemy? Nie wytworem naszej wyobraźni? Nie przeświadczeniem o ich istnieniu? A gdyby tak czasami po prostu pójść do parku? Do lasu? W góry? Gdziekolwiek. Wziąć kasztana do ręki i go podziwiać. Odciąć się od świata. Tylko Ty i kasztan. Głupie, śmieszne?A spróbowałeś kiedykolwiek? Czy musisz słono płacić za wczasy, SPA i inne wymysły? Spróbuj z kasztanem. Za darmo.
Później przyjdzie zima i herbata pod kocem. Przyjdzie pierwszy śnieg i zacieranie rąk na mrozie. A później to wszystko spłynie i przyjdzie wiosna.
I przyjdzie wiosna i znowu rozwiną się kasztanowce, a potem zakwitną. A potem…a potem to już wiecie co się stanie.
Znowu wyjdę na spacer i znowu znajdę pierwszego kasztana. Takiego jeszcze źle wybarwionego i wezmę go do ręki, a potem do torebki, a potem do domu…
Doceniajmy każdą chwilę.
Zatrzymajmy się i cieszmy wszystkim co wokół nas.
Do szczęścia tak niewiele potrzeba. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.