Monthly Archives

listopad 2016

Wax Pilomax Arabica ColourCare- gówno, czy nie gówno, oto jest pytanie!

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Zwykłam mawiać, że jak coś wygląda jak gówno, śmierdzi jak gówno i smakuje jak gówno, to musi to być gówno. Akurat nawinęło mi się coś co wygląda jak gówno, ale nie pachnie jak gówno, a jak smakuje, to nawet nie wiem. To nie jest gówno! Jest to wynalazek do włosów, który…aj co będę dużo gadać! Zaraz napiszę. Powoli, bo się rozpierdoli.

Wygląda jak gówno, right? Pachnie za to wyśmienicie! Kawa! Tak boski aromat kawy, że jakbym piła kawę, to bym tę maskę wypiła. Taaaa… dobrze czytacie, nie piję kawy. Dziwak. Burak. Popierdoleniec. Przejdźmy dalej. Konsystencja zwarta jak kał po suchych waflach, tylko bardziej woskowata, coś jakby ktoś te wafle jadł i zagryzał świecą. Ha! Myśleliście, że napiszę, że świecę wkładał! Świntuchy! Smaku nie sprawdzałam, bo kto jada kosmetyki? Pomadki smakowe się nie liczą. Pewnie chcecie wiedzieć co to za wynalazek?
Wax Pilomax Arabica ColourCare (Odżywcza maska do włosów i farbowanych na ciemne kolory).
W posiadanie kawiszona weszłam za sprawą Meet Beauty. Ta kurwa, darmoszka! Blogery lubio to?Moja wersja to taka troszkę wersja mini- 240 ml, normalnie słoiczek jest większy. Ten większy kosztuje jakieś 40 złotych i muszę w niego czym prędzej zainwestować, bo opakowanie po mojej masce już myszy dawno wpierdoliły. No chyba widzicie, na fotkach bzy? Tia….foty zrobiłam koło maja i wyczerpałam dziada gdzieś z końcem lata. Wydajna jest. Przyjemna w nakładaniu, nie spływa, gęsta jak woskowina z cielęcego ucha.
Darmo dostała, to pewno pochwali. A i owszem, ale nie dlatego, że darmo, tylko dlatego, że jest to moje maskowe odkrycie roku, a może i życia. Włosy są odżywione, skład jest ładny (powiększcie se zdjęcie). Futro lśni jak, nie przymierzając, psia torba. Kudeł miękki, lejący, skóra głowy nawilżona (tak, maskę można kłaść prosto na czachę). Kawa pobudza kłaki do wzrostu. Ciężko mi ocenić czy miałam po niej baby hair, bo ja zawsze mam baby hair, ponieważ ciągle coś ładuję na łeb. Tak czy siurdak, lepszej maski nie miałam. Właśnie wyczerpałam prawie całe zapasy masakracji do włosów, więc przymierzam się do zakupu mojej ukochanej Arabiczki. Od Waxa Arabiczki, dostaniesz wściku piczki ? Tak, wiem, jestem obrzydliwa bla, bla, bla ?

 

Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Welon wijący się na wietrze, promienie słońca odbijające się w złotych obrączkach. Tłum gości obok i limuzyna na podjeździe. Dopieszczone dekoracje, strzelające szampany, truskawki w czekoladzie i rosół na pierwsze. Głośna muzyka i radosne podrygiwania w jej rytm. Tort prawie do nieba i gdzieś tam podobno nawet miłość. I jeszcze, jeszcze zarżnięta świnia, jak w tej piosence! Wesele! Tylko, że ja nigdy nie marzyłam o białej bezowatej sukni…
pixabay

Ślub? Koniecznie kościelny, inny się nie liczy. Ślub bez wesela? No jak to tak?! A co powie ciocia Grażynka i wujek Janusz? A gówno. Oni już mieli swoje wesele. Wystarczy. Część wesel to taka nagonka, bo co powie rodzina? Nienawidzę wesel. Chodzę jeśli muszę, ale krew mnie zalewa kiedy nie mam wyjścia. Nie lubię tej sztucznej pompy i udawania. Kiedy już pójdę, bawię się, jem, bo nie chcę zrobić przykrości Młodej Parze. Generalnie tego typu imprezy mnie nie kręcą. Róbcie sobie co chcecie, ale mnie nie linczujcie, to tylko moje zdanie i nie musi się Wam podobać.

Szkoda mi czasu na organizację jednodniowej imprezy przez rok. Szkoda mi pieniędzy na jednodniową imprezę. Za cenę takiego wesela remontuję już kolejną część domu. Za cenę takiego wesela mogłabym pojechać na 3 tygodnie wypasionych wczasów na drugim końcu świata. Za cenę głupiej sukni ślubnej mogłabym popierdolić do Grecji. Serio komuś się chce robić te wesela? Marnować czas, kasę i nerwy żeby przez jedną noc najeść się, napić i potańczyć? Spoko?
Ślubu kościelnego nie wezmę. Od małego powtarzali mi, że Bóg jest wszędzie. W takim razie będzie też na łące, pod lasem, na plaży w Miami i tam mogę przysiąc miłość, wierność i co tam jeszcze serce podpowie. Przysiąc mogę przed wybrankiem i Bogiem, który przecież będzie z nami na tej łące i w Miami, ksiądz mi do tego nie potrzebny. Ewentualnie przyda się urzędnik, tego nie wykluczam, potem łatwiej się rozliczać w urzędach?I już, i wystarczy, do domu. Papiery podpisane, można przejść do nocy poślubnej. Po co mi więcej?
pixabay
W kościele na sztywniaka. Potem dom weselny. Kluski na brodzie i właśnie wtedy Pan Kamera robi na Was najazd. Zajebiście! Pierwsze sztywne podrygi. Mijają trzy godziny, w tym czasie konto Młodych uszczupliło się o jakieś dziewięć tysięcy złotych. Tak najbidniej licząc. Liczycie, że Wesele się zwróci? Ha! A to trzeba było imprezę z biletami zrobić i podliczać każdego. Goście, jak sama nazwa wskazuje, są gośćmi, a gość nie ma obowiązku płacić haraczu za imprezę, na którą “musiał” iść. Mnie cieszyłoby 20 złotych w kopercie tak samo jak 200. Teraz podobno krążą prawie cenniki. Temu wypada dać 200, bo za talerzyk, tamtemu 500, bo rodzina, temu 1500, bo bliski krewny. Serio kurwa? Jak ktoś zarabia 1200 i ma dzieciaka na utrzymaniu, to nie wyrzyga tysiaka. Młodzi powinni cieszyć się samą obecnością gościa, a nie jego ciężko zarobioną kasą. Dobrze, że mojego wesela nie będzie!
Przed północą wujek Stefan będzie już kimał w sałatce ze śledzi. Ciocia Jasia będzie próbowała go jakoś dyskretnie wyprowadzić ukrywając wstyd. Kuzyn Antek najebie się jak świnia i będzie łapał za dupy młode kuzyneczki. Małoletni Tomek będzie podawał flaszki przez okno swoim równie małoletnim kolegom. Czas na oczepiny!
Panna Młoda z obdartymi piętami i męczona wieśniackim gorzko, gorzko (bo przecież alkohol to podstawa ehh). Pan Młody lekko ciachnięty przyjmuje krzywe spojrzenia świeżo poślubionej żony. Czas na poniżające zabawy. Przeciąganie jajka po portkach partnera. Wyścigi w piciu wódki, udawanie zwierząt, bieganie w amoku po sali. Wszyscy najebani. I zbieramy na wózeczek, bo kasa, kasa! Poniżające i prymitywne zabawy często z podtekstem seksualnym. Seks, alkohol i Młoda Para! Super poziom, super biba! Wpierdolimy jeszcze tort z margaryny i można się poniżyć do końca. Ach co to był za ślub!
Po północy nawet Pan Kamera spierdala, bo nie ma co zwłok nagrywać. Niedobitki snują się po kątach. Ci z mocniejszą głową okupują wiejski stół. Piją bimber i zagryzają kiełbasą rwaną brudnymi rękoma. Serio myślicie, że wujek Franek myje ręce po siku? Smacznego.
Gdzieś nad ranem ciastko na drogę i w drogę. Jesteście szczęściarzami, jeśli na drugi dzień nie ma poprawin. Poprawiny to dobitka po dobitce. Super pomysł! Klin klinem, niech nam naród alkoholem stoi. Pijanym narodem łatwiej kierować. Noc poślubna? Jaka noc poślubna? O 5 rano, najebani, najedzeni, poniżeni, ale z pełnymi kopertami Młodzi mogą tylko pójść spać. Tylko nie zapomnijcie przeliczyć ile było w kopertach!
Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu? Bo żadnego kurwa wesela nie będzie!
“Co tak stoicie jak na pogrzebie? Jak balanga, to balanga! Matka, dawaj zakąski! Wódka jest, zaraz wyciągniemy ze studni coca-colę i gra muzyka! Orkiestra grać! Jak wesele, to wesele!” 
 
 

Lakiery hybrydowe z AliExpress- Bling i Belen

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Pamiętacie jak w sierpniu recenzowałam lakiery hybrydowe? Od tamtej chwili przepadłam. A ja, jak to ja – szukam produktów w wersji sęp. Oczywiście kosmetyk nie może być gówniany, ma być dobry, ale po możliwie niskiej cenie. A jak ma być tanio, to gdzie lazę? Na AliExpress. Obkupiłam się troszkę, przetestowałam, a kolejne lakiery już w drodze. Spaliłam…jakby były chujowe, to wiadomo, że więcej bym nie zamówiła 😉

 

Polazłam do tego sklepu- More Buyer,More Happier, a tam złapałam osiem 6 mililitrowych buteleczek po dolarze z ogonkiem za sztukę. Osiem Blingów. Potem polazłam do Belen Cute Nail store i dorzuciłam do koszyczka 7 mililitrowy termiczny Belen w podobnej cenie. Zaczęłam tworzyć cuda niewidy.

 

 

Numerki kolorów macie na flaszkach, więc nie będę się rozpisywać. Co macie wiedzieć, to widzicie. Jeśli chodzi o lakiery, to dobrze się nimi pracuje, gęstość jest taka jak trzeba, nie spływają, ani nie glucieją. Czarny trzeba utwardzać dłużej, bo ze względu na dużą pigmentacje idzie mu to topornie. Rekordowo udało mi się w jednym z mani chodzić prawie miesiąc, więc trzymają się świetnie. I nie, nie boję się chińskich hybryd, a ta zielona łuska na moich plecach to przypadek 😉 Hybrydę kładę na żel, więc nawet styczności z nią nie mam. Z tego co wiem, to jeszcze nikt nie zszedł po tych lakierach, a nawet nie słyszałam o żadnym uczuleniu. Chociaż między nami mówiąc- uczulenie na Semilaki to mit, po prostu jak ktoś chujowo kładzie, to różne rzeczy się dzieją. U Mamy też wszystko dobrze się trzyma, mimo, że Boska ma na co dzień kontakt między innymi z acetonem. Co chcić? Ino brać! 4 zeta, a pazur jak u jakiej Donatelli Wersalczi.

Moje ciapanie po racicach powyżej.

Czarnuchy– Srebro na czarnych pazurach to cienie do powiek My Secret, te takie w pyłku. Nie mogłam znaleźć brokatu, to posypałam cieniami 😀 Polecam! Wszystko pięknie trzymało się pod topem, aż do zeszlifowania. Rąby to łatwizna, tylko trzeba się ujebać. Malujemy biały w środku i obrysowujemy stopniowo coraz ciemniejszym kolorem.

Różowe– Piórka to naklejki, reszta to zwykła ciapanina pędzlem.

Fioletowe– Do wykonania tych paznokci wystarczą dwa, trzy lakiery i dużo cierpliwości. Na białym paznokciu malujemy trójkąty, na nich kolejne ciemniejsze, potem jeszcze ciemniejsze i tak to zesrania. Fiolet rozrabiałam z bielą żeby stopniować odcień, na koniec dałam tylko fiolet i już całkiem na amenus – fiolet z czarnym. I tak nie umiem wytłumaczyć, to już się nie pocę.

Niebiesko-fioletowe– A to jest termiczny Belen. Nie dodawałam już żadnych ozdób, bo ja szybko popadam w przesadę. Jestem zauroczona tymi kolorami i efektami, już leci do mnie różowo-czerwona wersja 🙂

Tyle, wystarczy Wam. Jestem zachwycona taniością i jakością chińskich lakierów, ale Wam nie polecę, bo mi wszystko wykupicie, a potem będzie na mnie, że też macie zieloną łuskę na plecach 😀 Dodam jeszcze, że 11.11 na Ali będzie Dzień Singla, a co za tym idzie super promocje. Ja już zbieram kupony zniżkowe, żeby móc mniej sponiewierać portfel. Elo!

 

Życie to gra

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Liście już prawie poszły w pizdu. Czekam na śnieg, bo kiedy spadnie śnieg, przysypie liście, a jak przysypie liście, to nie będę musiała ich grabić. Niech gniją. Wszyscy kiedyś zgnijemy. Życie po śmierci, takie tam. A jeśli to wszystko to tylko gra? Jeśli te jebane liście lecą nie dlatego, że wegetacja, taka sytuacja? Jeśli nie to, to co? Pstro. Jesteśmy grą.


Graliście kiedyś w Simsy? Nie robiłam im kibla, szczały w kwiatki. Nasyłałam na nich klęski żywiołowe i patrzyłam jak tornado rujnuje ich domek bez klopa. Potem dorzucałam kosmitów, nie karmiłam… Psychopatka. A co jeśli nasze życie to świetnie zrobiona gierka RTS? Bo niby skąd piramidy? Skąd te wszystkie teorie o wielkich wybuchach i ewolucjach. Że niby pochodzimy od małpy? A może był jakiś raj i wąż, który kusił? Życie w symulacji to science fiction? A kurwa gadający wąż? A jednak ludzie wierzą w gadającego węża, wierzą w jakieś tam cosie, dlaczego mają nie wierzyć w grę? Właściciel PayPala pcha niewyobrażalną kasę w badania nad tym czy oby nasze życie nie jest symulacją. A może jest? Może Biblia i wszelkie naskalne rysunki to takie intro? A potem poszło…

Wolna wola to jakiś tam nasz margines, po którym możemy śmigać. To, że ja piszę, a ktoś tam jest tancerzem, to żaden talent – takie dodatki ktoś nam wgrał. Choroby? Gwałty? Klęski żywiołowe? No przecież nie może być nudno. Śmierć kliniczna, tunel ze światełkiem, cudowne ozdrowienia – każda gra ma jakieś bugi, coś się czasem zawiesi.

Wykorzystujemy niewielki procent możliwości naszego mózgu. Levele przeskakują coraz szybciej. Tylko w ciągu mojego życia słuchałam muzyki z winylów, potem był magnetofon szpulowy, potem taki na kasety, doszły walkmany, później wraz z płytami CD pojawiły się discmany. Pendrajwy powoli odchodzą do lamusa, nośniki są coraz doskonalsze… Ktoś wymyślił koło, potem auto, samolot, rakietę kosmiczną. Co teraz?

Za ileś tam lat ktoś wymyśli symulację rzeczywistości. Jeśli będzie to możliwe w przyszłości, to może właśnie my jesteśmy grą naszych prapraprapraprapraprapraprapraprapraprawnuków? A może komuś nasza gra pewnego dnia zbrzydnie i ją wykasuje? Bum! Koniec świata. Jeśli to nie nasi praaa nami się bawią, to może jesteśmy symulacją jakiejś innej cywilizacji? Bo niby skąd te wszystkie bajki o kosmitach? Skąd ufo w Roswell? Skąd kręgi w zbożu i teoria, że przy piramidach pomagali obcy? Może to żadne brednie, ktoś tę grę musiał zaprojektować. My mamy zagadki, ONI mają z nas zbitę.

Spadnie ten śnieg i przysypie liście, wiosną nowy level.