Jabłka to dekoracja, bo mi się pusto na fotce wydawało ;)
Dziś przyfasoliłam mojej szczecinie naturą. Roztłukłam jaja na głowie, pokropiłam cytryną i podlałam oliwą. No może nie do końca tak to wyglądało ;)
W miseczkę wbiłam dwa żółtka i dodałam łyżkę oliwy. Do tego nakropiłam porządną łyżkę soku z cytryny. Wymerdałam dobrze widelcem i postanowiłam nałożyć miks na włosach. Niestety wyszła totalna rzadzizna. Musiałam ratować się maską do włosów.
Tak, na opakowaniu widzicie mój włos, pardon, nie obczaiłam wcześniej. Dodałam tej oto zacnej maski, żeby konsystencja była w miarę przyzwoita. I zaprawdę powiadam Wam, dało się już toto nałożyć, nawet nie spływało. Nałożyłam na szewelurę mieszankę jajcarską. A włosy moje całą noc olejkiem utytlane spędziły, więc na ten naoliwiony łeb łapu capu poszła mikstura. Na ten galimatias czepek i czapka coby mi się jaja zagrzały jak należy, a dobroć w kosmyki wniknęła jak ta lala. W czasie gdy eliksir począł działać, ja oddałam się kąpielom uroczystym, odnóża swe liczne nacierałam pachnidłami, na twarzy maseczka, wcześniej peelingi i inne dziwadła. Odprężyłam się przy niedzieli jak ministrant po Snickersie. Minęło dobre pół godziny, może lepiej. Zdjęłam czapę, zdjęłam czepiec i ahoj przygodo! Zmywamy gałgana!
Jako że kawy nie pijam, to kofeinę przemycam w szamponie. Alterry to fajne szampony. Szczególnie jak się większą flaszkę w promocji trafi. Wyszorowałam się z tej jajecznicy, coby nie śmierdzieć jak kura spod ogona. Chociaż to jajo nawet nie waliło jakoś sromotnie, może cytryna zabiła smród ? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Zmyło się wyśmienicie. Aż żem się kurwa zdziwiła ;)
Kiedy włosy podeschły, dałam kropelkę olejku na końce, troszkę termoochrony na całość i dosuszyłam gamoni.
No i co myślicie? Po tych eliksirach włosy nabrały blasku. Podejrzewam, że to podstępna jak baba z Radomia, oliwa dodała im blasku. Włosy zrobiły się troszkę sztywniejsze, to chyba są jakieś jaja? Cytryna też chyba przyczyniła się do większego lśnienia. Włosy fajnie dociążone i sypkie. Troszkę za mało im uniesień, tych od nasady. Trzeba było nie pchać tej maski w okolicę skóry głowy, ale już za późno. Tragedii nie ma w każdym razie. Jest dobrze, jest fajnie, jest tak naturalnie, że ekolodzy wstali i zaczęli klaskać w autobusie.
Tu się troszkę kłaczki roztrzepały, ale nie ma lipy. Ogólnie jestem zadowolona, ale jak dla mnie to za dużo pierdzielenia z tym wszystkim. Raz na jakiś czas mogę pokombinować, ale częściej niż raz w miesiącu chyba mi się nie zechce. A, no deutoplazma to określenie żółtka, tak chciałam tylko przykozaczyć, że mam dostęp do internetu ;)
A Wy próbujecie takich wynalazków? Może macie jakieś inne domowe mikstury, których dziarsko używacie i możecie mi polecić? Chętnie wypróbuję :)
Jeszcze małe wtrącenie na do widzenia.
Postanowiłam przez zimę nie farbować włosów. Ogłaszam wszem i wobec "Zimowe bezfarbie". Chcę dać moim włosom pożyć. A zimą odrost mi nie straszny. Pracuję w domu, niewiele się szlajam, w razie nagłych wypadków mam czapkę ;) Na wiosnę znajdę jakąś fajną farbę lub hennę i pomaluję na kolor zbliżony do moich naturalków, czyli ciemny, zimny brąz. Jeśli znacie takie farby, proszę o polecenie już dziś. Zaznaczam, że zależy mi na farbie w miarę naturalnej, bezpiecznej, a nie jakieś Syossy i inne Garniery. Ktoś się przyłącza do Zimowego bezfarbia?
Tymczasem borem lasem! Miłego niedzielnego wieczoru, piwka wieczornego, ciasteczka, jabłuszka, zakupów, czy co tam macie w planach :)
Domowej mikstury nie mam żadnej. Używam za to maski do włosów z Alterrry Granat i Aloes i jestem zadowolona z moich włosów a maska jest w pełni weganska ;-).
OdpowiedzUsuńMi troszkę włosy ta maska podsuszała, taka przeciętna jak dla moich włosów, chociaż wiem, że dużo osób chwali :) Ale włosy włosom nie równe ;)
UsuńMogę się przyłączyć do zimowego bezfarbia, chociaż trochę przykrość, bo nowa flaszka farby czeka. Cóż, może jeszcze przed listopadem zrobię se one last time, a potem jakoś przezimuję :) Aczkolwiek do naturalnych na pewno nie wrócę, bo mój naturalny kolor jest ohydny i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej :P
OdpowiedzUsuńMoje naturalne dają radę ;) Chyba nawet jeszcze nie siwieję ;) Ostatnie malowanko miałam w połowie wrześnie, myślę, że do marca wytrzymam ;)
UsuńOk, decyzja podjęta, flaszka farby poczeka se na wiosnę (mam nadzieję, że się nie zepsuje ani nic, bo oglądałam pudło ze wszystkich stron i nigdzie nie widzę daty ważności o.O), a tak to się bedę ratować tylko szamponetkami (nie liczą się, prawdaaa? ^^), bo tak samo jak koleżanka niżej mam czerwień (w odcieniu jabola, jeeaa) :D
UsuńAaa co do mikstur naturalnych, to polecam jogurt :D Naturalny, ofkors :D Można do niego dopierdolić czego tylko dusza zapragnie, ale solo też się sprawdza elegancko i dobrze emulguje łoleje, jeśli takowe na wlosach są. Tylko po dłuższym trzymaniu troszkę capi :P Ja obecnie mam puszkę mleka kokosowego do zużycia i testuję, wypada baaardzo podobnie, jeśli nie identycznie. Przepraszam za spam :D
UsuńTaki spam lubię :)
UsuńSpróbuję z tym jogurtem! Bo kokos mnie puszy :D
Dobra, szamponetki się nie liczą ;)
Ja za leniwa jestem na takie czarowanie na głowie ;) wolę gotowce nakładać :)
OdpowiedzUsuńNie rozjaśniam od 3 miesięcy - przyciemniłam tylko kolor szamponetką, bo mi wyskoczyła sesja zdjęciowa i nie chciałam straszyć odrostem :D
Pozdrawiam !
Jak mus to mus trzeba się "poprawić" ;)
UsuńJa też mam lenia, ale próbuję go zadusić ;)
kłaczki masz śliczne, a i długość świetna .... co do akcji się nie przyłączam bo jak teraz na blond przeszłam to bym wyglądała jak półdupek zza krzaka :P
OdpowiedzUsuńRozumiem ;)
UsuńNad długością i jakością nieustannie pracuję ;)
Aaa, "że ekolodzy wstali i zaczęli klaskać w autobusie" padłam :)
OdpowiedzUsuńDo bezfarbia się nie przyłączę, bo siwym straszyć nie zamierzam.
Z natur na łeb czasem kładę zielska różne, przyrządzone w wiedźmim kotle, tfu, młynkiem zmielone na pył i na wzór hinduskich dobroci przyrządzone, co tam akurat słabo schodzi w piciu: skrzyp, pokrzywa, szałwia, bo skalp lubi. Nie lubi nazwy skalp. Też czasem algi, tudzież drożdże zdarzy mi się użyć, wszystko co łatwo czyni paćkę po dodaniu wody/jogurtu/oleju. Paćkę ową przed myciem na łeb metodą w folię i czapkę na pól godzinki, tudzież do maski dodane i jak wyżej. Jaja nie, jaja zjadam, na łeb nie kładę, bo łeb nie przepada, jajowe proteiny woli dostawać drogą wewnętrzną.
Ja już mam przeprotenowanie zaliczone, teraz jestem, ostrożniejsza heheh ;)
UsuńA ziół to nie próbowałam, trzeba obczaić temat!
ale błyszczą :) ja tam właśnie malowałam dzisiaj swoje, pracuje wśród wielu ludzi, to muszę jakoś wyglądać :p
OdpowiedzUsuńJa żyję na bezludziu, to jest mi łatwiej ;)
UsuńWłosy ze zdjęcia na zdjęcie coraz bardziej zacne. Ja z mieszanek domowych lubię: dwie łyżki Kallos Latte lub co tam się nawinie jako baza, do tego wbijam żółtko, dodaję oliwy i mąki ziemniaczanej, bo ponoć dobrze działa na włosy. No i działa. Noszę to z dwie godziny i zmywam. Na koniec robię plukanke z octu - łyżka octu w misce wody i chlus na łeb. Włosy lsnia jak psu jajca. Polecam!
OdpowiedzUsuńZ tym octem, to sposób mojej prababci, ależ ona miała piękne włosy! Dzięki za przypomnienie ;) Ocet mam, bo lubię galaretę z octem hehe :D
UsuńA z kartoflanką też trzeba spróbować!
Próbowałam kiedyś nakładać taką maskę na włosy, ale bez cytryny i może dlatego włosy śmierdziały jajkami do następnego mycia :P
OdpowiedzUsuńHehe możliwe, ja jajco stłumiłam ;)
UsuńJa z moją czerwienią niestety nie mogę się przyłączyć do bezfarbia, ale szampony alterrowe są naprawdę fajne :)
OdpowiedzUsuńNoooo z czerwienią byłoby ciężkoooo :)
Usuńuwielbiam Cie:DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńDziękiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii :D
UsuńDeutoplazma-czlowiek uczy sie cale zycie ;-) Dzieki Tobie moze uda mi sie zablysnac w towarzystwie :-)
OdpowiedzUsuńHehe spoko ;) Błyszcz :*
UsuńTyś to jednak pierdzielnięta zdrowo jest :O
OdpowiedzUsuńTak jakoś wyszło :D
UsuńJaki połysk mega ! :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńŻe mam włosy jak myszy psita, czyli - mysioszare, cieniutkie i rzadziutkie to...
OdpowiedzUsuń- jogurt plus jajco plus miód (usiłuję jakoś je ciut rozjaśnić, żeby nie były szare a z jakimś polotem i połyskiem złotawym)
- glut z siemienia lnianego i nie spłukiwac, wysuszyć i wuala!
- płukanie zwietrzałym piwem (oszczędności poimprezowe, gospodarna pani domu ze mnie)
też odstawiam farby - znaczy, niech mi pasemka odrastają. Na Tajwanie te sztywne czarne chińskie kudły to farbują perhydrolem do napędzania łodzi podwodnych, żeby coś chyciło - a jak by mi jakiś zboczeniec gej stylista na głowę nałozył takie coś to ja bym była łysa a on martwy. Zatem siłą rzeczy do świąt minimum będę naturalna i sote.
OD razu mówię - moje włosy są : cienkie, liche, rzadkie, śliskie i gładkie (poza miejscami gdzie są niegładkie bo się powycierały i pomechaciły). Nie da się ich przeproteinowac i spuszyć. Niczym, poza tapirowaniem chyba. Ale nie ponoszę odpowiedzialności za to, co moje mieszanki mogą zrobić z cudzymi, mniej mysio-psitowymi niż moje.
Łooo, to tak jak moje :O (ja spamowałam wyżej o jogurcie m.in - chyba powinnam się podpisywać jakoś, a zatem Sami jestem, miło mi). Choć przeproteinowanie lekkie raz się zdarzylo - ale to było po szamponetce z keratyną, masce z proteinami i piwem, także im się nie dziwię :D
UsuńA raz jak miałam kilka sztuk pasemek i mi się znudziły - to ciachnęłam nożyczkami, problem solved :D
Z innych eko mikstur co kładłam na łeb, to hmm, chyba drożdże z mlekiem - niestety, nie pamiętam efektow, szału chyba więc nie zrobiły, tylko martwiłam się potem, że śmierdzę :D
Piwa muszę koniecznie spróbować w ramach poimprezowych oszczędności ;)
UsuńPasemka uwalone nożyczkami- tego jeszcze nie było, hehhe to Ty hardkor jesteś :D