Monthly Archives

maj 2015

Coco Szmatel

By | Świat Szmat | 32 komentarze
Dobry. Co tam przy sobocie? Myjecie okna, czy opierdaling? Zresztą i tak mi nikt pewnie nie odpowie, to może przejdę do meritum 😉 Dawno nie wrzucałam żadnych szmacianych zakupów, więc dzisiaj to nadrobię.

 

Tak, Coco Szmatel to wizytówka mojego miasta 😀 Nawet sama wysłałam foty do Faszyn from Raszyn, oczywiście nikt nawet nie podziękował, nie mówiąc o tym, żeby podpisali, ale chuj tam i tak czuję się fotoreporterem o czujnym oku hehe 😉 Dobra idziem dalej, pokażę Wam co zakupiłam. Foty starałam się tak wykolorowić, żeby było widać prawdziwe kolory, bo zdjęcia robiłam w pochmurny dzień.
Oczywiście kolejna sukienka, bo jedna szafa sukienek to wciąż za mało. Asos za niewiele ponad dychę. Koronkowy uniform z halką od Moniuszki. Cyce wyglądają z niej jedynie nieśmiało, aczkolwiek przebiegle. Kolor turkusowy niczym oczko w pierścionku przedwojennej elegantki. Leży wyśmienicie.
Długa sukienka z Atmo, nowa, z metkami, dałam za nią prawie dwie dychy, ale materiał powala. Nie wiem na chuj mi długa sukienka, nigdy w niczym długim nie chodziłam. Trzymajcie kciuki, żebym nie trzasnęła orła w tym habicie, bo narobię wiochy. A jak dół przydepczę, to mi bimbały górą wyskoczą i będzie szoł lepszy niż w Łorsoł Szor.
Spódnica batmana ze skóry plastikowego niedźwiedzia, wyszywana w kurze serca z rosołu. Forever 21. Też prawie dwie dychy, ale na metkach miała cenę ponad 20 funciaków, więc się opylało. Fota od dupy strony, bo mi się suwak podoba. Mam plan przebierać się w skóropodobne ciuchy i czaić się w ciemnym parku na dziewice, ale nie wiem czy jeszcze jakieś istnieją…cały misterny plan też w pizdu.
To też Forever 21, na forever to może się nie nada, ale na lato jak znalazł. 6 funtów, a u mnie za 12 zeta. Niby specjalnie się nie wyróżnia, ale na mnie wygląda zajebiście. I ta mroczna koronka, jak z babcinych gaci dodaje animuszu. Tego lata wywalam pępek, bo crop topy mnie zaatakowały, więc jak ktoś ma coś przeciwko, to niech pocałuje mnie w nos, albo zamilknie na wieki.
Kuse różowe, też było nowe. Na żywo róż jest żywszy, Barbie atak! 6 zeta za River Island, rozmiar ciut duży. Dolcze Bożenna skróciła mi ramiączka i lekko podszyła paszki i teraz mogę barbiować po mieście. Kokardki z tyłu skradły moje serce, na szczęście serc mam w dostatek na tej kiecce wyżej, więc nikt mi nie powie, że jestem suką bez serca.
Biała Atmo za dyszkę. Tył prześwituje, przód zakryty, ale jak się upiję zieloną herbatą, to założę tył na przód 😉 Taka o siatka na ryby, jak mi się znudzi to pójdę w nią karpie na święta łapać. Teraz tylko trzeba złapać słońce, bo będę w niej wyglądać jak córka młynarza.
Oczojebne cichobiegi za 20 zeta od jakiejś tam Anne Michelle. W realu mega neon, w Biedronce też i w Kiepsco też. Zdjęcia nie wyłapały ich żarówiastości, ale grunt, że nocą będę się czuła bezpiecznie w opuszczonych parkach, na cmentarzach, czy gdzie tam jeszcze chadzam. Odblaski w srebrnych ramkach, już je kocham.
Jak na jakieś 3 miesiące, to nie za wiele tego, ale nie kupuję jak leci. Kupuję to w czym będę chodzić, bo nie lubię sobie zaśmiecać szafy. No, to tyle na dziś, idę sobie. Miłego łikędu!

Anal- listy do redakcji (2)

By | Śmietnik | 18 komentarzy
                
Moi Drodzy Czytelnicy! Narodzie! Społeczeństwo ma coraz większe problemy psychiczne. Doświadczam Waszego cierpienia za każdym razem, kiedy otwieram moje Google Analytics. Jak mawiał klasyk- łączę się z Wami w bulu i nadzieji. Klasyk szuka obecnie nowej pracy i rozważa kredyt, a ja jestem tu z Wami. Dziś Szanowna Redakcja w składzie- ja, Pudernica i Celebrytka, czyli nadal ja, pomożemy Wam we wszystkim i powiemy jak żyć. Wy macie problem- ja mam rozwiązanie! ( Część 1 listów KLIK).

Owsik jak żyłki

Drogi czytelniku! Owsiki to miłe stworzenia, niezależnie od tego jak wyglądają. Pamiętaj- wygląd się nie liczy, liczy się wnętrze! Musisz tylko uważać kiedy wychodzisz na jakąś imprezę, bo owsiki lubią się za obcymi dupami oglądać. Uważaj, żeby Twoja dupa nie była zazdrosna. Gdybyś miał problemy z dupą- napisz, chętnie pomożemy. Moc pozdrowień- Szanowna Redakcja.

Lepiej miec odciski na dupie niz na pietach

Kochany Czytelniku! Zaprawdę powiadamy Ci- punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W przypadku odcisków na dupie, z tym siedzeniem będzie ciężko. Dlatego postój. Chyba, że odciski masz jednak na piętach- to usiądź. Jeśli masz wszędzie, nasza rada jest prosta- lewituj. Lewitacja staje się modna. Możesz na tym zarobić! Lewituj w miejscach publicznych i zbieraj złotówki. Albo dolary, bo dolar się umacnia. I pamiętaj, żeby część swoich pesos oddać złodziejom z ZUSu, dzięki temu na stare lata zostaniesz z niczym. Słodkie buziaczki- Szanowna Redakcja.

mocz na włosy

O wszechmądry Czytelniku! Gówno se połóż. Z wyrazami szacunku- Szanowna Redakcja.

Ładowarka uratowała mi dzień

Nasz wspaniały Czytelniku! Czy była to ładowarka teleskopowa, czy łyżkowa? To niezmiernie ważny aspekt, o którym musimy koniecznie porozmawiać. Czy ładowarka zmieniła się jak transformersi? Czy kiedykolwiek byłeś na Cybertronie? Czy Twój lekarz o tym wie? Jaką masz dawkę? Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia- Szanowna Redakcja.
źródło-pixabay

Co zrobic zeby rzeczy nie smierdzialy ryba?

Najjaśniejszy Czytelniku! Jesteś najjaśniejszy, ale nie najczystszy. Jeśli jesteś kobietą- umyj swoją zacną “rzecz” i nie będzie czuć ryby. Jeśli jesteś mężczyzną- każ swojej kobiecie myć swoje “rzeczy”, albo myj się po obcych babach, to smród zejdzie. Życzymy dużo mydła i wody- Szanowna Redakcja.

Co znaczy jak facet, mówi, że baby są wredne

Kochana (prawdopodobnie) Czytelniczko! To znaczy, że baby są wredne. Przesyłamy sto serc- Szanowna Redakcja.

Dłuższe od centymetruw

Najmądrzejszy Czytelniku! Cała Redakcja zastanawia się, jak można popełnić taki błąd ortograficzny. Mimo Twojej ograniczonej wiedzy, odpowiemy na Twoje rozterki, ponieważ staramy się pomagać ułomnym. Odpowiedź brzmi- decymetry. Moc uścisków- Szanowna Redakcja.

Dziura w kartoflu

Kochany Czytelniku! Redakcja Cię kocha! My też jemy kartofle, a nie jakieś ę ą ziemniaki, kurwa jego mać. Dziura w kartoflu jednoznacznie informuje o tym, że mamy do czynienia z samiczką. Poszukaj drugiego z kiełkami. Najlepiej z jednym dużym, dorodnym kłem. Zostaw kartofle same na noc, a rano będziesz się cieszył młodymi okazami. Smacznego życzy Szanowna Redakcja.

Pieseł i naga baba

Zbereźny Czytelniku! Oj ti ti ti niedobry, masz Ty wyobraźnię, świntuszku Ty malutki! Redakcja wspólnie uradziła, że musi zobaczyć zdjęcia z Twoich miłosnych podbojów. W końcu takie fotki można sprzedawać po parę złotych. Odpalimy Ci 2%. Zacieramy rączki i czekamy na fotografie- Szanowna Redakcja.

Pamiętajcie dzieci, najważniejszy w życiu jest mocz, reszta to gówno 🙂

Najdroższy Czytelniku! Redakcja zgadza się z Tobą w całej rozciągłości! Czy Szanowny Czytelnik nie zechciałby podjąć współpracy z Redakcją? Chętnie porozmawiamy o dupie Maryni. Poruszymy wspólnie gówniane tematy, zrobimy gównoburzę. Generalnie- polityka, podatki, płace, przyszłość i inne tematy związane z naszym gównianym pięknym krajem. Zasyłamy gorące całusy- Szanowna Redakcja.

szczerej kasi gola dupe widac

Szanowny Czytelniku! Taka dziewczyna to skarb! Chyba, że to Twoja dziewczyna i wytacza się z gołą dupą na miasto. Wtedy sytuacja jest zgoła inna. Zgoła- goła ho ho ho Redakcja jest z siebie dumna, ta gra słów, ten kunszt pisarski. Lekkie pióro, sława, bogactwo, przepych, blichtr, czerwone dywany, ścianki… Ach! Czytelniku nie możemy się wypowiadać na temat gołej dupy szczerej Kasi dopóki jej nie zobaczymy. Podeślij koleżankę do nas. Czekamy z utęsknieniem- Szanowna Redakcja.

włosy dla łysych 2015 wynalazki

Drogi Czytelniku! Podobno mądrej głowy włos się nie trzyma. Mawiają również, że na głupim łbie włos nie rośnie. Teraz zastanów się, która opcja jest Ci bliższa. Wynalazków brak. Chyba, że masz ochotę przeszczepić sobie kłaki z dupy na czoło. Powodzenia. Szanowna Redakcja.

czy wszystkie żony sa takie pojebane

Biedny Czytelniku! Niestety większość żon to pojeby. Na palcach policzysz żony, które są też ludźmi. Trzeba było się nie żenić. Ale w Twojej sytuacji radzimy zacząć brać wszystkie faktury na siebie, przepisać dom na siebie, samochód na siebie, wszystko na siebie, tylko długi zostaw żonie- nie zostawiaj jej z niczym. Rozwody to świetna sprawa. Jak się chce napić piwa, to się browaru nie kupuje. Zapamiętaj to sobie. Z wyrazami współczucia- Szanowna Redakcja.

zawiodłam sie na tym frajerze

Biedna Czytelniczko! Niestety faceci to frajerzy. Na palcach policzysz facetów, którzy są też ludźmi. Trzeba było nie lecieć za pierwszym lepszym jak Cię zaswędziało. Ale w Twojej sytuacji radzimy sprzedać jego PlayStation, spalić płyty, oddać markowe ciuchy ubogim, porysować samochód i nasrać mu pod drzwiami, żeby nie został z niczym. Zemsta to świetna sprawa. Jak Cię swędzi to poruchaj, a nie wikłasz się w związki. Zapamiętaj to sobie. Z wyrazami współczucia- Szanowna Redakcja.
źródło-pixabay

zrobie laske

Czytelniku Najdroższy! Gratulujemy pomysłu na biznes! Czy myślałeś już o funduszach unijnych? Wystarczy dobry biznesplan, a Twój interes ma duże szanse na sukces. A propos dużych interesów- czy nie obawiasz się, że ten biznes stanie Ci w gardle? Przemyślałeś wszystkie za i przeciw? A tak poza tematem- po ile? Trzymamy kciuki za spełnienie najskrytszych marzeń- Szanowna Redakcja.

Jak pokazać facetowi ze mi sie podoba?

Kochana Czytelniczko (mamy nadzieję, że Czytelniczko)! Pokaż cycki! Całuski- Szanowna Redakcja.

zlamalem obojczyk

Jaśnie Czytelniku! Gratulujemy rozbudowanej inteligencji! Cieszymy się bardzo, że złamałeś obojczyk i wklepujesz to w Google. Mamy dla Ciebie lepsze rozwiązanie- może udasz się do lekarza? Wiesz, kiedyś ludzie chodzili do lekarza i jest to sprawdzony sposób na takie kłopoty. Rozumiemy, że teraz najlepszym doktorem jest Doktor Google, ale przemyśl to jeszcze. Łączymy się w bulu i nadzieji- Szanowna Redakcja.
Jak widzicie Redakcja miała ręce pełne roboty, ale jak zwykle daliśmy radę ze wszystkimi bolączkami naszego strudzonego społeczeństwa. Szanowna Redakcja życzy szczęścia, zdrowia, pomyślności i szczęśliwego nowego roku. Czy co tam sobie życzą. Z wyrazami szacunku.

A Ty smaruj mnie, to taka piękna gra!

By | Bjuti Pudi | 19 komentarzy

Czy Twoje stopy czasem przypominają spękane ziemie Argentyńskiej północy? A może Twoja skóra jest szorstka jak moszna dorodnego dzika? Czy masz wrażenie, że na Twoich plecach można zetrzeć marchewkę na niedzielny obiad? A może strzaskałeś się na słońcu i wyglądasz jak czerwona dupa pawiana? Jest na to rada! Wysmaruj się moczem mamuta! Niestety trudno o mamuta w dzisiejszych czasach, dlatego dziś polecę Ci coś innego 🙂

Naturalne masło shea do ciała i włosów, nierafinowane od CosmoSPA.
Ja się ze wszystkim czaję, masełko wygrałam u BlackSmokey jeszcze w lutym. Otworzyłam i no zacapiło mi capem. Oscypkiem takim, może nie intensywnie ale syr jak chuj. Potem dopiero jak się wwąchałam i przywykłam, to poczułam te niby orzechy. W każdym razie zapach nie jest zły, ale może dziwić na początku. Ostatnio dokupiłam sobie ten niepozorny produkt za około 7 zł za 100ml. Cena zachwyca. A jak z resztą?
Moja shea jest w 100% naturalna i nierafinowana, czyli lepsza. Te rafinowane są pozbawione części dobrych właściwości, zapachu, koloru, są twardsze. Nierafinowane mają większe pierdolnięcie. Konsystencja jest zbita, ale pod wpływem ciepła dłoni szybko się roztapia, dlatego też nie polecam tego produktu nieboszczykom.

Starałam się jak mogłam, żeby zrobić fotkę tych maleńkich literek. Mam nadzieje, że rozczytacie, bo mi się nie chce przepisywać. W każdym razie masła próbowałam na włosy, ale jakoś niewiele się zmieniło w mojej sierści. Tutaj jeszcze muszę popróbować. Ale wiem, że dużo osób chwali sobie olejowanie tym masełkiem. Używałam też do twarzy- nic mi nie zapycha, za to genialnie nawilża. Stosowałam po kwasach i dawał radę.  Oczywiście pod makijaż się nie nada, ale na noc jak najbardziej. Suche nogi w okresie zimowym stawały się niesłychanie cudownie nawilżone, a skórka mięciutka jak dupka wróbelka. Zadrapania po kocie szybciej się goiły. No może goiły się tak samo, ale wizualnie szybciej stawały się blade i ładnie się łagodziły. A teraz hit. Stopy! Po żadnym, ale to żadnym kremie nie miałam takich stópek jak po shea! Stopy niemowlaka. Nawilżenie total kurwa malina. Gładkie jak czoło Kojaka. Nic nie przebije shea jeśli mówimy o stopnej pielęgnacji. A wiem co mówię, bo na punkcie zadbanych stóp mam bzika. Teraz pozostaje mi przetestować masełko na przepaloną słońcem skórę, ale jak widzicie ze słońcem w tym roku krucho. Ze 4 razy byłam w solarium, bo musiałam (nie lubię solarium brrrr). Cycki troszkę piekły i masło łagodziło i przygaszało wkurwioną skórę, więc śmiem twierdzić, że na kąpiele słoneczne shea będzie idealne, tylko gdzie jest kurwa słońce?!

Co Wam powiem, to Wam powiem, ale to masełko musicie mieć. Ja już zrobiłam zapasy i japa się cieszy 🙂 A teraz powiedzcie mi czy lepsze logo w kolorze i kolorować całego bloga, czy lepiej zostać w spokojnej tonacji i zostawić logo czarno-białe?

Lew, czarownica i moda ze starej szafy

By | Świat Szmat | 20 komentarzy
Będzie modnie i modowo. Kto wie, może buduję sobie na blogu fundamenty pod jakieś stylóweczki kiedyś tam 😉 Ale nie lubię zaczynać od dupy strony, a pokazywanie ciuchów za 2 dolary, wyklikane przez czytelników to dla mnie ( nie obrażając nikogo) poniżenie. Róbcie sobie co chcecie, ale ja nie lubię sępić. Wstęp mi wyszedł zupełnie z dupy. A miało być o modzie. Miało być o trendach. Będzie.
Wyczytałam w mądrej prasie, że na topie mamy teraz vintage i slow fashion. W skrócie- szukamy ciuchów na strychu i dostosowujemy je do dzisiejszych czasów, albo to my dostosowujemy się do mody, która została już zapomniana. A te slowy to modny minimalizm- kupuj mniej, ale bardziej jakościowe ciuchy. Nie kupuj azjatyckiego badziewia.  Problem w tym, że niemal wszystko leci do nas z Chin. Nawet Marc Jacobs część swoich projektów realizuje właśnie w Chinach. Tańsza siła robocza. Cropy i Reportery też są dziergane w Bangladeszach i innych Azjatyckich miejscach. Najlepiej byłoby nauczyć się szyć samemu. Chodzi mi to po głowie, ale obawiam się, że może być ciężko 😉
Jeśli chodzi o modę, o której wspomniałam, to zdziwiłam się troszkę, że dopiero to odkryto. Ale jak to? Przecież jakieś 6-7 lat temu byłam pierwsza 😉 W szafie znalazłam sukienkę mojej Mamy sprzed 20 lat, teraz to sprzed jakichś 27 😉 Materiał absolutnie genialny! Mama bawiła się w kiecce na Sylwestrze w latach osiemdziesiątych. Materiał został wystany w Pewexie, za grube dolary i zdobyty podstępem. Ale jaki to materiał! Intensywny róż, w brokatowe kwiaty, w PRLu absolutnie nie do zdobycia! Sam materiał doskonałej jakości, a brokat do dziś jest na swoim miejscu! Niesamowite! Teraz szmatka z brokatem, po pierwszym praniu, staje się szmatą bez brokatu. Sukienkę uszyła Mama i podbijała w niej parkiety budząc zazdrość. Ja sukienkę odgrzebałam, lekko przeprojektowałam, Mama dokonała poprawek i tym razem ja brylowałam na Sylwestrze kilka lat temu. Każdy pytał gdzie kupiłam kieckę 🙂
Różowa sukienka nadal jest w nienagannym stanie! Zielony pasek heh… sama się teraz z niego śmieję, ale taka była moda 😀 Czy ktoś powiedziałby, że mam na sobie sukienkę, która jest starsza ode mnie? Vintage i slow fashion pełną gębą. Przy okazji możecie podziwiać mnie sprzed kilku lat 😉 Zdjęcia szukałam przez dwa dni, szkoda, że nie mam takiego, gdzie sukienka byłaby widoczna w całej okazałości, ale materiał widać.
Kurcze, tak sobie myślę, że jak ogarnę wszechświat, to może jednak kupię sobie jakąś maszynę do szycia na urodziny? Nie mam serca wykorzystywać Mamę, którą zresztą nazywam moją prywatną Dolcze Bożenną 🙂 Kiedyś w ogóle nie kupowałam sukienek, tylko je wymyślałam, a moja Dolcze szyła moje projekty. Pamiętam jak w szkole średniej wychowawczyni żartem powiedziała, że na półmetek ubierajcie się jak chcecie, byle by nie było dekoltów do pępka. Zgadnijcie jaką miałam sukienkę? Tak, tak- z dekoltem do pępka i to dosłownie. Mina wychowawczyni bezcenna 😀 Lubiłam się wyróżniać i może troszeczkę grać innym na nosie.
Jeśli już o szkolnych imprezach… Jako królik doświadczalny Ministerstwa Edukacji, udało mi się załapać na gimnazjum. Jako trzeci rocznik. Był bal. Królowały wielkie, ciężkie, bordowe suknie na kole, z obrzydliwego materiału. Ja uparłam się na normalną sukienkę, co wywołało nie lada zdziwienie. Co ciekawe, sukienka służy mi do dziś. Została skrócona na mini i co jakiś czas wyciągam ją z szafy, a potem słyszę- gdzie kupiłaś? W Zamościu…ale sklep już dawno zrównany z ziemią 🙂
Taka byłam dżaga 😉 Nawet trwałą miałam na głowie. Sukienka jak najbardziej ok, zarówno kilkanaście lat temu, jak i teraz. Choć teraz jest do połowy uda. Dobrze, że fasony butów się zmieniły 😉
Jak widzicie nowe trendy znam od dawna. Ha! Modę na “starą” modę znała moja Mama i Babcia i Prababcia pewnie też. Moda co chwilę zatacza koło. Najważniejsze to umieć wybrać z przeszłości to co i aktualnie będzie wyglądało fajnie. Ostatnio trafiłam na jakiś vintage-profil na Insta, albo na FB- mokasyny z frędzelkami i taka sytuacja, no kurwa bez przesadyzmu nooo 😀 Ale co kto lubi, ok, ok, ja bym tego nie założyła.
Jak z modą u mnie? Niekoniecznie za nią ślepo podążam, ale lubię traktować ją wybiórczo. Jeśli jakiś element mi się podoba- przenoszę go na swój grunt, mieszając z moim poczuciem estetyki. Lubię intensywne kolory, nieoczywiste zestawienia i efektowne buty. Nie lubię przepłacać za ciuchy, ale przyznaję- jeśli coś mi wpadnie w oko, wydaję grubszą kasę. Owszem, mogłabym się obwiesić metkami, pytanie tylko po co? Nie mam parcia na to żeby nosić na sobie kilka tysięcy złotych. Równie dobrze czuję się w pełnym ałtficie za stówkę. Szmata to szmata, nie ważne za jakie pieniądze. Grunt to tak spasować ciuchy, żeby wyglądać i czuć się dobrze. Kupuję zarówno w markowych sklepach jak i w ciuszkach i to w ciuszkach trafiam najlepsze perełki. Czasem zaglądam do sieciówek, ale jak widzę niską jakość i wysoką cenę- wolę zamówić taką samą bluzkę na Aliexpress, gdzie będzie kosztować 10 złotych, a nie sto. I tutaj ktoś może powiedzieć, że nie powinno kupować się rzeczy z Chin, bo ludzie pracują tam w koszmarnych warunkach. Owszem, warunki są skandaliczne, Chińczyk za godzinę pracy dostaje, uwaga, 12 centów! Niecałe 40 groszy! Tak, to jest skandal. Ale wyobraźcie sobie, że on za te centy nakarmi rodzinę. Jeśli jego fabryka padłaby przez taki bojkot, już nikogo by nie nakarmił. Na jego miejsce jest stu innych, którzy pracowaliby i za 10 centów. To co lepiej pozbawić ich nawet tak małego dochodu? Chyba nie. Ci wszyscy obrońcy praw człowieka, powinni zacząć od pomyślenia jak mogą pomóc pracującym tam ludziom, by warunki ich pracy uległy poprawie. Pusty tekst “nie kupuj z Chin” można sobie w dupę wsadzić, bo gdyby wszyscy przestali kupować chińskie produkty, to bylibyśmy odpowiedzialni za jeszcze  gorszą biedę.
Jak Wy zapatrujecie się na temat aktualnej mody, kupowania z Chin i mieszania trendów? Macie jakiś swój ulubiony ciuch, stylizację? A może chcecie poczytać coś o większej modzie i przy okazji o modelingu? Jeśli tak, to zapraszam Was na bloga Ilony Jankowskiej KLIK, która jest profesjonalną choreografką wybiegową i producentką pokazów mody. Ja, to wiecie, tak sobie tylko pierdolę pod nosem o trendach, z własnej wyczesanej perspektywy 🙂

 

Push up na włosach gwarantowany!

By | Bjuti Pudi | 23 komentarze
Ostatnio u mnie jakiś Marionowy wysyp 😉 Tym razem też, między innymi o czymś z Marion. Ale nie tylko.
Jak wiecie, albo i nie wiecie, moje włosy są delikatne, lekkie, cienkie i czasami brak im objętości. Na dodatek nienawidzę lepkich pianek, w ogóle żadnych pianek nie lubię. Lakier do włosów mnie wkurwia. Uwielbiam kiedy moje włosy mają swoją naturalną miękkość. Tylko hmmm… lubią się przyczepiać do czaszki na Mona Lisę. Tak, tak Mona Lisa, piękna, tajemnicza postać, ale cholera nie na mojej głowie! Kiedyś trafiłam na fajny sprejuch Wellaflex 2 dniowa objętość i był bardzo spoko. Potem ni z tego ni z owego zniknął. Nikt nie wiedział dlaczego, aż niedawno spotkałam go w Jawie. Wcześniejsza butelka była pękata. Teraz flaszka jest walcowata. No, zobaczcie sobie…
Wella, Wellaflex 2 dniowa objętość, spray do stylizacji na ciepło. 150 ml.
Za starą wersję płaciłam, jak dobrze pamiętam 19,99. Za ten egzemplarz zabuliłam 13 złotych z groszami. Zawsze to plus. Mówię Wam, cieszyłam się jak nienormalna, że spray wrócił i poleciałam do domu w podskokach jak młoda koza. I… i to już nie jest ten sam psiukacz 🙁
Nie wiem czy widzicie, ale na drugim miejscu siedzi alkohol denat. I przy rozpylaniu capi starym żulem. Jak dobrze rozkminiam, to skurwysyństwo może przesuszać i podrażniać i łeb, i czaszkę, i kłaczory, i inne psiukane elementy. Wypali Wam oczy, język i skórę. Potem zabije całą Waszą rodzinę i wszystkich na literę K. No może nie aż tak 😉 U mnie co prawda nie ma żadnych wstrząsów alkoholowych, ale wrażliwcy powinni mieć to na uwadze. Spray unosi od nasady, ale nie jest to zbyt trwały efekt. Włosy co prawda nie są przylizane, ale szału nie ma. Dodatkowo lubi skleić kłaki. Wystarczy przeczesać łeb i włosy się rozklejają, ale kurde…mogłyby się nie kluskować. Produkt nie jest zły, bo daje radę, ale jednak tych minusów jest za dużo jak dla mnie i mam nadzieję, że szybko cholerstwo zużyję.
Po tym jak nigdzie nie mogłam kupić starej wersji Welli, przerzuciłam się na Mariona. I własnie ten spray jest godny uwagi. Kupowałam zupełnie w ciemno. A mimo to, był to strzał w dziesiątkę.
Marion, Termoochrona, Spray dodający włosom objętości, ochrona i uniesienie włosów u nasady. 130 ml.
Przede wszystkim Marianek nie skleja włosów. Nawet jak dacie za dużo, to włosy pozostają lejące i nie będą się sczepiać w nieestetyczne kluchy. Dodatkowo mamy od razu ochronę przed wysoką temperaturą. Włosy suszę letnim nawiewem, ale jednak ochrona zawsze na propsie. Ten produkt, w połączeniu z dużą, okrągłą szczotką, to gwarantowany efekt uniesienia, jak uniesienie na afro. Cały dzień włosy wyglądają przekuwarewelacyjnie! Wiadomo, że w ciągu dnia troszkę włosy opadają, ale nie na Mona Lisę. Nawet wieczorem włosy wyglądają fajnie.
W składzie nie zaznamy żulerskiego składu. Nie ma alkohol denat, a zapach jest przyjemny, typowy dla Marionowej serii włosowej. Włosy świetnie ułożone, lejące, miękkie- zupełnie jakby nie były niczym potraktowane, a jednocześnie objętość jest cudowna. W zależności od ilości jakiej użyjemy, mamy inny efekt- od lekkiego uniesienia- po prawdziwy push up.
Aplikator z wystającym sutkiem jest świetnym ułatwieniem. Niby taki mały pierdolnik, a taki pomocny. Faktycznie lepiej operować tym suteczkiem, niż zwykłym psiukaczem. Dzięki niemu płyn nie rozpyta się po połowie łazienki, tylko tam gdzie ma się rozpylić. Cena tego sprayu to około 7 złotych! Wydajność…taka normalna, ciężko powiedzieć. Stosuję co drugi dzień i na jakieś 2 miesiące spokojnie wystarcza, a może i na dłużej. To już moje hmmm… 5 opakowanie? Aż dziw bierze, że jeszcze Wam o nim nie pisałam!
Jeszcze taka mała rada ode mnie, niezależnie jakim sprayem władacie. Nie psiukajcie mokrych włosów. Najpierw podsuszcie, prawie do końca. Potem dopiero użyjcie objętościopsiukacza. Dzięki temu włosy szybciej wysuszycie, a włosy będą lepiej uniesione. Acha i włosy suszę na nietoperza- głową w dół, to też ma niby działać pozytywnie na ochlaptusy, czy działa nie wiem, ale tak mi wygodnie 😉
Mam nadzieję, że szybko zużyję nietrafioną Wellę, bo Marion stoi i czeka. Jeśli macie dość oklapniętych włosów i tak jak ja nie lubicie “czuć”, że coś macie na włosach- Marion i tylko Marion. To jeden z moich największych hitów. Nie mam zamiaru z niego rezygnować i Wam też polecam z całego serca 🙂

Połknij, a polubisz :D

By | Bjuti Pudi | 12 komentarzy
Myślę, że z okazji tego, że weekend ciągle trwa, temat tablet jest na miejscu. Skoro jest na miejscu, to dziś opowiem Wam na jakich tabletach ostatnio lecę. I nie są to tablety te takie wiecie, co to dzieciaki na nich w Angry Birds grają. Będzie o turbo tabsach do połykania.

 

Taki oto zestaw dostałam na spotkaniu od Noble Medica. Pure Collagen. Dwa opakowania, a w każdym po 100 tabletek.
W skrócie to jest to suplement, który pozytywnie wpływa na stawy, skórę, paznokcie i włosy. Tabletki są całkowicie naturalne i jest to niewątpliwie plus. Kuracja trwa 50 dni i 2 razy dziennie zjadamy po dwie tabletki. Ja jadłam do śniadania i po kolacji. Jako człowiek systematyczny nie miałam z tym problemu. Problemem był na początku zapach 🙂 Otwieram zaplombowane pudełeczko, a tu zapach umarłego jesiotra, albo okonia, ewentualnie karpia. Zdechła ryba, która leżała tydzień na słońcu, tak mogę opisać pierwsze wrażenie. O dziwo, po czasie już nie czułam zdechłej ryby, a tylko rybę. Smród się ulotnił i jakoś przestał mi przeszkadzać. Tabletki są szare, podłużne i spore, nie mają żadnej powłoczki, rzeczywiście 100% natury. Niektórzy mogą mieć problem z połykaniem, ale myślę, że to też kwestia przyzwyczajenia. Takie małe niedogodności w zamian za to, że produkt faktycznie nie ma ani grama chemii. Jedno opakowanie to koszt 59 złotych, w zestawie wychodzi taniej, zajrzyjcie na stronkę KLIK. Czy to dużo czy mało? Nie mnie oceniać, punk widzenia zależy od punktu siedzenia 😉
Tutaj macie więcej szczegółów na co tabletki działają. A czy działają rzeczywiście? Już wyjaśniam jak u mnie przebiegła kuracja. Na początku nie widziałam nic. Po jakimś miesiącu zauważyłam poprawę skóry, a właściwie skóry na twarzy. Faktycznie pojawiało mi się mniej niespodzianek. Zaskórniki nie były już częstymi gośćmi. Jeśli chodzi o gębę, to tak, suplement działa. Tutaj nie mam wątpliwości. Czy skóra była jędrniejsza, bardziej nawilżona- ciężko mi ocenić. Jeszcze nic mi nie wisi, nie marszczę się, więc nie potrafię ocenić preparatu w tej kategorii. Stawy i ścięgna. I tutaj bądźmy szczerzy- żeby sprawdzić działanie, musiałabym pewnie wykonać jakieś badania przed i po kuracji. Wtedy mogłabym powiedzieć- tak suplement pomógł, albo nie- jest do dupy. Mogłabym tutaj słodzić, bo suplement dostałam za darmo od firmy, ale po co? Mnie się kupić nie da 😉 Najwyżej nikt mi nigdy już niczego nie zasponsoruje i wsio 😉 Od podstawówki strzelały mi paluchy u stóp, czasem hopla i sobie wyskakiwały w dziwnym kierunku. Z wiekiem zdarza mi się to rzadziej, ale się zdarza. Możliwe, że palce mniej strzelają, ale tak jak napisałam wcześniej, żebym miała pewność musiałabym odbyć ze dwie konsultacje z lekarzem. Nie odbyłam, więc nie wiem, a rentgena w oczach nie mam 😉
Jeśli chodzi o paznokcie to zawsze miałam mocne, a teraz i tak powlekam je żelem, ale zdaje mi się, że rosną szybciej, bo żel muszę kłaść częściej, więc raczej Pure Collagen coś działał w tej kwestii. Moje włosy ciągle są czymś karmione od wewnątrz, zewnątrz i pewnie pomiędzy też. Rosną jak szalone po tych wszystkich specyfikach, więc pewnie i tabletki miały w tym swój udział. Czy miały na 100% ? Nooo myślę, że jakieś 20% to ich zasługa, ale powiedzmy sobie szczerze- żeby takie testy były wiarygodne, musiałabym zamknąć się w jakiejś klatce, jeść tylko suplement, mieć jednostajną dietę i nic na włosy nie kłaść w międzyczasie. Awykonalne. Producent mówi, że suplement zatrzymuje upływający czas, tutaj się nie zgodzę- zegary w moim domu jak chodziły tak chodzą 😉 A tak serio…musiałabym z 10 lat jeść tabletki żeby to odczuć hehe 😀 No może z 5. Ale skąd miałabym pewność, że nie jedząc ich, proces starzenia byłby szybszy? Pewności brak. Jak przy wszystkich suplementach, do których podchodzę ostrożnie.
Podsumowując- na pewno Pure Collagen pozytywnie wpłynął na moja cerę. Włosy i paznokcie też raczej dostąpiły zaszczytu wzmocnienia. Jeśli chodzi o stawy- cholera wie, możliwe. Czy polecam, czy nie? Myślę, że warto wypróbować na sobie, bo nawet jeśli 100 blogerek napisze, że nie warto, to nie ma pewności, że suplement nie zadziała na wszystkich. To samo w drugą stronę- to, że 100 blogerek będzie Ci wmawiać, że musisz to kupić, nie znaczy, że u Ciebie się sprawdzi. Nie ma innej metody jak testy na samym sobie.
Na koniec chcę Wam jeszcze dumnie zaprezentować moje logo. Dojrzałam do loga hehe 🙂 To co ubzdurałam sobie w głowie, rozrysowała moja uzdolniona kuzynka, którą znajdziecie TUTAJ i TUTAJ. Koniecznie zobaczcie jak Młoda rysuje. Generalnie to cała moja rodzina jest niesamowita, tacy artyści-wariaci 🙂

Nawiedzony (?) dom w Izbicy

By | Wywczas | 31 komentarzy
Po ostatnim wpisie na temat moich zainteresowań (KLIK), a także dziwnych zjawiskach, których doświadczyłam, otrzymałam prośby o poruszenie tematu pewnego miejsca. Miejsca, które doskonale znam. Miejsca, o którym ludzie szepczą w całej Polsce, a ja mam je tuż za miedzą…
Postanowiłam, że nie będzie to kolejny artykuł na ten temat, w którym to ludzie prześcigają się w domysłach. O “nawiedzonym domu z Izbicy” możecie poczytać w wielu miejscach- prasa, internet, a jakiś czas temu, dom “gościł” ekipę z “Nie do wiary”. Nie brakuje tu też “łowców duchów”, których straszy chyba jedynie…policja. Możemy poczytać o różnych, mrożących krew w żyłach wydarzeniach, jakie rzekomo dzieją się w domu. Ale ile z nich to prawda? No właśnie. Może redaktorem z Newsweeka nie jestem, ale postanowiłam podejść do sprawy profesjonalnie i porozmawiałam z… rodziną, do której dom należy. Tak, tak…ani Fakt, ani Tygodnik Zamojski, ani żaden inny pseudo redaktor innej medialnej papki, nie miał na tyle oleju w głowie by zapytać o dom osoby bezpośrednio związane z historią. Dziwne. Lepiej wałkować głupoty, które wypisują nawiedzeni na forach internetowych. Łatwiej, prawda?
Dlatego zebrałam wszystko do kupy, zrobiłam fotki- za zgodą właściciela (sic! inni nie pytają) i dziś spróbuję opowiedzieć Wam historię. Prawdziwą historię. Na wstępie wyjaśnię jakie jest moje stanowisko w sprawie zjawisk nadprzyrodzonych. Otóż wierzę, że istnieją, że ludzki umysł nie jest w stanie pojąć wszystkiego, co dzieje się wokół nas. Nie wierzę natomiast we wszystkie głupoty, które ludzie opowiadają. Na początku staram się wytłumaczyć racjonalnie dane zjawisko, a dopiero po wykluczeniu wszelkich logicznych argumentów, zaczynam analizować wszelkie anomalie.
Najpierw wymienię historie, bajki i fakty, o których ludzie plotkują.
  1. Krew cieknąca ze ścian.
  2. Płacz dziecka dobiegający z domu.
  3. Dudniące szyby, jakby ktoś walił w nie pięścią, dziwne dźwięki.
  4. Święte obrazki w oknach, które mają odganiać duchy.
  5. Nikt nie chce kupić nawiedzonego domu.
  6. Jeśli pojawi się jakiś kupiec, ginie w niewyjaśnionych okolicznościach np. w wypadku drogowym.
  7. Samoistnie poruszające się przedmioty
  8. Anomalie temperaturowe.
  9. Zjawa w oknie.
  10. Pojawiające się i znikające w krótkim czasie firanki, przemieszczanie obrazów na oknach.
  11. Okoliczni mieszkańcy potwierdzają dziwne historie związane z domem.
  12. Dom stoi w miejscu kaźni Żydów, na cmentarzu.

A teraz małe wyjaśnienia.

  1. Nigdy, z żadnej ściany nie ciekła żadna krew, ani nawet farba. Ewentualnie ktoś mógł chlapnąć po ścianie ketchupem. Nie zdarza Wam się? Bo mi tak.
  2. Płacz dziecka…niby w fundamentach zostało zamurowane dziecko, ponoć 4 letni chłopczyk. Druga wersja jest taka, że matka zamordowała trójkę dzieci, których płacz słychać do dziś. Najciekawsze jest to, że z tą trójką “zamordowanych” dzieci chodziłam do szkoły. Cała trójka była i jest jak najbardziej żywa i życzę im stu lat w zdrowiu. W okolicach mieszkam od lat, myślicie, że gdyby ktoś zamordował dzieci nie byłoby o tym głośno? No raczej- wioski trzeszczałyby od plotek. A o morderstwach w studniach, domu, fundamentach dowiedziałam się z internetu.
  3. Szyby…no cóż coś mogło stukać. Niezamieszkały dom ma swoje odgłosy i to jest fakt. Czy takie odgłosy to niezaprzeczalny dowód na duchy w środku? A przeciągi? A konstrukcja domu? A fakt, że mogło w środku zamieszkać jakieś zwierze? Choćby łasica.
  4. Święte obrazki stały jeszcze do niedawna. Od pewnego czasu już ich nie ma. Właściciel wymienił okna, stara się dbać o dom, tak jak jest to możliwe, mimo, że od lat nie mieszka w Polsce. Obrazki wcale nie miały służyć straszeniu duchów. Według starych praktyk święty obrazek w oknie miał za zadanie odganiać “zło”. “Zło” nie znaczy duch, a na przykład burze, tak by pioruny nie uderzyły w dom. W tym celu ustawiano też zapalone gromnice, ale skoro ktoś na stałe nie mieszka w domu, to logiczne, że nikt nie będzie stawiał w oknie zapalonej świecy. Stały więc obrazy. Żadne czary.
  5. Zacznijmy od tego, że dom NIGDY nie był (i prawdopodobnie nie będzie) na sprzedaż. Mimo, że w internecie krążą plotki, że rzekomo dom miał być wystawiony za 6 tysięcy złotych, ale chętnych nie było. B z d u r y.
  6. Potencjalni kupcy byli, ale dom nie był na sprzedaż. W związku z tym nikt nie ucierpiał. Ja o niczym takim nie słyszałam.
  7. Nic nie latało po domu. Chyba, że weźmiemy pod uwagę poruszające się od przeciągu firanki.
  8. U mnie w piwnicy jest chłodno, na parterze ciepło, na poddaszu gorąco, na strychu upalnie. Takie same zjawiska możemy zaobserwować w “nawiedzonym domu” i w milionach innych mieszkań.
  9. Cóż zjaw tam nigdy nie widziałam, a dom mijałam setki, a nawet tysiące razy. Być może ktoś widział właściciela, lub jego rodzinę? A może nocni “łowcy duchów”? To możliwe.
  10. Tutaj też, tak jak w punkcie wyżej. Serio- to nie są żadne czary.
  11. Otóż kiedy gromadziłam materiały do postu, przeprowadziłam kilkanaście rozmów z mieszkańcami. Żaden nie potwierdza historyjek. Jedynie co mówią mieszkańcy to, że coś tam widzieli w telewizji, ktoś coś mówił, gdzieś w internecie było napisane…Osobiście nic o zjawach nie wiedzą. Zaskakujące, że w Szczecinie trąbią o morderstwach i duchach, a najbliżsi sąsiedzi robią wielkie oczy, kiedy im o tym mówię.
  12. Kirkut, czyli cmentarz żydowski znajduje się w odległości 400 metrów od domu. Sprawdzałam co do metra. To prawda, że Izbica ma bogatą i tragiczną historię, ale w miejscu gdzie stoi dom, przed wojną, podczas wojny i po niej były zwykłe pola. Być może ktoś zginął w bliskich okolicach, ale sąsiedzi nie mają duchów mimo, że mieszkają metr od tego domu. Zresztą- cały nasz kraj, brzydko mówiąc, na trupach stoi.
To jest naprawdę ogromny skrót. Historie mnożą się jak grzyby po deszczu. Każda kolejna ciekawsza i mroczniejsza od poprzedniej i coraz bardziej nieprawdziwa.
Dom jak dom, prawda? Typowy budynek z lat 70 i 80. Plotki zaskakująco szybko krążą. Ktoś powiedział, że dom jest nawiedzony i tak zostało, co było na rękę właścicielowi, bo nikt domem się nie interesował, kiedy z rodziną przeprowadził się do Niemiec. Niestety plotka zaczęła żyć własnym życiem i zamiast złomiarzy pojawili się łowcy duchów.  Kiedyś mój kolega pomagał przy remoncie ganku, zapytałam go czy działo się coś niezwykłego. Powiedział, że z dziwnych rzeczy to flaszka skończyła się zaskakująco szybko i nie było komu iść po drugą. Bywa. Okolice znam jak własną kieszeń, nie raz i nie dwa wagarowało się w pobliżu, chociaż lepszym miejscem był, nigdy nie wykończony, ośrodek zdrowia 😉 Właściciel przynajmniej raz w roku przyjeżdża i robi porządki. Wymienił okna, dom nie jest “zapuszczony”.  Ale w każdej bajce jest ziarno prawdy…
Rozmawiałam z A.- synem właściciela. Nie chciałam poruszać tematów rodzinnych, nie jestem pismakiem z Faktu, więc nie liczcie na bujdy i ckliwe historie. Usłyszałam, że “pewne dziwne rzeczy się tam działy… jednak nie wyglądało to jak w horrorach ;p. Czy na żyłach wodnych – nie wiem, prawdopodobnie jego (…) chcieli bardzo, żeby ten dom był wykończony i im więcej go “wykańczano” tym mniej dziwnych rzeczy, się działo, wiec trudno mi stwierdzić jednoznacznie.(…)ja jeszcze pod uwagę bym wziął, fakt, że w momencie kiedy dom był niewykończony, mogła w grę wchodzić fizyka, (ciąg powietrza w pomieszczeniach nieszczelnych) ale były też przypadki, że mimo iż na zewnątrz nie było wiatru to na strychu (bo mieliśmy takie rury cienkie jak to do połączenia kaloryferów się montuje) i one strasznie waliły o siebie, a jak się weszło na strych to przestały… więc nie wiem….ale właśnie z czasem jak się dom więcej wykańczało takich dziwnych rzeczy było mniej … więc mogło to mieć związek z tym co na początku napisałem, nigdy nie czytałem historyjek o tym domu ani w gazecie, ani nigdzie… jak człowiek nie wie to sobie sam coś wyobrazi ;p a co do krwi i dzieci topionych to trochę przesada hehe ;D (…) hehe z tymi dziwacznymi historiami od ludzi z drugiego końca polski jest dosłownie jak z głuchym telefonem z dzieciństwa im więcej ludzi (im dłuższy) tym zabawniejsze są efekty końcowe ;d”
“(…) Właśnie pytając sie siostry też mi wspomniała, że będąc młodzi mogliśmy sobie dużo rzeczy “wkręcać”. Chociaż na początku, właśnie jak dom był mniej wykończony, to były to zjawiska bardziej nasilone w stylu stukanie rur o siebie ( były to rury ok. 2 calowe do obiegu ogrzewania cieplnego luźno ułożone na drewnianych belkach ) na dole jak kiedyś były drzwi takie mocne dębowe wejściowe, nocą było słychać głośne walenie jak gdyby ktoś nimi trzaskał w długich odstępach czasowych, nawet przez kilka godzin. Normalnie dało je się lekko zamknąć, bez problemu i mocnego zatrzaskiwania (jak to bywa w starych konstrukcjach) to były takie typowe zjawiska, też zakładano, że może być żyła wodna pod tym budynkiem, ale nie zbadano tego dotychczas. Z czasem im więcej się budynek wykańczało, tym mniej takich zjawisk. (…) “
“Jakoś nigdy nie wspominałem tych dziwnych historii, ani nigdzie nikt nie zapisywał ich, więc więcej nie pamiętam, a rozpamiętywać nie mam ochoty ;p Mogę dodać, że jak we trójkę tam z rodzicami przebywaliśmy, w tym domu , to czasem sami próbowaliśmy przeprowadzać śledztwa na własną rękę, takie eksperymenty ;p więc były to też takie momenty grozy przygodowe :P”

Emotikon smile ” (…) no więc o strasznym domu to tyle, a jak ludzie gadają głupoty- niech gadają (…). Ja nikomu z moich nowo poznanych kolegów, przyjaciół nigdy nie mówiłem w jakim domu mieszkałem. Tez nie interesuję się tym, co ludzie o tym mówią, może jakby mieli mniej czasu, to nie mieli by tyle czasu na plotkowanie. tyczy się to każdej dziedziny, nie tylko tej konkretnej sytuacji. Emotikon smile Ale ogólnie ludzie myślę boją się takich opuszczonych domów i myślę, ze być może też z tego taka historia, chociaż tam trochę dalej, tez jest opuszczony dom i takich rzeczy nie gadają, to nie wiem.”

Emotikon smile no więc o strasznym domu to tyle a jak ludzie gadają głupoty niech gadają lepiej dla nas może hotel się tam otworzy z ciekawą historyjką i pod intrygującą nazwą więc jak ludzie tak opowiadają niech mówią. Ja nikomu z moich nowopoznanych kolegów, przyjaciół nigdy nie mowiłem w jakim domu mieszkałem. tez nie interesuję się tym co ludzie o tym mówią, może jakby mieli mniej czasu to nie mieli by tyle czasu na plotkowanie. tyczy sie to w każdej dziedzinie, nie tylko tej konkretnej sytuacji. Emotikon smi

I jak mogę podsumować tę całą historię? Ciężko zrobić to w kilku słowach. Większość opowieści, o których słyszeliście, czytaliście lub przeczytacie, to bujda na kółkach. Myślę, że A. świetnie i trafnie to podsumował. Jeśli chodzi o zjawiska nadprzyrodzone w tym miejscu, być może jest coś na rzeczy, ale nikt nigdy tego nie badał. A pismaki z gazet i bajkopisarze z TVN poszli na łatwiznę i powtarzali plotki. Dziennikarstwo na najwyższym poziomie… doprawdy. Nikt niczego nigdy tu nie badał, ale mam nadzieję, że pojawi się jakiś uczciwy “badacz”, który nie będzie miał na uwadze tzw. fejmu, a wyjaśnienie zjawisk, których jednoznacznie nie może wyjaśnić zwykły zjadacz chleba.  Może jakiś radiesteta? Ale nie żaden magik, czy opłacony Kossakowski, tylko osoba wiarygodna. Na to liczę.

Im lepsze szyny, tym stacja lepsza

By | Bjuti Pudi | 26 komentarzy
No, hej. Co tam? Tutaj też. Dzięki. Nie ma za co. Dobra wstęp odjebany, można przejść do konkretów.
Już dawno, dawno temu dostałam balsam od Eveline. Jeszcze przy okazji marcowego spotkania blogobab. Nie tak dawno odgrzebałam go w czeluściach szafy z przejściem do Narnii i na Ukrainę (zależy czy skręcasz w lewo, czy w prawo- nie ważne). Jak już odgrzebałam to pomyślałam, że warto go poużywać. I tak używałam, używałam i już się prawie kończy. Ale i tak wystarczył na jakieś półtora miesiąca- nieźle.
Eveline, Just epil, kojący balsam-kompres po depilacji 9 w 1.
Balsam w tubie 125 ml. Tuby nie ma sensu opisywać. Każdy chyba tubkę jakąś w swoim życiu widział? No, to dobrze. To jest taka sama tubka, jaką widziałeś. Że balsam wydajny, to już mówiłam. Dodam, że konsystencja taka jaka powinna być, jeśli mówimy o balsamie, czyli balsamistyczna. Biała. Pachnąca. Bo i kto by chciał śmierdzącą? Nikt. No właśnie. Pachnie kremowo, a nie balsamowo- zaskoczenie. Jakby się człowiek dłużej pozastanawiał nad doborem słów, to by powiedział, że zapach subtelny, nozdrza pieszczący, wyczuwać się zdaje aromaty kwiecia. Ale mi się zastanawiać nie chce, to powiem, że ładnie pachnie. Lubię ładnie pachnące balsamy, ale tego używałam głównie na nogi, więc ciężko mi było dociągnąć nogę do nosa. Nos do nóg też. No matter.
Jeszcze nie wspomniałam, ale już prawie, że to zrobiłam, że balsam jest przeznaczony do partii ciała, które zaznały depilacji. Już wspomniałam. Teraz mam nadzieję, że będę miała wśród Was szacunek na dzielni, za to, że podzieliłam się z Wami tą nowiną. (Miejsce na brawa, może być Fiat Brava, albo coś w lepszej budzie- mogę przyjąć, a co). O czym ja to? Acha! Żeby wkurwić tych co wkurwiam jeszcze bardziej i tych co mi tu piszą, że na głowie mam cieniznę, to wam dowalę. Wszędzie u mnie cienko z kłakiem, małpy 😀 Co mnie niezwykle cieszy, bo nawet jak głupią maszynką nogi oblecę, to mam tydzień spokoju. A na upartego, to mogłabym się pensetą depilować, taka u mnie mnogość kłaków na metr kwadratowy. Akurat wybieram cywilizowane narzędzia do depilacji, ale to temat na dłuższy post. W każdym razie- nie potrafię ocenić, czy balsam spowalnia odrastanie krzaczorów, bo moje mirabelki rosną jak ta mirabelka, co ją psy obsikują, a krowa podgryza- niezauważalnie i ledwie co. Ale… balsam ma inne zalety i już teraz mówię, że do niego wrócę, a to dlatego, bo….nawilża ładnie. Ale nawet nie to jest najważniejsze. Jest to pierwszy balsam, który nadaje mojej skórze fenomenalną, aksamitną powłoczkę, czy jak to nazwać. Skóra jest przekurwamegasuperjapierdzielowowo gładziutka! W dotyku jak nie wiem co- kaczy kuper, jak chmurka jakaś. Nie no, chmurki nigdy nie macałam, nawet się nie da. No gładkie te nogi są, jak po niczym innym, no.
Skład Wam wkleję, bo wiecznie ktoś się dopytuje, jakby się co najmniej na tym znał 😉 Nie interesuje mnię co tam jest, jeśli coś działa dobrze 😉 Nogi mi nie zgniły. Faktycznie efekt nawilżenia jest. Dodatkowo zaobserwowałam, że jak sobie kończyny debilatorem przeoram, to zaczarowana tubka momentalnie łagodzi wszystkie podrażnienia. Wszyściutkie. Jak kończyna swędzi, to też wystarczy posmarować i przestaje. Nie wiem jak swędzenie po komarach, ale po depilacji łagodzi. Wad nie zaobserwowałam. Cena koło dyszki- też jest ok. Nie wiem, no ale nie widzę minusów. Może jak nie domkniemy tuby i na nią staniemy, to balsam wybuchnie? Przypuszczalnie może tak być. Balsam wystrzeli, przypadkowo odbije się od noża, nóż wbije nam się w piętę, pięta zacznie krwawić i się poślizgniemy. uderzymy głową o posadzkę i w ferworze walki wpadniemy do zbiornika z kwasem solnym. Wszystko jest możliwe. Ale to tylko mała wada. Poza tym balsam polecam, a będziecie mieć nogi jak ta lala, albo jak tamta. Sami wybierzcie Wybierzcie przyszłość!  oj, sorki- piszę na fejsie z Macierewiczem i on się o jakieś śmieszne teksty przed drugą turą pyta. To tyle na dziś 🙂 CU 🙂

Moi wiejscy bohaterowie

By | Przemyślnik | 27 komentarzy

 

Jestem ze wsi i jestem z tego dumna! Teraz niby tam mieszkam w niby mieście, niby powiatowym, a wczoraj mi za oknem stado saren się pasło. O wsi i o wieśniakach wspominałam TUTAJ, to już się nie będę powtarzać. Ale chciałabym rozwinąć temat i pójdę w taką odnogę myśli. Każdy gdzieś tam sobie mieszka, nie wiem jak to jest w wielkim mieście, to znaczy wiem, ale nie z autopsji. Wiem za to jak to jest na wsi, w małym mieście. Kiedyś koleżanka śmiała się, że jestem z Zadupia. Powiedziałam, ok, jestem z Zadupia, ale w takim razie Ty jesteś z Dupy, skoro w takim centrum wszechświata mieszkasz. No to teraz jestem w Dupie.
Nie ważne czy mieszkasz w Dupie czy na Zadupiu, masz wrażenie, że nie ma tu nic i nikogo interesującego. A rozglądałeś się kiedyś? Też mi się wydawało, że na mojej wsi to tylko pijaczki pod sklepem, ale im dłużej się zastanawiałam, tym więcej osobowości dostrzegałam. Zmienię troszkę imiona i nazwiska, żeby nie było, ale reszta to prawdziwe historie.

Gwizdek, którego koty zjadły

Pan Gwizdek mieszkał za lasem. Wokół mojej rodzinnej miejscowości jest mnóstwo lasów, a sama wieś jest bardzo rozrzucona. Gwizdek był prekursorem samego Cejrowskiego. Od wczesnej wiosny, do późnej jesieni chodził boso. Stopy miał solidne 😉 Ale to nie były jakieś tam spacerki, nie. On po bułki do najbliższego sklepu miał ze 3 kilometry. Do pobliskiego miasteczka też chodził z buta ze stopy (?). Żadne busy, autobusy. Zresztą wtedy busów jeszcze na świecie nie było. Sama miałam z jakieś 5 lat i nigdy nie zapomnę tych leśnych stóp w rosie. Raz jedyny widziałam go w sandałach. Szok. Właśnie w tym wspomnianym miasteczku, w sklepie, Gwizdek miał sandały! Brązowe, z grubych pasów.  Potem się dowiedziałam, że on zawsze przed dojściem do miasta, przecierał stopy i zakładał sandały. No tak…po przejściu jakichś 12 km, buty się należą.
Pewnego razu Gwizdka nikt nie widział. Dzień, drugi, trzeci…po tygodniu, czy dwóch ktoś postanowił wybrać się do jego chatki za lasem. Gwizdka koty zjadły. Zjadły oczy, nos, uszy, język… Bo Gwizdek żył ze stadem kotów- przyjaciół. Człowiek ten zmarł ze starości, a koty z głodu poradziły sobie jak mogły. I tak Gwizdek przeszedł do legendy.

Bronka, co z krową mieszkała

Babcia Bronka. Chyba każdy tak o niej mówił, choć nie była niczyją babcią. Mieszkała w chatce, nikomu nie wadziła. Miała krówkę, kotka, garść kur. Potem córka wybudowała nowy dom i Bronka poszła do tego nowego domu. Kurki biegały po podwórku, kotek chodził swoimi ścieżkami, ale co z krówką? Krówka zamieszkała w nowym domu. Tak w domu. Kojarzycie te popularne na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych domy “kwadraty” z białych pustaków? Do takiego domu trafiła Bronka i jej krówka. Zajmowały parter. Krówka miała swój pokój. Często przechodząc obok domu, można było podziwiać krowę w oknie, która w buzi mieliła sobie siano. Latem krowa pasła się w ogródku, a Bronia pilnowała ją na stołeczku, z gałązką w ręku. Potem Bronka zmarła, a krówka przestała mieszkać w domu.

Januszek, swój chłopak

Januszek, tak o sobie kazał mówić. Wszystkim, bez różnicy. Januszek miał już pewnie ponad 70 lat, ale jakoś nie było tego po nim widać. Mieszkał sobie za innym lasem i dorabiał “po ludziach”. A to komuś ogródek przekopał, a to kartofle pomógł zbierać. Tu parę groszy, tam flaszeczka i żył sobie. Do okolicznych mieszkańców zwracał się per “bodziak”. Taki cichy człowiek, cichej wsi. Jakoś nie mogłam o nim nie wspomnieć. Zmarł kilka lat temu i nikt nie mógł w to uwierzyć, bo kto jak kto, ale Januszek?

Pan Tadeusz

Pan Tadeusz mieszka w lesie. Mieszka z synem. Kiedyś miał pięknego owczarka niemieckiego. Owczarek był psem przewodnikiem, bo Pan Tadeusz jest niewidomy. Kiedy psinka żyła Pan Tadeusz sporo się przemieszczał. Do sklepu, do miasta, zupełnie jakby to, że nie widzi nie stanowiło najmniejszego problemu. A z lasu nie jest tak łatwo dojść do centrum wsi. Do domu Pana Tadeusza jest dobre 5 kilometrów i to polną drogą, leśną ścieżką i milionem zakrętów z wystającymi korzeniami, jak to w lesie. Mimo to człowiek z pieskiem często pojawiał się w różnych miejscach. Potem pies poszedł na drugą stronę tęczy. A Pan Tadeusz został uziemiony w swoim lesie. Czasami widuję go z synem, ale jestem pewna, że wolałby nadal przemieszczać się z psem, który dawał pewien rodzaj niezależności. Pies przewodnik…kasa, gruba kasa. I prawdopodobnie długie oczekiwanie. Dobrze, że las o tej porze roku budzi się do życia- pachnie, szumi i słychać śpiew ptaków. Jakoś tak raźniej. A i śniegu w tym roku nie było, droga nie będzie obsychać do lipca. Zawsze są jakieś plusy.

Karolek z dywanu

Taka sytuacja. Impreza rodzinna, ślub, wiejskie wesele. Wszyscy zwarci i gotowi, zaraz wyjazd do kościoła, gościom już kiszki marsza grają. Wódeczka się chłodzi. Stryj. Gdzie jest stryj? Stryj umarł. Co tu robić? Co tu robić. A dawaj Karolka w dywan. Wesele zapłacone, goście czekają. Galareta się chłodzi, stryj też już chłodny, czasu nie cofniesz. Zawinęli więc Karola w dywan i pojechali do kościoła.  W jednym pokoju odbyła się impreza, tańce, hulańce, wódeczka się leje, a Karol w drugim pokoju sztywnieje. Na drugi dzień odwinęli Karola z dywanu i ogłosili skacowanym gościom, że oto stryj zszedł z tego świata. Chwilę później odbył się pogrzeb. I tak oto obie imprezy zaliczone niemal za jednym zamachem.
Nie wiem ile osób mieszka w mojej wsi. Jest może ze 100 domów? Może 140? Rozrzucone po polach i lasach. A mimo to tyle osobowości…Pewnie jeszcze kilka ciekawych osób mogłabym znaleźć, kilku zwykłych- niezwykłych ludzi. A w Waszych okolicach? Znacie jakieś ciekawe, lokalne osobowości? Legendarnych ludzi?
Wszystkie fotki w poście są mojego autorstwa, zrobione jakimiś prehistorycznymi telefonami, na przestrzeni iluś tam lat 😉 A na każdym zdjęciu moja wsi spokojna, wsi wesoła.

Ale, że olejkiem gębę myć?!

By | Bjuti Pudi | 26 komentarzy
Wytrzeźwiały po weekendzie owieczki? Zrzucacie przejedzoną kiełbasę? Już wbiły się w rytm tygodnia? No to dobrze, to czytajcie co ja tu nowego namodziłam 😉

Marion, Golden skin care, olejek do demakijażu twarzy i oczu.
Olejek przyjechał do mnie od samego Marion i w ramach testów go testuję, no bo przecież go nie oglądam przez butelkę. Poużywałam ponad miesiąc, więc jestem gotowa przedstawić Wam wszystko co o nim myślę. Zacznijmy od tego, że 150 mililitrów to około 15 złotych. Butelka bardzo poręczna i ładna, pompka chodzi jak ruskie wojsko, równo, zgrabnie, bez pomyłek. Wizualnie i użytkowo- najwyższy poziom.
Można nim umyć ślepia jak i całą mordę. Oczu nie wypali- przeciwnie łagodnie zmywa wszystko, co tam natapetujecie. Olejkiem można chlastać po ryju na dwa sposoby- albo wacikiem- i ten patent polecam do oczu, albo hop na gębę i traktujemy odrobiną wody, spieniamy i spłukujemy. Pieni się delikatnie, raczej zamienia się w białawą emulsję. Ja używałam po swojemu- wacikiem oczy, a sposobem na wodę resztę. Gdyby nie to, że jestem pierdoła, to pewnie cały czas bym tak używała. Olejek nie podrażnia oczu, ale ja oczy zmywam z rozmachem i zawsze do oczu czegoś tam napcham. Taki mój los. Dlatego po pewnym czasie olejek używałam do zmycia jedynie gęby, a oczy myłam micelem. Ale ja to ja. Jestem nie przyzwyczajona do mycia buzi olejkami, więc jak sobie napchałam go w oczy to przez chwilę widziałam jak przez mgłę hehe 😀 I dlatego zrezygnowałam z mycia nim wytrzeszczy. Jeśli nie patrzeć na moje dziwactwa, to olejek sprawdza się dobrze w roli czyściciela. Makijaż zmyty bez szorowania, byłam w szoku, że to możliwe. Buzia ładnie odświeżona, ale i nawilżona i to bez żadnego tłustego nalotu. Bardzo przyjemne działanie. I zapach też przyjemny, delikatny. Podobno to biała herbata, ale ja czuję jeszcze jakieś subtelne kwiecie. Konsystencja olejkowo- wodnista, może uciekać z ręki.

No i właśnie skład. Można się czepiać, a szkoda. Olejek słonecznikowy na początku- git majonez. Ale zaraz potem- parafina, która niektórym niespecjalnie służy. Ja nie mam z nią problemów, ale wiem, że niektórzy jej nie znoszą. Troszkę PEGów…też mogłoby ich nie być, ale są. Ale nie demonizujmy- PEGi to takie przemytniki- przemycają dobre substancje w głąb skóry, więc nie ma co demonizować. Poza tym olejki, witamina E i C i właśnie te PEGi wpychają nam te witaminki w gębę. Ascorbyl Palmitate- to jest niezłe, ponoć jest substancją przeciwzapalną i przeciwstarzeniową i dobrze wpływa na skórę po opalaniu, łagodząc ją. Takich rzeczy mądrych się naczytałam. Podsumowując- skłąd jest całkiem fajny, chyba, że parafina kogoś zapycha. Na szczęście nie mnie, ufff 😉 W nagrodę olejek nie ma alkoholu, barwników, konserwantów ani mydła- duży plus.Podsumowując- olejek jest dobry, mnie nie zapycha, pozostawia buzię czystą i nawilżoną, przyjemną w dotyku. Makijaż zabity. Nie wiem jak z wodoodpornym, ale normalny nie ma szans. Cena przyzwoita, olejek wydajny. Ładna i niezawodna flaszka. Jeśli komuś nie szkodzi parafina i lubi olejki- polecam. Trzeba przyznać, że przypadł mi do gustu, bo nie zostawia tłustej gęby, ale mycie nim oczu to nie dla mnie. Taka solidna czwórka z plusem, ewentualnie pięć minus 😉