Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu?

Welon wijący się na wietrze, promienie słońca odbijające się w złotych obrączkach. Tłum gości obok i limuzyna na podjeździe. Dopieszczone dekoracje, strzelające szampany, truskawki w czekoladzie i rosół na pierwsze. Głośna muzyka i radosne podrygiwania w jej rytm. Tort prawie do nieba i gdzieś tam podobno nawet miłość. I jeszcze, jeszcze zarżnięta świnia, jak w tej piosence! Wesele! Tylko, że ja nigdy nie marzyłam o białej bezowatej sukni…
pixabay

Ślub? Koniecznie kościelny, inny się nie liczy. Ślub bez wesela? No jak to tak?! A co powie ciocia Grażynka i wujek Janusz? A gówno. Oni już mieli swoje wesele. Wystarczy. Część wesel to taka nagonka, bo co powie rodzina? Nienawidzę wesel. Chodzę jeśli muszę, ale krew mnie zalewa kiedy nie mam wyjścia. Nie lubię tej sztucznej pompy i udawania. Kiedy już pójdę, bawię się, jem, bo nie chcę zrobić przykrości Młodej Parze. Generalnie tego typu imprezy mnie nie kręcą. Róbcie sobie co chcecie, ale mnie nie linczujcie, to tylko moje zdanie i nie musi się Wam podobać.

Szkoda mi czasu na organizację jednodniowej imprezy przez rok. Szkoda mi pieniędzy na jednodniową imprezę. Za cenę takiego wesela remontuję już kolejną część domu. Za cenę takiego wesela mogłabym pojechać na 3 tygodnie wypasionych wczasów na drugim końcu świata. Za cenę głupiej sukni ślubnej mogłabym popierdolić do Grecji. Serio komuś się chce robić te wesela? Marnować czas, kasę i nerwy żeby przez jedną noc najeść się, napić i potańczyć? Spoko?
Ślubu kościelnego nie wezmę. Od małego powtarzali mi, że Bóg jest wszędzie. W takim razie będzie też na łące, pod lasem, na plaży w Miami i tam mogę przysiąc miłość, wierność i co tam jeszcze serce podpowie. Przysiąc mogę przed wybrankiem i Bogiem, który przecież będzie z nami na tej łące i w Miami, ksiądz mi do tego nie potrzebny. Ewentualnie przyda się urzędnik, tego nie wykluczam, potem łatwiej się rozliczać w urzędach?I już, i wystarczy, do domu. Papiery podpisane, można przejść do nocy poślubnej. Po co mi więcej?
pixabay
W kościele na sztywniaka. Potem dom weselny. Kluski na brodzie i właśnie wtedy Pan Kamera robi na Was najazd. Zajebiście! Pierwsze sztywne podrygi. Mijają trzy godziny, w tym czasie konto Młodych uszczupliło się o jakieś dziewięć tysięcy złotych. Tak najbidniej licząc. Liczycie, że Wesele się zwróci? Ha! A to trzeba było imprezę z biletami zrobić i podliczać każdego. Goście, jak sama nazwa wskazuje, są gośćmi, a gość nie ma obowiązku płacić haraczu za imprezę, na którą “musiał” iść. Mnie cieszyłoby 20 złotych w kopercie tak samo jak 200. Teraz podobno krążą prawie cenniki. Temu wypada dać 200, bo za talerzyk, tamtemu 500, bo rodzina, temu 1500, bo bliski krewny. Serio kurwa? Jak ktoś zarabia 1200 i ma dzieciaka na utrzymaniu, to nie wyrzyga tysiaka. Młodzi powinni cieszyć się samą obecnością gościa, a nie jego ciężko zarobioną kasą. Dobrze, że mojego wesela nie będzie!
Przed północą wujek Stefan będzie już kimał w sałatce ze śledzi. Ciocia Jasia będzie próbowała go jakoś dyskretnie wyprowadzić ukrywając wstyd. Kuzyn Antek najebie się jak świnia i będzie łapał za dupy młode kuzyneczki. Małoletni Tomek będzie podawał flaszki przez okno swoim równie małoletnim kolegom. Czas na oczepiny!
Panna Młoda z obdartymi piętami i męczona wieśniackim gorzko, gorzko (bo przecież alkohol to podstawa ehh). Pan Młody lekko ciachnięty przyjmuje krzywe spojrzenia świeżo poślubionej żony. Czas na poniżające zabawy. Przeciąganie jajka po portkach partnera. Wyścigi w piciu wódki, udawanie zwierząt, bieganie w amoku po sali. Wszyscy najebani. I zbieramy na wózeczek, bo kasa, kasa! Poniżające i prymitywne zabawy często z podtekstem seksualnym. Seks, alkohol i Młoda Para! Super poziom, super biba! Wpierdolimy jeszcze tort z margaryny i można się poniżyć do końca. Ach co to był za ślub!
Po północy nawet Pan Kamera spierdala, bo nie ma co zwłok nagrywać. Niedobitki snują się po kątach. Ci z mocniejszą głową okupują wiejski stół. Piją bimber i zagryzają kiełbasą rwaną brudnymi rękoma. Serio myślicie, że wujek Franek myje ręce po siku? Smacznego.
Gdzieś nad ranem ciastko na drogę i w drogę. Jesteście szczęściarzami, jeśli na drugi dzień nie ma poprawin. Poprawiny to dobitka po dobitce. Super pomysł! Klin klinem, niech nam naród alkoholem stoi. Pijanym narodem łatwiej kierować. Noc poślubna? Jaka noc poślubna? O 5 rano, najebani, najedzeni, poniżeni, ale z pełnymi kopertami Młodzi mogą tylko pójść spać. Tylko nie zapomnijcie przeliczyć ile było w kopertach!
Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu? Bo żadnego kurwa wesela nie będzie!
“Co tak stoicie jak na pogrzebie? Jak balanga, to balanga! Matka, dawaj zakąski! Wódka jest, zaraz wyciągniemy ze studni coca-colę i gra muzyka! Orkiestra grać! Jak wesele, to wesele!”