A czy Ty umyłeś się na święta?

Święta, święta, a jak święta to wypada się umyć po zimie. Chociaż tak z grubsza, zdrapać skorupę, bród spod pazurów wydłubać, bo w zimowych ciżemkach syfu się natłukło, a i futra z wełnianych skarpet najszło. Wiem, że myje to się okna dla Jezusa, ale plecy też by wypadało jakąś szmata przelecieć. Jak jesteście burżuazja to można i wodę dołączyć, a już dla całkowitej szlachty i hrabiostwa to przydałby się jaki specjalny zestaw.
Przeważnie, przeważnie zachowuję się poważnie. Przeważnie, przeważnie myję się żelem, gdy wbijam na łaźnię. Czasem testuję też inne bajery, bo samą wodą myją się tylko frajery. Ostatnio na chatę wbił mi olejek, obiekt pożądania dla wszystkich europejek.
Na fotce jeszcze pełny, dziś niestety pusty jak stodoła na wiosnę. Przywlekłam go ze spotkania blogerek, podarek zawdzięczam The Secret Soap Store. A dziś przed Państwem Naturalny Olejek Lawendowy Pod Prysznic. Używałam w wannie, oby mnie tylko kara nie spotkała 🙂
Flaszka z twardego plastiku, bez żadnych bajerów, lubię tak. Wszelkie info na karteczce, która była fantazyjnie jak ta lala, przywiązana trawką do główki olejku. Trawka zachwyciła kota- bawił się tym i memlał ze trzy dni. 200 ml to taka pojemność w sam raz, chyba, że rozmawiamy o alkoholu, to wtedy 200 ml to stanowczo za mało. Mój ulubiony patent nakrędkowy- kapselek na klika. Wiecie, przyciskamy i lejemy. Jak nie wiecie, to trudno, nie jestem odpowiednią osobą, na odpowiednim miejscu, żeby naród uświadamiać.

 

 

Powiem Wam, że kiedyś miałam pierdolca i non stop kupowałam taki jeden lawendowy żel pod prysznic, aż mi zbrzydł. Kiedy ten olejek trafił pod dach mojej rezydencji bałam się, że zapach może mi się nie spodobać, no bo miałam przesyt tego zapachu. Na szczęście się myliłam. Zapach olejku cudowny, intensywnie lawendowy i bardzo świeży, bardzo, ale to bardzo relaksujący. Czuć świeżą lawendę, taką tyle co ściętą. Mama miała kiedyś lawendę, to wiem jak pachnie. Dopiero ta sucha kojarzy się z zabijaniem moli, świeża lawenda jest po prostu ładna. Słomkowo- żółty olejek, ma za rzadką konsystencję i tego się przyczepię. Mam grabowe łapy i nie umiem dozować cieczy. Jak nadusiłam flaszkę, tak jeb i pół gąbki zachlastane. W sumie to rzadkość olejku to jego jedyna wada, wkurzająca, ale jak ktoś nie jest raptusem jak ja, to nie powinien mieć problemu. Poza tym olejek, jak to olejek- tłuściutki, ale ładnie się pieni. Niewielka ilość wystarczy, żeby umyć ciało. Chociaż ja oczywiście, prawie za każdym razem, dozowałam za dużo. Ale jestem pipa. No i cena taka sobie- 35 zeta, a ja jestem sęp kosmetyczny, nie ukrywam. Będę czaić się na jakieś promo, bo mam węża w kieszeni.

 

Skład macie na zdjęciu. Sporo tam fajnych olejków, myjak nie powinien podrażniać nawet wrażliwców. Tak mi się wydaje. Jako że święta to czas poświęceń i święceń to i ja się poświęciłam. Zawsze, ale to zawsze po kąpieli cała się balsamuję i od 15 lat, może dłużej,  nie było kąpieli bez balsamowania. Ale na etykiecie jest napisane, że po użyciu olejku zbędne jest już balsamowanie zwłok. Zrobiłam wyjątek. Raz jedyny nie użyłam niczego po obmyciu ciała i… olejek działa, a do tego skóra pięknie pachnie przez długi czas. więc jeśli nie lubicie się niczym nacierać, nie macie czasu- to jest to bajer dla Was. Tylko raz się nie pobalsamowałam, bo chciałam sprawdzić, czy skóra będzie faktycznie nawilżona i była. Jednak potem już nakładałam balsam, bo jestem uzależniona, nie potrafię wyjść z wanny i po prostu się ubrać- taki pierdolec.
Chyba to tyle w tym temacie, możecie jeść dalej. Dodam jeszcze, że mam ochotę wypróbować wersję pomarańczową tego olejku- na bank cudnie pachnie. A Wy umyliście się na święta?