Yearly Archives

2014

Październikowe olejowanie z Alterrą

By | Bjuti Pudi | 22 komentarze

Jak zwykle z opóźnionym zapłonem. Dobrze, że mi się przypomniało 🙂
Olejek z października czeka i czeka, a ja dopiero sobie o nim przypomniałam. Lepiej późno niż jeszcze później.

Alterra olejek migdały i papaja.
Dostępny w każdym Esesmanie za około 17 złotych, ja swój upolowałam za jakieś 13 złotych w promocji. Pojemność 100 mililitrów nie powalająca, ale za to zawartość robi wrażenie.
Skład: Glycine Soja Oil, Ricinus Communis Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Zea Mays Germ Oil, Sesamum Indicum Seed Oil, Triticum Vulgare Germ Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Carica Papaya Seed Oil, Olea Europaea Fruit Oil, Persea Gratissima Oil, Simmondsia Chinensis Seed Oil, Parfum, Limonene, Tocopherol, Linalool, Geraniol, Helianthus Annuus Seed Oil, Citral, Citronellol, Farnesol.

Wyjątkowo wklejam skład, bo mam tylko jedną fotkę, pardon. Ten skład warto wkleić, bo jest imponujący. Nie trzeba być znawcą by rozszyfrować, że w tej niepozornej, szklanej buteleczce z pompką (jakże poręczną! ) siedzi mnóstwo genialnych olejków.
Olejek pierwotnie przeznaczony jest do ciała, masażu i innych popierdółek. Nienawidzę olejków na skórze bleee. Na włosach znoszę. I oczywiście na potrzeby włosowe olejek powyższy zużyłam.

Pachnie obłędnie! Działa świetnie! Ta Alterra jest jeszcze lepsza niż wychwalana wersja pomarańczowo- brzozowa (KLIK). Myślę, że olejek migdałowy to jeden z najlepszych olejków dla moich włosów, bo tam gdzie jest w składzie, tam moje włosy od razu biją brawo.

Olejek zaczęłam stosować pod koniec września, skończyłam w połowie października. Jest wydajny, tylko pojemność nie największa. Świetnie nawilża włosy, a moje włosy tego właśnie potrzebują. Dodaje blasku i sprawia, że czupryna jest przyjemna w dotyku. Absolutnie polecam!

Ten oto olejek był moim pierwszym olejkiem jakiego użyłam do sierści. To już prawie rok mojego olejowania! W tej chwili papajo- migdałka nie spowodowała jakiegoś szoku regeneracyjnego, ale uwierzcie mi- kiedy po raz pierwszy w życiu spróbowałam olejowania, byłam zaskoczona. Włosy zmieniały się z dnia na dzień! Ten olejek nadal mi służy i stwierdzam, że jest to jeden z lepszych olejków jaki miałam. Dodatkową zaletą jest to, że jest dostępny w każdym Rossie, więc nie ma problemu z zakupem. Zapach jest śliczny. Włosy szczęśliwe. Portfel nie cierpi.

Papaja sprawdza się także przy stosowaniu na końcówki włosów. Specjalnie zostawiłam sobie ociupinkę na dnie i zabezpieczam końce po każdym myciu.

Próbowałam także smarować buzię na noc- chapa ładnie nawilżona.

Daję tej Alterze pięć plus. To świetna ocena. Polecam z czystym sumieniem 🙂

Słodkie zabawy z bananem

By | Bjuti Pudi | 22 komentarze

Czasami w życiu są takie chwile, że gubią nam się dni. Dlatego też kłaczankowy dzień odbył się w sobotę, a nie w niedzielę, a co tam. W lipcu myślałam, że jest maj, więc dzień różnicy, to żadna różnica 😀 Grunt, że włosy dostały kopa weekendowego.
Noc spędziłam z olejkiem, a rano zwilżyłam włosy wodą i zapodałam na ten mój łeb maskę domowej roboty. Żadne tam diy- wkurwiają mnie te pseudo słówka. Najbardziej wkurza mnie diy i haul grrrr no i skalp grrrr. Ale ja nie o tym. Ja o innym 😀

Maskę przyrządziłam z banana. Niecały był, bo go podgryzłam. Jestem znanym łakomcem. 2/3 banana zgniotłam widelcem. Ja wiem, że powinno się blenderem, bo potem mogą być problemy ze zmyciem, ale jestem leniuch śmierdzący. Zmiażdżyłam dziadygę na papkę i dorzuciłam łyżeczkę miodu. Mogłabym więcej, ale miodu mi szkoda- wolę go w herbacie. Miód oczywiście świeżo wyciskany z pszczół. Babcia łapie je w ogródku, wykręca z miodu i puszcza wolno. Nikomu krzywda się nie dzieje. Napatoczyła mi się również cytryna. Podduszona połówka właściwie. Z takiej cytryny to gówniany pożytek, bo ani ją kroić, bo się rozwala, ani ją zjeść, bo podobno kwaśna. Wydusiłam resztki jej tchnienia do mikstury. Ze dwie łyżki wyszło krwi z owocu. Wymieszałam to na gładką konsystencję. Wyszło takie średnio gęste coś o kolorze sikowo- beżowym.

Schyliłam łeb nad wanną i poczęłam wcierać chujstwo. Na skórę głowy (nie na skalp 😛 ) kładłam, we włosy wcierałam raźnie . Poszło wszystko. Tradycyjnie założyłam czepek i czapkę i tak spędziłam ze 3 godziny, bo miałam inne zajęcia. Włosy mi nie wypadły, więc myślę, że nie był to zły pomysł.

Kolejnym krokiem było spłukanie papki. Zastanawiałam się czy rzeczywiście flaki z banana zostaną mi na tydzień we włosach, ale nie! Nic z tych rzeczy! Nie wierzcie internetom! Może jeśli ktoś ma słabe ciśnienie w rurach to będzie miał problem, ale jak ktoś ma pałera w prysznicu to się nie obawiajcie. Spłukałam wszystko elegancko, następnie umyłam włosy Alterrą. Swoją drogą- jakie delikatne szampony bez sls i sles oraz silikonów polecacie? Na lepsze rozczesanie nałożyłam na chwileczkę odżywkę Garnier z awokado (każdy ją zna przecież, to wiecie, o którą chodzi). Spłukałam, zawinęłam włosy w ręcznik. Potem polatałam z sierścią luzem i poszłam dosuszać. Na końce olejek, na całość kapeczkę termoochrony i dawaj z wichurą.

Szok! Szok! Włosy dostały objętości! Strasznie się cieszę, bo z tym mam problem i jak mi się włosy na boki rozdzielą, to wyglądam jak jakaś Mona Lisa niedoje… no nie do tego wiecie. Włosy jakby sztywniejsze, ale w taki pozytywny sposób. Miękkie, ale wygładzone, dociążone, takie jakby grubsze. Ciężko mi to opisać. W każdym razie są skowyrne.

Bardzo fajnie się wygładziły. Z natury mam proste włosy, ale po tej masce wszystkie świetnie się zdyscyplinowały. I nie są przylizane- u diaska!- same dobroci! Oczywiście nawilżenie na najwyższym poziomie, w to mi graj!  Lśnią pięknie.
Mikstura, którą dziś przyrządziłam może rozjaśniać włosy. Każdy ze składników ma właściwości “wybielające”, więc się nie zdziwcie 😉 Aktualnie trwam w postanowieniu nie farbowania włosów w okresie zimowym, a wiosną spróbuję uderzyć w brązy, więc nałożyłam wszystko bez zawahania. A tak w ogóle, to znacie Uber? Ten do zdejmowania koloru? Jakie macie opinie o nim? Chętnie poczytam, może wypróbuję.
Podsumowując- jest to jedna z lepszych maseczek jakie sama zmontowałam- z czystym sumieniem polecam. Achh i włosy pachną mi jak suszone banany mrrrr uwielbiam 🙂
Na koniec zapraszam jeszcze na wczorajszy post o szmatach KLIK TU i życzę miłego wieczoru 🙂

 

Sukmana wpierdolu i saneczki od Najeczki

By | Świat Szmat | 29 komentarzy

Jestem, jestem.
Dziś wchodzimy w weekend na lajcie.
Zaczniemy od szmatek.
W ostatnim czasie uzbierało mi się troszkę łowów z ciucha i dziś przedstawię Państwu moje zdobycze.
W sklepach nie ma nic ciekawego, rzadko trafiam na coś co mi się podoba i nie wyrywa mnie z butów na widok ceny. Ale o tym pisałam już kiedyś TUTAJ.
Dziś jest dziś i zaczynamy 😉

Sukmana wpierdolu od Jane Norman. Nie wiem co to za kobita, ale ciuchy od niej są zajebistej jakości. Powyższy okaz to coś jakby rozciągliwy dżins, genialnie opina ciało i podkreśla figurę. Człowiek w postaci mojej skromnej, choć zacnej osoby, prezentuje się fenomenalnie. Zabuliłam około dyszki i jestem strasznie szczęśliwa, że kupiłam tę oto sutannę.
Bo przecież co sukienek 4577647383902 to nie jedna! Z tego to powodu zakupiłam turkusowe wdzianko, które może służyć zarówno jako tunika, jak i sukienka. Dla wytrwałych wędkarzy może być też świetnym materiałem na podbierak- dogodny kolor, siatkowo- koronkowa struktura i nie jeden karp mógłby się zadomowić wewnątrz. Produkcja Atmosfery kosztowała mnie nieznacznie powyżej dychy. Prezentuję się w tym łachu korzystnie. Jako osoba skromna, przyznaję, że w większości ciuchów wyglądam dobrze 😀
Eeee, nooo kolejna sukienka 😀 Za jakieś 12 złotych. Zapytacie mnie po co mi tyle sukienek, odpowiem Wam- nie wiem. Ale są ładne, a w dzisiejszych czasach znaleźć ładną sukienkę to cud, więc jak się coś napatoczy to kupuję. Nie wiem czy biała sukienka jest firmowa, czy nie- nie chce mi się wstać do szafy i sprawdzić. Nie przywiązuję wagi do metki, chyba, że wiem, że jakaś marka wyróżnia się jakością, jak Jane z pierwszej fotki 😉 W każdym razie kiecka jest piękna, ma świetny materiał, a czarne, boczne paski genialnie podkreślają figurę.
Sweter z Atmo za jakieś 8 zeta. Tutaj wygląda jak psia kiszka. Normalnie wygląda jak trza. Przyjemny w dotyku, miękki i ciepły. Był za duży. Przeprowadziłam operację. Lekkie zwężenie boczków i pranie w wysokiej temperaturze. Ryzyk fizyk. Udało się- teraz jest w moim rozmiarze sesese 😀 Sięga za poślady, toteż na zimę jak znalazł.
Zima zimą, ale lato też kiedyś będzie. Za 6 złotych capnęłam bluzkę, która pępka nie kryje. Mam ładny pępek, więc nie widzę powodu, by go ukrywać. Brzuch też mam cacy. Bawełniana YAY jest milutka, długorękawowa i w rozmiarze dziecięcym. Ale cycki mi się mieszczą to co se bede. Napis z jakichś kulek, koralików. Aligancka jak się paczy. Nic ino do kościołu iść.
A w niedzielę, po kościele, mogę udać się na siłkę, albo ponakurwiać kijem bejsbolowym po Beemkach na parkingu. kupiłam bejsbolówkę za grube pieniędze- 27 zeta! Szok! Ale nówka, nie śmigana, podszewka amerykańska jak nic. Wiatrówka na wiosenne sparingi. Są saneczki od Najeczki, to mie chłopczaki ryja się nie ośmielą na dzielni obić.
Niby marynara, ale z materiału ziomalskiego, dresowego czy innych kotonów. Miękka, genialna, do tańca i do różańca. H&M za 19 złotych to moim zdaniem dobra cena. Z dresiary mogę się przepoczwarzyć w aligantkę. Tak swoją drogą, to dopiero od roku używam adidasów i muszę trochę sportowe ciuchy uzupełnić hehe 😀 Takiej marynarki szukałam od dawna, wszędzie był sam chłam. I skam mnie wyratował. Jak to dobrze, że mamy ciuchlandy 🙂
Uff tyle ze mnie.
Miłego weekendu Poczwary 😉

 

Włosy dłuższe o 10 centymetrów w trzy dni!

By | Bjuti Pudi | 31 komentarzy

Niedawno skończyłam jeść. śniadanie też, ale tym razem będzie o czym innym 🙂
Pamiętacie jak dostałam tabsy, które miały odmienić moją czuprynę? TUTAJ PRZYPOMNIENIE KLIK. Dostałam od firmy  BAYER  Priorin Extra.

Trzy paczuszki, na trzy miesiące kuracji. Jako osoba zdyscyplinowana i wbrew pozorom poukładana lepiej niż pranie perfekcyjnej pani domu, brałam regularnie. Pominęłam dokładnie dwie tabletki, bo byłam poza domem i nie zabrałam ich ze sobą. Jadłam trzy miesiące. Codziennie jedna tabletka po śniadaniu. Powiem Wam, że pierwsze co mnie zaskoczyło to ich posmak 🙂 Taki słodkawy, dobra otoczka, miło się połykało i chociaż na pierwszy rzut oka wydają się spore, to połknięcie nie sprawia żadnych trudności. Także śmiało można z połykiem, nie udławicie się dziewczyny 😛
O opakowaniu nie ma co się rozpisywać, jest takie jakie trzeba. Taki mały smaczek- po każdym rzędzie tabsów ktoś zrobił małe nacięcia i dzięki temu można sobie oderwać potrzebną część i wrzucić do torebki, czy gdzie tam sobie zamarzycie. Fajne rozwiązanie.
Nie byłabym sobą gdybym nie zaciekawiła się jak wygląda tabletka w środku i jedną z premedytacją przegryzłam 😀 W środku była płynna substancja 🙂
Pardon, ale lampa aparatu odbijając się poczyniła szkody w fotografii 😉 Ale najważniejsze widać- tabletki miały za zadanie stymulować wzrost włosów, zapobiegać wypadaniu i dodawać blasku i objętości. A jak było?
Po pierwszym miesiącu ogromny wysyp baby hair!  Włożyłam paluchy pomiędzy włosy i dosłownie czułam jeżyka na głowie! Szok! Narosło mi mnóstwo nowych kłaczków! W kolejnych dwóch miesiącach nowości było mniej, jednak nadal się pojawiały. Przez te nowe włosy rzeczywiście objętość trochę się poprawiła, bo maleństwa podbijały resztę włosów do góry. Nie był to jakiś push up, ale różnica była. Wypadanie włosów również zostało zredukowane. Nie powiem, że jakoś całkowicie do zera, ale włosów wypadało mniej. A teraz coś o przyspieszeniu porostu- 10 centymetrów w trzy dni! Nie no, jaja sobie robię. Tutaj też nie było jakichś wielkich uniesień, jednak włosy rosły szybciej- myślę, że w ciągu miesiąca było to jakieś dodatkowe pół centymetra, w porywach do centymetra. Blask- rzeczywiście włosy, które urosły podczas kuracji są bardziej błyszczące i wyglądają ładnie.
Największą różnicę czułam pod koniec pierwszego miesiąca i na początku drugiego. Myślę, że w tym czasie włosy dostały mocnego i niespodziewanego kopa i z tego szoku ruszyły z kopyta jak małe, zwinne antylopki. W późniejszym czasie włosy troszkę przywykły, ale nadal reagowały dobrze, tylko troszkę wolniej.
Janusz RudyKot tabletek nie stosował, ale dobry tydzień sypiał w torbie od Priorinu 🙂
Koszt tabletek waha się od 60 do około 70 złotych za 60 sztuk. Jest to kilka groszy, jednak uważam, że są warte swojej ceny. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na taki wydatek- polecam. Polecam szczególnie w okresie jesiennym, kiedy włosy lubią emigrować z głowy. Dzięki nim moje włosy przetrwały przełom lata i jesieni bez uszczerbków 😉
Czy do nich wrócę? Być może zakupię je za rok- jesienią oczywiście 🙂 Teraz wróciłam do tabsów z Biedry, które kosztują znacznie mniej, a w moim przypadku też sprawdzają się bardzo dobrze.
Produkt oceniam na porządną czwórkę. Punkty odejmuję za to, że nie zrobiły efektu łał, ale mimo wszystko obietnice producenta w większym stopniu sprawdziły się. Jako sęp uważam też, że cena mogłaby zjechać chociaż do tych 5 dyszek 😉
No i ten jeż na głowie po miesiącu stosowania- no to, to mi się podobało 😉

Włosowa bajka o Sztywnym i Słodkim.

By | Bjuti Pudi | 34 komentarze

Chcecie bajki? Oto bajka!
Za górami krzaczastymi, za lasami jak diabli ciemnymi, żyła sobie Pudernica. Pudernica w ostatnim czasie miała zapierdol aż miło, z tego powodu  rzadziej pisała na blogu. Jednak skrzaty szepczą, że Pudernica jest już na finiszu  zmagań i w świetle chwały powraca do regularnego blogowania.
Pewnej niedzieli, takiej słonecznej, kiedy to słonko napieprza swoimi promykami jak potłuczone myśląc, że to nadal lato, Pudernica zapragnęła nałożyć na swe włosie tajemniczą miksturę. Dzień kłaczanki poczęła czynić miotając się pomiędzy komnatami w swej rezydencji, która jest w wiecznym remoncie, a robole są tacy zajebiści, że Pudernica sama kładła fugi.
Poszła niewiasta do sypialni, gdzie jej oczom zacnym ukazał się On! Pełen tętniących soków, sztywny jak  pal Azji, prężący się ku niebiosom. Stał niewzruszenie wabiąc niewinne białogłowy z okolic. On lubi prężyć się publicznie, robi to w oknie, tak by widzieli go przechodnie. Aloes.
Ucięła Pudernica dwa liście i skierowała swe kroki do  kuchni. Tam był on. Żółty i świeży. Słodki, tak niesamowicie słodki, że każda dziewoja pragnęła go wziąć do ust. Pudernica też czasami to robiła. Brała go do ręki, albo dotykała tylko jednym paluszkiem, po czym wkładała paluszek do ust i ssała. Miód.
W komnacie, łaźnią potocznie zwaną, Pudernica znalazła…a chuj, napiszę, że odżywkę, bo już ręce wam się do majtek pchają, to nie Grey tylko mój skromny blog, zboczuchy 😀

Aloes nie od dziś Pudernica znała. TUTAJ kilka słów o wcześniejszych eksperymentach z gałganem. Aloesowe liście ostrym jak nóż nożem przecięła dziewczyca i drążyć poczęła galaretkę ze środka. Następnie łyżką okrągłą jak łyżka dołożyła miodu do wnętrzności kwiatka. Na sam koniec odżywki dla zagęszczenia trzeba było dodać. Wszystkie proporcje na oko. Fachowszej miary nie ma. Zmieszało dziewczę eliksir tajemny i radośnie do łazienki pohasało. Hasała zwinnie, hasała zgrabnie, niczym łania polaną pełną kwiecia. Dobra, już dohasała- do łazienki jest tylko kilka kroków.
Włosy jej z nocy olejem powleczone, radośnie przyklasnęły, na widok skręconej w kuchni maski. Na włosy swe zacne, naolejone lądować zaczęła mikstura tajemna. Pudernica zażyła kąpieli. Po ceremonii ciała oczyszczenia, Alterrą szewelurę swą umyła i jeszcze raz dla spotęgowania efektu na chwilę krótką, natarła włosie Garnierką. Spłukała.
Kiedy już szczecina doschła w warunkach naturalnych wieczór nastał srogi. Słońce pospiesznie skryło się za mrocznym horyzontem, puszczając ostatnie bąki promieni. Księżyc szykował się do wędrówki nad światem, a koty dziarsko polowały się w ogródku. I tylko sowa niespiesznie pohukiwała na jesionie chuj wie o czym.
Ta noc ciemna, ta noc straszna! Ach ta noc cholerna, nie dała zrobić dobrej fotki zwykłym cyfrowym maleństwem. Pudernica zrobiła kilka fotek kalkulatorem, kilka mikrofalówką, ale tylko jedno wyglądało w miarę przyzwoicie.
Blask włosów ciut przesadzony, gdyż lampa oszustka wpełzła po cichu. Lecz Pudernica nie chciała pisać postu bez zdjęć, toteż dodała co miała.
Nie patrzcie na zdjęcia, lecz posłuchajcie dziatki cóż Wam powiem.Włosy są sypkie, pełne radości. Miękkie jak obłok w majowy dzień. Są dociążone, puchu nie znają. Od czaszki się odbijają, jak odbija się kiełbasa z grilla, popita piwem. Blask ich, niczym blask cekinów na kiecce Marylki z mięsnego.Są nawilżone jak Julia Bond w finałowej scenie z Rocco. Cudnie, po prostu cudnie! Jest tak sielsko, jest tak anielsko, że mam ochotę zepsuć nastrój, ale tego nie zrobię, gdyż maska nie ma żadnych wad.
Bajka się kończy, dzieci posnęły. Śnią teraz pewnie o różnych rzeczach. O koniu z waty cukrowej i o morzu z cukierków. O wielkim balu, o skrzynkach piwa, albo o księciu na białym kocie. Jutro powstaną z wielką nadzieją, a tu kurwa poniedziałek i taki wał 😀

Deutoplazma, hit kłaczanki!

By | Bjuti Pudi | 32 komentarze

Dzień kłaczanki, dzień kłaczanki 😀 W końcu pozwoliłam sobie na wynalazki 🙂

Jabłka to dekoracja, bo mi się pusto na fotce wydawało 😉
Dziś przyfasoliłam mojej szczecinie naturą. Roztłukłam jaja na głowie, pokropiłam cytryną i podlałam oliwą. No może nie do końca tak to wyglądało 😉
W miseczkę wbiłam dwa żółtka i dodałam łyżkę oliwy. Do tego nakropiłam porządną łyżkę soku z cytryny. Wymerdałam dobrze widelcem i postanowiłam nałożyć miks na włosach. Niestety wyszła totalna rzadzizna. Musiałam ratować się maską do włosów.
Tak, na opakowaniu widzicie mój włos, pardon, nie obczaiłam wcześniej. Dodałam tej oto zacnej maski, żeby konsystencja była w miarę przyzwoita. I zaprawdę powiadam Wam, dało się już toto nałożyć, nawet nie spływało. Nałożyłam na szewelurę mieszankę jajcarską. A włosy moje całą noc olejkiem utytlane spędziły, więc na ten naoliwiony łeb łapu capu poszła mikstura. Na ten galimatias czepek i czapka coby mi się jaja zagrzały jak należy, a dobroć w kosmyki wniknęła jak ta lala. W czasie gdy eliksir począł działać, ja oddałam się kąpielom uroczystym, odnóża swe liczne nacierałam pachnidłami, na twarzy maseczka, wcześniej peelingi i inne dziwadła. Odprężyłam się przy niedzieli jak  ministrant po Snickersie. Minęło dobre pół godziny, może lepiej. Zdjęłam czapę, zdjęłam czepiec i ahoj przygodo! Zmywamy gałgana!
Jako że kawy nie pijam, to kofeinę przemycam w szamponie. Alterry to fajne szampony. Szczególnie jak się większą flaszkę w promocji trafi. Wyszorowałam się z tej jajecznicy, coby nie śmierdzieć jak kura spod ogona. Chociaż to jajo nawet nie waliło jakoś sromotnie, może cytryna zabiła smród ? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Zmyło się wyśmienicie. Aż żem się kurwa zdziwiła 😉
Kiedy włosy podeschły, dałam kropelkę olejku na końce, troszkę termoochrony na całość i dosuszyłam gamoni.
No i co myślicie? Po tych eliksirach włosy nabrały blasku. Podejrzewam, że to podstępna jak baba z Radomia, oliwa dodała im blasku. Włosy zrobiły się troszkę sztywniejsze, to chyba są jakieś jaja? Cytryna też chyba przyczyniła się do większego lśnienia. Włosy fajnie dociążone i sypkie. Troszkę za mało im uniesień, tych od nasady. Trzeba było nie pchać tej maski w okolicę skóry głowy, ale już za późno. Tragedii nie ma w każdym razie. Jest dobrze, jest fajnie, jest tak naturalnie, że ekolodzy wstali i zaczęli klaskać w autobusie.
Tu się troszkę kłaczki roztrzepały, ale nie ma lipy. Ogólnie jestem zadowolona, ale jak dla mnie to za dużo pierdzielenia z tym wszystkim. Raz na jakiś czas mogę pokombinować, ale częściej niż raz w miesiącu chyba mi się nie zechce. A, no deutoplazma to określenie żółtka, tak chciałam tylko przykozaczyć, że mam dostęp do internetu 😉
 A Wy próbujecie takich wynalazków? Może macie jakieś inne domowe mikstury, których dziarsko używacie i możecie mi polecić? Chętnie wypróbuję 🙂
Jeszcze małe wtrącenie na do widzenia.
Postanowiłam przez zimę nie farbować włosów. Ogłaszam wszem i wobec “Zimowe bezfarbie”. Chcę dać moim włosom pożyć. A zimą odrost mi nie straszny. Pracuję w domu, niewiele się szlajam, w razie nagłych wypadków mam czapkę 😉 Na wiosnę znajdę jakąś fajną farbę lub hennę i pomaluję na kolor zbliżony do moich naturalków, czyli ciemny, zimny brąz. Jeśli znacie takie farby, proszę o polecenie już dziś. Zaznaczam, że zależy mi na farbie w miarę naturalnej, bezpiecznej, a nie jakieś Syossy i inne Garniery. Ktoś się przyłącza do Zimowego bezfarbia?
Tymczasem borem lasem! Miłego niedzielnego wieczoru, piwka wieczornego, ciasteczka, jabłuszka, zakupów, czy co tam macie w planach 🙂

 

Galerianki na wymarciu :D

By | Przemyślnik | 49 komentarzy

Dzisiejszy post powstaje, bo mnie wczoraj krew nagła zalała, szlak jasny trafił i sama jasna Anielka kurwami rzucała jak diabłów sto.
Musiałam udać się w celach znanych tylko mojej własnej osobie do miasta wojewódzkiego. Czasu miałam trochę, to myślę sobie stracę stówkę, dwie tudzież cztery. Pójdę do galerii jak miastowa, nakupię niepotrzebnych, niezbędnych rzeczy i będę zadowolona.
Poszłam do pierwszej galerii. Kurwa, kto nazwał zlepek sklepów galerią?! Galeria to może być sztuki, a te bazary z metkami to najwyżej domy handlowe, po staropolskopeerelowsku.

Poszłam, myślę se obkupię się, poszpanuję na wiosce. Kiedyś w czasach, kiedy byłam grzeczną uczennicą strasznie lubiłam River Island, a było mnie stać na Tally Weijl. Pamiętam śliczny pastelowo różowy sweterek z River…no nie kupiłam, bo za co. Od Mamy nie lubiłam sępić, z ulotek czy innych kombinacji na sweterek w tej cenie ciężko było uskładać. Teraz mogę sobie pozwolić, ale co z tego, skoro mojego różowego sweterka już nie ma. Tak jak nie ma już prawdziwych Cyganów i kolorowych jarmarków.
Łażę, łażę po tej galerii, a tam same szmaty. Szmaty w cenie powyżej dwustu złotych. Ale nie cena jest przeszkodą, a jakość, a raczej jej brak. Już nie wspomnę o tym, że wszystko wielkie i workowate, nawet w xs pływam jak żaba słomką napompowana, po jeziorze.
Nic, nic, nic, kompletnie nic!
Butów mam ze sto par, ale w tym sezonie ciężko o cokolwiek ładnego, zgrabnego. Wszystko jak jakieś żelazka, buty do jazdy na słoniu czy innym koniu.
Wszystko brzydkie, drogie i chujowe.
Owszem nie lubię przepłacać za kosmetyki czy ciuchy, wolę kasę stracić na dobrych wakacjach niż na kawałek szmaty czy genialnego mleczka z borsuczych sutków w postaci maseczki. Kosmetyki i szmaty to nie wszystko. W zasadzie to nic. w zasadzie to bullshit i naciąganie ludzi na metkę. Czasem kupię sobie buty za pięć stówek, czy ciuch za ileś tam, ale nie dla metki, a dla wygody i urody. Jestem w stanie zapłacić więcej za kosmetyk, jeśli jest tego wart. Mimo to stawiam na niewysokie ceny i dobrą jakość, co jest czasochłonne, ale się opłaca.
W drugiej galerii to samo. Zjadłam obiad i kupiłam płatki kosmetyczne. Taka ze mnie galerianka.
Nic, nic, nic nie ma w sklepach.
Zirytowałam się strasznie o czym spieszę Wam donieść.
Wróciłam do wsi mojej powiatowej z miasta wojewódzkiego zawiedziona.

I wiecie co Wam powiem?
Że sram na galerie i ten cały chłam, który tam sprzedają. I tak większość tych szmatek pochodzi z Chin.Albo nauczę się szyć i będę znanym projektantę, albo pozostanę przy moich sposobach na zakupy.
Jakieś tam sukienki projektowałam już w swoim życiu, więc pomysł nie jest spalony. Tylko szyć nie umiem. Najwyżej się naumiem. Do tej pory moje projekty szyła moja Matka Boska, Dolcze Bożena, ale może by tak samemu?
Ale póki nie zacznę szyć, mogę Wam zdradzić moje sposoby na zakupy, na pewno kurwa lepsze niż w tych galeriach całych.

AliExpress

Chińszczyzna prosto spod małych chińskich rączek, zakupy śmiesznie proste i przyjemne, do tego ceny tak niskie, że dziwię się, że się to komuś opłaca. Fakt, paczka idzie nawet miesiąc, ale za to za darmo. Część z rzeczy można kupić na naszym Alledrogo. Tylko uwaga! Na przykład kurtka, za którą zapłaciłam na AliExpressie niewiele ponad 30 złotych, na Allegro kosztuje około stu złotych plus przesyłka 20-30 złotych, bo rzekomo przesyłka z Chin taka droga. Ładnie nas walą na kasę! Przebitka około stu złotowa! Masakra! Dlatego polecam zamawiać bezpośrednio u producentów. Żadne tam dziwne stronki w dolarach, co to je blogerki polecają, bo te stronki też narzucają sobie kilka dolców. Na Ali jest wszystko, wystarczy poszukać. Owszem możemy trafić bubel- jak wszędzie, dlatego polecam czytać opinie o produkcie i sprzedawcy, ja się jeszcze nigdy nie nacięłam. A raz kiedy czekałam długo na paczkę, zwróciłam się do małych żółtych przyjaciół z zapytaniem i otrzymałam wyczerpującą odpowiedź, a w paczce od nich kupę gratisów (pełnowartościowych! ). Polecam!

Allegro

No do Allegro, chyba nie muszę linkować :)? Tutaj szukam perełek, często nietrafionych prezentów. Tylko radzę uważnie czytać opisy aukcji, bo niektórzy sprzedają rzeczy z ciuchlandu, które niby to pochodzą z szafy i takie tam, a ceny jak za zboże 😉 Kosmetyki można upolować w lepszych cenach niż stacjonarnie, kupiłam np odżywkę do rzęs, za którą Rossmann życzy prawie 80 złotych, a apteka na Alledrogo życzyła 52 z przesyłką.

Ciuch

Oczywiście second handy, skamy, ciuchlandy. sweter za 15 złotych? Czemu nie! Nauczyłam się nie kupować tego co się nawinie, tylko to co mi faktycznie się podoba i przyda. Nie ma sensu robić w domu składowiska ciuchów, które może kiedyś założę. Nie założysz i chuj. Nie kupuj.
Tak sobie radzę, a Wy jak sobie radzicie z chujowizną, jaką w ostatnim czasie przyszło nam podziwiać w sklepach?

Słowa kluczowe, czyli to co się fizjologom nie śniło :D

By | Śmietnik | 18 komentarzy

Mój pokręcony baniak uwielbia śledzić słowa kluczowe, dzięki którym człowieki trafiają na mojego bloga. Odkąd połączyłam Celebrytkę z Pudernicą, wyszukiwania stały się jeszcze bardziej komiczne 🙂 Zapraszam na sporą dawkę wypaczeń. Tak z poniedziałku, na rozchmurzenie 🙂 Pisownię zachowam oryginalną.

źródło: https://www.wiocha.pl/535446,Bo-ja-jestem-baba-ze-wsi

filmy porno baby na wsi lubią seks w oborze

Jestem ze wsi, nigdy z tego powodu nie czułam się gorsza, wręcz przeciwnie. Kiedyś nawet kilka słów o tym napisałam,  KLIK. Ale żeby seks w oborze, nie daj borze, od tego już tylko o krok do zoofilii i innych dziwactw. Ale co kto lubi, wolny kraj, bzykajcie się gdzie lubicie 🙂

nieletnie samojebki fotki

Matko boso krasnostasko, przecinki są ważne! Nieletnie samojebki- brzmi podejrzanie 🙂 Konstruujcie swoje myśli w sposób bardziej jednoznaczny, bo człowiek się potem dziwnych rzeczy domyśla 🙂

pieprzyk na stopie

Aaa temat rzeka! Ponoć pieprzyk na lewej stopie oznacza podróżniczą naturę. Widzę, że niektórzy ludzie znają mnie lepiej niż ja sama i wiedzą o moim małym pieprzyku i zamiłowaniu do wszelkich wycieczek:)

różowe majteczki

Lubię. Nie mam nic przeciwko. Ale żeby mnie ktoś po bieliźnie wyszukiwał?! O nie! Będziesz się w piekle smażył, za takie świństwa, tfu!

sranie w rajstopy

Od majteczek do rajstopków, krótka droga. Serio, ciężko mi uwierzyć, że ktoś wyszukuje mojego małego, niewinnego blogaska po takich posranych frazach. No, ale może ktoś ma problemy z nietrzymaniem kupy? Może tutaj jakiś dochtór by pomógł? Zwieracze to dobra sprawa, szczególnie kiedy trzymają jak należy 🙂
źródło: internety

ile lakieru na maske ibiza

Nie mam zielonego pojęcia i z przykrością stwierdzam, że Ci nie pomogę, a na moim blogu nie znajdziesz odpowiedzi na nurtujące Cię pytanie. Z autami mam tyle wspólnego co z kopaniem studni w Afryce. Ale na Ibizę chętnie się wybiorę i kto wie, może latem się tam spotkamy, to zapytasz mnie o więcej rzeczy, a ja Ci nie odpowiem.

czy od dotykania glowy mozna wylysiec

Zależy czym i jak dotykasz. Ponoć zakola u facetów robią się od damskich ud, a łysina na czubku głowy, to skutek spania w za krótkim łóżku. Amerykańscy naukowcy pewnie znają więcej przyczyn łysienia. W razie czego nie dotykaj się zbyt intensywnie i powinno być dobrze 😉

czy po farbowaniu henna morzna wylysiec?

Szczególnie zainteresowało mnie to “morze”. Nad morzem byłam, nie raz, nie dwa. Henny tam nie spotkałam, prędzej glony i sinice. Jeśli chodzi o hennę widziałam ją tylko sproszkowaną, przed nałożeniem na własny łeb. Od niej się nie łysieje, wręcz odwrotnie, kłaki się wzmacniają jak u jakiegoś małpiszona. Bez obaw narodzie!

nigdy nie wyłysieć!

Społeczeństwo strasznie zdesperowane jakoś ostatnio. Faceci bez włosów, to najseksowniejsi faceci na świecie  (Jason Statham, Vin Diesel ),więc jeśli jesteś facetem, nie sprężaj dupki, z włosami czy bez- grunt, żebyś był facetem z krwi i kości, a nie jakąś popierdółką. Włosy to tylko kawałek martwego, skórnego tworu. Jeśli jesteś kobietą, to wiedz, że wyłysieć nie jest tak łatwo. Odrzuć prostownicę i rozjaśnianie czy inne zbędne balasty, a Twoje włosy pozostaną na miejscu. Skąd w ogóle taka panika? 😉

stare pudernice filmiki

To już jest przegięcie, do jasnej cholery. Od starych pudernic mnie tu tytułować, może nie jestem nastolatką, ale stara też się nie czuję. Znajdę Cię gnojku!
Tyle. Po czym Was wyszukują? Bo ja jestem w szoku hehe 😀

Korund i puchacze puchacić się poczęły!

By | Bjuti Pudi | 26 komentarzy

Czasami przychodzi taki dzień w Twoim życiu, że skóra na twarzy nie wygląda tak jak byśmy chcieli.
Czasem masz ochotę zakryć ją liściem rabanbarbarbaru.
Ale, ni wuj, nie róbcie tego!
Lubicie wyszorować gębę do kości, jak ja?
Bo ja jestem taki hardcore, co to jak nie zedrze skóry, to mu się zdaje, że się nie domył 😀
Z tego też powodu wielbię peelingi wszelkiej maści.
Dużo już w życiu widziałam i używałam, ale jest coś o czym chcę Wam dzisiaj opowiedzieć…
Dawno, dawno temu, w internetach wyczytałam, że za górami, za lasami i na Alledrogo można kupić pewien specyfik. Specyfik co to zedrze mordę do krwi i uraduje moje serce!

Razu pewnego, weszła więc Pudernica na Alledrogo i kupiwszy sto milionów dziwnych dziwactw, które rzekomo były jej niezbędne do życia, kupiła także Korund.
Korund zapakowany był w bardzo odporny woreczek strunowy, srebrem swym połyskując, chronił przed wszelką wilgocią i atakami kota. Stanął korund za 5 złotych na półce w łazience i kusić zaczął złamas.
Aż nadejszedł dzień. Dzień próby. I stała się jasność, kury nieść się poczęły zuchwale we wsi, a puchacze puchacić się poczęły.
Pudernica w garść wzięła odrobinkę proszku, który nicość rozświetlił swą zajebistością.
Ot proszek zwykły, powiecie, lecz niech Was złudne wrażenie nie zwiedzie, bo oto cud, cud najprawdziwszy!
Dodawszy wody ociupinkę nacierać lico swe Pudernica poczęła. I darła i tarła, a proszek ten niepozorny cuda czynić zaczął!
Dużo nie trzeba by efekt był wielki. Ten mały proszek ma w sobie moc niezwykłą i moc tę Tobie daje! Twarz gładka, niczym Wenus wzgórek po woskowaniu, niczym tafla lodu polerowana namiętnie, niczym nikczemność w nikczemności i nikczemności w nie nikczymności!
Drobne kryształki, tak skromnie nijakie, po prawdzie są ostre jak Doda na początku kariery, jak Maryla Rodowicz na Sylwestrze zeszłego roku, kiedy to strój przywdziawszy jak z Rio cycuszki swe światu w plastiku ukazała. Te małe kryształki penetrują każdy milimetr na Twojej twarzy, pozbywają Cię skórek suchych i zaskórników, twarz przy tym zostawiając, noszzz muszę rzec tak- kurwa genialną!
Pudernica kupiła produkt chyba jeszcze w lipcu, a jeszcze ma sporo. Wydajne licho! Eksperyment z olejkiem migdałowym i korundem Pudernicy nie lada trosk przysporzył. Efekt piorunujący wydarzył się potem, lecz zmycie mieszanki do szewskiej pasji ją doprowadziło. Olejek przykleił kryształki do skóry i za chu chu chu zmyć się nie chciał, mimo iż sen zmagał dziewczycę!
Z żelem do twarzy korund daje najwięcej radości, a w czasie ostatnim dodawany do pasty z manuka od Ziajowych magów.
I pieści twarz tym drobnym, kamienistym cudem Pudernica i poleca wszystkim, co to lubią sobie zrobić dobrze, bo zaprawdę powiadam Wam- korund dobrze Wam zrobi, a i kiesy do cna nie opróżni!
 Ocenę wystawiam najwyższą, na szóstkę oceniam gałgana i powiadam Wam radujcie się w dniu dzisiejszym, chociaż deszcz napierdala 😀

Browarek, arganek, jaja jak berety :D

By | Bjuti Pudi | 12 komentarzy

Wejdźmy dziś na głowę 🙂
Jakiś czas temu na na blogu Kosmetyki Pani Domu udało mi się wygrać pewną maseczkę.
Wzięłam udział w konkursie, bo jak wiecie jeśli coś mnie zainteresuje to się zgłaszam i nie lecę po wszystkich blogach dla konkursów, musi mnie coś lub ktoś zainteresować, taka jestem fifarafa 🙂

Seboradin, maska z naftą kosmetyczną.
Opakowanie poręczne, plus za to, że otwieranie nie sprawia trudności i paznokcie się nie łamią jak zapałki.
Szata graficzna mi zwisa, ale trzeba przyznać, że jest minimalistycznie i wytwornie jak na dworze książęcym. No dobra, na dworach nie było minimalistycznie, ale nie wnikajmy 🙂
W środku nafta, jajca, browarek, arganek….żyć nie umierać 🙂
Ostatnio chyba przeproteinowałam kłaki, sianowate się zrobiły, bo waliłam te mleczne maski jak popa żona (pop to taki ksiądz, ma organistę co to pop music gra na tych swoich Casio). I dostałam do chałupy powyższą nagrodę. Buce niech będą dzięki.
Kładłam toto tak dwa razy w tygodniu, na zmianę z innymi dziwactwami i ….
No i pomogło 🙂
Oprócz tego, że włosy wróciły do siebie, to obietnice producenta nawet się sprawdzają 🙂
A oto co Seboradin prawi…
Tak, włosy mi się wzmocniły, nabrały życia, a nie jakiś pierdolony Walking Dead.
Mało tego, nawilżyły się i jestem pewna, że to zasługa tej maski. W dotyku zrobiły się przyjemniejsze, a i blasku jakby więcej.
W składzie niby jest denat, są PEGi, ale gdzieś daleko, daleko. Arganowe soki też niestety nie na pierwszych miejscach. Ale i tak maska jak dla mnie się sprawdziła.
Maź ma taki śmichowaty zapach, ładny, ale dziwny, nie potrafię określić czym mi pachnie, ale jest to aromat przyjemny. Seboradiny tak już mają.
Z wydajnością nie jest najgorzej, 150 ml wystarczyło na ponad miesiąc regularnego stosowania, choć jak na maskę to jest to trochę taka rzadzizna, wiecie jak po śliwkach i mleku 😀
Tak się wycwaniłam, że nic za ten produkt nie zapłaciłam, normalnie maska kosztuje około 20 złotych i wydaje mi się, że cena jest adekwatna do jakości. Widziałam pierdoły z Seboradin w aptece na moim zadupiu, więc jak są tutaj, to muszą być wszędzie 🙂
Minusy też się znajdą, nie mówię, że nie. Ja znalazłam ze dwa. Jeden to taki minus nie minus- moje włosy szybko maskę wypijały. A drugi minus to już minus- niestety włosy szybciej stawały się nieświeże.
Ale niech nam minusy nie przesłonią plusów! Moim włosom ten specyfik pomógł. Na pewno wizualnie wyglądają lepiej. Jak mają się w środku to nie wiem, bo mało są rozmowne.
Maskę oceniam na mocną czwórkę, być może jeszcze do niej wrócę. Póki co mam inną Serboradinkę kuzynkę do włosów i skupiam się na niej. Być może dokupię sobie do kompletu ampułki z tej firmy. No zobaczymy. Trzeba przyznać, że ta marka wydaje mi się całkiem ciekawa do przebadania 🙂
Tyle na dziś kartonowe niedźwiedzie, ahoj 🙂