Yearly Archives

2018

To nie jest kolejna recenzja „Kleru”, to się dzieje naprawdę!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

W coś wierzę. W Siłę Wyższą, Boga, Allaha, Latającego Potwora Spaghetti. Jeśli w górze Coś jest, to nie ma różnicy jak to Coś nazwiemy. Świat jest jak wielki dom bez dachu. Dom dzieli się na pokoje. W każdym pokoju siedzą sobie ludzie o innym wyznaniu, podnosząc głowę widzą w zależności od wiary Boga, Allaha, Zeusa czy kogo tam jeszcze. To tylko nazwy. Coś jest jedno i tylko każdy ma na Niego inną nawę, widzi z innej perspektywy. Każdy ze swojego pokoiku bez dachu widzi to samo Coś. A nazwa, jak nazwa. A może ludzie mają tylko swoje wyobrażenia, bo łatwiej wierzyć w cokolwiek niż w nic? Wiara nie jest zła. Każdy w coś wierzy. Ciężko natomiast wierzyć w kościół katolicki, kiedy jego ziemscy przedstawiciele są bliżsi diabłu, niż Bogu.

Nigdy nikt nie zmuszał mnie do chodzenia do kościoła. Odbębniłam chrzest, komunię i nawet bierzmowanie. I tyle. Odbębniłam. Nigdy nie chodziłam tam regularnie. Za moich czasów nie było jakiegoś zbierania podpisów przed którymkolwiek z sakramentów. Do bierzmowania poszłam właściwie tylko po to żeby mieć trzecie imię. Z perspektywy czasu wydaje się to głupie ale było, minęło. Każdy miał jakieś swoje powody. Od czasu bierzmowania byłam w kościele parę razy- wiecie jakieś chrzciny, śluby, pogrzeby. Szanuję czyjeś wybory, więc idę żeby towarzyszyć bliskim w ich wydarzeniach. Czasami zwiedzam jakiś kościół, zachwyca mnie każda architektura, także sakralna. Szkoda tylko, że Boga tam nie ma. Bóg jest wszędzie! Wszędzie, tylko nie w ociekających złotem siedliskach wszelkich plag.

Kiedyś już wspomniałam w moim tekście o tym, że ślubu kościelnego nie wezmę- Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu? Tekst nadal aktualny. Skoro Bóg jest wszędzie, to będzie też na łące i na plaży i tam też mogę ten ślub wziąć. Pogrzeb? Istnieje coś takiego jak pogrzeb świecki. Bla, bla, bla. Ok. „Kler”. Hurr durr! Szok i skandal! Niedowierzanie! Ataki kleru na „Kler”. Byłam, widziałam. Film mnie nie zszokował. „Kler” to dobry film jak chyba wszystkie Smarzowskiego ale niczego czego bym nie wiedziała tam nie zobaczyłam. Smutne to, wiecie? Smutne, bo kurwa Wiem, że nic nie zostało przekoloryzowane. Ba! Film Smarzowskiego obszedł się z księżmi dość łagodnie. Ba! „Kler” broni tych dobrych, nielicznych księży! Dlaczego nikt na to nie zwraca uwagi? Większość osób na siłę doszukuje się skandalu. Skandalu nie widzę ale może część ludzi zaskoczonych rzeczywistością przejrzy na oczy. Wiecie ilu znam prawdziwych księży z powołania? JEDNEGO. Przez 30 lat spotkałam prawdziwego księdza raz. Obraz kościoła w tym filmie nie jest przerysowany, a wiem to stąd, że tylko w mojej najbliższej okolicy działy się i dzieją straszne rzeczy. Jeśli tylko tutaj, na końcu świata, księża służą diabłu to wyobraźcie sobie jaką to ma skalę!

Ksiądz pedofil

Proszę bardzo! Skurwysyństwo rozciąga swoje macki w mojej okolicy. Wielącza, niedaleko Szczebrzeszyna, zaraz za Zamościem. Świeża sprawa, niespełna miesiąc temu wyszło na jaw, że wikary popierdala sobie z ukrytą kamerką i nagrywa nagie dzieci. Znaleziono cały arsenał szpiegowskich kamer, pornografię dziecięcą. Gnój przyczepiał kamery w przebieralniach, toaletach, przytwierdzał kamerkę do buta. Wpadł na wczasach w Chorwacji gdzie byczył się za kasę z tacy zamiast pomóc komuś ubogiemu za te pieniądze. Za hajs z tacy baluj! 

Drugi zboczeniec. Kalinówka koło Zamościa, niespełna 20 kilometrów ode mnie. Stary cap od co najmniej 6 lat obmacywał dziewczynki. Co ciekawe podobno wieś wiedziała i milczała zamiast skurwysyna na wozie z gnojem wywieźć. To się w głowie nie mieści. Nie potrafię tego nawet skomentować.

Świadczenie nieprawdy, unieważnienie małżeństwa

Chcesz “rozwód” kościelny? Spoko! Wystarczy, że masz chody w pobliskiej parafii, na przykład ktoś z rodziny przez lata był organistą i zna wszystkich księży. Dogadujesz się z księdzem, smarujesz hajsem, ksiądz zeznaje przed sądem biskupim, że Twój współmałżonek jest wariatem, źle się prowadzi. Wymyśla co mu ślina na język przyniesie. Ksiądz- świadek ważniejszy niż ktokolwiek inny dla biskupów. Rach-ciach. Pieczątka. Jesteś wolny, możesz głuszyć kolejną parafiankę. Proste?! Oczywiście! Praktykowane w mojej najbliższej okolicy.

Będę księdzem jak mój ojciec!

Tutaj mogłabym się rozpisywać ho ho! Takich przypadków w moim otoczeniu znam co najmniej kilka. Nawet w moim mieście. Dość spektakularnie działo się jakieś 20 lat temu w pewnej parafii niedaleko mnie. Dzieciak z katechetką, pieluchy suszyły się na plebani. ksiądz szczęśliwy tatuś. Wszyscy wiedzieli, bo jednak nie trudno nie zauważyć noworodka mieszkającego na plebanii. Kosmos. Nie wiem czy się śmiać czy płakać 😀

Po-po-po-poker face!

Znany ksiądz w moich okolicach. Co chwilę inna fura. Nocne imprezy i litry wódki. Co jakiś czas przegrywa jakiś samochód albo inne złotka. Potem się odkuwa i tak w koło Macieju. Nocne nasiadówki przy kartach, poker na kasę. Zlot znajomych księżulków. Oczywiście, że wszyscy wiedzą i widzą nocne, zakrapiane i  często głośne imprezy. Stary cap jest proboszczem pewnie już ze 20 albo 30 lat. Hulaj dusza, piekła nie ma!

Dyscyplina według księdza

Rozrabiasz na lekcji? Karczycho! Jeb przez łeb dzieciaka. Nadal na dupie gówniak nie siedzi? Za ucho. Do krwi. A chuj tam! Nie będzie gnojek kozaczył. Ksiądz pan i władca. Ksiądz zawsze ma racje. Masz czelność naskarżyć do wychowawcy? Wychowawca księdzu i tak nie podskoczy, najwyżej jeszcze raz dostaniesz opierdol za to, że byłeś niegrzeczny. Taki to ksiądz był katechetą w jednej ze szkół gdzie się uczyłam.

To tylko kilka przykładów. Przykładów z mojej okolicy, z mojego otoczenia, sytuacje, które także dotyczyły mnie lub kogoś mi bliskiego. Sytuacje, które widzę na co dzień. Spisane na szybko. Boję się, że jeśli zaczęłabym przytaczać wszystkie sytuacje, których w jakiś sposób byłam świadkiem to Smarzowski rozważyłby nagrywanie „Kleru 2″. To się dzieje naprawdę. Tu i teraz. Siłą mnie do kościoła nikt nie zaciągnie. Dziękuję bardzo. Pomodlę się na łące prosto do Boga, Allaha, Stwórcy, Potwora Spaghetti, Światowida…Wierzę. Najbardziej w siebie, bo na pewno nie w księży.

Jest czas na dres i na dress

By | Blog, Świat Szmat | No Comments

To nie jest wpis o modzie. Faceci mogą czytać dalej bez obaw tym bardziej, że będzie i o gołych cyckach. To będzie wpis o takcie, szacunku i myśleniu. To będzie wpis o tym, że wszystko można ale nie wszystko wypada. Oho! Jak to nie wypada?! Co ona to pierdoli, wszystko wypada, a nic co ludzkie nie jest mi obce. Szkoda, że niektórym szacunek do innych jest obcy. Wiecie, takie pierdolenie z cyklu, że nasza wolność kończy się tam gdzie czyjaś się zaczyna. Nie lubię generalizowania ale tak to jest, że każdy ma ochotę czuć się komfortowo i…

Co roku przed wakacjami robię sobie głupią fotkę z cyklu Grażyna na wakacjach. Najebane co tylko pod światem, modne kabaretki, złote łańcuchy, sandał, skarpety i obowiązkowo reklamówka z Biedry. Wiecie, że ubiegłoroczne zdjęcie znalazło się na Pudelku? Taaak… oni myśleli, że ja tak serio. Serio? A to jest, proszę ja Was, obrazek prawie nie przesadzony, bo na lotnisku takich Dźesik widziałam na pęczki. Mógł Pudel uwierzyć. Jak ubieracie się do samolotu? Wygodnie, prawda? Otóż widziałam już kozaki do połowy uda na 20 centymetrowej szpilce przy plus 40 stopniach, widziałam tyle makijażu i biżuterii, że mi złamałaby się ręka pod wpływem ciężaru. Jeśli ktoś lubi- spoko, tylko widziałam mękę w oczach tych dziewczyn. Jestem ciekawa w imię czego ten strój, nie neguję, nie oceniam ale po co się męczyć? Na wakacjach nie maluję się, nie stroję, nie pucuję i jestem pełna podziwu dla blogerek, które na prywatnych wakacjach przebierają się 7 razy dziennie. Długie, modne suknie, nowe szpilki, kilogram biżuterii. Nie neguję. Pytam Was- sprawia Wam to przyjemność? Osobiście za gorąco jest mi w przewiewnych szortach i lekkiej koszulce, dodatkowe kolczyki, łańcuszki zapewniłyby mi jedynie dyskomfort i opaleniznę we wzorki. Ciekawi mnie to zjawisko. Ale to tylko zjawisko. Schody zaczynają się kiedy narzucamy swój wygląd innym…

Sycylia rok temu. Nie wchodzę do kościoła, bo stwierdzam, że mój strój jest nieodpowiedni. Miałam na sobie spodenki (dupa zakryta) i koszulkę z odkrytymi ramionami. Mogę sobie w księży nie wierzyć czy jakieś budowle sakralne ale mam szacunek do tych, którzy wierzą i nie wchodzę żeby nikogo nie urazić. Padają pytania czy jestem niewierząca, bo nie wchodzę. Tłumaczę dlaczego zostaję na zewnątrz i to budzi jeszcze większe zdziwienie. Pytają więc czy jestem głęboko wierząca. No nie. Kilka osób nie dowierza i wbija do kościoła z wyraźnym zdziwieniem na twarzy. Wbija pani w przezroczystej sukience (fotka poniżej) z tyłkiem na wierzchu i pan z gołą klatą, a ja zbieram szczękę z chodnika. Ludzie serio dziwi Was to, że można być taktownym? Ta sytuacja zaskoczyła mnie bardziej niż tych ludzi moje postępowanie.

Serio nikogo nie oceniam. Chciałabym tylko żeby chociaż jedna osoba rozważyła fakt, że nie żyje na tym świecie sama.Tak jak w sukni balowej nie chodzę do Biedry tak do teatru nie chodzę w dresie. Mogę! Kto mi zabroni! Ale po co? Nie muszę na siłę manifestować jaka to jestem oryginalna, bo jest czas na dres i na dress. Lubię duże dekolty ale nie cycki na wierzchu. Cycki są fajne i każdy lubi cycki. Ale tak jak nie rozumiem ostentacyjnego karmienia dzieci piersią, tak nie rozumiem panienek szczujących cycem na kilometr. Nosze dekolty! Póki cycki nie wiszą trzeba pokazywać, ale na bloga! Nie wciskajcie swoich cycków wszędzie jak Pisowcy kościół, bo w pewnym momencie cycek przestaje cieszyć. Gdzie jest kurwa normalność? Trochę taktu nikomu nie zaszkodziło. Idziesz na plażę nudystów, leżysz goło, bo w ciuchach jakoś tak głupio. Idziesz na pogrzeb nie wsadzasz czerwonej sukienki w żółte kwiatki, bo kurwa komuś może sprawić to przykrość albo przynajmniej dyskomfort. Kto był kiedyś na Fuercie ten wie, że próżno tam szukać ubranych ludzi na plaży. Sama pierwszego dnia pożegnałam stanik, bo czułam się niekomfortowo leżąc ubrana. Gdybym posiedziała tam tydzień dłużej pewnie i gacie bym odrzuciła. Nagość, ciało to sama natura. Na takiej plaży nie ma mowy o jakimkolwiek seksualnym podtekście. Ale od tego jest ta plaża. A teraz idź do parku w centrum miasta i połóż się goło na kocyku. Widzicie tę różnicę? 

Niedawno zaproponowano mi start w wyborach. Śmiałam się, że to nie dla mnie, bo jak to ja w sztywnej garsonce za kolano? I coś w tym jest. Na pewno musiałabym nosić się stosownie do stanowiska. Oczywiście nie to było powodem mojej rezygnacji, ale jakieś tam ziarenko powodu było i w tym. Jak nas widzą tak nas piszą. Pierdolenie, że liczy się wnętrze. Pierwszy rzut oka decyduje w dużej mierze jak postrzegamy drugiego człowieka. Pani Radna Powiatu w koszulce w kaczuszki raczej nie budzi zaufania, prawda? A ja kurwa lubię koszulki w kaczuszki. Ok, może nie kaczuszki 😀 Ale wesołe t-shirty, kolorowe sukienki, wysokie szpilki to nie jest styl na Panią Radną.

Prędzej Pudelek drugi raz o mnie napisze niż dam się wcisnąć w sztywne ramy mody. Ale nie o modzie ja tutaj chciałam, a o szacunku do innych. Na grzyby idę w dresie, na wakacje na luzaka, na galę w dobrze skrojonej sukience i dobrych szpilkach, do Biedry idę w dżinsach, noszę dekolty ale nie świecę sutami na siłę, bo och jaka ja jestem wyzwolona, a na pogrzeb wybieram  stonowane skromne ciuchy. Nic co ludzkie nie jest mi obce ale przede wszystkim staram się być człowiekiem także dla innych ludzi. Nie muszę manifestować swojej odmienności strojem i tak jestem wystarczająco zjebana 😀 Nie muszę chodzić z gołymi pośladkami po mieście chociaż dupę mam perfekcyjną. Czujecie to? Mogę ale nie muszę i tego nie robię.

A czy Was rażą jakieś zachowania modowe? Nikogo tu nie oceniamy ale rozważamy 🙂

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Modica i Ragusa.

By | Blog, Wywczas | No Comments

Byliśmy już na Etnie i w Taormine, w Marzamemi, w Ispice i Pozzallo, a także opowiedziałam Wam o ciekawostkach związanych z Sycylią. Dzisiaj nadszedł czas na ostatni odcinek włoskich wakacji- przespacerujemy się barokowymi uliczkami  Modiki i Ragusy.

Wycieczkę rozpoczynamy od Modiki. Modica wita nas tetrisem. Miasto wygląda jak klocki rozsypane po wzgórzu. Co lepsze klocki te trzymają się mniej więcej od 1693 roku kiedy to ten region nawiedziło ogromne trzęsienie ziemi. Moja łazienka dwa lata po remoncie potrzebuje poprawek, a to miasteczko od kilkuset lat stoi i ani drgnie, niesamowite!

Na samym środku możecie zobaczyć Katedrę Świętego Jerzego, do której prowadzi jakieś 300 stromych schodów. Oczywiście, że tam doleźliśmy! A nie było to łatwe przy ponad 40-stopniowym upale. Do środka nie weszłam, bo uważałam, że mój strój jest niestosowny (widzicie go na pierwszym zdjęciu, krótkie spodenki i odkryte ramiona). Ku memu zdziwieniu laski wchodziły tam w przezroczystych ciuchach z bielizną na wierzchu, a panowie w rozpiętych koszulach z klatą na wierzchu. Wiecie co? Mogę nie wierzyć ale mam szacunek do tych, którzy wierzą. Trochę szacunku ludzie! Ale to temat na inny wpis…

Modica położona jest między dwoma wąwozami, którymi płyną rzeki. Ciekawostką jest to, że rzeki zostały…zabudowane! Po wielkiej powodzi w 1902 roku rzeki zamknięto w cholerę i płyną sobie ukryte pod chodnikami. Prawda, że ciekawe rozwiązanie?

Jak już wspomniałam religia nie jest mi szczególnie bliska natomiast bardzo doceniam architekturę także tę sakralną. Barakowa (jak całe miasto) Katedra Świętego Piotra otoczona rzeźbami dwunastu apostołów robi wrażenie. Misterne zdobienia niemal wszystkich budynków zapiera dech. Gdzie nie spojrzysz tam efekt wow. Nie trzeba być wybitnym znawcą architektury żeby się zauroczyć. Ja nie jestem znawcą ale popatrzeć lubię i myślę, że każdy w miarę rozgarnięty człowiek doceni piękno pracy ludzkich rąk.

Modica to miasto czekolady! Ponieważ na Sycylii korzystaliśmy z wycieczek fakultatywnych z Itaki mieliśmy okazję wejść do fabryki tradycyjnej czekolady. Sama z siebie pewnie bym tam nie polazła 😉 A tu miłe zaskoczenie! Mogliśmy poznać proces powstawania słynnej czekolady, która w sumie nawet mi posmakowała! Ja i czekolada, bitch pls…A jednak! Jadłam czekoladę z…mięsem! Punkt dla mnie! Mięsna czekolada jest dobra i mówię to serio serio. Czekolada z Modiki nie jest zwykłą czekoladą, jej receptury wywodzą się z czasów hiszpańskich i tradycji Azteków, nie zawiera mleka (fujka!), a jej skład to kakao i cukier. I tyle! Powstaje w niskich temperaturach więc podczas jedzenia cukier trzeszczy w zębach. Do takiej czekolady dodawane są różne dodatki i tym sposobem możemy kupić sobie czekoladę z chili (pyszna!), orzechami, nasionami konopi (miała najlepsze wzięcie, bo marihujajen, bardzo smaczna), mięsem (ta tyko na miejscu, bo wiadomo), cytryną, makiem, imbirem, solą i chyba wszystkim co można sobie wyobrazić albo i nie. Mi osobiście czekolada z Modiki smakuje na tyle, że nie wykrzywia mi mordy przy jedzeniu co dzieje się przy zwykłej czekoladzie 😀 Zakupy zrobiłam przy tych wielkich schodach do katedry, trzy fotki wyżej. Polecam!

A teraz przeskakujemy do kolejnego barokowego miasteczka- Ragusy. Ragusa w swojej architekturze i położeniu jest podobna do Modiki choć dla mnie mniej atrakcyjna wizualnie. Ragusa ma za to świetny park z piękną aleją palmową. Idealne miejsce na spacer i zbijanie bąków pod drzewem!

Ragusa dzieli się na dwie części- Ragusa Superiore  (na wyższym wzgórzu, została odbudowana po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, o którym już wspominałam) oraz Ragusa Ibla (spokojniejsza, niższa dzielnica z tym pięknym parczychem). Nad miastem króluje Katedra Świętego Jerzego (chyba lubia tam tego Jerzego). Po prawej stronie od katedry (powyższe zdjęcie) zjecie lody o ciekawych smakach na przykład z cebulą! (Sycylia mnie kocha!). Po lewej natomiast mogę polecić knajpkę z dobrym i tanim żarciem, nazwy nie pamiętam ale chyba na filmie jest urywek z naszego obiadu to sobie obczajcie. Jak ktoś ma za dużo hajsów to po prawej za katedrą jest restauracja z pierdyliardem gwiazdek miszlenów czy czegoś tam.

W Ragusie obeszliśmy sobie tylko główne ścieżki, bo ileż można łazić w upale, potem ojebaliśmy obiad i byczyliśmy się pod palmą w Ibli, także tego. Tyle 😉

W rocznicę naszego pobytu na Sycylii napisałam właśnie ostatni post stamtąd. Może kiedyś tam nawet wrócę. Tak w kilku słowach Sycylia to bieda, piękna architektura, dużo miejsc do zwiedzania, mili ludzie, którzy nie znają angielskiego, dużo śmieci, dużo uśmiechu, piekielne temperatury, pyszne makarony, mafia, cytryny i dużo słońca. Polecam!

A kolejne wycieczki na blogu to kierunek Grecja! Zapraszam 🙂

 

 

 

Musy do mycia twarzy od LaQ, moje odkrycie trzydziestolecia!

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments

Dawno nie było tu kosmetyków co? Nie było, bo to wszystko chuja warte. Jeden pies co na ryj położysz. Jakby te wszystkie kremy, sremy przeciwzmarszczkowe działały to te stare aktorki, ambasadorki marek nie naciągałyby się u chirurga. A się naciągają. No to gdzie ten krem niby działa? Aż się ciśnie na usta, że w dupie. Chociaż tam nie sprawdzałam. Czasami jednak trafi mi się jakaś perełka i wtedy wiem, że muszę, po prostu muszę poświęcić jej osobny wpis na blogu, bo jest tego warta. Chcę Wam zrobić dobrze i tanio. Zrobię Wam dobrze na trzy sposoby! Jedziemy z koksem!

Musy do mycia twarzy od LaQ. Nasza polska, swojska marka do której mam szczególny sentyment. Ale sentymenty na bok. Te produkty są zwyczajnie idealne. Przynajmniej dla mnie. Nie jest to żadna współpraca ani wpis sponsorowany. Co prawda musy dostałam za darmo ale nie po to żeby recenzować. Dostałam z sympatii, nie jakaś bezduszna paczka z agencji czy coś, dostałam je prosto od Karoliny, która własne palce macza w tych słoiczkach żeby ukręcić wartościowe kosmetyki. Jeśli już wyjaśniliśmy sobie kwestię, że “łe darmo sucza dostała, głupia blogerka, wysępiła, do roboty by się wzięła” i wiecie, że dostałam, bo jestem zajebista to mogę Wam coś tam więcej o musach napisać.

Tutaj macie składy, pewnie gówno widzicie, więc odsyłam Was do LaQowego sklepu i tam możecie sobie poczytać. Teraz każda blogerka analizuje każdy przecinek w składzie ale ja nie będę, bo mi się nie chce i nie czuję się kompetentna ale mogę Wam powiedzieć, że składy są maksymalnie proste i dobre. Nie znajdziecie tam żadnych śmieci, a jedynie wartościowe składniki no i drobny konserwant żeby Wam mus nie zgnił zanim ze słoiczka do gęby doniesiecie. Proste i logiczne. Nie ma się do czego przypierdolić. Myślę, że musy nadadzą się do każdej twarzy tym bardziej, że do wyboru mamy trzy rodzaje. Żółty peelingujący, różowy nawilżający i czarny oczyszczający.

Zapach! Jak one pachną! Uwielbiam jak coś mi pachnie. Żółty to ananas, różowy wiśnia, a czarny coś jakby subtelne perfumy unisex. Ale nie o zapach tu chodzi. Musy świetnie oczyszczają. Żółtego używam raz, czasami dwa razy w tygodniu. Jak wspomniałam żółtek to wersja peelingująca do tego z moim ukochanym korundem. Dla mnie genialna sprawa! Dotychczas kupowałam osobno korund i mieszałam najczęściej z czymś do mycia twarzy, a tutaj mam gotowca, do tego pęknie pachnącego. Idelolo. Czarnuch ma dodatek węgla aktywnego, jeśli to Was nie zachęca to dodano jeszcze garść oleju z konopi siewnych. No kto nie lubi konopi niech pierwszy rzuci kamień! Ta wersja chyba najbardziej odpowiada potrzebom mojej skóry, chociaż po opalaniu to mus wiśniowy był odpowiedniejszy. Czarny mus dedykowany jest skórze problematycznej, tłustej i mieszanej. Wiśniowa wersja będzie dobra dla cery normalnej, suchej i wrażliwej, w składzie znajdziemy między innymi masło shea. Osobiście uważam, że najlepiej mieć wszystkie trzy musy i używać zamiennie w zależności od tego czego nasza skóra akurat potrzebuje.

Mamy fajne działanie, ładny zapach, dorzucam do tego mega wydajność. Czarny mus na zdjęciu ma miesięczny ubytek. Przez miesiąc, używając kosmetyku przynajmniej dwa razy dziennie, zużyłam jego małą łyżeczkę! Uwielbiam też przyjemną konsystencję tegoż wynalazku- taka nadmuchana ale jednak dość zbita pianka. Słoiczki małe (100 ml), poręczne, lekkie. Twarz oczyszczona jak trza, na skórze nie pozostaje żadna tłusta warstwa. Tutaj serio wszystko jest tak jak trzeba. A teraz najlepsze! Słoiczek musu kosztuje 17,99! Czy jeszcze coś trzeba dodawać?! Dla mnie to jest sztos i jeśli kiedykolwiek uda mi się zdenkować te maluchy (ta wydajność!) to będę kupować i kupować. Nie chcę widzieć niczego innego do mycia twarzy w mojej łazience. Mam swoje perełki. 30 lat szukałam ideału i dlatego dziś Wam o tym mówię- znalazłam!

Afera wiklinowo-koszykowa i zemsta krwiożerczych bobrów

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Blogosfera nie zna pojęcia sezonu hmmm…ogórkowego. Jest afera! Jest afera na sto fajerek! Ale nikt nie zadał sobie trudu żeby aferę rozgryźć od właściwej strony. Czaicie te modne ostatnio (i 40 lat temu) torebki-koszyczki z wikliny? I okazało się, że jedna baba drugiej babie wsadziła do dupy grabie. W skrócie to jedna twierdzi, że pomysł na koszyczki ta druga jej zajebała, ta druga twierdzi, że nie opyla się od tej pierwszej tego kupować, bo lepiej zrobić samemu, ta pierwsza, że tamta druga robi jej na złość, a ta druga, że na odwrót. Czaicie? Ja też nie. Chodzi o to, że nikt nie wie, że to wszystko jest spisek, a w 17 sekundzie słychać strzały! Specjalnie dla Was rozwikłam aferę wiklinowo-koszykową! Jedziemy z koksem!

Jakieś 40 lat temu moja Babcia miała torebkę-koszyczek z wikliny, więc zacznijmy od tego, że moja Babcia powinna dostać odszkodowanie za kradzież pomysłu od obu pań. Ale to to już zadzwonię na policję, żeby przyjechała na Fejsbuki i żeby wszyscy oddali pieniądze za las mojej Babci. W tamtych czasach nie było FB, IG ani nawet internetu (amazing!) więc moda nie rozłaziła się tak szybko jak majtki z Pepco. W związku z tym wielkiego popytu na wiklinę nie było. Ludzie dogadali się z bobrami, że oni sobie raz na miesiąc trochę wiklinki wezmą na koszyczki i inne bzdety, a w zamian bobry mogą sobie żyć w spokoju. Tak było!

Mijały lata. Ludzie i bobry żyły w symbiozie i nastał rok 2018. Wielka moda na torebki-koszyczki rozkwitła na dobre zaburzając naturalny ekosystem. Bobry nieśmiało wspominały coś o tym, że oto ktoś im wiklinę podpierdala bezkarnie i to w ilościach hurtowych. Żeremia niczym nieosłonięte zaczęły bobry wkurwiać, bo jak to tak byle kto im w okna może zajrzeć?! Wkrótce bobry zaczęły mieć problem nawet z budową swoich osiedli, bo cała wiklinę chuj strzelił- wszystko poszło na te pojebane torebunie dla celebrytek! Tego było za wiele! Spokojne dotąd bobry wkurwiły się nie na żarty! Zaczęły podchodzić coraz bliżej osiedli ludzkich! Najpierw nieśmiało przegryzały opony autom pozostawionym na podjazdach. Nie przynosiło to jednak zamierzonych rezultatów tymczasem biedne bobry nie miały gdzie mieszkać i bobra czochrać. Trzeba było zrobić więcej! Zasoby wikliny były prawie wyczerpane!

Bobry miały już dość! Trzeba było działać z pierdolnięciem. Bobry zaczęły zapuszczać się do wiosek i miasteczek. Żadne miejsce położone nad rzeką nie jest już bezpieczne! Kudłaje wchodzą do wiosek jak do siebie, gwałcą staruszki, okradają Biedronki, jeżdżą białymi wanami i wycinają nerki nieletnim, czasami masturbują się pod przedszkolami! Bobry zaczęły się mścić! Wieczorami podchodzą pod okna i rytmicznie uderzając ogonami w psa sąsiada nie pozwalają zasnąć ludziom w swych domostwach. Tak długo jak one nie będą mogły spać w swoich żeremiach, tak i ludziom spać nie pozwolą. Bobry są coraz gorsze i cwańsze i to nie jest ich ostatnie słowo! Nikt nad nimi nie panuje, karuzeli nie da się zatrzymać. Skoro świt pukają do drzwi w przebraniu jehowych. Udają, że chcą porozmawiać o Jezusie, a potem cap za łeb i po zawodach. To już nie jest śmieszne! Wiklina musi wrócić do swojego matecznika albo bobry zdominują płaską ziemię!!!111oneonejedendwatrzy

Bobry wnikają w umysły. Ta cała afera też jest nieludzka! Bobry przejęły umysły dwóch znanych osób i teraz nimi sterują! Podejrzewam, że część polityków również działa na usługach pokrzywdzonych bobrów, które na fali wkurwienia zamieniły się w krwiożercze potwory! Machina ruszyła, ludzie strzeżcie się, bo będzie tylko gorzej! Precz z moda na wiklinowe koszyczko-torebki zanim będzie za późno!

Po co o tym piszę? Pisze o tym po to żeby ostrzec przed aferami, bo nic nie jest takie jak nam się wydaje. Nikt nigdy nie był na tyle odważny żeby powiedzieć, że bobry przejmują umysły. I oto wchodzę ja, cała na biało. Jeśli nie odezwę się w najbliższym czasie to oznacza jedno- bobry mnie mają!

 

 

Dlaczego warto mieć kota?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Mam koty. W głowie i w domu. Żadna tajemnica. Stara panna z kotem brzmi dumnie. Konkubina z kotem też spoko. Narzeczona też. W sumie koty to dobra sprawa, czasami wymówka, a czasami jest do kogo gębę otworzyć. Bez kotów byłaby chujoza i pewnie skończyłabym jak Popiel. Kot, ten w głowie, też pomaga. Same plusy.

jeansy bonprixbluzka bonprix

Ciągle żyję nadzieją na 500+ na kota. W końcu nasz rodzimy King Dzong Jarung to miłośnik kotów. Obleci nawet 200+. Wszystko jest na dobrej drodze. Jarung dzieci nie ma, kotki kocha. W głowie też ma kota. Aż się sobą brzydzę, że ja też 😀 Bo, że ja mam kota w głowie to co zrobić, urodziłam się z jakimś defektem, synapsy w mózgu mają zwarcie i dzieją się rzeczy niepojęte. Ale ja dziś miałam o zwierzętach. Janusz i Grażyna towarzyszą mi od kilku lat. Taki kot to dobra sprawa. Zimą w nogi grzeje, latem ogonem wachluje. Kłaków gubi tyle, że mogę dziergać autorskie swetry z kociego futra. Pracuję sobie z osobistej chałupy, przyjdzie taki jeden z drugim to i mam z kim pogadać. Odpowiadają chóralnie tylko nie wiem co. Jak jakaś ćma wpadnie do pokoju albo komar to jest na miejscu skonsumowana, czasami na wynos, bo czasami Grażyna pomiętoli owada i do piwnicy zaniesie na kolację. Naje się, posprząta i jeszcze nie dopuści żeby mnie coś pogryzło. Skarb. Kuriera to czują z kilkunastu metrów. Warują pod drzwiami jak psy.

kurtka bonprix

Moje koty chodzą na smyczy i tylko po ogródku. Pewnie ludzie mówią, że jestem pierdolnięta. Pewnie jestem. One też są i jednym skokiem mogą wpierdolić się pod samochód. Dlatego mają szelki. Jedzą lepiej niż ja, karma tylko wyselekcjonowana i żadnej marketówki. O kota trzeba dbać. Bo kot to właściwie lepszy niż dziecko. Kota nie trzeba przewijać, nie płacze po nocach, sra tylko w kuwetę, a nie jakieś kleksy po ścianach. Do przedszkola nie muszę zaprowadzać. Je sam. Pije sam. Trzy razy na dzień na spacer z nim nie trzeba chodzić. W ciąże nie zajdzie, bo ojebane co trzeba. Po dyskotekach się nie szlaja, rączki przed obiadem sam sobie wymyje. Same plusy! I przyjdzie Ci taki wieczorem, na kolana się uwali, pomruczy, zagrzeje, uspokoi. Kiedy wracam z dłuższego wypadu- cieszy się jakby mnie sto lat nie widział. Śpi jeden z drugim dotąd aż ja nie wstanę, ciuchy w szafie wyprasuje robiąc sobie gniazdo, do zdjęć pierwszy się pcha i zawsze dobrze pozuje, a na Instagramie zawsze zbiera setki serduszek.

bluza bonprix

Janusz został uprowadzony nocą z komórki. Wiecie, stado zapchlonych kotków bez przyszłości. Grażyna przyszła sama. Wsiadła Niemężowi do samochodu i kazała się wieźć do domu. Była brudna i wygłodzona. Wywalczyliśmy tym kotom życie. One wnoszą życie w naszym domu. Są wdzięczne i czasami mam wrażenie, że doskonale rozumieją wszystko co się do nich mówi. Nasze Rudasy gdzieś na początku sierpnia maja swoje urodziny. Janusz kończy 5, a Grażyna 2 lata. To niesamowite, że Grażyna przyszła do nas dokładnie 3 lata później niż Janusz, 30 września. Podobno koty same wybierają sobie właściciela. Nasze wybrały taką samą datę i do tego są prawie identyczne.

Uważam, że świata nie zmienię. Nie pomogę może niewykształconemu i głodnemu dziecku z Afryki, może nie mam wpływu na losy świata. Może i nie uratuję niemowlęcia z płonącego wieżowca, ale te koty uratowałam. Nie jeżdżę na Madagaskar żeby odjebac szopę i rzucać w dzieci lizakami. Nie obnoszę się gdzie i komu wpłaciłam kasę na zbiórkę. Nie. Wystarczą małe gesty, wystarczy, że w swoim najbliższym otoczeniu robimy jakieś małe dobro. Karma wraca. Zresztą nie raz widziałam jak moje koty karmę zwracały więc to wszystko prawda!

Ciekawe skąd wziął na to pieniążki? Pewnie miał szczęście, ukradł i ma sponsora!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

W tym kraju nie można być szczęśliwym człowiekiem. Nie wypada. Nie wypada być zadowolonym, ładnym, zgrabnym, nienarzekającym. Broń blogerze nie mieć kompleksów i kredytów. Jak masz jakąś tam kasę- masz przejebane. Wcale nie musisz być bogaty, wystarczy, że wystarcza Ci na życie i już jesteś skreślony. Będąc blogerem masz przejebane podwójnie.

Dom bez kredytu? Uuu, a skont wzioł na to pienionszki? Wakacje pod palmą? Uuu somsiedzie ja to takimi gardze, wakacje pod gruszo z pasztetem podlaskim- jak każdy prawdziwy Polak, tak to ruzumiem. Jak to jesteś blogerko? A na co to komu? Poszłaby jedna z drugo do prawdziwy pracy za tysionc złoty to by wiedziała co to rzycie!!!111oneoneonejeden. Co una tam wi o rzyciu. Rodzi w prywatnych szpitalach! Pewno sponsora ma abo bogatego starego. O tak ło łot klikania głupot ma pienionszki? Nie może być! Pewno ukrat! Idealne rzycie! Una rzycia nie zna!

Bardzo ciężko jest być szczęśliwym człowiekiem, bo nie wypada. Wczoraj sobie słuchałam pewnego lajwa gdzie padło zdanie, że na Instagramie wszyscy tacy idealni na siłę, bo bez cellulitu i bez fałdek tłuszczu, a każdy je ma. A właśnie, że nie! Czy ja mam kurwa przepraszać za to, że nie mam fałdek i nie mam cellulitu? Czy ja mam przepraszać za to, że od zawsze pracuję na to żeby żyło mi się dobrze? Czy ja mam przepraszać za to, że nie jestem za chuda, ani za gruba, ani za bogata ani za biedna? Jedni wrzeszczą, że dyskryminacja grubych, drudzy, że chudych. Jedni drą mordy żeby zabrać bogatym. Drudzy drą modry żeby zabrać zasiłki biednym. A gdzie w tym wszystkim są normalni ludzie? Nie możesz być normalny, bo to nienormalne. Nie możesz być bogaty, bo nie znasz życia. Nie możesz być biedny, bo tylko patologia nie radzi sobie w życiu. Gdzie jest kurwa normalność?

Znasz to uczucie kiedy chwalisz się komuś jakimś sukcesem, a ten ktoś bagatelizuje Twoje osiągnięcia sprawiając Ci przykrość? Dopieprzy jeszcze, że nie ma co się cieszyć, że nie zasługujesz albo, że Ci się udało. Nic się nie udało! Jebałeś na sukces dzień i noc, a ktoś stwierdza, że się udało. Zesrało. Na sukces trzeba sobie zapracować. Szczęście trzeba sobie złapać samemu i jeszcze uważać na tych co przeszkadzają. A jak już coś osiągniesz to raptem wszyscy wokół zapominają o Twojej długiej drodze, widzą tylko ten sukces, który tak bardzo ich boli, bo przecież to nic takiego phiii. Ale sami dupy nie ruszyli, nie pracowali na to, finalnie kłuje ich w oczy to co masz. Bo pewnie bogaty tatuś pomógł, bo pewnie miałeś szczęście, bo pewnie kurwa coś tam.

Podziwiam ludzi lepszych ode mnie. To takie kurwa nieludzkie, niepolskie! Staram się brać z “lepszych” ludzi przykład. Dlaczego “lepszych” w cudzysłowie? Bo jesteśmy równi. Nie mam oporów żeby pogadać z panem z telewizji i traktuję go tak samo dobrze jak panią z bazarku. Ale skoro pan z telewizji coś osiągnął, to dlaczego ja nie mogę? MOGĘ! Nie pochodzę z bogatej rodziny, raczej takiej normalnej gdzie dziadek dawał 2 złote za zmienienie babci firanek i uczył wartości pieniądza. Nie mam znajomości, mojego bloga nie wypromuje inna znana blogerka, a wujek z Ameryki nie kopsnie mi spadku ani worka dolarów żeby bloga rozpromować na bilbordach w centrum Warszawy. Jestem z niewielkiej miejscowości na końcu świata więc nie latam na wszystkie iwęciki żeby pójść się tylko pokazać, a potem narzekać na kiepski catering. Można powiedzieć, że mam pod górkę. Ale ja tego tak nie widzę. Nie wybijam się na jakimś nieszczęściu, nie żalę się, że na coś choruję, nie opowiadam na stories, że miałam sraczkę. Oczywiście wtedy słyszę, że co ja tam wiem. Wiem. Ale nie widzę potrzeby żeby epatować nieszczęściami. Mogłabym ponarzekać. Mogłabym napisać jak to jest czuwać 24 godziny na dobę przy umierającym człowieku. Mogłabym napisać jak to jest zaliczyć trzy pogrzeby bliskich w miesiąc. Mogłabym. Klikalne. Ale pierdolę! To, że nie mówię o wszystkim nie znaczy, że tego nie ma. Nie mam obowiązku spowiadania się publicznie. Mam wewnętrzny obowiązek sprawiania ludziom uśmiechu. Mam wewnętrzny obowiązek mówienia o tym, że się da!

W podstawówce szczytem moich marzeń było zobaczenie Grecji. Marzenie nierealne. W tamtym czasie mało kto jeździł na wczasy za granicę. Mam takiego wujka, który w latach dziewięćdziesiątych bujał się nie tylko po Europie ale i po całym świecie. Strasznie mnie zainspirował. Nic mu z nieba nie spadło ale jednak spełniał swoje podróżnicze marzenia. Minęły lata. Zaczęłam zarabiać i pierwszą lepszą kasę przeznaczyłam na wakacje w Grecji! Nie zarabiałam kokosów, raczej najniższa krajową. Jebałam na tę Grecję i pojechałam! Skoro szczyt moich dziecięcych marzeń dało się osiągnąć to doszłam do wniosku, że mogę wszystko! I wiecie co? Mogę! Od zawsze słyszałam w domu, że mogę być kim chcę i mogę mieć co chcę. Może nie za darmo ale mogę. No i proszę- mogę!

Nie czuję się ani wyjątkowa, ani byle jaka. Potrafię się doceniać. Potrafię powiedzieć, że jestem piękna mądra i noszę stringi. Potrafię sobie zapracować na swoje szczęście i nie potrzebuję potwierdzenia mojej zajebistości, wystarczy, że ja czuję się zajebista. Nie muszę niczego nikomu udowadniać. Mogę sobie żyć jak chcę i robić co chcę. I Wy też możecie. I jak Wam ktoś powie, że co Wy tam wiecie, że życia nie znacie to niech się w dupę pocałuje i dalej siedzi i nic ze sobą nie robi. I jak ktoś próbuje wzbudzić w Was poczucie winy, bo macie czegoś za (za zgrabną dupę, za dużo kasy, za fajnego partnera, za dobrą pracę, za dobre wakacje) to niech też zrobi coś na “za”, niech ZAmknie mordę.

Dziękuję. Dobranoc. Idę pakować się na wczasy pod palmą, na które zasłużyłam po ciężkim roku i na które sama jebałam, żeby teraz komuś żal dupę ścisnął. Kto w Biedrze kupuje, ten się za granico lansuje i chuj.

 

 

Po co jechać na See Bloggers?

By | Blog, Śmietnik | No Comments

No po co? Po co tam jechać? Pokazać mordę, przylansować się na ściance, rozdać autografy, przypucować się do tych większych, nazbierać fantów i napisać pochlebną opinię. A tak serio? Trochę to jest serio. Trochę nie. Czym dla mnie jest See Bloggers? Czemu lubię tam być? Jak było na ostatniej edycji? Już piszę! 

Na See Bloggers spotkamy gwiazdy. Gwiazdy z najwyższej półki (był Jurek Owsiak– lepszej rekomendacji nie trzeba!) i celebrytów niższych lotów (laska z jednego z dziwnych seriali typu “Szkoła”). Nie mnie oceniać kto jest gwiazdą, a kto nie jest, ale sami widzicie rozstrzał na podanych przykładach. Spotkamy też stado twórców. W tym roku było ponad dwa tysiące twórców internetowych. Dużo. Dla mnie za dużo. Jednak jestem za minimalizmem pod tym względem, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że się nie dostanę. To fajnie, że tyle osób ma szansę się dostać, ale taka masa ludzi jest przytłaczająca. See Bloggers po raz pierwszy odbyło się w Łodzi. Łódź, kurwa. Nie żebym miała coś do Łodzi, ale to Gdynię kocham całym sercem. Także budynek Centrum Nauki Experyment w Gdyni bardziej przypadł mi do gustu. Budynek EC1 w Łodzi, gdzie odbyło się tegoroczne SB był ładny ale zagmatwany. Gdyńskie miejsce spotkań miało zdecydowanie lepszy układ, łatwiejszy do ogarnięcia. Ale! Ale to nie miejsce, a ludzie są ważni!

Nie będę opisywać prywatnych afterków, bo co się wydarzyło w Łodzi, zostaje w Łodzi 😉 W tym roku olałam trochę warsztaty, bo fantów nie zbieram, a co mam wiedzieć to wiem, inna sprawa, że nie zawsze z tej wiedzy korzystam ale przemilczmy to. Zaliczyłam tylko jedne warsztaty. Miła pogadanka o świetle w fotografii. Nazwałabym to raczej odświeżeniem wiedzy niż jakimś odkrywaniem Ameryki ale nie żałuję, że poszłam. Resztę czasu spędziłam na, a właściwie pod sceną główną oraz z ludźmi oczywiście. Bo See Bloggers to właśnie ludzie. Ci znani i nie znani ale wszyscy otwarci na pogawędki i po to własnie jeżdżę na SB. Zaliczyłam kilka ścianek, coś tam dostałam od firm wszelkiej maści. Nie pchałam się po trzeci szampon i osiemnastą maseczkę, a foty robiłam tam gdzie…były ładne tła. Wychodzi na to, że jestem jednak pierdolnięta 😀

Bo ja moi Państwo lubię się pokazać i wyróżniać. Lubię kiedy ludzie wiedzą, że ja to ja. Próżność? (Nie)stety jak już brnę między twórców internetowych to jakoś swoją obecność zaznaczyć muszę. Właściwie nie muszę, taka jestem. Z radością skaczę jak żywa iskierka pomiędzy wszystkimi influencerami obdarzając wszystkich uśmiechem. Nigdy nie byłam szarą myszką i właściwie to ja lubię ten gwar i ludzi wokół. Lubię takie imprezy, bieganinę na szpilkach i pozowanie do zdjęć. Lubię gadać z ludźmi, których znam ale i podchodzić bez pardonu do tych, których nie znam. Ktoś mnie nie zna? No to mnie pozna. Powiedzonko siedź w kącie, a znajda Cię włóżmy między bajki. Jeśli chciałabym pisać byle pisać to pisałabym do szuflady. Jeśli piszę w sieci, to nie oszukujmy się, nie chcę być nikim. I każdy kto tworzy w sieci chce być zauważony, chce mieć swoich odbiorców. Jeśli byłoby inaczej pisałby pamiętniczek w zeszycie. I po to jest See Bloggers- żeby lśnić!

Bardzo się cieszę, że miałam okazję pogadać z Panem Maciejem Orłosiem. Mam do niego ogromny szacunek, a na żywo jest jeszcze fajniejszym człowiekiem. To nie była tylko fotka i nara. Nie. Pogadaliśmy sobie na fajce jak równy z równym. Generalnie polecam palenie. Palcie cokolwiek, bo na papierosie spotyka się najciekawszych ludzi 😉 Na kolejnej przerwie na papierosa (hello, palę elektronika jakby co) miałam okazję podyskutować o #żryjzpudernicą z Pascalem Brodnickim. Dobry ziomek! A Michał Żebrowski sam się do mnie przysiadł. Zapomniałam mu tylko powiedzieć, że 20 lat temu Sylwia się w nim kochała. No trudno…nadrobię. I za to lubię See Bloggers- można pójść na fajkę z Panem z Teleexpressu 😉

Scena główna była w tym roku naładowana wszystkim co najlepsze. Właściwie to nie było sensu latać po warsztatach, bo żal było ominąć wykłady na niej. Całe szczęście wystąpienia z tej sceny można obejrzeć na Facebooku SB. Wszystkich najbardziej poruszyło wystąpienie Fashionelki. Dobrze mówiła, przynajmniej po części. Od dawna walczę ze sztucznym nabijaniem statystyk, pisałam o tym zresztą nie raz, ostatnio w tekście Jak zostać gwiazdą Instagrama, szybko zyskać obserwatorów i dobrze na tym zarabiać. Też uważam, że nie warto robić z siebie słupa ogłoszeniowego, ale ale… nie każda blogerka jest Fashionelką i nie każda dostaje 70 tysi za posta, no nie oszukujmy się. Bez sensu jest łapanie współprac jak leci, sama biorę jedną współpracę na ruski rok, ale jeśli komuś odpowiada taka droga- spoko, jego sprawa. Każdy od czegoś zaczynał. Nikt nikomu 70 klocków na start nie da. I dlatego uważam, że tutaj Eliza mogła trochę zejść na ziemię. Nie widzę w tym też nic złego, że blogerzy robili sobie fotki na stanowiskach sponsorów podczas SB. Sama kilka fotek sobie cyknęłam, tam gdzie mieli ładne tła 😀 I nie czuję żebym sprzedała się za szampon. Ba! Nawet nie pokazywałam nazw marek na tych zdjęciach co możecie zobaczyć na powyższych fotkach. Nie wszystko jest czarno-białe. Niefajne jest to, że niektórzy zrobili sobie z SB wyścigi w zbieraniu fantów (legalnie i nielegalnie), ale cyknięcie dwóch fotek na tle kremów to żadna zbrodnia. Serio. Także luz w dupie Panowie i Panie. Trzeba też wziąć pod uwagę, że Eliza doszła do takich wniosków po iluś tam latach w blogosferze i po wielu aferach z kupowaniem lajków i inne takie, nie wnikajmy. Jak widać…well…żeby nie napisać za wiele…Jestem absolutnie za tym, żeby sobą dawać przykład i być uczciwym od momentu startu w sieci tak żeby nikt się do nas nie przyjebał i żeby być wzorem do naśladowania nie tylko w pogadankach ale w swojej działalności.

.

Po raz pierwszy odbyła się oficjalna gala i wręczenie nagród w plebiscycie #Hasztagi Roku. Miło mi, że nie tylko zostałam nominowana, ale także wybrana do pierwszej dziesiątki w kategorii Odkrycie See Bloggers. Żeby tego było mało, to podczas głosowania miałam największą ilość głosów (ponad 14%, czyli o połowę więcej niż osoba z drugiego miejsca!). Statuetki nie wygrałam, komisja zdecydowała inaczej, natomiast ja czuję się ogromnym zwycięzcą, bo to pokazuje, że ludzie mnie znają i chyba nawet lubią. A tam z komisją 😉 Dostałam solidnego kopa. Upewniam się w tym, że warto dla Was pisać pierdząc w kanapę 😀 No, bo wiecie to tak jakbym została Miss Publiczności czy coś, no nie? Z ciekawostek to w tym roku inni chcieli fotkę ze mną. A najciekawsza ciekawostka jest taka, że poszedł pierwszy autograf. Taki prawdziwy! Panie z Twojego Stylu mnie rozpoznały i nie chciały wypuścić ze stoiska, to było urocze. A Pan Ochroniarz po cichaczu zrobił sobie ze mną zdjęcie, bo jestem znana. Kurwa, lubię to. Miłe to. O takie blogiosferę walczyłam 😀

Po co jechać na See Bloggers? Właśnie po wszystko to o czym napisałam i po jeszcze więcej. Warto jechać żeby pośmiać się z innymi, żeby poznać innych, żeby ktoś do Ciebie podszedł i powiedział- “Wiolka, Ty jesteś mega sympatyczna i tak samo pierdolnięta na żywo jak w sieci”. Lubię pozytywnie rozczarowywać ludzi “o kurwa, przeklinasz mniej ode mnie!”. Lubię, po stokroć lubię See Bloggers! Wracam tam!

Tutaj poczytacie o moich wrażeniach z innych edycji SB-

A na dokładkę zostawiam Wam jeszcze filmik o moich poseebloggersowych przemyśleniach na IGTV.

Tyle ze mnie. Jak Wasze wrażenia po SB?

Zdjęcia z logo See Bloggers pochodzą z FB SB, autorem jest mój ulubiony fotograf Piotr Żagiell Photography, który co roku nieustannie lansuje mnie podczas tej imprezy i dobrze mu to idzie 😉 

 

Wakacje z moich snów. Z koszmarów.

By | Blog, Wywczas | No Comments

Mrówki w dupie? Głośna pobudka o piątej rano? Myszy w domku letniskowym? Spanie pod papą, która od bladego świtu waliła smołą? Parówki za 16 złotych? Rybka za 140? A może mała woda za 35 zeta? Moje wakacje marzeń w skondensowanej wersji! Czego ja nie robiłam, gdzie ja nie byłam, o panie!

Umówmy się, całe życie to ja po słonecznych zakątkach Europy się nie bujałam. Szczytem marzeń było Jezior Białe na weekend, które niszczyło bardziej niż Mielno Krzysia. O Białym wspomniałam kiedyś we wpisie Słoneczne migawki. W skrócie- jest to miejsce kultu napalonej młodzieży, miejsce gdzie alkoholu jest więcej niż wody w jeziorze, a ludzie ciągną tam z całej Polski nie po to żeby odpocząć, a raczej się sponiewierać 😀 A nad Białym niejedna historia miała miejsce. Nie było czterogwiazdkowych Mariotów, a pokomunistyczne domki i PRLowskie ośrodki wypoczynkowe. Oczywiście Okuninkę dopadł postęp i w późniejszym czasie jeździłam już do hotelu z basenem, ale prawdziwy klimat mrówek w dupie i smak lata czuło się w prehistorii, która przypadała na moje nastoletnie lata. Drodzy moi, wybraliśmy się nad Białe. Domek Bocian. PRL jak się patrzy ale doba za 30 złotych i łóżko wystarczało. Do Bociana dotarliśmy nad ranem po imprezowej nocy. Spać. A dupa tam. Po domku latało stado myszy. Przysięgam, że wielkości koni, bo jebane tak tupały i skrobały, że spać się nie dało. W końcu poszliśmy na kimkę do auta.

Kolejny raz. To samo jezioro. Ostatnie miejscówki blisko centrum? Tylko w starych wagonach! Raz się żyje. 25 zeta za osobę. Około 5 rano gdy wzeszło słońce obudził nas smród topionej smoły. Jak smalec kocham, tak musi wyglądać piekło! A przynajmniej tak tam musi walić. Dach wagonu kryty papą i smołowany na grubo zaczął się topić! Nie dało się spać, więc po jakichś 2 godzinach cybania wyskoczyliśmy na zewnątrz w tempie sraczki po śliwkach i mleku.

Jeszcze trochę wcześniej. Również Białe.Wbijamy na pole namiotowe, szukamy właściciela. Brak. Chłopaki z jedynego domku jaki stał na tym polu informują, że chuj wie kto jest właścicielem, bo oni tu od tygodnia za darmo mieszkają i jeszcze nikt się nie zjawił. Rozbijamy namiot za darmoszkę. Impreza. Kładziemy się spać nad ranem. Chwilę po 6 budzi nas muzyka na cały regulator. Rozbiliśmy się wśród metalowców, którzy dzień zaczynali wcześnie łomotem na pół Okuninki. Na szczęście muza napierdalała tylko do pory obiadowej. Zgadnijcie czy ktoś spał.

Mój ostatni raz pod namiotem. Lata temu. Oczywiście nadal to samo jezioro, bo gdzie się bawić jak nie w mekce zepsucia. Rozbijamy się pod brzozą. I już fakt, że była to brzoza powinien nas zaniepokoić. Rozbić się pod brzozą- to był kurwa znak! Tyle tylko, że akcja miała miejsce kilka lat przed tą smoleńską. Elegancko, w cieniu, pasztet na śniadanie kupiony, można iść w tańce, hulanki, swawole. Ledwie karczmy nie rozwalą ale kurła hejże hola! Świta. Mrówki w dupie! Jak boczek kocham, mrówki były wszędzie. Ale żeby tylko! Rozbijając namiot nie wzięliśmy pod uwagę tego co gadał Kopernik. Wiecie heliocentryzm, taka sytuacja. Rano słońce świeciło z innej strony niż wieczorem, cień nam ukradli, a temperatura w namiocie przekroczyła z trylion stopni Celsjusza.

Ostatni wolny pokój w szczycie sezonu. Okuninka oczywiście. Milion stopni nawet nocą. Otwarte okno nic nie dawało, a powietrze rozgrzane tak, że podrzucając w górę kartofla same robiły się frytki. Mało? Pokój czteroosobowy. Kolega chrapał tak, że pozostałe trzy osoby nie mogły spać. Gdybym wtedy miała nóż, to jak kiełbasę kocham, teraz siedziałabym w pierdlu oskarżona o morderstwo z premedytacją. Mało? Pokój znajdował się w prywatnym domu, starsza pani wynajmowała miejscówki dorabiając sobie do emerytury. W ścianie naszego pokoju był komin. a co tam komin latem, powiecie. A to, że pani paliła na piecu żeby turyści mieli ciepłą wodę. Tym sposobem na zewnątrz było jakieś 35 stopni, a w naszym pokoju pewnie z 50. I na chuj mie Karaiby? Tradycyjnie próbowaliśmy spać na zewnątrz ale kolega śpiący na ławce został obudzony warczeniem ogromnego owczarka, który potem zaczął rzucać się na auto, w którym to próbowałam spać z Niemężem. Jednym słowem- wróciliśmy pod komin przy chrapiącym kumplu. Oczywiście, że nie spaliśmy tej nocy.Jak już się człowiek trochę odchamił, własne hajsy zaczęły spływać regularnie, kierunki podróży nam lekko ewaluowały. Góry. Wielka wyprawa nad Morskie Oko. Wyposażeni w raki, czekany i japonki wyruszyliśmy ze znajomymi na wielką wyprawę. Oczywiście nie wyruszyliśmy skoro świt, więc kiedy dowlekliśmy się do schroniska głodni i zjebani bardziej niż te konie, które mijaliśmy po drodze, zapragnęliśmy jadła. Nonszalancko zamówiłam to co było. Zważywszy na późną porę były tylko parówki i zupa. Mięso, to mięso, biere. Kurwa! 16 zeta za dwie suche, małe parówki z plastikowej świni. Wysuszone to takie i do niczego nie podobne. Jaki wkurw! Oczywiście, że tymi ostatnimi dwiema parówkami we dwójkę się nie najedliśmy. W ramach pocieszenia wypiłam browarka i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nie przewidziałam tylko jednego, mój pęcherz ma ograniczoną pojemność. Z lewej pionowa skała, z prawej przepaść, wokół miliony ludzi, którzy musieli wybrać się nad Morskie Oko dokładnie wtedy co my! Przypomniało mi się, że gdzieś na trasie mijaliśmy toitoje. Nie pamiętałam jednak, że dzieli mnie od nich kilka kilometrów. Co zrobić? Matko Bosko Krasnostawsko! Jak ja wydarłam! Zapieprzałam tak, że z pewnością wygrałabym olimpiadę, paraolimpiadę i Wyścig Pokoju bez roweru jednocześnie! Ludzie schodzili mi z drogi, bo krzyczałam, że ja do toitoja, w kolejce też mnie przepuścili. Wcale się nie dziwię, bo miałam pianę na ryju i pot na plecach. Zanim dogonili mnie znajomi minęło dobre pół godziny, a ja odlałam się jeszcze raz. Profilaktycznie.

A rybkę za 140 złotych dostałam od Niemęża. W Sopocie. Przy molo. Kostka rybna najtańszego sortu ze spalonymi frytkami. A w życiu lepszej nie jadłam! Niebo w gębie! Papierowa tacka, na której leżała rybka miała taki sam smak jak ta ryba bez smaku. Ale za 140 złotych, to co powiem? Powiem, że była najlepszą rybą w moim życiu! Podobnie jak mała woda na Sycylii za 8 euro. Najzajebistrza woda jaką miałam zaszczyt pić! To chuj, że pani dała mi gazowaną, chociaż chciałam niegazowaną, bo gazowanej nienawidzę. Po co komu na Sycylii angielski znać? Bez sensu. Dała to co uważała za słuszne. Mówię Wam, w życiu takiej pyszniutkiej wody nie piłam <3 Centrum Taorminy ceny ma zacne, ale jak suszy to co zrobić? Mega woda! Polecam!

Wiecie, że zaraz będzie z tysiąc znaków? Chyba popłynęłam z tematem jak imigrant na pontonie. A przygód było jeszcze tysiąc pięćset sto dziewięćset. Na dziś to Wam chyba wystarczy.

Miałam przygód tyle co Koziołek Matołek i Włóczykij z Muminków razem wzięci. Żadnej nie żałuję i wspominam z radością, chociaż nie zawsze było mi do śmiechu kiedy te miały swoje miejsce w czasie realnym. A Wy macie jakieś wakacje ze snów na swoim koncie?

Wpis powstał w ramach akcji Wspaniały Rok. Temat miesiąca to “The Taste of Summer”. Zajrzyjcie też do innych, a dowiecie się jak rozwinęli temat 🙂

Twoje Źródło Urody,CzarszkaEvelyns 50 shades of redRozmyslania YasminelliHeyItsAlexKKolorowy krajMazgooBlonde BangsKerliArsenicInterendoCodzienność naszaEsy floresy fantasmagorieW blasku marzeńPasja rodzi profesjonalizmDomatoresCzerwonoustaEkstrawaganckoFeeling Fancy.

 

 

Konsumpcjonizm czy minimalizm?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments

Czasami w wietrze tych moich przemyśleń stanę w takim przeciągu, że aż mi gluty z nosa kapią. Bo weźcie, no pomyślcie, na jakim my świecie żyjemy? W radiu środki na infekcję pochwy, a w telewizji pożyczki na wakacje. I to musi się sprzedawać skoro reklama ciągle w eterze krąży. I jak ja tak sobie rozkminię, to na te wczasy na kredyt najlepiej jechać z tymi globulkami. Profilaktycznie. Bo przecież na takich wakacjach to różne rzeczy się dzieją i z różnymi ludźmi. Kolega mówił.

 

Te wszystkie reklamy to nas generalnie w chuja robią. To znaczy naiwnych robią. Pomijam tu dzieci i osoby starsze, tutaj to wiadomo. W Lidlu opiekacze na promce… tak jakby ludzie głupi byli. Przecież wiadomo, że latem to tylko grill, kiełbasa, browarek i kilka szparek. Tak się żyje! W jakimś tam markecie z elektroniką telewizor za pół ceny jeśli nasza reprezentacja do półfinałów wejdzie. No sorry, nieaktualne. Kulki mocy były przeterminowane. A mogli smalec jeść, a nie bez glutenu, bez cukru, bez smaku. W kolejnym markecie dwunastopak piwa za dwie dychy, bo co? Ze mną się nie napijesz? No chyba nie. Zmień pracę i weź kredyt! I już reklama banku ciśnie się z nową kartą. Darmową! A po trzech miesiącach jeb! I trza płacić.

Nowy telewizor, samochód, telefon, kiecka z najnowszej kolekcji, Wittchen z Lidla- nie da się bez tego żyć? Ta cała torebkowa akcja, ludzie…o naiwni! Poszłam do Wittchen, a tam torebki na promce, tańsze niż w Lidlu, bez kolejek i bez napierdalanki między zapienionymi babami. Nie głupio tym ludziom tak walczyć o kawałek szmaty? Zupełnie jak na zniżkach w Rossmannie. Chodzę do Jawy, tam ceny regularne są niższe niż te na obniżkach w Rossie. Mogłabym przepłacać, bo budżet pewien mam ale po co? No nie wiem. 

Blogerki maja najgorzej. Bo wiecie fotki. Trzeba nakupić pierdół do całej chałupy, te condomballsy i figurki ananasów. Kurzołapy, Ale taka moda, mieć trzeba. Dużo dodatków wszędzie, tak żeby przy samojebce w tle były modne akcenty. I jeszcze kosz badziewia do flatlajów. I ja tutaj nie mówię o tych osobach, które potrafią umiejętnie pewne elementy wykorzystać, są im niezbędne do pracy. Ja tu mówię o takich śmieciarzach- gromadzą byle mieć. Bo moda! Bo somsiad ma, ja nie kupię?Hity blogosfery- hitami pospólstwa!

Dziwi mnie zjawisko, które często obserwuję chociażby na Insta. 20 dni w miesiącu na stories słyszę narzekanie na niskie zarobki, a potem jeb! Trzy nowe paletki cieni za połowę pensji! No i chuj, nie będę żreć przez trzy dni! Ja sobie jakoś szczególnie nie żałuję, choć szacunek do pieniędzy mam. Jakbym miała wydać połowę pensji na kosmetyk to chyba byłby ze szczerego złota, pytanie po co? Żeby strzelić kilka fotek dla obserwatorów, pięć razy się pomalować i rzucić w kąt? Żeby przez resztę miesiąca płakać, że nie ma się na waciki? 

Za czym ten pęd? Za czym ta pogoń? Komu Wy się ludzie chcecie pokazać i po co? Czy Wy nie widzicie jak pięknie wkręcacie się w spiralę reklam? Bo ktoś tam wypuszcza nową serię kosmetyków, bo jest na to bum, bo trzeba jak najszybciej na blogu o tym napisać, bo staty, bo muszę to mieć, bo…Zadaj sobie pytanie czy tego potrzebujesz, czy jest Ci to potrzebne, czy dzięki temu będziesz szczęśliwszy.

Żadna tam ze mnie minimalistka. Minimalizm modny. Mam ze sto par butów. Lubię, ale stać mnie na to i nie odczuwam kolejnej pary. Nie muszę rezygnować z żarcia żeby dojebać sobie szpileczki za kilka stówek. Ale i tak zadaje sobie za każdym razem pytanie po co mi one. Jeśli uznam, że tak, są mi potrzebne, takich nie mam, nie będą stały bezużyteczne- kupuję. Kupuję, bo chcę, a nie, bo naszła na nie moda, albo somsiad ma to nie będę gorsza. Gdybym zarabiała tysiaka to albo kupowałabym buty po taniości, albo raz na ruski rok jedną porządną parę, tak żeby moje konto nie piszczało z głodu. Ale nadal moje zakupy są przemyślane. Kupiłam niedawno buty za dwa złote, kupiłam, ale i tak przed zakupem zadałam sobie pytanie “po chuj?”, odpowiedz była prosta- ładne, wygodne, będę w nich latać i latam. Nigdy nie kupuje czegoś czego nie użyję. 

Nigdy nie kupuję czegoś co nie jest mi potrzebne. Nawet na AliExpress ;) Nie gromadzę śmieci, nie zbieram bibelotów, nie wydaje kasy na coś co rzucę w kąt ani na coś co stoi i nie ma żadnej funkcji. Dodatki w domu? Świece, lustra, zegary, żywe kwiaty- tylko to co ma jakieś swoje zadanie. Z fanaberii posiadam dwie maskotki. Jedna kupiona dla jaj, druga, bo chciałam dać zarobić starszej Pani sprzedającej rękodzieło, a jej straganik ludzie omijali.

Przeraża mnie życie ponad stan. Konsumpcjonizm. Spoko- stać Cię, możesz sobie kupić nawet gumowe gówno za trzy tysiące, luz. Ale kiedy kogoś nie stać, przepierdala pensję na bibeloty, bo reklamowane czy to w telewizji czy na blogach, to coś jest nie tak. Włącza mi się światełko i zaczynam dumać. W tym przeciągu myśli przechodzą mnie dreszcze, czy ludzie są tak głupi czy naiwni i myślą, że mieć jest ważniejsze od być?