Olej sezamowy KTC – badziewie stulecia

Włosy olejuję dłużej niż posiadam tego bloga. Z moich wyliczeń wynika, że dobre dwa lata tłuszczę włosy regularnie. Wcześniej przed każdym myciem, na noc- czyli co dwa dni. Od czerwca zmieniłam częstotliwość na olejowanie raz, góra dwa razy w tygodniu. Szczerze? Nie widzę większej różnicy, a i olej trafił mi się ostatnio taki sobie…
Olej sezamowy KTC. Kosztuje pomiędzy 12, a 15 złotych i… w sumie to nic. Przez te dwa lata przez moje włosy przeciekły hektolitry olejów i olejków. Żaden mnie nie zawiódł, jeden robił to, drugi tamto, były lepsze i były gorsze, a tutaj? Nie mogę Wam o nim nic powiedzieć. Właściwie to nijak nie wpłynął na moje futro. Gdybym wiedziała, to olejowałabym wodą- jeden chuj, a efekt ten sam. Nie wiem czy moje włosy mają już dość tego całego olejowania, czy sezam zwyczajnie mi nie pisany. Górna partia mojej grzywy jest średnioporowata, w stronę porowatości niskiej. Końce spałachane ściąganiem koloru i innymi armagedonami to wysokopory, no może średnio, ale w stronę wysokości. Na żadnej części olej się nie sprawdził.
Ciężko cokolwiek napisać o tym oleju, bo jakie włosy zastał, takie zostawił. Kazimierz Wielki to to kurwa nie jest. Na pewno go nie kupię. Pierwsza porażka od dwóch lat. Powiem Wam jeszcze, że temu KTC całemu nie ufam, mam wrażenie, że swoje produkty żenią i czymś rozcieńczają, bo mój olej jest jakiś mało tłusty i wodnisty. Zapachu zero, a szklana butelka też niepraktyczna- duży otwór i jedno jeb o płytki i ni ma (w sumie to szkoda, że się nie rozjebał po pierwszym użyciu). Nie twierdzę, że jest to totalne gówno, może komuś podpasuje, ale dla mnie jest skreślony.
PS. Jakie buble kosmetyczne trafiliście w swoim życiu?