Słodki eliksir, który Cię zaskoczy

 

Ale za to niedziela będzie dla nas! A właściwie dla włosów 😉 Zrobiłam mocny eksperyment. Jackass normalnie. Nie róbcie tego w domu, albo i róbcie, w sumie co mi do tego 😉
Miało być co innego, ale dwa banany mi zczerniały, więc pomyślałam, że zapodam je na łeb, bo wyglądały już ciulowato. Kiedyś już banana na głowie miałam KLIK i byłam zadowolona z jego działania, tym razem dorzuciłam inne dodatki. Ale po kolei.
Zacznijmy od tego, że wczoraj zaopatrzyłam się w glicerynę. Co prawda planowałam zamach stanu i miała być nitrogliceryna, ale w moim zapyziałym mieście nigdzie jej nie mieli. Plany spełzły na niczym, bo okazało się, że gliceryna to najwyżej na włosy się nada. Rada nie rada, jak rad Marii Kurii, na noc popaciałam włochy tym co kupiłam, a na to dałam olejek coś tam coś tam drogocenny z arganem od Bielendy. Zwinęłam kłaki w psią kupę, zabezpieczyłam tę tłuścinę i poszłam w kimę. Rano, to znaczy koło południa, bo w niedzielę ranek wypada w okolicach 11-12 najwcześniej, umyłam łeb. Myjąc zauważyłam, że włosy są bardziej mięsiste przez tą glicerynę, ale na razie nic więcej nie powiem, bo po jednym razie to można co najwyżej błonkę stracić. Włosy odwirowałam w ręcznik, delikatnie owkors, przecież nie jak w pralce i położyłam miksturę. Miał być banan z miodem i z cytryną, ale okazało się, że cytryny w ogrodzie jeszcze nie dojrzałe. Patrzę do szafki- cynamon stoi i się głupio cieszy. O Ty fuju, pomyślałam, chodźże mi tu i sru łyżeczkę wcynamoniłam do wynalazku. Czyli mała łyżeczka cynamonu, łyżka miodu i większe pół banana. Cały nie poszedł, bo jak rozwinęłam skórkę to okazało się, że jest całkiem dobry, a plamy ma tylko na licu, no i sobie ukąsiłam, dobry i strasznie słodki. Wszystko zmiętoliłam widelcem, a w łazience dodałam jeszcze tak z łyżkę Kallosa bananowego. Z papką na głowie (pod czepkiem i czapką) chodziłam ze 2 i pół godziny, tylko trochę po szyi mi kapało, ale wsadziłam papierowy ręcznik i gitara. Po tym czasie zmyłam wszystko samą wodą, bo najtaniej wychodzi hehe 😀
Przy zmywaniu wydawało mi się, że ten cynamon wszędzie się poniewiera, a włosy sprawiały wrażenie szorstkich. Ale przy suszeniu nie było śladu cynamonu, więc bez paniki. Pojedyncze frędzle z banana też spadły pod suszarką, ale niemal wszystko się spłukało, więc nie musicie się o to srać, bo wiem, że niektórzy stresują gadką, że banana to tylko w blender, bo sklei Wam włosy. Gówno tam, internet kłamie. Jak widać włosy nabrały cynamonowego blasku, ale podejrzewam, że tylko do następnego mycia. W rzeczywistości, aż tak rude jak na fotce nie są. Cóż poza tym? Otóż podczas suszenia strasznie fajnie układały się na szczotce, były bardziej sztywne niż zazwyczaj i kształt, który im nadawałam ładnie się do mnie dostosowywał. Zresztą, nadal mają w sobie taką fajną sztywność jak po viagrze, ale nie są jakieś nieprzyjemne w dotyku czy coś- raczej dociążone tak jak trzeba. Moje włoski są bardzo delikatne i miękkie jak kacza dupa, takie włosy niemowlaka. Maska zadziałała dyscyplinująco i mam włosy dorosłego człowieka hehe 😀 Kudłaje odbite od nasady i to całkiem mocno. Przepiękny blask i śliskość też mnie cieszy. Podsumowując maska cud. Koniecznie wypróbujcie, bo warto!
Tutaj jeszcze fotka z lampą Alladyna, co rozbójników dyma. Trochę się pochyliłam i z jednej strony czupryna się podwinęła, ale tutaj lepiej widać kolor, który uzyskałam. Jeszcze taka przestroga- cynamon może uczulać, więc jeśli nie jesteście takimi hardkorami jak ja- zróbcie próbę uczuleniową, żeby Wam kłaki nie wypadły. U mnie nic złego się nie działo, przez pierwsze 15 minut czułam leciutkie i przyjemne ciepło. Cynamon może nadać rudawą poświatę, ocieplić kolor, a banan i miód mają właściwości rozjaśniające, to się nie zdziwcie. U mnie efekt fajny, subtelny, a włosy fantastycznie odżywione i nawilżone.
A Wy co dzisiaj wyprawiacie? Cynamonu próbowali? Banana kładli?EDIT. Jest poniedziałek, wieczór, a moje włosy jakieś świeże… podejrzewam o to cynamon- kolejny plus 🙂