Pozbywamy się czarnej farby!

W końcu postanowiłam zrobić włosową niedzielę, a właściwie włosowy tydzień 😉 Wiecie, że zbrzydł mi czarny włos na mej zacnej głowie i od pewnego czasu miałam ochotę pozbyć się czarnucha z głowy. W końcu się zmobilizowałam.
Zacznijmy od tego, że od połowy września przestałam malować włosy. Odrost już mnie tak wkurzył, że nie mogłam z nim wytrzymać, chociaż moje odrastające włosy miały piękny kolor. Mimo to piękny odrost z pozostałą czernizną wyglądał tak sobie.

 

Jak widzicie na powyższym zdjęciu- moje włoski mają ładny ciemnobrązowy kolor, ale gdybym miała czekać aż moje włosy same odrosną minęłaby chyba wieczność. Po wybadaniu sprawy postawiłam na dekoloryzator. Ostatnio było głośno o cudownym Uberze ( nie wiem jak dziada poprawnie odmienić). Po analizie doszłam do wniosku, że mamy też inne dekoloryzatory o podobnym składzie, a w niższych cenach ( ach ten marketing).
Wybrałam Chantal Color peel od ProSalon za około 30 złotych.
W środku dwie flaszki do zmieszania. Te dwie flaszki wystarczyły mi na dwa użycia- jedno po drugim. Tak, można tak- produkt nie narusza naturalnych kłaczorów i działa tylko na farbę. Wcześniej włosy dokładnie umyłam szamponem ździerakiem z sodą, potem już samym ździerakiem. Wysuszyłam. Poszła jedna porcja. Wymyłam ją dokładnie ździeraczkiem ze 3 razy. Wysuszyłam. Poszła następna dawka i znowu to samo.
Możecie sobie powiększyć ulotkę, jeśli interesują Was szczegóły. Po tym zabiegu moje włosy nie były wcale zniszczone, nie odczuły dekoloryzatora ani troszkę. Odczuły nieznacznie tarmoszenie milion razy szamponem z sles bez żadnych odżywek, ale stan do opanowania w trzy dni, więc bez płaczu 😉
Pierwsza fotka robiona w nocy o północy, tuż po zmyciu ustrojstwa, robiona telefonem z lampą, więc jakość nie powala, ale efekt widoczny. Druga fotka zrobiona na drugi dzień w słoneczku- w rzeczywistości włosy były ciut ciemniejsze. Trzecie zdjęcie zrobione już w salonie u koleżanki, też tego samego, drugiego dnia. Ciemniejszy pasek to miejsce gdzie testowałam hennę 😉 Dół to wszelakie farby drogeryjno- salonowe, a wybitnie ruda góra to Color&Soin.
Zdecydowałam się na brązową farbę i trochę refleksów, bo dół mimo wszystko pozostawał sporo ciemniejszy. Tutaj widzicie jak oporne są moje włosy. Na naturalnych już białe- reszta jakaś sraczkowata bleeee!
Tadam! Przy okazji poprawiłam cieniowanie przodu i podcięłam końcówki. Jaśniejszy przód chodził za mną od dawna. Na ombre bym się nie zdecydowała, ale sombre (chyba tak to się nazywa) bardzo mnie kusiło. Przód bardzo mi się podoba, a co z tyłem?
Szczerze mówiąc to jest średnio. Farba z moich włosów wymywa się teraz zaskakująco szybko i zaczynają mi wychodzić jakieś dziwne łatki. Teraz zastanawiam się jaki następny krok popełnić. Idąc za radą koleżanki farbować się na coraz jaśniejsze odcienie brązu? A może jeszcze inny pomysł? Jeśli macie doświadczenie, albo dobre rady- czekam na Wasz głos.
Podsumowując- dekoloryzator w dechę, polecam. Moje włosy oporne, ale cóż się dziwić skoro od dobrych 7 lat były malowane całą gamą wynalazków na czarno. Efekt po farbowaniu- początkowo dobry, ale farba szybko spływa pozostawiając dziwne dalmatyńczyki. Cel- ładny odcień brązu. Pytanie- co robimy dalej?