All Posts By

Niewyparzona Pudernica

Po co jechać na See Bloggers?

By | Blog, Śmietnik | No Comments

No po co? Po co tam jechać? Pokazać mordę, przylansować się na ściance, rozdać autografy, przypucować się do tych większych, nazbierać fantów i napisać pochlebną opinię. A tak serio? Trochę to jest serio. Trochę nie. Czym dla mnie jest See Bloggers? Czemu lubię tam być? Jak było na ostatniej edycji? Już piszę! 

Na See Bloggers spotkamy gwiazdy. Gwiazdy z najwyższej półki (był Jurek Owsiak– lepszej rekomendacji nie trzeba!) i celebrytów niższych lotów (laska z jednego z dziwnych seriali typu “Szkoła”). Nie mnie oceniać kto jest gwiazdą, a kto nie jest, ale sami widzicie rozstrzał na podanych przykładach. Spotkamy też stado twórców. W tym roku było ponad dwa tysiące twórców internetowych. Dużo. Dla mnie za dużo. Jednak jestem za minimalizmem pod tym względem, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że się nie dostanę. To fajnie, że tyle osób ma szansę się dostać, ale taka masa ludzi jest przytłaczająca. See Bloggers po raz pierwszy odbyło się w Łodzi. Łódź, kurwa. Nie żebym miała coś do Łodzi, ale to Gdynię kocham całym sercem. Także budynek Centrum Nauki Experyment w Gdyni bardziej przypadł mi do gustu. Budynek EC1 w Łodzi, gdzie odbyło się tegoroczne SB był ładny ale zagmatwany. Gdyńskie miejsce spotkań miało zdecydowanie lepszy układ, łatwiejszy do ogarnięcia. Ale! Ale to nie miejsce, a ludzie są ważni!

Nie będę opisywać prywatnych afterków, bo co się wydarzyło w Łodzi, zostaje w Łodzi 😉 W tym roku olałam trochę warsztaty, bo fantów nie zbieram, a co mam wiedzieć to wiem, inna sprawa, że nie zawsze z tej wiedzy korzystam ale przemilczmy to. Zaliczyłam tylko jedne warsztaty. Miła pogadanka o świetle w fotografii. Nazwałabym to raczej odświeżeniem wiedzy niż jakimś odkrywaniem Ameryki ale nie żałuję, że poszłam. Resztę czasu spędziłam na, a właściwie pod sceną główną oraz z ludźmi oczywiście. Bo See Bloggers to właśnie ludzie. Ci znani i nie znani ale wszyscy otwarci na pogawędki i po to własnie jeżdżę na SB. Zaliczyłam kilka ścianek, coś tam dostałam od firm wszelkiej maści. Nie pchałam się po trzeci szampon i osiemnastą maseczkę, a foty robiłam tam gdzie…były ładne tła. Wychodzi na to, że jestem jednak pierdolnięta 😀

Bo ja moi Państwo lubię się pokazać i wyróżniać. Lubię kiedy ludzie wiedzą, że ja to ja. Próżność? (Nie)stety jak już brnę między twórców internetowych to jakoś swoją obecność zaznaczyć muszę. Właściwie nie muszę, taka jestem. Z radością skaczę jak żywa iskierka pomiędzy wszystkimi influencerami obdarzając wszystkich uśmiechem. Nigdy nie byłam szarą myszką i właściwie to ja lubię ten gwar i ludzi wokół. Lubię takie imprezy, bieganinę na szpilkach i pozowanie do zdjęć. Lubię gadać z ludźmi, których znam ale i podchodzić bez pardonu do tych, których nie znam. Ktoś mnie nie zna? No to mnie pozna. Powiedzonko siedź w kącie, a znajda Cię włóżmy między bajki. Jeśli chciałabym pisać byle pisać to pisałabym do szuflady. Jeśli piszę w sieci, to nie oszukujmy się, nie chcę być nikim. I każdy kto tworzy w sieci chce być zauważony, chce mieć swoich odbiorców. Jeśli byłoby inaczej pisałby pamiętniczek w zeszycie. I po to jest See Bloggers- żeby lśnić!

Bardzo się cieszę, że miałam okazję pogadać z Panem Maciejem Orłosiem. Mam do niego ogromny szacunek, a na żywo jest jeszcze fajniejszym człowiekiem. To nie była tylko fotka i nara. Nie. Pogadaliśmy sobie na fajce jak równy z równym. Generalnie polecam palenie. Palcie cokolwiek, bo na papierosie spotyka się najciekawszych ludzi 😉 Na kolejnej przerwie na papierosa (hello, palę elektronika jakby co) miałam okazję podyskutować o #żryjzpudernicą z Pascalem Brodnickim. Dobry ziomek! A Michał Żebrowski sam się do mnie przysiadł. Zapomniałam mu tylko powiedzieć, że 20 lat temu Sylwia się w nim kochała. No trudno…nadrobię. I za to lubię See Bloggers- można pójść na fajkę z Panem z Teleexpressu 😉

Scena główna była w tym roku naładowana wszystkim co najlepsze. Właściwie to nie było sensu latać po warsztatach, bo żal było ominąć wykłady na niej. Całe szczęście wystąpienia z tej sceny można obejrzeć na Facebooku SB. Wszystkich najbardziej poruszyło wystąpienie Fashionelki. Dobrze mówiła, przynajmniej po części. Od dawna walczę ze sztucznym nabijaniem statystyk, pisałam o tym zresztą nie raz, ostatnio w tekście Jak zostać gwiazdą Instagrama, szybko zyskać obserwatorów i dobrze na tym zarabiać. Też uważam, że nie warto robić z siebie słupa ogłoszeniowego, ale ale… nie każda blogerka jest Fashionelką i nie każda dostaje 70 tysi za posta, no nie oszukujmy się. Bez sensu jest łapanie współprac jak leci, sama biorę jedną współpracę na ruski rok, ale jeśli komuś odpowiada taka droga- spoko, jego sprawa. Każdy od czegoś zaczynał. Nikt nikomu 70 klocków na start nie da. I dlatego uważam, że tutaj Eliza mogła trochę zejść na ziemię. Nie widzę w tym też nic złego, że blogerzy robili sobie fotki na stanowiskach sponsorów podczas SB. Sama kilka fotek sobie cyknęłam, tam gdzie mieli ładne tła 😀 I nie czuję żebym sprzedała się za szampon. Ba! Nawet nie pokazywałam nazw marek na tych zdjęciach co możecie zobaczyć na powyższych fotkach. Nie wszystko jest czarno-białe. Niefajne jest to, że niektórzy zrobili sobie z SB wyścigi w zbieraniu fantów (legalnie i nielegalnie), ale cyknięcie dwóch fotek na tle kremów to żadna zbrodnia. Serio. Także luz w dupie Panowie i Panie. Trzeba też wziąć pod uwagę, że Eliza doszła do takich wniosków po iluś tam latach w blogosferze i po wielu aferach z kupowaniem lajków i inne takie, nie wnikajmy. Jak widać…well…żeby nie napisać za wiele…Jestem absolutnie za tym, żeby sobą dawać przykład i być uczciwym od momentu startu w sieci tak żeby nikt się do nas nie przyjebał i żeby być wzorem do naśladowania nie tylko w pogadankach ale w swojej działalności.

.

Po raz pierwszy odbyła się oficjalna gala i wręczenie nagród w plebiscycie #Hasztagi Roku. Miło mi, że nie tylko zostałam nominowana, ale także wybrana do pierwszej dziesiątki w kategorii Odkrycie See Bloggers. Żeby tego było mało, to podczas głosowania miałam największą ilość głosów (ponad 14%, czyli o połowę więcej niż osoba z drugiego miejsca!). Statuetki nie wygrałam, komisja zdecydowała inaczej, natomiast ja czuję się ogromnym zwycięzcą, bo to pokazuje, że ludzie mnie znają i chyba nawet lubią. A tam z komisją 😉 Dostałam solidnego kopa. Upewniam się w tym, że warto dla Was pisać pierdząc w kanapę 😀 No, bo wiecie to tak jakbym została Miss Publiczności czy coś, no nie? Z ciekawostek to w tym roku inni chcieli fotkę ze mną. A najciekawsza ciekawostka jest taka, że poszedł pierwszy autograf. Taki prawdziwy! Panie z Twojego Stylu mnie rozpoznały i nie chciały wypuścić ze stoiska, to było urocze. A Pan Ochroniarz po cichaczu zrobił sobie ze mną zdjęcie, bo jestem znana. Kurwa, lubię to. Miłe to. O takie blogiosferę walczyłam 😀

Po co jechać na See Bloggers? Właśnie po wszystko to o czym napisałam i po jeszcze więcej. Warto jechać żeby pośmiać się z innymi, żeby poznać innych, żeby ktoś do Ciebie podszedł i powiedział- “Wiolka, Ty jesteś mega sympatyczna i tak samo pierdolnięta na żywo jak w sieci”. Lubię pozytywnie rozczarowywać ludzi “o kurwa, przeklinasz mniej ode mnie!”. Lubię, po stokroć lubię See Bloggers! Wracam tam!

Tutaj poczytacie o moich wrażeniach z innych edycji SB-

A na dokładkę zostawiam Wam jeszcze filmik o moich poseebloggersowych przemyśleniach na IGTV.

Tyle ze mnie. Jak Wasze wrażenia po SB?

Zdjęcia z logo See Bloggers pochodzą z FB SB, autorem jest mój ulubiony fotograf Piotr Żagiell Photography, który co roku nieustannie lansuje mnie podczas tej imprezy i dobrze mu to idzie 😉 

 

Jak zostać gwiazdą Instagrama, szybko zyskać obserwatorów i dobrze na tym zarabiać

By | Blog, Przemyślnik | One Comment
Dać Ci prostą receptę na fejm na Instagramie? Nie ma sprawy! Praktykują to znane twarze, a te nie znane szybko stają się znane. Wystarczy trochę kasy i trochę czasu. Raz, dwa trzy i już masz pierwsze przesyłki od firm. Zarabiasz. Biznes się kręci. Jest tylko lepiej i lepiej. Żyć nie umierać. Wystarczy bot, który odwali za Ciebie robotę w kilka chwil, potem już tylko liczysz kasę. Nic prostszego! Bot to nic złego, do tego został stworzony! Wrzucasz kilka fot, a bot robi resztę za Ciebie. Mam kilka trików na to jak zostać gwiazdą Instagrama i zarabiać online. Kto jest zainteresowany?
Wstęp zdziwił? Słusznie. Ale takie rzeczy usłyszałam od znanej blogerki. Blogerki, którą pewnie znacie. Blogerki, która brała udział w akcji typu “uczciwy bloger”. Blogerki wydawałoby się sympatycznej i szczerej. Ostatnio coraz więcej szczerych i znanych blogerek rozczarowuje mnie czy to w realu czy w sieci. Wiecie co? Już prawie nie czytam blogów przez to jaki kontrast widzę pomiędzy tym co blogerki piszą, a tym co robią i jak się zachowują. Przykre to, wiecie? Ale wróćmy do Instagrama.
Jak mnie wkurwiają boty! Jest sobie taka blogerka, nazwijmy ją Kasia. Znasz Kasię. Kasia pięćdziesiąty raz obserwuje Cię na IG i cofa to polubienie, a potem tłumaczy się, że ona tylko trzy dni chciała bota przetestować. Pokazujesz Kasi skriny. Piszesz jej, że robi to od co najmniej pół roku. Kasia zmienia front i próbuje Ci wmówić, że przecież boty są spoko! Ty mówisz, że to oszustwo, Kasia mówi, że się nie znasz, bo wszyscy tak robią. Nie wszyscy. Ja tak nie robię i wiele innych osób też nie praktykuje. Ale Kasia ma rację i koniec. Nie chcesz się kłócić. Jak mawia moja Babcia “z gównem nie ma co się bić”. Kasia z trzech tysięcy obserwatorów w szybkim tempie dobija do prawie 60k na Instagramie. Kasa leci, współprace się zgadzają. Wiecie co? W dupie mam takie fałszywe cipy. W dupie mam takie sztuczne współprace i sztuczny fejm. Wiecie co mnie smuci? Smuci mnie robienie ludzi w chuja. Dziwi mnie, że JESZCZE nie wszystkie firmy sprawdzają z kim podejmują współprace, na szczęście powoli to się zmienia. “Ti ti ti jestem taką milutką dziewczyną, dzięki za pudełko czekolad i nowiutką lokóweczkę, a i za zegarek też dzięki, to nic, że moi odbiorcy to kupione dzieciaki z podstawówki i reklama u mnie nie zwiększy wam sprzedaży, ale obsików mam dużo, staty fajne”. I tak to się kręci.
Nie piszę tego, bo zazdroszczę. Nie jest tak. Źle nie zarabiam, lokówek mogę kupić sobie pięćset, czekolady nie jem, a zegarek mam dobry i nikt mi go za martwych obserwatorów nie musi wysyłać. Ale wiecie co? Szacunku i zaufania nie da się kupić. Spaliłabym się ze wstydu gdybym używała bota, albo po prostu kupiła obserwatorów na Instagramie. Przykład Kasi nie jest odosobniony. Kolejna “znana” blogerka też napierdala botem ino świst, a na ostatnich warsztatach, na których miałam okazję być, kradła hybrydy twierdząc, że “będą na rozdanie”. KRADŁA! Może to wielkie słowa, ale korzystanie z bota to też dla mnie rodzaj kradzieży i oszustwa. Oszustwo wobec firm i odbiorców. Bot to poniekąd okradanie firm z produktów i okradanie samego siebie z szacunku jakim darzą nas odbiorcy.
Jak nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Hajs się musi zgadzać. I nie ma niczego złego w zarabianiu na blogu czy Instagramie. Sama od czasu do czasu zgadzam się na jakąś współpracę, która mi pasuje. Mało tego! Docelowo chciałabym się utrzymywać z mojej pisaniny i wcale tego nie ukrywam, ale dążę do tego w sposób maksymalnie uczciwy. Może idzie mi to powoli, ale jeśli chcę żyć tak jak lubię, muszę dużo pracować i przez to mam mniej czasu na blogowe sprawy, a ja się w sztuczne nabijanie tłumów nie będę bawić. Powolutku sobie doczłapię do tych 60k na  moim Instagramie, z tą różnicą, że będą to realni odbiorcy.
Raz złapałam się na Instagramową grupę wzajemnych komentarzy. Przyznaję się do tego oficjalnie. Właściwie to nie wiedziałam na co się piszę, szybko uznałam, że to słaba zagrywka takie komentowanie na siłę. Na grupie poznałam fajne dziewczyny i przez chwilę tkwiłam tam tylko dla ich towarzystwa, w końcu sama się wypisałam. Wiecie jakie mam wnioski? Takie grupy kompletnie nic nie dają jeśli chodzi o zasięgi. NIC. Jedyny plus mojej obecności tam był taki, że poznałam kilka fajnych koleżanek, które chyba też już dawno odpuściły sobie sztuczne komcie i z grupy uciekły. Wiecie kto założył grupę? Kasia. Ta Kasia, która twierdzi, że boty są super. Wybaczcie mi chwilowe zaćmienie umysłu i dołączenie do takiego gówna. Dzięki mojej obecności tam jeszcze bardziej przekonałam się, że gówno to gówno i pamiętajcie- jeśli coś wygląda jak gówno, śmierdzi jak gówno i smakuje jak gówno- to jest to gówno. Czasami trzeba gówna dotknąć żeby się przekonać, że to nie jest marmolada. 
Ostatnimi czasy zawodzę się na znanych blogerkach. Jedna po drugiej okazuje się fałszywym tworem. Przykre to. Nie chcę być taka. Jeśli kiedyś zacznę gwiazdorzyć- kopnijcie mnie proszę w dupę na opamiętanie. Myślę, że jednak tak się nie stanie. Wasze zaufanie jest dla mnie najważniejsze. Lubię rozczarowywać, ale tylko w tę pozytywną stronę. Wiecie, ostatnio usłyszałam, że zaskakuję pozytywnie, bo na żywo jestem życzliwą i uśmiechniętą osobą i takich słów Wam życzę! Życzę Wam zaufania, uśmiechu, uczciwości, szczerości i dobrych ludzi wokół siebie. Może nie jest to najszybsza droga do fejmu, ale jest to droga uczciwa i dająca satysfakcję, a nie debet na koncie, bo boty też kosztują?

Jak nauczyć się pewności siebie i osiągnąć szczęście?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Miał być maj. I jest maj. Maturzyści srają w portki. Janusze palą grilla. Grażyny opalają cycki. Fajno jest. Co roku to samo. Co roku inaczej. I dobrze. Nic dwa razy…Szymborską czaicie? Czaicie. Koty leżą po parapetach i kurz z remontu, tradycyjnie już, unosi się w moim powietrzu. Taki to maj. Chce się już wakacji, urlopu, a tu trzeba zapierdalać. Życie. W sumie nie muszę, ale dobrze by było. Najpiękniejsze jest to, że ta cała przyroda, ta zielenina pręży się do słońca jak penis we wzwodzie i bez białym kwieciem wytrysnął ku niebu. Co roku ten wytrysk zieleni, to kwiecie zapachem ocieka. Co roku przyrodzie się chce. Co roku to samo. Co roku inaczej. Wszystko się rozwija, przepoczwarza, a  Ty?

Taka, dajmy na to, paproć. Roślinka. Ani to mózgu, ani rozumu. Takie niby nic, a mam wrażenie, że jest mądrzejsza niż niejeden człowiek. Nie daje się byle wichrom i byle kosiarce się nie daje. Wyłazi na trawnik regularnie i regularnie jest koszona, a mimo to przebija się uparcie spod trawy jakby chciała powiedzieć “w chuju Cię mam, pokażę Ci, że dam radę!”. I daje radę. Rozrasta się mimo przeciwności losu. Podetniesz ją w okolicy trawnika, rozwlecze się wzdłuż płotu. Jak nie drzwiami to oknem. Taka to siła! A teraz spójrz na siebie. Ktoś Ci mówi, że nie dasz rady. Wkurwiasz się i udowadniasz swoją rację, czy może jeden ruch kosiarki zabija w Tobie całą energię i siłę do przebicia przez trawę? Ja się przebijam. Nawet gdyby kombajn po mnie przejechał, wstanę. Jestem jak ta paproć pośród upartej trawy i brzęczących kosiarek. Pomimo tych cholernych przeciwności pnę się ile sił, bo to ja jestem paproć! Nie przez trawę? To wzdłuż płotu, ale dam radę! Zawsze! 
Skąd we mnie ta pewność siebie? Myślę, że spora w tym zasługa domu w jakim się wychowałam i charakteru z jakim się urodziłam. Pamiętacie jak pisałam, że jestem piękna, mądra i noszę stringi? Pewność siebie wyniosłam z domu. Nie znaczy to, że nie da się tego nauczyć. Da się. Na pewno będzie ciężej, ale się da. Wszystko się da jeśli się chce i jeśli coś się w tym kierunku robi. Samo się nic nie zrobi. Nie ma co słuchać nawiedzonych kołczów. Pierdolą jak potłuczeni. Sprzedadzą Ci kurs za 299 złotych w promocji z 500. Narobiło się specjalistów od wszystkiego. Ten Cię nauczy Social Media, tamten zmotywuje, sramten nauczy pisać bloga. Wszyscy mogą cmoknąć się w pędzel. Nie dowiecie się niczego nowego, niczego czego sami nie bylibyście w stanie ogarnąć. Siła jest w nas. Jest internet, są darmowe źródła. Do wielu narzędzi mamy dostęp, wystarczy poszukać. Serio, nie musicie za to płacić. Chcecie fachowej porady? Są terapeuci, są specjaliści, kołczów i samozwańczych mędrców sobie darujcie. Kilka razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że powinnam wypuszczać szkolenia, kursy ale….eeee ja? Mam ładować ludzi w chuja? Jakoś mi to nie leży. Wydam kurs jak wpadnę na coś mega innowacyjnego. Mam motywować za kasę, bo jest to modne? Podziękuję. To już etyczniej będzie pisać recki z wynagrodzeniem, przynajmniej wiem za co biorę hajs, a i przed czytelnikami tego nie ukrywam, że coś tam dostałam.
No dobra. Nie każdy rodzi się popierdoloną paprotką, która wypełza co tydzień spod skoszonej trawy. To skąd wziąć tą pewność siebie? Z siebie! Nie będę tu podawać recepty, bo takiej nie ma. Nie powiem Wam jak żyć, ale mogę powiedzieć jak ja żyję. Żyję prosto. Żyję dobrze. Lubię jak mi dobrze. Nikt nie lubi jak mu źle. Dlatego od zawsze dążyłam do “dobrze”. Nigdy po trupach, ale zawsze po swojemu. Chciałam zarabiać dobrze? Kroczek po kroczku zdobywałam doświadczenie i w końcu jest dobrze. Nikt mi nic nie dał, co się ujebie to moje, ale nie bałam się zmieniać kwalifikacji zawodowych, nie bałam się jebnąć niesatysfakcjonującej roboty z dnia na dzień. Nie boję się! Bo strach paraliżuje, a przecież kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Nigdy nie marzyłam o białej sukni, marzyłam o szczęśliwym związku. Związku pełnym zrozumienia, związku takim gdzie możecie razem pogadać o wszystkim, bez tajemnic, bez tabu, bez kłótni. I mam. Trafiali się wcześniej jacyś faceci niepasujący do mojej wizji- out. Bez płaczu nauczyłam odcinać się od ludzi. Ostro, szybko, jak ostrym nożem. Toksyczne znajomości najlepiej szybko zakończyć. Ludzi, którzy ciągną w dół należy w tym dole zostawiać i piąć się w górę. Nieważne czy w dół ciągnie Cię facet, przyjaciółka, czy szwagier. Ciach! Jak ostrym nożem. Zaboli, zapiecze i jesteś nowym człowiekiem. Lepsze szybkie cięcie niż pitolenie nożem do masła i rozwlekanie jątrzących ran. Trzeba nauczyć się lekkiego egoizmu. Całego świata nie zbawisz, ale swój świat możesz wykreować dowolnie. Najlepiej zacząć od małych kroczków, potem można rzucić się na głęboką wodę. Jestem osobą, która dużo analizuje, czasami za dużo, ale z drugiej strony to dobrze, że zakładam plan A, B i C, a czasami nawet D. Plan planem, ale cel jest jeden. Ustalam sobie cele i je osiągam. Robię co mogę, a jak nie mogę to wymyślam inne rozwiązanie. Tak czy siusiak, to co chcę- osiągam. Nic nam z nieba nie spadnie, a jeśli czasem spada- nic tylko się cieszyć i zapierdalać dalej, bo nic dwa razy…no wiecie, Szymborska. Bądźmy wdzięczni za to co mamy i bądźmy uparci w zdobywaniu kolejnych baz na swojej drodze do szczęścia. Mówmy głośno czego chcemy, działajmy, nie poddawajmy się. Czym jest szczęście? Dla każdego to coś innego. Szczęście to takie puzzle. Całość składa się z wielu elementów. Dla jednego będą to puzzle o nazwie miłość, rodzina, dobrobyt. Dla drugiego będzie to kariera, zdrowie, czerwony samochód i wczasy na Cyprze. Dla trzeciego dzieci, grill na działce i święty spokój. Żadne puzzle nie są złe, wszystkie są prawidłowe dla danej osoby. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby ułożyć swój idealny obrazek.
Jesteśmy tylko i aż ludźmi. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, ale czasami musimy się napocić żeby swoje zdobyć. To nic nie szkodzi! Mojego potu może inni nie widzą, ale osiągnięte cele odhaczam z radością. I dla tej radości, dla tego szczęścia warto zapierdalać.

Makijaż permanentny brwi. Co, jak i dlaczego?

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Na dupie se zrób! Latajo teraz robio te ryje, wszystko sztuczne. Usta jak dupa pawiana, brwi odjebane jak markerem. Co za czasy? Gdzie naturalność? W dupie. Jak wstajesz rano i nie masz brwi, bo brwi są w kolorze przezroczystym, to idziesz i robisz brwi. Bo niby dlaczego nie? Dlaczego masz się czuć jak bezbrwiowy troll ze Skandynawii? No właśnie. Poszłam i zrobiłam brwi i sztos. Makijaż permanentny brwi towarzyszy mi od roku i nikt nie zauważył, że jestem “sztuczna”. Bo można być “sztuczną” ale tak, żeby wyglądało naturalne. Tak uważam. I dzisiaj będą trzy słowa do ojca prowadzącego na temat brwi permanentnych.

Najważniejsze na początek to wybór dobrej i zaufanej linergistki czyli pani, która fachowo zajmuje się makijażem permanentnym. Początkowo miałam jechać na brwi aż do Katowic, do Matleeny, z różnych powodów nie mogłam do niej pojechać ale dziewczynom ze Śląska polecam ją serdecznie. Moja przyjaciółka robiła brwi u niej i były cudowne. W końcu wybór padł na bliski mi Zamość. Malowanko wykonała mi niesamowita Michalina w SilkTouch. Jeśli jesteście z moich okolic- polecam. (Nie, to nie jest post sponsorowany?). Koszt nowych brwi to 600 złotych. Ponieważ miałam 30% zniżki wyszło mi jeszcze taniej. Takie ceny mamy w naszym bieda regionie więc myślę, że warto nawet dojechać. Tyle cennych informacji, a teraz powiem jak to wygląda. Bo ja to wyglądałam początkowo jak debil?

Dostajecie na brwi znieczulenie. Już nie pamiętam ile dokładnie minut siedziałam, ale chyba max 20. Potem linergistka wyrysowała mi kształt jaki chciałam mieć. Jedną brew miałam troszkę niżej, więc tutaj też nastąpiła subtelna korekta. Właściwie oddałam się w ręce Michaliny, ona doskonale wiedziała co zrobić żeby było lepiej, dobrała odpowiednią metodę i kolor. Padło na cieniowanie z efektem pixeli (metoda pudrowa). Nastąpiło zwolnienie maszyny losującej i…nic nie czułam! Cały zabieg trwał kilkanaście minut. Nic nie bolało, powiedziałabym, że było to nawet przyjemne i usypiające doświadczenie. Podczas zabiegu wyglądałam jak grzyb w czepku, ale co zrobić?
Jeśli chodzi o pielęgnację, po zabiegu należy myć brwi delikatnym żelem do mycia twarzy i wodą oraz delikatnie smarować Bepanthenem, nie pchać paluchów, nie drapać kiedy delikatnie swędzą podczas wygajania. Brwi po około tygodniu zaczynają się łuszczyć podobnie jak przy tatuażu. Należy zachować higienę i nie pchać do nich brudnych łap.
A teraz dzieci omówimy sobie wszystkie etapy przepoczwarzania. Zdjęcia nie były obrabiane, robiłam je na przestrzeni roku i w różnym świetle. Chciałam uchwycić brwi jak najlepiej i nie przekłamywać fotoszopami. Lecimy po cyferkach.
1. Brwi przed zabiegiem. Liche, jasne, delikatne jak całe moje futro.
2. Brwi jakieś 2 godziny po zabiegu. Kolor mocny, lekkie zaczerwienienie ale bez wstydu do Biedry można iść.
3. Brwi po miesiącu. Zeszło sporo koloru, ale to zupełnie normalne, kolor może zniknąć nawet w 60%, ale lepiej dołożyć na poprawce niż dowalić za dużo i chodzić jak debil. Zarówno złuszczanie po zabiegu jak i to jak długo utrzyma się u nas makijaż permanentny zależy od naszej skóry. Nie da się przewidzieć jak zareaguje nasza facjata i między innymi dlatego lepiej dołożyć więcej podczas poprawki.
4. Brwi po poprawce po miesiącu. Tym razem brwi są bardziej intensywne, bo jak widać sporo pigmentu uciekło z mojego ryja. Nie wiem jak w innych salonach, ale tutaj poprawkę miałam w cenie zabiegu.
5. Brwi po wygojeniu. Pożądany efekt osiągnięty.
6. Brwi dzisiaj. Nadal jest super. Kolor minimalnie zbladł.
Raz na jakieś dwa miesiące robię hennę żeby nie świeciły mi jasne kudły. Kolor jest niemal identyczny jak rok temu po zabiegu. Wstaję rano i wow! Mam brwi! I to jest zajebiste! Do dwóch lat od wykonania brwi poprawka w “moim” salonie jest 50% tańsza i myślę, że zimą zdecyduję się na lekką korektę tak żeby mieć święty spokój na kolejne miesiące.
Jestem mega zadowolona z efektu, z obsługi w salonie oraz z ceny. Michalina to cudowna kobietka, a ja mam brwi idealne. Czego chcieć więcej? I niech mi mówią, że jestem sztuczna, w sumie sama o tym głośno mówię. To taka podkręcona natura, która sprawia, że czuję się lepiej nawet kiedy wstaję rano z niewyjściową mordą. Tak! Polecam!

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Marzamemi.

By | Blog, Wywczas | No Comments
Wyobraźcie sobie najpiękniejszą wioskę. Wioskę gdzieś daleko na południu Europy. Wyobraźcie sobie tę wioskę na Sycylii. Szum fal, kolorowe domki, mało turystów, zero pośpiechu i piekielne upały. Szum fal, kolorowe krzesła i zapach morza. Barwne uliczki i cisza. Spokój, ukojenie. Żar z nieba i aromat drzew oliwnych gdzieś obok. Zimne piwo, słodkie wino i świeży tuńczyk. Raj. I kiedy otwierasz oczy, kiedy uświadamiasz sobie, że właśnie siedzisz w tym edenie, nie wiesz czy się uszczypnąć, czy lepiej bez pośpiechu dokończyć nadpite wino…

Marzememi. Wioska w południowo-wschodniej części Sycylii. Wioska mało znana i pomijana w przewodnikach. O istnieniu tego raju dowiedziałam się z bloga Aleksandry i już wiedziałam, że muszę tam być. Walić przewodnikowe must have, tam musiałam pojechać. Udało nam się ogarnąć auto i wyruszyliśmy na podbój świata. Z hotelu w okolicach Ispica mieliśmy około 20 kilometrów. Wybraliśmy malowniczą, nadmorską trasę. Krajobrazy typowo rolnicze, ale jednak to błękitne morze po prawej rozjebuje system, nawet rolnikiem mogłabym być w tych okolicznościach przyrody?
Auto najlepiej zaparkować przed główną częścią miasteczka. O tutaj po lewej stronie murku. Parking jest płatny ale bez obaw- wyszły nam dosłownie jakieś grosze. Możemy poczłapać murkiem aż do rynku, albo jak normalni ludzie- udać się tam jedną z licznych uliczek. Poszliśmy oczywiście po murku. Od czasu do czasu skręcaliśmy na skałki i piaskowe mini plaże.
Wchodzisz na rynek i… czujesz się jak na jakimś Dzikim Zachodzie. Cisza i jakieś tutejsze świerszcze w tle. Właściwie to czekałam tylko na moment kiedy pod nogami przetoczy mi się ten zwitek siana z westernu. Trafiliśmy akurat na siestę. Z jednej strony to dobrze, bo miasteczko miało jeszcze lepszy i niespieszny klimat, z drugiej- na tym rynku dotarło do mnie po co Sycylijczykom ta cała siesta. Temperatura na tej patelni przekraczała spokojnie z 50 stopni. W takich warunkach człowiek się nie poci. Człowiek odparowuje jak kostka lodu na patelni.
Jedna pierzeja zadbana, druga ledwie się kupy trzyma, trzecia to restauracje, czwarta pomieszanie z poplątaniem. I to wszystko w kupie ma taki urok, że na żywo rozdziawiacie dziób i…w tym momencie odparowuje Wam ślina razem z kwasem z żołądka tak jest cieplutko.
Uliczką obok kościółka w ruinie dochodzimy do pięknego portu. Nowoczesne jachty i łódki, które ledwo kupy się trzymają. I właśnie te zdezelowane łąjby najbardziej chwytają za serce. I tak! Za plecami słyszysz muzyczkę z westernu “Dobry, zły i brzydki”, a sycylijskie dziadki sącząc kawę śledzą każdy Twój krok. To lecimy pozaglądać w uliczki zanim ustrzelą mnie kulką z opuncji.
Wszędzie knajpki. Nie najtańsze mimo, że wiocha i turystów niewielu. Kolorowe krzesła, girlandy, donice z kwiatami, bezpańskie koty i spokojni tubylcy. Uśmiechnięci ludzie, stare mury, żar lejący się z nieba. KLIMAT! Można obiec to miejsce w 30 minut i powiedzieć, że nic tam nie ma. Jest klimat. Jest taki klimat, że mogłabym tam mieszkać. Słono oliwny zapach powietrza, plecy oparte o zimny mur dają namiastkę chłodu. Dźwięki szczękających o siebie kieliszków wina i filiżanek z mocną sycylijską kawą. Można ćpać ten klimat na zdrowie.
Marzamemi. Miejsce tak zwyczajne, że powala. Charakterystyczna sycylijska ceramika na każdym kroku. Brak pośpiechu, brak stresu, reset totalny. Przewróciło się? Niech leży, a i ja się położę. I sąsiad położy się obok, a drugi przyniesie wino i też znajdzie miejsce. Taka jest Sycylia. Takie jest Marzamemi. Polecam to miejsce serdecznie. Polecam wypić tam wino, poleżeć, pospacerować, a może nie robić nic. Tam nawet nic smakuje inaczej. 

Jestem chora na…butoholizm. Footway mnie wspiera!

By | Blog, Świat Szmat | No Comments
Mam jeden mały nałóg. Niegroźny w sumie. Niegroźny pod warunkiem, że się hamuję. Buty. Cała Polska widziała moją kolekcję. Właściwie tylko część, bo mi się więcej przynieść nie chciało. Wiosna to czas porządków. Pozbyłam się kilkunastu par. Żeby nie było mi smutno, to kilka par dokupiłam, a kilka mi wpadło za sprawą współpracy z Footway. Moja kolekcja butów, to kolekcja mobilna- ciągle coś oddaję, wymieniam, sprzedaję, kupuję nowe, a i tak muszę dokupić nową szafę. Moje buty mają swój pokój. Tak, to już pierdolec. To dzisiaj będzie o pierdolcach!

Jakie buty lubię? Prawie każde! Moja kolekcja to buty od 5 złotych do… lepiej nie mówić? Medal za najbrzydsze buty świata mogłabym wręczyć obrzydliwcom Ugg, które mój Niemąż celnie nazywa Ugly. To, że brzydkie nie znaczy, że nie mam, kocham Ugg za wygodę i ciepełko, nie ma niczego lepszego na zimę! Do tego katuję te paskudy od jakichś sześciu lat i nadal są jak nowe. Najgorsze paskudztwo zaraz po Ugg to dla mnie to balerinki, klasyczne, zabudowane Crocsy, masywne buciory na słupku i traktorowej podeszwie, buty na słoninie, buty z przezroczystymi i foliowymi elementami oraz espadryle. Kiedy mój Niemąż po raz pierwszy zobaczył laskę w espadrylach, stwierdził, że to buty ze śmietnika?Coś w tym jest. A jakie buty lubię? Wszystkie poza tymi, które wymieniłam.
No dobra. No to uzupełniłam butorobę. Jak się nazywa garderoba z butami? Pomijam dzisiaj to co kupiłam, przejdźmy do Footway. Zamówiłam trzy pary od nich. Samo zamawianie było przyjemnością, mają dobrze zrobioną stronę. Jest nawet wyszukiwanie obrazkowe- w wyszukiwarce rozrysowane są kształty butów i możemy po niej znaleźć to co nas interesuje. Zabrakło mi tam tylko rysunku sandałów na koturnie, ale poza tym stronka przejrzysta. Zamówiłam, wysłali i… paczka była u mnie po dwóch dniach roboczych! I może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że buty przyjechały do mnie ze Szwecji. No to kurwa szybko! Zaletą Footway jest duży wybór. Dla mnie największą zaletą jest wybór kolorów! Serio! Mają mnóstwo butów “innych”, kolorowych, takich, których u nas próżno szukać (klasyków też nie brakuje) i właśnie ta inność powoduje to, że sobie tam wrócę i jeszcze coś kupię. Właściwie, to już mam kilka par w koszyku, ale ciiiii ?
Co zamówiłam w ramach testowania ich strony? Sandały Crocs. Chyba najładniejsze buty jakie Crocs oferuje. Miękkie, lekkie, dostosowujące się do stopy. Podobno stworzone ze specjalnego tworzywa, które jest antybakteryjne i nie powoduje pocenia. Te buciki chodziły za mną od jesieni, więc wybór był prosty. Do biegania po mieście, czy na jakieś drobne wycieczki takie buty to skarb. Póki co chodziłam w nich tylko po domu i jestem zachwycona. Bardziej hardcorowe testy przejdą latem. Wybrałam też dwie pary szpilek, zgrabne sandałki kocham. Klasyczne, czarne to China Girl wybrane z sentymentu. Kiedyś miałam niemal identyczne i chodziłam dotąd aż mi…podeszwa pękła. Żółte kupiły mnie oczywiście kolorem. Uwielbiam intensywne kolory, więc delikatne szpileczki z Sugarfree Shoes trafiły do mnie nieprzypadkowo. Takie to nowe buty. Trzy pary za mszowe, a kilka par kupiłam za swoje. Wszystkie dodaję na Instagram, bo chyba wszyscy kochają buty i zawsze jak dodam fotę wywołuje to duże zainteresowanie.
Jeśli teraz myślicie sobie, że mam pierdolca na punkcie butów to tak, macie rację. Ale chyba każdy ma jakiś fetysz? Jedni gwałcą drzewa, drudzy zbierają pudełka po zapałkach, a ja kolekcjonuję buty. Żeby nie było, to wszystkie eksponaty eksploatuję, a nie, że tylko na półce stoją. Jeśli jakichś butów nie wkładam rok, półtora- oddaję do domu dziecka, albo komuś komu się przydadzą, takie kurwa trochę modne, a ja robię to od czasów kiedy modne nie było. Nic się u mnie nie marnuje i nie pokrywa kurzem. Rzadko coś sprzedaję, bo mi się nie chce, z oddawaniem jest szybciej.
Póki co chyba więcej butów nie potrzebuję, co nie znaczy, że nie kupię, bo przecież nie muszę potrzebować żeby mi się podobały. A jak mi się podobają…cóż nawet cena mnie nie boli. Na kosmetyki nie wydaję, na ciuchy w miarę rozsądnie. Z rzeczy materialnych kocham kupować buty i elektronikę, ale i tak najbardziej lubię kupować wczasy. Na co Wy wydajecie bez ograniczeń?

Jak zostać sławnym, bogatym i lubianym blogerem? Poradnik dla żółtodzioba (fresh & green)

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Jeszcze kilka lat temu blogerzy, poza małymi wyjątkami, byli zwykłymi nołlajfami tłukącymi w klawiaturę hobbystycznie. Od pewnego czasu bloger to fejm, hajs i ścianki. Nie widzę w tym nic złego o ile bloger nie ukrywa swojej innej twarzy i jest ze swoimi odbiorcami szczery. Mało takich. Ja nie o tym. W zamierzchłych czasach dzieci chciały zostać strażakami, księżniczkami i lekarzami. Teraz? Blogerami, youtuberami i celebrytami. Znak czasu. Nadal nie widzę w tym niczego złego. Dostaję sporo pytań o to jak zacząć pisać bloga. Jak zostać blogerem? Co zrobić żeby tym blogerem zostać? Wydawałoby się, że w sieci jest już wszystko. A gówno. Te wszystkie poradniki można sobie w dupę wsadzić. Ja Wam napisze alternatywny poradnik życiem pisany. Wszystko przerabiałam na własnej skórze, rady Wielkich Blogerów nijak maja się do rzeczywistości, robiłam po swojemu, wbrew wszystkim “mądrzejszym” i proszę! A to telewizja, a to jakiś wywiad, a to gdzieś w szkole o mnie mówili, a to ktoś napisał pracę o mojej osobie na zaliczenie na studiach. No to chyba coś tam osiągnęłam, nie?

Wszędzie słyszę jeden wyświechtany tekst- chcesz założyć bloga, to najpierw zainwestuj. Wykup domenę, hosting, kup dobry aparat, kup lapka (najlepiej z linku afiliacyjnego), kup dobry telefon, wykup reklamy na FB, Kup, kup, kup. Najlepiej kup sprzęt od Apple, drogą lustrzankę i broń blogerze nie pisz na Blogspocie. A ja radzę inaczej. Chcesz założyć bloga? Zacznij pisać. Po prostu. Zanim kupisz wszystko co doradzają Ci Wielcy Blogerzy minie Ci miesiąc, może rok, a może trzy lata. W trzy lata dobry blog sam się wypromuje, nie ma co się frustrować i marnować czasu. Najlepszy sposób na zostanie blogerem to pisanie. I już. Reszta sama się układa. Oczywiście możecie wykupić domenę, hosting i obkupić się w najlepszą elektronikę. Można. A czy blogowanie nie znudzi się po miesiącu? Czy wykorzystacie potencjał lustrzanki? A właśnie. Tego nie wie nikt. Bloga w każdej chwili można przerzucić w dowolne miejsce. Sprzęt można dokupić kiedy złapiemy zajawkę. Serio nie musicie być mistrzami fotoshopa żeby zacząć pisać bloga. Na moim pierwszym blogu nawet nie miałam zdjęć. Nawet nie wiedziałam jak je dodać. Żałosne, nie? A jednak sporo osób mnie czytało, a teraz jestem tu gdzie jestem.
Czyli po pierwsze- zakładamy bloga i piszemy. Jak pisać? Po swojemu. Nie dajcie sobie wmówić, że coś co dla Was jest czarne jest białe. Od początku pisałam prostym językiem, używałam wulgaryzmów. Cały zamysł był taki żeby gadać do czytelników jak do znajomych. Nie chciałam tu zawiłego języka i sztampowych tekstów. Chciałam skrócić dystans pomiędzy mną i odbiorcami. Udało się. Oczywiście po drodze trafia się co jakiś czas ktoś kto powie, że dziewczynkom przeklinać nie wypada, a mój język to język patologii. Wiecie co ja na to? Wypierdalać. Mój blog, moja twierdza. Trzymamy się swojego zamysłu choćby skały srały. Na żywo przeklinam mniej co może dziwić, ale nie jest to z mojej strony sztuczne pompowanie wizerunku bloga, po prostu wykurwiam się na blogu, to w realu mam mniej bluzgów do użycia?Inaczej rozmawiam z panią w sklepie, inaczej z urzędnikiem, wśród swoich ziomków mogę popuścić wodze języka. Kiedy obierzecie jakąś koncepcje- trzymajcie się jej. 
Teoretycznie wpisy powinny być regularne, najlepiej co drugi dzień. No tak jasne, teoretycznie. Ja pisze kiedy mam czas, a mam mało czasu. Chciałabym mieć go więcej, ale własnej dupy nie przeskoczę. Życie. Staram się być częstym gościem na social media, ale nie zapominam o tym żeby żyć, a nie żyć tylko blogiem. Jesteśmy tylko ludźmi. Nie ma sensu pisać na siłę, takie wpisy śmierdzą na kilometr. Wychodzę z założenia, że lepiej pisać rzadziej, a dobrze, niż często, a byle jak. Statystyki nie są sensem mojego życia, wolę zaangażowaną społeczność, a taka posiadam i dobrze się kręci.
“Chciałabym pisać bloga, ale nie wiem o czym”. Jak nie wiesz, to nie pisz. Pisać da się o wszystkim. Ja napisałam kiedyś tekst o gównie i miał świetny odbiór. Jeśli chcesz zacząć pisać, nie wiesz o czym ale liczysz na miliony na koncie i darmoszkę- nie pisz. Szkoda Twojego czasu. Szkoda ludzi wkurwiać i być sprzedajną kurwą.
“Ale da się na tym pisaniu zarobić?”. No da się. Milionerką nie jestem i większość współprac odrzucam, bo patrz wyżej, nie jestem sprzedajną kurwą i za paczkę srajtaśmy posta klepać nie będę. Teoretycznie opiszę wszystko i kurwa może to być nawet ta srajtaśma, ale mam swoje wymogi. Po pierwsze produkt ma mi się przydać, po drugie- nie musi mi się przydać, ale muszę mieć na niego pomysł. Powiedzmy, że mam w głowie zarys wpisu o plenerowej imprezie dla przyjaciół i zgłasza się do mnie firma, która ma do przetestowania skrzynkę wódki. Nie piję wódki, ale znajomi chętnie wypija kilka kieliszków tudzież butelek, a we wpisie o imprezie taki produkt pasuje jak Łysy do Brazzers. Biorę wódkę, biorę hajs i piszę. Ale uwaga! Nie zachwalam wódki przez połowę wpisu i nie mydlę oczu, żeby na koniec wypalić, że wpis kręci się wokół opłaconej flaszki. A przede wszystkim nie ukrywam, że post jest sponsorowany. Nic mnie tak nie wkurwia jak pisane na siłę pseudo kreatywne posty sponsorowane gdzie bloger sili się na pojebane opowiastki, a na koniec wyplata, że “oj te czekoladki to ja jem od dziecka, są najlepsze na świecie i koniecznie kupcie, bo polecam”. Z rok, czy dwa lata temu, jeden z operatorów telefonicznych wciągnął we współpracę stado blogerów. Na co drugim blogu można było przeczytać jaka to miłość w rodzinie i och kurwa soł słit. Rzyg. A w ostatnim akapicie jeb! “Orange Love” czy coś takiego. Oesu. Jak już się o czymś pisze, to trzeba umieć pisać. Nie będę wychwalać wódki, ale mogę napisać uczciwie, że znajomym smakowała i tylko jeden na dwunastu się porzygał. No chyba, że nie smakowała, to też napiszę. Uprzedzam zawsze, że ściemniać nie będę i wchodzę we współpracę dopiero kiedy druga strona zgodzi się na moją szczerość i styl w jakim piszę. Podsumowując- można być sprzedajną kurwą, ale nawet kurwą trzeba umieć być. Jak już chcesz być kurwą, to szczerą. Jak nie umiesz się ruchać, kurwą nie będziesz. Jak nie umiesz pisać, blogerem nie zostaniesz. Możesz być kurwą, ale z czytelnikami bądź szczery jak z mamusią. 
No dobra. To macie już blog. Piszecie. I piszecie i piszecie….I nic. I chuj. Piszcie dalej. Jeśli piszecie dobrze, jeśli macie dobre flow i zwyczajnie lubicie to robić, to będą z Was ludzie. Jedni wybijają się szybko, drudzy muszą poczekać, jeszcze inni zawsze będą pisać dla garstki osób, ale będzie im to sprawiało niesamowitą frajdę, a przecież o to chodzi! No chyba, że chodzi Wam o fejm i hajs na szybko, to wtedy najlepiej opłacić wszelkie możliwe reklamy, kupić co się da, posmarować Pudelkowi, wykupić bilbordy w Warszawie no i mieć znajomości z Wielkimi Blogerami, którzy Was wypromują. Będzie łatwo i szybko, tylko nie wiem czy daleko ujedziecie. Już takie przypadki w internetach się działy. Jeb celebrytka znikąd i jeb donikąd wróciła. Tak średni fajnie.
No i piszecie i piszecie…Jeśli się wciągnęliście- gratuluję! Jesteście blogerami! Łatwo poszło, nie?

SHARE WEEK 2018

By | Blog, Śmietnik | No Comments
Jak co roku o tej porze biorę udział w akcji SHARE WEEK. W tym wszystkim chodzi o to, żeby polecić 3 ulubione miejsca w sieci. Nienawidzę polecania, bo potem mi się wydaje, że kogoś pominęłam i będzie mu przykro. Ale z drugiej strony lubię robić dobrze, to zrobię chociaż tym trzem osobom, bo może kiedyś chlebem ze smalcem poczęstują jak mi się fejm skończy? Póki co nawet mnie jedna osoba poleciła. Jak ktoś jeszcze chce, to spoko, jak nie, to spoko. Także tak. Lecimy z koksem.

 

 

https://www.kociadupa.pl/
Blog Andrzeja. W każdej historii musi być jakiś Andrzej, inaczej się nie liczy. Andrzej mieszka ulicę ode mnie. Znam Andrzeja. Andrzej zaczynał od bloga https://www.powerpumpingdad.pl/ ale polecam ten nowy, niech się chłopak rozwija z nowościami. Zależy mi na jego fejmie jak cholera, bo Andrzej to sąsiad i jakby się wyfejmował to miałabym z kim jeździć na te wszystkie blogerskie konferencje. Nie, żebym coś od niego chciała wymusić, ale tak. Pomijając moje profity ze zrobienia z niego gwiazdora, no to chłopak fajnie pisze. Warto zerknąć na jego blogaski i poluzować portki.
https://www.curlymadeleine.pl/
Blog Magdy. Magdę poznałam nad morzem, chociaż mignęła mi i w Warszawie. Magda ma fajne włosy. Takie jakby sprężynki z długopisu. Nie znam się na lokach, ale ona zna się doskonale. Jestem pewna, że jej praprapradziadek był z Brazylii, ale ona mi wmawia, że prędzej był z Wehrmachtu. No co zrobić, jak nie mam racji, to przynajmniej jest pewność, że Magda dobrze strzela. Póki co zastrzelić może niejednego swoją wiedzą na temat kędziorków.
https://makijazowyswiatsylvii.blogspot.com/
Blog Sylwii. Sylwię też znam. Z Sylwią robimy sobie co roku zdjęcie na rogu stołu. Taka tradycja. Z Sylwią spędziłam kiedyś noc, a pod koniec kwietnia spędzę z nią dwie noce. Aż mnie cycki swędzą z radości. Sylwia pisze o kosmetykach, ale jej supermocą jest wytrwałość. Sylwia schudła 50 kilogramów. Podobno to dlatego, że wyjadam jej jedzenie. Dementuję plotki. Sylwia jest po prostu zajebista. Za to polecenie Sylwia będzie mi oddawać jedzenie przez cały kwiecień.
Tyle. Więcej polecić nie mogę. Takie zasady. Poza tym osoby, które poleciłam obiecały mnie karmić, a ja jeść lubię. Jeśli ktoś będzie polecał mnie, to mogę zaoferować czekoladę, bo tego nie jem, to jak dostanę- puszczę dalej. Żartuję. Mnie mało kto poleca. Prędzej TVN zadzwoni niż znajdę się w jakimś rankingu?
A Wy jakie macie typy? Bierzecie udział w Share Week? Mile widziane linki do Waszych polecajek.

Nie czekaj na maj!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kwiatki nie podlane, blog czeka, robota wali się na łeb. Dzień jak dzień. Putin wygrywa wybory, cóż za zaskoczenie! W telewizji Mejdej Majdan Ajem Wiktoria Bekam. Wojewódzki się kończy, Chada umiera. Świat kręci się dalej. Pada śnieg, jak w piosence dwóch niewiast, na szczęście śnieg pada cicho. A to przecież prawie kwiecień! Byle do maja! Życie toczy się tak samo jak zawsze, zupełnie inaczej niż zwykle. Każdy dzień podobny do siebie. Żaden dzień do siebie niepodobny.

Żeby chociaż maj był! Bo w maju to wszystko takie inne, bardziej kolorowe. Żyć się chce! Kwiaty kwitną, grill się pali, ludzie się uśmiechają i ciepło jest (przeważnie). Wiosna się wlecze jak komornik za dłużnikiem. Jakoś tak się nie chce, chociaż by się chciało. Chciałoby się żyć, ale jak żyć Panie Premierze?! Jak żyć…Ten śnieg zupełnie niepotrzebny i poniedziałek znowu. Pamiętaj! To ostatni poniedziałek w tym tygodniu! Żyjesz. Żyjesz, nie ważne czy do maja blisko, czy daleko. Dostałeś szansę, żeby do tego maja dożyć i do sierpnia i może nawet do listopada za 60 lat. Tak wiele masz, tak wiele wymagasz. Wymagaj od siebie, nie czekaj. Nie czekaj na maj. Nie czekaj na jutro. Nie czekaj. Żyj! Nie doceniasz, nie widzisz chociaż patrzysz. Kiedy ostatni raz zadzwoniłeś do kogoś kto chodzi Ci po głowie? Zadzwoń. Co z tego, że późno. Jutro może być za późno. Ja też czekałam. Zabrakło czasu. Czasami głupie pomysły są najmądrzejsze. Czasami powściągliwość nas gubi. Czasami warto pierdolnąć wszystko i zapytać o byle gówno. Czasami warto pomóc komuś, kto z pozoru  problemu żadnego nie ma. Czasami Ci najbardziej uśmiechnięci krzyczą po cichu o pomoc. Czasami cierpienie jest tak głośne, że nie da się usłyszeć. Być może czasami nie możesz pomóc. Może chcesz cofnąć czas. Nie da się. Nie wszystko człowiek jest w stanie zrozumieć, czasami nie ma czego rozumieć, czasami wystarczy żyć. Nie wszystko jest od nas zależne, a może coś od nas zależy. Nie wiemy. Lepiej spróbować niż potem żałować. Lepiej nie żałować. Lepiej być upierdliwym, narzucać się….czasami warto. Czasami warto rzucić wszystko i być. Zanim będzie za późno…
W telewizji znowu ten sam szlam. Ktoś kogoś zabił, ktoś komuś pomógł. W serialu się zdradzają, w pogodzie śnieg i mróz. Żeby chociaż maj był! Weź to wszystko pierdolnij. Nie czekaj. Na maj był plan. Jadę do niej. Do mojej przyjaciółki. Będzie szał, będzie picie nalewki, wspólne wieczory i może w góry wyskoczymy. Ach! Jaki to miał być maj! Nie będzie. Nie żyje. Maj będzie bez niej. Kolejny maj też i kolejny, kolejny, kolejny…
Kiedy już opadają emocje. Kiedy wiesz, że czasu nie cofniesz. Kiedy wiesz, że już nigdy nic nie będzie takie samo mimo iż każdy dzień taki podobny, bierzesz wdech. Żyjesz. Żyjesz chociaż jakaś cząstka Ciebie umarła na zawsze, bo wiesz, że ten maj nie będzie taki jak w planach. Ale będzie, będzie dla Ciebie maj. I przestań czekać na kiedyś. Żyj tu i teraz. Owszem, planuj, myśl o przyszłości, ale nie zapominaj o tym co teraz. Podlej kwiatki, zadzwoń do kogoś kto od dawna chodzi Ci po głowie, bo nigdy nie wiesz co przyniesie jutro. Chcesz zacząć ćwiczyć? Ćwicz! Chcesz jechać do Francji? Jedź! Nie masz za co? Już dziś zacznij wrzucać do skarbonki choćby marny grosik. Wszystko jest możliwe! Póki żyjesz możesz osiągnąć wszystko! Wszystko możesz zrobić! Twój los jest w Twoich rękach! Nie czekaj na maj! Żyj tu i teraz! 
 
Dziękuję Jej za każdą niesamowitą chwilę. Za wspólne łzy radości i wkurwienia. Za każde dobre słowo i głup tekst, za wspólny czas. Gdzieś teraz siedzi i pewnie to czyta i drze na mnie mordę, że przecież u Niej wszystko ok i co ja odpierdalam. Tęskni mi się do Niej, ale czasu nie cofnę. Ile to już bez Ciebie? Za chwilę 3 miesiące… Dziękuję, że dałaś mi tę siłę. Już nigdy nie będę czekać na maj żeby zacząć żyć, bo przecież żyję.
Po co to piszę? Nie czekajcie. Żyjcie!

Czym się różni hejt od krytyki?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Kiedyś już pisałam o tym jak poradzić sobie z hejtem, ale co to właściwie jest ten cały hejt? Jak odróżnić hejt od zwykłej krytyki? Wystarczy napisać byle gówno, byle żart, czasami zwrócić na coś uwagę i już chcą Cię spalić na stosie. Ludzie przestali odróżniać wyrażanie własnego zdania od hejtu. To, że ktoś Ci napisze, że żółty pasuje Ci bardziej niż zielony nie znaczy, że ma coś złego na myśli. To, że ktoś Ci mówi, że w życiu nie kupiłby takich butów jak Twoje, nie znaczy, że musisz częstować go banem. To, że…Można wymieniać. Jak nie byłeś na Pudelku to chuja wesz o hejcie ?

Byłam na Pudelku, więc wiem co to ludzki upadek. Nie, że byłam poczytać. Byłam tam obsmarowana. Pudelek tylko podsycił, ludzie zjechali jak burą sukę. Zacznijmy od tego, że miałam niezłą polewkę z tego jak ludzie mnie świetnie znają widząc po raz pierwszy w życiu. Ciekawe doświadczenie, przejąć się nie przejęłam, bo niby czym? Zastanowiło mnie tylko to skąd oni maja tyle czasu, że chce im się jakąś wsiurę komentować. Chciałabym żeby dali mi każdy po minutce z ich dnia, odpoczęłabym sobie. I tam właśnie widać prawdziwy hejt. Wypisywanie tekstów typu “wypierdalaj na wieś”, “ty głupia suko”, “pojebana kretynka”, “lansuje się za kasę faceta”, “pewnie dużo zapłaciła za artykuł na Pudlu” bardziej mnie rozśmieszyło niż sprawiło przykrość, bo na zjebanych ludzi mam wyjebane. Ale to jest moi drodzy prawdziwy hejt. Hejt to pisanie z dupy wziętych tekstów mających na celu… a chuj wie co hejterzy maja na celu, chyba chcą wkurwić i wylać swoje smutki. Biedni. Ze mną im się nie uda, nawet mnie to cieszy, że piszą, bo źle czy dobrze- ważne, żeby nazwiska nie przekręcali. Ale trafi się jakaś spłoszona sarenka, której ktoś napisze, że jest pojebaną suką z patologicznej rodziny i różnie może się to skończyć. Świata nie zmienię. Niestety…
Jest też druga strona medalu. Nadinterpretacja. Kto mnie zna ten wie, że jak coś komentuję, to z jajem. I Ci którzy mnie znają oraz Ci, którzy chwytają dowcip rozumieją co mam na myśli. Zdarza się jednak, że pisze coś z przymrużeniem oka i  trafi się ktoś, nazwijmy go mniej lotnym, który interpretuje moją myśl według tylko sobie znanych wytycznych. W skrócie- nie każdy rozumie mój ciężki humor. Czasami wyjaśniam oburzonemu, czasami szkoda mi nerwów i olewam. Nie biorę odpowiedzialności za to co ktoś sobie wymyśla i dodaje.
Jest jeszcze trzecia strona medalu. Wiem, że medal ma dwie strony. Dobra. To jest jeszcze kant. Kant medalu. Twórcy internetowi. Wrzucam tu wszystkich, nie tylko blogerów, bo narobiło się i instagramerów i innej zarazy ? Kiedy na różnych grupach poruszany jest temat hejtu, większość krzyczy, że jak jest hejt, to od razu ban. I zgoda. W swojej karierze akurat nikomu bana nie dałam na blogu, ale ze 3 komentarze usunęłam. Były to komentarze w stylu “ty suko”, “ty wieśniaro bez gustu, chodzisz w szmatach i tak wyglądasz” oraz “zamknij tego chujowego bloga, twoje koleżanki (i tutaj nazwiska) to takie same idiotki jak ty”. Przytaczam komcie z pamięci, ale sens pozostaje ten sam. Sami rozumiecie dlaczego usunęłam. Najobrzydliwszy był komentarz z nazwiskami, bo ja- pal licho, ale jak można obrażać moje koleżanki z reala, które z blogiem nawet nie mają nic wspólnego? Podejrzewam, że był to ktoś z okolic, bo raczej nikt z drugiego końca kraju nie zna danych moich znajomych. I ok. I to jest hejt. I tu można kasować, usuwać, zgoda.
Ale co powiecie na to, że niedawno dodałam komentarz na blogu znanej dosyć osoby gdzie napisałam, że kosmetyki są okej, ale u mnie niestety się nie sprawdziły i raczej do nich nie wrócę. Komentarz się nie ukazał. Nie ma. Kosmetyki mają TYLKO pozytywne recenzje. Śmierdzi mi to na kilometr. Nie napisałam, że kosmetyki są chujowe jak siedem nieszczęść. Nie. Napisałam, że u mnie się nie sprawdziły. Blogerka sama pytała o wrażenia. Napisałam prawdę i zostałam potraktowana jak hejter obrzucający kogoś gównem. Twórcy internetowi tez zaczynają jakąś wielką nadinterpretację. Kiedy mi ktoś pisze, że się ze mną zupełnie nie zgadza chętnie podejmuję temat. Lubię poznać czyjś punkt widzenia, być może zmienię zdanie, a może dowiem się czegoś nowego. Trzeba być istotą otwartą na różnice, bo różnice są piękne! Wyobrażacie sobie gdyby wszyscy ze wszystkimi się zgadzali i potakiwali? Trochę takie kurwa chore.
A jak mam dobry humor, to lubię się poznęcać nad tymi, którym wydaje się, że mogą się poznęcać nade mną. Celowo nie zamazuję nazwisk, no bo po co? W końcu chyba są odważni i pewni swoich racji, więc mogę.
Trzeba nauczyć się odróżniania krytyki od hejtu. Granica jest płynna, ale jednak widoczna. Kiedy przyjaciółka mówi mi, że w życiu nie kupiłaby kolorowej sukienki, wiem, że tak jest i nie pije do mnie, że taką właśnie kupiłam, bo doskonale wiemy, że mi będzie pasować. To, że komuś się coś nie podoba, nie zgadza się z nami, to nic złego. Różnice są piękne, prowokują do ciekawych dyskusji. A jak ktoś Wam pisze, że jesteście głupią suką, to niech wypierdala. Po prostu.