Monthly Archives

kwiecień 2017

POKA SOWE, czyli najbardziej chwytliwe jest to, co plebs klika

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Myślisz nad postem kilka dni, zmieniasz szyk w zdaniach, zbierasz informacje, robisz risercz i co? I gówno. Pokazujesz cycki, piszesz o sraniu, ruchaniu i tłumy pchają się drzwiami i oknami, a jak dobrze pójdzie, to podajesz Dudzie tort ubrana w same majtki. Nie ma nic w tych majtkach złego, nawet w ich braku nie widzę tragedii. Wszystko jest na sprzedaż. Kwestia ceny.

 

Się uczepili ludzie Sexmasterki ostatnio. Bo sowa, bo cycki, bo idiotka. Widziałam w sumie może trzy minuty jej twórczości. Drętwota. Nie ma tam nic co sprawiłoby, że chce mi się jej słuchać. Z wyglądu, też nie jest to mój typ. Nie ruchałabym. Ale nie powiem, żeby była idiotką. Filmy ma idiotyczne, owszem, ale…to się sprzedaje. To właśnie to plebs klika. Dziewucha poszła w kontrowersyjny temat i tutaj wygrała. W Poka sowę, też kliknęłam, bo żeby coś ocenić, trzeba to poznać. Piosenka tak debilna, że aż śmieszna, ryje łeb i…się klika. Dorzuciłam moje pisiont groszy w skarbonkę Sexmasterki. Ludzie, którzy ją krytykują i o niej piszą strzelają sobie w kolano. Wiecie gdzie kliknęłam w sowę? W poście kogoś kto po niej jechał. Z ciekawości. I tym sposobem jej antyfan przyczynił się do jej promocji.
Podobnym zjawiskiem był (jest?) Popek. Głosu anielskiego nie ma, ale to nic nie szkodzi. Postać prowokacyjna. Swego czasu podniósł się larum, że Popek źle wpływa na młode pokolenie, bo przecież dzieci na szkolnej dyskotece śpiewały o piździe nad głową. A kto im kurwa pozwolił tego słuchać? Owszem rodzice wszystkiego nie upilnują. Owszem powinni. Owszem teoretycznie Popek nie kierował swoich słów do dzieci. Nie Popka sprawa kto i czego słucha, on tylko tworzy. W praktyce Popek ma w dupie kto tego słucha, podobnie jak w przypadku Sexmasterki. Oni mają w dupie do kogo trafia ich twórczość, oni cieszą się, że to co robią się sprzedaje. Jest popyt, jest podaż. Założę się, że mają zbitę z tych, którzy biorą ich dosłownie. Liczą hajs i mają gdzieś kto coś o nich myśli, mówi, pisze. Nawet hejty to dla nich promocja. Mój post też. I wiecie co? Może robią z siebie pośmiewisko w niektórych kręgach, ale taktyka biznesowa dobra. Doceniam. I nikt mi nie powie, że oni to by tego czy tamtego nie zrobili. Zrobiliby. Kwestia ceny.

 

 

W wyobraźni już widzę ten hejt za słowo plebs w tytule. Specjalnie tak napisałam, kilku ciekawskich kliknie. Może kilkudziesięciu. Może kilkuset. Od początku przyciągam na bloga kontrowersją. Może nie jak Sexmasterka, ale jednak. I wiecie co? Gdyby jakiś CKM zaproponował pokazanie cycków, pokazałabym. Kwestia ceny. Poza tym nie wiszą. Poza tym nie widzę niczego złego w nagości. Poza tym dlaczego nie? Dlaczego mamy się w czymś ograniczać, bo co ludzie powiedzą? I tak powiedzą. A niech gadają, nie liczy się jak, byle gadali. Niedawno koleżanka blogerka nazwała ludzi na promocji w Rossmannie bydłem. I miała rację. Znalazła się oburzona grupa osób, no bo jak tak można napisać, jak to ludzi do bydła porównywać. Na moim blogu pewnie nikt by mi nawet uwagi za bydło nie zwrócił, bo co chwilę pocisnę mocnym słowem. U niej był szok, bo jak to tak. Srak. Tak myśli, tak napisała i chuj. Nie podoba się, to tam są drzwi, albo przewińcie FB w dół. Najpierw ludzie oczekują od blogera szczerości, potem się dziwią, że ktoś był szczery. Jedyny plus sytuacji? Statystyki skoczyły? Źle, dobrze, byle gadali.


Ciekawym zjawiskiem jest to, że im debilniejszy post, tym więcej wejść. Siedzisz nad czymś długo, analizujesz, dopieszczasz i chujnia. Piszesz posta na kolanie, o dupie Maryni, na blogu siedzi tysiące osób, a komki lecą jak gołębie gówno z nieba. Plebs klika to co głupie. To masa nas karmi, piszemy dla mas, tworzymy dla mas. Nie nazywam moich odbiorców głupcami, ale wśród moich odbiorców są zapewne i głupcy, są i ciekawscy, tak jak i ja z ciekawości kliknęłam na sowę. Wśród odbiorców są hejterzy, którzy klikają żeby znurać mnie w komentarzu. Są złośliwe koleżanki, które czytają, żeby potem pomiędzy sobą mówić, jaka ta Wiolka jest pierdolnięta (pozdrawiam tipsiary z mojego miasta?). Są ludzie których wkurwia to, że gdzieś tam jakoś zaistniałam. I oczywiście są wspaniali czytelnicy, którzy w moich wpisach widzą coś więcej niż tylko rzucanie kurwami. Ale wszystko to, cały ten blog kręci się nie tylko dzięki wspaniałym czytelnikom, ale też dzięki temu całemu plebsowi. Klikają z nienawiści i podnoszą mi staty. Ten właśnie plebs daje też zarobić Popkowi i Sexmasterce. Ten plebs nakręca programy typu Dlaczego ja?, Warsaw Shore, Szkoła i tak dalej. Popyt, podaż i hajs moi drodzy. Jeśli ktoś coś umie dobrze sprzedać, to sprzeda nawet gówno w papierku. Kupujący będzie Cię po rękach całował, mimo, że przepłacił, gówno zje, podziękuje i powie, że było pyszne. Drugi kupi gówno, powie, że gówno i wyrzuci, ale mimo to kupi. Tak czy siusiak, jesteśmy z hajsem do przodu. I tak się powoli żyje na tej wsi…

 

*Dziękuję za inspirację Elicie?

6 najlepszych kosmetyków przyspieszających wzrost włosów, ranking

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Ciężko jednoznacznie określić o czym jest mój blog. Ostatnio się zastanawiałam, no i wiadomo- lajfstajl, albo raczej fristajl i bjuti, ale bjuti co? No właśnie. Zaczęło się od włosów, o włosach jest tu najwięcej, więc chyba jestem kłaczanką, a dopiero potem pielęgnacja, jakieś paznokcie i co tam mi się w głowie zalęgnie.
Tyle lat dbania o włosy zaowocowało całkiem sporą wiedzą popartą doświadczeniem. Specjalistką nie jestem, ale fryzjerkom nie raz tłumaczyłam dlaczego olej może pomóc i zaszkodzić, dlaczego alkohol denat we wcierce pomaga, a w odżywce nie, że nie każdy alkohol jest zły, czym się różnią silikony i bla bla bla. Generalnie ciężko mnie w temacie złamać. Skoro coś tam już wiem i dużo przetestowałam na sobie, czas tą wiedzą się podzielić. Dziś opowiem Wam o 6 najlepszych produktach na przyspieszenie wzrostu włosów.

Zestawienie moich naj macie na fotce. Wszystkie z tych produktów przyczyniły się u mnie do szybszego wzrostu kudłów. Bierzcie poprawkę na to, że co pomogło mi, nie musi pomóc Wam. Nie ma takich czarów. Za przykład podam Jantar, wszyscy zachwyceni, a u mnie klapa. Robiłam trzy podejścia i tylko za pierwszym razem wzrost był minimalnie szybszy, ale tak minimalnie, że szkoda gadać. Moje włosy i tak dość dobrze rosną, ale potraktowane wspomagaczami dobijają i do 5 centymetrów w miesiąc co jest osiągnięciem spektakularnym. Niestety jeśli używam danego produktu dłużej włosy przestają reagować. Taka sytuacja. Specyfiki staram się stosować zamiennie, chyba, że mi się znudzą. A teraz mój ranking. (Klikając w nazwy produktów, przeniesiecie się do recenzji).

6. Olej musztardowy

Na ostatnim miejscu zestawienia pojawia się jedyny olej w rankingu. O olejach więcej będzie innym razem, jednak jeśli chodzi o przyspieszenie wzrostu, to musztardowy jako jedyny wpłynął znacząco na porost sierści. Żadne Khadi, Sesy, ani sresy nie dawały zauważalnych skoków na długości, musztarda jako jedyna coś tam dała. Nie było to dużo, ale jednak dało się zauważyć różnicę.

5. Hair Jazz

Wpis z tymi produktami ma u mnie od cholery wejść, pewnie ze względu na kontrowersje jakie wzbudzają te kosmetyki. Nie zliczę ile razy za tę recenzję zostałam obrzucona gównem?Do dziś nie wiem na jakiej zasadzie działają i nie chcę wiedzieć. Może placebo, może mysie gówna, bo produkcja odbywa się w jakimś francuskim bunkrze na zadupiu. Nie wiem, ale włosy faktycznie mi po tym urosły. Zużyłam dwa małe zestawy i połowę ogromnego, chyba litrowego, po czym oddałam resztę koleżance, bo nie mogłam już znieść ich zapachu. Im dłużej używałam, tym włosy coraz słabiej reagowały. Kudły się nie zniszczyły, ani nic. Rosły fajnie, ale po czasie wróciły do swojego tempa. Ani polecam, ani nie. Można spróbować, jak komuś kasy nie szkoda, bo zestaw nie był tani.

4. Hollywood Beauty, Castor Oil

Też lekko kontrowersyjny produkt, bo zawiera tłuszcz z norek. Tego tłuszczu tam jak na lekarstwo, ponoć pobierany od żywych stworzeń, ale jak jest tego nie wiem. Wydajne jak skurwesyn. Do dziś mam połowę opakowania i chyba czas to wywalić, bo się termin przydatności kończy. Konsystencja niby taka sama, zapach też, ale trochę strach kłaść. Włosy po Castorze rosły jak na drożdżach. Używałam wielokrotnie w systemie- miesiąc kładłam, dwa nie i tak w kółko, żeby kudły się nie przyzwyczaiły. Kosmetyk godny polecenia, ale upierdliwy, dlatego nie wiem czy mi się jeszcze chce do niego wracać. Tłuste to, zmywa się różnie, raz łatwo, raz chujowo. Działa super, ale trzeba się ujebać w tej mazi i to mnie zniechęca, bo ja leń jestem?

3. Spray Vitapil

Na podium ląduje Vitapil. Ładnie po polskiemu napisałam spray, ale dla mnie to sprej i basta, bo ja ze wsi jestem. Tabletek nie polecam, bo klauzula sumienia, o czym pisałam w tekście Weź tabletkę (czyt.wrzuć monetę). Sam sprej dał rzeczywiście niesamowite efekty, ma super skład i generalnie nie ma się do czego przypierdolić. Mogę polecić jeśli ktoś ma na zbyciu trzydzieści kilka złotych, ale są rzeczy tańsze i lepsze, o czym niżej.

2. Esencja Andrea z AliExpress

Znów kontrowersyjnie, bo z Chin, ale esencja zrobiła mi tanio i dobrze. Jest na tyle uniwersalna i nieproblematyczna, że można ją mieszać z różnymi produktami i wcierać w skórę głowy. Takie moje wcieranie przełożyło się na super wzrost włosów, portfel nie płakał, a włosy chyba nawet mniej się po niej przetłuszczały. Bardzo polecam produkt osobom, które nie mają problemu z tym skąd Andrea pochodzi. Zużyłam kilka buteleczek i pewnie jeszcze nie raz zamówię.

1. Apteczka Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów

Najdłuższa nazwa i najlepsze działanie (nigdy nie zrozumiem tych przydługich nazw produktów). Sprej testowałam niedawno i już kupiłam nową butelkę. Po moim wpisie podobno dziewczyny wykupiły cały zapas Babuszki w lokalnym Eko-Zieleniaku, ale spokojnie już była nowa dostawa?Cóż, tutaj nie można się do niczego przyczepić. Pochodzenie znane, działanie genialne, skład przekozacki, kłaki rosną piękne i zdrowe. Polecam!
Ciągle używam czegoś na porost, bo lubię testować różności. Poza tym zawsze sobie coś ubzduram. Najpierw chciałam zejść z cieniowanych włosów do takich równych. Potem postanowiłam pozbyć się wszelkich farb, a na to najlepsze są nożyczki. Na zdjęciu powyżej macie porównanie. Tyle włosy urosły mi w rok. W sumie to się skróciły, bo ja ciągle podcinam? Ale zauważcie gdzie kończą się farbusy i zaczynają moje- okolice karku, dziś te okolice mam w okolicach stanika, czyli całkiem fajnie. Misja na teraz- zapuścić grzywkę, bo już mi się znudziła. A potem? A potem niech rosną, aż mi się coś nowego zamani.

Stereotypy tworzą ludzie ograniczeni

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Biedna taka. Ze wsi. Pewnie nigdy tramwajem nawet nie jechała. I prawka nie ma. Zacofka. Smutny żywot. No kurwa, nie jechałam tramwajem. Ale latałam kilka razy lotnią, a Ty? O dziwo nawet metrem jechałam. Wiadomo, metrem takim murarskim, po ścianie, metrówką znaczy. Pociągowym metrem też, ale nie w Polsce, bo co to dwie nitki na kraj? Tramwaje mnie nie rajcują, gdyby mnie rajcowały, poszłabym do technikum kolejowego, czy tam tramwajowego (jest takie?). Jakoś nie poszłam. Ta wieś się za mną śmiechem moim ciągnie. Bo każdy wie, że wieś to stan umysłu, a stereotypy tworzą ludzie ograniczeni.
Bluzka

Faktycznie nie wiem jak poruszać się autobusem miejskim, za ile kupić bilet i take tam. Uroki jazdy autem. Z szoferem. Auto własne, szofer też. No tak to. Burżuazja. Za to na lotnisku się nie gubię. Mieszkam na takim zadupiu, że po bułki latamy prywatnymi samolotami, bo się bardziej opłaca. Większość rzeczy kupuję online, oprócz bułek, bo suche przychodzą. Po bułki latamy wiadomo czym. Mam lotnisko za domem. Prawie prywatne, tylko, że nie. Samochodów więcej nie kupię, bo mam za mały garaż. Chyba, że wykupię dom sąsiada, to przy okazji zrobię sobie wybieg dla alpak, bo takie są ładne prawie jak ja, tylko, że nie. Bo ja nie jestem owłosiona. Bo ja sobie chodzę robić Gwiezdne Wojny laserami po kłakach. Taka u mnie zacofka, tylko, że nie. Kilka osób zwróciło mi uwagę, że podczas wywiadu dla Wysokich Obcasów niektórymi pytaniami próbowano mnie ośmieszyć. Na ich nieszczęście, nie trafił im się prosty buraczyna, a ja. Wcale się nie dziwię, że próbowano ugrać coś na kontrowersji, to się najlepiej sprzedaje i nie mam nic przeciwko. Nie mam nic przeciwko, bo nie jestem pierwszą lepszą kretynką. Bo kogo zainteresowałaby pierwsza lepsza kretynka? Nikogo. Albo nie na długo. Sama cisnę czasami po wszystkim i dobrze, że chcą pocisnąć mi. Większy odzew. Najgorsze co może mnie spotkać, to obojętność. Nie lubię nijakości. Nie chcę być nijaka. Nie jestem. Jestem sobą. Choć ktoś napisał, że gdyby obedrzeć mnie ze stylu, byłabym nikim. Nie da się tego zrobić, bo to wszystko, to nie jest otoczka, a właśnie ja. Ktoś patrzy na mnie stereotypowo? Wiecie co myślę o stereotypach? To nie ja jestem ograniczona, tylko ten kto widzi świat przez pryzmat tych stereotypów. Szach-mat.

Bluzka
Nie ma znaczenia kto skąd pochodzi. Jeśli komuś to przeszkadza, to jestem gotowa zaśmiać mu się w twarz. Wiejskie pochodzenie, to wręcz atut w dzisiejszych czasach, choć nie umniejszam rdzennym mieszczuchom. Spora część mojej rodziny, to warszawiacy z dziada pradziada. Żadne tam słoiki. I nawet samolotu nie mają… Ale wiedzą, że w moim domu był pierwszy telewizor z telegazetą i pierwszy telefon komórkowy na wsi. W Warszawie jeszcze nie mieli. Serio ?
Śmieszą mnie te wszystkie stereotypy, bo jestem dość rozgarnięta. Nawet tak dość dobrze, jak kupka siana po tornado. Jak kupa gnoju po burzy, taka roztrzaskana deszczem i jeszcze piorunem poprawiona. No i cóż, że ze wsi, skoro wszyscy wpierdalamy taką samą, naszą, polską cebulę.

Apteczka Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów, mój aktualny numer jeden

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Który to już rok pastwię się nad włosami?  Kolejny…Ponad trzy lata minęło. W międzyczasie wpadłam na pomysł, że chcę mieć naturalny kolor na całości, więc co roku leciało po 15 centymetrów kudłów. Czasami i więcej. Żeby to jakoś szybciej odrastało czepiałam się wszelkich wynalazków. Jedne były lepsze, drugie gorsze. Większość po jednym, albo dwóch opakowaniach przestawały działać na mój łeb. Ostatnia moja styczność z przyspieszaczem włosorosnościowym okazała się strzałem w dziesiątkę.
Apteczka Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów.

Apteczka Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów. Osobiście nazywam to dziwo Sprejem Babuszki. Jakoś łatwiej zapamiętać. Swój egzemplarz kupiłam w Eko-Zieleniaku, który to jest moim ulubionym sklepidłem w Yorku. Zapłaciłam niecałe dwie dyszki i flaszka 150 ml wystarczyła mi na około 3 miesiące. Zawsze po sępiemu przeliczam sobie, że to jakieś 6 złotych na miesiąc, czyli nic. Butelka plastikowa, poręczna, psiukacz się nie zacina, ale jak mocniej stelepnęłam, to gdzieś mi ociupinkę zawartość wypływała. No trudno, cudów nie wymagam.
Apteczka Agafii, Aktywne serum ziołowe na porost włosów.
Wcierka to jakaś siakaś brązowa ciecz. Pachnie ładnie, delikatnie ziołowo. Psiukałam na łeb według własnego widzimisię, a nie po myciu jak Babuszka przykazuje. Ponieważ myję włosy rano, co drugi dzień, to wcierkę dozowałam sobie na noc przed każdym myciem. Raz spróbowałam po myciu i moje włosy były przylizane. Nie było tragedii, ale nie czułam się komfortowo z czymś na łbie. Po spsykaniu skóry głowy, lekko wmasowywałam produkt, a na resztę włosów dawałam olej. Przez pierwszy tydzień czułam lekkie ciepło przy aplikacji ze względu na zawartość chili. Generalnie INCI fajne, naturalne (nie ma nawet alkoholu!) i o ile ktoś nie jest uczulony albo wrażliwy na któryś ze składników, to może śmiało sięgnąć po flaszkę. Ale jak to flaszka- grozi uzależnieniem?
Włosy po wcierce zdecydowanie przyspieszyły ze wzrostem. Nie mierzyłam ile, bo już raz joby zebrałam za chujowe przykładanie miarki krawieckiej? To se teraz sami mierzcie cwaniaczki. Na powyższym zdjęciu macie różnicę trzech tygodni. Na grzywce cholernie było widać ile rosną, bo musiałam ją skracać w kulminacyjnym momencie co tydzień i szlak mnie trafiał. Dłużej niż trzy tygodnie nie dałam rady wytrzymać, bo by mi grzywka oczy wydziobała. Zarosły mi oczy. Na fotce i tak mam lwa wywiniętego na szczotce, bo nie szło żyć. Po spreju narosło mi też sporo nowych kudłów. Ale powiem Wam, że ja całe życie mam słoneczko Polsatu wkoło łba, więc nie wiem, czy te baby hair to nie jakiś wymysł i manipulacja blogerek włosowych.
Chyba nie ma co więcej pisać, że działa widać. Aktualnie nie używam niczego na porost, ale do tego spreju wrócę, bo wcierka awansowała na mojej prywatnej liście porostowej na pierwsze miejsce. Punkty zdobywa za super działanie, wygodną flaszkę, lekką formułę, dobry skład i przystępną cenę. Dziękuję. Dobranoc. Jajka na noc.

Niebieski Wieloryb już niemodny, nowa gra w sieci – Żółty Łańcuch

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Zatroskani rodzice nie tak dawno poszukiwali informacji na temat niebezpiecznej gry o nazwie Niebieski Wieloryb. Blue Whale Challenge, to jednak nie koniec. To dopiero początek. Od kilku dni krąży nowe wyzwanie. Tym razem młodzi ludzie są atakowani przez Yellow Chain. Żółty łańcuch również powstał w Rosji. Zabawa szokuje. Co prawda w tym przypadku challenge nie kończy się śmiercią, ale finał jest równie szokujący. Ostatnie zadanie, to gwałt! Czy jeszcze coś jest nas w stanie zaskoczyć? Gdzie są granice i na czym polega Żółty Łańcuch, o tym dziś.

Yellow Chain święci triumfy na rosyjskim Vkontakte, czyli odpowiedniku Facebooka, oraz na innych portalach społecznościowych. Początkowo lista zadań była dostępna na jednej z zamkniętych grup, jednak po czasie przedostała się do sieci. Zadania bulwersują. Gra ma podtekst seksualny. Prawdopodobnie tysiące młodych osób w wieku 9-15 lat miało z nią styczność. Z dostępnych informacji wynika, że gra dotarła do Polski. Wszystko zaczyna się niewinnie. Na liście zadań znajdziemy między innymi wzajemną masturbację, przesyłanie roznegliżowanych zdjęć do opiekuna gry, czy inne równie gorszące polecenia. Ostatni punkt, to gwałt. Gwałt musi być udokumentowany zdjęciami, filmikiem lub nagraniem live. Po co to wszystko? Po spełnieniu wyzwania młoda osoba trafia do zamkniętej i elitarnej grupy w sieci TOR. TOR to sieć, która istnieje równolegle do naszego internetu, anonimowa, szyfrowana, nie ma mowy o wykryciu IP. TOR to siedlisko hakerów, miejsce gdzie znajdziemy sposoby na kradzież, produkcję narkotyków, pedofilskie zdjęcia i wszystko to, czego nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. #zoltylancuch- kolejny niebezpieczny hasztag. Czy polscy rodzice są na to gotowi? Czy młode pokolenie kolejny raz podąży ślepo za niebezpieczną zabawą i co Wy o tym myślicie?
Brzmi jak prawda, prawda? A to wszystko, to gówno prawda.  Napisałam tę historię na kolanie. Tak samo jak ktoś na kolanie napisał artykuł o Niebieskim Wielorybie, który nigdy nie istniał. Ostrzeżenie o zabawie rozeszło się wiralowo. Ktoś gdzieś coś wspomniał, ktoś inny udostępnił. Historię podłapało radio, potem telewizja, w międzyczasie portale zaczęły się na ten temat rozpisywać, ale nikt nie sprawdził źródła. Nikt. Tej gry nigdy nie było. Media rozdmuchały sprawę i dzieci faktycznie zaczęły nacinać rybki na skórze.  To my dorośli jesteśmy odpowiedzialni za młode pokolenie. My! Tymczasem bezkrytycznie podchodzimy do tego co jest w sieci. Nie sprawdzamy czy informacje są prawdziwe, sami popychamy dzieciaki w ten obłęd. Udostępniamy miliony bzdur, rozsiewamy fałszywe informacje, plotki. Dzieci to nasze lustrzane odbicia, to my mamy być dla nich wzorem. Nie bądźmy bezmyślnym bydłem, które samo pędzi się na rzeź. Nie dajmy stracić młodego pokolenia. No kurwa, nie bądźmy naiwnymi debilami! Gdybym nie dopisała tej części postu, to być może pierwsza część poszłaby w świat i jakieś dzieciaki faktycznie dla fanu zaczęłyby się obmacywać. Bo skoro rosyjskie dzieci się bawią, to dlaczego nie my? Dzieciaki są ciekawe. Nagłaśnianie takich akcji, to tylko zachęta. Wiecie dlaczego wzięłam do gęby trawę? Bo całą szkołę powtarzali na lekcjach jakie to po niej odloty. Co z tego, że próbowano zrobić antyreklamę, skoro dzieciak i tak będzie ciekawy? Sama wygrywałam konkursy na plakaty antynarkotykowe i śmiałam się pod nosem, bo nie było w klasie osoby, która by zioła w gębie nie miała. Serio. Na wsi. 15 lat temu. Taka sytuacja. (Nie martwcie się, mimo, że się zaciągałam w przeciwieństwie do Billa Clintona, to szybko mi przeszło, ale spróbowałam).
Nie chciałam pisać tego tekstu od razu kiedy do sieci wypłynęły te całe wieloryby, bo nie lubię kłapać dziobem dla samych lajków, byle szybciej o czymś naskrobać, bo temat gorący. Jednakże nie mogę patrzeć na to jak bardzo ludzie są naiwni. Nie mogę patrzeć na to jak ludzie dają sobą sterować. (Kiedyś o tym już pisałam w tekście Media. Jesteś tylko marionetką i błyszczącą monetą). Nie mogę patrzeć na to jak bardzo największe media w kraju nie potrafią odróżnić prawdziwych informacji, od plot. Wstyd i dramat!
Bierzcie odpowiedzialność za swoje słowa. Za to co i do kogo mówicie i piszecie. Mnie nigdy nie traktujcie dosłownie, nikogo i niczego nie traktujcie dosłownie. Słowa, to tylko słowa, mimo wszystko…

Włosowy naked challenge

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Rzutem na taśmę zebrałam się na włosowy naked challenge u Herrbaty. To jest taka akcja, żebyś dał piątaka. No dobra jajcowałam. Cała zabawa polega na tym, żeby zrypać włosy mocnym domestosem, aż krew po karku będzie kapać. Znowu jajcuję. Chodzi o to, żeby dokładnie oczyścić włosy ze wszystkich odżywek i dodatków za pomocą mocnego szamponu oczyszczającego i pokazać takie kudły gołe i wesołe bez dopalaczy. Dzięki temu ujrzymy jak naprawdę nasze włosy się mają bez żadnych silikonów i innych ichniszy. Ktoś jest ciekawy moich nagich kudłów? Nie? To wypad, a kto chce, niech jedzie dalej.

 

Jebut tadam tsss. Taka różnica, że prawie bez różnicy. Znaczy się dobrze. Nawet bardzo dobrze. Rzekłabym zajebiście, bo to oznacza, że moje włosy są w niezłej kondycji. Akurat trzy tygodnie temu obfociłam moje włosy do innych celów, więc mam zdjęcia na porównanie. Po umyciu oczyszczającym szamponem Barwa pokrzywowa zawinęłam włosy w ręcznik, potem podeschły luzem, a na koniec dosuszyłam je suszarką na letnim nawiewie. Tyle. No jeszcze uczesałam. Nie miałam problemów z rozczesaniem, może minimalnie były toporniejsze. W dotyku tak samo milusie i przyjemne, są odrobinę bardziej sztywne, a jednocześnie brak im dociążenia i objętości. Ale te różnice są ledwie zauważalne. 

 

 

Zdjęć nie modyfikowałam, jedynie przycięłam. Robiłam je w średnio słoneczne dni, przy świetle dziennym, zero sztuczek. Mam wrażenie, że bez odżywek bardziej się błyszczą, ale wydaje mi się, że to wina moich chujowych zdolności fotograficznych, bo na żywo błyszczą tak samo z odżywką, czy bez.

 

Po ponad trzech latach olejowania i wcierania psiego gówna i co tam jeszcze znalazłam, mogę powiedzieć głośno- mam zajebiste włosy. Miesiąc temu ojebałam ostatnie 10 centymetrów, albo i więcej, farbowanej sierści. Oto mój łeb w całkowicie naturalnym kolorze. Właśnie przystąpiłam do ostatniej fazy mojego osobistego wyzwania. Teraz zobaczymy, czy włosy w rok urosną bez przerzedzeń na końcach, w co szczerze wątpię, bo odnoszę wrażenie, że ta długość, którą mam to max co ze mnie może być. Po prostu po osiągnięciu tej długości moje włosy się przerzedzają, bo mają tak z natury i dłuższe nie będą. Znaczy się będą, ale z mysimi ogonkami na końcach. Jeszcze niczego nie przesądzam, ale coś czuję, że dłuższe będą tylko miotłą. Zresztą co chwilę jakiś hejter pisał mi jakie to ja mam siano na głowie. Siana nie miałam, a mysie ogonki wychodziły zawsze po pewnym czasie, ale co się będę debilom tłumaczyć? Mam nadzieję, że się mylę i naturalne włosy nie sprawią mi niespodzianek, no zobaczymy. Teraz kudły są w tak dobrej kondycji, że jak znowu zrobią się powygryzane na końcach, to oznacza tylko jedno- dłuższe nie będą.

 

 

Tymczasem borem lasem. Olejuję raz w tygodniu. Raz w tygodniu nakładam naftę. Nic regularnie nie wcieram, jedynie raz w tygodniu przy okazji olejowania włosów na długości w skórę wklepuję Hollywood Beauty. Niby regularnie, ale co to jest raz na tydzień? Nic. Myję mocną Babuszką Agafią, albo delikatnym szamponem Natura Siberica, zależy co złapię z półki. Po każdym myciu (oprócz dzisiejszego) nakładam maski, odżywki. Stosuję je zamiennie. Kiedyś napiszę o moim arsenale więcej. Przed suszeniem wcieram czerwone serum termoochronne z Marion, po suszeniu dowalam nim jeszcze po końcach. Używam też spreju termicznego unoszącego włosy u nasady Marion. Często nie suszę włosów, same schną. Jeśli suszę, to właściwie tylko je dosuszam. Prostownica zgniła w kącie. Omijam silikony w szamponach, ale lubię je w odżywkach (z umiarem oczywiście). Omijam też produkty z alkoholem denat w składzie (chyba, że denat występuje we wcierkach, wtedy jest ok, bo pomaga się wchłonąć substancjom wgłąb skóry) SLESy mam gdzieś, bo mi nie szkodzą, więc mogą sobie być w szamponach, a SLSów to już chyba nigdzie nie dają. Tyle z mojej pielęgnacji. Tyle ze mnie. The end.

Paranoje w mojej głowie

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Podobno nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani. Nie wiem jak Wy, ale mi wieczorami często włącza się, jak ja to nazywam, ameba umysłowa. Czasem impuls uruchamia mi amebę i za dnia. Właściwie, to ja na pewno mam jakiś defekt w mózgu. Właściwie, to ja jestem, powiedzmy sobie szczerze, pojebana. A kto choć trochę nie ma najebane we łbie, niech pierwszy rzuci kamień. Tylko nie rzucajcie we mnie, bo wymażę gównem i odrzucę. Taki ze mnie pojeb.

Nikt mi nie wmówi, że jak wychodzi z domu, to nie sprawdza czy drzwi oby na pewno zamknięte na klucz. Nikt mi nie powie, że nie sprawdza po wyjściu z chałupy, czy telefon jest w torebce, albo kieszeni. No nie mówcie, że nie macie głupich odruchów i przyzwyczajeń. Chyba tylko nienormalni są normalni, bo Ci niby normalni maja szereg pierdolców w zanadrzu. Sprawdzasz w lodówce kilka razy co leży na półeczkach, chociaż przez 5 minut nic się nie zmieniło? A może po kilka razy sprawdzasz godzinę na telefonie lub zegarku? Luzik! Ja nie zasnę kiedy mam niedosunięte szuflady, albo niedomknięte szafki. Podczas spania w domu muszę mieć idealną ciszę i koty na sobie. Za oknem może przechodzić tornado, to co za murem, mam w dupie. Buty na korytarzu muszą stać jak w wojsku, bo pospane. Srajtaśma w kiblu musi rozwijać się od dołu, bo szlak mnie trafia, a krew mnie jasna zalewa kiedy widzę jakąś rejestrację i nie wiem z jakiego regionu jest (oczywiście od razu sprawdzam w necie). To jest jeszcze nic! Kiedy dolewam gorącą wodę do wanny, w myślach liczę do piętnastu. Nalewając żel pod prysznic na gąbkę, liczę do jedenastu, żel z pompki to odliczanie do siedmiu. Nie wiem skąd te liczby. Zawsze lubiłam liczyć, choćby płytki kiedy siedzę na kiblu. Najfajniej liczy się pieniądze, pod warunkiem, że się je ma ?To już chyba podchodzi pod nerwicę natręctw, ale że mam z tego zbitę, to się nie kwalifikuję. Ja jestem niesklasyfikowana. Wracając do płytek na ścianach i podłogach, to nie przejdę obojętnie obok takich z ciapajami. Zawsze wypatrzę na maziajach jakiś obraz, zwierzę, człowieka, albo i całe scenki. Usłyszę jedno słowo, dopowiem historię i to taką, że jak ktoś posłucha, to albo zesra się ze śmiechu, albo pomyśli, że coś ze mną nie tak. W sumie to tak.

 

 

Jestem uporządkowana jak miejsce zbrodni u Dextera. Poważna jak Kaczyński na kiblu. Poukładana jak pierdolone ręczniki u pierdolonej Perfekcyjnej Pani Domu. Ale luz w dupie mam jak Piotr Żyła na japońskim kiblu. Buduję zjebane postacie ze śniegu, udaję księżyc w rolce ze srajtaśmy, na zdjęciach zawsze wykrzywiam ryj tak, że ludzie nie chcą takiej foty ze mną na FB wrzucić, bo wstyd. Ale jak zawsze powtarzam- zrób głupią minę, nikt Ci nie powie, że źle wyszedłeś. Powie, że Cię pojebało, ale nie powie, że makijaż nie taki, albo oko zezowate. Tacy poukładani ludzie, to zazwyczaj psychopaci. No cóż, ja nawet w maseczce wyglądam jak ten klown na rowerku z “Piły”. W oczach mam szaleństwo. To rodzinne. Matka Boska ma czerwone włosy i przyodziana w skórę nagina motocyklem, albo tłucze się po błocie w terenówce. Wiek nie ma nic do rzeczy. Albo jesteś szczęśliwym zjebem, albo smutnym staruchem w wieku dwudziestu lat. “Bo nie wypada…”. Wypaść to może dysk międzykręgowy. A mi nawet jak wypadnie, to ręczę, że wypadając jeszcze lambadę zatańczy. Zresztą Matka Boska jest młoda, pewnie ze trzy lata starsza ode mnie. To nawet nie dziwne, bo Dziadek uparcie twierdzi, że ma siedemnaście lat. Pradziadkowie jak umrze ktoś koło osiemdziesiątki twierdzą, że szkoda, bo taki młody był. Młodą mam rodzinę generalnie i fajną. W sumie normalną, choć niezwyczajną. Właściwie, to nie wiem po co o tym piszę, to pewnie wieczorna ameba już się włączyła. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Nie umierajcie za życia!