Se se se Sesa i podsumowanie rocznej kłaczności :)

A teraz udajemy, że jest początek, a nie połowa stycznia hehe 😀

Przypomniało mi się o olejowaniu grudniowym, nooo powiedzmy, że grudniowym, bo olejek służył dłużej. Ale o tym za chwilę.

Ostatni czas spędziłam z olejkiem Sesa.

Tym razem nie wcierałam olejku w skórę głowy, bo używałam Hair Jazz i nie chciałam sfałszować wyników, choć i tak złośliwcy twierdzą, że oszukuję, a za recenzję zgarnęłam grube miliony…taaa. Ale zostawmy  złośliwe uwagi za sobą, nie mam zamiaru tłumaczyć się z czegoś czego nie zrobiłam. W każdym razie minął rok z moim olejowaniem- zaczynałam od Sesy i Sesą rok skończyłam. Tego olejku jednak nie opisywałam na blogu, bo poprzednim razem nie miałam jeszcze bloga o urodowych zalotach 😉 Wypowiem się jednak i w temacie tego jak działa na skórę głowy, bo w zeszłym roku takowe obserwacje przeprowadziłam i pamiętam jak to było.

Od razu napiszę, że olejek mnie zachwycił i za pierwszym i za drugim razem. Uwielbiam go tak jak Kaczyński swojego kotka.

Za swoją flaszkę zapłaciłam około 30 złotych, zamówiłam na Allegro. Możemy kupić na próbę mniejsze wersje- za około 20 złotych 90 ml, a za kilka złotych taką maluśką buteleczkę ( nie pamiętam pojemności). Świetna sprawa jeśli ktoś chce sprawdzić czy olejek mu się sprawdzi. Moja butelka to 180 ml radości. Zwykły, twardy plastik z zakrętką.

Olejek ma postać stałą, pod wpływem ciepła szybko zamienia się w oleisty płyn koloru ciemnozielonego. Pachnie pięknie, kadzidlano- ziołowy zapach zostaje na włosach. Niektórym indyjski zapaszek nie podchodzi, mój Niemąż stwierdził, że wali sikiem 😀 Mi się podoba, orientalny aromat genialny na zimę, latem może być za ciężki.

Wydajność na medal- butelka 180 ml wystarczyła mi na niemal 2 miesiące olejowania. Super! A działanie? Naj naj najlepszy olejek, mój faworyt pośród wszelkich orientalnych olejków. Włosy sprężyste i sypkie, doskonale nawilżone i błyszczące. Koi podrażnioną skórę głowy, przyspiesza lekko porost, zmniejsza wypadanie włosów. Nie mogę doszukać się wad. Może jedynie zapach nie jest dla wszystkich , ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy.

Podsumowując rok olejowania mogę powiedzieć, że Sesa to najlepszy olejek dla mnie, o włos za nim jest  Babydream fur Mama. Całkiem nieźle spisały się Alterra papaja i migdał oraz Khadi (polecam Swati, tę tańszą). Nigdy więcej nie kupię Vatiki, której nie opisywałam, ale stosowałam tylko na końce, bo stosowana na całość puszyła moje włosy okropnie,  Nie kupię też Amli, która nie była zła, ale tak waliła kiblem na dworcu pks, że więcej się nie skuszę 😉

Po roku olejowania widzę, że włosy które wylizły z mojej skorupy w tym czasie są lśniące i zdrowe jak młode ciele. Na długości też jest lepiej. Ogólnie jestem zadowolona z moich włosów, choć jeszcze im troszkę do ideału brakuje. Kontynuuję olejowanie także w tym roku, więc spodziewajcie się kolejnych olejowych postów.

Tak to wygląda w przelocie. Pierwsza fota obrazuje jakie nitki miałam na łbie. Druga fota to włosy po obcięciu około 10 cm, po 3 miesiącach olejowania. Trzecie zdjęcie- aktualne. Na drugim ujęciu- względny ład po laminowaniu żelatyną. To aktualne zdjęcie, właściwie bez żadnych wspomagaczy. Ogólnie w tym roku ścięłam dobre 25 centymetrów, ale od kilku miesięcy w ogóle mi się nic nie rozdwaja- sukces 🙂 Plan na ten rok to dbanie, zapuszczanie i…zejście z czerni. Chcę ładny, naturalny brąz, od września nie farbuję. Waham się nad Uber, ale nie mam pewności czy da on radę z 7-8 letnią czernią + pół roku henny ( 4 farbowania). Doradzicie coś? Jak pozbyć się ciemnizny?

To się rozpisałam jak Fakt o mamie Madzi. Nie wiem czy ktoś dobrnął do końca 😀 Idę.