Monthly Archives

czerwiec 2015

Słoneczne migawki

By | Blog, Wywczas | 25 komentarzy
Wspominałam już, że mniej mnie na blogu. Mniej mnie dlatego, że jestem włóczykijem. Kiedy widzę słońce na zewnątrz- ono nie pozwala mi siedzieć w domu. A kiedy gdzieś odpoczywam internety idą w odstawkę. Polecam. Żeby nie było, że porwali mnie kosmici czy coś, postanowiłam uruchomić słoneczne migawki, czyli małe spacery ze mną. Wprawdzie jakieś fotki wrzucam, w miarę na bieżąco, na mój Insta KLIK, ale wiem, że nie każdy tam zagląda. Dlatego dziś postaram się skisić wszystko, albo prawie wszystko, w poście z czerwcowymi przemieszczeniami po mapie. Z góry zaznaczam, że nie jestem jakimś wybitnym fotografem, więc proszę mi tu nie jechać, że ostrość, czy coś innego kiepskie, bo ja się na tym nie znam, ja po prostu lubię robić zdjęcia 😉 Dzisiejszy mix pochodzi wyłącznie z telefonu.

Jezioro Białe, Okuninka (klik)

Malowniczo położone jezioro, czyste i urokliwe. Miejsce kultu miejscowych blachar i ogierów w beemkach. Łańcuchy, fury, komóry, imprezownia. Prawie jak Ibiza. Gwar, wata cukrowa, lody przy plaży i lodziki na plaży (if u know what I mean). Do Kołobrzegu daleko? Białe zapewni Ci jeszcze lepsze atrakcje. Mielno niszczy każdego? No chyba kurwa w Okunince nie byłeś! Miasteczko, główna plaża i okolice to jedna wielka impreza 24 h na dobę. Jeśli jednak wolisz podziwiać kaczki, które spokojnie napierdalają po gładkiej tafli jeziora- zacumuj po przeciwnym, spokojnym brzegu. Okolice też piękne. Polecam.

Romanów, Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego (klik)

Niewielka miejscowość malowniczo rozrzucona pośród sosnowych lasów. Romanów jest znany z tego, że pomieszkiwał tu Kraszewski- czaicie typa? Gość wydał najwięcej książek i wierszy w historii polskiej literatury! W Romanowie spędził dzieciństwo, a potem wbijał tu na wakacje. Podobno podczas tych wakacji siedział i sobie coś tam notował na swoim Apple, a tak ściślej rzecz ujmując to pod apple siedział i pisał, zakąszając jabłuszkiem z tego apple. Mi się wydaje, że on tu na rumiane dziewki przyjeżdżał, nie na rumiane jabłuszka, ale kto go tam wie? Piękny park i zadbane obejście są godne polecenia.

Śląsk, Katowice i okolice (klik)

Właściwie to byłam u przyjaciół w Chorzowie, ale te miasta tak płynnie przechodzą w siebie, że akurat zachowały się fotki z Katowic. Już sama podróż pokazuje jaka ta nasza wymęczona Polska piękna. Ale Śląsk też jest piękny! Jeśli ktoś Wam powie, że tam jest szaro, buro i ponuro, wszędzie hałdy, bród, smród i ubóstwo- strzelcie mu w ryj. Mi się podobało. Widziałam ufo, widziałam chorzowską żyrafę, Silesię zaliczyłam, kilka innych ciekawych miejsc widziałam. Ubolewam tylko, że nie zdążyłam odwiedzić Nikiszowca i obfocić cudownych modernistycznych kamienic, ale jeszcze będzie okazja. Wrócę i napiszę więcej.

Nie ma jak u Mamy 😉

Rodzinę też trzeba odwiedzić, prawda? A musicie wiedzieć, że pochodzę z przekurwamalowniczej wioseczki. Jestem ze wsi i jestem z tego dumna! Nie muszę zapieprzać pod Monte Cassino, żeby podziwiać najpiękniejsze maki na świecie. Wystarczy skoczyć do mojej wioseczki 🙂 Taka ciekawostka, na ostatniej fotce macie dziewannę. Z dziewanny ponoć można wywróżyć jaka czeka nas zima. Śmiejcie się, albo i nie, ale coś w tym jest. Badam dziewannę od kilku lat i prognoza się sprawdza. W tym roku nie ma wysypu kwiatów, ale kwitnie regularnie, kwiaty są rozmieszczone w równych odstępach- dziewanna zwiastuje nam więc zimę z regularnymi opadami śniegu, ale nie będą one jakoś mocno intensywne. No zobaczymy dziewanno 😉
Na koniec fotka z parapetówki mojej koleżanki, którą oblewałyśmy w sympatycznym, babskim gronie.
Mam nadzieję, że podobał Wam się mój pierwszy post z regularnej- nieregularnej serii słonecznych migawek. A teraz sio od komputerów i internetów- cieszcie się latem 🙂

Wyrwałam niezłe szmaty

By | Świat Szmat | 23 komentarze

 

Tak z dupy. Poszłam załatwiać sprawy urzędowe i inne duperele. Był ambitny plan- po załatwieniu co było do załatwienia, siadam do roboty. Ale słońce wyszło, a ja do ciucha skręciłam. Coś tam kupiłam. Wrzucam na świeżo, jeszcze wymiętolone, ale teraz już wyprane i sobie schną znaleziska.
Sukienczyna Atmo za 10 zeta. Lekka, delikatna, opięta, ale nie uciskająca. Oddychająca szata pozwoli mi przemienić się w dziewczycę Tarzana. Całe lato będę napierdalać na lianach, które zwisają w moim ogrodzie z iglaków. Poczuję wiatr we włosach i komary w zębach. Będę wolna, beztroska i zapierdolę salto, aż zatrzymam się na płocie dzielącym mnie od sąsiadów. Będzie się działo. Jedna sukienka, a tyle możliwości.
Kalison krótki, Denim Co. Co kurwa? Co. Centralne ogrzewanie latem? No dobra, niech będzie. 12 złotych. Wzbogacili się na mnie szmaciarze. Dupa nie wystaje, kaczki nie obskubiooo. Jestem bezpieczna- na ryby, na grzyby, na panieniki, na letnie dni pełne słońca- wybór wyborny. Moje umięśnione, niczym dupa Pudziana nogi, będą rade gdy przywdzieję te zacne famurały. Kolor zaiste znamienity niczym dziewicza białogłowa.
Kalison krótki, pospolity. Też od Denimu Centralnego Ogrzewania. Za piątala- tyle co żulowi na wino. Materiał sztuczny, bo przecież nie z dupala norek. Wzorzysty kalison jak niebo nocą, ewentualnie jak zarzygany chodnik czy coś. Będę w nich hasać jak antylopa w Kenii, z tym, że ja będę w nich hasać po chałupie, po ogródku, może wypuszczę się bliżej chodnika, jak będę śmieci wyrzucać. Może pójdę w nich gdzieś dalej, ale plan jest taki, a nie inny- kupiłam w celach rekreacyjnych w mojej rezydencji.
Kalison długi w kurwikolorze. Od HaMów, za 15 złotych. Taki cienki jeans. Chuj wi co to, ale ładne, to wzięłam. Czerwonych jeszcze nie miałam. Znaczy kiedyś miałam, ale już je zatyrałam, tak je lubiłam. Gacie będą perfekcyjne wiosną. Zapierdolę se te spodnie, do tego biała koszulka i jakieś czarne bolerko. Wejdę na słup, jak mnie prąd nie jebnie, to wespnę się do samego gniazda. Wypieprzę bociana i poudaję trochę wielkiego ptaka. Znaczy wypieprzę, że wyrzucę, a nie no wiecie…fujjj! A jak nie, to chociaż im jajka powypijam jak kuna, łasica jakaś. Wiecie jak bociany srają? Dużo i żrąco. Ostatnio mi ptak nawalił na głowę. Całe szczęście to nie był bocian. Gołąb. To w sumie dam spokój bocianom. Wymyślę coś na gołębie.
No i co Dziki? Dobre ciuchy dopadłam? Bo mi się zdaje, że ja lepsze szmaty wyrywam, niż te Gangi Albanii, czy skąd tam oni są 😀

Ale siara!

By | Bjuti Pudi | 19 komentarzy
Jestem, wróciłam do chałupy i do bloga. Kto śledzi mój insta KLIK, ten wie, że szlajałam się po Śląsku, a jeszcze wcześniej po dworkach różnych. No lato, lato- nie będę gniła przed kompem, kiedy ludzie pragną mnie zobaczyć na żywo 😉 Oprócz blogowania, uwielbiam zwiedzać. Na Śląsk jeszcze zajrzę, bo nie zdążyłam obfocić Nikiszowca 🙂 Ale ja nie o tym. Dziś będziemy myć ryja.
Ile to razy jęczałam, że mydeł w kostce nie lubię, że są chujowe ( bo są w większości), włażą pod paznokcie, pierścionki, zostawiają osad i generalnie nadają się tylko do tego, żeby się po nie w więzieniu schylać. Tymczasem sama z siebie zakupiłam mydło i to do mycia ryja! Szok i niedowierzanie. Sama nie wiem co mnie do tego skłoniło- chyba skąpstwo, bo miałam kupić coś do mycia twarzy, a mydełko kosztowało z 5 złotych w Esesmanie- Erotomanie i wzięłam.

 

Barwa, mydło siarkowe.
Żółte, zwarte i o neutralnym zapachu. Jak się wwąchamy, to zalatuje zapałkami, ale to delikatny aromat, nie drażni. Mydła używam codziennie rano od może trzech miesięcy, w każdym razie długo. Nadal je mam i jeszcze spory kawałek mi został, myślę, że jeszcze miesiąc, albo więcej pożyje. Mydło nie łamie się, nie kruszy, nie włazi w żadne szpary i otwory. Najważniejsze- nie zostawia osadu, tylko przynosi czystość prosto od Zygmunta Chajzera.
Barwa siarkowa, w postaci kostki, siedzi w kartoniku i woreczku. Ptaszki ćwierkają, że jest antybakteryjne i pokona wulkany. Etna nie szaleje na mojej facjacie, ale czarne łby, czy rozszerzone pory, gdzieś tam się przemieszczają. A jak pcham paluchy to czasem i jakiś syfilis wyskoczy 😉
Tutaj obfociłam obietnice producenta, najważniejsze informacje widać. A co mi robi mydeło? Ładnie oczyszcza skórę, nie wiem jak z sebum, ale wydaje mi się, że jest poprawa- skóra dłużej pozostaje matowa i odświeżona. Pory są w lepszej kondycji, a i zaskórniki już tak nie dokuczają. Wiadoma sprawa- wszystkich się nie pozbyłam, ale jest progres. Ogólnie jestem zadowolona. Na gębie nie zostaje osad, skóra nie jest ściągnięta, a nawilżona. Nie ma efektu wow, że o ja pierdolę, ale jest fajnie jak na kombajnie. Nigdy nie byłam na kombajnie, ale się domyślam. Odnoszę też wrażenie, że kostka łagodzi podrażnienia. Ale możliwe, że sobie wmawiam. Jedyny minus jaki znalazłam, to pieruńsko pali w oczy i jak wlizie w nos to kicham 😀 Da się przeżyć, jak szybko wytrę oczy to szczypanie od razu ustaje, a jak pokicham, to też mi przecież nerka nie wyskoczy.
 Podsumowując- mydełko fajne, godne polecenia. Póki co zostaję przy nim. Chociaż mam ochotę kupić żel siarkowy z tej samej serii, a jak na nieszczęście w obu Rossmannach, które mam w zasięgu, żelu nie ma. Chuje. Z tej serii, na pewno kupię też krem matujący, bo ponoć jest fajny. I to by było na tyle dziś. Znacie barwne mydełko? A może wiecie gdzie kupię ten żel? A może gdzieś mają darmową dostawę? Albo macie godny polecenia sklep internetowy, gdzie dorwę gagatka?

Superbohaterowie są wśród nas!

By | Przemyślnik | 14 komentarzy
Tyle się dzieje wokół nas, że aż mi szczęka lata żeby komentować. Sama nie wiem od czego zacząć, bo złe wspomnienia wracają. Dziś jakoś tak same wróciły, przy okazji pewnego postu o modnych ostatnio butelkach do picia. Tak, tak- taka butelka niby zwykła, tylko z napisem- modniejsze z niej picie niż picie ze słoika. Słoiki są już passe. A ja nie mam butelki. Miałam piękny różowy termos. Byłam najszczęśliwszą sześciolatką w kosmosie i pewnego dnia- tragedia! Żul zgniótł mój termosik w autobusie. Termosik! Mój różowy termosik…nadal ciężko mi o tym mówić, pisać… Życie już nigdy nie było takie samo. Tego dnia nie piłam herbatki w zerówce, a smętne kawałki szkła grzechotały beznamiętnie pomiędzy straconą herbatką… Teraz tylu bohaterów w kraju, że ktoś termosik by uratował.  Ale nie było bohatera ponad dwadzieścia lat temu…A oto miś bohater na miarę naszych możliwości! My tym misiem bohaterem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz  bohater miś, przez nas zrobiony i to nie jest ostatnie nasze słowo!
źródło- SE
Duda. Pieszczotliwie zwany Dupą ratuje Ciało Chrystusa. Jakby był taki cwaniak, to by Jezusa zawczasu ratował- dwa tysiące lat temu, a tak to dupa nie bohater. Z tego co wyczytałam, osoba świecka, która podnosi hostię, popełnia jakiś tam grzech, bo jest niegodna by to robić. Nie znam się, nie orientuję się, zarobiona jestem. Taki tam nasz elekt. Mam nadzieję, że pod jego rządami nie będzie wprowadzony nakaz chadzania do kościoła, a Macierewicz nie zostanie premierem, bo przysięgam, że będą strzały i to nie w 17 sekundzie. Ludzie ich zjedzą. Całe szczęście są jeszcze antysystemowcy, tylko obawiam się, że muszą się jeszcze dużoooo nauczyć, bo wyskoczyli ni z gruchy ni z pietruchy i chcą ratować świat. Nie do końca tylko wiem, czy będą potrafili.
Taki Pan o wielu nogach na przykład. Pan Stonoga. Najpierw gorąco mu kibicowałam, potem troszkę mnie śmieszył, teraz jest już wszędzie. Sama nie wiem co o nim myśleć, ale jedno jest pewne- chłop ma łeb na karku, kasy jak lodu i smykałkę do interesów, a to się ceni. Ale czy on uratuje świat? Nie wiem, bo staje się coraz bardziej groteskowy. Gazeta Stonoga, piwo Stonoga, coś niby Facebook Stonoga…Czas na prezerwatywy Stonoga, do tego hasło typu- “Zabezpieczaj się, Twoje dziecko może być politykiem!”. Albo skarpety Stonoga- 50 par w cenie jednej. Stonoga i skarpety to najlepsze połączenie. Skarpety Stonoga byłyby hitem do klapek Kubota. Taki obrazek- Tunezja, reklamówka z biedry, Kuboty, Stonogi…Polak na wakacjach…ehhh rozmarzyłam się.  To nie jest hejt…tak tylko próbuję w biznesie pomóc 😉
To jest hejt! Siedzę sobie na Fejsie, widzę ktoś wrzuca spam, że likwiduje sklep z elektroniką i w związku z tym wszystko sprzedaje po symbolicznej złotówce. Telewizory, tablety, lapki- jak leci. Taaa jasne. Nie przechodzę obojętnie koło takich durnot, bo chcę ratować świat jak antysystemowcy, więc jak umiem tak ratuję. Zgłaszam, klikam- nie chcę by ktoś został oszukany. Do spamu dorzuciłam komentarz, że ja likwiduję Chiny i od dziś wszystko z Aliexpress można brać za darmo. Nie minęła sekunda i hop na messengerze mam taką wiadomość. Zanim zdążyłam zareagować i opanować śmiech- Pani Jola już mnie zablokowała. Celowo nie usuwam danych- niech się wstydzi. Od dziś mówcie mi Frajerska Pało 😀
Nie wiem czemu ja się tak w różne rzeczy angażuję, ale nie mogę być obojętna kiedy ktoś z ludzi durnia robi. Onet próbował zrobić sensację, po tym jak w Jeziorze Białym wyłowiono szczątki zwłok kobiety. Oczywiście nagonka, że kolejny trup, że pewnie morderca. Chwytliwy temat, szkoda, że nie prawdziwy. Owszem były fragmenty ciała, ale póki co nie stwierdzono, żeby ktoś w tym maczał palce. Onet starszy turystów, którzy dają zarobić lokalnym przedsiębiorcom. Lubelszczyzna nie należy do bogatych regionów, a Onet zamiast promować ten piękny region, robi nagonkę. Polecam Wam Jezioro Białe- krystalicznie czysta woda, piękna okolica. Sama często tam bywam i ręczę, że trupów i morderców tam nie ma. Może kiedyś coś napisze o moich małych i dużych podróżach, jeśli będziecie chcieli czytać. Kolejne zwłoki? Jakie kolejne? Ehh… media to kurwy. Dużo rzeczy chcą nam wmówić…
Chcą nam wmówić, że mamy nie jechać do Tokio na drifty, tylko rodzić dzieci. Temat wałkowany ostatnio, a ja wałkowałam go jeszcze przed akcją w Irytujących pytaniach o…związek. Nie zdążysz, nie zdążysz…grunt żeby ze sraczką na kibel zdążyć. Pytania o dziecko słyszę często. Dajcie mi święty spokój, ja chcę się wyspać. Chcę do Hiszpanii i może na Dominikanę, a może i nawet do jebanego Tokio, bo tak mi się podoba. Tak, z dzieckiem można podróżować, tylko kto mi na te podróże zarobi jak będę wycierać rzygi i kupki zamiast pracować? Polityka w naszym kraju nie daje mi wsparcia, to i ja na razie nie dam temu krajowi potomka, który będzie jebał na czyjeś emerytury. Emerytury, których i tak nikt nie zobaczy.
I tylko termosiku mi żal. Różowego…

Le Le Le- dalej nie wymówię, bo seplenię :D

By | Bjuti Pudi | 22 komentarze
Czaiłam się z tym postem dobrą chwilkę. Chciałam przeczekać gorący okres, kiedy to każda blogerka spuszczała się nad recenzją żeli z darów losu. Spotkałam się nawet z recenzjami po 2-3 dniach, brawa hehe 😀 Chociaż żel…no w sumie na upartego, coś tam o żelu można powiedzieć i po 3 dniach, ale ja wolę dłużej się pochlapać, zanim się wypowiem. Było milion recenzji, ale przecież wiadomo, że moja będzie inna od wszystkich, bo nie byłabym sobą.
Pewnie od początku wiedzieliście o czym będzie mowa, przyznać się swołocze! Oczywiście i do mnie trafiła paczucha od Le Petit Marseillais. Jak piszę tę nazwę, ręka mi drży za każdym razem, wymawiam też pewnie po swojemu, mimo że Le Petit dbało o to, żebym wymawiała jak trza. No dupa. Gadam po swojemu 😀 Ale dzięki za chęci. To już druga paczka od Nich. W zeszłym roku testowałam pierwszy zestaw KLIK. I trzeba przyznać, że zjednali sobie klientkę.  Kupuję Le Petitowe kosmetyki.
Paczka jak zwykle na najwyższym poziomie.  I mówię to nie bez kozery. Zawartość to 2 żele do obmywania zwłok. Gigant pomarańczowy i dużek cytrynowy. Maska na oczy- tu chyba Grey był inspiracją, choć maska miała zakrywać oczy, by poznać zapach nosem, a nie okiem. Osobiście niuchałam bez podglądania, ale i bez maski. Greyówka przyda się w samolocie. Oczywiście milion próbek, które rozdaję i karteczki z informacjami od Le. Skracam nazwę jak mogę hehe 😉 Zazwyczaj opakowanie nie robi na mnie wrażenia, ale pudełka od Le lubię. Pudło z zeszłego roku służy mi do przechowywania szpargałów, tegoroczne też już zapełnione. Niby głupotka, a cieszy. Przejdźmy do produktów, bo pieprzę jak potłuczona.
Żel werbena i cytryna, 400 ml. Zapach świeży, owocowy, z werbenowym, roślinnym przełamaniem. Zaskakujący. Pobudzający, odświeżający. Doskonały na lato, dodaje rześkości. Bardzo ciekawy, podoba mi się.
Żel pomarańcza i grejpfrut, 650 ml. Zapach również świeży, ale mniej kwaśny. Słodka pomarańcza przełamana goryczką soczystego grejpfruta. Relaksujący, otulający zapach. Aromat odpręża i skłania do odpoczynku, wylegiwania się w wannie- póki woda nie wystygnie.
Nie mam swojego faworyta, sięgam po żele zamiennie, w zależności od nastroju. Na szczęście Le ma dużo ciekawych aromatów w asortymencie i każdy znajdzie coś dla siebie. Ja na przykład uwielbiam wersję brzoskwiniową, w różowej butelce. Cudny zapach, zużyłam już ze 3 opakowania. Wspólnym mianownikiem żeli z tej firmy jest cudowny zapach i dobra wydajność. Żele są gęste i pachną soczyście. A tak nawiasem mówiąc, to ja wiem, że producenci prześcigają się w obietnicach typu- super nawilżenie, łagodzi coś tam, nawilży pięty i plecy, pieni się jak wściekły pies i inne duperele. Ale wiecie dla mnie liczy się co innego- żel ma myć, ładnie pachnieć i być wydajny (nie za rzadki). Tyle mi wystarczy. Le spełniają moje kryteria i to w 100%, do tego flaszki są duże i ładne, a owocowe zapachy to moje klimaty. Ceny nie odstraszają, przeciwnie- zachęcają. Dlatego ja Was też zachęcam do wypróbowania ich produktów, jestem pewna, że się nie zawiedziecie 🙂

Mejkapy od czapy

By | Bjuti Pudi | 59 komentarzy
Oj żem się ujebała z fotkami. Nie dość, że robiłam na raty, żeby na odpierdol nie było, to i światło różne, bo zdjęcia kompletowałam jakiś czas. Potem weź coś wybierz, zmontuj, wyjeb, dodaj eh. Ale mam taką fazę na paletki z My Secret, że nie mogłam się opanować 🙂
Jak to teraz mówi młodzież- kolory fchuj zajebiste. Takie moje. Oczojebne, żarówiaste neony. Uwielbiam tę paletkę i katuję niemal non stop, szczególnie, że neony to dla mnie wakacyjne kolory. A gówno- cały rok lubię jebać po oczach 🙂
My Secret, Hot colors, shake colors.
Cena- koło dyszki. Coś więcej, a na promo mniej, dostępne w Naturze. A teraz ponoć mają 40% na kolorówkę, to kopytkujcie i sobie kupcie. Mi Naturę zlikwidowali i jest foch, więc kochana Naturo- albo otworzycie u mnie drogerię, albo co miesiąc życzę sobie paczkę nowości, bo inaczej będę zmuszona chodzić do Esesmana 😉 W każdym razie koleżanka kupiła mi paletkę i dowiozła na zadupie. Dziękuję! Ale dość pierdolenia. Co ja mam Wam o tych cieniach napisać? Są genialne, nasycone, nie sypią się po chomikach pod oczami, matowe nambery łany. Testowałam już inne palety z tej seri, jak chcecie to KLIK i KLIK.
To teraz ponaginam fotkami z mejkapami. Starałam się to jakoś pogrupować i ogarnąć, ale było ciężko, więc będzie inwazja polarojdów.
Mejkap pod tytułem “Lubieżne kolory”. Nawaliłam każdego cienia po trochu. A kto bogatemu zabroni?
Tytuł- ” Różowa landrynka na zielono”. Pewnie, że znowu najebałam każdego koloru, tylko w innej konfiguracji.
Tytuł- “Mleczny szejk”. A wiecie, co podobno dodawali do szejków w McDonaldsie? Oj nie ważne. Ale robili to samo co Laska w “Chłopaki nie płaczą” do głównego zbiornika. Taka tam urban legend 😉 Rozbieliłam jakimś białym cieniem, chyba też nawet My Secret, tylko pojedynczym.
Tytuł- “Zielone jabłuszko dojrzewa”. Albo się psuje, no nie wiem. Ryba ponoć psuje się od głowy, dobrze, że jestem wodnikiem. Nie umiem pływać. Umiem latać. Upss odbiegam od tematu. To macie więcej fotek jabca.
Jabco.
Tytuł- “Śliwa pod okiem”. Bezpieczny makijaż na zabawę w remizie. Nawet jak nam ktoś zajebie sztachetą, to i tak nie widać, bo siność już jest pod okiem.
Makijaży było więcej, ale nie zawsze strzeliłam fotkę. Nie zawsze mi się chciało, nie zawsze pamiętałam. Ale i tak jakoś dużo tego wyszło. Dziwnie się z tym czuję, bo jednak wolę przemawiać za pomocą słów, a nie obrazów. Ale mam nadzieję, że nie przesadziłam z tymi ilustracjami. Czasem można 😉
Co więcej dodać? Oczywiście paletkę polecam. Marzy mi się My Secret z innymi neonami, żeby był żółty i pomarańczowy i może niebieski, a do tego hmmm… może coś jasnego.

Biała glinka na syfy i naczynka

By | Bjuti Pudi | 17 komentarzy
Cześć. Żyję. Miałam długi weekend, który zresztą nie wyszedł tak jak chciałam, ale cóż- zrobię sobie długi weekend za tydzień czy dwa ponownie i już. To nie istotne. Istotne jest to o czym chcę Wam dziś opowiedzieć. Jakiś czas temu pokazywałam Wam czerwoną glinkę KLIK, która mnie zachwyciła. Melduję, że jej zużycie nadal jest minimalne, mimo że używam systematycznie. W międzyczasie w łapska wpadła mi biała glinka. Dostałam ją do testów od Marion. Oczywiście oceniam obiektywnie i to nie ma znaczenia czy coś dostałam, kupiłam czy wygrałam, ale przecież mnie znacie- ja się nie pierdolę 😉 Akurat Mariona lubię, póki co trafił mi się tylko jeden bubel. Glinki też lubię. No to sprawdźmy jak się bieluch spisał 🙂
Marion, biała glinka, maseczka odżywcza. Cena- śmieszna 🙂 Ze 3 złote.
Produkt w 100% naturalnych, po prostu biała glinka w proszku, którą należy wymieszać z wodą, czy czym tam lubicie. Niby saszetka na jeden raz, ale mi wystarczyła na 4! Nie lubię grubo kłaść glinki, bo raz, że po co, a dwa mniej jebania ze zmywaniem. I tutaj plus białej glinki- nawet jak uwalisz umywalkę, to jej tak nie widać, jak glinkę czerwoną 😉 Poza tym bieluch jest delikatniejszy niż czerwona ziemia. Troszkę mniej zwęża pory niż czerwona wersja, ale ładniej i na dłużej matowi mój ryj. Tym się różnią.
Jako że biała glinka jest delikatniejsza, mogą jej używać najwięksi wrażliwcy bez obaw, że skóra pokryje się flegmą czy czymś. Doskonała dla cery naczynkowej, wrażliwej, absolutnie bezpieczna dla każdej mordy. Faktycznie maseczka koi skórę, powiedziałabym, że uspokaja i sebum już nie jest takie skore do wycieczek po gębie. Buzia po użyciu jest gładka, ale nie napięta. Czy goi i zabliźnia to nie potrafię ocenić, ale podobnie jak jej czerwona koleżanka łagodzi zaczerwienienia. Po peelingu, maseczka powysysa też zaskórniki, które niby już wyszły, a jeszcze siedzą. Wiadomo, że wielkie wulkany nie znikną w magiczny sposób, ale na pewno nie będą większe 😉 Sama wulkanów nie hoduję, więc w tym przypadku się domyślam 😉
Za taką cenę i działanie, daję jej najwyższą ocenę- 6 z plusem. Nie potrafię powiedzieć, czy jest lepsza, czy gorsza od glinki czerwonej- jest inna. Biała glinka bardziej matowi, a czerwona głównie zwęża pory. Na milion procent kupię ją ponownie. Rozważam też zakup wersji zielonej i różowej, bo wiem, że są. Także przy kolejnej wizycie w drogerii- wpadają do mojego koszyczka.
I tak delikatnie powróciłam na bloga, lajtowo i pozytywnie, już myślę nad czymś hardcorowym na kolejny wpis 😉

Do ciała, do włosów, do twarzy…a może do dupy?

By | Bjuti Pudi | 29 komentarzy
Dzisiaj kosmetycznie, olejkowo, włosowo- nie lubię tej formy zwrotów, ale chciałam się podrażnić 😉 Ze dwa miesiące temu kupiłam sobie w promocji za około 14 złotych olejek z myślą o olejowaniu włosów. Firma dobra, skład super-, myślę sobie, będzie wypas. Ale czy był… Heh…Olejek do włosów, do twarzy, do ciała…a może jednak do dupy?
Bielenda, drogocenny olejek arganowy 3 w 1
Normalnie kosztuje coś więcej niż dwie dychy, jak wyczaiłam promo, postanowiłam wziąć. Flaszka super, z wyglądu normalna, spryskiwacz działa git malina. Olejek rzadki, pewnie dlatego, że to olejek. Kolor żółty. Zapach dziwaczny. Nawet i się podobał na starcie, ale potem zaczął mnie wkurwiać niemiłosiernie. Ale co tam zapachy i konsystencje. Grunt to działanie. Jak wspomniałam, miał być do ciała, włosów i twarzy- okazał się do dupy, dosłownie i w przenośni.
Najpierw dałam ociupinkę na końce- armagedon, kluski po minimalnej ilości. Ale myślę, ok chuju, może jeszcze okażesz się nie być frajerem. Dałam dziada na noc- rano, po umyciu, włosy jak szczotka. Dobra, ja się łatwo nie dam. Spróbowałam zrobić namaszczenie, jak jakaś mumia egipska, na glicerynę. I co? I gówno. Duża, śmierdząca, parująca kupa. Włosy jakby ktoś z moździerza przypierdolił w stertę szyszek. Dobra, dawaj na mokro cwela. Znowu kupa, jeszcze bardziej śmierdząca i parująca. A we mnie się gotowało. Kombinowałam prawie miesiąc, a olejek jak na złość wydajny jak ukraińska tirówka. Aż mnie szlak jasny trafił, krew prawie, że nagła zalała, a wody w Wieprzu wzburzyły się i wypiętrzyły równo z mostem. Jakby to Chylińska ujęła, powiedziałam sobie dość! Włosy po olejku oklapnięte przy skórze, chociaż na sam łeb nie kładłam, ale ulizały się w pobliżu jakby pies jęzorem wychechłał. Końce rozczapierzone jak jakaś stara kwoka. Na łbie sianko jak po sianokosach. Masakracja.
Z pól mi go zostało i pomyślałam, że zużyję na nogi, bo na łeb to już tego na bank nie położę. No i na girach nie było źle. Olejek ładnie nawiżał, trzeba przyznać. Ale tłusty jebany jak tłusty czwartek. Wchłaniał się może w 10%. Ale nie wyrzucę, no. Jakieś dzieci głodują, widziałam na fejsie, ludzie im klikają, a fb daje im za to chleb (tiaaa…) , a ja będę 14 zeta marnować? No nie,. Jakoś zużyłam, dając olejek na popierdalacze, żeby tłuścizny tak nie czuć i żeby zapach mi tak nie zalatywał, gdyż ponieważ począł mnie wkurwiać, jako żem rzekła. Skończyłam niecnotę. Na gębę moją książęcą nawet nie miałam odwagi użyć.
O, a skład niby ok. Niby firma fajowa i ją lubię, a tu taki szprync nieokiełznany. Nie podpasił mnie i mnie, znaczy ja,  już więcej ni kupi. Żeby mnie po polu mieli za kozą ciągać, nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Komuś może i podpasuje, ale ja wiankiem z czosnku i wodą święconą będę szelmę przeganiać.
Morał z tego taki, że nie zawsze dobry skład, to dobre rezultaty!