Monthly Archives

luty 2016

Wygrałam w lotto i co teraz?

By | Blog, Przemyślnik | 25 komentarzy
“Pieniądze to nie wszystko, ale wszystko bez pieniędzy to chuj.”
Ciężki ze mnie przypadek, ciężko mnie od czegokolwiek uzależnić. Z nałogów, to chyba tylko zielona herbata. Ale mam farta we krwi, puszczę czasem lotka, czasem esemeska do radia. Ot tak, raz na miesiąc, czy dwa. Szczęściu trzeba pomagać.
No i siedzę przed lapkiem, a sprawdzę lotto. Ooo jest cyferka, dwie są! O trójeczka! Dwadzieścia parę zeta piechotą nie chodzi. Czwórka? O, ciekawe ile mi policzą. O kurwa- piątka! I szóstka! Szóstka! Czaicie bazę?! Pierdolone kombo! I co teraz?
Pixabay

“Co bym zrobił/zrobiła gdybym wygrał/wygrała miliony?” Kto nigdy nie zadał sobie (lub komuś) tego pytania, niech pierwszy rzuci kamień. Przyznać się- gdybaliście jakby to było, gdyby było? Co byście zrobili, kupili? Załóżmy, że sumka jest zacna. Nie będziemy sobie dupy zawracać milionem, czy dwoma, kieszonkowe na waciki pomińmy, choć i wacikowe byłoby spoko. Załóżmy, że wygrywamy tak z 10-15 milionów. I co teraz?
I teraz trzymam mordę na kłódkę, bo nic tak nie przyciąga mend jak kasa. W trzy dni przypomni sobie o Tobie wujek Wacek i ciocia Krystyna z Wejherowa, których nie widziałeś od dzieciństwa. Grono ‘przyjaciół’ zacznie urządzać pielgrzymki do Ciebie, a kuzyn Stefan zaproponuję podwózkę po wygraną. Stop. Im mniej osób wie, tym lepiej.
Po drugie i chyba najważniejsze- zapierdalaj odebrać miliony. Ni masz kasy, to chuj nie rarytasy, odebrać trzeba. Tylko proponuję nie być Jarkiem i założyć konto. Nikt Wam szmalu na wóz nie załaduje, choć czytałam o takim przypadku. Ponoć gdzieś nad naszym morzem, facet po wygraną przydarł traktorem z przyczepą. Na przyczepie radośnie podskakiwała rodzina. Po długich negocjacjach udało się go namówić na założenie konta w banku 😀 True story.
Dobra, to mamy kasę. Wujek Wacek nic nie wie i co dalej? Pierwsza rzecz, którą bym zrobiła, to coś nierozsądnego i dla siebie. Wakacje. Czy ja muszę zawsze być do bólu rozsądna? No nie. Walę na Karaiby przez Japonię i wracam przez Indie. Po takim miesięcznym, czy dwumiesięcznym oddechu wracam i…
…I lokuję większość pieniędzy na lokaty, kupuję akcje, obligacje, zaczynam gmerać na giełdzie. Żeby nie wpierdolić się z milionów w długi, wynajmuję prywatnego doradcę. Wiecie, że przy kolekturach mają takich ziomków? Ale ja wolałabym poszukać takiego gościa w inny sposób. Mamy internet, mamy miliony, warto podjechać tu i tam, podpytać, poszukać, tak żeby nie wjebać się w żadne bagno.
Pixabay
Minęło już ze 4 miesiące od odebrania forsy. Kasa się kręci, wakacje zaliczone. W “kieszeni” tak ze 3 miliony na drobne wydatki. Z miliona odpalam Mamuśce, Dziadkom, Bratu. Kupuję domek letniskowy na jednej z ciepłych, europejskich wysp (nie powiem Wam gdzie, bo potem wszyscy będą przyłazić 😉 ). Nie zrobię imprezy, nie kupię Mercedesa i nie będę robić szopingów w Mediolanie. Po co? Czytałam o rodzince, która dwa razy w ciągu roku trafiła szóstkę. Wiecie co się z nimi stało? Mieszkali w bielonej wapnem chacie na polu, wygrali chajsy, cała wieś balowała pół roku. Nakupili Beemek, Porszaków, bawili się na całego, a po roku skończyli w swojej bielonej lepiance. Zresztą osobiście znam człowieka, który podwójnie zgarnął dobrą kasę. Wiecie co z nim się stało? Wyremontował Małego Fiata (rzecz działa się kilka lat temu), wyremontował mieszkanie i przechulał resztę. Jak można przepierdolić grubą kasę?! I teraz łazi po mieście jak lump…Wcale mi go nie szkoda. Za każdym razem gdy ktoś wygrywa powtarzam, że mam nadzieję, że na mądrego trafiło.
I co teraz? Teraz zakładam jakiś dobry, niewielki biznes, który da zatrudnienie w mojej okolicy, bo jakoś nikt kurwa na to u mnie nie wpada 😛 Taki ze mnie jebany altruista i patriota lokalny. I co dalej?
I dalej- mieszkam sobie raz w swoim wyremontowanym (w końcu!) domku, a raz w domku na wyspie. Nie pracuję, bo pieniądze pracują na mnie. Czy ja się nie nudzę? Ależ proszę Państwa Czytelników! Yntęligęt nigdy się nie nudzi! W końcu mam czas na pisanie książki! Siadam i piszę i piszę i nawet dzieci mogłabym jakieś powić w międzyczasie. I nawet kotów mogłabym mieć więcej. I może auto troszkę lepsze. Ale chłopa, chłopa to ja bym za nic nie wymieniła!
I żyłabym sobie długo i szczęśliwie, a pieniędzmi i tak bym nie szastała, niech wnuki rozjebią na cukierki 😀 Mi trzeba do szczęścia tylko mojego Niemęża, wakacji, domu i świętego spokoju. A po co mi te miliony? Żeby nie musieć zapierdalać, bo ja jestem leniwa. Bo ja lubię pieniądze, ale nie same w sobie, kocham możliwości jakie za sobą niosą.
A Ty co byś zrobił gdybyś wygrał miliony?

Czy gumki – sprężynki są dobre? Porównanie Invisibobble i no name z AliExpress

By | Bjuti Pudi, Blog | 45 komentarzy
Do hitów blogosfery podchodzę z dystansem. Z dużym dystansem. A wiecie czemu? Bo połowa szmelcu to naciąganie 😀 Taka prawda. Grubo ponad rok temu, długowłose kobity oszalały na punkcie kawałka kabla od telefonu. Nie chodzi o żadne sado-maso, ani inne fikołki. Kabelek wlazł szturmem na ludzkie głowy, próbując wyprzeć tradycyjne gumki do włosów. Uległam i ja, bo wynalazek niedrogi, więc można wybadać temat. Używałam z pół roku i kupiłam kabelki z Ali. Oczywiście nie podróby słynnych Invisibobble, bo od podrób trzymam się z daleka, ale sprężynkowe no name. Aliowe też nuram już od pół roku, więc mam porównanie. Warto, czy nie warto- oto jest pytanie. Jeśli warto, to które lepsze, a które można wsadzić sobie w dupę? Już spieszę donieść!

Gumki mają ponoć magiczne właściwości- nie odkształcają kudłów, nie plączą włosów, kłaki się w nie nie wplątują, a skóra głowy nie cierpi, bo delikatność skurwysyństwa niweluje ciągnięcie futra. Takie tam pierdolenie. Fakt. Potwierdzam, że włosy się nie odkształcają o ile nie naciągniemy sprężyny na maksa. Po takim full naciągnięciu, lekkie wgniecenia mogą się pojawić, ale nie aż takie jak po tradycyjnej gumce, frotce czy jak to tam. Właściwie to co będę po haśle wyjaśniać. Gumki działają i już 😀 Zdarzyło mi się wplątać ze 2 razy sprężynę, zarówno tę z Ali, jak i Invisi, na szczęście dało się ją delikatnie wytarmosić.  Poza tym wszystko się zgadza. Ale dla mnie największą zaletą jest to, że nie muszę ich prać jak tradycyjnych włosołapaczy z materiału- umyję i wsio, a syf się nie zbiera.
Jedyneczką oznaczyłam sprężynki Invisibobble, a 2 te z Ali, żeby się nie wymieszały. Na górze mamy nową gumkę po prawej i używaną po lewej. Ta z lewej została zregenerowana. Żeby zregenerować sprężynkę, należy wrzucić ją do bardzo gorącej wody i wraca do siebie. Dolna fotka to wynik półrocznego noszenia. Flaki. Ale woda daje im nowe życie, choć im dłużej żyją tym wolniej  i mniej się kurczą. Kupiłam je w hurtowni kosmetycznej za około 13 złotych, w plastikowym pudełeczku, były 3 sztuki. Jedna po jakichś 2 miesiącach jebła z hukiem podczas zakładania. Fryzjerze świeć nad jej duszą.
Przejdźmy do dwójeczek, czyli sprężynki z Ali. Kupiłam je na tej aukcji- KLIK ( sklep-KLIK). Za 10 sztuk zapłaciłam…57 centów! 2 złote to śmiech na sali! Gumeczki są mniejsze, ale oczywiście możecie kupić też większe, w sklepie gdzieś tam widziałam, są niewiele droższe. Na pierwszym zdjęciu macie Aliową sprężynkę na moim zacnym palczaku. Maluchy służą tak samo dobrze, jak te Invisi.
Po lewej macie nowe, po prawej używane Aliowe. W środku używana Invisi. Zużywają się tak samo, działają tak samo. Różnią się wielkością, ale dla mnie mała objętość to atut, bo włosy mam cienkie, więc małymi nie muszę motać milion razy. Oprócz wielkości nie ma żadnej różnicy. Z miesiąc temu w Biedrze widziałam identyczne maluchy za 10 złotych, za 3 sztuki. Chociaż nie wiem jak w dotyku te biedrońskie, bo nie kupowałam.
No i co? Polecam i jedne i drugie, fajne są i łatwo je utrzymać w czystości. Trzymają włosy bardzo dobrze, a kiedy się rozciągną hop do wody i chuj- nowe. Ze zwykłą gumką nie wyda. W najbliższym czasie nie planuję zakupu nowych, bo mam nie lada zapas, ale jeśli kiedyś będę kupować, to wybiorę te z Ali, wielkość bardziej mi odpowiada, no i cena dla sępa genialna 🙂

Drugie urodziny bloga

By | Blog, Śmietnik | 28 komentarzy
Dokładnie dziś mijają dwa lata odkąd powstał ten blog. Pierwsze urodziny zaskoczyły mnie liczbami (KLIK). Teraz jestem jeszcze bardziej w szoku, ale jak rok temu napiszę- nie liczby są najważniejsze, a ludzie i piszę to całkiem serio, a w tym roku postawię jeszcze bardziej na indywidualizm, bo blogosfera mnie wkurwia 😀
Przeróbki zdjęcia dokonała Eli Milamalim, do której zapraszam 🙂

Dokładnie tak wyglądam kiedy do Was piszę. Siedzę, coś wpierdalam i wymyślam. Jestem taki sobie wiejski cebulaczek i mam nierówno pod kopułą. Prawie pół miliona ludzi, bo tyle Was naszło, już wie, że u mnie jest prosto z mostu, a postaram się, żeby było nie tylko prosto z mostu, ale jeszcze do tego na łeb, na szyję, po mojemu, bez nacisków. Do czego dążę? Mam dość spotkań blogerskich, bo MUSZĘ pisać recenzje na czas. Nie mam do nikogo pretensji, bo wiadomo, że sponsorzy niczego za darmo nie dadzą i tak to wygląda. Jako że nie lubię wyścigów- w marcu odbędę ostatnie spotkanie w zacnym gronie.  Żeby nie być takim hipsterem, postaram się zorganizować coś swojego, bo nie lubię jak mi się coś narzuca. Najwyżej będzie bez sponsorów, bo kto się odważy haha 😀 Otrzymuję sporo maili o współpracę, większość odrzucam. Nie mam ochoty sprzedać się za szmatę za trzy dolary, ani testować odżywki do włosów…w tydzień! Tak, takie maile dostaję, więc jeśli czasami pojawia się testowanie czegokolwiek, to sto razy podkreślam, że produkt dostałam i piszę prawdę- jeśli coś jest dobre, to piszę, że jest dobre, a jak jest do dupy, to piszę, że do dupy. Tak zostanie. Ostra selekcja i sama prawda.

Na FB ponad 1500 Lubiczów. Ludzi coraz więcej, a ja serio piszę tylko dlatego, że lubię. Kiedy nie mam czasu, aż mnie coś nosi żeby popisać, niestety czasami moja doba jest za krótka. Trudno. Wolę pisać rzadziej, ale porządnie.
Mój ulubiony wpis na blogu to historia “nawiedzonego” domu w Izbicy (KLIK). Jestem mega dumna z tego wpisu, włożyłam dużo pracy żeby dotrzeć do prawdy, właścicieli domu, materiały zbierałam tygodniami. W grudniu jedno z mediów podpieprzyło moje zdjęcia z tego wpisu i fragmenty artykułu, na szczęście wszystko się wyjaśniło i dostałam przeprosiny, podlinkowania i takie tam. Czy to już sława hehe? A wiecie co? Nie zależy mi na sławie, wierzcie lub nie, ale lubię pisać po cichu z mojego kąta, tak zupełnie zwyczajnie.
Jak wiecie, nie lubię niczego planować, ale chciałabym pisać więcej postów życiowych, niż kosmetycznych, bo to mnie bardziej kręci. Jak będzie? To się okaże 🙂 Chciałabym również wziąć kiedyś udział w spotkaniu blogerów lifestlowych, a nie tylko te szminki, kredki, lakiery. Ale czy ktoś mnie zechce? No nie wiem 😀 Nie ciągnie mnie natomiast na te wielkie blogerskie gale. Nie widzę sensu w tłuczeniu się po 300 kilometrów do większego miasta, tylko po to, żeby słuchać wykładów, połazić między blogerami. Może gdyby było bliżej, a tak to cały weekend trzeba rezerwować. To chyba nie dla mnie. Ale jak będzie? Zobaczymy, bo przecież ja niczego nie planuję.
Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy mnie czytają. Uwielbiam czytać Wasze komentarze! Lubię wiedzieć, że ktoś docenia moje ślęczenie nad klawą. Życzę Wam szczęścia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy. Dzięki, że jesteście!
A sobie życzę jak najwięcej czytelników, którzy czytają, bo chcą, a nie obsy, komy i jakieś robienie z siebie Blogerianki 😀
Z okazji urodzin zapraszam Was na konkurs na moim Fanpage KLIK. Buziaki-siurdaki, pozdrawiam 😀

Weź tabletkę (czyt. wrzuć monetę)

By | Blog, Przemyślnik | 26 komentarzy
Chcesz być wiecznie piękna i młoda? Chcesz mieć biust jędrny jak warszawska syrenka? Marzą Ci się włosy mocne jak tytan i pazury jak u kury? A może marzysz o tym, żeby konar Twojego wybranka wiecznie płonął? Twój pies jest osowiały, a jego sierść nie ma połysku? Nic prostszego! Dziś przychodzę do Was z rozwiązaniem wszystkich problemów tego świata. Nie będzie bólu, strachu i wojen, a świat będzie kolorowy, jak na fotkach w gazetce Świadków Jehowy!
żródło-Pixabay
Zdarzyło się tak, że w telewizji leciał jakiś fajny film. Wow. Oglądamy. Reklamy. Jeszcze niedawno w reklamach non stop przewijały się jogurty, ciastka, gazety, filety, skarpety, pierdolety. Ale cóż to?! Teraz niemal wszystkie reklamy, to zachwyty nad suplementami diety. Zaczyna się od płonącego konaru, hemoroidów, suchości pochwy i odporności. Lecimy dalej z cudem na paznokcie, włosy, apatię, apetyt. Potem nadzienie dla dzieci- lizaki na ból gardła, dla młodszych sprej, coś wspomagającego przyswajanie wiedzy. Psu też się coś należy- tabsy na błyszczące futerko, coś dla leniwców, żeby miał więcej energii i jeszcze drobiazg na trawienie dla naszego pupila. Chuj z pochwą, konarem i psem, ale zabiły mnie hasła suplementu dla seniorów- “kup swojej mamie, my jej kupiliśmy, mamusia napierdala teraz fikołki jak radziecka akrobatka, daj mamie,  kup sratytaty” . Mamusia potraktowana jak przedmiot, jak niedołężna kukła, “kupcie mamusi, bo ona se nie kupi, bo to otępiała kretynka, bez orientacji na rynku”. Weź pigułkę! Pigułka dobra na wszystko!
 
Jestem przerażona ilością reklam tych wszystkich gówien. I bije się w pierś- sama brałam jakieś tabsy na włosy. I wiecie co? To wszystko to jedna wielka bujda. Rosły mi włosy, ale podejrzewam, że wszystko na zasadzie placebo. Wszyściutko! Pierdolę, nie biorę. Nic nie recenzuję, bo to szopka jak cholera.
Suplementy diety są wszędzie i prawie każdy po nie sięga. Kupując w aptece mamy przeświadczenie, że idziemy po coś co jest skuteczne, bo przecież reklama jest i produkt apteczny. A gówno. Lek to lek, musi przejść szereg badań udowadniających działanie. Nad lekiem wisi prawo farmaceutyczne, szeregi badań. Nic się nie przemknie- ma działać, albo won! Suplement właściwie nic nie musi, byleby nie szkodził i już. To ja jutro trę pokrzywy, mieszam z miodem, formuję kulki i hopla na ryneczek z suplementem na wszystko. Chociaż te moje tabsy byłyby za dobre- miód i pokrzywa, na coś by jeszcze mogły pomóc. Tymczasem w paramedykamentach mamy składniki z dupy, plus jakieś tam naturalne domieszki. Raczej nie zdechniemy, ale czy to coś da? Śmiem twierdzić, iż wątpię. Nawet jak napiszą, że w środku siedzi 500% jakiejś witaminy, to co mi po tym, skoro wchłonie się kilka procent? Wolę jabłko.
żródło-Pixabay
Rozumiem, że czasami trzeba sięgnąć po witaminy. Zdarzają się niedobory, ale mimo wszystko to nie są cukierki. Wiecie, że witaminy też możemy przedawkować? Szczególnie te rozpuszczalne w tłuszczach. Na przykład nadmiar witaminy A, może prowadzić do kłopotów z wątrobą i kośćmi. To już lepiej wątrobę wódką zaorać, chociaż jakieś melanże pozostałyby w pamięci 😉 Witaminy “wodne” raczej nam nie grożą. Mimo to, trzeba być ostrożnym i o ile lekarz nie zaleci nam pigułek, lepiej sobie ich nie dozować garściami o poranku. Czasami trzeba podratować się kwasem foliowym, tranem, ziółkami, ale nie patrzcie na reklamy i doktora Google! Zaufany farmaceuta, czy lekarz ( o ile nie został uwiedziony wczasami na Galapagos przez jakiś koncern) powie Wam co, jak długo i ile czego brać. Ja nie biorę nic. Jestem czysta i wiecie? Nie choruję, odporność mam jak (odpukać) koń, włosy się błyszczą, a ja nie wyrzucam kasy w błoto.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam grypę. W podstawówce? Codziennie rano piję zieloną herbatę z łyżeczką prawdziwego miodu i już. Kiedy w nosie zaczyna mnie kręcić- opierdolę pajdę chleba z masłem i kilkoma ząbkami czosnku, czasami grzańca z miodem i sokiem malinowym. Na drugi dzień nic mnie nie kręci. Co ciekawe, w czasach nastoletnich, pojawił mi się lekki cellulit i wiecie co? Sam zniknął! Bez suplementów. Podejrzewam, że zielona herbata pita nałogowo, odgrywa tu dużą rolę, mocne nacieranie gąbką podczas kąpieli i regularne balsamowanie zwłok tym, co akurat ładnie pachniało i kupiłam. Ni ma. Czary! Wszystko wydarzyło się poza mną, nie zwracałam uwagi, aż okazało się, że pomarańczowej skórki nie ma.. W sumie to nawet mi nie przeszkadzała.
Słowo klucz każdej reklamy suplementów diety to -“pomaga”. “Pomaga, nie leczy, nie gwarantujemy Ci, że przestaniesz łysieć, ale gwarantujemy, że sprawiasz nam radość, napełniając nasze kieszenie. Idioto.” 

 

Moje paznokcie- ozdoby z AliExpress kontra Lady’s Nails Cosmetics

By | Bjuti Pudi, Blog | 16 komentarzy
Mój pierwszy lakier do paznokci był koloru czerwonego, kolejny neonowo-żółty. Pierwszy przyjechał z kolonii letnich w Suścu, drugi z Olecka ( pozdrawiam Olecko!). Miałam z 8 lat. A potem już poszło z górki. Od zawsze lubiłam kolory i do dziś pstrokacizna jest mi bliska, czasem przesadzę, ale cóż- nikt nie jest bezbłędny 😉 Nagromadziłam tego wszystkiego i może w końcu uchylę rąbek paznokciowej tajemnicy.

Zdjęcia pochodzą z telefonu, bo nigdy nie wpadłam na to, żeby ciągać za sobą aparat. Wszystkie pazurki siedzą też na moim INSTA, więc niektórym mogą wydawać się znajome. Gdzieniegdzie ucięłam kadry, ale tylko tak umiałam posklejać foty. O ja ułomna 😀 Sorki.
Oblukane? No to jazda. Raz mi wyjdą, raz nie wyjdą, ale są. Raz w miesiącu nakładam żel, a potem koloruję jak mam czas.  Dzięki żelowi, nawet lakier za 3 złote siedzi mi i 2 tygodnie. Wkurwia mnie tylko, że pazury rosną mi mega szybko i mega szybko ładny kształt zamienia się w szpony, a ja nie zawsze mam czas na piłowanie.
Moje zbiory to dwa koszyczki lakierowo- pierdołowe ( żelowe akcesoria osobno, ale to dosłownie kilka gadżetów). Dla jednych dużo, dla innych mało. Dla mnie dużo i nic nie dokupuję, chyba, że coś mnie natchnie, ale staram się nie głupieć, bo po co? Od czasu do czasu zamawiam ozdoby. A jeśli o nich mowa…

 

Taki zestaw dostałam na spotkaniu w Chełmie od Lady’s Nails Cosmetics. Ucieszył mnie ten prezent, nie powiem, że nie. Niebieskie moro prezentuje się genialnie i to ono jest moim faworytem, świetnie wtapia się w lakier, cudo! Kółeczek jeszcze nie próbowałam. Pyłek niestety nie nadaje się na lakier. Czerwona sieczka też jest fajna. D&G to nie mój świat, nie dałabym rady z tym chodzić. Strasznie podobały mi się srebrne koniczynki i moje wkurwienie sięgnęło zenitu, kiedy okazało się, że są za twarde i z lakieru odstają. No trudno. Żel kolorowy, dokładnie czerwony leży, ale kiedyś się przyda. Moro ujęło mnie najbardziej, niby niepozorne, ale mam ochotę na inne kolory. Tak, tak neon najlepiej 😉 Ceny w tym sklepie normalne- ozdoby po kilka złotych, ale…no właśnie. Jako, że znam Aliexpress, to za ozdoby płacę i tak kilka razy mniej. A trochę się tego i tamtego ma 😉
Wcale nie jakoś dużo, bo nie lubię przesady, ale co trzeba to mam i kilka słów powiem. Pod nazwą bezpośredni link, w nawiasie sklep, gdyby link do produktu nie był aktywny.
  • Tasiemki na paznokcie– nie załapały się na fotkę, ale wiecie to takie glizdy, można naklejać, można od nich odrysowywać kreski. Efekty są na fotce z białym lakierem i kolorowymi paskami. Za 10 kolorów płaciłam 70 centów. Śmiech. ( SKLEP)
  • Białe gąbki do ombre– białe trójkąciki, gęste, dobre do delikatnych przejść w kolorach. Cena za 8 sztuk 78 centów (SKLEP)
  • Pędzelek do wzorków– precyzyjny, cieniutki za 1,56$ ( SKLEP)
  • Pisak do wzorków– nie jest mega cienki, ale przydatny do małych malunków, czasem się przytka, ale wystarczy popisać po kartce, poruszać i działa. Fajny i przydatny gadżet. Malowałam nim na przykład motylki i kreski na jasno żółtych pazurkach. Cena- 1,38$. (SKLEP)
  • Stempel, zdrapka i płytki– płytki mega, głębokie i precyzyjne wzory (43 centy). Co do stemplowego zestawu (1,36$), to strasznie twarda gumka i myślałam, że się zesram robiąc nim wzory, więc koniecznie dokupcie sobie silikonową końcówkę (88 centów) ( TE SĄ MEGA). Czytałam, że wystarczy spiłować twardą gumkę i inne cuda nie dziwy, ale gówno- szkoda nerwów, kupcie silikon. ( SKLEP płytki i zestaw,SKLEP silikon)
  • Szare gąbki do ombre z rączką– taki gadżet, brałam z kuponami, więc zapłaciłam z 5 groszy. Kosztują 55 centów. Sprawdzają się przy nakładaniu brokatu, nie są tak gęste i zwarte, cieniowanie wychodzi mniej subtelne, ale przydają się. (SKLEP)
  • Karuzela z diamencikami– cena 1,12$. Mega zakup za grosze, wielokolorowych kryształków jest fchuj, nie liczyłam haha 😀 Ładnie lśnią, dobrze się trzymają. Polecam. (SKLEP)
  • Naklejki wodne– teraz po 34 centy za arkusz, płaciłam z 12 centów, więc warto patrzeć na promocje. Naklejki są świetne i łatwe w użyciu. Odcinamy wzorek, zdejmujemy folię, wrzucamy do wody i kiedy naklejka odklei się od papierka, naklejamy na pazurka. Po wyschnięciu wody dajemy top, czy tam lakier bezbarwny, co kto lubi, a efekt wow.(SKLEP)
  • Dżety na paznokcie- ni cholery nie mogę znaleźć linka, z którego zamawiałam, ale to była groszowa cena. Fajne urozmaicenie. O dziwo przyszły mi 2 takie woreczki, chyba nie doczytałam ile tego jest za te grosze. Także 1 pakiet puszczę w rozdaniu, bo w życiu tyle nie zużyję.

 

Ufff i tyle ze mnie na dziś. Z grubsza omiotłam moje zbiory, może komuś przyda się info o ozdobach. Z lakierami to u mnie różnie, ale nie lubię przepłacać. Mam kilka lakierów powyżej 20 złotych, ale tylko dlatego, bo się w nich zakochałam. Głównie kupuję po taniości, bo jak wspomniałam, na żelu wszystko mi się trzyma. W hybrydy nie wsiąkłam, trzymam się żelu i lakierów, a Wy?

Hity blogosfery- hitami pospólstwa

By | Blog, Przemyślnik | 72 komentarze
“I znowu człowiek wydaje pieniądze, których nie ma, na rzeczy, których nie potrzebuje, by imponować ludziom, których nie lubi.”  Danny Kaye
 
Co jakiś czas ludzi spotyka opętanie. Opętanie konsumpcjonizmem. No dobra, niektórzy tylko tym żyją- mieć, kupić, posiadać. Jednak co jakiś czas wyskakuje hit. Taki hit, że klękajcie narody, musisz kupić, żeby nie wyłamać się z owczego pędu. Kto się wyłamie- ten frajer. Ajfony, srajfony- wyższa szkoła jazdy, bo albo gówniarz naciągnie starych, albo sam musi wykombinować kupę kasy. Ale są pierdoły, które może mieć każdy. Bzdety- gadżety, którymi zalane są nasze podwórka. Od razu mówię- lubisz to lub, nic mi do tego. Wszystko co za chwilę przeczytasz to tylko mój punkt widzenia, więc śmiało- rzucaj kamieniami, nie biorę odpowiedzialności za Twoje wkurwienie. Nie mam na celu urazić Twoich uczuć religijnych, psa, kota, ani kochanka, ja po prostu w te pierdoły nie wsiąkłam.

1. Naklejki/ plakaty z pierdołowatymi napisami

“W tym domu…” i tu następuje wysyp słodkich do porzygu zdań, napisów, równoważników. Jeden chuj. W każdym razie słodkie teksty na temat szacunku, miłości, radości i milusich chwil. Nie jestem romantyczna, zamiast kwiatków wolę browara. Zamiast czułych słówek…no wiadomo co ja wolę. Jakbym miała powiesić jakieś smuty na ścianie, to chyba by mi ręka zgniła. Te wszystkie naklejki, karteczki z tym jak nam sielsko. Boże! Sielsko? No to bomba! Cieszcie się i rypcie pod tą ścianą, ale po co informować wszystkich, którzy Was odwiedzają, jak to milusio razem jecie sobie z dziobków.?Dlaczego sobie nie wytatuować tego na czole i latać tak po mieście? A kogo to obchodzi. Mdło, mdło, mdło i nijak. Wolę moją wersję haha 😀 Kto choć raz nie rzucił skarpet w kąt, niech pierwszy rzuci kamień. No właśnie. I nie, nie powieszę tego na ścianie, ale jak się znajdzie inwestor, to mogę mu takich napisów nawymyślać. Głupie to, ale jak się da zarobić, to przestaje być głupie ( dla tego co sprzedaje, bo ten co kupi, to dalej głupi, bo żeby za literki płacić…omajgod).

2. Woski, świeczki i inne pachnące bzdety

Dobra. Zgoda. Nie lubię jak w domu jebie, dlatego sprzątam. Ba! Zimą palę woski! Ale kurwa nie płacę za sztukę małego Janki Sranki 7-8 złotych. Ja wiem, że ładne i pachną, ale serio tyle kasy za coś co się ulotni? Już nie wspomnę o tych dużych Jankowych świecach, za jakąś stówę, czy ile tam, I don’t care! Miałam kilka sztuk- wosk jak wosk. Czasem kupię jakiś wosk za małą kasę, ot tak, ale żeby zbierać i zamrażać kasę w śmierdziuchach? Dla mnie – masakra. Jeśli lubicie zapachnieć sobie dom, polecam coś tańszego- Polskie świece. Nikt mi za to nie płaci, po prostu małe woski mają po 1,55. Firma polska, a jakością wcale nie ustępują Jankom, których ceny mnie śmieszą.
I to mi wystarcza na całą zimę, po chuj to zbierać?

3. Cotton balls

Jebane kotonowe kulki. Mają wszyscy. Nigdy tego nie kupię. Miejsce światełek jest na choince. Dla mnie możecie to czepiać nawet do cycków, a ja tego nie kupię. Takie kulki, tylko bez lampek, kojarzą mi się z podstawówką i Wikolem na paluchach. Robiliśmy te idiotyczne kulki na jakiejś plastyce, czy innym tam gównie. Balonik trzeba było omotać włóczką wysmarowaną klejem Wikol. I potem ten Wikol do wieczora skubałam z paluchów. Jak nauczycielkę naszło, to skubałam miesiąc. Kiedy klej zasechł, przekłuwałam balonik i kulka gotowa. Boże jakie to było nudne. Teraz gównokulki zwojowały świat. How kurwa?! Nie wiem. Nie wnikam. Kurzołapy won. Nie lubię czepiać niczego w domu- nienawidzę firaneczek, obrusików i żadnych dyndających kulek w pajęczynie. I  jeszcze płacić za to 40 złotych w górę? Błagam!

4. Plannery

Następna pierdoła. Kawałek papieru, za którą krzyczą jak za zboże. Kalendarz za 100 złotych? No chyba kurwa w oprawie z ludzkiej skóry! Okej, okej… dorzucają jakieś dziecięce naklejki, zakładki, kolorowe kartki i miejsce na plany. Haha! Wasze noworoczne plany już dawno stopniały wraz z chęciami i resztką śniegu 😀 Baj baj poszło w pizdu. Już widzę jak siadam co wieczór i zapisuję plany na kolejny dzień. Co wpiszecie? 8-17- praca, 18- zakupy (chleb, masło, szynka), 19- piwko ze znajomymi, 23- spać. Serio do tego jest niezbędny notes za miliony monet? Rozumiem, że jak ktoś ma pracę, w której zapisuje klientów, godziny spotkań, to potrzebuje czegoś większego. Ale jakiś pierdołowaty notesik za stówkę? Chyba raczej coś eleganckiego jest lepiej widziane. Mi wystarcza notesik z Ali za grosze- lista zakupów się mieści i nie muszę nosić wielkiej knigi do Biedry. Niby głupi notes, a jabłkowy, inny, fajny i tani jak barszcz ( jak coś, to tu kupicie,- KLIK). Mały kalendarz z gazety też mam- akurat do torebki, żeby było w razie czego gdzie coś zanotować. Większy kalendarz, który dostałam kiedyś na spotkaniu- będzie mi służył chyba przez najbliższe 5 lat 😀 Gdyby nie on, kupiłabym zeszyt za 3 złote, żeby zapisywać pomysły na posty. Planner to super pomysł na biznes- jak sprzedać 10% ryzy papieru za cenę 10 ryz papieru.

5. Kolorowanki dla dorosłych

Nowy szit. Ja nawet w dzieciństwie wolałam narysować coś własnego, niż kolorować jakieś gówniane obrazki. To akurat chyba nie jest takie drogie. Nie wiem, ale wiem, że to gówno i naciąganie. Ponownie super biznes dla producentów. A jak jesteś blogerką, to już na bank musisz kupić to dziadostwo. Po co tak marnować kasę? Dodali do kolorowanki dopisek “dla dorosłych” i już dziunie kupują. Niby tam relaks, odstresowanie jakieś. Bullshit. Ale ludzie są tak słodko naiwni i myślą, że potrzebują jebanej kolorowanki. Strata czasu. Zupełnie nie rozumiem idei kolorowania kwiatków. Cycki se pomalujcie.
Hitów jest więcej. Wszystkie te “muszę to mieć”, to nic innego jak świetny pomysł na biznes. Producenci mają wyjebane na Was, ale zacierają rączki i liczą chajs. Jedna blogerka z drugą piszczy z zachwytu kupując jakieś gówno, a potem zachwycają się na blogach niesamowitością szitu. A ciemny lud kupuje. Coraz więcej zajebistych nicości wokół- pamiętacie “książkę” “Zniszcz ten dziennik”? Puste nic, za które ktoś zgarnął dobrą kasę. A te wszystkie kosmetyki, te wszystkie ciuchy, które musisz mieć? Nic nie musisz. Kup to czego naprawdę potrzebujesz, albo chcesz mieć. Nie idź jak cielę za resztą, bo wszyscy coś tam mają. Kiedy wszyscy mają coś tam, to wiochą jest mieć to samo. Nudna masa, nijakość, powtarzalność…serio chcesz być jak inni?
No, to teraz napierdalać kamieniami, że się nie znam i pewnie mnie nie stać, albo miałam smutne dzieciństwo i teraz daję upust emocjom. Dzieciństwo miałam zajebiste, a Mama wychowała mnie na mądrego człowieka- nie szastam chajsem na gówniane popierdółki, które są nic nie warte. A Wy sobie kupujcie, traćcie pieniążki, a ja Wam pomacham z kolejnych wakacji, bo przecież nie tracę kasy na wieśniackie hity, to sobie mogę pozwolić na drina pod palmą.

Vitapil – powiedz stop linieniu

By | Bjuti Pudi, Blog | 24 komentarze
Zapuszczam się i zapuszczam jak puszczalski puszczyk z puszczy. Jak puchacz się puchaci, tak ja w rytm puchacenia zapuszczam, dobrze, że się nie puszczam i że nie puchnę. A po co zapuszczam? Ot sekret jak pieniądze z komunii. W sumie to z zapuszczeniem mi się nie pali, tylko, że lubię eksperymenty. I tak wodze fantazji popuszczam i zapuszczam, wspomagając się włosowymi dopalaczami.
VITAPIL, Profesjonalny lotion, zapobiega nadmiernemu wypadaniu włosów i stymuluje porost nowych,. Tabletki pomagające zachować zdrowe włosy i skórę głowy.
Przywiozłam ten sprzęt ze spotkania w Chełmie i od razu ruszyłam z testami. Jako że chciałam wytestować jak trza, a nie na odpierdol, to stosowałam do dziś. To znaczy lotion, bo tabsy skończyły się po miesiącu. Także 2 miesiące z lotionem i miesiąc z dopalaczami.
Zacznę od tablet. Duże byki. Zapomniałam o fotce przed pożarciem, sorka. Ale uwierzcie- są duże i zielone, takie tam gluty Shreka. Poślizg mają zacny jak niejedna labodziara, to i z połykaniem jak u labodziary- łatwo idzie. No stress- zjada się jak trza. A żreć polecam po posiłku, bo podobno na pusty żołądek rzygać się chce. Nie wiem, mnie nie mdliło. Tabsy szły jak w masło.
Tutaj macie cuda wianki producenckie. Skład zacny, więc jakby wpierdalać z rok, to pewnie włosy z reklamy. Wpieprzałam miesiąc to recenzja ni w kij dmuchał. Zresztą podchodzę sceptycznie do suplementów, bo mi się wydaje, że wszystkie na mnie działają, a tak do końca to nigdy nie mam pewności. Chcecie  to jedzcie z tego wszyscy, kupcie sobie. 30 tabletek to cena pomiędzy 20, a 30 złotych, zależy gdzie okiem spojrzę, co apteka to inna cena.
A lotion to moje Czytelniki mogę polecić. Flaszka dobra i solidna, przyda mi się jeszcze na inne produkty, bo nie chlapie, jest szczelna i ma ten psiukający odbycik na dorodnym knocie, przez co precyzja jak u tych ludzi co domki z zapałek budują.
Pudełko zawsze spoko. Wszystkie pierdoły opisane, dlatego też nie przepisuję, bo kto to by kurwa czytał? No ja na pewno nie. No. Flaszka wystarczyła na równiuśko 2 miesiące jak w mordę strzelił. Wydajność spoczko. Pachnie ładnie, jak jakieś ozonowe perfumy, lekko męskie, ładne. Zapach zostaje na łbie na długo. Włosy się nie przetłuszczają, nawet powiedziałabym, że lepiej mi się układały po tym psiukaczu.
Mnóstwo baby hair na głowie, a włosy ruszyły z kopyta. Ale pierwsze co, to przestały wypadać. Nie żebym się leniła jak mój kot na wiosnę, ale po tym pierunie, włosy właściwie zakończyły jakiekolwiek migracje. I dobrze. Włos nie Syryjczyk, niech siedzi gdzie ma siedzieć. Jest czad. 30-40 złotych za flaszkę, to nie majątek i tak sobie myślę, że jakby co, to se kupię urwisa. Dobry jest jebany!
A tyle mi futro urosło. Zdjęcie robiłam w okolicach świąt, więc po około 2 tygodniach od startu z kuracją. Jak na moje ślepe oko to fchuj przyrost. Nic nie mierzę, bo znowu mi hejterów najdzie i powiedzo, że łoo za darmo ma to chwali. Penis Wam w oczodół! Zaznaczyłam Wam strzałką moją zimową oponę, która jest w stałym miejscu, żebyście lepiej uchwycili ile tam ich urosło. Znaczy na oponie nie rosną, tylko ze łba.
Przy okazji- jak widać keratyna od Yellow Friends nadal działa, nic się nie wypłukała, a minął ponad miesiąc od jej aplikacji. O keratynie z Ali pisałam tutaj- NACIŚNIJ JAK TRZA. Nadal ją polecam i mówię, że jest genialna, bo jest. I lotion też jest spoko. Tabletki to nie wiem, bo co to 30 sztuk? To jak flaszka na trzech, ale fajnie łyknąć 😀