Monthly Archives

marzec 2017

Bądź jak Daenerys Targaryen! Maseczka Rapan Beauty Power Of Nature niebieska glinka + smocza krew

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Pisałam Wam niedawno jak bardzo wkurwiają mnie koncerny, które piłują ryja, że ich kosmetyk jest fchuj naturalny i cacy, a wcale nie jest? Pisałam. L’Oreal piłuje ostatnio wargi o swoich maskach “Czysta Glinka”. Taka ona czysta, że wolałabym ryj w kałużę wsadzić. Tablica Mendelejewa. Skład długi jak pyta walenia. Ale co tam, nazwijmy maski czysta glinka, swołocz kupi. Niedoczekanie. Mam dziś dla Was glinkę, która jest faktycznie glinką. Glinką najwyższych lotów, a nie jakimś gównem dla plebsu? Przed Państwem Maseczka Rapan Beauty Power Of Nature! Tadam!

 

Jak wiecie glinki zawsze mam w łazience. Nie, że nie mam płytek, a klepisko i mi się glina wala pod nogami. No nie. Płytki mam, a glinki to mój ulubiony kosmetyk twarzowy. Nie raz i nie dwa pisałam o maskach tego typu. Pisałam nawet kiedyś o glinkach od Rapan beauty, które katawałam dłuuugii czas. Wydajne, to to na pewno. Rapanki się rozwijają i do testów dostałam nowość– Maseczkę Rapan Beauty Power Of Nature niebieska glinka + smocza krew (klikajcie sobie te linki, to sobie więcej poczytacie, bo nie lubię powielać tych wszystkich opisów i takich tam). Dostałam i wystartowałam z testami, chociaż w sumie to od początku byłam pewna, że się nie zawiodę. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z Rapan beauty, jestem z nimi całym sercem, ale nie myślcie sobie, że na moją recenzję ktoś miał jakiś wpływ, co to, to nie. Na mnie sam papież by nie wpłynął ?

 

 

Przelećmy skład. Na pierwszym miejscu- niebieska glinka i to taka na wypasie, bo syberyjska, najrzadsza i najbardziej poszukiwana. Dalej mamy olejek ze słodkich migdałów, potem smoczą krew od Daenerys Targaryen, Pierwszej Tego Imienia, Niespalonej Matki Smoków i co ona tam jeszcze mówiła. A tak serio, to ta cała smocza krew, to ekstrakt z żywicy drzewa Croton Lechleri. Na końcu jest jeszcze olejek z chińskiej cytryny Yuzu. Tyle. 4 składniki. Zero dodatków. Oto prawdziwa prawdziwość, a nie jakiś podrabianiec. Rapan beauty obiecuje, że maska wystarczy na około 10 użyć. Kłamczuchy. Maskę nakładałam już 12 razy i końca nie widać ?No dobra, widać, ale jeszcze na co najmniej 5 razy mam. Słoiczek 50 ml jest tylko o 10 złotych droższy niż głupi L’Oreal, dokładnie kosztuje 46 złotych. Jeśli podzielimy 46 złotych na powiedzmy 15 użyć, bo na tyle mniej więcej wystarczy słoiczek, to mamy 3 złote na użycie i to nie jest dużo. Głupia byle jaka maska z drogerii w saszetce kosztuje więcej.

 

Wizualnie, proszę ja Was, mamy błotko. Błotko ma świetne właściwości. Zapach nijaki, coś tam delikatnie przebija olejek migdałowy z ziemią, ledwo da się wyczuć. Nie będę tego wszystkiego przepisywać. Możecie powiększyć sobie zdjęcie, albo odwiedzić stronę Rapan beauty. Najlepiej będzie jeśli napiszę co ja zaobserwowałam, bo po to się czyta blogi, żeby przeczytać coś innego niż sztampowy opis. Right?

 

Cóż, glinki cenię od zawsze. Maskę stosuję po swojemu. Na czysty ryj kładę odrobinę i masuję. Masuję, bo niebieska glinka ma w sobie małe cząsteczki krzemionki, które fajnie peelingują skórę. Potem dokładam więcej i trzymam ją przez całą kąpiel zwilżając od czasu do czasu, żeby się nie zaschła na mordzie. Spłukuję i już. Plusem maski jest to, że dobrze się zmywa, a nie ciapie jak niektóre (kto miał kiedyś jakąś czerwoną glinkę, ten wie jaki to dramat). Oczywiście peeling nie jest obowiązkowy, ale ja lubię sobie potrzeć i mam 2 w 1- peeling i maskę. Jak dla mnie bomba, bo nie muszę sto razy czegoś kłaść i zmywać. Glinka super oczyszcza twarz. Jeśli szukacie czegoś co wyciągnie czarne zaskórniki, to oficjalnie mówię- nie ma niczego lepszego niż glinka. Dzięki olejkom twarz jest nawilżona. Po samej czystej glince niestety skóra bywa ściągnięta, tutaj mamy problem rozwiązany. Skóra po zimie wygląda lepiej, jest nawilżona, oczyszczona, promienna, wypaliło mi syf z tej zimnej pory roku haha ?

 

Polecam z czystym sumieniem. Jeśli macie kupić jakiegoś podrabiańca z drogerii, to lepiej kupić maskę Rapan beauty. Serio, serio. Dodam jeszcze, że firma nie jest jakimś pierdolony molochem, tylko rodzinną firmą, a takie inicjatywy trzeba wspierać. Ja będę, szczególnie, że ich produkty bronią się same!Z kodem: MEKSYK 10% rabatu na wszystkie kosmetyki Rapan na https://sklep.cobest.pl/ ?

 

 

Przypałowe wagary, naiwniacy od Votka i (nie)wzruszające reklamy Allegro

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Oczywiście, że mi się dni pogmatwały. Ale co z tego? Wczoraj mi czasu zabrakło, to dziś napiszę. Chodźcie ze mną na wagary. Rzućcie to wszystko w cholerę, olejcie to wszystko, tak jak ja wczoraj nie olałam i chodźcie na wagary dziś. Wypijemy tanie wino nad rzeką i ujebiemy buty w błocie, a potem może spotkacie Votka ze swoich snów, a Mama uszyje Wam sukienkę na bal przebierańców. Wiosna jest! A wiosną wszystko się może zdarzyć!

Votek okazał się ściemą. Aż mi się gówno w dupie zagotowało, że nie napisałam o moich podejrzeniach wczoraj, bo dzisiaj, to popij wodą. Nie żeby gówna wodą popijać, ale całą resztę. Obstawiałam reklamę prezerwatyw, albo innego badziewia, a tutaj sieciówka z łachami. Udało im się lepiej niż Jakóbiakowi. (Dajcie mi takie chajsy jak oni maja, a wkręcę i Kaczora). Teraz gówniarzeria ma żale, że oszustwo. Oszustwo to było jak Wasz stary w porę nie wyciągnął, a mówił, że tak. No i mamy takich Tomaszów (nie chciałaś w dupę To-masz!). Nie żeby teraz Tomasze naiwne były, no ale są. Naiwne i jeszcze jakieś takie bezmyślne.

Wczoraj skoro świt przed południem łypię sobie co mi się drze pod domem jak stare prześcieradło, a to Tomki, Sebki i Mariole. Dzień Wagarowicza. Nie żebym miała coś przeciwko, przeciwnie, że nie przeciwnie. Sama wagary celebrowałam z radością. Autostop do Zamościa, albo gdzieś tam. Zimą w czwartki zdarzało się urywać do muzeum, bo czwartki były darmowe, a w muzeum ciepło. Muzealne wagary były tak podejrzane, że wychowawczyni dzwoniła do przybytku zapytać czy to prawda, że tam chodzimy. Prawda. Nawet nam usprawiedliwiali godziny, a pracownicy muzeum radośnie witali od progu przy okazji kolejnych odwiedzin. Mieliśmy ochotę pójść do muzeum lotnictwa, to chodziliśmy do muzeum lotnictwa kurwa jego mać. W sumie to było muzeum regionalne. Też spoko.
Najbardziej przypałowe wagary zaliczyłam w gimnazjum, dokładnie 21 marca roku panieńskiego ohoho przed wojną. W Afganistanie. Strach pisać, ale tak nam się koleżanka najebała, że wpadła w ubłoconą lisią norę. Cudem dociągnęliśmy ją przez las i pola do miedzy pod którą leżał jeszcze śnieg i tym śniegiem próbowaliśmy ją domyć. Spróbujcie kiedyś domyć kogoś kto wygląda jakby słoń zrobił na niego sraczkę, użyjcie do zabiegów pielęgnacyjnych resztek mokrego śniegu. Glinę ciężko zmyć, szczególnie jak Wam się zwłoki wyślizgują. Kolejnym trudnym zadaniem było dociągnięcie koleżanki w pobliże autobusu szkolnego. Potem tylko ją jakoś tam umieścić i zawlec do domu. Przy tym nikt miał nie zauważyć, że zwłoki, to zwłoki. Zwłoki stawiły opór w okolicy wąskiej uliczki. Nie pomagały prośby i groźby zwłoki powiedziały, że zostają. Wyjęłam telefon i zaczęłam udawać, że dzwonię po policję. Zwłoki się wystraszyły, wszyscy płakali ze śmiechu, a zza zakrętu wyjechała…policja, po która nie dzwoniłam! Szok i niedowierzanie. Nie było przeproś. Koleżanka wróciła do domu błękitną taxą. To były inne czasy, milicja nie czepiała się nawet takich skandali. Koleżanka dostała w domu opierdol i skończyły się przygody (na chwilę?).
Człowiek chował się, żeby łyczek piwka (niektórzy woleli całą flaszkę wódy) wypić za małolata, a wczorajsze Tomaszki mi tu pod oknem gaz walą. Zero krępacji, zero lisich nor i do tego pod monitoringiem osiedlowym, Ręczę, że monitoring nie udawał, że na pały dzwoni, tylko to zrobił. Nie lepiej zrobić kilka kroków więcej i napić się w ustronnym miejscu między lądowiskiem, a boiskami za moim ogródkiem? Na łąki, nad rzekę i pić, aż wpadniecie w błoto. Zero pomyślunku. Zero fantazji w tym smutnym jak pizda mieście. Wszystko jakieś teraz takie nijakie jak ta reklama Allegro..
Ludzie wzruszają się nad matką i córką z reklamy. W grudniu był jęk nad Alle reklamą z dziadkiem. Dziadkowa reklama była smutna. Facet na stare lata musiał wkuwać angielskie słówka, bo wielmożni rodzice nie nauczyli gówniarza kilku słów w ojczystym języku. Teraz łzy wzruszenia nad matka Polką po łokcie ujebaną. Haruje kobita od świtu do nocy, szyje na starej maszynie, wydziwia wymyśla, a gówniara nosem kręci. Stoi małolata w oknie i ma zaciesz, że matka po robocie kombinuje jak dziecko zadowolić. A dziecko niby chce być jak ona. Czyli, że chce skakać przy rozpieszczonym dzieciaku i nie mieć nawet kiedy pierdnąć? Piękne wzorce…
Dobrze, że wiosna chociaż piękna. Dzisiaj wyszłam na chwilę i żeby wrócić musiałam parasolkę kupić. Ale to nic. Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie ?

SHARE WEEK 2017

By | Blog, Śmietnik | No Comments
Na wstępie powinnam napisać czym jest Share Week, ale wystarczy, że klikniecie i będziecie wiedzieć. Przepisywać nie będę, bo i tak większość nie przeczyta, a jeśli ktoś chce wiedzieć więcej, to i tak kliknie. W skrócie blogerzy polecają blogerów, akcja Andrzeja Tucholskiego. W ubiegłym roku polecałam swoje typy, w tym puszczę nowe polecenia, bo choć zeszłoroczne są nadal aktualne, to trzeba dać szansę moim nowym ulubieńcom. Sama nie liczę na lawinę poleceń mojego bloga, bo jestem trochę takim niechcianym dzieckiem blogosfery. Wiecie, niby każdy chwali i głaszcze po główce, ale co do czego, to jakoś tak głupio pochwalić mnie oficjalnie i może lepiej było mnie wyskrobać póki jeszcze siedziałam po cichu. Teraz kiedy już tam gdzieś ktoś mnie zna ciężko dokonać aborcji  i tak sobie piszę ?

https://www.aniamaluje.com/
Ania Maluje– moje odkrycie ostatniego czasu. Dopiero po pewnym czasie załapałam, że Ania jest dość popularna. Ale wiecie, ja jestem nieogar. Ja potrafię integrować się ze znanymi youtuberami i dopiero po godzinie załapać z kim piję, kiedy ktoś do nich po autograf podchodzi. Jakoś nie rozróżniam znanych od nieznanych, tylko patrzę czy się z nimi dogadać idzie. Z Anią mam wrażenie, że mogłabym pić nalewkę mojej Babci i zagryzać chlebem ze smalcem i byłoby fajnie jak na kombajnie. Na jej bloga trafiłam przez przypadek, czegoś tam szukałam i wlazłam. Może to było po moich testach Andrei do włosów? Nawet nie pamiętam. W każdym razie mam wrażenie, że to jakaś moja zaginiona siostra, bo ma podobne rozkminki. Zazdroszczę jej częstotliwości pisania i cieszę się, że znalazłam jej bloga w otchłaniach internetu. Bardzo polecam bloga tej sympatycznej osóbki! Anka wbijaj na nalewkę!
https://blog.smiley-project.pl/
Smiley Project– Milenkę miałam okazję poznać osobiście. To ona stworzyła moje logo. Poza tym, że genialnie rysuje, tworzy świetne grafiki i inne wygibasy (nie znam tych wszystkich nazw ?), jest niesamowicie pozytywną osobą. Uśmiechnięta, rozgadana i przebojowa. Blog Mileny to świetna odskocznia od blogerskiego zgiełku. Świetne rysunki i posty pisane z lekkością, takie do kawy, na odstresowanie. Nigdy nie byłam fanką komiksów, ale tutaj przepadłam. Zajrzyjcie do niej koniecznie. Moja Mama już ją czyta!
https://www.dpblog.pl/
D&P Blog– blog prowadzony przez sympatyczną “nadmorską” parę ?(Zazdro tego Trójmiasta). Na ich bloga trafiłam przypadkowo jakiś czas temu szukając informacji na temat marketingu internetowego. Potem zgubiłam gdzieś ich w czeluściach internetów i za cholerę nie mogłam ponownie znaleźć. Całe szczęście po kilku tygodniach poszukiwań odnalazłam ich na Insta i nawet załapałam się na mega ciekawy live. D&P to lifestyle, ale szczególnie polecam Wam posty o zarabianiu na blogu i całej otoczce. Świetnie wyjaśnione zagadnienia, takie kompendium wiedzy dla opornych jak ja.
Ojeju nie ma tu nic kosmetycznego. Ojeju. Taka ze mnie blogerka beauty jak z koziej dupy trąbka. No dobra, na każdym z tych blogów cząstkę urodową znajdziecie, bo wszyscy piękni. Mało tego – wszyscy uśmiechnięci i fajni. Mój blog też mało kosmetyczny, moją misją jest niesienie uśmiechu i emocji, a reszta to przy okazji. Jeśli szukacie czegoś przyjemnego do poczytania, to moje trzy powyższe propozycje czekają na nowych fanów. Strasznie lubię polecać wartościowych blogerów, więc zapraszam na poczytki.

Jakie kosmetyki wybrać – eko, chemiczne, tanie czy drogie?

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Kosmetyki eko, czy te prosto z laboratorium? Krem za 20 złotych, czy ten za 200? Jaki produkt wybrać? Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiona jestem. Nie znam się, to się wypowiem- narodowy sport każdego prawilnego Janusza. Jako Grażyna świata blogowego powiem Wam jak ja to widzę. A widzę to pewnie inaczej niż inni, bo ja jestem inna od reszty.
choker TU                                  bluzka TU

Jestem sępem. To już wiecie. Głupie pytanie zadałam na wstępie z tym kremem za 20, czy za 200. Wiadomo, że kupię ten za 20. Chociaż jak mi coś w oko albo w nos wpadnie, to cena przestaje mieć dla mnie znaczenie?Pamiętajcie – jeśli jesteście dobrą dupą z twarzy, to krem za 20 złotych wystarczy, jak macie dupę zamiast twarzy, to ten za 200 złotych nic nie pomoże. Proste. A serio? No to było serio. Ale jakby tak pofilozofować, to zwracam uwagę na cenę, ale kieruję się też składem. O dziwo to dzięki blogowaniu mój łeb załapał co pi razy drzwi siedzi w takim przykładowym kremie. Na początku blogowania nie wiedziałam nic, a nic w temacie. Potem jakoś z ciekawości i chęci nie bycia debilem zaczęłam czytać składy, żeby Wam tu głupot nie pisać. Po prostu nie lubię być głupia w czymś czego się czepiam. Czytałam, czytałam i z czasem automatycznie wlazło mi w głowę co jest co. Ale. Jest jedno ale. Nie można popaść w paranoję. Gdybym tak wnikała w te wszystkie składy na maksa, bałabym się myć ryja nawet wodą. Wystarczy poczytać internety i może się okazać, że nasze kichnięcie to zwiastun jakiejś ciężkiej choroby autoimmunologicznej, która rzuca się na naszą skórę i zjada wnętrzności, jej nazwa jest tak popierdolona, że strach wymówić, a wszystko to wina szamponu z SLSem. Taaa na bank. Te wszystkie włosomaniaczki i inne wyznawczynie Internetowych mesjaszów dwudziestego pierwszego wieku to jakaś sekta. SLS nie, silikony nie. Wszystko rak, sraczka i generalnie dramat. Nie lubię demonizacji czegokolwiek. Każdy ma swój rozum, fajnie jeśli ktoś go umie użyć. Skrolując neta obawiam się, że nie każdy korzysta z tego organu.

choker TU                                              bluzka TU
No dobra, to co wybrać? Eko, czy trochę chemii? Równowaga. Jeśli coś jest w sprzedaży, to ktoś podpisał coś, co pozwala na dopuszczenie tego czegoś na półki sklepowe. Wszystko co mogę kupuję w Eko Zieleniaku w moim mieście. Fajne ceny, duży wybór kosmetyków i innych rarytasów skutecznie mnie przyciąga. Oczywiście nawet w tym sklepie staję przed półką i porównuję. Często okazuje się, że krem za 20 złotych ma ten sam, a często nawet lepszy skład, niż ten droższy. Wybieram ten, który bardziej mi odpowiada działaniem, ceną i składem. Dokładnie w tej kolejności. Ale to tylko krem. W zależności od kosmetyków różnie patrzę na składy. Jeśli chodzi o żele pod prysznic wybieram je nosem, podobnie z balsamami. W dupie mam SLES w składzie, bo moja skóra też ma to w dupie. Nie szkodzi mi – kupuję. Szampon może mieć SLS lub SLES, tutaj patrzę tylko, żeby nie miał silikonów, bo włosy mam delikatne i silikony mogłyby je niepotrzebnie obciążyć. Szampon ma myć. W odżywce do włosów trochę silikonu natomiast nie zaszkodzi, bo chroni mi kudły przed uszkodzeniami. Maski do twarzy lubię naturalne, najlepiej glinki, algi i inne wynalazki. Kremy też staram się wybierać rozważnie. I tak dalej. Najlepiej poznać potrzeby swojego ciała i tymi potrzebami kierować się przy wyborze kosmetyków. I nie dajcie się manii ekosrekopojebańców. Wkurwia mnie tylko, że niektóre firmy umieszczają na swoich produktach napisy typu “eko” i taka Kowalska kupuje, bo myśli, że coś jest naturalne, płaci jak za zboże, a w kosmetyku tej natury jak na lekarstwo.
choker TU                                                                              bluzka TU
A co z zakupami na chińskich portalach? Wiadomo, na bank podróbek u mnie nie zobaczycie,  kiedyś poszedł tekst o podjebkach. Ale zdarzy mi się kupić coś o wątpliwym pochodzeniu na przykład Andreę czy Black Mask. Jedno i drugie dobrze się u mnie sprawdziło, kupiłam na własną odpowiedzialność, opisałam, możecie kupić, ale to Wasz wybór. Nie jestem jakimś pierdolonym guru blogowym, żeby ślepo za mną podążać. Notorycznie kupuję chińskie hybrydy i dla mnie są super. Hybrydy kładę na żel, albo “polską” bazę, więc lata mi jej skład, ma być ładna i się trzymać. Zresztą…Jakiś czas temu właściciel pewnej znanej polskiej marki sprzedawał swoje hybrydy na Alibabie (odpowiednik Ali dla hurtowników) w półlitrowych butlach po trzy dolary. U nas za kilka mililitrów płacimy pewnie z 50 zeta. Hello! Chuj wie co teraz jest chińskie, a co nasze i co ma atesty czegoś znaczącego, a co ma atest byle czego. W fabryce jakiegoś Mełbełyn też nie stoję nad kotłem , w którym się podkład gotuje i im na ręce nie patrzę czy dowalą odpowiednie składniki. Rydzyk-fizyk. Kwestia zaufania, rozwagi. Kwestia własnego wyboru. Przynajmniej gadżety z Chin możemy kupować bez strachu?Chyba??
puchate pędzle
No to co kupujemy? To co uważamy za stosowne dla nas. Może być polskie i chińskie. Może być eko i chemiczne. Może być tanie i drogie. Wolny wybór i nie dajcie sobie wmówić, że coś jest dla Was lepsze, albo gorsze. Dobre dla Was jest to co uważacie za słuszne. 

Lampa SUN9c, różowa frezarka i dobry frez z AliExpress, czyli idealny domowy zestaw do hybryd

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Hybrydki- srydki. Świat oszalał. Zwykłe lakiery do paznokci poszły w odstawkę. I racja. Hybrydę mogę nosić nawet miesiąc i się trzyma. Już pomijam fakt, że po miesiącu odrost jest obleśny, ale jeśli się zdarzy, to też mam na to sposób. Ale nie o sposobach będzie. Będzie o dobrym dealu na paznokciowe gadżety. Lakiery hybrydowe, ok. Ale czym to wszystko utrwalić, a potem zdjąć? Pokażę Wam moją opcję – “sępa domowego”, czyli jak zrobić sobie tanio i dobrze w domowych warunkach. Podstawowe narzędzie, czyli lampa i mniej podstawowe, czyli frezarka i solidny frez. Taki zestaw po kosztach, ale nie jakościowa sraczka.

 

sun9c, sunuv 9c,9c, lampa, hybrydy, aliexpress,
lampa- klik

Zacznijmy od tego, że z siedem lat jechałam na zwykłej tunelówce. Na jednych żarówkach. Przez te lata lepiłam sobie żele, czasami nawinęła się Mama, albo koleżanka. Tyle. Nie było po co zmieniać bebechów. W ubiegłym roku doszłam jednak do wniosku, że trzeba śmierdziucha zastąpić czymś nowszym, bo jeszcze zdechnie mi staruch w połowie bazgrania i zostanę z kapiącym z palucha żelem. Przeszukałam internety. Oczywiście przeszukałam Ali? Większość osób polecała najmocniejsze i najdroższe lampy SunOne. Ale tak podumałam i pomyślałam, że na chuj mi gnój jak pola nie mam? Po co wydawać pierdyliard dolców na jakiś wehikuł, skoro staruch za grosze pociągnął w domowych warunkach kilka ładnych lat? (BTW dalej działa, oddałam koleżance na start z hybrydami). Jeśli paznokcie robicie sobie, ewentualnie jakiejś koleżance przy winku, to nie ma co inwestować w cholera wie jakie sprzęty.

 

Zakupiłam sobie lampę SUN9c 24W ze sklepu SUNUV Official Store na AliExpress. Nazbierałam kuponów, skorzystałam z promocji i zapłaciłam dokładnie 11,34 zielonych. Licząc dolara po 4 złote, pi razy drzwi, wyszło mi 45 złotych. Czy to nie jest deal życia? Teraz jest trochę droższa, ale sklep często robi promki, można upolować kupon, więc kto sprytniejszy, ten też kupi ją za śmieszne pieniądze. A nawet jeśli kupimy ją za całe 18 dolarów, to i tak taniej niż u nas. Nie wiem czy wiecie, ale tą lampą obraca nie jeden hybrydowy mocarz w naszym kraju, dodają tylko napis firmowy. Skąd biorą te lampy? Od tego samego Pana Chińczyka, od którego kupiłam ja. Także tego.

 

 

Piętnaście lampek, które utwardzą zarówno żel jak i hybrydę. Czas utwardzania błyskawiczny, niektóre hybrydy są suche w dosłownie 10-20 sekund, co przy mojej starej tunelówce jest prędkością powalającą. Lampa ma jeden przycisk- jedno naciśnięcie to 30 sekund, dwa -60. Uruchamia się guziczkiem, ale ma też czujnik – wsadzamy łapkę i bestia się odpala, wyjmujemy i gaśnie. Sun9c, ma też siostrę 9s, która zamiast przycisku posiada wyświetlacz, ale ja jednak wolę mieć awaryjny guzik, w razie gdyby czujnik kiedyś zdechł.

 

Bestia przychodzi z pudełkiem, instrukcją i odczepianym kabelkiem. Żadnych zbędnych bzdetów. Działa pięknie, utwardza rewelacyjnie. Przyszła do mnie w niewiele ponad dwa tygodnie z …Estonii. Lampa nie posiada dna. Profilaktycznie stawiam ją na sreberku, żeby światło lepiej się odbijało. Czy to coś daje- nie wiem, nie chce mi się sprawdzać. Tak, czy siurdak uważam, że ta lampa to idealny wybór do domowej grzebaniny. Polecam. 

 

różowa frezarka z aliexpress

 

Na dokładkę domowy ździerak. Słynna różowa frezarka z AliExpress, kupiona w tym sklepie za $5,45. Nie jest to szczyt techniki, ale silniczek daje radę. W zestawie przychodzi też zestaw fezów, które są chujowe jak nieszczęście ? Do frezarki dokupiłam więc porządny frezaukcji jak ta (mój link jest już nieaktywny), u tego sprzedawcy. Szyszka ma taką moc, że flaki by wydarła, nawet na tym różowym maluszku. Za frez zapłaciłam 6,18$, czyli więcej niż za frezarkę, ale powiadam Wam – warto. Hybryda schodzi za jednym pociągnięciem, żel sypie się jak galerianka. Nie pamiętam ile powyższe bajery do mnie leciały, ale chyba było to w granicach normy, skoro sobie nie przypominam.

 

Zbierzmy wszystko do kupy. Jeśli paznokcie robicie sobie w domu i nie zajmujecie się tym profesjonalnie mogę Wam polecić dzisiejsze gadżety. Nie ma co przepłacać. Lampa jest rewelacyjna, a frezarka znacznie ułatwi pracę. Najważniejszy we frezarce jest dobry frez i oto i on. Pierdolników używam od kilku miesięcy i nawet nic nie pierdnie. Kupujcie póki na Chiny nikt atomówki nie spuścił ?

 

Irytujące teksty z…internetów

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Znacie takie teksty, które rozwalają Was na łopatki? A na grabeczki? A w necie niektóre komcie nie powodują u Was odruchu wymiotnego? A może kupa Wam twardnieje na widok niektórych mądrości? A pamiętacie jak pisałam Wam o Irytujących pytaniach o…pierdoły, albo o Irytujących pytaniach o…związek? A co powiecie na irytujące teksty z internetów? No, to klawo jak cholera. Enjoy!

Zacznijmy lajtowo od tekstów typu “cycki mi opadają”. Jak mnie to irytuje. No wiecie, póki co moje cycki są tam gdzie trzeba. Chwilo trwaj. Ale nawet kiedy mi kiedyś grawitacja w garb zaklaszcze, to nie będę się tym chwalić, prędzej pójdę do Szczyta i mi te cycki zholuje tam gdzie trzeba. Czasami mamy do czynienia z tekstem “ręce opadają”, czasami mamy pierdolone kombo i komuś “ręce i cycki opadają”. Opadają to liście. Z tym całym opadaniem, to tak wyświechtany tekst, że lepiej nic nie pisać, niż tym zabłysnąć. To tak jak z “podpisuję się pod tekstem obiema rękami” lub “rękami i nogami” albo i “wszystkimi członkami”. Chciałabym to kurwa zobaczyć?

Wejdźmy na Fejsa. “Ślicznie”, “Pięknie”, “Modeleczka”. Komcie pod fotkami takie, że cycki opadają jak ręce i ręce jak cycki. Serio ktoś wrzuciłby na Socziale zdjęcie, na którym według niego wyszedł źle? Bardzo nie sądzę. Już pomijam, że Janusze bez zęba na przedzie, tacy średnio urodziwi, też mają takie słitaśne komcie pod swoimi zdjątkami, ale ok. Może akurat wyszli możliwie najlepiej jak tylko to możliwe. Pod zdjęciami dzieci najbardziej śmieszy mnie tekst typu “ojej jak Ci szybko pannica rośnie, niedługo będzie trzeba pilnować”, albo “mam dla tego kawalera pannicę (w domyśle dziecko piszącej)”. Ojej jakie to wcale nie oklepane, ojej, ojej. Nie daj Bozia wrzucić zdjęcie z cudzym dzieckiem, zaraz Ci napiszą “pasuje Ci”, “pora na Was”. Nie kurwa. Pora na Telesfora.
Najlepsze są grupy na FB. Jestem w niejednej. Piszę może w kilku. Wrzuć zdjęcie kota na kociej grupie, a zdiagnozują mu koci katar, świerzba i sraczkę. Jedna z grup o Ali, założyciel pokroju Kim Dzong Una, spierdalałam stamtąd, aż się kurzyło. Założyłam sobie własną grupę, Aliexpress BEZ podróbek, bo Kim po portalach pucuje się, że niby jest anty, a zamawia i namawia, aż trzeszczy. Generalnie większość grup to zlepek ludzi wszechwiedzących i wszechjebniętych. Gestapo. Nadgorliwość taka, że strach się odezwać. Na niektórych grupach siedzę tylko po to, żeby się pośmiać. Albo zapłakać nad ludzką doskonałością i nieomylnością. Albo jestem masochistą.
Większy kaliber. Przemądrzałe i sfrustrowane Janusze i Grażyny. Koniecznie powiększcie sobie powyższe zdjęcie. Przykład Jessiki Mercedes. Jak śmiała się tak nazwać? No szkoda, że ona tak już została nazwana przez rodziców. “Niech się za robotę weźmie! Jak uczciwy człowiek za  dwa tysie.” A co jak zarobię trzy, to już jestem skreślona? Jestem oszustem? Dramat. Chwała jej za to, że zarabia na tym co lubi i nie musi zapierdalać w kopalni. Nie jestem jakąś fanką Jessiki, ale bardzo się cieszę, że może sobie pozwolić na wygodne życie. To takie niepolskie z mojej strony… Łysy, w kapturze, to na pewno bandyta. Sąsiad kupił nowy samochód? Pewnie nakradł piniendzy. Na wakacje pojechali? Burżuazja! Pewnie matka dała na wczasy. Otóż moi mili bardzo chciałabym być obrzydliwie bogata. Najlepiej za sprawą bloga i nie ma w tym nic złego. Całe życie zapierdalam, żeby móc poleżeć, bo Lenistwo jest cnotą! Rusz dupę narzekający Januszu i nie zaglądaj komuś do portfela. Żadna chluba zarobić 2 tysiące. Żaden też wstyd. Ale nie można na kimś psów wieszać tylko dlatego, że mu się udało. Trzeba zapierdalać i udać sobie. Bez udawania.
“A kto to jest?” A kurwa Google się zawiesiło? Taki hejt, nie hejt. Głupota. A ja głupia połowę życia musiałam encyklopedię wertować. Niby Grażynka udaje, że nie zna, ale zna doskonale, wyraża tylko swoją pogardę. Przecież powinni pisać o niej, bo ona skończyła Wyższą Szkołę Obracania Naleśników, zarabia uczciwie 2 tysiące i jest Kimś. Chyba we własnych oczach…
A do kogo Janusze i Grażyny mają pretensje o lansowanie? Do mediów. A dlaczego media wrzucają coraz głupsze zajawki? Bo naród coraz głupszy. Grażyny klikają, media zarabiają. Grażyny się bulwersują i piszą i klikają, a Jessika i Onety liczą hajs. Dzięki Grażyna, dzięki Janusz, dzięki Waszej frustracji hajs się zgadza.
A Was jakie teksty irytują? Chodzi mi po głowie post o takich miłych słówkach w internetach, żeby było miło. Ale to kiedyś. Na dziś to prawie tyle.
Ogłoszenie wieczorne. Wywiad ze mną w Wysokich Obcasach będzie do kupienia 18 marca. Dziewczyny próbowały mnie podejść, ale się nie dałam. Mam tylko nadzieję, że nie pociachają za mocno moich wypowiedzi, żeby nie straciły sensu. Tyle ze mnie na dziś. Nara?