Australian Gold, Intensifier, przyspieszacz do opalania w spayu – mój hit

Grzeje u mnie jak w Afryce. Specyficzny mikroklimat. Burze nie doszły. Lato w pełni. Żyć nie umierać. Dwa razy wyszłam z jaskini na słońce i już chodzę jak Murzynek Bambo. Ludzie się dziwią, że jak to tak i w takim tempie, a to tylko dobry przyspieszacz. A jaki? A już mówię?
Australian Gold, Intensifier, przyspieszacz do opalania w spayu.

Australian Gold, Intensifier, przyspieszacz do opalania w spayu. 

Swój okaz zakupiłam w ubiegłym roku w Rossmannie. Chyba tylko u esesmanów są. Kupiłam na promo za jakieś niecałe trzy dyszki. Cena regularna to 44 złote. Parę złotych jak za pierdołę. Pisałam Wam kiedyś o przyspieszaczu z Ziaji za kilka złotych i nadal go lubię, ale Australian Gold jest o niebo lepszy. Przede wszystkim wydajność wymiata. Przyspieszacz nabyłam w ubiegłym roku i nadal mam połowę mimo, że używałam go regularnie i nie oszczędzałam. Butelka ma 237 ml, dużo. Od otwarcia mamy 18 miesięcy na zużycie i dobrze, bo w sezon ciężko go zużyć. Kolejną zaletą jest fakt, że nie jest tłusty. Momentalnie się wchłania i nie lepi. Taki suchy olejek. Jeśli coś jest suche, to dla mnie nie jest olejkiem, ale ok, niech tam sobie nazywają jak chcą. Dla mnie to bardziej taki rozwodniony żel. Zapach obłędny, ciężko go określić, trochę jak coca-cola z palonym cukrem i owocami. Niby tam jakieś banany obiecują, ale za cholerę tych bananów nie czuję. Nie jest to jakaś dusząca, czy mdła woń, taki przyjemny zapach wakacji bardziej.
W składzie trochę natury, trochę Mendelejewa, w sumie mam na to wyjebane, bo...działa przezajebiście. Filtrów brak, ale ja mam na ten temat swoją teorię bliską Macierewiczowi, więc nie poruszam wątku, bo mnie zlinczują. Generalnie, to wszystko fajnie. Psiukam przód i leżę chwilę z książką, przekręcam się na grillu i psiukam plery. Znowu chwilę poczytam i już jestem Murzynem. Znaczy Afroamerykaninem (teraz trzeba baczyć na słowa, bo zaraz ktoś focha pierdolnie, bo niby kolor skóry nie jest ważny, ale jak już coś powiesz, to raptem staje się ważny, kurwa…). W każdym razie opalanie na ekspresie. Osoby z jasną karnacją lepiej niech uważają, bo mogą się wyjebać w kosmos w krótką chwilę. Ja jako ciapaty (dont brejk maj hart) słońca się nie boję. Jeśli uda mi się zmęczyć butlę, kupię drugą, ale nie wiem kiedy, bo końca nie widać. Tak, polecam. Ocena 23 na 9.