Błotne przygody z Nacomi

Lubicie czasem wypaprać się w błocie? Albo może chociaż w dzieciństwie lubieliście? Oj, na pewno 🙂 Mi zostało to do dziś, tylko już nie latam boso po ziemi (chociaż…). Najbardziej lubiłam po burzy stanąć w takiej glinie i ugniatać gumiaczkami, aż gumiaczki zostały zassane, a ja musiałam wracać boso haha 😀 Teraz lubię się pobabrać w glinkach, a nie w glinie. Lubię rozsmarować na twarzy taką błocianą maseczkę i się zrelaksować. Nie słyszałam by glinka komuś zaszkodziła, przeciwnie. Do tego mamy wiele rodzajów i kolorów do wyboru, każda ma inne właściwości. Dziś będzie o…
Czerwona glinka od Nacomi, którą dostałam na spotkaniu od sklepu SPA&FIT. Glinkę kupicie za niecałe 15 złotych TUTAJ. Cena jest śmieszna w porównani z wydajnością. Wystarczy dosłownie odrobinka na maseczkę całej twarzy. Mam wrażenie, że ten 100g słoiczek nigdy mi się nie skończy, a  glinki używam przynajmniej raz w tygodniu (od 2 miesięcy).
Glinka to drobniutki pyłek, wygąda jak kakao i pachnie zupełnie niczym. No, ziemią pachnie, bo to przecież ziemia 😉 Tak czy siak, zapach ledwie wyczuwalny.  Żeby przygotować maseczkę wystarczy odrobinę wymieszać z wodą lub olejkiem i już. Łatwo się miesza, nie ma grudek, po wymieszaniu otrzymujemy kremową maseczkę, którą hop siup zapodajemy na ryjek.  Osobiście mieszam z wodą, czasem dodaję krpelkę olejku, próbowałam też dodawać 100% olejek pomarańcowy- dosłownie pół kropelki i też byłam zadowolona, przy tym miałam aromaterapię.
Nie będę przynudzać o czerwonej glince, wyczytacie wszystko w internetach i fotce powyżej. Powiem Wam za to co u mnie maska zdziałała. Przede wszystkim, jak to większość glinek, świetnie ściąga pory. Ale nie te pory, znaczy portki z zadka, a te na twarzy. Niby jest napisane, że łagodnie ściąga pory, ale w moim przypadku jest znaczna różnica, co mnie cieszy. Wszelkie maskarady zawsze nakładam po peelingu, czy to kawitacyjnym, czy tradycyjnym. Tak było też w tym przypadku- otwarte peelingiem pory, aż proszą się o oczyszczenie i tutaj też glinka się sprawdza. Mam wrażenie, że maseczka ładnie łagodzi syfki, które gdzieś tam już wyskoczą, niweluje zaczerwienienia, matuje. Nie wiem jak z naczynkami, ale przyznam, że przydała by mi się jakaś fajna zastawa. Na ryju brak, także wstrzymuję się od głosu 😉
Ciężko się pozbyć cholerstwa z gęby- taki urok glinek. Ujebana umywalka to standard, więc przygotujcie się na czyszczenie hehe 😀 Ale maseczka jest tego warta, świetnie odświeża buźkę. Jak to się mówi- rozświetla, ale ja nie użyję tego porównania, bo rozświetlać to się mogła Maria Kuria radem.
Ostrzegam- po użyciu bije na łeb 🙂 W sumie to też mogę podciągnąć pod plusy. Minusów brak, no może ujebana umywalka. Czy polecam? Polecam! Nacomi chyba nie ma złych produktów- natura, natura i jeszcze raz natura.
Jeśli ktoś czeka na relacje z zakupów w Rossmannie niech się nie zdziwi- nie będzie, bo ostatnio to mi Rossmann nawet z lodówki wyskakuje i mam dość 😀 Zainteresowanych zakupami odsyłam na mój Insta. Tam katuję Was fotkami co dnia, a myślę, że to co się zmieści na jednej fotce, nie jest warte opisywania na blogu.
To już koniec dzisiejszego odcinka, zapraszam w maju po więcej. Maj! Kocham ten miesiąc 🙂