Daily Archives

31 sierpnia 2014

Ogoliłam głowę na łyso!

By | Bjuti Pudi | 33 komentarze
Rozpędziłam się ostatnio z tym moim bajkopisarstwem ho ho 😉
W przyszłym tygodniu mogę mieć mniej czasu, więc jedziemy i dziś z tym koromysłem.
Zrobiłam dzień kłaczanki. Nawet dwa dni. A właściwie to noc i dzień 😉
Zapraszam do tanga!

Tyle tego na łbie miałam. Wariactwo. Raz w tygodniu to chyba jednak nie jestem jakoś strasznie pokręcona.
Zaczęłam od naoliwienia czupryny na noc. Jako że w sierpniu olejuję się z Babydream, to właśnie on wylądował na moim czerepie. Niby już koniec sierpnia, ale menda wydajna jak diabłów sto. Jest fajny- tyle Wam powiem, resztę opiszę przy okazji sprawozdania z całego miesiąca.
Rano…phhh jak wstałam koło dziesiątej, dowaliłam jeszcze maski mlecznej, coby się przeżarło wszystko i uczyniło moje włosy niebiańsko pięknymi. Połaziłam z tym tak do południa.
Kiedy już dolazłam do łazienki umyć to całe świńskie świństwo, złapałam jeszcze cukier z kuchni.
Wymieszałam trzciniaka z czarną rzepą i zrobiłam sobie hardkor na łbie czyli peeling cukrowy. Zaraz mi tu mendy będą krzyczeć, że nie po to smaruje się łeb smalcem, słoniną i olejem, żeby to potem zmyć i zedrzeć mocnymi szamponami i cukrem. To Wam powiem, że co miało się wchłonąć to i tak się wchłonęło i basta. Resztę można unicestwić ciężką bronią.
Drugie mycie to Isana Urea, swoją drogą, bardzo przypadła mi do gustu. Tylko ta nazwa- Urea…Tak, wiem, że to mocznik. Ale mocznik kojarzy mi się z moczem, a urea z uryną. Jak to wszystko połączę to mi wychodzi, że stosuję urynoterapię haha. No dobra ureaterapię, ale ta uryna wywołuje uśmiech na mojej gębie. jestem okropna, a moje skojarzenia zakrawają na szaleństwo.
Osuszyłam szczecinę ręcznikiem i delikatnie wmasowałam maskę Seboradin, którą wygrałam u Kosmetyki Pani Domu. Delikatnie…taaa ja i delikatnie haha dobre sobie 😀 Dobra, wypaprałam skórę głowy udając, że to masaż (chyba tybetański Sang- Czu i to w wersji najmocniejszej). Pobudziłam cebulki, szczypior też namaszczyłam z pełnym oddaniem. Założyłam czepek, założyłam czapkę i poszłam. Po godzinie wróciłam.
Spłukałam włosy. Zawinęłam w ręcznik i poszłam obierać kartofle. Ciekawe co by kartofel zrobił z włosami. Muszę poczytać na ten temat. Potem puściłam włosy wolno i sobie schły i schły, a ja latałam po chałupie jakbym miała robaki w dupie.
Na koniec zabezpieczyłam końcówki olejkiem Babydream, na całość dałam jedną pompkę serum termicznego od Marion i dosuszyłam.
Moje włosy wyglądają tak…
Specjalnie polazłam na taras, żeby zrobić te fotki, więc jak mi ktoś będzie skomlał, że powinnam je obciąć, bo to siano, to…To Cię znajdę i obetnę Ci włosy maszynką przy samym kręgosłupie. A potem znajdę Twoją matkę i zrobię to samo, potem siostrę, kuzynkę i wszystkich na literę K! Trochę wiatr mi hulał pomiędzy wszami, a włosami, ale cóż.
Włosy aż lśnią, więc nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.
Końcówki też są całkiem spoko, chociaż i tak mam w planach skrócić je o centymetr lub dwa w najbliższym czasie. Jak widać Color& Soin trzyma się całkiem fajnie, a farbowałam ponad miesiąc temu. Nowe pudełeczko tej farby już czeka na półce na swoją kolej.
Włosy po tej dawce dobroci mają się całkiem dobrze. Lśnią, są odbite od nasady. Są nawilżone i ogólnie zadowolone z życia i słońca. Szkoda, że niektórzy jutro muszą iść do szkoły…Haha mnie to nie dotyczy- mam wakacje kiedy mi pasuje i jak długo mam ochotę, szkoda tylko, że czas na urlop będę miała pewnie zimą.
Podobno dzisiaj dzień blogera. To spoko. Żeby było śmieszniej, to wcale nie złożę życzeń i sama też nie oczekuję 😉
Buziaczki- gówniaczki :*
PS. Chyba nikt nie uwierzył w tytuł? 😀