Monthly Archives

sierpień 2015

Makafakapąą fristajla makadamia i wszystko jasne

By | Bjuti Pudi, Blog | 24 komentarze

 

Olej smutki żale i baw się doskonale. Bo olej jest dobry na wszystko. No chyba, że masz sraczkę, to olej nie jest najlepszym lekarstwem. Ale olać sraczkę. Dzisiaj idziemy w innym kierunku, ku górze, na głowę, a konkretnie na włosy. Włosy, olej, memory find, Siara i wszystko jasne.
Loton, Spa&Beauty, Oil Therapy, Olejek makadamia do ciała i włosów, 125 ml.
Jak dobrze pamiętam, to Black Smokey poleciła mi ten olejek. Do wyboru mamy makadamię, argan i kokos. Kokos mnie puszy jak grochówka, tylko na włosach. Argan to mnie generalnie wkurwia. W związku z powyższym sięgnęłam po makafakapąąą fristajla makadamię. Czaiła się w Biedrze za jakieś 13 złotych. Pierwsze wrażenie- zajebista flaszka. Żul może by się nie zainteresował, ale kłaczanka (nie jestem żadną nawiedzoną włosomaniaczką 😉 ) i owszem. Nawet nie chodzi o sam wygląd części pojemnikowej, bo jest zwykła prosta, ładna. Chodzi o pompkę. Bardzo fajna w eksploatacji. Nawet goryl by schwycił. Pudzian mógłby mieć problem.  No ale ja nie mam łap Pudziana. Dla mnie mega wygodna. Nie zacina się. Całość świetnie leży w mojej chwytajce.
Wydajność przeciętna. Taka standardowa. Na ponad miesiąc regularnego wcierania w pióra- wystarcza spokojnie. Olejek pachnie ładnie, perfumiasto, ale na tyle łagodnie, że nie zbrzydnie. Konsystencja dość rzadka, ale niewielka ilość wystarcza na cały łeb. Chyba, że ktoś ma łeb jak sklep, GieEs na przykład. Na inne części mojej cielistości nie pchałam się z olejkiem, tylko włosy.
Skład jest piękny. Nie można się do niczego przyczepić. Olejek sypiał ze mną całą noc, ale zdarzało się też, że przed opalaniem nakładałam na jakieś 2-3 godzinki. Nie zauważyłam różnicy w działaniu. Nie używałam też drapichrusta na skórę głowy, bo tam nadal trę Castor Oil.
Jak oceniam olejek? Dobry. Włosy po nim są lejące i wartkie jak strumień moczu na blaszanym garażu, tylko nie są takie głośne 😀 Kłaki po nim rzeczywiście ładnie błyszczą, a u mnie ciężko o ten efekt. Ładnie się układają, są bardziej sypkie i nie strączkują się z taką radością jak wcześniej. Zauważyłam też, że szewelura jest lepiej nawilżona, chociaż tutaj mogłoby być lepiej. Nie jest to może najlepszy olejek do włosów jaki miałam, ale mogę go polecić z czystym sumieniem. Krzywdy nikomu nie zrobi, warto wypróbować. Często można go dopaść w Biedrze na promo, rozglądajcie się. Tymczasem ja znikam 🙂

W krainie piwem płynącej- Chmielaki 2015

By | Blog, Wywczas | 18 komentarzy

 

Witam Czytelniki! Wykluwam się powoli po weekendzie, wczoraj miałam leniwy rozruch, a dziś już pełna para. Moje miasto balowało cały weekend i dziś chcę Wam przybliżyć tę imprezę. Wszelkie informacje o Chmielakach znajdziecie na Wiki- KLIK, nie będę bez sensu przepisywać. Aktualnych zwycięzców piwnych i dziewczęcych znajdziecie na oficjalnej stronce- TUTAJ. Od siebie dodam, że Chmielaki to Ogólnopolskie Święto Chmielarzy i Piwowarów. W skrócie- przez trzy dni raczymy się oryginalnymi piwkami i się bawimy. No to wio- już Wam mówię co się działo 🙂

 

Zacznijmy od tego, że Chmielaki to nie tylko żłopanie browara po całym mieście, to także imprezy towarzyszące- Półmaraton Chmielakowy i Chmieloty. Półmaraton to wiadomo- maraton, tylko że na połowę dystansu. W tym roku odbyła się czwarta edycja, ponoć w środowisku chwalone wydarzenie. Nie wiem, nie biegam, chyba, że do lodówki po piwo. Fotek też nie ogarnęłam, bo jak półmaratończycy zasuwali to ja kimałam. Wiem tylko (tak na mieście mówią), że pierwsi na mecie byli panowie z Donbasu. Uwaga chamski suchar- biegli najszybciej, bo przestraszyli się wystrzałów na starcie. Chmieloty miałam okazję podziwiać niemal non stop, bo “lotnisko” mam za domem. Całe lato panowie mi po niebie latają, a w Chmielaki to już istny wysyp. Miałam okazję się bujać na skrzydle i bardzo Wam polecam ten rodzaj rozrywki.
Chmielaki startują zawsze w przedostatni weekend sierpnia. Kiedyś był to drugi weekend września, ale pogoda bywała kapryśna i impreza przeskoczyła w sezon letni. Trochę dziwna sprawa, żeby dożynki chmielowe odbywały się tak wcześnie, ale jeśli chodzi o aspekt organizacyjny, to lato jest lepszą porą na sączenie złotego trunku. W tym roku to już 45 Chmielaki, dotychczas nie ominęłam żadnych 😉 Jedziemy z fotkami począwszy od piątku.
Browar Jagiełło. Najbliższy mojego miasta browar o ciekawym asortymencie. Piwo Chmielak zwyciężyło w jednej z kategorii tegorocznego Konsumenckiego Konkursu Piw Chmielaki Krasnostawskie. Bardzo smaczne, pięknie pachnące chmielem rosnącym w moich okolicach, wspaniała goryczka. Polecam.
Asortyment Jagiełły jest szeroki. Moja Mama na przykład uwielbia Magnusa smakowego- jakieś czekolady, toffi i inne wynalazki. Dla mnie piwo ma być gorzkie 😉
Pierwszy dzień Chmielaków, piątek, zazwyczaj jest spokojny. Ludzie powoli napływają do naszego miasteczka. W tym roku pogoda była piękna, trochę chmurek, ciepło i z dnia na dzień cieplej i cieplej i upał strzelił w niedzielę 😉
Każdego dnia odbywają się też darmowe koncerty. W piątek na scenie gościł  Mesajah, a także Łona i Webber. Taki lajtowy koncert, miły dla ucha. Jak na piątek, to troszkę ludzi się naschodziło.
Drugi dzień był jeszcze cieplejszy, a moje zadupie pękało w szwach. Nie dość, że w Krasnymstawie mamy dobre piwo, to jeszcze i pannice dorodne. Poleciałam więc na wybory miss.
To jeszcze nie miss, ale nowe maskotki. Tak między nami mówiąc, to od dobrych 4 lat pisałam o moich ( uważam nie głupich ) pomysłach na imprezę. Jezuuu ile ja się opisałam. Powiedzmy, że ktoś mnie chyba czytał 😉 Organizacja Chmielaków w ostatnich latach była żenująca, widzę, że coś zaczyna się dziać w dobrym kierunku. Trzymam więc kciuki.
A teraz czas na dziewuszki.
Trzeba przyznać, że w tym roku dziewczyny były ładne i bardzo ładne, szkoda, że niektóre jakieś nierozgarnięte 😉 Moją faworytką była 5. Angelika Rudzka- wyglądała na sympatyczną, wyluzowaną, gadała jak człowiek. Wygrała jednak Oliwia Fijałkowska. Organizatorzy powinni postarać się o lepszych sponsorów, taka moja sugestia.
Podczas przerwy w wyborach jakiś człowiek oświadczył się dziewczynie. No gratulacje, chociaż dla mnie to jakaś dziwna moda z tymi publicznymi oświadczynami. Niemniej szczęścia.
Ludzi jak mrówków. Z imprezy pod Tyskim zrezygnowałam, szkoda mi było butów 😉 Ilość ludzi na centymetr kwadratowy zatrważająca. W międzyczasie na głównej scenie występował Liber i Natalia Szroeder. Miała być Sylwia Grzeszczak, ale ponoć stan błogosławiony, taka sytuacja. A może choroba Filipińska?
Niektórym Sylwia wisiała i powiewała, więc bawili się w Lepperiadę. Stówka za 2 minuty w zwisie. Niby łatwizna, szkoda tylko, że rurka na zwisy była za cienka i każdy Janusz spadał. A najszybciej spadali Janusze Fifa- Rafa Co To Nie Ja. Przez godzinę jeden gostek wygrał stówkę. Powiedzmy, że stówkę, bo skoro zapłacił za tą przyjemność 15 złotych, a dostał stówę, to na czysto zarobił 85 zeta. Ale niech tam. Zaczynam spawać rury na przyszły rok hehe 😀
Niedziela. Kolejny wysyp Januszy, Grażyn i innych obywateli.
Słońce dopiekło.
Ludzie dopisali. Chociaż pamiętam lata, w których było jeszcze więcej piwoszy.
Wieczorem zagrał Afromental. Trzeba przyznać, że chłopaki dali czadu. Nie jestem jakąś fanką zespołu, ale koncert dali świetny. Szkoda, że nie każdy umiał się bawić. Wielu ćwoków stało jak kołki. Cóż- ich strata.
Fanki piszczały jeszcze ze 2 godziny po koncercie. Ciekawe ile staników poleciało na scenę 😉
Podczas Chmielaków rozkłada się sporo ciekawych budek z różnościami. Chińszczyznę olewam, bo mam ją online hehe 😀 Ale te ręcznie robione cudeńka przyciągają wzrok. Sama nie kupuję, bo nie lubię gromadzić drobiazgów, ale chętnie oglądam. Uwielbiam zapach świeżo robionych rzeźb. Zapach drewna, miodu…ehhh…cudo! Do tego pachnące wyroby- chleb, wędliny, smalczyk, oscypki- zajadałam się aż mi uszy skakały.
Ale stop! Chmielaki to przede wszystkim piwo, piwko, piweczko! Nigdzie nie znajdziecie tyle rodzajów piw co tutaj. Dla mnie to Chmielaki powinny trwać tydzień, żebym mogła się rozsmakować. Marzą mi się też takie malutkie buteleczki- żeby móc spróbować więcej odmian złotego trunku. Lubię się delektować. Uwielbiam.
Polecam Piotrka z bagien i Chmielaka. To moi ulubieńcy na ten rok. Chociaż reszta tez całkiem spoko.
A tutaj dziewczęta zapraszają chłopców na okazjonalnego lodzika 😉
Chmielaki to także spotkania ze znajomymi i nieznajomymi. Uwielbiam pogawędki ze sprzedawcami, z nieznajomymi. Uwielbiam te dzikie tłumy i klimat. To na Chmielakch 10 lat temu poznałam Niemęża. No jak tu Chmielaków nie lubić? W tym roku poznałam osobiście jedną z blogerek- Candymonę i świetnie spędziłyśmy razem czas. Kto za rok pisze się na browarek ze mną?
Pozdrawiam Was Chmielakowo w moich oszołomskich okularach Marylkach i zapraszam za rok 🙂
I po Chmielakach 😉 Czyściciele spisali się na piątkę. Nie ma śladu po flaszkach. Trzeba też pochwalić uczestników, zauważyłam, że w tym roku dbali o porządek wokół siebie, a takie śmietniki pod drzewkiem to była rzadkość. A teraz właśnie zaczęło padać. Pierwszy deszcz od ponad miesiąca, więc i mocz z kątów się wypłucze hehe 😀
“Aby te piękne chwile zatrzymać w kadrze i w sercu…”- no to zatrzymałam. Reklama Toi Toia jak się patrzy 😀
Chyba Was nie zanudziłam. Trzasnęłam artykuł, że zaraz Newsweek zadzwoni hehe 😀 Mam nadzieję, że nadrobiłam moją nieobecność.  Jeszcze raz zapraszam za rok na 46. Chmielaki Krasnostawskie.

Shine like a psu jajca

By | Bjuti Pudi, Blog | 31 komentarzy

Wiecie, że ja na dobrą sprawę dopiero od roku maluję paznokcie? Jaja, nie? Oczywiście kiedyś tam, przed wojną, też malowałam, a nawet świrowałam pawiana ze zdobieniami, ale potem zstąpiła na mnie jasność w postaci żelu. Po wszelkich szkoleniach żelowych przez lata nie rozstawałam się z frenczem. Raz w miesiącu żelowałam francuzy i z bańki. Z resztą na stopach nadal noszę jedynie żelowy frencz, bo uważam, że na stopach wszelkie zdobienia nie wyglądają dobrze, a klasyka zawsze pasuje. Gdzieś rok temu raptownie zaczęło mi przybywać w kolekcji lakierów i tak dziś mam ich ponad 50. Matko Bosko Krasnostasko! No i co? Leżeć nie będą! A że z czasem u mnie krucho, to nie mogę sobie pozwolić ze schnięciem w nieskończoność. Z pomocą przychodzą mi topy z funkcją wysuszaczy. Najlepszy wysuszacz jaki miałam do tej pory to ten z Color Club KLIK. Gdzieś ktoś coś komuś po coś, że ten z Sally Hansen jest dobry. To kupiłam.

Sally Hansen, Diamond Flash Fast Dry Top Coat, Szybkoschnący top diamentowy. 13,3 ml.
Na Wizażu zmroziła mnie cena. Że co kurwa?! 45 zeta?! No tyle to bym nie dała. Nie widziałam go w moim Rossmannie, więc oczywiście poszłam myszką do eZebry. Poszłam patrzę- 14,50. Trza brać, jak gadajo, że dobry. Koleżanka odebrała mi go z siedziby Zebrowej i dostarczyła. Top siedział jeszcze w białym pudełeczku, którego próżno szukać. Flaki mi się przewracają, że wysuszacz jest w czarnej flaszce- nie widać zużycia, co mnie lekko irytuje. No ale dobra, niechaj. Wali wysuszaczem, wygląda jak wysuszacz, tu się nie ma nad czym rozwodzić.
Nie wiem ile czasu odczekuję po nałożeniu lakieru, żeby posmarować palucha topem, nie liczę. Kończę malować drugą rękę i zaczynam smarowanie od pierwszej. Cała filozofia. Oczywiście 60 sekund schnięcia. No bez jaj. To nie Wielkanoc. W 60 sekund to nawet pird się spokojnie po pokoju nie rozejdzie, tym bardziej paznokcie Wam nie wyschną. Podsuszone pazury są po jakichś 10-15 minutach. Tworzy się pierwsza warstwa suchości, ale jak zaczniecie manewrować za mocno po świeżo malowanym, to jeszcze odciski się pojawią. Po 30 minutach już jest całkiem spoko. A po 40 minutach mamy suchość absolutną. Z tym, że już po pół godzinie jest bezpiecznie. Chyba, że po 30 minutach będziecie szorować podłogi to sorry, ale spierdoli. Producent zapewnia, że paznokcie będą Wam szajning lajk psu jajca, ale dla mnie to no… zwyczajnie maja połysk. Jest ładnie. Nie wiem czy wzmacnia pazurki, bo ja pod lakierem mam żel, więc byle gówno mi się na paznokciach minimum tydzień trzyma.
Podsumowując- wysuszacz jest dobry, działa jak trzeba. Wysusza w przyzwoitym tempie. Ostatnio zaopatrzyłam się w stempelki i top przydaje się jeszcze bardziej. Przed odciśnięciem wzorku na świeżym lakierze wystarczy mu około 10 minut. Potem można odbijać motylki, jelonki, biedronki, kuny, łasice, borsuki, jenoty, łyski, bekasy, cietrzewie…mamy jednak obawy o dalszy los cietrzewia. Top na leciutką 5, jest całkiem ok. Brakuje mu troszkę do perfekcji, ale polubiliśmy się 🙂

Zakupy dla skąpca- kredka od Astor

By | Bjuti Pudi, Blog | 30 komentarzy
Witam gorąco mocą spadających gwiazd. Wstęp taki poetycki, że aż strach. To przejdźmy do konkretów, nie ma co się rozwodzić. Niedawno udało mi się podjąć sympatyczną współpracę z ezebra.pl. Pewnie znacie tę drogerię internetową. Zgłosiłam się na ochotnika na Fejsie, bo bardzo lubię zakupy w tym miejscu. A dlaczego lubię? Bo jak wiecie, jestem sępem i nie lubię przepłacać, a eZebra to miejsce stworzone dla mnie, miejsce gdzie ceny są maksymalnie niskie. Możemy zaoszczędzić nawet kilkadziesiąt złotych na kosmetyku, dla mnie wow. I nie piszę tego ze względu na współpracę, piszę to, bo dla mnie kilka, czy kilkadziesiąt złotych w kieszeni, to nie lada gratka. Zgodziłam się także ze względów osobistych- jestem małym lokalnym patriotą, a firma ma siedzibę w Lublinie. Mam to szczęście, że koleżanka pracuje tuż obok i często odbierała mi kosmetyki osobiście, więc nawet przesyłkę miałam gratis (dzięki Asiu) 😉 No już bardziej oszczędnie kupować się nie da. Uczcie się ode mnie 😉 Widzę, że niektóre dziewczyny, które załapały się na współpracę skleciły recenzje w trzy dni. No wybaczcie, ale u mnie testy to testy, w trzy dni to dla mnie żadna recenzja. Dostałam trzy fajne kosmetyki i dziś na pierwszy ogień idzie kredka.
Astor,Perfect Stay, Waterproof Eyeshadow Liner, Wodoodporny cień w kredce.
Cena sklepowa to około 25 złotych- sporo jak za kredkę. Cena na eZebra- od około 5 do 13 złotych, w zależności od koloru.Jest różnica prawda? Mój kolor to 200 intense blue, który kosztuje niecałe 5 złotych, a dokładnie 4,69, do kupienia TUTAJ. 20 złotych mniej, dla mnie różnica jest kolosalna. Jest szał! Ale zostawmy już cenę, chociaż ja ciągle przeżywam 😉 Przejdźmy do kredki.
Kredka ma piękny, nasycony, niebieski kolor. Rzeczywiście intense jak jasna Anielka. Na pierwszy rzut oka wydaje się być ciemnym kolorem, ale jak rzucimy okiem drugi raz ( uważajcie na oczodoły i weźcie dobry zamach) to jest to głęboki błękit z subtelnymi, połyskującymi drobinkami. Pięknie mieni się w słońcu, ale nie jest brokatem z remizy. Trwała niesłychanie. Co prawda nie pływałam mając ją na powiekach, ale w moim przypadku to niewykonalne- nie potrafię pływać. Natomiast ostatnie upały były świetnym popisem pisaka. Nic się nie ważyło, nie spływało jak sraczka po policzkach. Cień trzymał się tam gdzie miał się trzymać i nie zmieniał swojej postaci. Spójrzcie jak kredka wygląda naocznie.
Tutaj franca nałożona praktycznie solo. Tylko pod łukiem brwiowym roztarłam ją lekko jakimś beżowym cieniem. Jeśli chodzi o rozcieranie to wszystko git malina, tylko trzeba to zrobić od razu po posmyraniu powiek, bo po chwili kredka zasysa się do powieki i już przy niej ciężko manipulować. Piękny kolor prawda? Niby niebieskości na powiekach kojarzą mi się z Ukrainką, która stoi przy drodze (z jagodami oczywiście 😀 ), ale w tym przypadku odcień nie jest wsiowy, tylko klasycznie ładny.
Tutaj zmiksowałam kredkę z cieniami z Aliexpress, o których niedługo napiszę. Na ustach mam chiński błyszczyk KLIK, nie pamiętam który odcień 😉 Nasza niebieska bohaterka ładnie łączy się z innymi cieniami, tylko tak jak wspominałam, musimy szybko miksować i cieniować, bo dość szybko zasycha. Kredka mnie nie podrażniła, nie uczuliła, śmiało kładę ją także na linię wodną, wszystko fajnie jak w kombajnie.
Jedyną wadą cieni jest to, że kredkę trzeba temperować. Wygodniejszym rozwiązaniem byłaby opcja wykręcana, ale tylko tego można się czepiać. Już kupiłam temperówkę z dwiema dupkami- małą i dużą i po kłopocie. W Pepco mają temperówki po 79 groszy, ja zawsze wynajdę dobre promo, nawet na głupią temperówkę 🙂 I cóż…kredkę polecam. Domówię sobie jeszcze coś w beżach, brązach czy innych złotach, bo taki kolor zawsze się przyda. Pozostaje mi życzyć Wam miłych zakupów na eZebra, bo zaprawdę powiadam Wam- warto.

Black Mask z Aliexpress i każdy zaskórnik is zdechł!

By | Bjuti Pudi, Blog | 77 komentarzy
Żeby nie było, że ja taki kurwa kanon piękna, to Wam powiem, że czasem mi jakiś syf wyskoczy. A najgorsze są zaskórniki, które lubię dręczyć. Nie są może jakieś mocno natarczywe, ale jednak nerwa ruszyć potrafią. Oj, bez wstępu dzisiaj, ale chuj tam, na co to komu? Katuje te zaskórniki czym tylko mogę i co mi w łapy wpadnie. Kawitacja, sracja, maseczki, peelingi, mocz kota. No dobra moczu nie próbowałam, tak mi się pierdolnęło 😀 A jakiś czas temu kupiłam turbo wyjadacza. Kupiłam na Aliexpress. Do żółtych kosmetyków podchodzę ostrożnie, ale co mi skóry nie wypali- to mnie wzmocni haha 😀 W każdym razie czytałam, że maska jest całkiem git majonez madafaka, to wzięłam. A chyba każdy lubi mieć gębę bez syfilisów, no nie? Jak już ktoś zobaczy naszą twarz, to niech mu brakuje słów w pozytywnym znaczeniu hehe 😀
AFY Black Mask peel-off, kupiona tutaj- KLIK, a jakby link wygasł, to macie jeszcze link do sklepu gościa, od którego brałam- KLIK. Zapłaciłam 2,72$ czyli śmiech na sali. Teraz widzę, że Friend ma je po 3 dolce, niewielka różnica. Pojedyncze saszetki ma po 44 centy. Przyszła szybko, bo w niecałe 2 tygodnie, co uważam nie jest długim czekaniem, jak na zakupy na innym kontynencie. Był jeszcze kartonik, ale się w transporcie pogiął, maska doszła cała. Co śmieszne miałam ją w domu, zanim gostek potwierdził jej nadanie.
A tu sobie poczytajcie na co ta maseczka działa haha 🙂 Dobra powiem Wam- zaskórniki i syfilis wszelaki. Wkleję Wam też skład w mniej krzaczastym języku, który zeskrinowałam na stronie gdzie dokonałam zakupu.
Jeśli wierzyć w to co oni tam pchają, to oto skład. Ktoś tu pisał, że maska wali benzyną. Moja tak nie capi. Taki ma swój zapaszek nijaki, ani pachnie ani nic. Trochę alko czuć. Nic nadzwyczajnego. Produkt jest lepisty, czarny jak dupa murzyna afroamerykanina. Taki tam lepik, smoła. Maskę nakładamy na ryj po parówce, której mi się nigdy robić nie chce. Ja robię peeling, a potem się smaruję. Ostrzegam- radzę dać grubą warstwę, bo jak popaciacie małą ilością, to potem tego za Chiny Ludowe nie wyskubiecie. No fucking way. Smarujcie tam gdzie nie ma włosów, bo depilacja gwarantowana. Jak chcecie wyregulować brwi, to śmiało możecie tą maską wosk zastąpić- wyrwie co do kłaka.
Nie smarujcie chujstwem pod oczami, bo jak będziecie maskę odrywać, to wyrwiecie sobie oko, taka jest harda. Pod nosem też już nie smaruję, bo o mały włos wyrwałabym wargę wraz ze szczęką górną, a bez tego fragmentu ciała kiepsko się wygląda. Trzymam dziadygę aż mi wyschnie, a że walę na grubo jak niemowlę po pierwszym jabłku i marchewce, to schodzi ze 30 minut, albo i lepiej. No do wyschnięcia, z zegarkiem na ręku nie czuwam. Jak już wyschnie zdzieramy oszołoma.
I proszę ja Was szanowne moje Czytelniki, cały syf na płachcie zostaje. Zaskórniki, syfki, skórki, a nawet  jakieś kłaczki, można wypieprzyć w kosmos na serwecie z maski. Zedrzeć nie jest łatwo, maska trzyma się jak głupia, trzeba ją odrywać z wyczuciem, żeby nos nie odpadł jak Majkelowi Dżeksonowi. Ale za to jaki efekt! Po niczym takiej gęby czystej nie miałam! Peeling kawitacyjny chowa się jak owsik w psiej pupie przy tym wynalazku! Nasze peeloffowe maski to przy Czarnej Masce popierdółki. To jest taki wyrywacz, że nic Wam się nie schowa na gębie. Używam raz w tygodniu, tyle mi wystarcza. Wydajność normalna, nic nadzwyczajnego.
Radziłabym tylko podchodzić do maski ostrożnie osobom o delikatnej skórze, bo z racji tego, że przykleja się jak super glue do ryja, może podrażnić delikatne buźki. Myślę, że przy wrażliwej cerze maskę można by używać w strategicznych miejscach, na przykład tylko na nosie. U mnie podrażnień nie było. Po pierwszym użyciu wyskoczyły mi jakieś trzy zaskoczone syfy, ale u mnie to norma przy pierwszym użyciu czegokolwiek.  Potem już wszystko spoko. Czarnuch wyciąga każdą mendę do trzeciego pokolenia wstecz. Przez ponad 27 lat mojego życia nie spotkałam niczego lepszego w walce z zaskórnikami. Twarz jest czysta jak Wódka Czysta. Gładka, delikatna, absolutnie fenomenalna maseczka. Mój hit. Polecam z całego serca, nerek i wątroby 🙂

98 stopni w cieniu, w głowie sieka

By | Blog, Przemyślnik | 50 komentarzy
No co? Skończyłam remont. Powiedzmy. W tym roku skończyłam. Windows 10 wyjebał mnie z rytmu i kompa, ale już ok, wróciłam do ósemki. Dane cudem odzyskałam. Grzeje. Lato jest, a jak jest lato to musi być gorąco. Trawa w ogródku jest rosnącym sianem. Kupię kozę. Alpaki są fajne. Taka alpaka w ogródku mogłaby mieszkać, żeby tylko nie srała jak dzik. Ale nie jest dzikiem, więc mogłaby być. Ale całe życie w jednym ogródku? Lipa. Lipa już przekwitła i jakaś taka żółta w tym roku. Z gorąca. Lody tylko jeść. Ale obiad na zimno? Opiekacz do lodów by mi się przydał. Taki obiad w sam raz na upały. Ewentualnie zaserwowałabym galaretę z grilla, salceson z ogniska też brzmi dumnie. Łeb pierze to słońce.
Niby 35 stopni, a jak się położysz na ulicy to i 44. Jak włączysz telewizor to 98 Ci wyskoczy. Sorry, taki mamy klimat. Temperatura Mocarz. Grzeje tu u mnie. 3+5+4+4+9+8=33. 3+3=6. Czerwiec to szósty miesiąc i co z tego? Sześć ramion ma gwiazda Dawida. Dawid to imię męskie. Andrzej też. Andrzej to nowy prezydent. Przypadeg? Nie sondze. Jak Wam się żyje z nowym prezydentem? Już wybraliście dni tygodnia, w które będziecie uczęszczać na szóstą (znowu 6!) rano do kościoła? Podobno, kto 3 razy w tygodniu na szóstą nie pójdzie, ten na toruńskie radio 666 złotych zapłaci. Szóstki i trójki…i jak tu w numerologie nie wierzyć? Piekielne rzeczy się dzieją. A jak już przy piekle, upałach jesteśmy, to trzeba w świat ruszyć. Bo zima przyjdzie. Bo śnieg. Bo mróz. To w drogę.
Bo remonty mnie wessały,że nie było kiedy się wyrwać, a jak się wyrwałam to po bandzie. Cyców 4. Z moimi to 6. Znowu szóstka. Wiecie, że tu u mnie mknął niegdyś pociąg relacji Nielisz- Mońki- Cyców? Nie lizałam. Ale w Nieliszu byłam nie raz i nie dwa i nie pięćdziesiąt. W Cycowie cycków nie widziałam, ale udałam się kawałek za titsy nad jezioro Grabniak. Nie było grabów, opalałam się w cieniu pod brzozą smoleńską. Strzałów nie słyszałam. Sławek- nie znam człowieka, ale mówił, że będzie się z synem w podtapianie bawił. Za moich czasów to się dzieci w beczkach po kapuście kitrało, humanitarnie, a teraz do jeziora. Czasy się zmieniają. Chciałam ryb nałapać metodą na psa. Pies do jeziora i gębą łapie, ale nie miałam psa. Ryby za małe. Cycki na plaży jakieś zwisłe. Syrenki wychodzące z wody jakieś takie bardziej jak topielice. Ale plaża była dla vipów. Po 3 złote za sztukę człowieka. Lans. Woda czysta, pewnie dlatego, że kible czyste i za darmo. W końcu vipy. 98 stopni w cieniu, krew się gotuje, świeża kaszanka. Jezioro z 6 razy przepłynęłam. Znowu 6. Przepłynęłam w myślach, na gugle mapsach, bo przecież nie w realu, bo nie umiem pływać, ale to co. Pływanie jest dla frajerów. Po co mam pływać, jak mogę latać?
Żaba mi się w słońcu piecze. Temperatura nie spada. Niech grzeje. Pielgrzymka ma krucho, z buta taki kawał. Może niech im ktoś powie, że autem jest szybciej? Leżałam w ogródku w ostatnią niedzielę. Książka i leżak, taka sytuacja. Idzie coś i fałszuje. ” Po chuj, po chuj” – słyszę jak śpiew kulawy się niesie. Nie wiem po chuj, wy mi powiedzcie. Słucham i słucham, a oni “po chujjjj, po chujjjjj”. Ładnie, se myślę, pielgrzymki ewaluowały, chyba to pokolenie fanów Popka wybrało się do Częstochowy. A oni dalej chujają. Ja wiem, że sporo osób na pielgrzymki chodzi, żeby po nocach buchać się w sianie, ale żeby już pieśni pochwalne ku temu tworzyć? O tempora, o mores! Ale jak mi się wycieczka bliżej ogródka przytoczyła, wsłuchałam się, a oni śpiewają “Pokój, pokój”. Acha spoko. Ktoś doniósł, że pokój remontuję.
Dalej ma grzać i przypiekać. Dobrze. Niech nam słońce salta nakurwia, bo za miesiąc, czy dwa znowu usłyszę, że zimno, że oby do lata. Jest lato, to ma być gorąco.

Czy Zenek Martyniuk kupowałby Marion?

By | Bjuti Pudi, Blog | 18 komentarzy
Dziś bardziej opowieść niż recenzja, bo tak wyszło. Jak wiecie, albo i nie, jakiś czas temu załapałam się do takiej małej współpracy z Marion. jako że kosmetyki z tej firmy lubię, zgodziłam się. Przetestowałam glinkę, która okazała się świetna, olejek do demakijażu, który też był całkiem spoko, olejek do ciała, który bardzo polubiłam i maseczkę do włosów, która może na kolana mnie nie powaliła, ale okazała się całkiem ok. Na bank Zenek Martyniuk kupowałby Marion! W zapasach miałam jeszcze coś, nie wiem czy Zenuś stosuje.
Hair anti-age, maska odmładzająca do włosów dojrzałych, osłabionych i zniszczonych.
Ładna flaszka, poręczna. Cena jeszcze lepsza- około 10 złotych. Psiukacz się nie zacina, przynajmniej mi nie siadł, ale przyznaję, że użyłam maski dosłownie kilka razy, dlatego dziś będzie opowieść, a nie recenzja.
Dlaczego czaiłam się jak pies do jeża? Dlaczego popsiukałam włosy kilka razy? Ze strach cholera bita. Niby maska sama w sobie nie straszy. Przepięknie pachnie, konsystencja mleczka jest przyjemna w aplikacji, produkt wydaje się być wydajny. To co do jasnej Anielki jest nie tak?
Spójrzmy na skład. Niby wszystko spoczko, ale na trzecim miejscu Alkohol Denat. I amen. Zacięło mnie. Z drżeniem ręców, nogów i odwłoka użyłam kilka razy wynalazek. Faktycznie włosy były miękkie i bardziej błyszczące, nawet końce się nie puszyły i wizualnie było fajno. Ale ten denat, nooo! Bałam się, że jak sobie poużywam, to włosy początkowo odżywione zaczną się zamieniać w przesuszone ściernisko. Ten rodzaj alkoholu toleruję we wcierkach, bo wiadomo- jest to taki transporter, który pomaga wprowadzić substancje odżywcze w skórę. Ale na długość? Ała! Wiecie, że ja składów nie demonizuje, a czasem ta cała zła chemia ma na mnie lepszy wpływ niż organiczne cuda. Ekowariatką nie jestem. Stosuję to co działa. Ale denatu nie mogę wybaczyć. No nie mogę 🙁
Nie potrafię ocenić tej odżywki, ale szkoda mi, że stoi taka sama samotna, smutna jak mops i czeka jak Penelopa na Odysa. A ja boję się być tym Odysem i wziąć siłą Penelopkę i zerżnąć ją do dna. Boję się, bo Penelopka nadużywa alkoholu, a związek z alkoholikiem to nie jest dobry pomysł. Cóż czynić ludzie? Spróbować ją wcierać w łeb? Traktować jako wcierkę? No chyba raczej nie sądzę. Niby jest napisane, że działa przeciwwypadaczowo na kłaki, że poprawia krążenie…może tak ją traktować? Jako zwykłą wcierkę. Sama już nie wiem co z tym fantem zrobić. I chcę jej bardzo i nie mogę chcieć. I nie chcę jej i nie mogę mieć….brać chcę jej miłość i nie mogę brać…Zenuś- kupiłbyś?