Monthly Archives

wrzesień 2015

Dupą do słońca

By | Bjuti Pudi, Blog | 16 komentarzy
Troszkę jestem zalatana ostatnio w związku ze zbliżającym się wyjazdem. Głową jestem już na wakacjach, a tu kopiejki trzeba w piwnicy wybijać, obiad zrobić, walizki czyścić i takie tam pierdoły. Ale jestem już i chociaż myśli w chmurach, to dziś coś Wam skrobnę ciekawego. Wakacyjnie będzie, bo jak! Ja wiem, że każdy już swetry odkurza i kalisony z moli otrzepuje, bo zima, ale co ja poradzę, że moje wakacje zawsze z poślizgiem? Taka karma 🙂
Ziaja, Masło Kakaowe, Spray przyspieszający opalanie.
I od razu mówię, że to mój ulubiony kosmetyk ever! Testuję go od hmmm…ja wiem…z 10 lat? Lepszej recenzji nie znajdziecie, tyle lat testów w końcu robi robotę  🙂 Próbowałam różnych mleczek, sreczek. Raz nawet olejem rzepakowym się usmarowałam, bo ktoś powiedział, że opalenizna boska. Aha kurwa- domyć się nie mogłam, w wannie rosół, tylko marchwi rzucić i kanibale miałyby niezły dinner 😀 Koszulka i spodenki od razu poszły do kosza, bo capiły starą patelnią. A skóra opalona tak samo jak i bez rosołu. Potem przez przypadek kupiłam ten olejek i przepadłam. Zawsze miałam skoki karnacyjne- zimą blada, a jak błysnęło pierwsze słońce- mudzin. Z tym olejkiem opalam się jeszcze szybciej. Opalenizna jest bardziej żywa i trzyma się dużo dłużej. Olejek ma 100 mililitrów i jest wydajny. No chyba, że ktoś się w nim kąpie, ale nie widzę potrzeby. Dwa psiknięcia na jedną nogę, dwa na drugą, troszkę na łapy i kadłub, drobina na gębę. Nie wiem ile pójdzie, nie mierzyłam, ale pewnie z pół kieliszka, jak nie mniej. Pamiętam jeszcze czasy jak flaszka miała 120 mililitrów, to było zaraz po wojnie, jeszcze Pałacu Kultury nie było. Potem cena została bez zmian, ale pojemność się zmniejszyła. Wina Tuska, wódki Palikota. Dizajn też się zmieniał na przestrzeni wieków, ale skład bez zmian i działanie wciąż genialne. Moje butelki mają najnowsze grafiki, próbowałam podpytać Panią w Ziaji o te wszystkie zmiany, ale wiedziała mniej niż ja, to nie naciskałam, nie chciałam jej rozkiszczyć.
Skład normalny, krótki, dla mnie dobry. Wrażliwce mogą się czepiać parafiny, mi tam ona nie szkodzi i nie wadzi. Smaruję tez ryj i nic złego się nie dzieje, więc albo moja gęba jest już tak zła, że gorsza być nie może, albo jestem tak piękna, że już nic mi nie zaszkodzi, albo olejek jest dobry. Waham się między odpowiedzią drugą, a trzecią 😀 Zapach jest piękny. Kojarzy mi się ze słońcem i latem, co nie dziwota, bo od tylu lat mi towarzyszy podczas opalania, że jakby mi się lato z innym zapachem kojarzyło, to musiałabym mieć coś nie tak z głową. Kakao, czekoladka z ledwie wyczuwalną nutką wanilii. Zapach nie jest duszący, choć dość intensywny. Nie zbrzydł mi od wojny, to i do kolejnej nie zbrzydnie. Cena piękna- od około 9 złotych w sklepach Ziaji, do około 12-14 złotych we wszelkich drogeriach. Czepiam się, ale kiedyś w Ziaji kupowałam za 7 zeta 😛 Butla dobra, nic nie kapie, psiukacz się nie zacina.
Olejek ma maleńki filtr, ten naturalny od masła kakaowego, ale producent ostrzega i proponuje korzystać dodatkowo z produktów ochronnych. Możecie mnie zlinczować- opalam się bez filtra. Może nie zdechnę. Zresztą ostatnio czytam coraz więcej o zmowie producentów, o filtrach chemicznych, to wszystko jakieś naciągane jest. Ale nie chcę Wam w głowach mieszać, ja wolę bez. Poczytajcie sobie na przykład TUTAJ, albo u Króliczka Doświadczalnego TUTAJ. Przy mojej karnacji żadne słońce mi nie straszne. Z Krety wracałam jak murzyniątko, a jechałam tylko na tym olejku, nic więcej nie używałam, a skóra nie była przesuszona, nie schodziła, wszystko git. Testowałam też w solarium i też jest git. Ale jeśli chodzi o solarę, to ze mnie amator- byłam ledwie kilka razy w życiu, nudzi mnie stanie lub leżenie w szafie. Boję się, że mnie Narnia wciągnie i nie wylezę.
Dzięki olejkowi skóra jest przyjemna w dotyku, miękka, nawilżona. Lubię ten stan. Lubię jak cholera i Wam polecam spróbować, jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać się z tym zacnym panem. Znacie? Nie znacie? Czym smarujecie dupska, zanim wywalicie je do słońca?

Pieprzenie od dupy strony

By | Blog, Przemyślnik | 18 komentarzy
Kura, kura, kura. Nie śmieszy Was to słowo? Powtórz więc to słowo kilkanaście razy. Kura. Kto tak nazwał tego ptaka i dlaczego? Kura. W gruncie rzeczy kura wygląda jak dinozaur. To jest dinozaur. Rex jebany. Wchodzisz do kurnika i wtedy te wszystkie france zamieniają się w te ptaki. Niby głupie, niby smaczne. Możesz je doić z jajek. Ale tak naprawdę to skrytodinozaury. Kiedy nie widzisz stają się mięsożerne i wyrywają lisom tchawice i krtanie. A z ich ogonów robią sobie torby na jaja. Kiedy nie patrzysz wszystko jest inne. To samo z dotykiem. A co jeśli kamień tak naprawdę jest miękki i staje się twardy dopiero kiedy go dotkniesz? Może ze strachu, a może taka jego natura.
żródło-https://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2015/01/kurzych-tematow-ciag-dalszy.html
Dziwne rzeczy wokół nas. Najdziwniejsze są białe kredki w pudełku. Na chuj komuś biała kredka? Ale zawsze jest w cholernej paczce. Jako karlica białą kredką nie zawracałam sobie gitary. Chociaż gitara stała w pokoju, ale grać nie umiałam. Za to pięknie zrywałam struny. W każdym razie biała kredka była nieużywana. Jak tak teraz pomyślę, to ten kolor kredki po coś tam był. Jakaś zorganizowana akcja ONZ, ABW, może tajne służby maczały w tym palce. Do dziś nie wiem po chuj komuś biała kredka.
Nie ogarniam tego świata. Kierują nim kosmici. Małe zielone stworki. W sumie nie. Oglądałam kiedyś taki film, facet mówił, że to Szaraki. Więc muszą być szare. Wszczepiają implanty za uchem i porywają dzieci. Ciekawe ile razy siedziałam na ich statku w młodości. Nie wiem, ale zdecydowanie majstrowali coś przy moim mózgu. Jeśli swędzi Cię za uchem- sprawdź czy nie masz implantów. Szaraki- wielka tajemnica. Tajemnica tak wielka jak kasa z komunii. No, bo gdzie jest kasa z komunii? Ha! Odwieczna zagwozdka. Nikt nie wie. Ale nie martw się karma  kasa wraca, Odbierzesz sobie zaginioną forsę przy okazji komunii swoich dzieci. Problem solved. Jeśli już przy kasie jesteśmy…
Czy ktoś z Was kiedyś zastanawiał się dlaczego moneta 1 złoty jest srebrna? Kto to wymyślił żeby złoty był srebrny? Gdzie sens, gdzie logika. Nawet dwa złote jest w (powiedzmy) połowie srebrne. Tak samo piątka. Banda oszołomów. To samo z tymi królami na papierzakach. Czemu nie dali tam jakiejś laski? Niby kobitka miała być na banknocie pięćsetzłotowym. Ale kurwa- wypłata w jednym banknocie? I nie wydrukowali. A taka pięćsetka z kobitą to jakby znak- “daj swojej starej na kosmetyczkę”. Akurat na waciki. To wzięli i nie dali. Chuje. Zupełnie do dupy….
A propos dupy. Robią tę srajtaśmę z coraz większej ilości warstw. Po co to komu? Każdy normalny człowiek zanim podetrze swoje ujście i tak papier złoży na pół. Psychopaci złożą podwójnie. I na co mi to, że papier ma 3 warstwy, 4, czy 5. Może mieć i 15 jebanych warstw, to nie ma znaczenia i tak każdy cywilizowany człowiek weźmie i złoży. I już. Nie ważne czy papier będzie eko szary, czy ma wytłaczane misie i motylki ( logicznie rzecz biorąc powinni wytłaczać skunksy) , to wszystko o dupę rozbić! I tak go złożymy!
O’right
Jeśli już poruszam eko tematy, to zgodziłam się na współpracę. Nie, to nie jest srajtaśma. Taką współpracę bym odrzuciła. Chociaż jak tak teraz myślę, że mogłabym mieć tira papieru do końca życia i rzyci, to może nie jest zły pomysł?  Dobra za milion złotych polskich nowych mogę być twarzą (dupą?) papieru 😀 Maila znacie. Szampon dostałam i olejek do włosów. O takie buty. Była okazja to się zgodziłam, bo tego u mnie nigdy za wiele. A tak serio, ale serio serio- to chodziło mi o jedno. Nasienie! Prawdziwe, najprawdziwsze nasienie! Ale nie ludzkie, tfu świntuchy! Wiecie ile to kalorii? No, nie ważne. We flaszce jest nasionko z drzewka. Jest, bo telepałam flaszką i jest. Chcę mieć drzewo z flaszki!
Nadal nie wiem co mi kosmate wszczepili. Ale tak fajnie mieć najebane we łbie. Jakoś się żyje lżej i wszystko takie bardziej kolorowe. Oprócz tej białej kredki. No i złoty nadal srebrny, a kasy z komunii ni ma i szybko nie odbiorę, bo jeszcze w Tokio nie byłam, a dopiero po Tokio można zdążyć na dzieci. Albo nie zdążyć. Nie wiem co z tym Tokio. Był taki zespół Pieśni i Tańca z Sitańca, Tokio Hotel, czy jakoś tam. Ale to już nie moje czasy, za stara byłam na ich przyśpiewki, a potem ich już nie było. Cholera w Tokio nie byłam. Cholera, ale miszmasz w bani. I upału nie trzeba, żeby w dyni się jebało. A w sumie to trzeba. Bo to od niepogody mi odbija. Dobra to ja spadam. Świetny plan, jadę tam gdzie ciepło i są małpki. Pilnujcie mi bloga, żeby się jakie chuje nie rozpanoszyły. Lecę w kolejny poniedziałek, nie ten teraz, tylko ten tamten, za tydzień, czy jakoś tak. Spróbuję złapać fifi w dumbfonie i wrzucać coś na Insta, a jak nie to nie. Kiedyś Wam pokażę moje małpki i szaraki i kasę z komunii też 😀 Ten tydzień jeszcze na blogu zabawię, nie smućcie się. Adios!

 

Jestem gotowa na wywczas Zagranico. A co! Strój narodowy obowiązkowy 😀

Rozsmaruj mi na twarzy!

By | Bjuti Pudi, Blog | 18 komentarzy
Filmik tylko dla tych, którzy akurat nie jedzą 😉
Co tam kilka moich zaskórników, można powiedzieć, że to pryszcz. Choć w odniesieniu do filmiku wyżej, to złe słowo 😀 W każdym razie moja buzia nie jest zła. Skóra normalna, z tendencjami do zaskórników. Od czasu do czasu coś mnie wysypie, ale głównie wtedy kiedy pcham paluchy. Generalnie problemów z gębą nie mam. Chyba, że pierdolnę coś zanim pomyślę, ale to już taka moja natura. Grunt, że myślę, bo ostatnio jakby mniej ludzi korzystało z tej opcji.Niemal wszystkie kremy, które są bliskie moich potrzeb, sprawdzają się na mojej ryjówce. Jeszcze nie zdarzyło się żeby po jakiejś parafince, pegu, czy innym dodatku zapchało mi skórę albo wysyfiło. Tutaj jestem odporna. Moja gęba lubi nawilżenie, bo inaczej pojawiają się suche skórki na czole i w okolicach nosa. Nie mogę też przesadnie łoić gęby smalcami, bo mi się ryj błyszczy, szczególnie kiedy mamy lato jak w tym roku. Zaskórniki powoli eliminuję. Te otwarte zabijam Czarną Maską AFY, a na zamknięte znalazłam nową broń- genialne glinki z Rapan Beauty. Ale glinki ciągle w testach, zdradzę tylko, że już skradły moje serce. Ale o tym innym razem, współpraca w toku. A dziś, po przydługim wstępie, pragnę przedstawić Wam…

Barwa, Barwa Siarkowa, Antybakteryjny krem matujący.

Swój kupiłam w aptece, przy okazji. Zapłaciłam około 17 złotych. Widziałam je też w Rossmanach i pewnie w innych drogeriach też są, ale nie rozglądałam się szczególnie, to ręki sobie nie dam obciąć. Kartonik ze wszystkimi informacjami, na słoiczku tylko wzmianki. Słoiczek plastikowy, solidny, lekki i poręczny. Ładnie to to wygląda.

Krem gęsty, lubię to, bo nic się nie rozchlapuje jak w tanim porno. W drogim zresztą też… Kolor kremowy. I pierwszy plusik- zapach 🙂 Piękny aromat cytrusów. Nie wiem co to dokładnie jest, ale coś pomiędzy limonką, cytryną, trawą cytrynową, takie klimaty. Zapach świeży i zdecydowanie śliczny. Na kartoniku macie obietnice producenta, przybliżcie sobie i czytajcie, nie będę kopiować, nie jestem stażystką w Urzędzie Miasta.

Kremu używam od dobrych 2 miesięcy i jestem zadowolona. Wcześniej miałam jakiś eko, sreko, trendi krem za jakieś sześć dych i przy tym się chowa. A niby wszystko co naturalne jest takie wow. Jak widać nie dla wszystkich. Znaczy się ryja mi ten eko nie wyjadł, ale był dla mojej skóry obojętny jak Nivea. Przy Barwie zauważyłam, że krem działa.

A jak działa? A dobrze. Mat. To się nazywa mat! Przy upałach sprawdzał się świetnie. Wiadomo, 40 stopni to nie przelewki, ale i tak krem dawał radę. W normalnych temperaturach 5 godzin bez błyszczenia. Przy ukropie sporo krócej, ale za to makijaż był trwalszy. Natomiast bez makijażu krem matował dłużej niż z. Ogólnie działał i nadal działa jak trzeba. Pod makijażem nic się nie wałkuje, jest świetny. Faktycznie skóra jest w lepszej kondycji. Zaobserwowałam mniej wyprysków, mniej tego wszystkiego badziewia. Fajno, że hej ho oooo makarenaaa! Nawilżał tyle ile mi potrzeba, bo żadnych suchych skórek nie zauważyłam. Krem szybko się wchłania, jest wydajny. Nie trzeba go ładować nie wiadomo ile, to nie feministka, wystarczy odrobina. Tym bardziej, że przy większej ilości lub przy niedokładnym rozsmarowaniu, możemy zaobserwować biały nalot na twarzy. To chyba ten krzemian. Także nie przesadzajmy z ilością i będzie ok. Ciężko mi stwierdzić czy skóra jest odżywiona, ale wygląda dobrze, więc załóżmy, że tak.

Bardzo polubiłam ten krem. Mam go jeszcze sporo w opakowaniu, myślę, że na około miesiąc. Potem spróbuję wersji nawilżającej, na zimę w sam raz. Natomiast do tego mazidła na pewno wrócę, bo strasznie mi podpasowało. Osoby ze skłonnością do przesuszenia skóry powinny być jednak ostrożne. Trzeba tez pamiętać, by nie kłaść grubej warstwy. Dziewczyny pisały mi też, że nie stosowały kremu codziennie, bo był dla nich za ciężki i zapychał. U mnie nic złego się nie działo i cholera lubię go. W ogóle lubię Barwę, szczególnie linię siarkową. A Wy lubicie, czy to dla Was siara?

Wodzę językiem po Kasi

By | Bjuti Pudi, Blog | 30 komentarzy
Dziś nie będzie żadnych zbiorowych gwałtów na psychikach. Dzisiaj co najwyżej niewinne fellatio na Waszych umysłach. Lekkie muśnięcie zmysłowego tematu. Chciałoby się rzec- liźnięcie tematu subtelnego i tak bardzo bliskiego nam kobietom. Szminka. Pomadka. Nasza wierna suka, którą zawsze mamy przy sobie. W torebce, kieszeni. Miota się po aucie, przerzuca po domu. Jest.
Rimmel, Lasting Finish Lipstick by Kate Moss, szminka. Odcień 26.
Pomadkę dostałam w ramach testów od eZebra (KLIK). Ucieszyłam się, bo to nie pierwsza Kate w mojej kolekcji. Mój zapał został ugaszony w momencie kiedy otworzyłam szminkę i zobaczyłam jej kolor. Wydał mi się mało sexy, mało różowy, taki bezpłciowy. Nie było szybszego bicia serca i motyli w brzuchu. Z piersi wyrwało mi się beznamiętne słowo klucz- “kurwa”… Kręciłam się, kręciłam wokół pomadki, aż pewnego dnia nałożyłam ją drżącą ręką na drżące usta. Z piersi ponownie wyrwało się słowo klucz tylko w innej intonacji. Tym razem kurwa była wybitnie soczysta. Kolor na ustach był piękny! Sama w życiu nie kupiłabym szminki w tym kolorze. Za to lubię testy losowych produktów- trafiam na kosmetyki, po które normalnie bym nie sięgnęła.
Opakowanie standardowe, czarne z autografem Kate. Mój podpis z pewnością byłby lepszy, ale popracuję nad tym w przyszłości 😉 Szminka miękka jak masełko, ładnie prowadzi się po ustach, nie wysusza. Utrzymuje się dość długo jak na pomadkę. Myślę, że 4 godziny to całkiem dobry wynik.
Na ustach prezentuje się subtelnie, lekko błyszczy. Powyższe zdjęcie świetnie oddaje jej realny kolor. Taki nudziak w wersji słonecznej. Kolor pasuje chyba do wszystkiego. Trzeba przyznać, że mimo mojej wcześniejszej niechęci, teraz używam jej często. Kiedy nie chce mi się myśleć jakie dziś usta- sięgam po nią. Pasuje zawsze 🙂
Jak som plusy to som i minusy niestety 😉 Pomadka trochę zbiera się w załamaniach ust i przy wejściu do otworu gębowego. Na szczęście nie rzuca się to bardzo w oczy. Widać to kiedy się przyjrzymy. Poza tym na eZebra kosztuje 9,39 co jest miłym zaskoczeniem. Za wcześniejszą Kate przepłaciłam w Rossmannie i to srogo. Wrzucę Wam też siostrę, a co tam 🙂
Ta sama Kate w wersji matowej, odcień 102. W rzeczywistości kolor jest odrobinę ciemniejszy niż na mojej fotce. To taki przydymiony róż, bardziej zgaszony i nie aż tak neonowy. Ciężko mi było uchwycić kolor. Jest piękny. Szkoda, że głupia ja przepłaciłam w Esesmanie za Kasię, dałam całe cholerne 20 złotych, ech gupia ja. Szminka tak samo przyjemnie kremowa i pachnąca niewiadomoczym, noo tak pomadkowo, ładnie 😉 Wydaje mi się, że matowa siostra trzyma się dłużej, ale po całym dniu usta są takie nieswoje. Nie są przesuszone, ale są na dobrej drodze do tego. Mimo to pomadka fajna. Odcień ładnie komponuje się z opalenizną. Jest dość uniwersalna i podobnie jak 26 będzie pasowała większości kobitek i do większości stylóweczek.
Podsumowując- polecam. Szczególnie jeśli płacimy połowę ceny 😉 Macie jakieś Kasie w swoich kosmetyczkach? Lubicie się z nimi?

Gównoburza- nie chce mi się czytać Twojego bloga

By | Blog, Przemyślnik | 72 komentarze

 

Idzie sobie Pani Jesień,
 Za pazuchą flaszkę niesie.
 Flaszka jej się rozjebała,
Że aż rzewnie zapłakała.
 Łzy jej ciekną, deszczem sika,
 Taka z niej przebrzydła pipa.
Ale jesień ma też plusy-
Powracają już gimbusy
I te dzieci z podstawówki,
Na sprawdziany i kartkówki.
Luz się zrobi w internecie,
Poczytamy więc o świecie,
Nacieszymy oko nasze,
Czymś co nie jest takie straszne
Jak makijaż siedmiolatki
I podboje jej gromadki.
Ja nie lubię czytać w necie
Jak ktoś straszną chujnię plecie.
Powiem dzisiaj co mnie wkurza,
Niech szaleje gównoburza!
Tak, tak- czuję gównoburzę w kościach 🙂 Lato się kończy, chociaż w pokoju nadal mam 40 stopni. W polityce bez zmian- obrzucają się łajnem, że aż miło, bo Duda nie podał ręki Premierzycy. Nikt nie pomyślał, że on to przez kulturę zrobił? Albo raczej nie zrobił. Nie podał, bo był PO PISS. Szczał zwyczajnie za rogiem, to jak miał rękę jej potem podać? No jak? Lada dzień temperatura w dół, trzeba szukać biletu do Hiszpanii. Skończy się sikanie na dworze, bo by PISiorek zamarzł. Ale jak jest chłodniej to i posty jakieś mądrzejsze i internet jakby czystszy od chujni. Bo nie ma nic gorszego niż posty bez sensu. Co mnie wkurwia? Czego nie czytam? Pierdolamento nie czytam, bezbarwnych wywodów nie czytam, nudy nie czytam, bo nie. Pewnie mnie tu zaraz ktoś będzie chciał zeżreć, spoko- mną się nie najesz- 50 kilogramów to chuj nie obiad.
Ostatnio widzę jedno hasło- back to school, chuj- hałl szkolny czy jakiś tam. DIY jakiś, ozdabianie zeszytów. Serio? To jest temat? Chyba dla Faktu. Powrót do szkoły? Fascynujące! 1 września i szkoła? Nie do wiary! Ałtfit do szkoły? Arcyciekawe! Makijaż na 1 września? Niebywałe! To jest taki temat jak epopeja o srającej krowie- oszałamiający. Idź do tej szkoły, ucz się, ubieraj jak tam chcesz i maluj jak lubisz, byleby Ci coś w głowie zostało. Chuj mnie obchodzi, czy założysz podróby Luji Witą od buticzanki i czy masz podjebkową obudowę na srajfona od Victoria Secret za 2 dolary. A miej. A wmawiaj światu, że oryginał, a chwal się na blogu, ja i tak nie przeczytam i nie skomentuję, bo to co myślę to myślę- ale nie będę Ci psuć komciów pod pościkiem. Nie wchodzę tam gdzie poziom sięga mi do kostek, nawet jak klęknę.
 Ozdabiasz zeszyty tasiemką? Incredible! Super, że pokazujesz to na swoim blogasku, nikt by się nie domyślił jak przykleić taśmę do zeszytu. Serio, szacun. Na dzielni pewnie chłopaki Ci browary kupują za takie niewiarygodne umiejętności. Wróżę świetlaną karierę. Przed wojną, kiedy byłam w szkole, każdy musiał mieć zeszyt w okładce. Każdy. Okładka z plakatu, z szarego papieru przyozdobiona według uznania. Jakieś esy- floresy, wycinanki. Taki prehistoryczny DIY, Nikt nie dostawał sraczki, każdy to robił. Nie, nie jesteś prekursorem, sorry. Tak, każdy wie jak sobie udoskonalić zeszyt. Nie, nie będę tego czytać. Tak samo jak nie będę czytać o innych wieśniackich DIYach. Jak zrobić krótkie gacie z długich spodni? Jak poprzecierać dżins? Jak nabić ćwieka? Nosz Matko Bosko Krasnoyordzko! Jak za maleńkości się wywaliłam, to mi Mama DIYa robiła w minutę. Dziura na kolanie? Łata, albo ciach nogawki i proszę- mamy szorty. Chcemy wytarty dżins- pumeks i jazda. Ćwieki? Jezuuu…pierdolut i ćwiek siedzi. Nie musicie o tym pisać. Albo piszcie, ja i tak nie poczytam. To tak jakbym czytała, że mleko jest od krowy.
Denka po kosmetykach. Dnooo. Nudaaa. Zbieranie śmieci i upychanie po kątach. Syffff. Nudaaa. “Proszę poklikaj mi w linki, proszę, proszę, błagam, plissssss!!!!” Kurwa! Ile można? A wsadź se linki, poklikam, ale nie poklikam jak mi będzie z własnej lodówki wyjeżdżać to proszęęęęę. Prosi to się świnia. I to bez proszenia. W jednym miocie kilka prosiaków. Nie proś, nie błagaj, weź mnie nie wkurwiaj. Jak zamkniesz japę to chętnie poklikam, ale nieee. Wchodzę na bloga,na fejsa wchodzę, a tam co drugie słowo “ale poklikasz? “, “klik kochani”, “klik, klik”. Klik, kurwa, klik. Zasypiam, a w głowie klik, klik. Nie. Nie poklikam, za bardzo się panoszysz.
“A patrzcie co kupiłam! O kupiłam żel i piankę do golenia. Dziś golenie pipki. A chcecie recenzunie? O i dostałam tampony, chcecie relację z aplikacji? I jeszcze kupiłam waciki- megaaaa”. Tak, też kupuję waciki i tampony nawet kupuję i żele i balsamy, ale nie napierdalam postów o zakupach na litość boską. Dużo kupuję. Czasami za dużo. I co o każdym waciku mam pisać? O każdym z osobna? Wrzućże fotkę na fejsa, na insta wrzuć. Ale jak można o byle gównie pisać. Chociaż najlepsi to i o gównie potrafią napisać tak, że masz ochotę je jeszcze zjeść i podziękować za pomysł na danie z niego. Ale Ty tego nie potrafisz. Nie pisz o tym, daruj sobie. Litości.
źródło-pixabay
Ale pierdolamento to nie tylko blogi. Nie, nie, nie! Nie musisz być blogerem, żeby pieprzyć trzy po trzy i robić aferę z byle gówna. Fejsa mają? Mają! I co tam się dzieje? Masakracja- jak to teraz mówi młodzież (kto czai teksty Szpakowskiego i grywał na ps4, wie o co chodzi). Ponieważ nie zaczyna się zdania od “więc”, dopiero tutaj napiszę- więc MASAKRACJA. Najwięcej kału tam gdzie przygłupie matki. Nie każda jest przygłupia, ofc, ale niektórym to chyba mózg z łożyskiem wyssało. Zakochani- pojebani też wiodą prym w mądrościach. Nie chce mi się tych głupot przytaczać, bo nie wiem czy to śmieszne, czy straszne. Wciąż nie wierzę, że tylu głupich ludzi żyje na świecie. Nie chcę w to wierzyć. To nie może być prawda. Prawda?!
Niektórzy ludzie mają chyba bana na Google. Już nie wpisują pytań w wyszukiwarkę, po co? Pytają na grupach. A nuż ktoś zna odpowiedź. Pytają o wszystko- jak ugotować kartofle, co im z pochwy wypadło i nawet dodają foteczkę. Pragną by ktoś za nich wyszukał informacje, żądają wyśledzenia paczki. Pytają o rzeczy dziwne, śmieszne, banalne. I dalej nie wiem skąd tyle debilizmu na świecie…
Napisz, że masz skórzaną kurtkę, albo rękawiczki obszyte naturalnym futerkiem. Amen. Kaplica. Ukamienowanie. Nie możesz. Nie wypada. Zwierzątka giną. Nie jedz też mięsa, mleko tylko dojone z soi. Mam skórzane buty i mówię to głośno. Uwielbiam je, najzajebistrze buty świata, trzy zimy i jak nowe! Tak, obdarli zwierze ze skóry, a jego wnętrzności zostały zjedzone i tak wiem jak wyglądają fermy zwierząt. Nie wszystkie są złe, a te złe niech zamyka państwo. Nic mi do tego. Mam torebkę z naturalnego futra. Tak mam i ją uwielbiam. A te wszystkie sztuczne skórki są mniej eko niż te ze zdechlizny. Takie eko skórki to miliony lat rozkładania. Nikt zabijając zwierze nie zarzyna go przez dwie doby kartką papieru. Jest jeb w łeb i tyle.
Z tymi zwierzętami i pseudo obrońcami to w ogóle jakaś paranoja. Jestem ze wsi, potrafię udziabać kurze łeb. Nie obrzydza mnie świniobicie i lubię boczek. Przy domu zawsze kręcił się kotek i piesek. Kotki nie były pozbawiane jajek, a kocic nikt nie podwiązywał. Nikt też nie zabijał tych kotów, zawsze byli chętni na małe stworzonka. A teraz co czytam? Kota trzeba sterylizować, one nie mogą się rozmnażać, nie kupujcie pieska, tylko ze schroniska. Owszem też uważam, że warto brać zwierze ze schroniska, ale jeśli ktoś chce kupić, to jego sprawa. Jego sprawa czy chodzi w skórzanym żakiecie. Nie wpierdalajcie się w cudze poglądy. Mój kot nie ma jaj, bo jest domowym koczisem, nie chciałam żeby mi szczał po kątach. Ale jeśli komuś to nie przeszkadza, to kto dał komuś prawo negowania jego decyzji? Koty też chcą się ruchać, dajcie im żyć 😉
Nie chce mi się tego czytać.
Ale mogłabym czytać. Wszystko można opisać tak, że aż chce się blogera złotem obsypać. Czytałabym o denkach i DIYach, i nawet o powrotach do szkoły, gdyby to było ciekawe.  Niestety większość tego nie potrafi. Kalki i bezmyślność. Byle napisać posta, byle ktoś pokomciał, byle był obsik. Byle, byle, byle co! Kliki sryki, zero frajdy. Czytelnik się nudzi, bloger się poci. Ludzie oszaleli i zgłupieli i tylko mały procent ludzi wciąż jest sobą.
Nie chce mi się tego czytać…. a chciałabym.