Daily Archives

18 sierpnia 2014

Uwaga!

By | Śmietnik | 6 komentarzy
Maleńki post organizacyjny. Od dziś przybywa mi nowa zakładka- Celebrytka.
Zakładka to skutek mojego lenistwa i wygodnictwa. Przerzuciłam mojego pierworodnego bloga na Pudernicę, bo lubię mieć wszystko w jednym miejscu.
Teraz możecie czytać, śmiać się i płakać w jednym miejscu.
Mam nadzieję, że ten pomysł Wam się spodoba, a jak nie to trudno- tak już zostanie 🙂
Tyle.
Idę 🙂

Mój absolutny hit! Czerń bez ściemy!

By | Bjuti Pudi | 42 komentarze
Dawno nie uczestniczyłam w dniu kłaczanki. Dzisiaj jakoś tak się wzięłam i zebrałam.
Z dniem tym wstrzymałam się prawie trzy tygodnie, ale nie z lenistwa, a z uczciwości. Chciałam sprawdzić zachowanie mojego futra długofalowo. Dziś jestem gotowa!
Trzy tygodnie temu zrezygnowałam z henny po pół roku testów. Jak wiecie czarna Khadi trzymała się dosyć dobrze, ale lśniła wiewiórką. Indygo Khadi miało świetny kolor, ale po dwóch tygodniach nie było po farbowaniu śladu.
Kupiłam farbę.
Ale nie byle badziewie, które sponiewierałoby moje włosy. Szkoda byłoby mi włosów, o które ostatnimi czasy dbam.

Zakupiłam Color& Soin w kolorze 1N (heban).
Modliłam się, żeby tym razem kolor nie spierdzielił na drugą stronę tęczy po tygodniu czy dwóch, dlatego wstrzymałam się z wydawaniem opinii wcześniej.
Dlaczego ta farba? Bo jest trwała, bo jest niemal naturalna, bo zawiera mniej szkodników niż farby drogeryjne czy fryzjerskie. Przegrzebałam fora i blogi i kupiłam dziada za około 30 złotych na Alledrogo.
Zabrałam się za zabieg. Oczywiście niezastąpiona Pati pomogła mi w nakładaniu farby. Farba okazała się żelem hehe dość rzadka i żelowata, dziwna, ale z nałożeniem problemów nie było. Bardzo wydajna, końcówkę to już nałożyłyśmy żeby nie wyrzucać. Myślę, że ten zestawik da radę nawet z długimi włosami, skoro na moje była nadwyżka pryty.
Farba nie capi. Nie szczypie. Same plusy. Czymś tam pachnie, ale nie jest to mocny zapach, a już na pewno nie drażniący, powiedziałabym, że przyjemny, choć ledwie wyczuwalny. Skład jest taki jaki widzicie na fotce. Nie będę się bawić w analizę, bo specem nie jestem, ale gołym okiem widać, że ilość świństw jest nieznaczna.
Teraz pokażę Wam jak tragicznie pod względem koloru wyglądały moje piórka przed malowaniem. (Bez czepiania- malowanie włosów to forma poprawna, choć jest regionalizmem 😉 ).
Kolor to tragedia. Masakra. Odrost jak matko bosko krasnostasko. Resztki henny straszą szczególnie w słońcu, jakieś czerwone przebłyski, sraczka po buraczkach i nie wiadomo co jeszcze.
Odrost straszy, ale i cieszy, bo widać, że włosy rosną mi jak pojebane. Szybko, dziarsko jak chwasty w ogródku.
Fotki starałam się robić na dworze. A właściwie z głową za oknem, żeby kolor był jak najbardziej rzeczywisty. Sąsiedzi pewnie mieli ubaw 🙂
Wróćmy do aplikacji. Nakłada się dobrze, mimo iż jest rzadka nie spływa i ładnie czepia się każdego włoska. Nie śmierdzi, wręcz pachnie. Siedziałam z gadziną niecałe czterdzieści minut i nawet razu mnie nie szczypnęła. Nie mam nic do zarzucenia.
Nie zrobiłam fotek tuż po farbowaniu. Ale kolor wyszedł piękny, głęboka czerń. Taki jak lubię. Przez kolejne dwa- trzy mycia woda była lekko zabrudzona, ale bez tragedii. Jeśli chodzi o stopień brudzenia, to uwaga! Używamy tylko starego łacha do farbowania, ręcznik nie bardzo się odpiera. Czoło miałam jak kret, piłowałam peelingiem i micelem i jakoś zeszło, ale było ciężko. To mały minusik, ale da się przeżyć.
A teraz ta ta ta dam!
Tak farba wygląda po trzech tygodniach!
W ostrym słońcu kolor  lekko wpada w baaardzo ciemny brąz, lekką czerń, ale tylko na tej części włosów gdzie siedziała henna. Normalnie tego nie widać, trzeba się przyjrzeć.
Ta fotka, również zrobiona na dworze. Kolor przez trzy tygodnie wypłukał się minimalnie, prawie niezauważalnie. Nareszcie! Wyglądam jak człowiek, a nie jakiś wypłosz!
Włosy nie wypadały i nie wypadają w związku z tą farbą. Włosy nie są sponiewierane, maziaja nie osłabiła ich struktury, nie wysuszyła, nic złego nie stało się ani z moją skórą na łbie, ani z kudłami. Uffff na to liczyłam! I kolor! KOLOR SIĘ TRZYMA! R e w e l k a !
No, mam nadzieję, że po tym wpisie kolorek nie spierdoli w jeden dzień heheh 🙂
Żeby uwieńczyć dzieło dnia kłaczanki zaaplikowałam sobie jeszcze Laminowanie Marion. Moje włosy lubią taką dodatkową akcję nawilżającą. I teraz wyglądają tak…
i tak….
I tak…
Tak, wiem pojebało mi się dziś z ilością fotek, ale chciałam żebyście jak najlepiej zobaczyli kolor. Trzy ostatnie foty robione w pokoju, ale przy naturalnym świetle. W zależności od tego jak pada światło odcień lekko się różni. Ale nadal jest to czerń. Po trzech tygodniach!
Czy wrócę do tej farby!
Tak, oczywiście!
W tym tygodniu mam zamiar zamówić kolejne opakowanie, które poczeka na swoją kolej, bo nie lubię malować włosów często 🙂
Zachęcam Was do wypróbowania tego małego cudu, hennie mówię nara i zostaję przy Color& Soin 🙂