Luźny wpis o niczym

Narobiłam wczoraj fotek. Cała miska kosmetyków pozowała mi pół dnia. I siadłam dzisiaj i miałam pisać o czymś ciekawym i jakoś mi się kurwa odechciało pisać o tych kosmetykach. Niby to wszystko takie fajne, ale jednak wolę pierdolić od rzeczy. Na wszystko muszę mieć natchnienie. Kosmetyki nie zając. Nic nie zając. Tylko zając, to zając. Nic na siłę. Dziś mam ochotę pisać o wszystkim i niczym, bo lubię wyżyć się słownie ot tak, bo za dużo mi w głowie siedzi.

Zapraszam na kawę. Właściwie, to kawy nie piję. Lubię jej zapach, ale do gęby nie biorę. Czasami wypiję, ale muszę mieć smaka. Mam smaka na kawę tak raz do roku. Albo i nie. Słodyczy nie jem. Nie to, że nie lubię. Nie wchodzą mi. Po kostce czekolady jestem zamulona jak Popek na ringu. Czasami żelki opierdolę, albo jakiś owoc prosto z sadu, banana czy coś, co mi tam urosło na mojej Jamajce. Smalec jem jak świnia. To zbilansowana dieta. Czasami jem go na chlebie z cebulą, a czasami jem go z cebulą na chlebie. Dżem ze świni, to sama słodycz. Jestem tak słodka jak smalec. I zawsze pomogę. No przynajmniej dopóki mnie ktoś w chuja nie zrobi. Jak mnie ktoś w chuja robi, to ładuję na pakę i wywożę do lasu. Niby nie mam prawka, ale po pijaku nabieram odwagi, auto zajebię i za kółko wsiądę. Rzadko piję, bo nie mam czasu na głupoty. To i po pijaku nie jeżdżę i do kradziejki mi daleko. Nie lubię pijaków, a już tych za kierownicą wbijałabym na pal. Goło. Na mrozie. Uzależniona jestem tylko od pierdolenia. Pierdolenia głupot. I od wody prosto z butelki. I od zielonej herbaty. I chyba tyle. Szczęście jeszcze ćpam i tym szczęściem żyję (no i smalcem, wiadomo). Marihujajen już dawno nie wstrzykiwałam w łokieć, ani pod kolano, ani nawet w kark. Mało wstrzykuję, przy moim pierdolnięciu nawet pietruszki nie zapalę, bo mózg rozjebany. Właściwie, to mi nic do szczęścia nie trzeba, byle zdrowie było. Za resztę zapłacę kartą.

 

Lampę kupiłam. Będą Jutuby. Będą jak tylko rozciągnę dobę jak gumkę w starych gaciach i wcisnę się z czasem antenowym między blogiem, pracą, praniem i karmieniem kotów. Jeszcze obiad zrobię i dom posprzątam, i jeszcze maile, i jeszcze zakupy, i tak z 15 minut zostaje. Ale damy radę. Czasami śpię nawet. Dziś piszę. Właśnie tak pomyślałam, że strasznie śmieszy mnie słowo kura. Dużo słów mnie śmieszy, a imię Robert kojarzy mi się z pomarańczowym siodełkiem roweru.
 Mam tyle szminek, że mogłabym nimi rzucać do kaczek, ale szkoda kaczek, chyba, że taką jedną bym trafiła. Konkretnie to kaczora. W sumie, to ich wszystkich do wora i do jeziora, albo w kosmos, na Marsa w jedną stronę. W lecie, z dziewczynami postanowiłyśmy wybudować rakietę z boazerii i wystrzelić w przestworza wszystkich, którzy nas wkurwiają. Miejsc zabrakło. Lot odwołany. Tu trzeba solidniejszą konstrukcję zmajstrować. I teraz tak myślę sobie, czy ja lubię ludzi, czy może jednak nie? Najbardziej lubię siedzieć pod kocem i pod kotem. Pod dwoma kotami. Grzeją mnie w pięty i mam wyjebane. Lubię mieć wyjebane i lubię mieć zryty beret. Artysty nie zrozumiesz, a docenisz po śmierci.
Mam zamiar żyć 112 lat. Na setkę dostanę bon do Biedry i dodatek do emerytury. Jakiej kurwa emerytury haha ?Nie wierzę w Zusy, ten cały Zakład Ubóstwa Społecznego. Doją z chajsów jak cielę krowę, potem połowa pod stołem między swoimi, reszta na patolę z 500+. Rodzą te dziunie po kilkoro dzieci, każde z innym ojcem i kasa z opieki i innych instytucji idzie na przejebanie. Wolałabym, żeby to 500+ dawali normalnym rodzinom, weryfikowali patolę. Bo 500+ jest spoko. Patola nie jest spoko. I wolę milion razy żeby kasa należała się tym, którzy wydadzą PLNy na dzieci, nawet jak zarabiają dużo, niż dać bidzie żeby przehulała. Się daje wędkę, a nie rybę. Ale gdzie tam ktoś to w tym kraju zrozumie. Podatki zmniejszcie debile, a nie 500+. Przez te debilne wymysły ubezpieczenie za auto mi skoczyło, bo ja prawka nie mam, ale samochód posiadam. Dzieci nie posiadam, bo mnie nie stać, a może mi się nie chce tych całych dzieci. Nie ważne. Ważne, że płacę na cudze, a mi nikt złotówki nigdy nie podarował. Zresztą nawet bym nie wzięła, wolę zarobić.

 

 

Oprócz tego, że rząd w tym kraju zjebany, to mi się dobrze żyje. Kiełbasę se kupię, a czasem szpilki za kilka stów, a czasem kupię sobie sera w Lidlu i też będzie. Jak so śledzie, to wszystko bedzie. Śledzie są dobre. I kabanosy. I boczek. I ja jestem całkiem fajna, ale nie schrupiesz, bo Ci mój konkubent wpierdoli. Co to za nazwa konkubent? Konkubent, to taki co bije i pije, a mój ani nie pije, ani nie bije. Dlatego jest Niemężem, a nie jakimś tam konkubentem. I tak się powoli żyje na tej wsi. Takie mam życie idealne można powiedzieć. To ludzi trochę piecze. A niech piecze. Pierdolą czasem za plecami. A niech tam. Ciężko im zrozumieć, że jak się zapierdala, to się ma co się chce, a nie łapie byle gówno. Mnie byle gówno nie interesuje. Ja nawet jak sram, to tak się skupiam, żeby złoto wysrać.
Co ja bym chciała od życia? No zdrowia, wiadomo. Zdrowie najważniejsze. Prawdziwi przyjaciele ważni. Dobry facet u boku, to też ważne. Żeby na chleb i smalec nigdy nie zabrakło, to też oczywiste. Mam to wszystko, chwilo trwaj. Teraz mi dajcie wiadro czasu. Czasu nie kupisz, nie zatrzymasz i nie wykroisz, a ja tyle rzeczy mam w głowie. Robotę bym jebnęła i z bloga żyła, ale to chyba jeszcze chwila. Ale może jednak, wtedy mogłabym pierdolić głupoty non stop. Moje spierdolenie umysłowe mogłoby na siebie zarobić dobry chajs. Bo głupota dobrze się sprzedaje. Nie, że głupia ja, ani Wy, ale barwny umysł jest w cenie. Sprzedam mózg. Mózg zostaje ze mną, ale myśli wymienię za srebrniki. Mogłabym zostać takim celebrytą. Powiecie, że to puste? Trzeba jebać za 2 tysiące, jak to normalni ludzie robią. Ja nie ludzie. Ja jestem leniwa i wymagająca i sobie na to zapracuję, żeby potem się nie narobić i zarobić. Póki co jeszcze klepię dzięgi w piwnicy, ale może rzucę to wszystko i spierdolę w Bieszczady? Albo na jakąś ciepłą wyspę, bo ja lubię jak jest ciepło.
Oby do wiosny!