Monthly Archives

luty 2014

Kokosowy anus :D

By | Bjuti Pudi | 8 komentarzy
Dzisiaj upierdzielimy się masełkiem z okazji pączkowego czwartku. Masło to masło- chlebek można sobie posmarować lub bułeczkę. Tym masełkiem dziewczynki też mogą posmarować bułeczkę- co kto lubi.
Masło kupiłam na jakiejś śmiesznej promocji w Esesmanie. Zapłaciłam około 7 złotych. Mieszka w fajnym granatowym, zakręcanym pudełku, wygodnym zresztą.

Synergen Body Butter Coconut- o tym jest mowa 🙂 Na pierwszy rzut oka ma się ochotę na urlop pod palmą. Na drugi rzut oka…

…zawartość bardziej przypomina śnieżną pierzynkę. Zwartą jak poślady Trynkiewicza przez 25 lat w więzieniu. Konsystencja nie przypomina tego, co bym chciała, żeby przypominała 😉 Masełko jest świetne, gęste, a zapach odurza po otwarciu. Pachnie słodko, prawdziwy kokos. Zapach trzyma się jak żuk gnojarz swojej kulki. Przenosi się na ciuchy, utrzymuje się na ciele do kolejnej kąpieli. ( Pod warunkiem, że ktoś myje się regularnie, bo jeśli raz na tydzień to nie dam sobie ręki uciąć).
Na początku zapach nawet mi się podobał, ale mimo wszystko dla mnie jest za słodki. To jednak kwestia gustu- ja wolę zapachy bardziej świeże. Jeśli ktoś lubi kokosowy aromat – polecam.
Polecam z pełną odpowiedzialnością jako świetnie nawilżający specyfik. Skóra jest nawilżona, przyjemna w dotyku, a masło nie roluje się, nie brudzi, nie tłuści, szybko się wchłania, nie pozostawia filmu ani serialu 😉
Białe coś ( no przecież setny raz nie użyję słowa “masło”) jest bardzo wydajne. Już mnie wkurwia ten kokos, a dalej nie chce się skończyć. A ja nie lubię niczego wyrzucać. Dzieci w Afryce głodują, a ja masło wypierdolę, no nie bardzo…
Pewnie każdy zastanawia się o co chodzi z tym anusem… Delikatnie wtrąciłam już o więziennych pośladach i takie tam, czas na wyjaśnienie, bo może ktoś zaczął już się masturbować. Chodźmy więc do sedna- do anusa.
Hellianthus Annuus Hybrid Oil tak mnie zaniepokoił do czerwoności. Ale ja nie być głupia, ja mieć Google! Okazało się, że to tylko głupi olej ze słonecznika. Możecie spać spokojnie 😀
Poza tym skład wygląda całkiem fajnie.
Gwoli podsumowania- smalec czy tam masło polecam, szczególnie osobom, które lubią kokonutowy zapach.

I am super star on this fucking sky ;)

By | Bjuti Pudi | 5 komentarzy
Dzisiaj wsadźmy palucha w sypkie cienie o szumnej nazwie My Secret Star Dust Eye Shadow o numerku 5.
Cień wyprodukowany dla sieci drogerii Natura. Kupiony za około 5 zeta. Takie tanie gówienko wsadzone do zakręcanego małego słoiczka. Kolor cieni jest nijaki, a mimo to ładny. Nijaki- nie, że kiepski, ale nijaki, bo prawie cielisty, brązowawy z widocznymi błyszczącymi pierdółkami w środku.
Na pierwszy rzut oka wygląda tak—>
Moje opakowanie już wiele przeszło, ale wytrzymane chujstwo- nadal trzyma się kupy (w sensie nie kupy-gówna, tylko kupy, że się jeszcze nie rozkraczyło). Solidne. Odkręcane (i zakręcane ofc). Troszkę napisy się wytarły, ale to nie istotne.
Istotne jest to, że cień jest tani i zajebisty. I to chyba najlepsza recenzja.
Pyłek ślicznie pachnie, niestety ciężko jest wąchać własne oko. Polecam wąchać cudze lub sztachać się przed aplikacją na powiekę. Wanilia czy coś, jakieś ciasteczka, sama nie wiem. W każdym razie pachnie ładnie. A tak ten gwiezdny pył wygląda —>
Kolory może trochę przekłamane, bo jestem leniwą krową i foty trzaskałam telefonem, bo nie chciało mi się wstać po aparat.
Jak by nie było- widać, że cień błyszczy się jak psu jajca na wiosnę. Na oku błyszczy się w słońcu lub sztucznym świetle. Ale nie jest to brokat typu Sylwester w remizie, tylko ładnie połyskujące drobinki. Drobne, nie obsypujące się i siedzące w nienaruszonym stanie przez dobę niezależnie od warunków atmosferycznych. Ok, ok…jak deszcz mocno nakurwia, to być może spłynie, ale jak leje deszcz to ja łba nie wysadzam, więc nie wiem.
Tak cienie wyglądają po całym dniu na moim oku.
Zewnętrzne kąciki są potraktowane innym cieniem, ale to błyszczące coś to jest właśnie to. Makijaż taki nijaki, ale kij z tym. Fota z lampą, więc błysk jest mocniejszy niż normalnie.
Ewidentnie polecam ten cień. O tym odcieniu. A czemu o tym, a innych nie? Dlatego, że kupiłam z tej serii złoto i srebro i stoją, bo są kiepskie. Nie chce mi się wstać do szafki żeby sprawdzić numerki ale były to cienie w tych kolorach. Miały grube drobinki, które po chwili lądowały na policzkach i w ogóle wszędzie i wyglądałam jakby mnie ktoś brokatem posypał. Może trafiłam na kiepskie egzemplarze- nie wiem. Jak mnie nikt w Naturze nie sterroryzuje to pozaglądam w inne 😉

Budyń we włosach potargał wiatr

By | Bjuti Pudi | 11 komentarzy
Jak się bawić to się bawić.
Korzystając z wolnego weekendu dodaję recenzję maski do włosów Dolce Latte z proteinami mlecznymi.
Maska do włosów wbrew pozorom nie służy do kamuflażu wszarzy w dżungli. Ma odżywiać intensywniej niż odżywka.
Ta odżywia.
Zacznijmy od tego co jest w środku, bo wnętrze jest najważniejsze.
W środku nie było fabrycznie moich paluchów- sama je tam wsadziłam.
Maska biało- mleczna. Konsystencja taka jaka widać. Nie będę pisać co mi to przypomina, bo nie wypada. Ale to mi przypomina. Pachnie natomiast waniliowym budyniem. Nie lubię takich słodkich zapachów, ale o dziwo na włosach jest ok. Zapach utrzymuje się do następnego mycia i rozsiewa z każdym ruchem.
Co najważniejsze włosy po niej są niesamowite. Sypkie, miłe w dotyku, łatwo się rozczesują i takie tam pierdoły co to na każdym blogu piszą. Dobra jest no. Nie obciąża, nie przetłuszcza, zero wad.
Używam jej kiedy tylko wpadnie mi w łapy. Zdarza mi się nakładać ją zarówno na minutę jak i na godzinę- za każdym razem git.
Ta oto wydzielina na co dzień mieszka w małej beczce. O takiej—>
Tutaj siedzi ta cwaniara. Opakowanie jak opakowanie. Duże i  odkręcane o pojemności 1000 ml. Są też mniejsze i tańsze, jeśli ktoś chce przetestować. Ja za swoją zapłaciłam gruby papier, tak ze 20 peelenów. Moja porcja wystarcza na długo, a dokładnie dotąd dokąd jej nie zużyję. Czyli długo. Tu powinien nastąpić jakiś mądry wywód, że się z ręki nie wyślizguje czy coś tam, ale nie będę głupot powielać. Jak ktoś ma grabowe ręce i jest sierota to mu się wyślizgnie nawet jakby było klejem przytwierdzone. Mi tylko raz kot zrzucił z wanny, ale nic się nie stało, oprócz tego, że musiałam podłogę myć i ścianę, bo się upierdoliła jak stół Durczoka.
Jak ktoś ma łeb jak sklep to podaję skład.
 Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Dipamytoylethyl Hydroxyethylomonium Methosulfate, Parfum, Phenoxyethanol, Methyldibromo Glutaronitrile, Hydroxypropyltrimonimu Hydrolized Casein, Citric Acid, Hydrolized Milk Protein, Methylchlorisothiazolione, Sodium Cocoyl, Glutamate 
No i tyle w temacie. Kupcie se i se sprawdźcie, bo ja bym blogom nie ufała.
PS. Skład ma podobny to słynnego Kallos Latte z proteinami.

Heloł hir!

By | Śmietnik | No Comments

Siemaneczko. Dzisiaj krótki post celem wyjaśnienia co ja tutaj robię. Siedziałam wcześniej na onecie, ale było mi tam ciasno, więc skserowałam wszystko i wrzuciłam tutaj. Nie jest to może wyszukany sposób na przeniesienie bloga, ale tak umiałam 😀
Od dziś siedzę tu i nikt mnie nie przegoni (prawdopodobnie…) 🙂
Pozdro i do spisania 😉

Gówno warte postanowienia

By | Przemyślnik | No Comments

Dzień dzisiejszy jakieś 90 % społeczeństwa spędzi na leczeniu kaca, czy to klinem czy sokiem pomarańczowym. Większość osób w nowy rok wchodzi nie tylko z łupaniem we łbie i tupotem kotów pod czaszką. Większość osób ma jakieś noworoczne postanowienia.

Postanowienia wymyślone w Sylwestra czy w Nowy Rok są zdecydowanie gówno warte. W ogóle samo słowo „postanowienie” brzmi jak jakaś kara za grzechy. Z drugiej strony słowo „marzenia” to też takie pierdolenie o dupie Maryny. Marzyć to można w dzieciństwie o nowej lalce, którą w cudowny wymarzony sposób przynosi święty z brodą i nie jest to Chuck Norris. Dziecko ma w głowie zaczarowany świat i nie zdaje sobie sprawy, że to wszystko ściema, a brodatym świętym są rodzice, którzy na tą lalkę zapracowali własnymi rękoma. Dziecko wierzy, że lalka spadła z nieba, bo przecież ją sobie wymarzyło. Fajnie być dzieckiem jak najdłużej i wierzyć.W pewnym momencie jednak dorastamy i okazuje się, że na prezenty od świętego trzeba samemu zasuwać. Marzenia zamieniamy na postanowienia.

Postanowienie kojarzy się z jakimś mocnym zaciskaniem pasa, z wyrzeczeniami, z trudem, z czymś nieprzyjemnym. Po co więc ludzie już na starcie obrzydzają sobie ledwie rozpoczęty rok? Schudnę, rzucę palenie, odłożę ileś tam na coś tam, kupię furę lepszą niż ma sąsiad, będę spać po 8 godzin i td. Pierwsze dni z bólem serca zaczynamy od niejedzenia, trzygodzinnych katuszy przy robieniu brzuszków, nie kupowania czegoś tam by 5 zł wrzucić w świnkę skarbonkę. I co? I chuj! Dziewiątego dnia wyrzeczeń w śwince jest tylko 23 złote, dupa gruba jak wcześniej, a fajek wypalamy dwa razy tyle, żeby nadrobić dni bez palenia.Wyrzuty sumienia, zepsuty humor, a wszystko przez postanowienia. Wniosek jest prosty- żadnych marzeń, ułudy i postanowień. Skreślamy te słowa z naszego słownika.

Zatem co? Jajco. Z dupy wyjęte postanowienia wypowiadane po pijaku nic nie znaczą. Chcesz coś zmienić w swoim życiu koniecznie wraz z nadejściem nowego roku? Po prostu to zrób. Nie kłap gębą na prawo i lewo zrobię to tamto, po prostu to zrób. Obiecaj coś sobie nie innym, miej to w swojej głowie i pochwal się kiedy osiągniesz swój cel. CEL. Cel to jest genialne słowo, które mobilizuje nas do działania. Mobilizuje, a nie zmusza. Bo zapamiętaj sobie jedno- nic nie musisz, wszystko możesz!

Taaaa pierdolenie…Ale czy oby na pewno. Chcesz przykład z życia? Rok temu wpadłam na pomysł- nauczę się angielskiego, sama.Taki był mój cel. Ale nikomu nie krakałam co drugi dzień-nauczę się angielskiego, takie mam postanowienie. To nie było postanowienie. Moim celem było nauczenie się. Jeśli ktoś pytał, mówiłam, że się uczę. Ale nigdy nie mówiłam, że się nauczę. Gdybym tak powiedziała w razie gdyby mi nie wyszło byłoby to porażką. Natomiast to, że się uczę oznaczało, że ile bym się nie nauczyła i tak byłoby to sukcesem, bo przecież nie mówiłam, że ma być to poziom ekspert, choć miało być jak najlepiej. I co? I tak się uparłam, że osiągnę cel, że bez wyrzeczeń, bez książek i bez niczyjej pomocy pod koniec września płynnie rozmawiałam sobie po angielsku z Kreteńczykami. Cel osiągnięty. Podobnie jak Cel- upragniona Grecja. Po prostu chciałam i zrobiłam to co chciałam. To był mój cel i tak po prostu zaliczyłam bazę.

W tym nowym roku też mam kilka celów, które osiągnę z uśmiechem na ustach, bo wiem, że mogę wszystko. Ty też możesz jeśli tylko zechcesz. Nie mam marzeń, mam po prostu jasno określone cele, do których dochodzę. Tak, zawsze dochodzę :D

Gówno i mocz na facebooku

By | Przemyślnik | 4 komentarze
Jestem nołlajfem, więc poruszmy po raz kolejny sprawy fejsbukowe.
Ponoć najczęściej wyszukiwanym słowem w ostatnim czasie było słowo „selfie”. To oczywiście wybadali najprawdopodobniej amerykańscy naukowcy, bo któż jak nie oni. Co kryje się za tym jakże czarodziejskim trącącym angielszczyzną słówkiem? Otóż jest to nasza rodzima samojebka! Samojebka- nie jest to nic brzydkiego, nie ma nic wspólnego z masturbującą się nastolatką. No może trochę ma… Poniekąd samojebka to masturbacja osobowości czyli fota strzelona samemu sobie ku połechtaniu samopoczucia, samooceny i wkurwienia towarzystwa. Tło nie jest ważne, możesz mieć nawet burdel na kółkach w tle.
Osobiście zaobserwowałam kilka rodzajów fotek, które nagminnie się powtarzają. Najpierw były słitfocie, ale dziubek czy tzw. duckface szybko został wyparty przez foty w lustrze. Brudnym. Tylko brudne lustro się liczy. Liczy się też nowy pokrowiec na telefonie. Ewentualnie nowy telefon, najlepiej ajfon, który swoją drogą technicznie jest cienki ;) Brzuszek w lustrze też jak najbardziej ok, podpis „ćwiczę z Ewą” to konieczność. Przerabialiśmy też zdjęcia wykonane nowiuśką lustrzanką od tatusia.Ale to już nie jest fajne. Hit ostatniego lata to fotka „na parówkę”. Czyli dwie parówki i reszta w tle. Czymże są te dwie parówki? Otóż nóżki, są to nóżki, najlepiej opalone, a w tle woda,plaża…
Czasami zbiera mnie na wymioty, czasami mam ochotę krzyczeć, ale kiedy to uczucie  mnie nachodzi, przewijam szybko stronę w dół. Co powoduje u mnie spazmy zapytacie? Nie są to śliwki popite mlekiem. Nie są to kartofle z ogniska z bitą śmietaną. Są to podpisy pod zdjęciami. Szczególnie kilka z takich podpisów powoduje u mnie uczucie zbliżającej się treści żołądkowej. Mój absolutny fav to „Weselnie”, „dyskotekowo” , „Hej wesele tańcowało…” oraz „leżing”, „plażing” i inne z -ing. Z trudem napisałam tutaj te zwroty.  Nie powiem nic więcej na ten temat, bo zarzygam tęczą klawiaturę.
Niektóre fotki lub też podpisy pod nimi są irytujące…Nie chce mi się poruszać tematów, typu- mam dziecko, więc profil nie jest mój-teraz należy do dziecka. Sto milionów fotek dziecka, którego nie chcę oglądać i mam ochotę napisać-”nie słuchaj tych ludzi, urodziłaś strasznie brzydkiego gówniarza, ale może z tego wyrośnie…”. Kurwa, na prawdę uważacie, że takie świeże dziecko, jeszcze mokre od wód płodowych to super śliczny materiał na  ujęcie na fejsbuka? A później co dziennie po 30 fotek dziecka w każdej pozycji. Jestem za tym, by pochwalić się nowym członkiem rodziny, ale nie codziennie po kilkanaście razy i nie fotką niemal z momentu porodu.
A co ja lubię? Lubię jak początkowo jechane ”paróweczki” czy „dziubek”  są robione z premedytacją i zdjęcie jest uwieńczone irytującym podpisem. Żeby się pośmiać. Ale pamiętajcie to działa tylko jeden raz. Żart powtarzany wielokrotnie przestaje śmieszyć. Uwielbiam „takie tam z nudów”- ale tylko te dla jaj. Bo kiedy widzę ten podpis nie w formie humorystycznej i patrzę na idealnie wyretuszowane, pozowane zdjęcie- chcę krzyczeć.
A jakie są najlepsze miejsca do profesjonalnych sesji? Kibel. No chyba każdy się ze mną zgodzi. Fajnie jeśli w tle walają się brudne gacie, domestosy i zużyty papier toaletowy. Ale kibel to nie wszystko. Jest taki oklepany…
Humor poprawiają mi zdjęcia na torach. Uwielbiam, kocham te sesje. Nie ważne czy na fotce pręży się wylaszczona niunia czy zakochane małżeństwo tuż po „Hej wesele tańcowało” (rzyg, rzyg, sorry). Kiedy widzę tory cieszę się jak dziecko. Dlaczego? No jak to? Nigdy nie jechaliście pociągiem? No i może jeszcze powiecie mi, że jechaliście przez kilka lub kilkanaście godzin (ach kochane pkp) bez siku? Taaaaa? Czujecie to…Kto sikał w pociągu? A może mamy tu jakiegoś śmiałka, który telepiąc się stawiał klocka? O takkkk…I w tym kibelku jak wiecie jest taka fajna zasysająca dziurrrra, prawie jak czarna dziura tylko, że nasza niegdyś zawartość nie leci wcale w kosmos. O nie! Nasza niegdyś zawartość nie rozpływa się w powietrzu i nie zabierają jej żadne małe skrzaty. Powiedzmy wprost- mocz i gówno ląduje na torach!
Mocz i gówno niech będzie dzisiejszą puentą i tytułem też- to takie fajne słowa!
Czekam na nowe fotki :D

Człowiek człowiekowi człowiekiem, a on Tobie skurwysynem…

By | Przemyślnik | No Comments
Bałam się uruchomić mój odbiornik telewizyjny 11 listopada. Zawsze lubiłam oglądać te wszystkie parady, defilady… Wiem, że dziwnie to brzmi, ale taka karma. Od pewnego czasu te parady przeobraziły się w jedną wielką wojnę domową.
Ostatni raz poruszam temat ludzkiej głupoty (oby). Zamiast radosnego święta, znowu mieliśmy „przyjemność” podziwiać wybryki półgłówków. Cwierćgłówków. Głupków.
Jejeje każdy patriota, każdy prawdziwy Polak powinien zachowywać się jak jaskiniowiec, który pierwszy raz zobaczył stolicę. Należy pić alkohol, tyle alkoholu ile się da. Trzeba nabzdryngolić się jak ostatnia szmata i pójść pod ambasadę innego kraju, żeby siać demolkę. To takie patriotyczne! To ukazuje jak polska inteligencja po gimnazjum ( o ile udało się je ukończyć cudem) kocha nasz kraj! To równie mądre jak „bitka pod krzyżem” jakiś czas temu. Tak bądźmy anty wszystko, przez to pokażemy jak kochamy nasz kraj! Należy też jebać policję, to oczywiste! A kiedy ktoś życzliwy zajumie nam telefon- najlepiej zgłosić się do straży pożarnej, bo przecież nikt nie pójdzie na psy, prawda?
Bądźmy anty wszystko, wywołajmy wojnę domową, żeby żaden obcy naród nie miał okazji nas zaatakować. Wytłuczmy się wszyscy między sobą, będzie święty spokój! Wyrywajmy drzewka w stolicy, bo mają zielone liście, a nie biało- czerwone! One są takie zielono-pedalskie fuuuuj! Śmierć drzewom! I ekologom przy okazji, bo przecież na pewno będą ich bronić! Ekolodzy to w takim wypadku też pedały, bo bronią pedalskich drzewek. Takie skryto-pedały. Idąc tym tropem- śmierć wegetarianom, bo lubią zieleninę. Śmierć również dla nie-wegetarianów, bo z całą pewnością coś ukrywają! Spalmy tęczę, spalmy naród, a na koniec spalmy siebie, bo jeśli ktoś tak mocno nie lubi tych pedałów sam musi być skrytogejem!
Na jakimś spottedzie ( a cholera wie jak to odmienić) stanęłam w obronie gejów, bo nie zgadzam się by pedofilia, ekshibicjonizm i homoseksualizm lądowały w jednym worku. Pedofilom profilaktycznie obcinałabym wszystko co  mają do obcięcia- jajca, palce, język itd i goniła do roboty. Jest to cholerna dewiacja i nie można się na nią zgadzać. Te wszystkie wróble, gile i inne pedofile należy  karać, leczyć i izolować od dzieci. Ale homoseksualizm to nie jest dewiacja! Nie chce mi się tego tłumaczyć, każdy ma dostęp do wikipedii. Zadam tylko jedno pytanie. Czy gdyby Twój najlepszy przyjaciel po 20 latach powiedział Ci- jestem gejem/ lesbijką strzeliłbyś mu w łeb za inność? Ja wiem, że lesbijki „to co innego, a i popatrzeć miło, a geje to jakoś tak nie fajnie”. Ale homoseksualiści nie są homoseksualistami, bo tak sobie wymyślili i chcą się z tym afiszować, wkładać sobie języki do gardeł w miejscach publicznych. Oni tacy są, nie musisz ich lubić, ale toleruj ich, tak jak oni tolerują, że Ty wolisz płeć przeciwną, a przecież i Ty nie pchasz języka w gardło na środku ulicy swojej wybrance/ wybrańcowi (mam nadzieję). Czy to ważne kto z kim sypia we własnym domu, za własnymi drzwiami? Tak bardzo Cię to interesuje, musisz to napiętnować? Widocznie nie masz własnego życia.
Jeszcze nie tak dawno ktoś kiedyś żył nie daleko i trzymał sztamę z sąsiadami. Sielanka i mleko prosto od krowy. Ale przyszedł niespokojny czas wojny i pewien ktoś powiedział, że Żydów należy zabijać. I sąsiad zabił sąsiada, bo to Żyd. A drugi sąsiad uratował sąsiada, choć sąsiad był Żydem, ale PRZEDE WSZYSTKIM BYŁ CZŁOWIEKIEM! Jeszcze nie tak dawno czarnoskórzy byli nikim, jeszcze nie tak dawno kobieta stała w hierarchii tuż za świnią, ale przed kaczkami i koniem…
Nie wciągam się w dyskusje na fejsiku, ot wyrażam swoje zdanie i znikam. Potem czytam, że znikam jak tchórz. A ja po prostu nie mam zamiaru wdawać się w jałowe dyskusje, bo z głupim nie będę dyskutować. Nic to nie zmieni, kłótnia gotowa, a trolle się żywią. Czyli, że uważam się za najmądrzejsze guru świata? Nie. Uważam, że jestem mądrzejsza od głupszych i głupsza od mądrzejszych i tyle. A każdy indywidualnie niech  oceni czy jest głupszy czy mądrzejszy.
Czasami chciałabym obudzić się na bezludnej wyspie. Wiecie, tylko piasek, słońce, banany i przyjazne małpy…Je jeszcze wszystkiego można nauczyć, to takie pojętne stworzenia… Czasami myślę, że bardziej niż  niektórzy przedstawiciele naszego gatunku…
Czekam na ukamienowanie za to co napisałam :D

Różowe majteczki na lotnisku i zajebiste laski.

By | Przemyślnik | 6 komentarzy
Na początek z grubej rury- na specjalną  prośbę od dziś nie będę gwiazdkować kurew i innych bluzgów na blogu :)
Od „no więc” się nie zaczyna, więc zacznę inaczej…
Kurwa mać :D W ostatnim czasie obiegła nas nowa afera. Jeden z byłych (żyjących) prezydentów naszej kochanej Łojczyzny został brutalnie potraktowany na lotnisku. Złe ludzie wyciągnęły jego majciochy i dziurawe skarpeciory przy odprawie. Cholerni fetyszyści! Niby chodziło o alkohol, ale kto wie. Według moich wiarygodnych podpierdalaczy, ktoś po prostu miał nieujarzmioną potrzebę ocierania się o bieliznę osobistą noblisty. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i pan były walnął se kielonek szampana z samą Sharon.
Powiatowego oblano kwasem, który nie był wcale kwasem, ale mógł nim być. Skąd taka nienawiść w narodzie? Kiedy się kogoś nie lubi to się go nie ogląda, nie słucha, zmienia kanał, albo idzie się zrobić kanapki tudzież oddać mocz podczas wystąpień znienawidzonego. Kwasem można potraktować co najwyżej swój własny ryj.
A propos kwasu na ryj. Nie mam nic przeciwko poprawianiu urody jeśli komuś wiszą cycki, ma 50 lat, a chce wyglądać na 45 albo ma koślawy nos i chce to zmienić. Nie ma w tym absolutnie nic złego. Dziwi mnie jednak fakt, że co niektóre piękne lub mniej piękne kobiety mają jednego ojca skalpela i wszystkie próbują się podciągnąć pod jeden wzór. Wszystkie wyskakują jak spod maszynki. To już chyba nie jest piękne, a podkręcone. Ja dla przykładu czuję się piękna. Bez skalpela. Jak mi dupa obwiśnie to może i ją sobie podciągnę na sznurku od snopowiązałki opcjonalnie chirurg znajdzie jakieś lepsze rozwiązanie. Ale 20 latka z botoksem, to kurwa nie jest normalne.
Napisałam, że czuję się piękna. Czekam na pierwsze oskarżenia i falę krytyki :D Tak jestem piękna. Podobno według jakichś tam mądrych badaczy i naukowców (pewnie z Ameryki) 80% Polek nie czuje się nawet ładna. Pięknie nie czuje się ani jedna. Mnie tam nikt o nic nie pytał, więc kolejne badania do dupy. Co ciekawe Polki są uznawane za jedne z najpiękniejszych kobiet na świecie. To jak z tym w końcu jest?
Za bardzo boimy się otoczenia. My Polki ciągle żyjemy pod presją, bo „co ludzie powiedzą”. A co to kogo obchodzi? Ludzie gadali, gadają i będą gadać! Nie ma co sobie komentarzami psuć krwi. Oczywiście przy wadze 80 kg mini nie zawsze będzie wyglądać uroczo. Ale kobieta ważąca 80 kg może być piękna. Media próbują manipulować wszystkimi, faceci żrą jakieś radzieckie specyfiki żeby upodobnić się do obleśnych mięśniaków z tv. „Bo kobiety to lubią”. Chyba nie jestem kobietą w takim razie, bo wizerunek napompowanego idioty do mnie nie przemawia. Kobieta obowiązkowo musi nosić rozmiar zero, za to cycki muszą być co najmniej „D”. Chyba komuś się pojebało jeśli wierzy w te wszystkie brednie.
„Nie ma kobiet brzydkich, są tylko zaniedbane”. A też gówno prawda. Są i brzydkie (o Niemkach innym razem ;) ). Brzydkie są i w Polsce, ale w rzeczywistości mało która tak naprawdę jest brzydka. I nie tylko dbanie o siebie gra tutaj główne skrzypce. Większość fajnych lasek zwyczajnie nie docenia tego co ma, bo piegi, bo za niska, bo za małe cycki, bo za duże. Piegi są zajebiste, a każde cycki są fajne, bo przecież są cyckami! Kochane baby- pierdolcie stereotypy- jesteście piękne!
Strasznie śmieszą mnie programy z metamorfozami. Oglądam je namiętnie, bo lubię takie sado-maso umysłu. Wchodzi rozczochrana babinka, walą jej mejkapy, przycinają włosy,  koszą chwasty pod pachami, dają drogą i niekoniecznie ładną kieckę od Wielkiego Projektanta i helllloooo :DDlaczego mnie to śmieszy? Bo prawie każda kobita co rano przechodzi taką metamorfozę we własnej chałupie. I wcale nie potrzebuje sztabu ludzi. Tu się przyczesze tam podmaluje i laleczka jak malina! Upodobałam sobie taki jeden program Pani Sabalewskiej. Program leci w niedzielę koło południa, kiedy mam dużo czasu i leżę rozmemłana jak worek we młynie. Stylistka niemal wszystkim maluje włosy na tzw. ombre i mówi, że im ślicznie. Sama ma takie same, więc może dlatego. Stylistka wbija te kobiety w przeważnie okropne ciuchy- niepraktyczne, deformujące sylwetkę i po prostu brzydkie. Ale to stylistka! Ona może! Nie zawsze te kobity wyglądają na zadowolone, ale… szoł mast gołon :D Jest też pewna Pani Kosmetyczka w TVM Stajl. Zachwyca się super kosmetykami, pokazuje smutną buzię smutnej pani. Następnie podkreśla oko tuszem i smutna pani staje się uśmiechniętą panią. Cóż za wyczucie! Cóż za kunszt! Takie rzeczy potrzebne są w naszym Rubinie, bo żeby pomalować rzęsy- musimy się tego nauczyć z tego programu!
Telewizja jest niesamowita! Bez niej moje niedzielne poranki nie byłyby tak radosne!

Skont bioro siem gupie ludzie i azjatyckie biedronki.

By | Przemyślnik | No Comments
„Głupota – niedostatek rozumu przejawiający się brakiem bystrości, nieumiejętnością rozpoznawania istoty rzeczy, związków przyczynowo-skutkowych, przewidywania i kojarzenia. Charakteryzuje się pychą, śmiałością, podejrzliwością, niskim lub nieistniejącym samokrytycyzmem, niezdolnością do zdziwienia, dążnością do ekspansji.” Tyle na ten temat mówi wiki. A życie swoje…
Czy nikogo nie zastanawia skąd się biorą głupi ludzie? Rodzimy się głupi i mądrzejemy, czy rodzimy się mądrzy i głupiejemy? A może wszystko jest winą DNA? Głupi ojciec, głupia matka, to i głupia ich gromadka? Cholera wie, nie chce mi się wnikać, jeśli ktoś wniknął – proszę o odpowiedź, bo może i ja za głupia na wnikanie jestem? Żartowałam, to tylko taki mały żarcik sytuacyjny. Osobiście uważam, że głupia nie jestem, bo głupi nie zastanawiałby się czy jest głupi- po prostu byłby głupi dalej. Fajne takie życie w nieświadomce, oby coś zjeść, wypić, poru…rozmnożyć się i koniec trosk. A może to wcale nie jest takie fajne? Dla głupiego pewnie fajne, dla mądrego nie wystarczające.
Bo kim my właściwie jesteśmy? Zwykłymi ssakami, żyjemy tylko po to żeby się rozmnożyć, wydać kolejny miot małych ludzików i tyle z punktu widzenia biologi. I głupiemu to wystarczy. Co ciekawe im człowiek mniej bystry tym miot większy i ruja częstsza. Karzełków coraz więcej, rzadko kiedy bystrych, więc oby zjeść, wypić i poru…rozmnożyć się.To już chyba wiem dlaczego ludzie coraz głupsi…Ci z głową na karku myślą jak dziecku zapewnić wszystko co najlepsze. Ci z głową pełną sieczki po prostu się rozmnażają, rozmnażają i rozmnażają…
Nie przerażają mnie błędy ortograficzne, po prostu flaki mi się przewracają kiedy ktoś wali byki. I nie mówię tu o literówkach, czy błędach spowodowanych pośpiechem, tylko kur*a o bykach z niechlujstwa, braku wiedzy, nie wiem z czego tam jeszcze. Teraz wszystkie dzieciaki mają dysleksje, dysortografie, dys… coś tam, kiedyś po prostu byli by nieukami. No ale dziś ważniejsze jest żeby „Je*ać policje”, a „Szkoła jest gupia”. Spoko. Żyjcie w nieświadomce, tylko proszę nie rozmnażajcie się! Nie składajcie jaj z kolejnymi tumanami!
Głupota jest szersza, jest ku*wa szeroka jak tajga, tundra i Sahara i nie wiem co jeszcze. Tajga,tundra i Sahara- to nie są znani projektanci :) Do łez rozbawiła mnie głupota blogerów, którzy dali się nabrać niesamowitemu Chajzerowi i twierdzili, że owszem znają takich projektantów jak Schleswig-Holstein czy Karel Gott. Super nie wiedziałam, że pancernik i piosenkarz są tacy utalentowani! Po obejrzeniu reportażu obnażającego bezgraniczną głupotę nie było mi już tak do śmiechu. Czyli naprawdę ludzie mogą być aż tacy głupi? Mogą…
Mogą… Siedzisz sobie w aeroplanie i czekasz na powrót do domu, bo plecy pieką Cię od słońca, jak żula dupa po śnie w pokrzywach, a w brzuchu przelewają się jeszcze resztki regionalnych alkoholi. Siedzisz i siedzisz i nie wiesz dlaczego nie lecisz. Dowiadujesz się i nie wiesz co gorsze- lot nad Smoleńskiem czy nie wiadomo jak długie czekanie…Co jest najgorsze w samolocie? Turbulencje, burza, diabeł na skrzydle? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Najgorsze są głupie baby. A głupia baba w ciąży to już kulminacja! Nie lecimy bo yntelygentna dotarła cudem do samolotu, rozsiadła się w fotelu i dziarsko czekała na start. 9 miesiąc ciąży, poród tuż tuż, być może nawet za chwilę. Zero jakichkolwiek papierów od lekarza, zgody na lot, zero rozumu. Ona leci. Pilot nie leci. Pilot nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności. A jeśli ciąża jest zagrożona, a jeśli yntelygentna nie może latać? (No raczej, nie halo kiedy karzełek może wykluć się lada moment).Ona leci,samolot stoi, stoi pół godziny,godzinę, półtorej…Stoi. Po prośbach, groźbach i kilku filmikach nagranych przez współpasażerów, yntelygentna kapituluje. Chyba ochrona lotniska trochę jej pomaga…Ale wygrana, wygrana jest nasza lecimy! Nie jestem wredna, ale wiecie cieszę się, że kobita musiała zapewnić sobie wikt, opierunek i lot do domu na własną rękę. Za głupotę się płaci. Może to wydarzenie czegoś ją nauczy (Darz bór!).Przedłużyła sobie wakacje, nie ma co..A tak swoją drogą…to czy ona nie zauważyła, że jest w ciąży? A może liczyła na to, że jeśli urodzi w powietrzu jej potomek dostanie darmowe bilety lotnicze na całe życie? Gorzej gdyby zaczęła rodzić nad na przykład Rumunią…ludzie by ją zjedli…Pojechała na wczasy, wróciła z rumuniontkiem, a do tego nie wiadomo w jakim języku to to by gadało kiedy zaczęło by gadać…Tragedia!
Tragedią jest to, że idzie zima i już wkrótce media ogarnie szał na newsy o zimie. Zima stulecia, zima tysiąclecia, zima ery, znowu wyginą dinozaury i takie tam. Póki co atakują mnie informacje przedzimowe. Mądrzy, ale to super mądrzy ostrzegają, żeby uważać jakie biedronki wpuszczamy do domu. Bo te nasze polskie są w porządku, jasna sprawa, bo są nasze, swojskie i tylko czasem w ch*ja lecą, bo żadnego chleba z nieba nie przynoszą. Ale te azjatyckie, to panie kochany bród, smród i ubóstwo, kiła, mogiła i wszelkie nieszczęścia! Piją, biją, gwałcą, zarażają grypą, ejcami i wszystkim co tylko mogą!
Moja prognoza na zimę jest taka, a nie inna- napie*doli śniegu, stopnieje, na*ierdoli, stopnieje…i tak kilka razy. Zima będzie długa i upierdliwa, temperatury będą skakać góra- dół, ale przeżyjemy. Biedronki to nie wiem jak dadzą radę. Chyba , że te z żółtymi bilbordami, bo te jak śniegu nap*rdoli to dach mogą stracić. A skąd ja to wiem? Ha! Bo ja mądra jestem i skromna (jak nie wiem co) przy okazji! Chcecie wiedzieć jaka będzie zima? Całe lato obserwujcie kwitnienie dziewanny. Teraz jestem całkowicie poważna.Zima będzie się wlekła jak żul ze sklepu do chałupy…
Strzeżcie się moi drodzy gupich ludzi, ciężarnych w samolotach i azjatyckich biedronek, bo inaczej czeka nas katastrofa i tylko Macierewicz będzie znał odpowiedzi na wszystkie pytania :D

Doktor Kwiecień-Plecień, czyli jak „lekarz” złamał prawo.

By | Przemyślnik | No Comments
Taka sytuacja…
Wbijasz do apteki. Recepta jest źle wypisana. No sorry, jeśli ja wypisywałabym recepty, byłoby dobrze i do tego czytelnie. Ale ja nie wypisuję. Miła Pani z apteki radzi zapierd*lać na SOR, bo tabsy potrzebne już teraz natychmiast. Tam mają obowiązek przepisać jedną z pozycji na osobną receptę. Podkreślam- przepisać, nie przypisać. Ot, nanieść to co już jest na inny papierek, bo tabsy nie są refundowane. Proste.
Pana lekarza nazwijmy Kwiecień, żeby nie było, że po nazwisku :D Po wcześniejszej rejestracji, papierach i pół godziny formalności jesteśmy prawie u celu. Prawie robi ogromną różnicę. Kwiecień zapierdziela w kółko prawie i graniaste, trzy kroki w prawo,sześć w lewo. Staruszka obok resztkami sił prosi o pomoc, ale przecież jeszcze żyje, więc nie ma co sobie tym du*y zawracać, doktorek radośnie świergoli przez komórkę. Mamy czas. Dobra dziad przycupnął na chwilę, świetny czas na atak.
-Bla, bla, bla..proszę o przepisanie recepty. (Oczywiście prośba poprzedzona lizaniem du*y i wazeliną, tak żeby Kwietnia wprowadzić w nastrój i żeby był świadomy swej zajebistości, wielkich mocy itd.) .
– A co ja jestem?! Gwiazdka świąteczna? Św. Mikołaj?- doktorek nie w humorze. – Ja nic nie przypiszę, ja nic nie muszę!
– Ale nic nie trzeba przypisywać, wystarczy przepisać.
– A ja nie znam. A skąd ja wiem komu przypisuję?(- No bo dowód osobisty przy rejestracji i wypełniona karta, i wypisane wcześniej recepty, to wszystko oczywiście fałszerstwo i zmowa Hobbitów).
-Dobrze, skoro Pan nie chce przepisać, proszę uprzejmie o napisanie kartki, że w razie pogorszenia mojego zdrowia w nocy lub mojego zejścia bierze Pan pełną odpowiedzialność za to, bo nie ma Pan ochoty nic przepisać. Proszę też o podpis i pieczątkę i jesteśmy kwita. -Mina zdechłego borsuka u Pana, sytuacja napięta jak plandeka na Żuku i…
-No to ja mogę napisać tę receptę! Ale pod fałszywym nazwiskiem!- Doktorek jak nakręcony rach ciach, pieczątka fruuu! Jest recepta jak malina! Pod fałszywym nazwiskiem? Fuck o co chodzi?
Recepta jak ta lala, w danych osobowych- Henryka M. ul Sobieskiego (…). Ale, że jak to?! PESEL też jakby nie ten, rocznik taki bliższy powojennym czasom niż czasom obalenia komuny. Ale gdzie doktorek? Kamfora, dym z ogniska. Był- nie ma. Jak kasa w portfelu.  Popij wodą. Ponowna wycieczka do apteki.
Pani aptekarka uraczona historią puka się w głowę. Gdyby nie fakt, że cholerstwo było potrzebne szybko, a lek ratujący zdrowie, sprawa nie skończyłaby się na wykupieniu cholernej recepty. Lekarz niespełna rozumu, w dodatku Pani w aptece informuje, że Pani Henryka pół godziny wcześniej wykupiła swoje leki. Pani Henia to nie fikcyjna osoba wyimaginowana przez Kwietnia. Doktorek podał dane osobowe swojej pacjentki osobom trzecim. A po cholerę? Z jakich pobudek ? Nie łatwiej było załatwić sprawę po ludzku? Ja już nawet nie chcę wiedzieć, co taki błazen robi na SORze, ja chcę wiedzieć co ten błazen wyprawia. Można powiedzieć, że błazen zmusił mnie do popełnienia złegoooo czynu, wykupiłam leki na nie swoim „koncie”. Musiałam. Przepraszam Panią Henrykę, która i tak pewnie o sprawie się nie dowie. A Tobie błaźnie życzę żeby nigdy nie przyszła do ciebie świąteczna gwiazdka, a Święty Mikołaj niech Cię dobrze rózgą zdzieli.
Takie moje szybkie dzisiejsze wynurzenie, bardziej na poważnie, na drugi raz się poprawię.
Możecie komentować, bo ja nie mam więcej słów na moje ostatnie przygody :D