Dziś zrobimy to po francusku!

Jest taki jeden gość, stały bywalec memów. Dla niego nie ma różnicy czy walnie pół litra, litr, czy pięć litrów.  Im więcej tym lepiej. Olek się nie cacka. I ja też się nie cackam. U mnie każda ilość wynalazku idzie jak woda. Codziennie muszę sobie zaaplikować, bo inaczej nie jestem sobą. Nie wyobrażam sobie życia bez codziennego rytuału. To dla mnie jak mycie zębów! No nie ma opcji, żeby choć raz pominąć taką przyjemność! Robiono to już w starożytności, z tym, że wtedy wysysali mózg nosem za pomocą słomki. Balsamowanie zwłok.
Kiedy na Fejsie Mydlarnia marsylskie.pl szukała chętnych blogerek do testów mleczka, zgłosiłam się na ochotnika. U mnie wszelkie mazidła są w ciągłym użyciu. Szczególnie upodobałam sobie aromatyczne mieszanki- owocowe, kwiatowe, czasami dziwaczne, jak na przykład słodkie ciasteczka. Wybrałam Violette, w końcu to moja imienniczka, a zapach fiołków lubię. I tak mleczko trafiło pod strzechę mojej willi. Rozpoczęłam testy, bardzo przyjemne zresztą i odpłynęłam w cudnych aromatach. Dokładnie 3 dni temu zdenkowałam flaszkę, więc dziś czas na podsumowanie.
Le Chatelard, Mleczko do ciała fiołek. Butla 300 ml, poręczna z pompką. Lubię takie rozwiązanie i jednocześnie nie lubię. Póki mamy dużo produktu, jest super, ale końcówkę trzeba już wytelepać, a na koniec opakowanie rozciąć, o ile chcemy wykorzystać mleczko do cna. Ja tak robię. Szata graficzna prosta. Często spotykany zabieg przy kosmetykach eko. Producent przykłada dużą wagę do eko rozwiązań na każdym etapie produkcji. Mleczko jak to mleczko- nie za gęste, ale z ręki nie ucieka. Ładnie się rozsmarowuje i szybko wchłania pozostawiając piękny zapach fiołków. Nie jest to aromat mdły. Fiołki nie duszą nas przy aplikacji i nie rzucają nas na płytki w łazience podduszając. Mleczko pachnie identycznie jak fiołkowa polana skąpana w gorącym słońcu. Miałam taką polanę przy rodzinnym domu, więc jest to jak najbardziej miłe skojarzenie. Zapach utrzymuje się dość długo na skórze, chociaż mógłby dłużej, ale jest ok. Wydajność całkiem dobra- 300 ml wystarczyło mi na dobry miesiąc.
Skład dosyć przyjemny, chociaż na przykład takie masło shea, wolałabym jednak przed zapachem. Tym bardziej jeśli spojrzymy na cenę. Koszt mleczka w sklepie marsylskie.pl to 41 złotych KLIK. Dużo i niedużo, zależy jak na to spojrzeć. Niby 40 złotych to nie majątek, ale u mnie mazidła, jak wspomniałam, idą jak woda, więc w skali roku 40×12 (12, bo mleczko wystarcza mi na około miesiąc), to już jednak jest parę złotych. Lotion sam w sobie jest dobry, ładnie nawilża, pachnie, przynosi ukojenie skórze. Ale czy zdecyduję się na jego zakup? Powiem uczciwie. Raz na jakiś czas jestem skłonna do zakupu, ale raczej regularnie nie będę kupować. Chętnie spróbuję wersji różanej za jakiś czas. Jest jeszcze trzeci wariant zapachowy- shea. Ale masło shea kupuję czyste, więc tej opcji raczej nie wybiorę 😉
Podsumowując- mleczko dobre, aromatyczne, spełnia swoje zadanie. Ma małe minusiki, ale prawie każdy kosmetyk jakieś posiada. W tej cenie wolałabym jednak żeby było jeszcze lepiej. Myślę, że moja szczera opinia, przybliży Wam troszkę te nowe mazidła. A może już je znacie? Lubicie kiedy Wasza skóra pachnie czymś konkretnym? Jakie aromaty wybieracie zazwyczaj?