Monthly Archives

czerwiec 2016

Glov- cudowna rękawica, czy chwyt marketingowy?

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Znam przypadek gdzie laska przed wyjściem na dyskotekę zamiast się myć “przelatywała” stopy szmatą, żeby syf odpadł z grubsza. True story bro. Znam takie co kawałek szmaty wystarcza im do toalety raz na tydzień, czy dwa. True story bro. Laski odstawione, paznokcie, rzęsy, make up, ale żeby się umyć….po co? Osobiście jestem wrażliwa na punkcie higieny i nie kumam czaczy jak można być brudasem. W życiu w makijażu spać nie poszłam, a co dopiero tydzień bez mycia! Jeśli jesteśmy przy demakijażu i szmatach, pokażę Wam dziś szmatę do demakijażu. Glov. Jest bum na ten wynalazek, ale czy warto inwestować szmal w kawałek materiału?

Duża łapka Glov On-The-Go oraz mały paluszek Glov Quick Treat. Pierwsza kosztuje 39,90, druga 14,90. Dostępne na przykład w Sephorze, a ostatnio w Hebe, oczywiście na necie też ich pełno. Swoje egzemplarze przywiozłam z Meet Beauty i od początku stwierdziłam, że kawałkiem szmaty, to mogę sobie buty wyczyścić, a nie ryj z tapety. Ponieważ nie dowierzałam w cudowne moce rękawic, testy rozpoczęłam od małego paluszka. Doszłam do wniosku, że jak paluszek będzie kiepski, to dużą będę czyścić monitor w lapku, bo miękkie bydle 😀 No i można powiedzieć, że się rozczarowałam, a mój monitor ujebany jak stół Durczoka. Bo co się okazało? Chujstwo działa na sto dwa!
Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że paluszek zmywa mój makijaż bez pierdnięcia. Do czysta! Do takiego czysta i z taką łatwością, że perfekcyjna pani domu może jeść kolację z mojej gęby. Jakby tego było mało, to jeszcze skóra delikatnie się peelinguje i nie tylko jest czysta, ale i gładka. Wystarczy zmoczyć Glova wodą i myć ryj. Po wszystkim szmatkę przepieramy mydełkiem w kostce, jakimś naturalnym. Raz uprałam zwykłym mydłem w płynie, to na drugi dzień szorowałam drugi raz, bo paluszek był sztywny jak pal Azji. Glov usuwa zarówno podkłady, pudry, róże, eyelinery jak i tusze i inne wszelkie badziewie. Wodoodporny mejkap też złazi. Najbardziej trwały tusz jaki posiadam to Maybelline Lash Sensational, kto go miał, ten wie, że zmycie dziada to wyzwanie. Owszem, musiałam poświęcić dłuższą chwilę żeby zmyć go za pomocą szmatki z wodą, ale tusz zszedł do czysta. Jeśli ta maskara schodzi, to ja nie mam pytań.
Przy demakijażu nie musimy się pocić, nie trzeba mocno trzeć, ryj nie cierpi, rzęsy się nie sypią. Dla mnie to fenomenalne rozwiązanie i uważam, że cena nie jest wysoka. Ja sęp i niedowiarek tak mówię, więc to już coś. Na początku warto kupić paluszek za 15 zeta i wypróbować, czy nam podpasi, czy nie. Producent twierdzi, że rękawica wystarcza na 3 miesiące. Mój maluszek-paluszek dał radę przez dwa i wygląda, tak jak na zdjęciu – troszkę odbarwiony, ale bez większych uszczerbków. Różową rękawicę użyłam kilka razy i nie różni się niczym (prócz wielkości oczywiście). Większa Glov powinna dać radę 3 miechy, maluch nie wyrobił, bo podczas demakijażu musiałam go przepierać w międzyczasie (mały, to nie ogarniał całego ryja).
Jeśli mój najnowszy zakup nie podoła, to kupię Glov ponownie. A jaki to zakup? Otóż znalazłam na Ali ściereczkę do demakijażu działającą na tej samej zasadzie co Glov, oczywiście kosztowała grosze. Testy nowości trwają i dam Wam znać czy kupię Glov, czy dam zarobić Żółtym Braciom.

Wróżka prawdę Ci powie?

By | Blog, Przemyślnik | 14 komentarzy
Cześć, jestem wróżbita Maciej. Pokaż mi swój dowód, a powiem Ci jak się nazywasz. Powróżę z fusów, rzygowin i Twojej rzadkiej sraczki. Cyganka prawdę Ci powie. Połóż tylko pieniążek, daj całą forsę, a ja ją zakopię. Potem wypij krew z kota i przelej jajko nad czarna kurą. Zaoszczędzonej forsy co prawda nie odzyskasz, ale wróżba, jest wróżba- bez kasy się nie liczy. A może nakłujesz cytrynę szpilkami z czerwonym łebkami? Przypływ gotówki gwarantowany. A może…Wierzysz?
Pixabay

Na pewno kiedyś zaczepiła Cię Cyganka, albo widziałeś w telewizji wróżby na telefon. No własnie. Wierzyć czy nie? A te wszystkie horoskopy? Wszelkie “proste” i powszechne wróżby maja to do siebie, że są uniwersalne. Bo kiedy ktoś Ci powie, że w lipcu warto zrobić badania kontrolne, bo dawno nie robiłeś, to pewnie 90% społeczeństwa złapie się na tym, że fakt, dawno nie było u lekarza, przydałoby się pójść. Jeśli przy okazji lekarz stwierdzi, że brakuje kilku czerwonych krwinek, albo Twoje stawy trzeszczą, wtedy masz już pewność, że horoskop był prawdziwy. Wróżba trafiona. W horoskopie napisali, że miłość Twojego życia czeka na Ciebie gdzieś za rogiem. Jeśli jesteś singlem, weźmiesz to do siebie i ręczę, że na 99% love is in the air, prędzej czy później strzała amora przyjebie Ci w potylicę. Wróżba trafiona. Jeśli dorzucimy do tego wiarę, macie sto procent spełnienia wszelkich przepowiedni uniwersalnych. Kiedyś tam, ale jednak. Placebo.

No ale wait. Niektórzy spoglądając w karty potrafią podać dokładne daty, wydarzenia z przeszłości i przyszłości. Numerolog, pewnej znanej mi osobie, podał dzień rozwodu niemal co do godziny, daty kiedy dzieci przyszły na świat, daty kiedy zmieni miejsce zamieszkania. Wszystko się sprawdziło. Inna znana mi osoba korzystała z usług tarocisty, który podobno wzbudza strach, ale jego wizje sprawdzają się z zaskakującą trafnością. Niektórzy widzą aurę, inni czytają z tęczówki oka. W Lublinie jest pewien znany irydolog, nie podciągam go do wróżek, ale to co facet potrafi powiedzieć o naszym zdrowiu na podstawie spojrzenia w oczy może zaskoczyć największego niedowiarka. Gdyby nie pewna zielarka z mojej rodzinnej wsi, pewnie w dzieciństwie wylądowałabym w szpitalu. Teraz choroba miałaby pewnie jakąś nazwę – rotawirusy, koko eurospoko pneumokoko, albo cholera wie co jeszcze. Wtedy miałam zwyczajną sraczkę i rzygałam jak kot. Zielarka wymieszała trochę ziół, trochę tajemnych mocy i momentalnie stanęłam na nogi. Dodam jeszcze, że jej przelewanie jajek nad dzieciakami w okolicy, skutkowało świętym spokojem ich matek, dzieciaki łagodniały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Miałam też styczność z radiestetą, kiedy nie mogliśmy w dzieciństwie spać, Mama zaprosiła znajomego różdżkarza, polatał z wahadełkiem, kazał poprzestawiać łózka i spaliśmy jak koty.
Pixabay
Wierzę czy nie wierzę? I tak i nie. Nie dam się zwerbować pierwszej lepszej Cygance na deptaku. Większość, pożal się Boże, wróżek to pic na wodę. Kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Ale co z zielarkami, tarocistami z prawdziwego zdarzenia? Czy niewielki procent tych ludzi ma jakieś nadprzyrodzone moce? Być może. Utarło się, że człowiek wykorzystuje 10% swojego mózgu, co oczywiście jest bzdurą, ale faktem jest, że jeszcze nie udało się rozwikłać wszystkich mechanizmów jakimi nasz mózg się rządzi. Być może wybrane osoby mają swego rodzaju talent, lekkość w trafności diagnoz, mimo braku wykształcenia medycznego. Być może pewne osoby mają jakiś niewytłumaczalny dar widzenia tego, co dla innych jest niedostrzegalne. Możliwe, że widzą zmarłych, przyszłość, przeszłość. Być może dziś nauka nie potrafi odpowiedzieć jednoznacznie czy prawdziwe są zjawiska powszechnie uważane za nadprzyrodzone, ale przecież sto lat temu, gdybyśmy opowiedzieli ludziom o internecie, też bylibyśmy wyśmiani. Myślę też, że osoby zajmujące się ezoteryką (nie mówię tu o oszustach, tylko jak cholera wyłapać kto nim jest, a kto nie) mają bardzo dużą wrażliwość, mnóstwo empatii. Mimo, że szeptucha z Podlasia skończyła kilka klas w szkole i nie ma studiów psychologicznych, potrafi wejść w psychikę drugiej osoby jak w ciepłe masło. Taka osoba ma to we krwi, nie potrzebuje szkoły, ma pewne predyspozycje i zapewne lata praktyki.
Nie ma nic przeciwko wszelkiej maści wróżkom, zielarkom, tarocistom i tak dalej. Ba! Jestem skłonna wierzyć, że zielarka może okazać się lepsza w swoich diagnozach niż lekarz. Najważniejsze, to nie być zaślepionym. Zielarka? Owszem, ale lekarz też powinien czuwać. Chyba wszyscy pamiętamy tragedię, gdzie rodzice zawierzyli swoje dziecko szamanowi i maleństwo zmarło z wycieńczenia. Bądźmy rozważni i uważni. Jestem skłonna wierzyć, że ktoś stawiając karty prawdę mi powie. Możliwe. Być może prawdziwe. Nie śmieję się z wróżb i zabobonów. Nie mam pewności, że to prawda, ale nie mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że to wszystko pic na wodę.
A ja? Nie pójdę do wróżki. A wiecie dlaczego? Bo wierzę w siebie i wszystko co osiągnę będę zawdzięczać sobie i swojej pracy. Można wierzyć lub nie wierzyć w przepowiednie, ale należy wierzyć w siebie. Jesteśmy kowalami własnego losu i żadna wróżka nie będzie mi mówić co mam robić 😉

 

Złote tusze Eveline, czy zasługują na złoto?

By | Bjuti Pudi, Blog | 29 komentarzy
“Ale Ty masz rzęsy!”- no wiem 😉 Od razu mówię, to po Mamie, a tuning dzięki Long 4 Lashes. Nie mam na nią żadnych uczuleń, zero skutków ubocznych, więc jadę na ostro chyba drugi rok z przerwami. Podczas przerw też nic złego się nie dzieje, ot wracają do siebie. To tak gwoli wyjaśnienia, bo wiem, że w komentarzach padną pytania o moje wachlarze. Zaginam czasoprzestrzeń. W gołych rzęsach nie chodzę, bo się wstydzą jak Janusz sandałów bez skarpet. Moje ulubione tusze, to tusze z Eveline. Miałam droższe, tańsze maskary, ale do Eveline zawsze wracam z radością. Takie pewniaki. Dziś pogadamy o dwóch złotych Evelinkach.
Tusze do rzęs Eveline Big Volume Explosion i Volume Celebrity
Big Volume Explosion (grubas) i Volume Celebrity (chudas), to mazidła za około 15 złotych. Jeden wygrałam, drugi dostałam na Meet Beauty. Gdyby nie ta niespodzianka i tak bym je kupiła, bo jak wspomniałam, jeszcze żaden tusz od Eveline mnie nie zawiódł, a byłam ich ciekawa. Obecnie stosuję oba tusze zamiennie, zależy który mi się złapie i różnią się od siebie tylko delikatnie. Oba są intensywnie czarne, nie kruszą się, nie rozmazują, ładnie się trzymają. Gruby ma 11 ml, a chudy 7 ml pojemności. Celebryta podobno jest wypakowany odżywką do rzęs, ale czy moim rzęsom jeszcze coś trzeba? No właśnie…tusz to tusz i oba traktuję jak zwyczajne tusze.  Czym się różnią, który okazał się lepszy?
Big Volume ma grubą szczoteczkę, ale nie da się nią zrobić krzywdy, wygodnie się nią manewruje, chociaż idealna nie jest. Tuszowi zdarza się lekko skleić rzęsy, ale nie jest to jakaś tragedyja. Równo omiata kłaki, pogrubia. Na zdjęciu lekkie posklejanie, ale celowo nic nie czesałam, bo chcę pokazać prawdziwy efekt, a nie jakieś szopki.Tusz oceniam jako dobry. Nie wiem czy przy krótkich rzęsach szczoteczka nie okaże się za duża, domyślam się, że może nie wyzbierać kurdupli.
 Volume Celebrity lepiej rozdziela rzęsy, ale mniej je pogrubia. Efekt jest bardziej naturalny. Świetnie wydłuża. Zdecydowanie uwielbiam ten tusz. Szczoteczka doskonale wyprofilowana. Dłuższe grzebyczki wyłapują boczne rzęsy, krótsze ładnie podkreślają te środkowe. Malowanie tą maskarą jest łatwe i przyjemne. Nic się nie skleja, nie maże. Mój nowy ulubieniec.
Jak widzicie oba tusze są godne polecenia. Celebryta to mój ulubieniec i póki co przy nim zostanę. Oczywiście grubasek też się zużyje. Jeśli szukacie niedrogich i dobrych tuszy, polecam szafę Eveline. Ja często tam zaglądam.