Zlot Lubelskich Straszydełek

Kto zazwyczaj spotyka się w bramie? Żule i Sebixy. Zdarza się i blogerkom… Ale nie, że jakoś tam na wino czy coś. Minął miesiąc od spotkania w knajpie o nazwie W bramie. Właśnie się ogarniam i piszę małą relację, bo nie wiadomo kiedy ten czas zleciał. Kilka słów o grubych hajsach, kosmetykach i fajnych dziewczynach.

Dokładnie 21 piździernika wybrałam się na spotkanie w Lubartowie. Chwilę wcześniej byłam w Serocku i powiem Wam, że Lubartów to przy Serocku jak Nowy Jork przy Krasnymstawie ? Dojechałam na raty- trochę busem (all inclusive nawet wi-fi było), potem zabrała mnie Karolina już całkiem luksusowo, bo samochodem. Jakiś czas temu zrezygnowałam z małych spotkań, bo w większości przypadków obowiązkiem(!) było klepanie recenzji na ilość, a po drugie a… no kurwa nie wszystkie blogerki są fajne i wolałam z domu wcale nie wyłazić, albo pojechać na drugi koniec Polski i lansować się incognito. Na spotkanie w Lubartowie wybrałam się, bo wiedziałam, że będą sami swoi i to sami fajni. Dziewczyny tak dobrały sponsorów, że nikt nie każe nam jebać notatek na odpierdol. No to pojechałam. Pojechałam na ploty, jedzenie i z chęci dorzucenia hajsów na zwierzaki. Fakt- wróciłam z tobołami, ale tego się nie spodziewałam.
Pojadłyśmy, popiłyśmy (kawy i lemoniady!) i miałyśmy ciekawe spotkanie z przedstawicielką Dermacolu. Pani Lucyna przedstawiła nam ofertę marki, ale nie wciskała kitów. To miło z jej strony, że bardzo rzetelnie opowiedziała nam o wszystkim bez jakiejś nadmiernej reklamy.
Dermacolowy test rozgrzał nas do czerwoności. Udało mi się wygrać genialną bazę pod makijaż, chociaż moja odpowiedz była tyle trafna co i nie trafna, ale cicho.
Po zmacaniu kosmetyków od Pani Lucyny miałyśmy kolejną chwilę na integracje i rozmowy, chociaż jak się jest w gronie swojej bandy, to tego czasu nigdy nie ma za wiele. Następnie odbyła się licytacja na rzecz Radzyńskiego Stowarzyszenia Na Rzecz Zwierząt “Podaj Łapę”. W sumie udało nam się uzbierać około 1400 zł, uważam, że niezła suma. Księdzu nie dam, na kota, psa i Owsiaka- zawsze.
Takie spotkania w swoim gronie, to jednak dobra sprawa. Nie mylić z kółkiem wzajemnej adoracji! Po prostu blogerki, które były obecne darzę sympatią, wiem, że nie pójdą i jedna drugiej dupy nie obrobi. Wiem, że nikt mnie nie zaprasza żeby coś z tego mieć. Wiem, że z tymi dziewczynami można próbki w Rossmannie kraść, czy tam konie, czy jak to tam było. Wiem, że jakiś pies dzięki nam dostanie michę mięska. Wiem, że po takich spotkaniach mam więcej energii i wiem, że zawsze zjem coś dobrego w innym miejscu haha ?
Kolejny powód dlaczego się wybrałam na spotkanie- zdjęcie na rogu. Z Sylwią od kilku lat robimy sobie wspólne zdjęcie na rogu stołu. Taka nasza tradycja z dupy. Spotkanie organizowała Sylwia i Ola, do Sylwii od dawna mam ciągoty, do Oli od trochę mniej dawna, bo znamy się krócej. No i Mazgoo- no jak gdzieś jechać to wiadomo, że z nią, no bo jak?
Ale dobra, powiem Wam po kolei kto był!
Sylwia– organizatorka. Wielbię od dawna, mam wrażenie, że mamy podobne środki i sprane łby.
Ola– organizatorka. Poznałyśmy się na MB. Jaka ona jest ładna! Fajna też ?
Kasia– dzięki niej wiem, że się nie zgubiłam, rudasowe włosy widać z daleka i zawsze dobrze nakierują.
Kasia– druga Kasia. Bardzo sympatyczna dziewczyna i mama. Mama Kasia. Jedna z cieplejszych osób jakie znam.
Milena– taki nasz miejscowy promyczek. Przy niej zawsze się gęba uśmiecha.
Gosia– dowód na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Jesteśmy tak różne, że aż się lubimy!
Iwona– od kilku lat nie miałyśmy okazji poznać się na żywo i w końcu nastał ten dzień!
Karolina– dobra wariatka. Woziła mi dupę po Lubartowskich bramach. Imponuje mi swoim hobby.
Żaneta– zabrakło nam czasu żeby omówić wszystkie Sycylijskie przygody. Zgadałyśmy się jak nic!
Magda– my to jak ogień i woda. Mimo przeciwności losu i wścibskim nosom od lat się kumplujemy.
Paulina– zawsze odbierałam ją bardzo pozytywnie. Jest taka swoja!
Klaudia– dawno jej nie widziałam i cieszę się, że ten dzień nastąpił. Razem tarmosiłyśmy się na busa.
Diana– robi piękne makijaże. No i ma kota. Jak ktoś ma kota, to musi być spoko (nie licząc tego jednego od czytania atlasu kotów).
Magda– aż żałuję, że się z nią nie nagadałam, no ale chyba jeszcze będzie okazja, nie?
Milena– nasza fotografka.
Jeszcze ja byłam, ale pomińmy to milczeniem. Wystarczy, że zdjęcia mnie kompromitują ?
Przybyło mi darów losu. Wszystko zaprezentowałam skrupulatnie na moim FB i IG i tam możecie sobie pooglądać, bo nie chce mi się sto razy wałkować tematu. Żeby uniknąć komentarzy “Oesu a kiedy Ty to zużyjesz”, informuję- połowę już rozdałam przyjaciółkom i Mamie i nic nikomu nie wyślę, bo i takie katowanie bani się zdarza. Wiecie “dej, dej, mam hore curke”. Lecę, pierdzę i wysyłam, bo nic nie mam do roboty tylko stać na poczcie i umilać życie połowie kraju.
Sponsorzy darów losu i darów na licytację:

 

I w sumie to tyle. Nie wiem ile osób doczytało. Lubię czytać takie relację, ale co lubicie Wy to ja nie wiem. Macie jeszcze zniżkę na produkty Kej żebyście mieli gdzie kasę stracić i do zoba!