Wiosenne Spotkanie Blogerek w Lublinie- relacja

Weekend spędziłam imprezowo. Dosłownie z imprezy na imprezę. Jedną z nich zaliczyłam w Lublinie. Na Wiosenne Spotkanie Blogerek pojechałam busem! Ja! Kurwa…z rok busem się nie kolebotałam, ale dałam radę, nawet się nie zgubiłam i nikt mnie nie porwał. Całe szczęście z dworca zawinęła mnie Marta (bądź pochwalona), więc byłam zaopiekowana i robiłam za trzymacz nawigacji w ramach podziękowań. Trochę mi się mapy w głowie zacinały, ale dotarłyśmy na miejsce. A tam…

A tam stado bab. Od lewej lecąc stoję ja. Wyszłam jak Krysia Tuchałowa ze wsi, ale w sumie jestem ze wsi, to nie będę się czepiać, nic nie poradzę, że mi z filców słoma wyszła. Koło mnie stoi MagdaKasiaMonikaMadziaMilenkaMarzenkaMagdalenka i Marta. Dobrze, że wzięłam żółtą kufajkę, w której na co dzień inseminuję trzodę, to jakoś tak czarno nie było. Wzięłyśmy z Martą towarzystwo w jajeczny uścisk. Takie jaja.
Nasza babska biba odbyła się w Restauracji Portofino nad Zalewem Zemborzyckim. Żarcie spoko, dali kartofle to nie narzekam, bo kartofel to podstawa. Klimacik też niczego sobie. Szkoda, że nie było trzydziestu stopni na plusie, byłoby jeszcze lepiej.
Fotka pod tytułem “Chwila namysłu, co by tu ojebać i czym popić”. Jako że było już chwilkę po trzynastej, zamówiłam Mojito, bo pamiętajcie- prawdziwy dżentelmen przed południem nie pija.
Podczas gdy Panie zajadały sałatki, ja zamówiłam wieloryba, kopiec kartofli i michę surówek, a wszystko dlatego,że ja lubię wpierdalać. Co zrobić.
Po napełnieniu mojej bezkresnej kiszki miałam dużo siły na quiz i na wypełnianie kartek pamiątkowych. Tutaj chapeau bas- genialny pomysł. Nawet mi nikt nie napisał, że jestem pojebana, ale wiadomo trochę strach pisać, jak każda przez ramię widzi 😀
Piszo i piszo, napisać nie mogo. Milena się cieszy, bo przez kilka godzin zaglądała mi w cycki, to i smutno jej nie było 😉
Też pisałam, żeby nie było, że jak ze wsi, to liter nie znam. Znam. Jeszcze Wam powiem, że i quiz mi całkiem zacnie poszedł, nawet Wam się pochwalę wynikiem. Ale nie powiem jakie były pytania, bo wtedy moje odpowiedzi wydadzą się kretyńskie.
Prącie bardzo. Kartkówka rozjebana jak żaba na szosie. A na pierwszej karteluszcze macie miłe słowa na mój temat. Serio nikt mnie nie chciał znurać? 😀 Powiększcie sobie jak Was intererere.
Plotki, kupa śmiechu, morze alkoholu, trochę dragów i tańce nago na stole   i tak nadszedł czas na upominki od sponsorów. Trochę tych tobołów stało, nie, że nie. A i tak każda najbardziej wzdychała do tych ładnych, kartonowych pudełeczek w lewym, dolnym rogu. Powiem Wam, że nawet jakby tam  w środku był stolec, to i tak pudełko wymiata 😀
Ja jako znany macacz i wąchacz od razu wsadziłam nos w zapachy. Może to mój urok, może to Mama, która jest szewcem akrobatą i od zawsze miałam dostęp do świeżego kleju. I tak to, lubię se pocachać.
Chytra baba z Radomia. Łapy w gifty. Przecież każda blogerka jedzie na spotkanie żeby się nachapać, no nie? A no nie. Ale upominki cieszą i nie zaprzeczę. A i tak znikam w najbliższym czasie ze spotkań, właśnie dlatego, że za dużo mi tych wszystkich kosmetyków. Na kawę też się nie umówię, bo nie piję, ale herbata, czy jakiś browar- chętnie. A wiecie co było najlepsze? Że takie spotkanie to nie tylko gifty, ale i pomoc.

 

Na koniec spotkania odbyła się licytacja, z której chajsy powędrowały do Lubelskiego Animalsu. Szczególne podziękowania należą się także partnerom spotkania- EUKAUBA8in1IAMSTETRABIOMANIA. Dzięki partnerom do Schroniska w Lublinie przy ul. Metalurgicznej 5 trafiły najważniejsze gifty – 80 kilogramów karmy mokrej i suchej, kagańce, smycze, różnego rodzaju preparaty. Dla mnie takie prezenty są więcej warte, niż kolejna szminka. Wcale nie ja muszę dostawać, są stworzenia, które ucieszy pełna miska. Wolę merdające i zadowolone zwierze, niż lakier do paznokci.

 

Oczywiście Sponsorom też dziękuję. Miło było gościć w tym klimatycznym miejscu i w sympatycznym gronie. A jeśli jesteście ciekawi co było w tobołkach…
…to zapraszam na kolejny post 🙂 Opowiem Wam co i od kogo przytachałam.