Ulubienica milionów- strącam ją z piedestału

Dzisiaj poruszymy temat produktu, którym jarają się chyba wszystkie włosomaniaczki. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że jakąś tam ortodoksyjną włosomaniaczką nie jestem, ot moja pielęgnacja włosów jest bardziej świadoma i systematyczna od pewnego czasu.
Czym jara się blogosfera, wyznawczynie włosowych guru i wizażanki z kafeteriankami razem wzięte?
Tym!
Maska do włosów Alterra granat i aloes.
Cały kraj jęczy i stęczy, że ta maska jest tak niesamowita, że  karwasz w twarz barabasz i klękajcie narody! Wszystkie szanujące się kłaczanki mają ten cud natury w swoich zbiorach i żadna złego słowa nie powie, bo jak to ?!
Swój egzemplarz zakupiłam w Esesmanie, bo tylko tam można znaleźć alterrowe produkty. Zapłaciłam niewiele ponad 5 złotych w promocji, która akurat teraz również trwa. Producent zaleca stosować raz w tygodniu, a zresztą sami zobaczcie co pieprzy producent, bo bez sensu żebym to przepisywała jak poparzona.
W każdym razie ja używałam raz w tygodniu, czasami częściej. To, że maska nie ma substancji pochodzenia zwierzęcego nie ma dla mnie większego znaczenia, ale wiem, że zwierzakolubiacze będą zachwyceni.
Rzeczywiście maska ta bublem nie jest. Włosy ładnie nawilża, stają się sypkie i miłe w dotyku. Rozczesują się bez problemu i pachnie też przyzwoicie- po alterrowemu. Wszystkie szampony, odżywki, srywki od nich pachną dla mnie podobnie. Aromat różni się nieznacznie w zależności od tego czego ma więcej w składzie.  A jeśli o skład chodzi to proszę.
Skład wygląda bardzo dobrze, nawet ja ciemnota widzę, że ma napchane olejków i innych dobroci, także nie mam nic do zarzucenia. Alkohol na początku, ale alkohol musi mieć, bo to jest Polska i tu się pije! A tak serio to pełni tu rolę konserwantu, bo maska jest bardzo eko i coś to wszystko w ryzach trzymać musi. No i składniki lepiej włażą w skórę przy pomocy alkoholu. A wiecie co mnie śmieszy? Zwróćcie uwagę na gwiazdkę przy alkoholu 🙂 Składnik pochodzi z naturalnej uprawy haha wtf ? 😀 Już widzę oczyma wyobraźni sielankowy krajobraz… Dziki las, piękna polana w leśnym gąszczu schowana, sad wiosenny, rozgrzany i senny (sorry Kora 😉 ). A na tle zachodzącego słońca wybija małe źródełko ekologicznego alkoholu. Nasze polskie żule leżały by u tego wodopoju póki by nie wysechł 😀
Ale co dalej z tą maską. Opakowanie jak najbardziej praktyczne, szatę graficzną mam w dupie. Z tuby przyjemnie się korzysta. Przy końcówce mazi rozcięłam ustrojstwo i jeszcze na dwa razy miałam maskę. Jest dosyć wydajna.
Z włosami nie zrobiła mi łał, ale była nie najgorsza. Mimo to nie zachwycam się nią do porzygu, ot dobra maska na mocną czwórkę, ale bez plusa 😉
Ostatnio znalazłam coś co moje włosy uwielbiają. Nie jest to maska, a odżywka, ale mimo to sto razy lepsza od granatowo aloesowej faworytki tłumów. Ale o tym wkrótce…