Yearly Archives

2016

Noworoczne postanowienia

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Tam się czasem nie zesrajcie z tymi postanowieniami na nowy rok. Wiecie, to wszystko są gówno warte postanowienia. To całe pierdolenie o nowym starcie i te wszystkie tygodniówki, bo tyle mniej więcej trwa zapał. Przez tydzień siłownie pełne, przez tydzień skarbonka pęcznieje od złotówek, przez tydzień trzy litry wody na dobę, przez tydzień posty na blogu raz na dzień…Bla bla bla…Pierdolę. Ja w tym wszystkim jestem perfekcyjnie nieperfekcyjna.
pixabay

Nie było mnie w grudniu za dużo na blogu, bo mogę. Bo są rzeczy ważne i ważniejsze. Bo nie jestem uwiązana do bloga jak pies do budy. Brakowało mi pisania, ale co zrobię, jak nic nie zrobię. Nie siadam z notesem i nie planuję wpisów. Ma być spontan, prawda, prawda i gówno prawda, ale od serca, a nie bo sobie coś tam ubzduram, że ma być fchuj idealnie i fajnie, i regularnie, i kurwa od linijki. Nie ma tak. Planowanie sranie w banie. Można sobie zarys w głowie zrobić, ale nie napalać się jak kurwa na milionera. Czasami jestem pierdząco perfekcyjna, ale z tym walczę haha ? No ileż można układać koszulki tematycznie i do tego kolorami. Yeahhh…mam najebane, ale staram się to spierdolić, żeby żyć jak człowiek ?Dlatego spierdoliłam z wpisami w tym miesiącu. W przyszłym roku mam zamiar spierdolić więcej rzeczy, żeby nie czuć się jak cyborg. W nowym roku nie pójdę na siłownię. Nie będę tak często sprzątać. Oleję od czasu do czasu robienie obiadu. Przepierdolę trochę chajsu na przyjemności. Od czasu do czasu będę robić nic. Dopisałabym, że będę dużo jeść, ale i tak żrę jak świnia. Dopisałabym, że nie będę pić ileś tam wody, ale lubię pić wodę, więc będę ją piła jak dotychczas, czyli jak smok. Jakie ja mam postanowienia? Żadne. Szczęśliwi ludzie sobie nie postanawiają, tylko działają. Będę działać, albo będę leżeć, bo w końcu lenistwo jest cnotą.

pixabay
W nowym roku zawitam na YouTube, to już pewne. Ogarnę to w okolicach rocznicy boga. Z okazji rocznicy bloga nie zrobię też konkursu, bo mi na pustych lajkach i obsach nie zależy. Z okazji, że bez okazji mam już nowe logo od Smiley. I tak to wszystko rośnie bez żadnych postanowień. Bo po co się stresować planami? To jak z moim nowym kotem. Przyszedł brudny i chudy, to go zabraliśmy i daliśmy dom. Nie było takich planów, ale tak wyszło. Tak miało być. A co ma być to będzie, wszystko w naszych rękach, dajmy tylko wszechświatowi działać i pchnąć nas w odpowiednim kierunku, reszta to już tylko nasze chęci lub ich brak. Ale pierdolę farmazony. W każdym razie będzie dobrze dzieciaki! Ja tam żadnej magii nie widzę w tym, że się data zmienia. Co roku się zmienia, a ja taka sama. Ewentualnie sobie horoskop przeczytajcie- co prawda z roku ubiegłego, ale przecież mówię, że to tylko zmiana daty, nic poza kalendarzem się nie zmieni 😀
Czego wam życzę? Nie schlejcie się za bardzo, bo to kurwa wstyd jest. A reszta? A reszta to chuj, byle do przodu ?

Jestem ze wsi i jestem z tego dumna

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
“Ze wsi jesteś, na wieś wrócisz”. “Człowiek ze wsi wyjdzie, wieś z człowieka nigdy”. I takie tam pierdolamento. Jestem ze wsi. Zaciągam prawie jak Ukrainiec, bo na Ukrainę mam bliżej niż do stolycy. Mieszkam na końcu świata, psy tu dupami szczekają, a wrony zawracają. Wychowałam się na wsi. Na pięknej wsi. Ile to razy słyszałam, że mieszkam na zadupiu. Skoro ja mieszkam na zadupiu, to śmieszek w takim razie mieszka w dupie, skoro taki z centrum świata. Wszystko w żartach, nigdy nikt z tego powodu mi nie jechał. Miasto, czy wieś? Gdzie jest lepsze miejsce do życia? Jestem ze wsi, nie mam studiów, żyję w konkubinacie. Czy jestem szczęśliwa, że jestem tu gdzie jestem?
Jestem. Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, ani chwili nie żałowałam, że nie wyrwałam się na studia do wielkiego miasta. Do wielkiego miasta zawsze mogę pojechać. Tymczasem część koleżanek studentek, nigdy studiów nie pokończyła, bawią dzieci, pobalowały za matki chajsy i tyle z przygód w wielkim mieście. A ja co? A ja dwadzieścia kilka lat spędziłam na wsi. Wkoło mnie lasy, przed domem rzeczka, źródła dwa kroki od domu, potem rzut kamieniem ode mnie pojawił się także stok narciarski. Raj. Oczywiście do szkoły musiałam dojeżdżać busem, wcześniej rozklekotanym pksem. Bywały zimy śnieżne i mroźne. Zdarzyło mi się, że dupa przymarzła mi w Autosanie do siedzenia. Bywało, że autobus nie dotarł. Bywało, że musiałam do szkoły wstawać za piętnaście piąta rano. I tak było fajnie. Czasami miałam daleko na jakąś imprezę, ale zawsze ktoś miał auto, dało się ogarnąć. Później pracę też byłam w stanie ogarnąć. Jedną, drugą, trzecią. Za małe zarobki? Coś nie pasowało? No to fiuuu – zmiana. Da się. Wszystko się da. Czasami było mi tam, czy siam za daleko. Czasami miałam buty w błocie. Ale wiecie co? Kurwa jaki to plus móc wstać i wyjść rozczochranym na podwórko. Ptaszki śpiewają, koty miauczą, rzeka szumi. Relaks, cisza, spokój, zero strasu. Rodzina mało rolnicza, więc i prace polowe mnie ominęły. Sielanka.
Od kilku lat mieszkam w miasteczku powiatowym. Prawie wieś. Do domu rodzinnego raptem ze dwadzieścia kilometrów. I to jest max co ze mnie będzie. Duże miasto? Nie, dziękuję. Owszem czasami chciałoby się liznąć kultury, do teatru wyjść bez dwóch dni planowania. Do dobrej knajpy na obiad się chce, dobrej pizzy się chce… Nie ma. Albo jadę do miasta z prawdziwego zdarzenia, albo sama gotuję. Trudno. To chyba jedyne niedogodności. Mieszkam w piwnym miasteczku, Polska C, a może już i D. Jedyna atrakcja to Chmielaki raz do roku. Pięknie tu, choć często nudno. Organizuję sobie czas po swojemu. Chcę do klubu? Zapieprzam do Lublina. Chcę do restauracji? Zapieprzam do Zamościa. Zakupy? Większe miasto. Plusy? Nie potrzebuję prawka. Jeśli gdzieś jadę, to i tak nie sama. Miasteczko niezbyt rozległe, więc wszędzie mam blisko z buta. Nie ma tu świateł na ulicach i nie ma młodych ludzi. Uciekli do większych miast. Trochę szkoda…
Opustoszała moja wieś, moje miasteczko też się kurczy. Nawet w telewizji o tym trąbią. W Dzień Dobry TVN ostatnio pokazali moją rodzinną gminę. A wcześniej na ESCE poszedł materiał o wsi obok mojej wsi. To prawda, młodzi wyjeżdżają i nie wracają. Trochę to wina lokalnych włodarzy, a trochę wina naszego całego systemu. ZUS 1200 złotych, zakłady pracy w okolicy, to w rzeczywistości obozy pracy, gdzie pracownik jest zerem. Owszem, kto ma łeb na karku, da radę. Ale co z takimi przeciętnymi Kowalskimi? Im też należy się godne życie. Utrzymać rodzinę za tysiąc złotych? Dramat. Realia. Przydaliby się inwestorzy, którzy stworzą godne warunki do pracy za uczciwą pensję. Nie ma ich tu. I to mnie smuci. Ludzie nadal będą wyjeżdżać i tylko zakłady pogrzebowe będą liczyć zyski.
Jest też druga strona medalu. Telewizja tego nie pokazuje. To prawda, że w mojej wsi pustych domów coraz więcej, ale…domy te są wykupywane na pniu. Mamy już Ślązaków, Warszawiaków, Krakowiaków i cholera wie kogo jeszcze. Młodzi, rdzenni mieszkańcy nie doceniają lokalnych walorów, przybysze- owszem. Myślę jednak, że i lokalsi doceniliby bardziej gdyby mieli za co żyć.
Kocham moje miejsce na ziemi. Jestem ze wsi i jestem z tego dumna. Pięknie tu i przyjemnie. Tylko ludzie jacyś smutni…

Wax Pilomax Arabica ColourCare- gówno, czy nie gówno, oto jest pytanie!

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Zwykłam mawiać, że jak coś wygląda jak gówno, śmierdzi jak gówno i smakuje jak gówno, to musi to być gówno. Akurat nawinęło mi się coś co wygląda jak gówno, ale nie pachnie jak gówno, a jak smakuje, to nawet nie wiem. To nie jest gówno! Jest to wynalazek do włosów, który…aj co będę dużo gadać! Zaraz napiszę. Powoli, bo się rozpierdoli.

Wygląda jak gówno, right? Pachnie za to wyśmienicie! Kawa! Tak boski aromat kawy, że jakbym piła kawę, to bym tę maskę wypiła. Taaaa… dobrze czytacie, nie piję kawy. Dziwak. Burak. Popierdoleniec. Przejdźmy dalej. Konsystencja zwarta jak kał po suchych waflach, tylko bardziej woskowata, coś jakby ktoś te wafle jadł i zagryzał świecą. Ha! Myśleliście, że napiszę, że świecę wkładał! Świntuchy! Smaku nie sprawdzałam, bo kto jada kosmetyki? Pomadki smakowe się nie liczą. Pewnie chcecie wiedzieć co to za wynalazek?
Wax Pilomax Arabica ColourCare (Odżywcza maska do włosów i farbowanych na ciemne kolory).
W posiadanie kawiszona weszłam za sprawą Meet Beauty. Ta kurwa, darmoszka! Blogery lubio to?Moja wersja to taka troszkę wersja mini- 240 ml, normalnie słoiczek jest większy. Ten większy kosztuje jakieś 40 złotych i muszę w niego czym prędzej zainwestować, bo opakowanie po mojej masce już myszy dawno wpierdoliły. No chyba widzicie, na fotkach bzy? Tia….foty zrobiłam koło maja i wyczerpałam dziada gdzieś z końcem lata. Wydajna jest. Przyjemna w nakładaniu, nie spływa, gęsta jak woskowina z cielęcego ucha.
Darmo dostała, to pewno pochwali. A i owszem, ale nie dlatego, że darmo, tylko dlatego, że jest to moje maskowe odkrycie roku, a może i życia. Włosy są odżywione, skład jest ładny (powiększcie se zdjęcie). Futro lśni jak, nie przymierzając, psia torba. Kudeł miękki, lejący, skóra głowy nawilżona (tak, maskę można kłaść prosto na czachę). Kawa pobudza kłaki do wzrostu. Ciężko mi ocenić czy miałam po niej baby hair, bo ja zawsze mam baby hair, ponieważ ciągle coś ładuję na łeb. Tak czy siurdak, lepszej maski nie miałam. Właśnie wyczerpałam prawie całe zapasy masakracji do włosów, więc przymierzam się do zakupu mojej ukochanej Arabiczki. Od Waxa Arabiczki, dostaniesz wściku piczki ? Tak, wiem, jestem obrzydliwa bla, bla, bla ?

 

Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu?

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Welon wijący się na wietrze, promienie słońca odbijające się w złotych obrączkach. Tłum gości obok i limuzyna na podjeździe. Dopieszczone dekoracje, strzelające szampany, truskawki w czekoladzie i rosół na pierwsze. Głośna muzyka i radosne podrygiwania w jej rytm. Tort prawie do nieba i gdzieś tam podobno nawet miłość. I jeszcze, jeszcze zarżnięta świnia, jak w tej piosence! Wesele! Tylko, że ja nigdy nie marzyłam o białej bezowatej sukni…
pixabay

Ślub? Koniecznie kościelny, inny się nie liczy. Ślub bez wesela? No jak to tak?! A co powie ciocia Grażynka i wujek Janusz? A gówno. Oni już mieli swoje wesele. Wystarczy. Część wesel to taka nagonka, bo co powie rodzina? Nienawidzę wesel. Chodzę jeśli muszę, ale krew mnie zalewa kiedy nie mam wyjścia. Nie lubię tej sztucznej pompy i udawania. Kiedy już pójdę, bawię się, jem, bo nie chcę zrobić przykrości Młodej Parze. Generalnie tego typu imprezy mnie nie kręcą. Róbcie sobie co chcecie, ale mnie nie linczujcie, to tylko moje zdanie i nie musi się Wam podobać.

Szkoda mi czasu na organizację jednodniowej imprezy przez rok. Szkoda mi pieniędzy na jednodniową imprezę. Za cenę takiego wesela remontuję już kolejną część domu. Za cenę takiego wesela mogłabym pojechać na 3 tygodnie wypasionych wczasów na drugim końcu świata. Za cenę głupiej sukni ślubnej mogłabym popierdolić do Grecji. Serio komuś się chce robić te wesela? Marnować czas, kasę i nerwy żeby przez jedną noc najeść się, napić i potańczyć? Spoko?
Ślubu kościelnego nie wezmę. Od małego powtarzali mi, że Bóg jest wszędzie. W takim razie będzie też na łące, pod lasem, na plaży w Miami i tam mogę przysiąc miłość, wierność i co tam jeszcze serce podpowie. Przysiąc mogę przed wybrankiem i Bogiem, który przecież będzie z nami na tej łące i w Miami, ksiądz mi do tego nie potrzebny. Ewentualnie przyda się urzędnik, tego nie wykluczam, potem łatwiej się rozliczać w urzędach?I już, i wystarczy, do domu. Papiery podpisane, można przejść do nocy poślubnej. Po co mi więcej?
pixabay
W kościele na sztywniaka. Potem dom weselny. Kluski na brodzie i właśnie wtedy Pan Kamera robi na Was najazd. Zajebiście! Pierwsze sztywne podrygi. Mijają trzy godziny, w tym czasie konto Młodych uszczupliło się o jakieś dziewięć tysięcy złotych. Tak najbidniej licząc. Liczycie, że Wesele się zwróci? Ha! A to trzeba było imprezę z biletami zrobić i podliczać każdego. Goście, jak sama nazwa wskazuje, są gośćmi, a gość nie ma obowiązku płacić haraczu za imprezę, na którą “musiał” iść. Mnie cieszyłoby 20 złotych w kopercie tak samo jak 200. Teraz podobno krążą prawie cenniki. Temu wypada dać 200, bo za talerzyk, tamtemu 500, bo rodzina, temu 1500, bo bliski krewny. Serio kurwa? Jak ktoś zarabia 1200 i ma dzieciaka na utrzymaniu, to nie wyrzyga tysiaka. Młodzi powinni cieszyć się samą obecnością gościa, a nie jego ciężko zarobioną kasą. Dobrze, że mojego wesela nie będzie!
Przed północą wujek Stefan będzie już kimał w sałatce ze śledzi. Ciocia Jasia będzie próbowała go jakoś dyskretnie wyprowadzić ukrywając wstyd. Kuzyn Antek najebie się jak świnia i będzie łapał za dupy młode kuzyneczki. Małoletni Tomek będzie podawał flaszki przez okno swoim równie małoletnim kolegom. Czas na oczepiny!
Panna Młoda z obdartymi piętami i męczona wieśniackim gorzko, gorzko (bo przecież alkohol to podstawa ehh). Pan Młody lekko ciachnięty przyjmuje krzywe spojrzenia świeżo poślubionej żony. Czas na poniżające zabawy. Przeciąganie jajka po portkach partnera. Wyścigi w piciu wódki, udawanie zwierząt, bieganie w amoku po sali. Wszyscy najebani. I zbieramy na wózeczek, bo kasa, kasa! Poniżające i prymitywne zabawy często z podtekstem seksualnym. Seks, alkohol i Młoda Para! Super poziom, super biba! Wpierdolimy jeszcze tort z margaryny i można się poniżyć do końca. Ach co to był za ślub!
Po północy nawet Pan Kamera spierdala, bo nie ma co zwłok nagrywać. Niedobitki snują się po kątach. Ci z mocniejszą głową okupują wiejski stół. Piją bimber i zagryzają kiełbasą rwaną brudnymi rękoma. Serio myślicie, że wujek Franek myje ręce po siku? Smacznego.
Gdzieś nad ranem ciastko na drogę i w drogę. Jesteście szczęściarzami, jeśli na drugi dzień nie ma poprawin. Poprawiny to dobitka po dobitce. Super pomysł! Klin klinem, niech nam naród alkoholem stoi. Pijanym narodem łatwiej kierować. Noc poślubna? Jaka noc poślubna? O 5 rano, najebani, najedzeni, poniżeni, ale z pełnymi kopertami Młodzi mogą tylko pójść spać. Tylko nie zapomnijcie przeliczyć ile było w kopertach!
Dlaczego nie zatańczysz na moim weselu? Bo żadnego kurwa wesela nie będzie!
“Co tak stoicie jak na pogrzebie? Jak balanga, to balanga! Matka, dawaj zakąski! Wódka jest, zaraz wyciągniemy ze studni coca-colę i gra muzyka! Orkiestra grać! Jak wesele, to wesele!” 
 
 

Lakiery hybrydowe z AliExpress- Bling i Belen

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Pamiętacie jak w sierpniu recenzowałam lakiery hybrydowe? Od tamtej chwili przepadłam. A ja, jak to ja – szukam produktów w wersji sęp. Oczywiście kosmetyk nie może być gówniany, ma być dobry, ale po możliwie niskiej cenie. A jak ma być tanio, to gdzie lazę? Na AliExpress. Obkupiłam się troszkę, przetestowałam, a kolejne lakiery już w drodze. Spaliłam…jakby były chujowe, to wiadomo, że więcej bym nie zamówiła 😉

 

Polazłam do tego sklepu- More Buyer,More Happier, a tam złapałam osiem 6 mililitrowych buteleczek po dolarze z ogonkiem za sztukę. Osiem Blingów. Potem polazłam do Belen Cute Nail store i dorzuciłam do koszyczka 7 mililitrowy termiczny Belen w podobnej cenie. Zaczęłam tworzyć cuda niewidy.

 

 

Numerki kolorów macie na flaszkach, więc nie będę się rozpisywać. Co macie wiedzieć, to widzicie. Jeśli chodzi o lakiery, to dobrze się nimi pracuje, gęstość jest taka jak trzeba, nie spływają, ani nie glucieją. Czarny trzeba utwardzać dłużej, bo ze względu na dużą pigmentacje idzie mu to topornie. Rekordowo udało mi się w jednym z mani chodzić prawie miesiąc, więc trzymają się świetnie. I nie, nie boję się chińskich hybryd, a ta zielona łuska na moich plecach to przypadek 😉 Hybrydę kładę na żel, więc nawet styczności z nią nie mam. Z tego co wiem, to jeszcze nikt nie zszedł po tych lakierach, a nawet nie słyszałam o żadnym uczuleniu. Chociaż między nami mówiąc- uczulenie na Semilaki to mit, po prostu jak ktoś chujowo kładzie, to różne rzeczy się dzieją. U Mamy też wszystko dobrze się trzyma, mimo, że Boska ma na co dzień kontakt między innymi z acetonem. Co chcić? Ino brać! 4 zeta, a pazur jak u jakiej Donatelli Wersalczi.

Moje ciapanie po racicach powyżej.

Czarnuchy– Srebro na czarnych pazurach to cienie do powiek My Secret, te takie w pyłku. Nie mogłam znaleźć brokatu, to posypałam cieniami 😀 Polecam! Wszystko pięknie trzymało się pod topem, aż do zeszlifowania. Rąby to łatwizna, tylko trzeba się ujebać. Malujemy biały w środku i obrysowujemy stopniowo coraz ciemniejszym kolorem.

Różowe– Piórka to naklejki, reszta to zwykła ciapanina pędzlem.

Fioletowe– Do wykonania tych paznokci wystarczą dwa, trzy lakiery i dużo cierpliwości. Na białym paznokciu malujemy trójkąty, na nich kolejne ciemniejsze, potem jeszcze ciemniejsze i tak to zesrania. Fiolet rozrabiałam z bielą żeby stopniować odcień, na koniec dałam tylko fiolet i już całkiem na amenus – fiolet z czarnym. I tak nie umiem wytłumaczyć, to już się nie pocę.

Niebiesko-fioletowe– A to jest termiczny Belen. Nie dodawałam już żadnych ozdób, bo ja szybko popadam w przesadę. Jestem zauroczona tymi kolorami i efektami, już leci do mnie różowo-czerwona wersja 🙂

Tyle, wystarczy Wam. Jestem zachwycona taniością i jakością chińskich lakierów, ale Wam nie polecę, bo mi wszystko wykupicie, a potem będzie na mnie, że też macie zieloną łuskę na plecach 😀 Dodam jeszcze, że 11.11 na Ali będzie Dzień Singla, a co za tym idzie super promocje. Ja już zbieram kupony zniżkowe, żeby móc mniej sponiewierać portfel. Elo!

 

Życie to gra

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Liście już prawie poszły w pizdu. Czekam na śnieg, bo kiedy spadnie śnieg, przysypie liście, a jak przysypie liście, to nie będę musiała ich grabić. Niech gniją. Wszyscy kiedyś zgnijemy. Życie po śmierci, takie tam. A jeśli to wszystko to tylko gra? Jeśli te jebane liście lecą nie dlatego, że wegetacja, taka sytuacja? Jeśli nie to, to co? Pstro. Jesteśmy grą.


Graliście kiedyś w Simsy? Nie robiłam im kibla, szczały w kwiatki. Nasyłałam na nich klęski żywiołowe i patrzyłam jak tornado rujnuje ich domek bez klopa. Potem dorzucałam kosmitów, nie karmiłam… Psychopatka. A co jeśli nasze życie to świetnie zrobiona gierka RTS? Bo niby skąd piramidy? Skąd te wszystkie teorie o wielkich wybuchach i ewolucjach. Że niby pochodzimy od małpy? A może był jakiś raj i wąż, który kusił? Życie w symulacji to science fiction? A kurwa gadający wąż? A jednak ludzie wierzą w gadającego węża, wierzą w jakieś tam cosie, dlaczego mają nie wierzyć w grę? Właściciel PayPala pcha niewyobrażalną kasę w badania nad tym czy oby nasze życie nie jest symulacją. A może jest? Może Biblia i wszelkie naskalne rysunki to takie intro? A potem poszło…

Wolna wola to jakiś tam nasz margines, po którym możemy śmigać. To, że ja piszę, a ktoś tam jest tancerzem, to żaden talent – takie dodatki ktoś nam wgrał. Choroby? Gwałty? Klęski żywiołowe? No przecież nie może być nudno. Śmierć kliniczna, tunel ze światełkiem, cudowne ozdrowienia – każda gra ma jakieś bugi, coś się czasem zawiesi.

Wykorzystujemy niewielki procent możliwości naszego mózgu. Levele przeskakują coraz szybciej. Tylko w ciągu mojego życia słuchałam muzyki z winylów, potem był magnetofon szpulowy, potem taki na kasety, doszły walkmany, później wraz z płytami CD pojawiły się discmany. Pendrajwy powoli odchodzą do lamusa, nośniki są coraz doskonalsze… Ktoś wymyślił koło, potem auto, samolot, rakietę kosmiczną. Co teraz?

Za ileś tam lat ktoś wymyśli symulację rzeczywistości. Jeśli będzie to możliwe w przyszłości, to może właśnie my jesteśmy grą naszych prapraprapraprapraprapraprapraprapraprawnuków? A może komuś nasza gra pewnego dnia zbrzydnie i ją wykasuje? Bum! Koniec świata. Jeśli to nie nasi praaa nami się bawią, to może jesteśmy symulacją jakiejś innej cywilizacji? Bo niby skąd te wszystkie bajki o kosmitach? Skąd ufo w Roswell? Skąd kręgi w zbożu i teoria, że przy piramidach pomagali obcy? Może to żadne brednie, ktoś tę grę musiał zaprojektować. My mamy zagadki, ONI mają z nas zbitę.

Spadnie ten śnieg i przysypie liście, wiosną nowy level.

Promocje w Rossmannie, Wielki Haul Zakupowy!

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Cześć Czytelniki Najsłodsze!
Całuję rączki, liżę dupki. Szał na zakupy w Rossmannku. Ojejujeju jakie cudowności, jaki przepych, jakie ceny! Z radością udałam się do przybytku żeby obkupić się w mega słitaśne wspaniałości. Pokażę Wam dzisiaj co upolowałam. Funu było co niemiara! A jakie łupy! Oko bieleje! Zapraszam Was na Wielki Haul Zakupowy! Będzie się działo!

Zrobiłam takie słitaśne foteczki z mega rameczkami <3 Podoba Wam się? Poklikajcie mi w lineczki, to mi chińczyki wyślą obesrane majtki za darmo. A nie to nie ten post, tutaj będzie rossmannowo, zakupowo, wypasowo hihi <3 No dobra, ale do rzeczy! Pokażę Wam co kupiłam! Siedzicie? To usiądźcie moje robaczki słodkie!
Kupiłam taką zajebistą srajtaśmę na promo w Rossmannie. Chętnie zrobię dla Was filmik jak używać. Osobiście uważam, że nie powinien być biały, gdyż jest to megaaa niepraktyczne. Mój kał osadzając się na śnieżnobiałym skrawku papieru wykonanym z papieru pozostawia straszną drachę. Mogę dać mega foteczki na moim Insta dla moich Lubisiów kochanych. Chcecie? Piszcie w komciach <3 Papier jest wykonany z celulozy, producent tak napisał w składzie. To chyba jest eko, więc polecam mimo nieodpowiedniego koloru. Jako blogerkę uważam, że skoro z celulozy, no to na cellulit będzie dobry. Tylko jeszcze nie wiem czy jeść tę srajtaśmę, czy robić okłady. Jak już wymyślę, to Wam  napiszę na moim FUNpage, do którego lajkowania zachęcam serdecznie z całego serduszka moi kochani <3 Lajeczki lecą, lajeczki hihi XD
Na przecenie w Rossku zakupiłam również takie oto zacne wattepadsy, dziwna nazwa taka, dla mnie to waciki. W składzie mamy cottony, więc nie polecam dla wege, ponieważ domniemam iż cotton jest produkowany z kotów. Biedne futrzaczki 🙁 W opakowaniu mamy aż 140 krążków, czyli jest to 140 obiadów dla modelki. Super! Myślę, że powinniśmy wysyłać te wattepadsy do Afryki i nie byłoby głodu oraz AIDS pewnie też. Możemy też myć nimi gębę. Ja na przykład jestem oszczędna i makijaż zmywam raz w tygodniu, dzięki temu taka oto paczka wystarczy mi na dwa lata. Za dwa lata zrobię Wam reckę. Jeśli nie chcecie tego przegapić koniecznie obserwujcie mój blogasek. Za 10 lat zrobię konkursik dla obserwatorków i będzie do zgarnięcia taka własnie tubusia z wattepadsami. Mega wypasik!
W moim koszyczku nie mogło oczywiście zabraknąć tych oto kostek do kibla, które nie są kostkami! Super nie? Kostka, ale buteleczka! Producent był mega pomysłowy, rozwalił mnie tym na łopatki! Kuszące kolory i zapachy co dnia bulgoczą w moim kiblu, co daje mi namiastkę wczasów gdzieś w Azji na przykład w arktycznych lasach w Kongo. Azja jest taka piękna! Wracając do tematu, buteleczki mają koreczek, ale to nie jest koreczek, bo się rozpuszcza. Normalnie czary mary! I potem ten płyn z Azji, co to był na palu ten Azja, spływa po kiblu i nie jebie gównem. Super! Polecam! Do zestawu był dołączony jeszcze koszyczek, który nie jest koszyczkiem i buteleczka w tym wisi. Nie pokażę Wam foteczki, bo już wisi w kiblu, a w kiblu mam muchy, bo właściwie, to ja sram za stodołą, ale chciałam mieć taką namiastkę luksusu, bo wszyscy kupują, to i ja kupiłam. Nie będę gorsza c’nie?
Tutaj jeszcze cały hałl na jednej fotce. Słitaśnie to wyszło. Uważam iż polecam wszystko i wszystkim i jeszcze raz zachęcam do komciów, obsów i wgl. Lajkujcie też mój FUNpage i wgl wszystko. Generalnie jestem mega blogerkę i chodzę na wszystkie wyprze i promki i na przykład zawsze sprawdzam kolorówkę jak leci żeby bubla nie kupić. No to maluję się tymi szminkami, pudrami. Tylko mała rada – nie malujcie się nigdy tymi testerami, bo to skupisko bakterii na przykład coca coli i takich tam.
To już tyle na dziś. Przesyłam moc całusów i sto serc. W następnym wpisie pokażę Wam troszkę mody, bo za te Wasze kliki, to na bank chińczyki coś mi wyślą! I jeszcze może jakieś współprace będę mieć na przykład z tą firmą od srajtaśmy. Cieszycie się? Będzie dużo mega pościków!
Buziaczki kochani!!!111

Micelarny żel od Lirene – czy czujesz jak rymujesz?

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Makijaż zmywam szmatą albo rękawicą, czasami micelem, przeważnie jest to różowy Garnier, ale co ze zwykłym myciem? Uwielbiam pianki, jednak ostatnio jakoś nie są mi pisane i nic ciekawego nie widzę. Na drugim miejscu są żele do mycia fejsa. Nie mam ulubieńca i tak kluczę, szukam jak kura glizdy. Raz trafi się perełka, raz gówno i tak się powoli żyje na tej wsi. W ostatnich miesiącach testowałam ni psa, ni wydrę, a już na pewno ni kurę. Niby żel, niby micel takie oto toto.
Lirene, Dermoprogram, Physio, Micelarny Żel do Oczyszczania Twarzy z Błękitną Algą

Lirene, Dermoprogram, Physio, Micelarny Żel do Oczyszczania Twarzy z Błękitną Algą. Dłuższej nazwy się nie dało? Serio dwa wyrazy to jest max co zapamięta potencjalny klient. Żel to pokłosie Meet Beauty, dostałam trzy wybrane kosmetyki od Lirene za jakąś tam śmiechową ankietę. Spodziewałam się próbek, a dostałam normalne flaszki, no i spoko, mogłam potestować konkretnie. Micożel (nazwijmy go tak, bo nie będę przepisywać tej wydumanej nazwy) widziałam w Rossie za jakieś 15 złotych, a teraz chyba nawet jest promo i można go wyrwać za dyszkę.
Micożel traktowałam jak żel i myłam nim buzię codziennie rano, czasami w ciągu dnia, jeśli akurat się nie malowałam. Raz wypróbowałam zmyć nim makijaż, ale szło mi to ni w dupę ni w oko. Wolę szmatę, albo zwykły micel, tutaj mi się tylko ryj rozmazał. Natomiast jeśli chodzi o odświeżenie poranne hapy, spisał się świetnie. Nic nie podrażnione, buzia odświeżona jak zwłoki przed pochówkiem. Jedyna rzecz jaka mnie wkurwiała, to zero pianki. A ja tak lubię piankę! Wiem, że ta pianka to sztuczne spieniacze, ale ja i tak lubię i chuj. O i tak to.
Skład podobno całkiem ok (sprawdzam go z automatu na tej stronce, potem sobie analizuję na ile mój łeb ogarnia), chociaż dla mnie dużo tam tego, a i glicerynę nie każda skóra lubi. Osobiście nie mam się do czego przypierdolić, bo skutków ubocznych nie doświadczyłam. Dla mnie nawet szczyny szatana mogą być w środku, a póki mi róg na czole nie wyrasta, to spoko.
Nie wiem czy mi się coś od tego micożelu nawilżyło, bo nie wpieprzam sobie w skórę mierników nawilżenia (jest coś takiego?). Podrażnień faktycznie nie zaobserwowałam. Fajny żelik ogólnie, ale do zmywania makijażu, to bym go nie poleciła, chyba że przed Halloween -można rozmazać nim mejkap i przebrać się za kocmołucha. Spoko butelka, poręczna pompka i nic się nie zacina. 200 mililitrów własnie zaczynam denkować po 5 miesiącach! Wydajność niezła, zapach przyjemny i świeży, ale nic mnie nie powaliło na kolana, ot ryj se można umyć i jest ok, ale dupy nie urywa. Można se kupić, można olać, jak tam sobie chcecie.

Gazeta stylowa, jak ulotka reklamowa

By | Blog, Przemyślnik | No Comments
Do obiadu, do kolacji, czasami do kawy albo herbaty. Mimo wszechobecnej elektroniki, kobiety nadal sięgają po prasę kobiecą w formie tradycyjnej, czyli papierowej. Swojego czasu czytałam jakieś tam babskie gazetki, ale doszło do tego, że raz w miesiącu kupuję Twój Styl i mam prasówkę na jakiś czas. Jednak ostatnio coś mi nie pasowało, po kilku obiadach gazeta mi się kończy mimo pokaźnych rozmiarów. What the fuck? Wlokę ten ciężar ze sklepu, w domu wysypuje mi się tona ulotek i reklam, a i w środku nie lepiej. Na podstawie Twojego Stylu z września pokażę Wam za co tak naprawdę płacę…
Twój Styl, Prasa, Gazeta, magazyn, media, oszustwo, reklamy

Dobra, wysypałam te wszystkie ulotki ze środka, wyrwałam te wszystkie próbki i inne pierdolety. Gazeta jak gazeta, czy tam magazyn, jeden chuj. Kupuję ją, bo jest gruba, ale ilość to nie zawsze jakość. Kupuję ją dla ciekawych wywiadów, pojedynczych artykułów. ale będę się dziś zagłębiać w treść. W sumie to doszłam do wniosku, że jeśli chodzi o treść, to 30% mnie interesuje, reszta to albo powielane informacje, albo informacje z dupy, albo porady rodem z Bravo Girl. Jeśli chodzi o modę, powiedzmy, że 10%  inspiracji jest w ogóle do przyjęcia przez mój zakuty łeb dziecka z prowincji. Kurwa po co ja to kupuję? Ale ok, przejdźmy do sedna.
grubo!
266 stron, 133 kartki. Grubo jak na melanżu z Rysiem Peją. Skoro grubo, to dlaczego tak szybko mi się czyta tego molocha? A kurwa, reklamy! A co jeśli upierdolimy wszystkie kartki z reklamami, które zajmują całą stronę?
49 kartek poszło w pizdu
Co się stanie? Cały chuj zostanie! 49 kartek. 49 pieprzonych kartek, na których znajdują się całostronicowe reklamy! 84 kartki z czymś tam, 49 tylko z reklamami. Dodam jeszcze, że część artykułów, to artykuły inspirowane, sponsorowane i naciągane. Jakże rozśmieszyły mnie pochwały paletki cieni od Max Factor, która kosztuje 85 złotych i można ją sobie w dupę wsadzić. Po wyrwaniu kartek, gdzie reklama ma pół strony, albo zajmuje jakąś jej część, zostanie nam zeszyt pierwszoklasisty!  Po wywaleniu wszystkiego co jest reklamą, współpracą i pierdololo zostały mi 34 kartki do czytania (i oglądania, bo moda i widoczki), gdzie i tak nie wszystko mnie interesuje. Ze 133 kartek zostaje 34. 100 kartek nie nadaje się nawet do podtarcia dupy, bo śliskie.
49 kartek z całostronicowymi reklamami
10 złotych, nie majątek, ale 10 złotych za folder reklamowy, to jest kurwa kpina. Co śmieszniejsze, nigdy żadna reklama z Twojego Stylu nie nakłoniła mnie do zakupu czegokolwiek. Za reklamę w tym magazynie trzeba wysrać grubą kasę. Nie mam pojęcia komu to się opłaca, skoro większość osób i tak woli posłuchać blogerów, niż zaufać postnej reklamie w gazecie z…reklamami 😀 W sumie to wiem komu to się opłaca- wydawcy. Firmy też nie za bystre, blogerom rzucają ochłapy, gazecie bulą, a reklama gazetowa nie jest zbytnio skuteczna w dzisiejszych czasach. Osoby odpowiedzialne za promowanie marek w mediach pokończyły chyba Wyższe Szkoły Rozrzucania Gnoju i to z marnymi wynikami.
Artykuł napisałam na podstawie Twojego Stylu, ale każda inna gazecina jest taka sama. Więcej nic papierowego, oprócz tygodników lokalnych i srajtaśmy nie kupię.  Mogę zrobić hałl z zakupów papieru dupnego i opisać jak używać. Niesmaczne? A w Twoim Stylu, który przecież jest tak stylowy, taka reklama srajtaśmy była! Troszkę mi szkoda, że ten magazyn tak się stoczył…

Wibrujący gadżet…

By | Bjuti Pudi, Blog | No Comments
Mały, poręczny gadżet, który skradł serca wielu kobiet. Przyjemnie wibruje, łagodnie drży. Poręczny, delikatny, a jednak ma moc. Zmieści się w smukłej i zgrabnej rączce i umili niejeden nudny poranek. Do wyboru wersje z wyższej półki i takie za grosze. Pokażę Wam moją wibrującą maskotkę. Napiszę jak się jej używa i jakie zrobiła na mnie wrażenie. Mokrzy? Gotowi? Start!

Wygląda smakowicie, prawda? A teraz musisz być mokra! Na sucho ni chuj, nie idzie. Chyba każda z dziewczyn już wypróbowała ten gadżet. Mój pochodzi z Biedry. Jakieś 35 zeta i mogę rozkoszować się wibracjami tam i tu. ..
Ależ kurwa oczywiście, że cały czas chodziło mi o szczoteczkę soniczną Beauty Line paskudne, niewyżyte fanki skostniałego Greya! Chyba dawno Was nikt porządnie nie…a zresztą 😀 Kupiłam to dziwo ponad dwa miesiące temu. Niby nakładkę powinno się zmieniać co 3 miesiące. Ja się kurwa pytam- Biedronko, gdzie są nakładki na zmianę, hę? Ni ma. Musze wybadać temat na Ali. Oczywiście te bardziej rozrzutne dziewoje kupiły sobie szczoteczki z wyższej półki firmy jakiejś tam, za dwie czy 3 stówy. Nie jestem rozrzutna, a poza tym poczytałam sobie na blogach, że w działaniu i ta droga i ta Biedronkowa wersja niczym prawie się nie różni. No to jadę tą.
Falliczny kształt dobrze trzyma się w łapie. Wypustki przyjemnie masują, a zgrabna końcówka dociera do wszystkich zakamarków. O okolicach nosa mówię! Jprdl…Jeża używam co rano, chyba, że nie chce mi się stać i jeździć tym po gębie, to wtedy ochlapię ryja żelem i tyle. Rytuał jest prosty- moczę ryj, walę żel i uruchamiam potwora. Jeżdżę nim, aż mi się znudzi, potem uruchamiam drugi poziom wibracji. Dalej jeżdżę. Potem chuj mnie strzela, więc myję dziada, płucze ryj i już.
Cudak żyje na dwóch bateriach paluszkach, o ile dobrze pamiętam. Dawno nie zaglądałam, a działa od początku na tych samych dopalaczach, które wsadziłam po zakupie. Pudełko wyjebałam. Po co mi pudełko? Skóra po użyciu jest rumiana, więc pewnie oczyszczanie jest lepsze niż zwykłe tarcie dłonią. Gęba lepiej pije krem. Jest git. Ustrojstwo jest silikonowe, gumowe albo chuj wi z czego, więc bakterie koloni nie założą. Zdecydowanie lepsza opcja niż szczoteczki z kłaków, nie ufam im.
Czy mogę to polecić? W sumie to tak, jeśli Biedra rzuci nowy miot, to kupcie sobie z ciekawości. Fajerwerków nie ma, ale przydatny gadżet. Na bank nie kupiłabym takiej pierdoły za dwie stówki. Wolę buty se kupić. Taki nędzny substytut luksusu dla biedy stołującej się w Biedrze haha 😀 Tylko mi tu focha nie jebnąć, ja też stołuję się w Biednejstonce, to mnie potem na inne luksusy stać 😀