Monthly Archives

listopad 2017

Zlot Lubelskich Straszydełek

By | Blog, Śmietnik | No Comments
Kto zazwyczaj spotyka się w bramie? Żule i Sebixy. Zdarza się i blogerkom… Ale nie, że jakoś tam na wino czy coś. Minął miesiąc od spotkania w knajpie o nazwie W bramie. Właśnie się ogarniam i piszę małą relację, bo nie wiadomo kiedy ten czas zleciał. Kilka słów o grubych hajsach, kosmetykach i fajnych dziewczynach.

Dokładnie 21 piździernika wybrałam się na spotkanie w Lubartowie. Chwilę wcześniej byłam w Serocku i powiem Wam, że Lubartów to przy Serocku jak Nowy Jork przy Krasnymstawie ? Dojechałam na raty- trochę busem (all inclusive nawet wi-fi było), potem zabrała mnie Karolina już całkiem luksusowo, bo samochodem. Jakiś czas temu zrezygnowałam z małych spotkań, bo w większości przypadków obowiązkiem(!) było klepanie recenzji na ilość, a po drugie a… no kurwa nie wszystkie blogerki są fajne i wolałam z domu wcale nie wyłazić, albo pojechać na drugi koniec Polski i lansować się incognito. Na spotkanie w Lubartowie wybrałam się, bo wiedziałam, że będą sami swoi i to sami fajni. Dziewczyny tak dobrały sponsorów, że nikt nie każe nam jebać notatek na odpierdol. No to pojechałam. Pojechałam na ploty, jedzenie i z chęci dorzucenia hajsów na zwierzaki. Fakt- wróciłam z tobołami, ale tego się nie spodziewałam.
Pojadłyśmy, popiłyśmy (kawy i lemoniady!) i miałyśmy ciekawe spotkanie z przedstawicielką Dermacolu. Pani Lucyna przedstawiła nam ofertę marki, ale nie wciskała kitów. To miło z jej strony, że bardzo rzetelnie opowiedziała nam o wszystkim bez jakiejś nadmiernej reklamy.
Dermacolowy test rozgrzał nas do czerwoności. Udało mi się wygrać genialną bazę pod makijaż, chociaż moja odpowiedz była tyle trafna co i nie trafna, ale cicho.
Po zmacaniu kosmetyków od Pani Lucyny miałyśmy kolejną chwilę na integracje i rozmowy, chociaż jak się jest w gronie swojej bandy, to tego czasu nigdy nie ma za wiele. Następnie odbyła się licytacja na rzecz Radzyńskiego Stowarzyszenia Na Rzecz Zwierząt “Podaj Łapę”. W sumie udało nam się uzbierać około 1400 zł, uważam, że niezła suma. Księdzu nie dam, na kota, psa i Owsiaka- zawsze.
Takie spotkania w swoim gronie, to jednak dobra sprawa. Nie mylić z kółkiem wzajemnej adoracji! Po prostu blogerki, które były obecne darzę sympatią, wiem, że nie pójdą i jedna drugiej dupy nie obrobi. Wiem, że nikt mnie nie zaprasza żeby coś z tego mieć. Wiem, że z tymi dziewczynami można próbki w Rossmannie kraść, czy tam konie, czy jak to tam było. Wiem, że jakiś pies dzięki nam dostanie michę mięska. Wiem, że po takich spotkaniach mam więcej energii i wiem, że zawsze zjem coś dobrego w innym miejscu haha ?
Kolejny powód dlaczego się wybrałam na spotkanie- zdjęcie na rogu. Z Sylwią od kilku lat robimy sobie wspólne zdjęcie na rogu stołu. Taka nasza tradycja z dupy. Spotkanie organizowała Sylwia i Ola, do Sylwii od dawna mam ciągoty, do Oli od trochę mniej dawna, bo znamy się krócej. No i Mazgoo- no jak gdzieś jechać to wiadomo, że z nią, no bo jak?
Ale dobra, powiem Wam po kolei kto był!
Sylwia– organizatorka. Wielbię od dawna, mam wrażenie, że mamy podobne środki i sprane łby.
Ola– organizatorka. Poznałyśmy się na MB. Jaka ona jest ładna! Fajna też ?
Kasia– dzięki niej wiem, że się nie zgubiłam, rudasowe włosy widać z daleka i zawsze dobrze nakierują.
Kasia– druga Kasia. Bardzo sympatyczna dziewczyna i mama. Mama Kasia. Jedna z cieplejszych osób jakie znam.
Milena– taki nasz miejscowy promyczek. Przy niej zawsze się gęba uśmiecha.
Gosia– dowód na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Jesteśmy tak różne, że aż się lubimy!
Iwona– od kilku lat nie miałyśmy okazji poznać się na żywo i w końcu nastał ten dzień!
Karolina– dobra wariatka. Woziła mi dupę po Lubartowskich bramach. Imponuje mi swoim hobby.
Żaneta– zabrakło nam czasu żeby omówić wszystkie Sycylijskie przygody. Zgadałyśmy się jak nic!
Magda– my to jak ogień i woda. Mimo przeciwności losu i wścibskim nosom od lat się kumplujemy.
Paulina– zawsze odbierałam ją bardzo pozytywnie. Jest taka swoja!
Klaudia– dawno jej nie widziałam i cieszę się, że ten dzień nastąpił. Razem tarmosiłyśmy się na busa.
Diana– robi piękne makijaże. No i ma kota. Jak ktoś ma kota, to musi być spoko (nie licząc tego jednego od czytania atlasu kotów).
Magda– aż żałuję, że się z nią nie nagadałam, no ale chyba jeszcze będzie okazja, nie?
Milena– nasza fotografka.
Jeszcze ja byłam, ale pomińmy to milczeniem. Wystarczy, że zdjęcia mnie kompromitują ?
Przybyło mi darów losu. Wszystko zaprezentowałam skrupulatnie na moim FB i IG i tam możecie sobie pooglądać, bo nie chce mi się sto razy wałkować tematu. Żeby uniknąć komentarzy “Oesu a kiedy Ty to zużyjesz”, informuję- połowę już rozdałam przyjaciółkom i Mamie i nic nikomu nie wyślę, bo i takie katowanie bani się zdarza. Wiecie “dej, dej, mam hore curke”. Lecę, pierdzę i wysyłam, bo nic nie mam do roboty tylko stać na poczcie i umilać życie połowie kraju.
Sponsorzy darów losu i darów na licytację:

 

I w sumie to tyle. Nie wiem ile osób doczytało. Lubię czytać takie relację, ale co lubicie Wy to ja nie wiem. Macie jeszcze zniżkę na produkty Kej żebyście mieli gdzie kasę stracić i do zoba!

W głowie szalet- PKiN, króliczki Prezesa, TVN i hora curka w Simsach

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Zniknę ze świata na trzy dni i tyle się dzieje, że w głowie szalet. Śmieszno i straszno, ale głowa moja chyba zdrowa psychicznie. W każdym razie niezdiagnozowana, to pierwsza kamieniem nie rzucę. Jak rzucę, to złapię. Tylko moich rozkmin nie wyłapię, bo jak mi się w głowie gotuje, to albo paplam, albo piszę. Bez albo. Taka jest prawda. Dwa ostatnie miesiące, to taki młyn, że jakbym była młynarzem, to miałabym już z tonę mąki. Z tej mąki chleba nie będzie. Będzie post. O królikach, butach, Tefałenach, o burzeniu pałacu i maśle dla bogaczy.

Jakbym miała teraz trzy miliony, to kupiłabym ze dwa mieszkania na wynajem i moją emeryturę, bo przecież emerytura z Zusu to nawet nie marzenie, to jak statek kosmiczny. Ktoś tam widział, nikt w to nie wierzy, nikt nie zobaczył na własne oczy. Chociaż w sumie poczytałam trochę o tych szarakch i o tym jak za uchem wszczepiają implanty. W sumie to bardziej wierzę w kosmitów niż moją emeryturę, bo jakoś wiarygodniej to wszystko brzmi w przypadku ufoków. No i te dwa mieszkania kupuję i zostaje mi jeszcze całkiem fchuj, to se jeżdżę po świecie, książki pisze i bloga. Zawsze chciałam napisać książkę. W gimnazjum dwa opasłe zeszyty spisałam i chuj. Teraz wszyscy piszą książki. Wszystkie blogery i celebryty. Złodzieje marzeń. Teraz to ja pierdolę leżeć w empiku między modlitwami Cejrowskiego i poradnikami Rozenek. Tak nisko nie upadłam. Przejdzie fala to napiszę. No i tak to właśnie przejebałabym trzy miliony. Dużo jedzenia i poznawania świata i dwa mieszkania żeby było z czego żyć. Za trzy miliony można też wyprodukować chujowy spot o ruchających się królikach. Patologio! Patrz i się ucz! Co to jest 3 Dżesiki i 4 Brajanki? Króliki to dopiero fabryka! Nasz rząd za przykład stawia nam króliki, które rodzą 63 (czy ile tam w spocie krzyczą) sztuki uszatych dzieci. Bardzo rozsądnie Wysoka Izbo. Ruchajmy się i rozmnażajmy. 63×500=31500. Ponad 31 tysięcy miesięcznie na gówniaki z 500+. Good deal Panie Prezesie! Świetny przykład z tymi królikami. Na drugi raz dajcie szczury, bo one to i ze 200 dzieciorów wyprodukują. Swoją drogą filmik ministerstwa bezmyśleństwa nagrany jakbym to ja z ręki nagrywała, do tego scenografia zamawiana na Aliexpress. Panie Prezesie! Zrobię to lepiej za dwa miliony! I szczury załatwię! Króliczki Prezesa kurwa jego mać. Jaki kraj takie króliczki. Jaki kraj taki Hugh Hefner.
Pałac Kultury i Nauki chcą burzyć. Bo komuna, bo brzydkie. Budynek jak budynek. Jak go widzę to chociaż wiem, że do stolicy dojeżdżam. Chociaż nie. Jak samochód stoi w korku powyżej 30 minut, to czuję, że Łorsoł blisko. Na chuj to ruszać? Za dużo wolnych milionów? To niech te korki rozładują zamiast coś burzyć i od nowa budować. Taniej wyjdzie. Ale nasz rząd bogaty. Nasze państwo bogate. Ceny jak w Rumunii. Ten sam gość co chce pałac rozjebać, żeby se tam postawić dom, był ostatnio na zakupach. Zupełnie jak zwykły szary człowiek. Szary człowiek, to złe określenie w jednym akapicie z PKiN. Złe. Był na zakupach jak zwykły człowiek. Soki po dwa zeta, Frugo po pisiąt groszy. Panie kurwa gdzie ten sklep?! Zapierdalam z moimi trzema milionami od Prezesa! Masło to tam pewno po złoty pięćdziesiąt? W tym kraju taki dobrobyt, że o chuj! Polska to bogaty kraj. Kradli przed wojną, kradli jak była wojna, za komuny kradli, po komunie kradli i dalej jest co kraść! Jak jest co kraść, no to bogactwo pełno gębo! A z tym pałacem, to hop siup- gadajcie z Uesami, to Wam pierdolną “11 września wersja Polakito”. Wkrótce w kinach!
Jak już siedzimy w kinie. To nie, nie idę na listy do M. Ani do N. Ani do kurwa nikogo. Ja wiem, że w moim kinie bilety po 14 zeta to standard i to taniocha, ale wolę kupić za to burgera. Wolę zjeść i wysrać niż iść i oglądać świąteczny film w listopadzie. Film z Karolakiem. Listopad, święta, Karolak, polska komedia romantyczna- kurwa czy tu coś jeszcze trzeba dodawać? Dlatego nie idę, bo patrz poprzednie zdanie. Jedzenie jest więcej warte. Odkąd wrzucam na Instagramie filmiki z serii #żryjzpudernicą, to mi się ruch na instastories skumulował. Ludzie lubią patrzeć jak jem. Co jem. Kiedy jem. Lubią patrzeć jak jem zwykłe jedzenie. Chleb ze smalcem. Jajecznicę. Żurek. I wszystko inne co nie wygląda instagramowo. Turpizm kurwa. Ale jakie to dobre! Ludziom brakuje normalności. Dlatego po serii pięknych zdjęć w jednym stylu znowu wrzucam miszmasz i to się podoba. Normalność. Chyba zacznę nagrywać YT jak jem. Zupę. I nie tylko. Bo gotowanie, to tak średnio lubię, ale wpierdalać to ja mogę zawsze i wszędzie, i dużo.
Byłam w telewizji. Jak tam trafiłam? Byłam normalna. Co to za kurwa czasy, że oryginalność to normalność? Że normalność, to oryginalność. No dobra, jestem wyrazista, ja to wiem, ale to jest niepojęte! Ludziom brakuje ludzi, a nie napompowanych chorą ambicją instagirl. Poszłam do Dzień Dobry TVN. Usiadłam na kanapie. Powiedziałam co miałam do powiedzenia, chociaż było za krótko chociaż o te 30 minut. Wstałam. Wyszłam. Wróciłam do domu. Stres? Każdy mnie o to pyta. Nie, nie stresowałam się. Ludzie nie wierzą. Trudno. Nie stresuje mnie 7 gości z kamerą i parę osób łażących po studio. A bo na żywo, bo to tamto. Kurwa, czułam się jak u siebie. Własny program w tv? Pani od matmy w szkole średniej zawsze mówiła- “Wiolku Ty będziesz panią z telewizji. Ty będziesz jakąś pogodynką. Albo kimś innym z telewizora”. Cała klasa mi świadkiem, że tak było. No i hop siup. Krok do przodu. Zawsze wiedziałam, że tam trafię prędzej czy później i se możecie gadać, że mam parcie na szkło. Nie, nie- parcia nie mam. Ja się tam zwyczajnie nadaję. Bardziej do telewizji niż na zakupy.
Zakupy. Rzucili buty. Sport narodowy Nosaczy- promki, limitki, świeżaki. Rzucili jakieś limitowane adidasy, ale nie Adidasa, tylko Najka chyba. Adidasy Nike. Kurwa majeranek z rozmarynu. Dobra. Rzucili. Ludzie się zabijają, bo tylko ileś tam sztuk na Polandię. A brzydkie te buty, że hej! Ale chuj. O gustach się nie dyskutuje. Po co się o kawałek szmaty bić? Cukier kiedyś wykupowali, masło teraz, buty. O świeżaki madki się bijo żeby hore curki ozdrowieli. Dej Pani! Mam horom curke! Ja pierdolę, to niech się leczy. A jak Wam butów brakuje, to zapierdalać pod meczet. Do wyboru do koloru.
Dziwny to był czas ostatnio, a i tak wszyscy to Simsy i ktoś nami gra. Ludzie z przyszłości zrobili se nas z nudów. Co jakiś czas rzucą jakiś dodatek, rozszerzenie. A tu jeb piramidę, niech rozkminiają kto stworzył. A tu jeb damy pomysł na nową technologię, niech się trochę rozwiną i mają radochę. Tu jeb świeżaka i promkę w Lidlu- będą jaja. I teraz tak sobie nami grają. A kiedy my dojdziemy do  tej przyszłości, w której żyją ludzie z przyszłości, którzy nas stworzyli- coś się wydarzy. Ale co? Armagedon? Dogadamy się? A może wykasują nasza grę i chuj? A może rozwiniemy się na tyle, że my ich skasujemy, tylko wtedy  jak my będziemy istnieć, jak powstaniemy, jeśli ich już nie będzie? Kto nas stworzy? Kiedy dojdziemy do tej przyszłości, to oni będą już w dalszej przyszłości,  ale Ci z wcześniejszej przyszłości będą i jak ich wybijemy, to nas nie będzie. A jak nas nie będzie, to znaczy, że nas już nie ma.
Nie ma nas. Kulsona też nie ma.
A poza tym, to z głową u mnie chyba ok. Albo przynajmniej po staremu?

Wywczas z Pudernicą- Sycylia. Etna i Taormina.

By | Blog, Wywczas | One Comment
Pierwszy post z serii sycylijskiej cieszył się ogromną popularnością. Mam nadzieję, że moje wskazówki i ciekawostki komuś się przydadzą. Czas wyruszyć na nieoczywistą wycieczkę po wyspie. Dzisiaj zabiorę Was do najpiękniejszego miasta jakie w życiu widziałam (pewnie gówno widziałam), zajrzymy także do wulkanu sprawdzając czy diabeł smołę równo miesza. To co mieszamy? Czy tylko wstrząśniemy?
Oto i 2w1. Widok na Etnę z Taorminy. Pierwszy raz puściłam się z wycieczką z biura podróży i…nie bolało! Młoda, świetna przewodniczka z niesamowitymi opowieściami przełamała mój wstręt do zbiorowego zwiedzania. Z wypożyczeniem auta nie było łatwo, a cena była dobra, więc wykupiliśmy januszową wyprawę i jestem zadowolona z tej decyzji. W sumie za Etnę i Taorminę zapłaciliśmy 60 euro za osobę, więc całkiem spoko. Wyruszyliśmy skoro świt. Janusz już kończył czwarte piwo (to opowieść na inny post) i naszym oczom ukazały się wrota do piekieł- Etna. 

Wrażenie zrobiły na mnie chałupy zalane lawą po dach. Po drodze można spotkać ich sporo i kurde…fajnie to wygląda. Wjazd na wulkan jest wyasfaltowany choć te zakręty jak zwykle mnie wkurwiały, bo nie lubię kręcenia w kółko. 

Dojechać można na około 2000 m.n.p.m. Na miejscu mamy parkingi, knajpy, tandetę i co tylko sobie szanowny turysta życzy. Jeśli chcemy wjechać jeszcze wyżej do wyboru są dwie możliwości. Terenówka za 63 euro od osoby, która wywiezie nas na około 3000 m.n.p.m lub kolejka dojeżadzająca na 2500 m.n.p.m za około 30 euro. No heloł! Zdzierają jak górale. Dutki, srtki. Chyba ich pojebało. Darowaliśmy sobie wjazd wyżej. Wyżej jest to samo, tylko więcej popiołu. Ci którzy wjechali byli średnio zadowoleni. Stosunek ceny do wrażeń nie adekwatny. Pod sam główny krater i tak nikt nikogo nie wpuści, bo tam diabeł konia wali, ogniem strzela i nie chcą turystów narażać. Zostaliśmy więc na poziomie tych dwóch tysi i już. Nie wolno zapominać, że Etna to nie jeden krater, choć to z któregoś głównego wydalały się kłęby dymu. Etna ma 4 główne, aktywne kratery i około 270 kraterów bocznych, takich niby nieaktywnych ale chuj wie. Poleźliśmy na Krater Sylwestra, bo była ładny, blisko i w miarę nisko. Łażenie po popiele do łatwych nie należy, można zaliczyć zjazd na dupie, ale chociaż buty się nie brudzą, a tego się bałam wkładając bielutkie jak śnieg zapierdalacze. Śniegu nie było, ale upału tez nie. Nie zapominajmy, że jesteśmy na mniej więcej wysokości Kasprowego, a nawet i trochę wyżej. Ciepła bluza to must have, ale piździć nie piżdzi, za wiatrem nawet grzeje w plecy. 

 

Widoki z Sylwestra pierwsza klasa. Widać kawał Sycylii o ile trafi się na pogodę. Chmurki ocierają się o ryj i jest prawie romantycznie gdyby nie miliardy turystów za plecami. Musiałam iść na skraj krateru, żeby mi się japońce w kadr nie wcinały. Szanujcie. Mogłam spaść.

 

A wulkan? No wulkan jak wulkan. Kupa popiołu i kamieni, nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, chociaż uważam, że będąc na Sycylii trzeba tam być. Wrażenie zrobiły na mnie widoki. Niesamowite, zapierające dech w piersiach krajobrazy widziane spod chałupy diabła, Hefajstosa i tych wszystkich co tam sobie w ogniu siedzą. Dla widoków warto tam się udać.

 

Oczywiście w okolicznych budach można się zaopatrzyć w lokalną tandetę. Ja łapaczy kurzu nie kupuję. Świetne rzeźby ze skał wulkanicznych robił sobie pewien dziadzio ale ni chuj nie szło się dogadać z nim po angielsku, więc nie wiem co i po ile, ale było to ładne?Na Etnie warto kupić Ogień Etny, czyli ten 70% trunek od samego szatana. Polecam też zaopatrzyć się w świetne miody i herbatki z ziół zebranych na wulkanie. Mistrzostwo!

 

Chwila odpoczynku “na kozaka”, niech turysty wiedzo, że gwiazda wsi zajechała. A po odpoczynku brykamy do Taorminy.

 

Pojazd warto zostawić na parkingu podziemnym, a do miasta wjechać…windą! I tak oto po jeździe windą do nieba naszym oczom ukazują się turyści, turyści i kurwa jeszcze raz turyści. Co zrobić… Można strzelać, ale chyba się nie powinno. Tłum poniesie Was pięknymi uliczkami.

 

Piazza IX Aprile, czyli Plac 9 Kwietnia, to miejsce w którym warto się zatrzymać i chłonąć klimat. Rozkoszować się muzyką ulicznych grajków albo kupić se kurwa małą wodę za 7 euro jak ja. Najlepsza woda jaką w życiu piłam, taka cena no to raczej musi być doskonała! A skoro w tej restauracji drinkowała Liz Taylor i reszta Holiłudu to dlaczego nie ja? No co? Ja się tam nie napiję? Ja?! Potrzymaj mi piwo!

 

Turystów tu nie unikniemy. Niestety. Starałam się ignorować tłumy i paczeć sercem. Paczałam i paczałam i zakochałam się w tym mieście! Muzyka na żywo gdzieś w tle i to tutaj poczułam prawdziwą Sycylię. Ja wiem, że komercha, ja wiem, że tłumy, ale kiedy to olejemy- jest cudnie. A ja się tym ludziom wcale nie dziwię, że tak tu ciągną. Tu jest pięknie!

 

Sycylia słynie z pięknej ceramiki. O ile zbieraczy kurzu nie znoszę, to taką donicę chętnie bym przygarnęła. No ale jak ją cichaczem do samolotu wnieść? No nie da się, się nie da się.

 

Najpiękniejsze uliczki Taorminy to te boczne. Możemy tam kupić świetne przyprawy i rozgrzane sycylijskim słońcem owoce. Wszędzie towarzyszy nam przepiękna ceramika, obrazy i ogródki restauracyjne. Udało mi się nawet wcisnąć w podobno jedną z najwęższych ulic świat- Vicolo Stretto, a turyści zaczęli robić mi foty. Oni już wiedzą, że za chwilę fotka ze mną będzie dużo warta. Ciekawe w czyich albumach wylądowałam? Może u jakiegoś francuskiego napaleńca, a może u jakiejś rodziny z Japonii? A może jutro odbiorę telefon od Indyjskiej telewizji? Chuj wi, ale strasznie się cieszyli, że mogą mnie obfocić. Na zdrowie.

 

Ponieważ największe tłumy lazły do Teatro Greco (Teatru Greckiego) darowaliśmy sobie wyprawę tam i zdecydowaliśmy się udać do ogrodu Giardini della Villa Comunale. Świetna odmiana po przedzieraniu się przez turystów na Corso Umberto I (główna ulica Taorminy). Ogród Publiczny został zaprojektowany przez arystokratkę- Lady Florence Trevelyan w 1899 roku. Pannica puściła się z księciem Walii i musiała zdezerterować z Anglii w podskokach. Osiadła w Taorminie i posadziła se ogródek, który lata po jej śmierci przeszedł w ręce miasta. I tak powstał czokapik.

 

Nie chcę Was zanudzać fotkami kwiatków i pszczółek, ale ogród jest przepiękny. Przyjemnie usiąść w cieniu i podziwiać widoki. Tak btw- pierwsza fota z posta, to widok z ogrodów na Etnę i morze. Imponujące miejsca z dala od tłumów, choć przecież niemal w centrum Taorminy. Zdecydowanie warto zrobić sobie spacer po ścieżkach w tym rajskim miejscu. 

 

A jak już nabijesz przyzwoite 15 kilometrów, to z ogrodu wychodzisz tak jak ja. Znaczy się dogorywasz.

Podsumowując. Etna– fajna, ale nad głównym kraterem się nie pochylisz. Warto pojechać dla widoków. Taormina natomiast skradła moje serce i sobie tam kiedyś chcę wrócić i kupić drugą wodę za 7 euro. W takim miejscu nawet woda w tej cenie nie wkurwia.

 

Filmik z Sycylii dla przypomnienia, bo same zdjęcia to za mało.

 

Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę!

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Mój blog jest wolny od polityki. Polityka to szambo, a ja nie będę się w gównie grzebać. Wina Tuska, wódki Palikota. Czy PIS, czy PO, czy SLD, czy LSD…to wszystko, nie powiem gdzie i czym bym wysłała, bo mnie Macier o terroryzm posądzi. A ja jestem tylko zwykłym człowiekiem. Mam to szczęście, że jestem człowiekiem poczytnym. Czy coś to zmieni? Nie sądzę. Tak samo jak nic nie zmienia fakt, że zapierdalam na wszystkie wybory odkąd odebrałam dowód osobisty. Czy to głosowanie na sołtysa, czy na prezydenta- idę. Zawsze chodzę. Zazwyczaj mam wybór jak między sraczką, a zatwardzeniem. Siedziałam nawet w komisji wyborczej. Uważam, że ten kto nie głosuje, nie ma prawa potem mieć pretensji. Ja głosuję i roszczę sobie prawo do głośnego wyrażenia swojej opinii. Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę!

Pamiętam jak za małolata 11 listopada oglądałam z Pradziadkiem defilady na czarno-białym telewizorze. Teraz mogę obejrzeć sobie jak popierdoleńcy obrzucają się płytami chodnikowymi podczas marszu. Urodziłam się w 1988 roku. Chwilę potem skończyła się komuna. Ludzie zaczęli otwierać prywatne biznesy. Zaczęli żyć. Kombinować. Działać. Dalej kombinują. Muszą. A kto nie umie kombinować, albo nie wbił się w dobry rytm w odpowiednim czasie, ten przegrał. Można też zapierdalać na godne życie. Zapierdalam, bo chcę godnie żyć. Żyję dobrze, nie narzekam, ale to nie znaczy, że mam gąbkę zamiast mózgu. Widzę co się dzieje i jak na to patrzę, to serce mi się kraje. Nie pędzę za modą, komercją, za “muszę to mieć”, nie mam kredytów, nie przesiąkłam tym syfem. Gonię za normalnym życiem. Za godnym życiem dla każdego obywatela.
Zapierdalam…
To nie jest normalne. Tak nie powinno być, że trzeba zapierdalać żeby mieć coś ponad ciepły obiad i auto sprawne do jazdy. Nie narzekam. Ale chcę kurwa tej jebanej godności w tym kraju! Żeby żyć jako tako przydałoby się zarabiać ze trzy tysiące. Takie biedne minimum. Taka trójka żeby było za co zrobić zakupy, zapłacić rachunki, może nawet pójść do kina albo dentysty. Niby płacimy składki na opiekę medyczną. Niby… Chodzę prywatnie. Nie mam czasu i nerwów na NFZety. W czasie, który spędziłabym w kolejce zarobię na trzy wizyty prywatne, więc? Ostatni raz w publicznej przychodni byłam 20 lat temu podbić kartę na kolonie letnie. Ad rem! 3 tysiące to minimum. Wierzę, że człowiek ogarnięty lub wykształcony albo też ogarnięty i wykształcony w jednym da radę zarobić i 10 tysięcy. Człowiek inteligentny zawsze sobie poradzi. Ale w życiu chyba nie chodzi tylko o to, żeby przetrwać? Mówię tu o przeciętnych ludziach, nie o prezesach Orlenu, albo rodzinie Kulczyków. Da się zarobić magiczną dychę. Ale! Ale trzeba zapierdalać jak mała mrówka, a to nie powinno być tak, że trzeba wychodzić z siebie, żeby taką dyszkę mieć. To nie jest normalne! Jeszcze bardziej nienormalne jest to, że ludzie marzą o tym, żeby chociaż taką trójkę mieć. To nie ludzie są nienormalni. Oni nie powinni marzyć, oni powinni mieć taką trójkę bez wysiłku. 10 tysięcy miesięcznie to nie powinna być kwota nieosiągalna! Przy dzisiejszych cenach za chwilę trzy tysiące będzie gówno warte.
Ten kraj jest chory!
System jest chory!
Polityka jest chora!
To, że ludzie się godzą na obecny stan rzeczy jest chore!
Kocham ten kraj. Kocham Polskę, ale to co się w niej dzieje to jest dramat! Dramatem jest, że od stycznia ZUS znowu w górę. Jak ktoś ma zapłacić swoim pracownikom więcej, skoro własne państwo rzuca mu kłody pod nogi? Jak bawić się w biznes kiedy trzeba do niego pompować kasę z nieba żeby tylko wyrobić na daniny, które nasi politycy rozpieprzają nie wiadomo na co? Dramatem jest, że mam mega wykształconych znajomych, którzy jebią za minimum. Dramatem jest, że młodzi ludzie muszą wyjeżdżać za granicę żeby godnie żyć. Już nawet nie żeby się dorobić ale żyć. Bo w naszym kraju większość ludzi nie żyje, a wegetuje. Od pierwszego do pierwszego. Nie daj Bóg lodówka się zepsuje, albo dziecko zachoruje. Kredyty, pożyczki, spłacanie. Dramat. Dramatem jest, że dużo pracuję kosztem własnego czasu. Nie pracuję na jebany tusz do rzęs od Kat Von D, tylko na istotniejsze wydatki. Mogłabym w sumie ten tusz kupić, ale wiecie co? Jeszcze nie mam gąbki z mózgu, mam inne priorytety niż kupienie czegoś tylko po to żeby jako pierwsza wrzucić to na bloga. Dramatem jest, że moi pradziadkowie walczyli za ten kraj ryzykując życie, a system miał ich poświęcenie gdzieś. Dramatem jest, że swoje za to odsiedzieli, że przez dwa lata nie widzieli rodziny po wojnie tylko rozminowywali nasze ziemie i nawet kurwa nie mieli za to dodatku do emerytury. Młody, ogarnięty człowiek poradzi sobie nawet w stercie gówna. Co mają powiedzieć osoby starsze z tysiącem emerytury? Nie dorobią sobie. Im się należy godne życie. Nam należy się godne życie! Kiedy patrze na to co się tutaj dzieje przestaje mnie dziwić samospalenie w centrum Warszawy.

 

Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nie narzekam. Zapierdalam. Zapierdalam i osiągam swoje cele. Tak już mam. Ale ten kraj się sypie i ja to widzę. I chciałabym żeby było normalnie. Zdrowie, rodzina, spokój. Cenię sobie te wartości. Mam wszystko co można chcieć i jestem za to wdzięczna, doceniam. Dbam o to co mam ale pęka mi serce kiedy widzę, że ktoś się stara i ma gówno z tego życia. Serce mi pęka kiedy zdaję sobie sprawę, że ktoś nie ma tego szczęścia. Teraz gdzieś jakaś matka staje przed wyborem czy kupić dzieciom ser na kanapkę czy strój na w-f. Jakaś babcia zastanawia się czy wykupić leki na serce, czy może da radę bez. Jakiś młody człowiek właśnie gdzieś rozważa czy nie wyjechać z tego kraju żeby zarobić na mieszkanie dla swojej przyszłej rodziny. Tych ktosiów są miliony.
Jestem patriotą. Noszę Ojczyznę głęboko w sercu. Nie noszę chińskich koszulek z drukowanymi orzełkami. Nie mam potrzeby się z tym obnosić. Jako patriota mam prawo powiedzieć, że system w tym kraju mi się nie podoba. Czy to coś zmieni? Nie sądzę. Ale mówię o tym głośno, bo może ktoś nie ma tej odwagi.
Kocham ten kraj i tego kraju nienawidzę…