Nie dorabiaj piździe uszu

W dzisiejszych czasach natłok informacji jest tak duży jak tłok w Żuku. Nie wiem jaki tłok ma Żuk, ale Żuk, szczególnie taki z plandeką, to duże auto i na pewno ma duży tłok. Tłok i natłok, taka gra słów. Czaicie?! Haha jaka ja jestem błyskotliwa, to się nawet fizjologom nie śniło. Ale wróćmy do natłoku informacji. To całe gówno zalewa nas zewsząd swoim szlamem i ja jestem częścią tego szlamu, dlatego dziś zapraszam na świeżutki smar prosto z tłoku Żuka. Sok z Żuka. I koktajl informacji. Z chia (czy to się jakoś kurwa odmienia?).

 

koktajl, smoothie, owoce, kwiaty, laptop

Jeśli liczycie na jakiś pseudo przepis na koktajl, to się zawiedziecie. Jak można kurwa pisać (wymyślać?) przepisy na koktajle, pardon- smoothies. Nawet słowo koktajl jest faux pas. Mój przepis na koktajl jest prosty. (Tak, kurwa koktajl, bo jak Wajda jestem z Polandii i mój mózg ma polandzkie styki). Otóż przepis jest taki, że zapierdalam do sklepu, kupuję co leci, banany, mandarynki, truskawki, gówno, kiwi, gruszki, czy co tam akurat jest. Przynoszę do domu i jak mam czas i ochotę, to miksuję, to co mi się złapie. Nawet tą jebaną chia (chię kurwa?!) kupiłam, ale i tak wolę siemię, nasze polskie i lniane i przaśne jak ja. Tyle. Po jaką cholerę dorabiać piździe uszy? Po kiego grzyba co drugi dzień wrzucać na bloga, jutuba, czy fejsa wielkie i długie pierdolamento z przepisem na chleb z masłem, czy tam koktajl? No ja wiem…zasięgi. A wiecie co ja mam na zasięgi? Mam wyjebane jak Janusz zęby po zabawie w remizie. I wiecie co? Mam dobre zasięgi, a wiecie czemu? Bo na nie kurwa nie cisnę, nie sprawdzam, mam gdzieś, bo wiem, że ludzie mnie czytają. Żywi, prawdziwi ludzie z krwi i kości, i tłuszczyku, i z cycków i z siurdaków, i innych takich siakich.
Coraz większy bezsens dostrzegam w recenzjach kosmetyków. Serio. Chociaż jak napisałam o wcierce, to w pobliskim sklepie skończył się cały zapas Agafii? Nie wiem jak to się przekłada na kraj, ale z tego co mi ludzie donoszą, to się przekłada. Popatrzę na odżywkę do włosów i myślę sobie, że jest zajebista, ale co więcej napisać? No, że zajebista i tyle. Jakiś taki krótki byłby post, nawet Jezus dłużej pościł. Na insta wymyśliłam hasztag #instarecka własnie po to, żeby nie pisać posta z 5 słów, a dać znać, że coś jest dobre, albo beznadziejne i już. Ale co z blogiem i reckami? No nie wiem. No coś będzie, ale co i w jakiej formie, to się okaże. Będę pisać kiedy poczuje impuls, takie pierdolnięcie, pozytywne, negatywne, ale za to intensywne jak zapach majtek żula. Nie widzę sensu kupować kredensu. Mało co czytam w tej blogosferze, bo tam tylko ciągle wkoło Macieju jak ze Smoleńskiem. Czytam, to co jest ładnie napisane, a nie to co jest o czymś, może być też o czymś, ale nadal napisane ciekawie. Czepią się te blogerę i vlogerę jednego tematu i tak ciągną kota za ogon, aż się obesra po wibrysy. Nuda.
piwonia, peonia, kwiatek, flower, peony
Bardzo lubię piwonie. Miś Push-Upek lubi piwonie, bo PIWOnie. Ja lubię, bo ładnie pachną i fajnie wychodzą na zdjęciach. Esik też lubi piwonie. Powyższe informacje nikomu i do niczego nie są potrzebne. Wiecie ile codziennie niepotrzebnych informacji dostarczamy do swojego mózgu? Jest to średnio 12 tysięcy bzdur na dobę. Żartuję. Nie wiem, kurwa, ale liczby brzmią tak wiarygodnie. Ludzie pochłaniają wszystko jak leci. Wierzą co im się pod nos podsunie. Ale wiecie co? Ja lubię takie bzdury, takie jak ten mój pseudo artykuł, lubię wyłapywać ciekawostki, czytać między wierszami, pośmiać się, wyciągnąć wnioski, albo się odmóżdżyć. Wszystko dla ludzi. Telewizję też oglądam. Oglądam tvPIS i zdrajców z TVNu i nawet Polsat mi się zdarzy. I co? I gówno! Mam telewizor, a nawet dwa. A teraz moda na nie miecie telewizora. A ja mam i chuj. Poszłam kiedyś po pieprz do Tesco i kupiłam telewizor, bo akurat stał i co mi zrobicie? Mam wyrzucić przez okno, bo teraz każdy szanujący się KTOŚ nie ogląda i nie czyta tego i sramtego, bo tak?
Generalnie moje zakupy wyglądają dziwnie. Poszłam po pieprz, kupiłam telewizor. Poszłam po farbę, kupiłam kanapę. Poszłam po czajnik i kupiłam notebooka, telefon i power banka. Czajnik też kupiłam. Sępię na kosmetyki i oszczędzam 2 zeta czekając na promkę. Pojechałam na targi i kupiłam pomadkę za dwie stówy. Taka jestem i co mi zrobicie?
W tym wszystkim chodzi o to, żeby być sobą. Nie mówię chipsy, tylko chrupki, bo tak zawsze mówiłam i nie będę odgrywać wielkiej celebrytki, chociaż ludzie już mnie rozpoznają. (Wow, to już?!). Nie udaję, że delektuję się sushi, bo jedyne sushi, które mam w zasięgu, to takie z Biedry. Lubię sushi, nie powiem, że nie, ale prawda jest taka, że kocham kartofle (nie ziemniaki!) ze śmietaną 18% z Krasnegostawu. Kocham chleb ze smalcem i cebulą skropioną octem. Kocham swojską kiełbasę i zimne, jasne, chmielowe piwo z dobrą goryczką. Mam się wypierać swojego Ja i robić zdjęcia na Insta w jednym stylu, takie śliczne i nudne do porzygu? Nie. Dziękuję.
Wiecie, że kiedy zaczynałam pisać ten tekst jeszcze nie wiedziałam o czym będzie? Miałam tylko zdjęcie piwonii i koktajlu. Dorobiłam piździe uszy. Ale umiejętnie. Samo jakoś poszło. I to własnie jestem ja. Spontan i proste słowa, które trafiają do ludzi, a nie w statystyki i zasięgi.