Doktor Kwiecień-Plecień, czyli jak „lekarz” złamał prawo.

Taka sytuacja…
Wbijasz do apteki. Recepta jest źle wypisana. No sorry, jeśli ja wypisywałabym recepty, byłoby dobrze i do tego czytelnie. Ale ja nie wypisuję. Miła Pani z apteki radzi zapierd*lać na SOR, bo tabsy potrzebne już teraz natychmiast. Tam mają obowiązek przepisać jedną z pozycji na osobną receptę. Podkreślam- przepisać, nie przypisać. Ot, nanieść to co już jest na inny papierek, bo tabsy nie są refundowane. Proste.
Pana lekarza nazwijmy Kwiecień, żeby nie było, że po nazwisku :D Po wcześniejszej rejestracji, papierach i pół godziny formalności jesteśmy prawie u celu. Prawie robi ogromną różnicę. Kwiecień zapierdziela w kółko prawie i graniaste, trzy kroki w prawo,sześć w lewo. Staruszka obok resztkami sił prosi o pomoc, ale przecież jeszcze żyje, więc nie ma co sobie tym du*y zawracać, doktorek radośnie świergoli przez komórkę. Mamy czas. Dobra dziad przycupnął na chwilę, świetny czas na atak.
-Bla, bla, bla..proszę o przepisanie recepty. (Oczywiście prośba poprzedzona lizaniem du*y i wazeliną, tak żeby Kwietnia wprowadzić w nastrój i żeby był świadomy swej zajebistości, wielkich mocy itd.) .
– A co ja jestem?! Gwiazdka świąteczna? Św. Mikołaj?- doktorek nie w humorze. – Ja nic nie przypiszę, ja nic nie muszę!
– Ale nic nie trzeba przypisywać, wystarczy przepisać.
– A ja nie znam. A skąd ja wiem komu przypisuję?(- No bo dowód osobisty przy rejestracji i wypełniona karta, i wypisane wcześniej recepty, to wszystko oczywiście fałszerstwo i zmowa Hobbitów).
-Dobrze, skoro Pan nie chce przepisać, proszę uprzejmie o napisanie kartki, że w razie pogorszenia mojego zdrowia w nocy lub mojego zejścia bierze Pan pełną odpowiedzialność za to, bo nie ma Pan ochoty nic przepisać. Proszę też o podpis i pieczątkę i jesteśmy kwita. -Mina zdechłego borsuka u Pana, sytuacja napięta jak plandeka na Żuku i…
-No to ja mogę napisać tę receptę! Ale pod fałszywym nazwiskiem!- Doktorek jak nakręcony rach ciach, pieczątka fruuu! Jest recepta jak malina! Pod fałszywym nazwiskiem? Fuck o co chodzi?
Recepta jak ta lala, w danych osobowych- Henryka M. ul Sobieskiego (…). Ale, że jak to?! PESEL też jakby nie ten, rocznik taki bliższy powojennym czasom niż czasom obalenia komuny. Ale gdzie doktorek? Kamfora, dym z ogniska. Był- nie ma. Jak kasa w portfelu.  Popij wodą. Ponowna wycieczka do apteki.
Pani aptekarka uraczona historią puka się w głowę. Gdyby nie fakt, że cholerstwo było potrzebne szybko, a lek ratujący zdrowie, sprawa nie skończyłaby się na wykupieniu cholernej recepty. Lekarz niespełna rozumu, w dodatku Pani w aptece informuje, że Pani Henryka pół godziny wcześniej wykupiła swoje leki. Pani Henia to nie fikcyjna osoba wyimaginowana przez Kwietnia. Doktorek podał dane osobowe swojej pacjentki osobom trzecim. A po cholerę? Z jakich pobudek ? Nie łatwiej było załatwić sprawę po ludzku? Ja już nawet nie chcę wiedzieć, co taki błazen robi na SORze, ja chcę wiedzieć co ten błazen wyprawia. Można powiedzieć, że błazen zmusił mnie do popełnienia złegoooo czynu, wykupiłam leki na nie swoim „koncie”. Musiałam. Przepraszam Panią Henrykę, która i tak pewnie o sprawie się nie dowie. A Tobie błaźnie życzę żeby nigdy nie przyszła do ciebie świąteczna gwiazdka, a Święty Mikołaj niech Cię dobrze rózgą zdzieli.
Takie moje szybkie dzisiejsze wynurzenie, bardziej na poważnie, na drugi raz się poprawię.
Możecie komentować, bo ja nie mam więcej słów na moje ostatnie przygody :D